Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-12-2010, 19:32   #23
Aschaar
Banned
 
Reputacja: 1 Aschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znany
Jax też był zdania, że musiał mieć coś z piątą klepką. Pancur nie był może do końca przekonany o prawdziwości tego co mówił runner, ale też nie miał się do czego przyczepić. Przynajmniej nie na tyle, aby móc coś zarzucić Jaxowi. Kiedy po raz kolejny zmierzył go wzrokiem i na chwilę zastygł w pozie myśliciela, Adam poczuł, że może stracić grunt pod nogami... Gość nie był jednak idiotą...


- Dobra, rób co chcesz. A to ścierwo jest twoje. Ale będę na ciebie patrzył... - wymiana spojrzeń mogła nawet reszcie obecnych dać w czapę.
- Zbierać się! - padło i zapanował mały rozgardiasz.

Po chwili w lokalu było pusto, nie licząc barmana zaskoczonego obrotem sprawy, siedzącego przy stole Jaxa i nieprzytomnego pod stołem. Dwu pijanych palantów przy wejściu można było pominąć. Adam pociągnął z butelki spory łyk i wyciągnął orka spod stołu. “Przywódca - Malec. Kto to jest Rico? Metalzone jako punkt kontaktowy. Przykrywka trzyma.” - myśli przeleciały przez jego umysł i wpadły w swoje miejsca. Resztki użalania się nad sobą wyparowały kilkanaście minut temu. Teraz... teraz liczyła się tylko teraźniejszość i przetrwanie w tym cholernym świecie. Zarzucił orka sobie na ramię i zabrał piwo.

Na zewnątrz odebrał swoją broń i chwilowo nie zajmował się ładowaniem. Ork swoje ważył, a kolejne rzucenie go na ziemię mogło go niepotrzebnie bardziej pogruchotać.

- Jak będzie się do czegoś nadawał to oddam. Jak coś znajdę, a nie będę potrzebował to też podrzucę - powiedział na odchodne i - dalej grając twardziela - podążył w kierunku najbliższego rogu. Mimo wszystko wypadało jak najszybciej zniknąć z oczu... Na wszelki wypadek.

W zasadzie dopiero po kilkunastu metrach, za pierwszym zakrętem, kiedy wciągnął gostka do jakiejś sieni i posadził pod ścianą przyjrzał mu się dokładniej.


“Młokos i idiota” - pomyślał Jax siadając na przeciwko w jakiejś zrujnowanej sieni na schodach. Chociaż tak naprawdę to wyglądał dokładnie tak samo... młodo. Musiał odsapnąć i zastanowić się co dalej. Siedzenie tutaj zbyt długo nie miało zbytniego sensu. Targanie nieprzytomnego też nie miało zbytniego sensu. Zasięgu oczywiście dalej nie było, więc na czuja ustalił swoją pozycję i azymut do piwnicy White'a. Na wszelki wypadek sprawdził, ale nie miał przy sobie żadnego medpacka czy innego dopalacza. Oczywiście nie miał. To zawężało listę opcji do... Liść wylądował na twarzy orka. No cóż... W zasadzie to powinien go położyć, unieść nogi i takie tam, ale do cholery jasnej nie było na to czasu. Ochlapał jego twarz resztką piwa i ponownie dał w policzek.

Do młodego to najwyraźniej dotarło; zaczął się ruszać i po krótkiej chwili otworzył oczy. Po czym usiłował uciec w tył. Jax chwycił go za koszulę i przytrzymał. Tamten szarpał się, ale w tym stanie to mógł się najwyżej zmęczyć.

- Uspokój się. Usiłuję wyciągnąć nas obu z tego gówna. - Ork szarpał się dalej, więc Jax wyprowadził kolejnego liścia - Uspokój się, próbuję cię wydostać z dzielnicy, tylko abyśmy to obaj przeżyli to musi wyglądać na to, że jesteś moim więźniem. Jasne?

