Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-12-2010, 12:48   #152
Eliasz
 
Eliasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Eliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputację
„ Oj gdybyś był moim synalkiem, już ja bym cię nauczył moresu...” – pomyślał Tupik wstrzymując chęć zaciśnięcia piąstek, jeszcze by je Malcolm zauważył... Zastanawiał się po co był paniczowi kowal... podejrzewał jednak , że do wylewu kolejnej partii żołnierzyków...
Tupik wyszedł a błysk w oku i szeroki uśmiech źle wróżył strażnikom i reszcie która w międzyczasie zdążyła mu się narazić... Jednak we wszystkim musiał zachować kolejność , tym bardziej , że na wszystko brakowało czasu.

- Szykować konie i dwudziestkę , wraz z dziesiętnikiem , ruszy na odsiecz łącząc się ze strażą miejską. – zakomenderował, jednocześnie wskazując dziesiętnika , jednego z kilku których znał z imienia, choć wybór był czysto losowy – ale jednak własny, wolał „zdradzieckiej” straży pozostawiać jak najmniejsze pole wyboru.
Straż o dziwo nie paliła się z wykonaniem rozkazów , Tupik więc szybko ustalił powód owej niechęci – Czemóż to nie śpieszycie się do wykonania polecenia? – zapytał stanowczo, świeżo po rozmowie z paniczem.

- Nie możemy Panie majordomusie, rozkazy nam zabraniają.
- A czyjeż to rozkazy? – zapytał , domyślając się już odpowiedzi
- No, kapitana oczywiście...

Tupik kazał posłać po kowala – i służkę, aby przyniosła Malcolmowi żołnierzyki... dokładnie to kazał czekać jej przed drzwiami, po to by samemu mu je wręczyć wraz z przyszykowanymi pismami

Cytat:
Ja Pan dworu i władca ziem okolicznych, szlachetny Malcolm D’Arvill powierzam majordomusowi Tupikowi piecze nad strażą, zamkiem i włościami nakazując strażnikom i podwładnym rozkazów jego pilnie słuchać i wykonywać.
Pozostawił też miejsce na podpis i pieczęć po czym wkroczył do komnaty z żołnierzykami, mówiąc jednocześnie, że Kress rozkazy wydał i strażnicy podporządkować się nie chcą i pismo jest potrzebne a po nim już da paniczowi spokój.

Ponieważ Młokos pieniędzy miał w bród nie było nawet co próbować go kupować za nie. To mogli robić ludzie nie znający szczwanego „kupca” Tupik zaś dobrze wiedział, że pieniądze dla niego stanowią jedynie środek a nie cel sam w sobie. A że ludzie Młokosa w tym chaosie byli na wagę złota, czy raczej szlachectwa... przyszykował stosowne pismo alternatywnie pozostawiając wybór paniczowi pomiędzy szlachectwem a nadaniem karczmy, gotów oczywiście forsować to pierwsze – bo i tańsze i jakieś tam obowiązki i powinności również nakładające.

Cytat:
Ja niżej podpisany Pan dworu i władca ziem okolicznych Malcolm D’Arvill nadaję tytuł szlachecki Kedgardowi Marthonowi , odtąd Sir Kedgardem Marthonem zwanym. W zamian za wielką pomoc jaka był uczynił w obronie miasta i zamku, przed buntem dnia dzisiejszego.
Miejsce na podpis i datę nie pozostawiało wątpliwości, że owe szlachectwo było warunkowe, warunkiem rzecz jasna była owa pomoc, przy czym tajemnicą Tupika był jej zakres i zasięg – choć i tu nikt nie wątpił, że musi być on wymierny. Tupik rzecz jasna liczył się z możliwością nie wydania takiego typu nobilitacji Kedgarowi, więc alternatywnie przyszykował akt nadania karczmy na własność wraz z wieczystym zwolnieniem podatkowym – przynajmniej od nieruchomości, bo sam obrót rzecz jasna do zwolnień się nie kwalifikował, inaczej stworzyłby coś na wzór państwa w państwie, gdzie każdy rozsądny handlarz prowadziłby swe interesy w miejscu zwolnionym z podatków... Malcolm wyjścia nie miał, jeden z tych papierów podpisać musiał, przy czym Tupik wyraźnie wskazywał, że i Kedgar będzie potulniejszy mając do stracenia szlachectwo czy ziemskie nadanie i pomoc jego niezbędna odkąd Kress wyprowadził wojska i nie wiadomo co z nimi porabiał.

