Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-12-2010, 23:55   #44
Feataur
 
Feataur's Avatar
 
Reputacja: 1 Feataur jest po prostu świetnyFeataur jest po prostu świetnyFeataur jest po prostu świetnyFeataur jest po prostu świetnyFeataur jest po prostu świetnyFeataur jest po prostu świetnyFeataur jest po prostu świetnyFeataur jest po prostu świetnyFeataur jest po prostu świetnyFeataur jest po prostu świetnyFeataur jest po prostu świetny
Ruch owych typków nie uszedł również spojrzeniu maga. Wolał, aby jego obawy były bezpodstawne, ale nigdy nic nie było pewne. Dlatego jego niespodzianka pozostawała wciąż aktywna. Niemniej sam także nie omieszkał rzucić okiem na kształty, którymi raczyła obdarzyć go Sakura. Cieszył się, ze gospodarz jeszcze nie przyniósł sake. A może i nie? Jak bowiem wytłumaczyłby ten rumieniec, który właśnie wykwitł mu na twarzy?
- Ta magia ożywczo na ciebie działa. Albo Nagoja? Nabierasz kolorków Takami. - odparła beztrosko łowczyni. A gospodarz zjawił się z alkoholem i czarkami. Sakura nalała swoją odłożyła fajeczkę i wychyliła jednym haustem. I uśmiechnęła się.- To lubię.
- Tak, wiesz... Maho ognia ma właśnie takie działanie... znaczy...
- burczał pod nosem Takami, do czasu, aż przyniesiono sake. Sam powoli wziął w dłonie czarkę i upił nieco alkoholu. Poczuł, jak procentowy trunek rozlewa mu się w trzewiach i rozgrzewa niegorzej niż jego własna magia.
- Nie piłem sake od... lat - powiedział ni z tego ni z owego. Wyglądał teraz dość komicznie, trzymając czarkę z sake niczym trofeum, dwoma rękoma i wpatrując się w jej dno, szukając jakby złego diabła, który odpowiedzialny był za stan upojenia.
- Żałuj żałuj... są przyjemniejsze rzeczy od sake dla mężczyzny. - tu ruchem głowy wskazała kurtyzanę i dodała. - i dla kobiety też przyjemniejsze. Ale sake jest przyjemna i łatwiej ją zdobyć, niż kobietę.
Takami darował sobie skomentowanie tej myśli. On chyba był jednym z tych, którym nie trzeba było o tym opowiadać. Dla kogoś takiego jak Kohen, zdobycie kobiety równało się niemal z osiągnięciem statutu daimyo. Oczywiście, mógł kupić sobie na noc kobietę, ale czy to było to samo? Kohen wątpił. Poza tym folgowanie swoim ziemskim potrzebom nie stanowiło priorytetu czarownika. Miał on ważniejsze sprawy na głowie, niż myślenie o swojej chuci. Do czasu, aż spotkał Sakurę... Potrząsnął głową i spojrzał na towarzyszkę. Dodatkowo ze zdziwieniem zauważył, że jego czarka była już pusta. Kiedy ja to wypiłem?, zastanowił się. Alkohol powoli dawał się we znaki. Dla abstynenta takiego jak Takami, nawet taka mała ilość napoju wyskokowego mogła być powalająca. Kohen odstawił czarkę na stolik, byle nie mieć jej w zasięgu dłoni.
- Czasami... czasami tak - odparł lakonicznie.
- Coś ty taki ponury. - po kolejnym napitku, dziewczyna nachyliła się w jego stronę, przymrużając oko, by mu się przyjrzeć. Twarz Kohena owionął jej oddech, sake i perfumy, przypominający o jej ustach, na jego wargach. No i jeszcze wręcz prezentowała przed nim dekolt swych piersi.- Zupełnie jakbyś umarł za życia. Uśmiechnij się. Pokaż,że masz jeszcze w sobie wigor. - zachęcała lekko wstawiona łowczyni.
- Przepraszam - odparł i uśmiechnął się na tyle, ile mógł. Być może nie wyszło mu to najlepiej, ale przynajmniej się postarał - Już wiem, czemu nie piję za często. Bo zamiast zapomnieć, ja wciąż rozpamiętuję.
Odzwajemnił spojrzenie w jej otwarte oko.
- Ale to nie pora na smutki - dodał i uśmiechnął się szerzej - Mialem dzisiaj żyć normalnym życiem!
Odchylił nieco płaszczai sięgnął do mieszka. Już miał wyciągnąć kilka złotych monet, lecz obecność członków yakuzy przypomniała mu o roztropności. Zamiast kilku monet, wyciągnął tylko jedną, lecz tak, aby nawet maleńki odgłos brzdęku metalu nie rozszedł się po karczmie.