Nie do końca pewny co jest grane metas niepewnie skinął głową.
- Dobra zbieramy się. - Jax wstał i wyciągnął broń. Tamten odruchowo cofnął się jeszcze bardziej; chociaż w zasadzie to już chwilę temu wkomponował się w ścianę. - Jakbym chciał cie zabić to zrobiłbym to w Metalzone, zamiast posyłać cię w objęcia Morfeusza - załadował magazynek - ale ostrzegam; jedno głupie zagranie i wpakuję kulkę. Mam tu przykrywkę polującego na metsów i gwarantuję, że jest ona dla mnie ważniejsza niż twoje życie. Jasne?

Ten znów skinął głową. Po chwili powędrowali - ork z przodu, prowadzony za kołnierz i z lufą pistoletu w boku. Jax z tyłu z miną pana i władcy na krańcu świata i nerwami napiętymi jak postronki. Barykadę udało się jakoś minąć... Ork na szczęście nie zareagował jak jeden z mężczyzn go opluł, a drugi dał kopa na odchodne. Może był za bardzo przerażony, a może rozumiał, że gra najważniejszą rolę swojego życia?
Jax odetchnął niezauważalnie jak znaleźli się kilka metrów za barykadą... Teraz powinno być z górki. Powinno, ale nie było.

Szlag jasny!!!

Ocenił sytuację w ułamkach sekund. Jakakolwiek akcja wywalała jego maskę przez okno. Nie było szans na niezauważalne zdjęcie obu ciągnących panaltowatego orka. Cóż będzie sobie musiał radzić sam. Zajefajnie. Teraz jeszcze doszukania dziewczyny dojdzie jeszcze ratowanie orka z ekipy. Kto za to zapłaci?!?

*****


Znaleźli się w bezpiecznej odległości od strefy “gry”. Adam puścił kołnierz orka i schował broń.

- Mamy dwie opcje Idioto. Opcja pierwsza - spływasz i nigdy mnie nie widziałeś, mogę ci dać na spływ jakieś sto NYenów. Opcja druga - na jakiś czas cie zatrudniam, ale wtedy chce wiedzieć jak się nazywasz, co umiesz i jak kuźwa wlazłeś w to gówno, w którym cie znalazłem. A, jakbyś chciał podziękować to proszę - nie zaśliń mi butów... - nie mógł się powstrzymać od złośliwości, ale orki jakich ostatnio spotykał miały tendencję do bycia mistrzami debilizmu. - Więc bramka numer Jeden, czy bramka numer Dwa? Nie mamy całego dnia...
Orka spojrzał na Jaxa, pomyślał chwilę i splunął krwią.
- Jestem Mario. Byłem w knajpie akurat jak Sprawie... kurwa ….dliwi - skrzywił się wymawiając tą nazwę - przejmowali teren. Pech - uśmiechnął się trochę głupkowato.
- Dobra Mario. Trzeba cie zapakować do jakiegoś szpitala czy starczy apteka? - Jax wyjął PDA i zignorował informację o nieodebranym połączeniu i pozostawionej informacji; tym będzie się mógł zajać później zwłaszcza, że połączenie przyszło na numer jaki mieli pozostali runerzy. Ustalił gdzie znajduje się najbliższa apteka i najbliższy szpital. Nie sądził, aby w tej dzielnicy ktoś przejmował się za bardzo numerem ubezpieczenia, a pieniądze przydawały się wszystkim. - Jestem co prawda chyba umówiony, ale jak... jeden kit. Kiedy przejmowali teren?
- Poradzę sobie, dzięki... również za ratunek - ork wykrztusił to wreszcie z siebie - Jakiś czas temu. Trzymali mnie do teraz w jakiejś norze, ale nie wiem dokładnie jak długo.
- Nie ma sprawy. To apteka, a potem się coś wymyśli - odwrócił się w kierunku jaki wskazywało PDA - Co robisz? Znaczy czym się zajmujesz?
- Mam mały warsztat, grzebię przy autach i motorach... Takie tam, prywatna chałtura
Jax zadał szybkie pytanie, jedno z tych podchwytliwych i śliskich, ale dobrze sprawdzających faktyczną wiedzę. I... dostał dobrą odpowiedź. Młody znał sie na tym co “chałturzył” i na dodatek był pasjonatem. To było co najmniej ciekawe... Mechanika zawsze trzeba było mieć “na stanie”.
- A ten warsztat to gdzie? - “Jak się okaże, że w tej zakazanej dzielnicy, to się nie śmiej. Jax, tylko się nie śmiej” - upomniał sie w myślach i usiłował zachować kamienną twarz.
- Niedaleko stąd, jeden przystanek kolejki. Chcesz, to pokażę, tylko najpierw naprawię trochę gębę, bo mi matka znowu nawrzuca - uśmiechnął się krzywo.
- To za chwilę, muszę zaliczyć jeszcze to spotkanie... Widziałeś ją kiedyś - pokazał PDA wyświetlające zdjęcie zaginionej. Uświadomił sobie również, że Mario musiał być głodny - kilka dni w piwnicy nie działało dobrze na figurę.
Chłopak przypatrzył się twarzy dziewczyny, ale potrząsnął przecząco głową
- Sorry, ale nie. Tutaj jej szukasz? Trochę nie pasuje do okolicy...
- No, nie pasuje. - schował PDA nie zagłębiając się w dalsze tłumaczenia. Byli tuż przy aptece. Jax wpadł do środka i nabył “podręczny zestaw do łatania orka” i jakieś środki przeciwbólowe. Farmaceuta - starszy pan w okularach uśmiechnął się ze zrozumieniem gdy Adam zaczął od “woda utleniona”. Chyba nawet nie słuchał do końca słów runnera kiedy zdejmował z półek kolejne przedmioty i pudełka...

