„ Oj gdybyś był moim synalkiem, już ja bym cię nauczył moresu...” – pomyślał Tupik wstrzymując chęć zaciśnięcia piąstek, jeszcze by je Malcolm zauważył... Zastanawiał się po co był paniczowi kowal... podejrzewał jednak , że do wylewu kolejnej partii żołnierzyków...
Tupik wyszedł a błysk w oku i szeroki uśmiech źle wróżył strażnikom i reszcie która w międzyczasie zdążyła mu się narazić... Jednak we wszystkim musiał zachować kolejność , tym bardziej , że na wszystko brakowało czasu.
- Szykować konie i dwudziestkę , wraz z dziesiętnikiem , ruszy na odsiecz łącząc się ze strażą miejską. – zakomenderował, jednocześnie wskazując dziesiętnika , jednego z kilku których znał z imienia, choć wybór był czysto losowy – ale jednak własny, wolał „zdradzieckiej” straży pozostawiać jak najmniejsze pole wyboru.
Straż o dziwo nie paliła się z wykonaniem rozkazów , Tupik więc szybko ustalił powód owej niechęci –
Czemóż to nie śpieszycie się do wykonania polecenia? – zapytał stanowczo, świeżo po rozmowie z paniczem.
- Nie możemy Panie majordomusie, rozkazy nam zabraniają.
-
A czyjeż to rozkazy? – zapytał , domyślając się już odpowiedzi
- No, kapitana oczywiście...
Tupik kazał posłać po kowala – i służkę, aby przyniosła Malcolmowi żołnierzyki... dokładnie to kazał czekać jej przed drzwiami, po to by samemu mu je wręczyć wraz z przyszykowanymi pismami
Cytat:
Ja Pan dworu i władca ziem okolicznych, szlachetny Malcolm D’Arvill powierzam majordomusowi Tupikowi piecze nad strażą, zamkiem i włościami nakazując strażnikom i podwładnym rozkazów jego pilnie słuchać i wykonywać.
|
Pozostawił też miejsce na podpis i pieczęć po czym wkroczył do komnaty z żołnierzykami, mówiąc jednocześnie, że Kress rozkazy wydał i strażnicy podporządkować się nie chcą i pismo jest potrzebne a po nim już da paniczowi spokój.
Ponieważ Młokos pieniędzy miał w bród nie było nawet co próbować go kupować za nie. To mogli robić ludzie nie znający szczwanego „kupca” Tupik zaś dobrze wiedział, że pieniądze dla niego stanowią jedynie środek a nie cel sam w sobie. A że ludzie Młokosa w tym chaosie byli na wagę złota, czy raczej szlachectwa... przyszykował stosowne pismo alternatywnie pozostawiając wybór paniczowi pomiędzy szlachectwem a nadaniem karczmy, gotów oczywiście forsować to pierwsze – bo i tańsze i jakieś tam obowiązki i powinności również nakładające.
Cytat:
Ja niżej podpisany Pan dworu i władca ziem okolicznych Malcolm D’Arvill nadaję tytuł szlachecki Kedgardowi Marthonowi , odtąd Sir Kedgardem Marthonem zwanym. W zamian za wielką pomoc jaka był uczynił w obronie miasta i zamku, przed buntem dnia dzisiejszego.
|
Miejsce na podpis i datę nie pozostawiało wątpliwości, że owe szlachectwo było warunkowe, warunkiem rzecz jasna była owa pomoc, przy czym tajemnicą Tupika był jej zakres i zasięg – choć i tu nikt nie wątpił, że musi być on wymierny. Tupik rzecz jasna liczył się z możliwością nie wydania takiego typu nobilitacji Kedgarowi, więc alternatywnie przyszykował akt nadania karczmy na własność wraz z wieczystym zwolnieniem podatkowym – przynajmniej od nieruchomości, bo sam obrót rzecz jasna do zwolnień się nie kwalifikował, inaczej stworzyłby coś na wzór państwa w państwie, gdzie każdy rozsądny handlarz prowadziłby swe interesy w miejscu zwolnionym z podatków... Malcolm wyjścia nie miał, jeden z tych papierów podpisać musiał, przy czym Tupik wyraźnie wskazywał, że i Kedgar będzie potulniejszy mając do stracenia szlachectwo czy ziemskie nadanie i pomoc jego niezbędna odkąd Kress wyprowadził wojska i nie wiadomo co z nimi porabiał.
