Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-12-2010, 23:58   #308
Wellin
 
Reputacja: 1 Wellin ma wyłączoną reputację
Rezydencja Doji Yasuhiko, Kosaten Shiro, terytorium Klanu Żurawia; 14 dzień miesiąca Togashi, rok 1113


Młody bushi przez chwilę wpatrywał się w pergamin. - Życzeniem mego pana... – wyszeptał cicho, mimowolnie powtarzając zapisane słowa. Dla Karo był tylko jeden pan. Daimyo. A sposób w jaki dokument został sformułowany sugerował, że faktycznie daimyo osobiście decydował o przywileju gościny.

Nie było to nic pewnego, oczywiście. Mogła być to pusta formułka. Mogły to być prosta, machinalna decyzja podjęta na czyjąś prośbę. Ale nawet jeśli... Daimyo!

Cała sprawa zaczynała ocierać się o kręgi, od których Hiroshi wolałby trzymać się z daleka. Dla własnego spokoju ducha. Nie był dyplomatą. Nie był dostojnikiem. Im wyżej postawieni samuraje, tym większe konsekwencje błędu. A nie mógł być pewien, iż go nie popełni.

I przede wszystkim czemu, czemu został gościem? Dzięki odzyskaniu bonsai? Nic innego nie mogło wchodzić w grę. Nie w wypadku gdy jego status zmienił się rankiem kolejnego dnia. Ale kim u licha faktycznie był pan Kakita Kakeru, iż zdołał przez noc wpisać Hiroshi na listę na której widniały tylko dwa imiona? Kim był, że chciał to zrobić?

Młody bushi otrząsnął się, wracając do rzeczywistości.

- Wygląda na to, że zamyśliłem się na chwilę. Gomen. I dziękuję za cierpliwość. – nie milczał na szczęście skandalicznie długo, jednak warto było przeprosić.

Krótkie skinienie głowy rozmówczyni posłużyło za odpowiedź.

- Moim problemem, Pani, jest fakt, iż nie wiem dość wiele by zadać prawidłowe pytania. Chcę dobrze zrozumieć sytuację. Przywileje, konsekwencje i nade wszystko powinności jakie wynikają z zaszczytu bycia gościem w Kosaten Shiro. Znaczenie tego faktu.

Ponowne skinięcie głowy. Młody bushi kontynuował.

- Nie jestem jednak dyplomatą, nie znam więc środowisk dworskich reguł kurtuazji stosowanych wobec gości z innych klanów. Jestem bushi. Najmądrzejsze będzie więc jeśli poproszę cię Pani, o przekazanie mi tego, co wedle Twego osądu powinienem wiedzieć. - Hiroshi spojrzał na rozmówczynię otwartym, szczerym i pozbawionym podtekstów spojrzeniem - Nie chcę popełnić błędu.

Daidoji przekrzywiła nieco głowę, jakby oceniając go. Wreszcie uśmiechnęła się krzywo i rzekła, z równie rozbrajającą szczerościa:

- Nie wiem co odpowiedzieć, panie. Do wczoraj nie wiedziałam, że przebywasz w twierdzy. Dziś nie tylko poznałam Twe imię, ale także dowiedziałam się o Twoim nowym statusie. Na miejscu zapewne byłyby gratulacje, prawda?

Lekko uniosła się i skłoniła po wojskowemu, wciąż z klęczek:

- Gratuluję.

Opadła wypraktykowanym ruchem z powrotem mówiąc dalej:

- Ale nie wiem, co powinieneś wiedzieć. Zwykle każdy z gości ma własne sprawy, które może załatwić dzięki temu, że jest tym, kim jest. Czasem to zemsta. Czasem to poszukiwania. Czasem dostęp do biblioteki. Czasem spotkanie z kimś wysoko postawionym. Nie wiem czy będę umiała odpowiedzieć na Twe pytanie, jeśli nie wiem, po co tu przybyłeś, Shiba-san.

Hiroshi patrzył przez moment na rozmówczynię zastanawiając się na ile dyplomatycznie powinien podejść do odpowiedzi. Po chwili zdecydował, że może mówić otwarcie. Co właściwie miał do ukrycia?