- Gospodarzu, jeszcze shouchu dla damy! - zawołał w stronę kręcącego się karczmarza.
- I tak ma być! - odpowiedziała wesołym tonem Sakura po czym zaczęła opowiadać historię o oni które porywało młode kobiety z wioski. - Wypuszczał je po jakimś czasie, a one twierdziły, że nic nie pamiętają. Wracały do swych ojców, mężów... czasem z brzuchem. Rodziły jednak normalne dzieci. - odparła Sakura śmiejąc się. - Znalazłam owego “oni”. To był rosły chłop z drugiej wioski, który nocami porywał co ładniejsze dziewczęta. Wpierw uwodząc je za dnia. A powód dla którego mu na to pozwalały, był taki... - rzekła ciszej.- ..że on był hojnie wyposażony. Miał wielkiego jak u konia. No może nie aż tak dużego, ale rozumiesz o co mi chodzi? - zakończyła tą “wesołą” historyjkę wybuchem głośnego śmiechu.
Kohen pokiwał głową, mając na twarzy uśmiech. Jednak był on całkowicie sztuczny. Historia ta naruszyła pewną drażliwą kwestię w duszy maga. Przypomniała mu o jego pierwszym zabitym demonie. I matce. Po raz kolejny dał się ponieść sile alkoholu i powrócił do swojego domu, kiedy to widział śmierć swojej rodzicielki. Otrząsnął się z tego jednak najszybciej jak potrafił.
- Też kiedyś spotkałem takie demona - powiedział za to, nawiązując jednak do swojej pierwszej ubitej bestii - Miał jednak cztery ręce i białą maskę na twarzy. Pojawił się znikąd, próbując mnie zabić. Później płonął dość długo. Żałowałem jedynie, że nie zdążyłem zdjąć maski z jego twarzy i spojrzeć mu w ślepia.
Uśmiechnął się do Sakury.
- Być może kiedyś spotkam jeszcze takiego demona, wtedy zaś pokażę mu, co się dzieje z przyrodzeniem, ktore narusza cudzą własność.
Kobieta zaczęła głaskać dłonią po lewym policzku, delikatnymi ruchami dłoni.
- Żadnych smutnych wspomnień. Tych jest najwięcej, ale najmniej są warte.
Z policzka dłoń przesunęła się na szyję Takamiego, a sama Sakura rzekła dwuznacznie.
- Jak masz za mało miłych wspomnień, to może załatwię ci parę nowych?
I przesunęła czubkiem swego języka po swych wargach w figlarny sposób. Nie wytrzymała jednak długo z tą miną i pochyliła głowę w pijackim śmiechu, odsuwając dłoń od jego szyi. Sięgnęła po czarkę z shochu i wypiwszy ją rzekła z uśmiechem.
- Gome Takami, jak wypiję za dużo, głupie pomysły się mnie czepiają.
Wzruszył ramionami i zaśmiał się cicho.
- Samo twoje towarzystwo jest miłym wspomnieniem - odpowiedział, jednocześnie ciesząc się w duchu, że Sakura nie posunęła się dalej. Nie wiedział, jakby miał zareagować. Dolał sobie nieco sake do czarki i upił trochę. Miał szczęście, bo póki co jeszcze się trzymał. Nie wiedział, czy to niepewność typków siedzących w sali, czy próba zachowania trzeźwości w obecności Sakury, jednak postanowienie, że nie upije się szybko nadal trwało.
- Nie mam tego za złe, Sakura - rzekł na słowa jej przeprosin.
- Och... -dłoń Sakury wylądowała na jej piersi, a ona sama zatrzepotała rzęsą jakby była nieśmiałym dziewczątkiem. - Co za piękne komplementy.
Pochyliła się na stoliku, podpierając głowę ręką spoglądała na niego mówiąc z chichotem.
- No dalej, czaruj mnie dalej Takami. Nieźle ci szło.
Tymczasem dwóch Yakuza ruszyło w ich stronę. Byli chyba wystarczająco podpici, by alkohol
zagłuszył ich zdrowy rozsądek.
- Oczekujesz od byłego mnicha komplementów godnych dworskich kuglarzy? - spytał zadziornie - Ja czaruję, omamiam, nie uwodzę, Sakuro. A na gładkie słowa nikt już dziś nie patrzy.
Pokręcił głową i spojrzał przed siebie, by zobaczyć zbliżających się typków. Zmarszczył brwi i przez chwilę przestał zwracać uwagę na towarzyszkę. Starał się nawiązać kontakt wzrokowy z którymkowiek z bandziorów.