Malcolm chciał już go zbyć machnięciem ręki , ale figurki ołowianych rycerzy były solidną łapówką na przekonanie malca.
– Poza tym Panie, każe krasnoludówi przyszykować taką scenerie bitwy i nowe figurki, że te pierwsze zbledną z wrażenia... – umiejętnie podsycał pragnienia malca, wiedząc, że będzie je musiał później zaspokoić. Panicz szybko machnął dwa podpisy po czym jak na zawołanie do komnaty wkroczył przywołany kowal, a Tupik pokój opuścił raz jeszcze zwracając się do straży pokazując im jednocześnie pismo.
-
No dobrze gagatki, albo będziecie się mnie słuchać, albo na zielona trawkę w trymiga was odeślę... Nie , zielona trawka to się wam jeszcze śnić po nocach będzie, na koło za dezercję rozwlekać was każę, w końcu żołd pobrany a i obowiązki jakieś przed paniczem macie. A mając przed paniczem, macie i przede mną – o czym w piśmie jak byk stoi a jak który czytać nie umie, to niech dziesiętnika poprosi to mu przetłumaczy.
No a teraz jazda, dwudziestka konnych z łukami i lancami do szarży gotowa być musi i to szybko, dowodzić będzie Klaus – wskazał na zaskoczonego dziesiętnika, którego najczęściej wśród strażników na wieży widział. I tak nie miał pojęcia który lepiej oddziałem poprowadzi, a zdawać się na zdrajców nie zamierzał.
-
Pojedziesz do straży miejskiej i wsparcia zbrojnego im udzielisz , o ile w ogóle próbują porządek przywrócić, jeśli nie, to samemu rozgramiać będziesz bandziorów gdzie i jak się da. Za trzy klepsydry chce Cię widzieć z raportem, chyba że byś walki musiał przerwać... wtenczas łaskawie je dokończ, tu wojsko uzupełnisz i rannych pozostawisz.
Do drugiego dziesiętnika zwrócił się z jasnymi rozkazami
-
Rupercie trzymać dwudziestkę na murach, ludzi z miasta nie wpuszczać, mogą się pod murami rozbić, ale w odległości na maksymalny strzał z łuku, a najlepiej na przystań wszystkich kieruj – Wy dwaj, wskazał na dwóch co się glapili na Tupika od dłuższego czasu, zapewne nadgorliwie rozkazy Kressa wykonując, -
przed bramę i kierować przybłędów z miasta w stronę przystani. I ani słyszeć nie chce , że ktoś musi czy chce na zamek się przedostać, jeśli kto przekroczy odległość na strzał wymierzoną ma się liczyć , że przywitany strzałami zostanie, jeśli przez was przejdzie więcej niż trzy osoby na raz strzelać bez rozkazu – rzucił do wartowników mających obrać pozycję na murze.
-
Pojedynczego posłańca lub dwóch maksymalnie przepuścić możecie , o ile będzie miał sprawę na zamku, ale grupki przechodzić nie mają prawa, jeśli chcą się jeno schronić to na przystań, tam ich nikt nie zaatakuje a gdyby nawet to z odsieczą przybędziemy.
Rzucił wiedząc, że chaos z miasta wkrótce nadejdzie pod mury a udzielenie schronienia napływającym mieszkańcom, może oznaczać przejście także wrogiego elementu. Z tak nieliczną strażą pozwolić sobie na to nie mogli...
Richelieu pożegnał jak na majordomusa przystało, a może nawet ciut bardziej wylewnie, wyposażając na drogę w zamkowe smakołyki i najlepsze wino, godne zresztą łapówki jaką był przyjął w klejnotach.
–
I proszę przekazać ojcu szlachetnej laydy wyrazy wdzięczności i najlepsze życzenia od panicza Malcolma, i Jego oddanego sługi , majordomusa Tupika.
Przy czym „jego” w obliczu otrzymanej gratyfikacji musiało i miało zabrzmieć dwuznacznie...