- Jestem tutaj jako towarzysz mego brata, Shiba Naritoki. Gościmy u Doji Yasuhiko-dono od jesieni, a ja za kilka dni opuszczam Kosaten Shiro jako Yojimbo Asahina Si-Xin-dono. Jak więc możesz się Pani domyślać, mój nowy status gościa był dla mnie niemałym zaskoczeniem. Mogę tylko zgadywać, iż wiąże się to z przysługą, jaką wraz z Asahina Si-Xin oddałem wczoraj panu Kakita Kakeru.

Młody bushi westchnął rozluźniając się nieco. Rozmowa z gunso była łatwiejsza niż się tego obawiał.

- To zaszczyt, bezsprzecznie. Nie myśl proszę, że postrzegam to w jakikolwiek inny sposób. – uśmiechnął się do Daidoji, a następnie spoważniał - Nie wiem jednak co właściwie ten zaszczyt oznacza. Wspomniałaś Pani o bibliotekach. Wspomniałaś o spotkaniu z wysoko postawionymi samurajami. Ja chciałbym wiedzieć, czy etykieta wymaga, bym składał podziękowania temu, kto podjął decyzję? Jeśli tak, czy osobiste? Listowne? Czy wiążą się z tym obowiązki, bądź formy grzecznościowe których powinienem przestrzegać? – Hiroshi zawahał się - I proszę, Pani, nie zrozum tego pytania źle, ale jak dużym przywilejem naprawdę jest ten status?

Kobieta przytrzymała w dłoni czarkę, nim napiła się ponownie. Zmrużyła oczy, namyślając się. Wreszcie rzekła, cichym tonem:

- Jak przyjmujesz gości, Shiba-san, czy oczekujesz podziękowań? Jak spodziewałbyś się, że zostaną one wyrażone?

Lekko napiwszy się, kobieta kontynuowała, równie cicho:

- Trzy lata temu podczas jednej z przygranicznych utarczek, samuraj Matsu zatrzymał mój guntai na drodze, rzucając nam wyzwanie. Wyzwanie podjął Daidoji Utagu, zwany przez nas Osą, ponieważ 'kąsał' włócznią. Utagu-san przegrał. Błyskawicznie. Wtedy Matsu wyzwanie rzucił jego syn, Utagotchi i ten pokonał samuraja Lwa. Utagotchi był cichym chłopcem, który uwielbiał malować i czytać, zatem - przyznaję - kiedy usłyszałam jak zaczyna rzucać wyzwanie, spojrzałam na ciało jego ojca i niewiele myśląc, strąciłam go z konia, pewna, że ratuję mu życie. Wylądował na tyłku, dokończył wyzwanie, a potem pozbierał się i rzucił do walki. Połamał włócznię, potem wyszczerbił swój miecz i na pobojowisku krwawił najwięcej, ale zwycięstwo było jego.

Kobieta przeniosła wzrok na Feniksa:

- Czy dla Matsu-san, który szukał śmierci, byłoby przywilejem spotkanie się z panem Kosaten Shiro? Czy dla mężczyzny, który rzucił wyzwanie w twarz dwudziestu konnym, uzbrojony jedynie w swoje daisho i honor, możliwość odwiedzenia biblioteki byłaby czymś ciekawym? Bo dla tego, który go zabił, biblioteka Kosaten Shiro była czymś tak wspaniałym, że niejedna opowieść o Otosan Uchi blednie w porównaniu. Czy przywilejem byłoby dla mnie zwiedzenie ogrodu mojego pana? Owszem, choć nie umiałabym go docenić. Ale wiedziałabym kogo w dojo poprosić o jaką lekcję.

Napiwszy się jeszcze, kobieta odrzekła:

- Jesteś panie, zaskakującym Feniksem. Dotąd sądziłam, że Twój Klan ceni wiedzę tak dalece, że szuka właściwie każdej okazji, by ją zebrać. Oto miasto na rozdrożu, jedno z większych w Cesarstwie, o ile się nie mylę. Jego pan czyni Cię swoim gościem. Podejrzewam, Shiba-san, że jeśli Twój gość wyraża chęć przejażdżki, prowadzisz go do stajni. Mamy kilkanaście stajni w Kosaten Shiro. Mamy nawet rumaki Jednorożców. Jeśli Twój gość chce ćwiczyć, oddajesz mu do dyspozycji swe dojo, czyż nie? A czasem też posyłasz kogoś by z nim trenował. W Kosaten Shiro są dwie SZKOŁY. Ile jest dojo, nie podejmuję się zgadywać, co dopiero liczyć. Ołtarzyk przodków? Mamy świątynie ku ich czci. Staw w ogrodzie? A może dzielnica portowa? Mogę tak wymieniać długo, ale do czego się to sprowadza, zapewne już wiesz. To... duży dom. Z wieloma pokojami. Nie jesteś ciekawy, panie? A jeśli Ty nie jesteś, czy nie chciałbyś po powrocie do domu, opowiedzieć Twemu szlachetnemu ojcu, co widziałeś?

