Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-12-2010, 14:22   #37
Suriel
 
Suriel's Avatar
 
Reputacja: 1 Suriel jest jak klejnot wśród skałSuriel jest jak klejnot wśród skałSuriel jest jak klejnot wśród skałSuriel jest jak klejnot wśród skałSuriel jest jak klejnot wśród skałSuriel jest jak klejnot wśród skałSuriel jest jak klejnot wśród skałSuriel jest jak klejnot wśród skałSuriel jest jak klejnot wśród skałSuriel jest jak klejnot wśród skałSuriel jest jak klejnot wśród skał
Jess wpatrywała się w otwarte zdjęcia chłopców na ekranie.
Wiedziała że niedługo zmaterializują się jako kolejne widma patrzące im na ręce. Czego tym razem chce Astaroth, jaką grę znowu z nami prowadzi, jej myśli krążyły wokół śledztwa, czego nie widzimy.

- Detektyw Kingston – głos wyrwał ją z zamyślenia – Funkcjonariusz Cornwood, mam pani towarzyszyć. Samochód i sprzęt już czeka.
Zebrała swoje rzeczy z biurka i ruszyła za nim na parking.

Dom pierwszej z domniemanych ofiar Tomas’a Icena.
Rodzina mieszkała na Brooklynie w zadbanej kamienicy w dość spokojnej okolicy. Kiedy podjechali pod dom było już ciemno. Uliczne latarnie oświetlały zasypane śniegiem chodniki.
Drzwi wejściowe na klatkę były otwarte.
Mieszkanie 4a na drugim piętrze.

Z notatek sporządzonych przy zaginięciu Jess wiedziała, że Tomas jest jedynym dzieckiem Ewy i Johna Icentów. Ona pracuje jako pielęgniarka, mąż kierowca autobusu miejskiego. Starali się pracować na zmianach nie kolidujących z opieką nad synem.
Zanim zapukała wzięła kilka oddechów. William trzymał się z tyłu. Drzwi otworzyła Ewa, kiedy zobaczyła umundurowanego funkcjonariusza na jej twarzy pojawiła się nadzieja.

- Dzień dobry, detektyw Kingston z policji, chciałabym porozmawiać z Państwem o synu i okolicznościach w jakich zaginął. I jeśli Państwo pozwolą zebrać kilka próbek, które mogą pomóc w śledztwie.
- Nie znaleźliście go – Ewa zaczęła płakać. Do drzwi podszedł John.
- Proszę do środka, chętnie udzielimy wszelkich informacji.
Mieszkanie urządzone bardzo przytulnie. Na komodzie kilka rodzinnych zdjęć.
- Może kawy, albo herbaty. Dzisiaj tak zimno na zewnątrz – zaproponowała Ewa. Kiedy wspomniała o zimnie znowu zaczęła płakać.
- Dziękujemy – mimo że wielokrotnie Jess miała do czynienia z ludzkimi tragediami za każdym razem czuła wręcz fizyczny ból widząc ich nieszczęście. Wiedząc, że nie może im powiedzieć, że przyjechała tutaj będąc prawie pewną, że Tomas ich ukochany syn nie żyje i leży teraz w kostnicy na posterunku.
Musiała potwierdzić swoje przypuszczenia, nie mogli sobie pozwolić na żaden błąd w tej sprawie.
- W raporcie policyjnym zgłosili państwo zaginięcie syna na placu zabaw, czy mogą państwo coś więcej powiedzieć.
- Było słoneczne popołudnie, jakie rzadko się teraz zdarzają, odebrałem syna ze szkoły i żeby sprawić mu przyjemność wzięliśmy sanki i poszliśmy na plac zabaw. Tomas bawił się z dziećmi, odwróciłem się tylko na chwile. Podszedłem do sprzedawcy hot-dogów, żeby kupić jednego dla syna. Bardzo lubi hot-dogi. Kiedy wróciłem nie mogłem go znaleźć. Obszedłem cały plac, pomagali mi inni rodzice. Ale nikt go nie widział w parku, zniknął. Zawiadomiłem policję. Resztę Państwo znają – zwiesił głowę. Czuł się winny. Ewa położyła mu rękę na udzie w pocieszającym geście.

