Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-12-2010, 21:49   #16
Ajas
 
Ajas's Avatar
 
Reputacja: 1 Ajas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie coś
Gerard przysłuchiwał się odpowiedzi Karczmarza, a gdy mapa pojawiła się na stole wstał z miejsca by móc lepiej się jej przyjrzeć. Mapa była staranie wykonana i z jej pomocą na pewno bez mniejszego trudu odnajdą klasztor. Mag zaś chciał wybrać się tam coraz bardziej. Ruiny niedaleko wioski zapomnianej przez ludzi i świat... Może właśnie w nich kryją się osoby których szuka? Czarnowłosy czarodziej odchrząknął gdy już wszyscy zapoznali się z mapa i powiedział do nowo sformowanej drużyny.
- Pozwolicie, że to wezmę? Lubie często zerkać na mapę by wiedzieć dokąd idę – odpowiedział mu ogólny pomruk aprobaty i czarodziej zwinął pergamin chowając go pod płaszcz. Łyknął piwa i skrzywił się lekko, nigdy za tym rodzajem alkoholu nie przepadał, a ponadto to nie należało do najprzedniejszych. Podsunął dyskretnie kufel krasnoludowi który najwidoczniej w tym trunku gustował. Gerard nagle jak gdyby coś sobie uświadomił. Musiał rozładować wóz, będzie pewnie lać całą noc więc sporo rzeczy mogło by mu przemoknąć! Podniósł lekko głos by przebić się przez gwar jaki panował przy stoliku i ponownie zwrócił się do nowych towarzyszy.
- Kto mi pomoże rozpakować wóz na noc? Nie chcę, by mi wszystko przemokło.
- A co tam masz ciekawego? – spytał się go Xander.
-Koc, garnki, jedzenie, skrzynie wyładowaną różnymi drobiazgami, pochodnie i ogólnie sporo różnych przedmiotów które mogą zamoknąć. To kto chętny do pomocy? – spytał ponownie lekko się uśmiechając. Krzywiąc się mało co da się załatwić.
- Mogę pomóc z wozem. - zaoferował się Kaldor, a blondyn który pytał o to co Gerard ma na wozie dał sobie chyba spokój z pomaganiem. Grupa powoli się rozchodziła a mag wraz z łowcą skierował się do drzwi by rozładować wóz.
- Dziękuje za pomoc. – rzucił przez ramię do tropiciela otwierając drzwi od karczmy.

Ciężkie krople opadały na ziemię, a Gustaw co chwile trząsł łbem. Ignis siedział na kocu przykrywającym co wrażliwsze materiały a na widok swego pana zakrakał radośnie.
- Kraa Nikt nic nie ruszał, Kra!
Mag uśmiechnął się i podszedł do wozu mówiąc nowemu towarzyszowi.
- Przede wszystkim trzeba wziąć tą skrzynie, pochodnie no i tamten gliniany dzbaniec. – to mówiąc wskazał obwiązaną liną skrzynie oraz naczynie z które wystawały tuby do przechowywania papierów. Pochodnie zaś związane leżały w rogu wozu. - Koc też przydało by się zabrać. – powiedziawszy to odrzucił okrycie na bok i wydobył z pod niego dość mocno wilgotny już plecak jak i lekką kuszę którą doczepił do swojego pasa. W ręce zaś wziął zwijane posłanie oraz garniec wykonany z gliny.