Uśmiechnąwszy się lekko, Daidoji odstawiła pustą czarkę i rzekła, przechylając głowę:

- A może źle zrozumiałam pytanie?

- Iye. – na twarzy Hiroshi także zagościł uśmiech. Odpowiedź gunso była z jednej strony pozbawiona konkretów... a z drugiej mówiła bardzo wiele. – To była bardzo dobra odpowiedź, Pani. Na więcej niż jedno moje pytanie. – młody bushi skinął głową z wdzięczności – Z pewnością rozwiała część moich obaw.


* * *

Godzina Akodo zastała Hiroshi w ogrodzie, ubranego w grube haori na chłodną pogodę, stojącego z pędzlem w dłoni przed lśniącym nieskażoną bielą połacią papieru.

Na przygotowanie prezentu na kolację u pana Kakita Kakeru było niewiele czasu, jednak młody bushi postanowił spróbować. Próba namalowania czegoś na dostatecznie wysokim poziomie była najprawdopodobniej z góry skazana na niepowodzenie, jednak Hiroshi nie zamierzał się tym przejmować.

Nie dziś.

Dziś po prostu, czuł się jakby postawiono go na szczycie świata. Poranny pojedynek, wczorajsze bonsai, dzisiejszy przywilej bycia gościem i rozmowa z gunso, która rozwiała wiele z obaw jakie Hiroshi żywił wobec statusu gościa w Twierdzy. Czuł się, jakby dziś musiało udać mu się wszystko czego tylko się podejmie. Nawet jeśli brakowało mu do tego umiejętności.

Przyczyną była głównie rozmowa z gunso, a w szczególności jej bardzo trafna odpowiedź, którą młody bushi wziął sobie do serca. Zaiste, wielki dom. I zaiste, nie było powodów obawiać się związanej ze statusem gościa dyplomacji. To w końcu była forma zaszczytu. Coś, co było dawane tym, których wartość nie podlegała wątpliwości. To nie był test. To nie było ćwiczenie. Nikt nie patrzył wypatrując niedoskonałości, oceniając i oczekując porażki. To nie wiązało się z dyplomacją, dygnitarzami i negocjacjami, jakie można było zepsuć najdrobniejszym nieuważnym posunięciem.

To był przywilej. Przywilej, który można było wykorzystać w dowolny sposób.

Młody bushi popatrzył raz jeszcze na papier a potem rozejrzał się po ogrodzie nie mogąc stłumić wyrywającego mu się na twarzy szerokiego uśmiechu.

Dziś udawało mu się wszystko.

Dziś był gościem, dziś wygrał pojedynek, dziś będzie gościem honorowym na kolacji ku jego i Asahina Si-Xin czci. Dziś nawet Yasuhiko wyraził aprobatę.
Jutro... jutro być może odwiedzi biblioteki. Albo ogrody. Albo doki. Jutro może odwiedzi dojo. Jutro może zapozna się z interesującymi ludźmi. Może przyjmie zaproszenie na kolacje.

Może.

Po raz pierwszy od dawna przyszłość rysowała się w jasnych barwach, a niepewność przyszłości, wszystkie te ścieżki jakimi mógł pójść, nie napawały niepokojem. Patrząc na wpół zachmurzone niebo i czując na twarzy ciepło słońca, młody bushi czuł przypływ radosnego optymizmu.

Będzie dobrze!

Hiroshi roześmiał się cicho, do siebie, bez powodu po prostu chcąc uzewnętrznić swoją radość. Będzie dobrze!

Będzie!

Potrząsając głową uśmiechnięty samuraj skoncentrował się na bieżącym zadaniu. Nie mógł marnować czasu. Obraz nie namaluje się przecież sam. Jak do tej pory nie miał pomysłu, żadnej idei, która mogłaby wieść pędzel po płótnie. Żadnego kształtu widzianego w myślach, który chciałby uwiecznić za pomocą pędzla. Podczas niedawnej kąpieli starał się wymyślić coś. Do głowy przychodziły mu różne możliwości, żadna jednak nie wydawała się odpowiednia. A przynajmniej nie dość dobra, by stanowić prezent.

