Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-12-2010, 20:21   #507
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Jeść im chce się, pić im chce się...
Znaleźli jednak nie chatkę w lesie (jak by to mogła sugerować treść wierszyka), a rybaka, który w zamian za pewną ilość brzęczącej monety zechciał się z nimi podzielić swoim połowem. Jedzenie zatem mieli zapewnione, w przeciwieństwie do transportu, o którym jak na razie mogli tylko pomarzyć.
- Cholerny Festiwal - zaczął narzekać Drunin. - Ściąga wszystkich do siebie, a człek, choć płacić chce, jak ryba na lądzie zostaje.
- Miłośnik wody się znalazł - docięła mu Liliel. - A kto nosem kręcił, jakeśmy ostatnio przez jezioro płynęli? I co cię tak poezją natchnęło? Rusałkę zacząłeś nagle wspominać?
- Rusałkę, nie rusałkę. - Drunin wzruszył ramionami. - Nad jeziorem jestem, to do czego mam porównywać? A że wody w nadmiarze nie lubię, to inna inszość. Gdyby to było piwo...
- Ale wracać wodą chcesz nagle? - nie ustępowała Liliel. - Na nóżkach ci się nie chce?
- Wszak to kupa mil, kobieto - odparł Drunin. - Wody nie lubię, ale głupi nie jestem. Lepiej szybko płynąć, niż powoli iść. - Zaśmiał się ze swojego powiedzenia.
- No i piwa po drodze nie dostaniem - dodał Gurd. - Jedyna osada między nami, a Brązową Wodą mniejsza jest od Białej Wielkiej i karczmy czy zajazdu tam nie uświadczysz.
- Tylko piwsko byście chlali, to i brzuszyska się wam porobiły, że z miejsca wam się ruszyć nie chce - podsumowała ich Liliel.
- Ależ serdeńko - oburzył się Drunin. - Jakże tak by być mogło, żeby krasnolud bez piwa miał żyć? To to tak samo dziwne, jak baba bez chłopa...
Nie zdążył do końca uniknąć kopniaka, którego wymierzyła mu Liliel. Nie wiadomo, jak by się ta sprzeczka skończyła, gdyby nie okrzyk Allora.
- Hej, patrzcie! Łajba jakowaś płynie...
Weszli na pomost. Jeśli łódź płynęłaby do Brązowej Wody, żal by było stracić okazję.

- A niech tydzień o suchym pysku spędzę - powiedział Drunin, gdy łódź bliżej podpłynęła. - Toż to nasza wiedźminka szalona, co ją co krok żeśmy spotykali. Ta, co na ową wampirzycę rudą tak zawzięta była.
- Nikt z nas nie jest rudą wampirzycą, więc na nas swego oręża próbować nie będzie - stwierdził z uśmiechem Derrick.
- Chyba że języka zacznie miast tych mieczy używać - zaśmiał się Drunin. - Jak to baba.
Za co obdarzony został solidnym kuksańcem w bok.

Barka dobiła do pomostu.
Wiedźminka nie ruszyła się z miejsca. Na Derricka spojrzała. Przyjrzała mu się uważnie, po czym zapytała.
- Czy to nie ciebie napotkałam na trakcie pod Carbonem?
- Owszem, zdarzyło nam się spotkać - odparł Derrick, nie wdając się w szczegóły spotkania.
- I jak widzę, zdążyłeś mnie waćpan wyprzedzić.
- Ano, zdarzyło się - odparł Derrick. - Wszystko zależy od tego, jaką drogą się podróżuje. Mogę w czymś pomóc? - spytał.
- To zależy, czy dalej się interesujesz wampirzycą - wojowniczka najwyraźniej nie mogła się do końca zdecydować, czy mówić Talbittowi per pan, czy per ty.
- Moje zainteresowanie wampirzycą ogranicza się do tego tylko, że nie chciałbym jej spotkać po raz drugi.
- Więc po co wozisz jej list gończy? - zapytała, lecz nie oczekiwała odpowiedzi. - Słyszałeś o niej tutaj?