Sakura przybliżyła twarz do twarzy Kohena.
- Daj im spokój...ktoś musi zapłacić za naszą zabawę. Innym razem będziesz moim obrońcą. - mruknęła bardzo cicho do ucha Takamiego i wróciła do poprzedniej pozycji.
Takami pokiwał głową, jednak wolał nie dać się zaskoczyć. Rozluźnił się trochę, lecz jedną dłoń opuścił nieco pod stół, aby mieć możliwość kreślenia magicznych znaków. Zresztą, na takich jak ci, wystarczył jeden, najprostszy czar. Nie chciał przecież spowodować pożaru, ani nic z tych rzeczy.
- Zgoda - mruknął do towarzyszki, jednak tak naprawdę ignorując jej słowa. Czekał na reakcję dwóch mężczyzn.
- Hej ty ślicznotko, zostaw tego tu typka i przyłącz się do prawdziwych mężczyzn. - zachichotał jeden z nich, gdy podeszli bliżej. A Sakura się uśmiechnęła i zwinnym wyuczonym ruchem wyciągneła katanę. Ostrze błyskawicznie znalazło się przy kroczu mężczyzny. A kobieta dodała zimnym tonem głosu. - Twoje pieniądze. Obraziłeś mnie, obraziłeś mego towarzysza... Twoje pieniądze za twoją, męskość. O ile coś jest warta.
Lekki ruch dłoni sprawił, że jeden rzezimieszek pocił się ze strachu, a drugi nie wiedział co zrobić. Wreszcie na stolik upadło kilka monet, dar od trzymanego na ma końcówce miecza mężczyzny.
- Już was tu nie ma. - ostrze katany odskoczyło od krocza zbira. I rzucił się on do panicznej ucieczki, a jego towarzysz za nim. A Sakura chowając ostrze do saya marudziła.- Można by pomyśleć, że oszpecona twarz i brak ręki odstraszy każdego amanta, ale nieeeee... zawsze się znajdzie jakiś głupiec, który chciałby mnie zgwałcić. To czasami jest tak przewidywalne, że aż nudne.
Po czym wskazała na lekko pijaną kurtyzanę uśmiechającą się do nich niewyraźnie.
- Przynajmniej zostawili nam... tobie raczej, jakąś rozrywkę.
- Raczej odmówię - stwierdził z niesmakiem, patrząc na włóczącą się po sali kurtyzanę - Jeszcze coś złapię...
Zastanowił się zaś nad jej słowami. Najwyraźniej nie była świadoma, że pomimo defektów, wciąż była atrakcyjna. Jednak Takami nie czuł się na tyle pewnie, by zwrócić na to jej uwagę.
- Przynamniej będzie tutaj odrobinę przytulniej - wzruszył ramionami, patrząc na pusty stolik, przy którym wcześniej siedzieli bandycki. Przez głowę przemknęła mu tylko pewna myśl - yakuza nie była zbieraniną zwykłych oprychów. Podejrzewał nawet, że to nie koniec jego przygody ze światkiem przestępczym Nagoi. Od dziś więc musiał baczniej uważać na swoje plecy. Szczególnie, że ani on, ani Sakura nie byli typowymi mieszkańcami miasta.
- Widziałam brzydsze... - Sakura uśmiechnęła się do owej kobiety, przyjaźnie. I zachichotała pod nosem - Dość chyba na dziś, jak wypiję za dużo...to czasami robię naprawdę głupie rzeczy Takami.
Potarła dłonią stół.
- Wracajmy do Szczęśliwej Brzoskwinki, po drodze... opowiesz mi gdzie bywałeś. Żadnych historii o oni, dobrze?
Kohen pokiwał głową i wstał. Ale za pierwszym razem nie wyszło mu to najlepiej, bo zachwiał się, niemal wpadając na Sakurę. W ostatniej chwili zdążył podeprzeć się dłonią o stół.
- Kiepsko - mruknął, jednak po chwili stał już pewniej na nogach - W takim razie idziemy. I zgoda, opowiem co nieco o miejscach, w których bywałem. Ale nie będą to ciekawe historie.
Wyszli z karczmy, zostawiając nawet mały napiwek dla gospodarza. Lub kurtyzany, w zależności od tego, kto miałby przyjść po rachunek.
Szli ulicami opustoszałej Nagoi. Mimo, że niedługo miał pojawić się świt, miasto było pogrążone w regeneracyjnej drzemce. Godziny czuwania nad bezpieczeństwem już minęły, teraz zszargane nerwy mogły odpocząć.
