Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-12-2010, 19:43   #7
Drusilla Morwinyon
 
Drusilla Morwinyon's Avatar
 
Reputacja: 1 Drusilla Morwinyon jest godny podziwuDrusilla Morwinyon jest godny podziwuDrusilla Morwinyon jest godny podziwuDrusilla Morwinyon jest godny podziwuDrusilla Morwinyon jest godny podziwuDrusilla Morwinyon jest godny podziwuDrusilla Morwinyon jest godny podziwuDrusilla Morwinyon jest godny podziwuDrusilla Morwinyon jest godny podziwuDrusilla Morwinyon jest godny podziwuDrusilla Morwinyon jest godny podziwu
Deth:


“Szlak, a jednak mnie usłyszał!” - z ta myślą Risha przywarowała przy ziemi rozdarta pomiędzy chęcią ucieczki, a wrodzona ciekawością.
Pomimo spokojnego tonu mężczyzny nie była pewna jego zamiarów, tym bardziej zważywszy na uniesiony w jego dłoni miecz, choć z drugiej strony nie raz walczyła z ludźmi, sądziła więc, że w najgorszym razie uda jej się uciec...
Porozumienie jednak mogło sprawić pewne problemy - choć rozumiała słowa, obcy mówił z tak dziwnym akcentem, że wymagało to od niej sporego wysiłku, by go zrozumieć.
Wreszcie powzięła decyzję...


Oczom Detha ukazała się sylwetka dziwnego stworzenia - choć posiadające humadoidalną sylwetkę całe ciało pokryte miało miękkim srebrzystym futrem, głowa zaś w najmniejszym nawet szczególe nie przypominała ludzkiej - krótki pysk, długie, zakończone czarnymi pędzelkami uszy i różowy nosek przywodziły na myśl dzikiego kota, jedynie w złocistych oczach dostrzec można było błysk inteligencji.

Stwór - po sylwetce sądząc płci żeńskiej - mierzący na pewno nie więcej niż pięć stóp powoli wyprostował się spoglądając w kierunki obcego, w każdej chwili gotów do ucieczki, w razie ataku nieznajomego.

"No kurwa.. gadający futrzak.. Szaman musiał mnie jakimiś halunami poczęstować" - pomyślał zabójca próbując powstrzymać się od śmiechu, wszak rozmowa z bądź co bądź zwierzęciem wydawała mu się absurdalna.

- Cześć futrzaku..
- rzekł na początek

Kotołaczka z trudem powstrzymała parsknięcie słysząc nadane jej miano, mimowolnie jednak położyła po sobie uszy i przymrużyła ślepia.

- Ty... przeszedłeś przez Bramę. Czemu?
- głos kocicy przypominał bardziej pomruk, świadoma jednak zarówno tego, jak i faktu, że mężczyźnie zrozumienie jej może sprawić trudności ze względu na różnice językowe mówiła powoli i głośno.

- Bramę? Eeee no dobra to gdzie ja właściwie jestem na wszystkie kości Asmodaia


- Jesteś na ziemiach Królowej... - zawahała się - Albo tym, co kiedyś nimi było.

W dawnych czasach tacy jak on, zostaliby zaprowadzeni przed oblicze Władcy, teraz jednak...
Potrząsnąwszy głową westchnęła cicho.

- Bramy łączą światy... Musiałeś jakoś dostać się w okolice działania jednej z nich, to już działo się przedtem... Chociaż jesteś pierwszy od lat.

- Jestem Deth - przedstawił się wojownik - A do Ciebie jak mam mówić?

- Risha.

"Ciekawe czy konie też tu gadają" - kolejny dowcip się przewinął przez myśl wojownika lecz nie wypowiedział tego głośno
Zrobił dwa kroki bliżej i zaczął:

- Tak więc droga Risho... Co to za świat, i gdzie jest najbliższe miasto ?

- Hm... to po prostu nasz dom, po co nadawać nazwy temu, co wieczne?
- krzywiąc się wzruszyła ramionami. Choć obserwowała go z uwagą nie cofała się, wciąż widać było w jej postawie pewne napięcie. - Jeżeli szukasz osady.. Azyl przetrwał bez szwanku... Ale podroż tam zajmie tygodnie.. Zwłaszcza, że jesteś tylko człowiekiem.

- Tylko człowiekiem , co masz na myśli kotku ?
- urażony mianem "jedynie człowieka wojownik poświecił chwile uspokojeniu myśli. - Co to dokładnie za kraina, co tu się dzieje, i czemu koty gadają na zęby Asodaia ?