Po co ci tyle sprzętu? - spytał Kaldor wyciągając skrzynię. - Masz nadzieję to sprzedać po drodze, czy lubisz zbierać rupiecie?
- Jak się żyje w drodze to trzeba mieć co najważniejsze rzeczy przy sobie. - odpowiedział Gerard kierując się do drzwi karczmy.- Wole mieć patelnie i garnek niż martwić się w środku lasu na czym upichcić obiad
-Na patyku? - rzucił żartobliwie tropiciel, po czym zerknął na Ignisa. - Rozkoszny zwierzak. Jesteś również hodowcą ptaków?
- Wole jednak Garnek - odpowiedział Gerard wchodząc do głównej izby i zmierzając w stronę schodów. - A co do Ignisa, to mój chowaniec. Magiczny towarzysz mówiąc innymi słowy. Jest o wiele inteligentniejszy od typowego przedstawiciela tego gatunku. - wyjaśnił mag łowczemu.
-Ach, czyli jesteś magiem. - Kaldor pokiwał głową idąc wciąż za Gerardem. - Tak jak ten mały... hmm... Tim? Nader dużo was, czarodziei decyduje się na poszukiwanie przygód, musze rzec.
- Cóż nie można wsadzić wszystkich czarodziejów do jednego worka. Nawet ja i Tim to zupełnie co innego, obaj mamy inne specjalizację. Chociaż jego jest dość powszechna w świecie, ja param się magią która można powiedzieć jest rarytasem w świecie magów. Coś jak biały kruk że tak to ujmę. - rzucił do łowczego. - A co do przygód. Cóż czasem w życiu się tak układa że po prostu trzeba wyruszyć w drogę. Wyznaczyć swoje ścieżki. - dodał po chwili namysłu.
-Miałem raczej na myśli ogólnie przyjęty pogląd, że czarodzieje siedzą zamknięci w wieżach i studiują całe życie wielkie księgi. - tropiciel wzruszył ramionami. - A cóż to za specjalizację sobie obrałeś, że do białego kruka ją porównujesz?
- Co do tych ksiąg to trochę w tym racji jest. Sam uczyłem się podstaw magii przez długie dziewięć lat i głównie czytałem wtedy księgi – odpowiedział Gerard kładąc to co niósł przy wygaszonym kominku w pokoju który sobie wybrał.- Co do samego czarowania jestem Wywoływaczem, lecz nie o specjalizację tu chodzi, a o sploty magiczne z których czerpię . Długo by tłumaczyć ale posłużę się przykładem. Jeżeli magia była by rzeką, a magowie wędkarzami to typowy wywoływacz siedział by przy swojej rzeczce i łowił okonie, szczupaki, płocie czy tam węgorze. Co złapało by haczyk to by zjadł. Ja natomiast łapał bym tylko i wyłącznie okonie i tylko nimi się posilał. – mówiąc to mag gestykulował zawzięcie rękoma. – Ciężko to wytłumaczyć od tak. Lepiej pokazuje to praktyka.
-Brzmi jakby cię to ograniczało. - wywnioskował Kaldor kładąc skrzynię z hukiem na ziemi. - Albo jakbyś był uczulony na szczupaki.
- Cóż może to tak brzmieć, jednak moja gildia uważała, że skupienie się na jednej „rybie” pozwala ją poznać do głębi. Wiesz na które ości uważać najbardziej. Chociaż faktem jest, że może to trochę ograniczać. Jednak dla mnie ta wybredność otwiera więcej dróg niż ich zamyka. – Ignis sfrunął z ramienia maga i zasiadł na parapecie nieszczelnego okna. Gerard natomiast podsunął skrzynie do łóżka i odwiązawszy ją otworzył jej wieko by sprawdzić czy wszystko jest w odpowiednio dobrym stanie. W drewnianym pojemniku znajdowało się dziesięć półlitrowych butli z żółtą lepka mazią. Czyżby oliwa? Ponadto kilka świeca, lina konopna oraz pióra do pisania. – Chyba wszystko całe. Idziemy po resztę? – powiedział po chwili.
-Brzmi jak metamagia... słyszałem co nieco o tym. - rzucił tropiciel nie mając pojęcia, czy "trafił". - Możemy iść, chyba że dzielisz sprzęt na taki który zasługuje na bycie suchym i taki, który ma być wilgotny. Na przykład za złe sprawowanie.
- Wole jednak gdy wszystko jest suche. – odpowiedział zamykając skrzynie. – A ty czym zajmujesz się na co dzień? Wyglądasz mi na kogoś kto chętnie mieczem pracuje.
-Jestem tropicielem - stwierdził odkrywczo Kaldor. - I bardziej łukiem niż mieczem. W pewnych okolicach jestem znany z zamiłowania do polowań na orków... w innych nienawidzony za to. - wzruszył ramionami. - Ludzie są dziwni. Najpierw płaczą, że zielonoskórzy im domy palą, a później kamieniami w ciebie rzucają, bo "to nieludzkie, tak mordować". - potrząsnął głową.
- Mord w dobrej sprawie nie jest niczym złym w mym mniemaniu. – odpowiedział tropicielowi czarodziej.- Chociaż sam staram unikać zbędnych konfliktów. - dodał szybko.- A co sprowadza Tropiciela do tak małej wioski? Chrapka na szybki i łatwy zarobek połączony z polowaniem na orków czy innego rodzaju bandytów?
-Między innymi. - przyznał. - I potrzeba pieniędzy, by mieć gdzie i za co przezimować. Zdziwisz się, ale nie zapadamy w sen zimowy jak niedźwiedzie.
- Zima szybko się zbliża... – mruknął Gerard biorąc resztę drobnych przedmiotów z wozu, łowczemu zostawiając do przeniesienia plik dziesięciu pochodni. Mag całkowicie zignorował wypowiedź na temat snu zimowego.- Nie sądziłem że zjedzie się tu tak wiele osób. Liczna grupa się stawiła. – zmienił temat Gerard.
- Ano, spora grupa do podzielenia łupu. - podsumował bez ogródek Kaldor. - Mam nadzieję, że ci bandyci będą mieli przy sobie "coś" żeby wyprawa była bardziej opłacalna
- Miejmy nadzieje, że nie będzie to długa ostra włócznia która nowe miejsce znajdzie w piersi jednego z nas. – powiedział i zaśmiał się grobowym głosem. – Mnie bardziej ciekawi sama natura tego klasztoru niż łupy które kryje. Wygląda na dość ciekawe miejsce.
-Bo nawiedzone, czy bo kiedyś żyli tam czarodzieje?
- Bardziej to drugie. No i to, że znajdują się na zapomnianym przez Boga i ludzi zadupiu ,że ujmę to takim słowem. Wiele osób może szukać takich miejsc by się skryć przed własną przeszłością.-powiedział tajemniczo[/i]- Kto wie co możemy tam spotkać?
-Nie wiem. Ale wiem, że dyskutowanie na ten temat nie ma sensu. - wzruszył ramionami. - Bo tyle samo różnych stworzeń można spotkać w przeciętnym lesie: wilki, sarny, dziki, fauny, elfy, driady, gnolle... może nawet nimfę.
- Też prawda. –stwierdził mag też wzruszając ramionami i kładąc mokre rzeczy koło paleniska które miał zamiar niebawem rozpalić. – No cóż wielkie dzięki za pomoc z wozem, rano sam się jakoś na niego załaduję no chyba, że będziesz na tyle miły że i wtedy mi pomożesz z tym wszystkim.
-Do usług. Widziałem mniej więcej jak to miałeś zapakowane na wozie, więc myślę że dam radę jutro pomóc wrócić tym rzeczom na swoje miejsce... - zamyślił się na chwilę, po czym spojrzał Gerardowi prosto w oczy. - Tylko mi nie mów, że chcesz do ruin iść z tym wozem.
- Oczywiście, że idę tam ze swoim wozem! – odpowiedział pewnym głosem patrząc w oczy łowczego.
Kaldor na chwilę schował twarz w dłoni.
-Czemu tak bardzo chcesz robić za wielki sygnalizator o naszej obecności dla okolicy? I jak planujesz jechać tym wozem przez las?