Malcolm chciał już go zbyć machnięciem ręki , ale figurki ołowianych rycerzy były solidną łapówką na przekonanie malca.
– Poza tym Panie, każe krasnoludówi przyszykować taką scenerie bitwy i nowe figurki, że te pierwsze zbledną z wrażenia... – umiejętnie podsycał pragnienia malca, wiedząc, że będzie je musiał później zaspokoić. Panicz szybko machnął dwa podpisy po czym jak na zawołanie do komnaty wkroczył przywołany kowal, a Tupik pokój opuścił raz jeszcze zwracając się do straży pokazując im jednocześnie pismo.

- No dobrze gagatki, albo będziecie się mnie słuchać, albo na zielona trawkę w trymiga was odeślę... Nie , zielona trawka to się wam jeszcze śnić po nocach będzie, na koło za dezercję rozwlekać was każę, w końcu żołd pobrany a i obowiązki jakieś przed paniczem macie. A mając przed paniczem, macie i przede mną – o czym w piśmie jak byk stoi a jak który czytać nie umie, to niech dziesiętnika poprosi to mu przetłumaczy.
No a teraz jazda, dwudziestka konnych z łukami i lancami do szarży gotowa być musi i to szybko, dowodzić będzie Klaus
– wskazał na zaskoczonego dziesiętnika, którego najczęściej wśród strażników na wieży widział. I tak nie miał pojęcia który lepiej oddziałem poprowadzi, a zdawać się na zdrajców nie zamierzał.
- Pojedziesz do straży miejskiej i wsparcia zbrojnego im udzielisz , o ile w ogóle próbują porządek przywrócić, jeśli nie, to samemu rozgramiać będziesz bandziorów gdzie i jak się da. Za trzy klepsydry chce Cię widzieć z raportem, chyba że byś walki musiał przerwać... wtenczas łaskawie je dokończ, tu wojsko uzupełnisz i rannych pozostawisz.

Do drugiego dziesiętnika zwrócił się z jasnymi rozkazami
- Rupercie trzymać dwudziestkę na murach, ludzi z miasta nie wpuszczać, mogą się pod murami rozbić, ale w odległości na maksymalny strzał z łuku, a najlepiej na przystań wszystkich kieruj – Wy dwaj, wskazał na dwóch co się glapili na Tupika od dłuższego czasu, zapewne nadgorliwie rozkazy Kressa wykonując, - przed bramę i kierować przybłędów z miasta w stronę przystani. I ani słyszeć nie chce , że ktoś musi czy chce na zamek się przedostać, jeśli kto przekroczy odległość na strzał wymierzoną ma się liczyć , że przywitany strzałami zostanie, jeśli przez was przejdzie więcej niż trzy osoby na raz strzelać bez rozkazu – rzucił do wartowników mających obrać pozycję na murze.
- Pojedynczego posłańca lub dwóch maksymalnie przepuścić możecie , o ile będzie miał sprawę na zamku, ale grupki przechodzić nie mają prawa, jeśli chcą się jeno schronić to na przystań, tam ich nikt nie zaatakuje a gdyby nawet to z odsieczą przybędziemy.
Rzucił wiedząc, że chaos z miasta wkrótce nadejdzie pod mury a udzielenie schronienia napływającym mieszkańcom, może oznaczać przejście także wrogiego elementu. Z tak nieliczną strażą pozwolić sobie na to nie mogli...

Richelieu pożegnał jak na majordomusa przystało, a może nawet ciut bardziej wylewnie, wyposażając na drogę w zamkowe smakołyki i najlepsze wino, godne zresztą łapówki jaką był przyjął w klejnotach.
I proszę przekazać ojcu szlachetnej laydy wyrazy wdzięczności i najlepsze życzenia od panicza Malcolma, i Jego oddanego sługi , majordomusa Tupika.
Przy czym „jego” w obliczu otrzymanej gratyfikacji musiało i miało zabrzmieć dwuznacznie...