Risha
przechyliła głowę w bok przyglądając się w milczeniu człowiekowi, nim wreszcie się odezwała, pionowe źrenice na mgnienie oka zwęziły się.

- Powiedziałam Ci, to ziemie, które kiedyś należały do Królowej... Wybuchła wojna, bunt Lordów - wiele istot zginęło, a Pani zniknęła. Wciąż staramy się zrozumieć co właściwie się stało. Wiem jedno - gdybyśmy nie musieli bronic takich jak ty przed Lordami, wielu z mych pobratymców nie postradałoby życia. Jesteście wolniejsi, słabsi i tak delikatni. Mało który człowiek może równać się z takimi jak my. Pytasz czemu “koty” mówią, a więc posłuchaj, byś nigdy więcej nie popełnił tego błędu, jestem Risha, jedna z wielu zmiennokształtnych przemierzających te ziemię, a Ty właśnie mnie obraziłeś, większość ludzi nie dajemy szansy naprawić tego błędu. - Prychając kocia pokazała na chwilę długie kły, a choć nie wysunęła pazurów widać było jak jej dłonie drgnęły.

"Zmiennokształtni? Lordowie?" W głowie Detha zaczęły pojawiać się miliony pytań, lecz ruch dłoni obudził w nim ogień. Oko jego błysnęło, ale dłoń nadal pozostała nie wzruszona.

- Po pierwsze.. nie wiesz kim jestem więc mi nie groź. Po drugie nie chciałem Cię obrazić. Po trzecie schowaj kiełki ... nie chcę Cię zabijać. Nie walczę z kobietami.


Stanął wyprostowany. Gotowy. Czekał i pytał dalej.

- Kim, czym są Lordowie? Czemu są tak potężni i przeciw czemu się zbuntowali ?

Kotołaczka odetchnęła głęboko i przymknęła ślepia uspakajając się. Mężczyzna miał rację, był tu obcy i miał prawo nie znać panujących na tych ziemiach zwyczajów.
Po chwili uniosła wzrok.

- Byli. Lordowie zostali zabici... Oni...
- zawahała się zastanawiając się jak ich opisać - Przybyli z innego świata, jak Ty, żywili się krwią, nasza Pani nadała im ziemię, uznała za szlachciców. Oni jednak pragnęli władzy nad życiem i śmiercią wszystkich istot. Zabijali, bo im się to podobało, Pani nie chciała na to pozwolić... Więc wszczęli wojnę.. Stworzyli... hybrydy, wojowników nie znających litości, na szczęście nie umieli ich kontrolować, wielu zginęło, ale Lordowie przegrali.. Zanim to się stało udało im się zabić dzieci Królowej... A od ostatniej bitwy nie możemy i po niej znaleźć śladu. - wyraźnie przybita podkuliła uszy odwracając wzrok.

- Wampiry - splunął na ziemię - takich to ogniem, kołkiem, srebrem i stalą...

Zamyślił się.

- A więc szukacie Królowej? Hmmm jak bardzo wartościowa jest ona dla was ? - Czas zarobić. W oczach dopiero co przybyłego do krainy człowieka pojawił się błysk.

Pokręciwszy głowa rozmówczyni spojrzała nań ze skrywana pogardą.

- Jeżeli... jeżeli ona żyje, wróci do nas. Ale jeżeli udałoby ci się ja odnaleźć, jeżeli ktoś ja więzi...
- przez chwile zastanawiała się nad czymś - Tak, jeżeli pomógłbyś naszej Pani nagroda przerosłaby wszystko, co mógłbyś sobie wyobrazić.

- Hmm no dobra kiciu.. więc tak Lordowie zginęli, mamy was zmiennokształtnych, te hybrydy to jeszcze jakieś ocalałe? i kogo jeszcze mogę w tym świecie spotkać?

- Owszem, kilka ocalało, ale większość uciekła na południe... Nie sądze również, żebyś spotkał poza podobnymi mnie czy tobie istotami innych zamieszkujących te ziemie, Sidhe wróciły do swoich, a reszta.. Cóż, smoków nie widziano od wieków, z zważywszy na sytuacje, driady i reszta trzymają się swoich kryjówek...


- Sidhe? - głos był niepewny, jakby oczekiwał wyjaśnień - A czy ty zmiennokształtni macie ludzką też formę ? - dodał. Czekał i analizował, by gdy przyjdzie czas podjąć decyzje.