Gerard zamyślił się, fakt drogi przez las nie przewidział. Wyciągnął szybko mapę zza pazuchy i zaczął dokładnie ją studiować mrucząc coś pod nosem. Po chwili zwinął pergamin w rulon i odpowiedział łowcy ostrożnie ważąc każde swoje słowo.
- Myślę że uda mi się przejechać nim przez las. Dwukółka nie jest jakimś wielkim pojazdem.... Po za tym mamy iść nad rzeką tam las nie powinien być aż tak gęsty... – faktem było ze wiedza maga na temat lasów wielka nie była ale nie zamierzał się tak łatwo poddać. – A jeżeli rabusie będą nas wypatrywać to zobaczą nas tak czy siak, trudno przeoczyć taką grupę. A zawsze można na dwukółce przenieść rannych lub jakiś ciężki łup. – wysunął swoje argumenty czarodziej.
-Problem w tym, że z takim wozem mogą nas zobaczyć nawet jeśli nie będą nas wypatrywać. Poza tym to będzie strasznie spowalniać pochód... przeciskanie się między drzewami i tym podobne. Droga nad rzeką nie musi wcale być przyjazna wozom... czy wołom. - westchnął i machnął ręką. - No ale jak wolisz. Nie mój cyrk, nie moje małpy.
- Przemyślę to dziś wieczorem, bo jest to problem wart zastanowienia. Najwyżej wezmę ze sobą tylko najważniejszy sprzęt a Gustawa zostawię pod opieką karczmarza. – powiedział mag idąc na kompromis, po czym ziewnął. – A teraz warto już chyba pomyśleć o śnie. Droga tutaj nie należała do najkrótszych i najprzyjemniejszych.