Cieszył się, że Zygfryd spokojnie przyjął polecenie panicza, a nawet poprosił go by dodatkowo pilnował murów zamku upewniając się, że i rozkazy zostaną odpowiednio dopilnowane. Co prawda nie zgadzali się w kwestii wysyłania odsieczy na pomoc miastu, ale Tupik z przekorą zauważył, że jako majordomus już i tak został obarczony odpowiedzialnością, za to co się działo, dzieje i będzie dziać, więc jak ma brać owa odpowiedzialność, to i na pewno nie bez podejmowanych decyzji. Oczywiście nie omieszkał też nie okazać świeżo spisanego dokumentu, na którym pieczęć jeszcze dobrze nie zastygła a i podpis Malcolma pachniał jeszcze świeżym inkaustem.
Poza tym posłał jeszcze jednego strażnika do Kedgara – przekazując mu pismo – a właściwie kopię bez podpisu i pieczęci, oferując mu to na co przystał Malcolm, ku zdziwieniu Tupika, choć raz malec się z nim w pełni zgodził, że szlachectwo wyjdzie mu taniej... choć nie był pewny czy zdania do czasu zakończenia żołnierzykowej bitwy nie zmieni...
Do tego załączył mu osobistą wiadomość,
„
Cytat:
Ta oferta na Ciebie czeka, jest ważna i aktualna a papiery z pieczęcią i podpisem mam ja. Oczywiście jeśli wróg przedostanie się do zamku wrzucę je w ogień co by nie kusiły jako dodatkowy cel do zdobycia, jeśli jednak tu nie dotrze a i w mieście twoi ludzie przyczynią się do zatrzymania chaosu wówczas będziesz mógł nagrodę swą odebrać. Wiem, że do szlachectwa potrzebny jest pierścień i inne duperele, ale z tym pismem wystaranie się o nie będzie już drobnostką. Poza tym wciąż mam „zamówione wino” z którym nie wiem co zrobić, tym bardziej w tym chaosie, czekam więc na konkretne działania i najlepiej Twoją osobistą obecność, bo w tych czasach przestałem mieć zaufanie do posłańców. A i pod mury nie podchodź więcej niż z jednym człowiekiem, do grupek liczących trzech lub więcej osobników straż ma rozkaz strzelać.”
Majordomus Tupik, głównodowodzący strażą i włościami z rozkazu i przyzwolenia Lorda Malcolma
|
Na koniec pozostało zjedzenie wreszcie śniadania , na które od rana właściwie nie miał czasu, dla odmiany kazał je przynieść na mury, skąd miał sposobność przyjrzenia się co i gdzie w mieście płonie oraz na ile skrupulatnie strażnicy wykonują jego rozkazy. Z zadowoleniem przyjął, ze oddział dwudziestu konnych gotów był do wyjazdu i małej odsieczy, reszta musiała mu wystarczyć do obrony zamku przy czym szalę przewagi znacząco mogła przynieść postawa Kedgara , a okazja do wsparcia znajomka była wręcz idealna. Przy sobie pozostawił chwilowo jedynie Mistrza szczurołapów i strażnika którego lubił i poznał przez czas pobytu na zamku – dokładnie tego samego który rewir miał przed kuchnią Tupika, skąd go często widział i dokarmiał. Otto cieszył się chyba z awansu , bo i pracę miał ewidentnie lepszą niż dwójka przed zamkiem kierująca tłum na przystań , jak i strażnicy na murach z potencjalnie śmiercionośny rozkazem. Wyjścia jednak nie było, na drastyczne czasy potrzebne były drastyczne środki... a z tymi były bywalec Księstw Granicznych i szef gangu Grabarza, był za pan brat... Krasnoluda chwilowo oddelegował do szykowania makiety na pole bitwy dla żołnierzyków i wykonanie kilkunastu tak, aby Malcolmowi gały wypadły z wrażenia. Jednocześnie przeprosił, ze oddysponowuje go do tak nieadekwatnej jego mistrzowskim talentom roboty, ale zmuszają go do tego siły wyższe w postaci wymogów i kaprysów panicza, na które niewiele poradzić może.