- Sidhe... Trudno ich krótko opisać.. Nawet jeśli nie są nieśmiertelni, to nikt nie widział żadnego z nich umierającego ze starości... Są piękni, ale zimni, jak gwiazdy... Trudno mi ich opisać, w swoim życiu rozmawiałam tylko z jednym z nich, a większość nie miała i tego szczęścia. Był wysoki, wyższy niż ty... - przez chwilę kocica wyglądała na nieobecna, jakby zanurzyła się we wspomnieniach, zaraz jednak otrząsnęła się - Wrócili do swego miasta, w puszczy na zachodzie. Nie wpuszczają tam innych ras, nie sądzę więc, byś ich spotkał... I tak, możemy przybrać ludzką formę, jeśli chcemy.

- Dobrze. Risho, pomogę wam i tak nic lepszego nie mam do roboty. Jedyne czego chcę to obietnicy że mi pomożecie, jeśli wam pomogę, wrócić mi do mojego pieprzonego świata. Jest jeden magik, szaman który ma obiecane spotkanie, bliskie spotkanie - uśmiechnął się szeroko - z moją stalą. A ja zawsze dotrzymuję obietnic. Pierw jeśli pozwolisz chcę dowiedzieć się gdzie rozegrała się bitwa podczas której wasza wysokość zniknęła ? -wziął głęboki w dech - A i coś do jedzenia by się przydało.. Bom głodny i zły się wtedy robię... Tak więc co ty na to kotku ?

Kocica milczała długa chwile, wreszcie pokiwała głowa.

- Sądzę, że mogę coś upolować, ale muszę cie ostrzec. Nie chce zwodzić cię, lepiej żebyś wiedział to od razu - nie możesz wrócić - to niemożliwe, Bramy nie działają w ten sposób, żaden z tych, którzy tu przybyli nie mógł. Jesteś tu uwięziony. Cokolwiek i kogokolwiek zostawiłeś w swoim świecie, zapomnij o tym, po prostu nie potrafię ci pomóc. Przykro mi.

Pochyliwszy głowę westchnęła cicho.

- Kurwa! A magów tutaj nie macie, wiesz magia, czary, zaklęcia? - "Gdyby jednak to się okazało, że chuj..." - Dobra.. pomogę Ci bo i tak nic lepszego nie mam do roboty...

- Magów? Tak, ale magia nie zadziała, sądzisz, że poprzedni nie próbowali? - potrząsnąwszy głową przeciągnęła się - Zaczekaj tutaj, niedługo wrócę.
Z tymi słowami odwróciła się i zaczęła oddalać się węsząc...

Deth został ponownie sam...
Minęło kilka godzin nim kotołaczka powróciła, słońce stało już wysoko na niebie, pomimo to panowała dość niska temperatura, a na horyzoncie zbierały się chmury.
Rzuciwszy mężczyźnie pod nogi upolowanego zająca Risha przysiadła kilka kroków dalej. Co jakiś czas niespokojnie zerkała na niebo, gdyby zaczęło padać z cała pewnością nie poprawiłoby to jej i tak nie najlepszej sytuacji.


Uruf:



Biała wilczyca przez całą drogę zachowywała milczenie, sądząc jednak po pewnym kroku dość dobrze znała okolice, przez które dane im było podróżować, z ulga jednak powitała przerwę w podroży.
Przed nimi roztaczała się krajobraz, który można by uznać za piękny - dziewicze, nie zagospodarowane przez ludzi tereny, nawet tutaj jednak znać było ślady wojny - gdy wiatr wiał im w twarz wyczuwali w nim ledwo wyczuwalna woń śmierci.

Na swej drodze jednak nie napotkali śladów większych bitew, częstsze były również ślady zwierząt.
Ku swej nieskrywanej radości para zaskoczyła nad strumieniem rocznego jelenia, zanim zwierzę zdołało uciec dopadli je, dzięki czemu tego wieczora prócz obfitości wody mogli również zaspokoić głód.

Słońce powoli lecz nieubłaganie chyliło się ku zachodowi zabarwiając krwawo całą okolicę.
Światło to przypomniało jedynie Urufowi spojrzenie oszalałych oczu zjawy ze snu, mimowolnie wzdrygnął się na wspomnienie bólu. Widząc to Naira - leżąca obok niego nad korytem strumienia - uniosła łep i spojrzała nań pytająco.

- Wszystko w porządku?

 
__________________
Co? Zwiesz dekadentami nas i takoż nasza nację?
Przyjacielu, ciężko myślisz, w innych czasach miałbyś rację.
Czyżbyś sądził, żeśmy tylko tępo w siebie zapatrzeni?
Nie wiesz, lecz to się nazywa ironia i doświadczenie.
Drusilla Morwinyon jest offline