Łowca zrozumiał aluzję i udał się do swojego pokoju Gerard natomiast otworzył okno i szepnął do swojego chowańca.
- Leć nad rzekę i sprawdź czy jest to przejezdna droga.
Chowaniec zakrakał głośno w ramach odpowiedzi i rozłożywszy skrzydła odfrunął w stronę ciemnego nieba. Czarodziej zamknął okno i zszedł na dół po drewno na opał. Wróciwszy do pokoju ułożył je w kominku po czym wymruczał kilka słów pod nosem i nakreślił w powietrzu palcami prosty symbol. Wyładowanie magiczne pomknęło w stronę drewna które zapaliło się momentalnie. Mag uśmiechnął się i susząc swoje rzeczy siedział przy ciepłym ogniu czekając na powrót kruka.

Po trzech kwadransach usłyszał uderzanie dzioba o zamknięte okiennice. Otworzył okno wpuszczając do pomieszczenia więcej zimnego powietrza i przemoczonego czarnego ptaka. Ignis wylądował na podłodze i otrzepał się z kropel wody po czym zaraportował.
- Kraa dużo błota, Kraa przejezdna ciężko Kraa, Kraa. Nosić Trzeba Kraa.
Mag kiwnął głową i rzucił ptaszysku kawałek surowego mięsa by to się pożywiło. Sam zaś przysiadł na zniszczonym łóżku przygryzając koniuszki kciuków. Najwidoczniej obfity deszcz sprawił ze wóz trzeba by często przenosić, czyli byłby on nie przydatny nawet do wożenia rannych. Cóż będzie trzeba iść z plecakiem...

Gerard spojrzał na wysuszony już z lekka plecak po czym zaczął gmerać w swoich rzeczach by wszystko mieć jutro pod ręką. Przygotował w pierwszej kolejności pięć pochodni, atrament, dwa pióra, kilka zwitków pergaminu, mapę którą dostali od karczmarza, swoją księgę czarów oraz worek z odczynnikami magicznymi. Po chwili namysłu dorzucił do tego bukłak a pergaminy wraz z mapę włożył do skórzanego futerału. Sprawdził jak to wszystko mieści się w plecaku, a że był on dopiero do połowy pełny, mag ułożył w nim jeszcze dwa pudełeczka które służyły do szybkiego rozpalania ogniska. Następnie otworzył skrzynie wyjmując z niej pięć butelek z oliwą. Je również umieścił w plecaku i sprawdził czy ten się zamknie. Bagaż domknął się bez problemu więc mag wypakował wszystko i ułożył w kacie pokoju, kładąc tam jeszcze 30 metrów zwiniętej, solidnej liny konopnej. Żywność postanowił przyszykować z samego rana.
Czarodziej ziewnął i wyjrzał jeszcze raz przez okno spoglądając w ciemność nieba. Już niedługo może znajdzie odpowiedzi na pytania które dręczą go od tak dawna. Z trzaskiem zamknął okiennice i ułożył się na łóżku przymykając oczy. Ignis spał już ze złożonymi skrzydłami na małym stoliku niedaleko kominka.
- I niech duchy pradawnego ognia mają nas w opiece, a ich ogień niech nie obróci się przeciwko nam. – mruknął tylko pod nosem. Po chwili mag spał już na swoim łóżku.
 
Ajas jest offline