Jess wiedziała, że będzie to go prześladowało do końca życia.
Wyjęła zdjęcia podejrzanych.
- Czy widział Pan którąś z tych osób w pobliżu placu zabaw – podała zdjęcia ojcu.
Przyglądał się im bardzo uważne.
- Nie przykro mi nikogo nie rozpoznaję.
- A pani, może wcześniej widzieli Państwo kogoś, kto mógł obserwować chłopca.
- Niestety, ale może Linda kogoś widziała – zastanowiła się Pani Icen.
- Kim jest Linda – podchwyciła Jess
- Linda Parker, opiekunka. Często zajmowała się Tomasem kiedy byliśmy w pracy, odbierała go ze szkoły zanim któreś z nas nie skończyło swojej zmiany. Nie zawsze udawało nam się zgrać prace tak żebyśmy mogli sami zajmować się synem. Pomagała mu w lekcjach, chodziła z nim do parku.
- Czy mogą Państwo dać mi jej numer telefonu, albo adres.
- Tak, oczywiście. Już zapisuje. To bardzo miła dziewczyna.
- Czy mogę zobaczyć pokój Tomasa, chcielibyśmy pobrać kilka próbek na wszelki wypadek.
- Oczywiście, zaprowadzę państwa John wstał i ruszył przodem.

Pokój Tomasa był typowym pokojem dziecka w jego wieku. Sporo pluszowych zabawek, resoraki, klocki. Zdjęcia, kilka rysunków powieszonych na ścianie. Nic, co przykułoby uwagę Jess, co mogłoby pomóc w śledztwie. Zebrali z Williamem próbki włosów z poduszki i szczotki, odciski palców z biurka i ramy łóżka. Pobrali także próbki DNA od obojga rodziców.
Pożegnali się. Jess czuła się winna, że dali rodzicom jeszcze cień nadziei, że ich dziecko żyje. Nie mogła jednak postąpić inaczej, jeszcze nie teraz.

Ruszyli pod drugi wskazany przez Jess adres.

William Cornwood był dobrym towarzyszem do takich spraw. Nie wypytywał, nie gadał żeby tylko zagłuszyć ciszę. Jechali w milczeniu oboje zatopieni we własnych myślach.

Kolejnym przystankiem było Green Village.

Dzielnica domków jednorodzinnych gdzie mieszkali państwo Talbot, rodzice zaginionego Jima. Z akt Jess dowiedziała się że matka była nauczycielką a ojciec urzędnikiem miejskim. Oprócz Jima mieli jeszcze jednego syna Andy’ego lat trzy.
Zatrzymali się przed małym domkiem, otoczonym zaśnieżonym ogródkiem w którym stał bałwan.

Jess wysiadła z samochodu. Zauważyła ze firanka w oknie się poruszyła. Po chwili na ganek wyszedł starszy mężczyzna.
- Dzień dobry, jestem Jessica Kingston z policji, czy pan Henry Talbot? – Jess wolała się upewnić. Mężczyzna który wyszedł jej na spotkanie był już w dość zaawansowanym wieku i nie wyglądał jak ojciec siedmio i trzy latka.
- Tak, znaleźliście Jima – w jego głosie dominowało napięcie i dystans.
- Nie, niestety jeszcze nie. Chcieliśmy z państwem porozmawiać o okolicznościach zaginięcia i pobrać kilka próbek, co może pomóc w śledztwie. Możemy wejść.
- Tak, oczywiście, zapraszam. Żona jest w kuchni z Andym – wyraźnie się rozluźnił, kiedy okazało się że Jess nie chce przekazać mu złych informacji o synu. Że jest jeszcze nadzieja, a policja zajmuje się sprawą.

Jim zaginął w drodze do kolegi na tej samej ulicy. Tym razem rodzice także nie rozpoznali nikogo z poprzednich podejrzanych. Kiedy weszła do pokoju Jimiego zauważyła zdjęcie stojace na komodzie na którym chłopiec stał przed szpitalem w chuście na głowie. Towarzyszył mu ksiądz Vorre, którego Jess poznała dzięki Grantowi.
- Czy Jim jest chory? - Jess wskazała na zdjęcie.
- U Jima rok temu rozpoznano białaczkę. Poznaliśmy księdza Vorra w szpitalu, kiedy przechodził chemioterapię. Ksiądz odwiedzał chore dzieci, przynosił im pociechę i rozmawiał z rodzicami. Choroba obecnie jest w remisji - ojciec smutno spojrzał na zdjęcie.
Niczego więcej się nie dowiedzieli. Pozostałych podejrzanych rodzice nie rozpoznali.
Jess z Williamem zebrali podobnie jak poprzednio próbki i pożegnali się z rodziną.