Cieszył się, że Zygfryd spokojnie przyjął polecenie panicza, a nawet poprosił go by dodatkowo pilnował murów zamku upewniając się, że i rozkazy zostaną odpowiednio dopilnowane. Co prawda nie zgadzali się w kwestii wysyłania odsieczy na pomoc miastu, ale Tupik z przekorą zauważył, że jako majordomus już i tak został obarczony odpowiedzialnością, za to co się działo, dzieje i będzie dziać, więc jak ma brać owa odpowiedzialność, to i na pewno nie bez podejmowanych decyzji. Oczywiście nie omieszkał też nie okazać świeżo spisanego dokumentu, na którym pieczęć jeszcze dobrze nie zastygła a i podpis Malcolma pachniał jeszcze świeżym inkaustem.

Poza tym posłał jeszcze jednego strażnika do Kedgara – przekazując mu pismo – a właściwie kopię bez podpisu i pieczęci, oferując mu to na co przystał Malcolm, ku zdziwieniu Tupika, choć raz malec się z nim w pełni zgodził, że szlachectwo wyjdzie mu taniej... choć nie był pewny czy zdania do czasu zakończenia żołnierzykowej bitwy nie zmieni...
Do tego załączył mu osobistą wiadomość,
Cytat:
Ta oferta na Ciebie czeka, jest ważna i aktualna a papiery z pieczęcią i podpisem mam ja. Oczywiście jeśli wróg przedostanie się do zamku wrzucę je w ogień co by nie kusiły jako dodatkowy cel do zdobycia, jeśli jednak tu nie dotrze a i w mieście twoi ludzie przyczynią się do zatrzymania chaosu wówczas będziesz mógł nagrodę swą odebrać. Wiem, że do szlachectwa potrzebny jest pierścień i inne duperele, ale z tym pismem wystaranie się o nie będzie już drobnostką. Poza tym wciąż mam „zamówione wino” z którym nie wiem co zrobić, tym bardziej w tym chaosie, czekam więc na konkretne działania i najlepiej Twoją osobistą obecność, bo w tych czasach przestałem mieć zaufanie do posłańców. A i pod mury nie podchodź więcej niż z jednym człowiekiem, do grupek liczących trzech lub więcej osobników straż ma rozkaz strzelać.”

Majordomus Tupik, głównodowodzący strażą i włościami z rozkazu i przyzwolenia Lorda Malcolma
Na koniec pozostało zjedzenie wreszcie śniadania , na które od rana właściwie nie miał czasu, dla odmiany kazał je przynieść na mury, skąd miał sposobność przyjrzenia się co i gdzie w mieście płonie oraz na ile skrupulatnie strażnicy wykonują jego rozkazy. Z zadowoleniem przyjął, ze oddział dwudziestu konnych gotów był do wyjazdu i małej odsieczy, reszta musiała mu wystarczyć do obrony zamku przy czym szalę przewagi znacząco mogła przynieść postawa Kedgara , a okazja do wsparcia znajomka była wręcz idealna. Przy sobie pozostawił chwilowo jedynie Mistrza szczurołapów i strażnika którego lubił i poznał przez czas pobytu na zamku – dokładnie tego samego który rewir miał przed kuchnią Tupika, skąd go często widział i dokarmiał. Otto cieszył się chyba z awansu , bo i pracę miał ewidentnie lepszą niż dwójka przed zamkiem kierująca tłum na przystań , jak i strażnicy na murach z potencjalnie śmiercionośny rozkazem. Wyjścia jednak nie było, na drastyczne czasy potrzebne były drastyczne środki... a z tymi były bywalec Księstw Granicznych i szef gangu Grabarza, był za pan brat... Krasnoluda chwilowo oddelegował do szykowania makiety na pole bitwy dla żołnierzyków i wykonanie kilkunastu tak, aby Malcolmowi gały wypadły z wrażenia. Jednocześnie przeprosił, ze oddysponowuje go do tak nieadekwatnej jego mistrzowskim talentom roboty, ale zmuszają go do tego siły wyższe w postaci wymogów i kaprysów panicza, na które niewiele poradzić może.
 
Eliasz jest offline