Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-12-2010, 17:05   #4
Drusilla Morwinyon
 
Drusilla Morwinyon's Avatar
 
Reputacja: 1 Drusilla Morwinyon jest godny podziwuDrusilla Morwinyon jest godny podziwuDrusilla Morwinyon jest godny podziwuDrusilla Morwinyon jest godny podziwuDrusilla Morwinyon jest godny podziwuDrusilla Morwinyon jest godny podziwuDrusilla Morwinyon jest godny podziwuDrusilla Morwinyon jest godny podziwuDrusilla Morwinyon jest godny podziwuDrusilla Morwinyon jest godny podziwuDrusilla Morwinyon jest godny podziwu
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=SKKMqTtepMI&feature=related[/MEDIA]
Deth:


Prócz mgły i niepokojącego braku oznak obecności w okolicy zwierząt dolina zdawała się niczym nie różnić od innych, typowych dla górskiej okolicy. Rosnące w pobliżu drzewa - przeważnie iglaste, nie wyglądały bardziej obco niż zazwyczaj.
Po kilkunastu minutach poszukiwań mężczyźnie udało się odnaleźć coś, co wyglądało na starą, pokryta częściowo przez mgły i zarośnięta drogę prawdopodobnie kierująca się w stronę niższych terenów.
Pomimo wieloletniego, może nawet trwającego wieki zaniedbania wciąż można było co jakiś czas dojrzeć skrawek bruku, choć z całą pewnością żaden człowiek nie wędrował nią już od długiego czasu.
Deth pochylał się właśnie badając fragment bruku, gdy usłyszał dobiegający z pobliskiej kępy drzew trzask pękającej gałązki...

Risha obserwowała mężczyznę już od dłuższego czasu, co prawda słyszała legendy, nigdy jednak nie spodziewała się zobaczyć przybysza z innego świata, nawet jednak w tej sytuacji wolała zachować ostrożność, zwłaszcza os chwili, gdy do jej nozdrzy dotarł swąd zaschniętej krwi. Nie opuszczając swej kryjówki podążała za nim przemykając skrajem zarośli, wszystko byłoby w porządku, gdyby w pewnej chwili nie nastąpiła na kruchą gałązkę. Klnąc w myślach przywarowała mając nadzieję, że nieznajomy nie dostrzeże jej pośród roślinności.

Uruf:


Godzina płynęła za godziną, zamieć wciąż szalała wokół zagłuszając ciche oddechy śpiącego stada.
Pomimo to sygnał - zew - jakkolwiek by go nie nazwać dotarł do białej wilczycy.
Naira bez zbędnych słów po cichu przekradła się w stronę skraju zagajnika, by po kilku chwilach zniknąć w śnieżycy.

Światło księżyca zalewało ogród, gdzie pośród tysięcy krzaków róż spoczywały ciała poległych wojowników - ludzi, elfów, zmiennokształtnych - gdyby nie to, iż ich piersi nie poruszał oddech można by uznać, że jedynie zasnęli odpoczywając w cieniu ogromnego pałacu.
Uruf podążał za ledwie słyszalna pieśnią - raz bliska i znajomą niczym kołysanka, to znów zimna i odległą - wabiąca go coraz bliżej bram budowli.
Choć nie wiedział, ani jak długo szedł, ani w jaki sposób znalazł się w tym miejscu ani na chwile nie zmylił kroku, gdy zaś wreszcie stanął przed rozwartymi na oścież drzwiami dostrzegł JĄ.
Człowiek, czy wilk? Pomimo, iż starał się nie mógł dostrzec wyraźnie JEJ sylwetki, zupełnie jakby postać utkana była ze światła księżyca, jedynie cicha nieprzerwana pieśń bez słów świadczyła o tym, że nie jest jedynie złudzeniem.
Zdawało się, że minęła cała wieczność nim zjawa uniosła twarz i uśmiechnęła się smutno wyciągając w stronę wilkołaka śnieżnobiałą dłoń.
Ten poczuł nagle, jakby całe jego ciało stanęło w ogniu, ból, strach, których nie dano mu nawet wykrzyczeć...
Mógł tylko patrzeć jak jego ciało żywcem odpada od kości, do końca nie tracąc przytomności, do ostatniej chwili wpatrując się w szkarłatne jak krew oczy zjawy...


Pierwsze promienie słońca oświetliły krajobraz nie mający nic wspólnego z sielska zimowa baśnią - przybrudzony śnieg mieszał się z na wpół skostniałym błotem zalegającym na większości równin - jedyną dobrą stroną zdawał się być fakt, iż śnieg zagasił większość pożarów i przytłumił nieco smród gnijących trupów.

Kiedy Urufotworzył ślepia na powrót znajdował się w zagajniku, nigdzie w pobliżu nie było widać ani różanego ogrodu, ani widzianego w koszmarze widma.
Wataha obcych wilków była już daleko i jedynie ślady łap świadczyły o tym, iż nie była ona również jedynie snem.
Wilkołak sądził już, iż został zupełnie sam, gdy usłyszał za sobą ciche kroki, gdy się odwrócił dostrzegł swa nową znajomą zlizująca z pyska połyskująca jeszcze szkarłatem krew. Tuz obok niej leżała spora, choć wyraźnie już napoczęta gęś.
Naira ziewnęła i przysiadła obok wpatrując się w niego oczyma o niepokojąco znajomej barwie.
- Więc gdzie chcesz iść? - spytała spoglądając na towarzysza w przerwie pomiędzy zlizywaniem krwi z pyska. Nie wyglądało na to, by zamierzała wyjaśnić pobratymcowi, gdzie, ani dlaczego ruszyła reszta jej białofutrych przyjaciół, podobnie jak czemu cała obryzgana jest krwią, z której na pewno jedynie drobna cząstka należała do upolowanej gęsi.
 
__________________
Co? Zwiesz dekadentami nas i takoż nasza nację?
Przyjacielu, ciężko myślisz, w innych czasach miałbyś rację.
Czyżbyś sądził, żeśmy tylko tępo w siebie zapatrzeni?
Nie wiesz, lecz to się nazywa ironia i doświadczenie.

Ostatnio edytowane przez Drusilla Morwinyon : 21-12-2010 o 18:41.
Drusilla Morwinyon jest offline