Przytknął końcówkę trzymanego w dłoni pędzla do ust w zamyśleniu.

Nie było pomysłu, pozostawało więc rozluźnić się, zdać na luźne skojarzenia, które być może same ułożą się we wzór który wart będzie malowidła. I mieć nadzieję.

Co właściwie wiadomo było o panu Kakita Kakeru? Przymknął oczy. Niewyraźna, biała plama płótna majaczyła przed nim czekając na wypełnienie.
Żuraw. To oczywiste kim innym Kakita Kakeru mógłby być?

Ekscentryk. Czy na pewno?

Samotnik. Z wyboru?

A jednocześnie ktoś dość możny, by zapewnić Hiroshi gościnę w Kosaten Shiro. Gościnę o której decyduje Daimyo. Władca twierdzy. Ktoś, kto zrobił to przez noc. I to bez palącej konieczności.

Tajemnica.

Co ukrywa? Kim jest? Jaki jest?

Młody bushi zamarł z pędzlem zawieszonym o cal nad płótnem, czarnym od atramentu i gotowym na pierwsze pociągnięcie. Pierwszą linię. Przez półprzymknięte powieki biel płótna była niewyraźna, niedookreślona.

Trudny do zrozumienia.

Enigmatyczny.

Jak Ise-zumi.

Jak smok.

Pędzel przesunął się nad płótnem, zarysowując w powietrzu kontur smoczego pyska. Raz, potem kolejny.

Podążający drogą smoka.

Smok.

Ukryta siła.

Czubek pędzla zaczął obrysowywać w powietrzu kontur smoczych splotów. Zamarł. To nie pasowało.

Hiroshi otworzył oczy, odchylił w tył głowę i popatrzył w niebo. Chmury. Pod nimi ogród i bonzai odbite podwójnym rzędem w tafli wody. Dalej pyłożona gładkimi, płaskimi kamieniami ścieżka przez ogród. Nie, nie drogą smoka.

Drogą Żurawia.

A nieodłączną cechą, jest subtelność.

Sakura.

Płatki wiśni.

To pasowało. Piękno i subtelność Żurawi w połączeniu z siła tajemniczą, ukrytą siłą smoka.

Smok... kwiaty wiśni...droga.

Pędzel dotknął płótna. Początek. Oko smoka. Kropka źrenicy wyglądająca z płótna. Niczego więcej nie ma, ale smok już istnieje. Hiroshi przekrzywił głową i przymknął oczy, patrząc przez półprzymknięte powieki. Tak, smok istniał, gdzieś w głębi płótna, nawet jeśli nie był jeszcze namalowany.

Smok wśród kwiatów wiśni...

Nie.

To nie była prawda. Nie smok wśród kwiatów wiśni.

Smok którego zwoje są kwiatami wiśni!

Pędzel szybko szkicował smoczą głowę. Pociągnięcia. Paszcza. Brwi i odchylone do tyłu rogi.

Kwiaty.

To naprawdę pasowało.

Smok, ukryta siła. Kwiaty. Subtelność. Tajemnica, która może się ujawnić. Komplement złożony gospodarzowi. Komplement tym lepszy, że opowiadający o tym co Hiroshi widzi w gospodarzu i jego rodzinie.

Kwiaty wiśni.

Droga.

Okwiecona gałązka zakręcająca najpierw w prawo, później w lewo, następnie znowu w prawo. Smocze zwoje nie mogą być proste. A przynajmniej takie być nie powinny. Smok i kwiaty. To także droga. Zawracająca z prawa na lewo. Odmienna od drogi innych.

Droga smoka, droga żurawia. Droga Kakita Kakeru.

Hiroshi cofnął się o dwa kroki w tył. Obraz nie był skończony, daleko było mu do tego, ale istniały zarysy, a wyobraźnia podpowiadała już ostateczny kształt. Młody bushi uśmiechał się szeroko. Nie zrobi tego, dopóki nie skończy, dopóki nie postawi ostatniej kreski, ale wiedział już, jakie haiku dopisać na obrazie. W lewej części płótna, przy krawędzi.

gdy kwiaty wiśni
i własna droga
ukrytą siłą
 

Ostatnio edytowane przez Wellin : 22-12-2010 o 21:50.
Wellin jest offline