- To teraz.. Ja ma coś do załatwienia i a ty masz coś do zrobienia. - powiedział wręczając młodemu całą torbę.
Ork zgarnął torbę, ponownie się uśmiechając. Jego prawy kieł był ułamany.
- Gdzie się potem spotkamy? Sam rozumiesz, że chwilowo nie mam telefonu...
- Myślałem, że jesteś głodny? - niby mimochodem zapytał Jax spoglądając na orka.
- Chwilowo nie przełknę nawet kęsa chłamburgera, tak mnie gęba napierdziela, ale napiłbym się.
- Dobra. Chodź. Plan jest taki. Ja ma spotkanie w jakimś parszywym motelu gdzieś... - wyjął PDA i wskazał ręką - tam. Wynajmę pokój i będziesz się mógł doprowadzić do porządku, lub względnego porządku. Tam też musi być jakaś restauracja, a przynajmniej buda z napojami. Wiesz gdzie tu kupić ciuchy i telefon? - zaczął iść w kierunku motelu. Czas niestety nie był z gumy...
- Poradzę sobie - Mario przytaknął Jaxowi - oddam ci kasę jak tylko dotrę do chaty. - widać było, że chłopakowi jest głupio
- Od jakichś piętnastu minut pracujesz dla mnie. Stawka 200 tygodniowo, wiec potrącę z pierwszej wypłaty... - wyciągnął z kieszeni garstkę chipów i innego badziewia, w typie nakrętki z butelki whisky. Dał dwa z chipów Mario i swoją wizytówkę z nazwiskiem i numerem telefonu - To baw się. Limit wyciągnięć z gówna na ten tydzień wyczerpany.
Mario schował ofiarowane przedmioty i skinął głową.
- Dzięx. Do później szefie.
- Wybić ci drugiego kła? Za to “szefie”...
- Hehe, nie będę czym miał otworzyć flaszki z piwem. To jak sie mam do ciebie właściwie zwracać?
- Jax, Adam...
- Dobra... Jax, to ja spadam
- Na razie... A, samochód masz? - zapytał w zasadzie już przez ramię.
- Mam, grata, ale jeździ. Podjechać potem?
- Nie, zadzwoń; jak się doprowadzisz do porządku i przeżyjesz burzę w domu. Jakbym nie odbierał to zadzwoń pół godziny później. Na razie.
- Na razie
 

Ostatnio edytowane przez Aschaar : 23-12-2010 o 17:24. Powód: składnia
Aschaar jest offline