Kiedy opuszczali dom był kwadrans po dziewiątej.
- Dokąd teraz – zapytał Cornwood.
- Na posterunek, musimy oddać próbki jak najszybciej do analizy. A potem do domu.

Na posterunku nie było już nikogo z zespołu Jess. Tylko nocna zmiana kręciła się po korytarzu. Jess dokładnie opisała każdą próbkę i przekazała do analizy z zastrzeżeniem że jest to pilne.
Zabrała sweter i ruszyła do domu.
William czekał w samochodzie na zewnątrz. Podwiozę panią do domu.
- Dziękuję – Jess wsiadła do radiowozu.

Kiedy weszła do domu, przywitała ją kompletna cisza. Za każdym razem łapała się jeszcze na odruchu, że chciała zawołać Maxa, żeby się przywitał.
Wstawiła wodę na herbatę, usiadła w fotelu i wzięła do ręki telefon.
Przez chwilę wahała się czy wykręcić numer, wyrzuty sumienia jednak zwyciężyły.
- Tak, słucham – usłyszała głos ciotki
- Ciociu Holly, to ja Jess. Wyszłam ze szpitala. Jestem w domu.
- Jess, kochanie, jak się czujesz. Czemu dzwonisz tak późno, dopiero Cie wypuścili, Harold Jess dzwoni. Wszystko z nią porządku. Tak się cieszę kochanie, że dzwonisz. Martwiliśmy się. Wujek to już nawet chciał iść do ordynatora się kłócić, że nie pozwalają na odwiedziny. Kiedy do nas przyjedziesz. Dali ci zwolnienie. – ciotka zasypała Jess gradem pytań.
- Nie ciociu, wróciłam do pracy. Przyjadę do was w niedziele na obiad to wszystko opowiem – Jess spróbowała przerwać tyradę w słuchawce.
- Co, do pracy, Haroldzie słyszałeś, ona wróciła do pracy. To nie do pomyślenia. Co oni sobie wyobrażają.
- Ciociu wszystko w porządku, czuje się dobrze. Sama poprosiłam o powrót.
- No nie wiem, dziecko, powinnaś odpocząć, przyjechać do nas.
- Przyjadę w niedziela, pozdrów wujka – Jess spróbowała zakończyć rozmowę.
- Dobrze kochanie, wiesz co robisz. Pamiętaj, że zawsze możesz na nas liczyć. Jak tylko coś to dzwoń niezależnie od godziny. Dobrej nocy Jess.
- Dobrej nocy ciociu – odłożył słuchawkę.

Zalała herbatę i wykręciła numer do Teresy.
Kiedy wróciła na posterunek okazało się ze Teresa była akurat na urlopie nie miała czasu wcześniej do niej zadzwonić.
- Tak słucham.
- Teresa, tu Jess.
- Jess, skąd dzwonisz, wyszłaś ze szpitala, jak się czujesz.
- Wszystko ok, wróciłam do pracy, dzwoniłam ale powiedzieli mi że jesteś na urlopie.
- Tak, jestem w Meryland. Moja babcia zachorowała przyjechałam ja odwiedzić. Wracam za tydzień. Musimy się spotkać.
- Pozdrów ją ode mnie. Jak wrócisz daj znać.
- Pewnie, już nie mogę się doczekać. Cieszę się że wróciłaś. Trzymaj się ciepło.
- Ty też – Jess się uśmiechnęła.
Kiedy skończyła rozmawiać była już prawie jedenasta.
Zmęczenie wzięło górę, Jess poszła się wykąpać i szykować do snu.
 
__________________
Nie musisz być szalony żeby tutaj pracować, ale to pomaga:)

Ostatnio edytowane przez Suriel : 23-12-2010 o 23:42. Powód: pomyłka w postaci księdza, nie ten podejrzany:)
Suriel jest offline