Takami wędrował wraz z podtrzymującą go od czasu do czasu Sakurą pod ramię. Wspominał czasy swojego nowicjatu z Rennyo-sama. O ich podróżach do przeróżnych świątyń, jeszcze przed wojną Onin. Opisywał piękno kompleksu Honryuu-ji, zanim została ona zrównana z ziemią. Przywoływał obrazy zamków na zboczach przeróżnych gór. Dyscyplinę tak zwanych yamabushi, czyli górskich wojowników, jak nazywano większość buddyjskich mnichów. Obrazował wszystkie doliny i potoki, przez jakie przyszło mu się przeprawiać, o wszystkie jaskinie, w których bywał nocować, o lasach, przez które musiał się przedzierać, by dotrzeć do kolejnej twierdzy czy świątyni. O latach wojny nie wspominał zbyt często, bo dopiero wtedy uświadamiał sobie, że wiele z tych rzeczy o jakich mówił, zginęło bezpowrotnie.
Kiedy zaś nie mówił o krajobrazach i prowinacjach Japonii, mówił o samodoskonaleniu, o drodze do osiągnięcia Nirvany, o tych wszystkich rzeczach, jakie wpajano mu od dzieciństwa i jakie ukształtowały Takamiego. Można by powiedzieć, że otworzył się przy tej kobiecie, lecz nie była to prawda. Starannie omijał kwestie związane z maho jak i z samą nekromancją. Wątpił, czy dzisiejszej nocy Sakura rozpoznała charakter zaklęcia, jakiego używał w walce z trupami.
Mówiąc więc o tym i owym, dotarli z pierwszymi promieniami słońca do drzwi Szczęśliwej Brzoskwinki.
Sakura podtrzymując Kohena ruszyła z nim do jego pokoju, by odprowadzić. W końcu gorzej od niej znosił alkohol. Tuż przed shoji za którym był pokój czarownika, rzekła nieco melancholijnie.
- Gome, to ja miałam być twoją rozrywką, a nie ty moją.
I cmoknęła czarownika w policzek, mówiąc.
- Przyjemnej nocy Takami.
Nie bardzo sobie zdając sprawę, jak niewiele tej nocy zostało ruszyła chwiejnym krokiem do swego pokoju w karczmie.
Takami odprowadził wzrokiem Sakurę, zastanawiając się nad jej ostatnimi słowami. Nie czuł się zabawką w jej dłoniach, chociaż w większości czasu to on prowadził rozmowę.
- Ale to nieważne... - wybąkał, po czym padł na tatami, zasypiając snem sprawiedliwego.
Poranek okazał się trochę bardziej przykry niż inne. Dość, że głowa była ciężka niczym młot kowalski, to jeszcze ów młot najwyraźniej pomstował wewnątrz czaski maga. Takami wyczołgał się spod futonu i od razu przemknął w cień, unikając światła. Doczłapał się do swojej torby i sprawdził zawartość ziół. Uradowany, że nie zapomniał o tym specyfiku, szybko naparzył sobie ziółek. Bycie magiem ognia miało swoje zalety. Właśnie jedną z nich była możliwość zagotowania wody w każdym miejscu o każdym czasie. Chociaż Kohen miał na początku małe trudności z ustawieniem mocy ognia, po dłuższej chwili udało się. Wypił napar, modląc się do wszystkich kami, żeby wyglądał lepiej niż się czuje.
Wychodząc z pokoju zaszedł jeszcze do karczemnej łaźni i opłukał głowę zimną wodą. Taki szybki prysznic postawił youjutsusha na nogi.
Wszedł do karczmy, napotykając Sogetsu. Tak samo jak i Sakurę, Leiko oraz Kirisu. Najwyraźniej tylko on pospał nieco dłużej... Siadł w niedalekiej odległości od jednorękiej łowczyni, jednak w widocznym oddaleniu od Kazamy. Dalej nie potrafił pogodzić się z postępowaniem jounina, a tym samym bezsensowną śmiercią heimina. Cokolwiek by on powiedział, Sogetsu będzie musiał nieco popracować, by na nowo zaskarbić sobie szacunek maga.
Takami nieco z przekąsem zauważył kolejną demonią głowę na trójzębie Kirisu. Tym razem było widać, że ofiara nie była słaba. Kohen bez trudu rozpoznał Jiang Shi. A stojący obok miecz z Chin z całą pewnością informował, że ten demon nie był młodym pokoleniem.
Po wizycie Jinzo, zastanawiał się nad propozycją Dasate. Była ona kusząca, tym bardziej na obecny stan ciała i ducha Kohena. Z radością oznajmił więc, że skorzysta z propozycji ich pracodawcy.
 
Feataur jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem