Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-12-2010, 01:29   #36
Bebop
 
Bebop's Avatar
 
Reputacja: 1 Bebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwu
Strepsils nie zareagował tak jak oczekiwał tego Baldrick, jednak to przestało być ważne, kiedy zabrał się za czytanie analizy, którą wcześniej zlecił. Nie było co prawda 100 % zgodności, lecz to i tak był wysoki wynik potwierdzający przypuszczenia Terrenca. Alvaro żył, a to oznaczało, iż miał teraz kilka sposobów na interpretację wcześniejszych zdarzeń. Pierwsza, zgodna z typowym, policyjnym myśleniem, mówiła, iż ktoś rzeczywiście sfałszował dokumenty, tylko właściwie po co miałby to robić? Jaki był motyw? Alvaro musiałby również wyrazić na to zgodę, inaczej spróbowałby się z kimś skontaktować. Druga możliwość przewidywała jego współpracę z diabelskimi pomiotami, skoro de Sade zaproponował układ Baldrickowi, dlaczego on sam, lub jemu podobni, nie mieliby również na to ochoty? Odpadał oczywiście markiz, podczas ich ostatniego spotkania nie pałali do siebie sympatią, a Alvaro przecież go uratował. Trzecia możliwość, ta najmniej prawdopodobna, zakładała przejęcie ciała detektywa przez kogoś lub coś, teoria była niezbyt przekonująca, ale nie dziwniejsza niż ostatnie kilka miesięcy jego życia.

Zabrał z archiwum plik papierów, które otrzymał od niewiadomego źródła jeszcze przed akcją na Red Hook, miał zamiar przejrzeć je dokładnie później. Przed wyjściem postanowił się również zająć sprawą otrzymanego prezentu, sweter położył na biurku MacDavella dodając do niego małą karteczkę z napisem: Za wkład w śledztwo, bez ciebie byśmy sobie nie poradzili. Z uśmiechem postawił ostatnią literkę, nie, stanowczo nie przepadał za Walterem. Kamizelkę powiesił na swoim krześle, spakował kawę, wódkę oraz dokumenty, a następnie zarzucił na siebie płaszcz.

- Hej wszyscy! - krzyknął, pracownicy wydziału przenieśli na niego swój wzrok - Jestem wam na prawdę wdzięczny, dobrze jest tutaj wrócić i wiedzieć, że człowieka nie zapomniano - zamrugał - w dodatku te prezenty! - Zrobił zaskoczoną minę. - Nie musieliście kochani! Jeszcze raz dziękuję.

Na koniec rozpakował opakowanie perfum, obejrzał dokładnie flakonik, po czym podskoczył lekko i niczym O'Neal wrzucił je prosto do stojącego w rogu kosza.

- Za dwa punkty - rzucił na koniec i wyszedł.

***

Nim dostał się do mieszkania Juniora dzwonił kilka razy do ekipy remontowej, która ponoć miała się zajmować przywracaniem jego małego raju do dawnego porządku. Ktoś w końcu odebrał, ale niczego konkretnego nie udało mu się dowiedzieć. Na korytarzu spojrzał krzywo na kobietę, która bezczelnie przykładała ucho do drzwi sąsiadów Juniora, gdzie najwyraźniej toczył się jakiś zażarty spór.

- Wyłączyli kanał z brazylijskimi serialami?
- spytał wrednie, kobieta odwróciła się natychmiast i speszona ruszyła w kierunku schodów.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=zRVrQsdWDds[/MEDIA]

Mieszkanie było puste, Baldrick wziął więc szybki prysznic, zabrał z lodówki jakieś jedzenie (nawet nie sprawdził co to było) i wyposażony dodatkowo w butelkę wódki wylądował na kanapie sam na sam z telewizorem. Musiał przyznać, iż przynajmniej ten towar był całkiem niezły, choć pewnie ci ignoranci z wydziału o tym nie wiedzieli. Banda debili. Po kilku kieliszkach stracił poczucie czasu i powoli zaczynał przysypiać, alkohol przyniósł mu dziwną ulgę, nie był jeszcze pijany, lecz pojawiły się już pierwsze problemy ze skupieniem. Właściwie dążył do tego, czego zawsze nienawidził, wyłączenia się. Sprawa Tarociarza, ostatnie miesiące w szpitalu, zalany dom, "klątwa" de Sade - wszystko to było jakby za mgłą. Odrażające i zboczone wizje próbowały się przebić i nie raz ta sztuka im się udała, więc Terrence sięgnął po kolejny kieliszek. Potem po następny i następny.

Nie wiedział która dokładnie była godzina, kiedy usłyszał jak Junior wchodzi do mieszkania, nie był sam, chichot niósł się po korytarzu już od ładnych kilku minut. Syn przyprowadził sobie najwyraźniej jakąś wstawioną i niegrzeszącą inteligencją panienkę, przyzwyczaił się chyba do tego, że mieszkał sam, bo nawet nie starał się zachowywać cicho, ani w kuchni, ani później w sypialni.

- Brawo ogierze - rzucił wrednie Baldrick, ale słowa zlały się z wypełniającymi apartament dźwiękami.

Pociągnął długi łyk z flaszki czując, że jest jednak zbyt trzeźwy, po czym nakrył głowę poduszką. Oby chociaż szybko zasnął.
 
__________________
See You Space Cowboy...
Bebop jest offline