>>>Z miłości do niej... By wiedzieć, czy sie pod nogami nie plącze.<<<
- Słyszałem, że była w tej okolicy. - Ręką łuk zatoczył, jezioro obejmujący. - Że kapłanki poszukuje elfickiej. Lionory. I że gdzieś na południe za nią pospieszyła.
- Dawno?
- Parę dni temu - stwierdził.
Tu z ust niewiasty słowa padły co najmniej niestosowne.
- Kurwa, ja pierdolę.
Aż rybacy spojrzeli zdziwieni na swą pasażerkę, która ze zdenerwowaniem przeczesała swoje krótkie włosy... w których coś, nawiasem mówiąc, medykowi nie pasowało.
>>>Jakbym Liliel słyszał. te by do siebie pasowały<<< - pomyślał Derrick.
- Jakiś problem? - spytał.
- Nie... żaden. Nie kłopocz się pan - odparła. A jak tak Derrick uważniej się jej włosom przyjrzał, nie mógł odeprzeć wrażenia, że przypominają bardziej zwierzęcą sierść.
- Przykro mi, że nie mogłem bardziej pomóc - odparł, mimo zaciekawienia nie zadając pytania o to, co się jej z włosami stało.
- A, niech ci nie będzie - rzuciła i w trzy kroki z barki wyskoczyła, pewnie stając na ziemi. Szybka bestia z niej była.
Ta kombinacja wyrazów wydała się Derrickowi bez sensu. Co niby ma mu nie być? Dopiero po chwili dotarło do niego, że nie miało mu być przykro.
- Życzę powodzenia - powiedział. - Mam nadzieję, że uda ci się ją złapać.
Wiedźminka była już ładnych kilka metrów od nich. Do uszu Talbitta dobiegło tylko coś na kształt "taaa".
- Ciekawe, co się stało z jej włosami - szepnęła Liliel.
- Idź i ją spytaj - powiedział Drunin. - Jeszcze nie jest tak daleko.
Półelfka popatrzyła na swego niskiego przyjaciela, szukając w jego oczach choć sladu wyzwania. I chyba go znalazła, bo ruszyła w ślad za wojowniczką.
- Liliel... - powiedział Derrick, chcąc ją zatrzymać. Albo chociaż przywrócić opamiętanie.
- Co? - spytała dziewczyna zatrzymując się w pół kroku.
- Może jednak dasz spokój?
- Czemu miałabym? - Liliel, uparta jak zawsze, nie miała zamiaru rezygnować.
- Bo nie każdy lubi, jak mu się mankamenty urody wytyka - wyjaśnił Derrick.
Taki argument półelfka była jeszcze w stanie zaakceptować. Przecież jako kobieta, sama nie chciałaby słuchać wytyków wobec swojej osoby.
- Może i masz słuszność- powiedziała ugodowo.
Derrick sam był ciekaw, co się stało wiedźmince, ale nie był pewien, jak zareaguje na tego typu pytanie. Mogła być nad wyraz drażliwa. Lepiej było nie ryzykować.
- Zobaczmy, co z tą łodzią - zmienił temat.
Gurd na łupinkę, którą rybacy przybyli popatrywał z powątpiewaniem.
- Mała coś - stwierdził.
- Trzech pasażerów jak nic się zmieści - zripostował jeden z rybaków.
- A i więcej, jak sobie na kolanach posiadacie - zażartował drugi. Ten, młodszy nieco, zajmował się cumowaniem łodzi. Widać nie chciał gonić jej wpław, gdyby nagle sama z siebie odpłynęła.
- Potrzebna nam łódź, co by do Brązowej Wody się dostać - powiedział Drunin.
- To nam nie po drodze. - Starszy z rybaków pokręcił głową. - Ale jeśli zapłacicie...
Jasne. Pływa się po to, by zarabiać. Wszystko jedno - łowienie ryb czy wożenie pasażerów.
- Zapłacimy - odezwał się Derrick. Magiczne słowo, spełniające wiele życzeń.
- Ale ciasno będzie - wtrąciła się Liliel. - Niewygodnie. I krasnoludy będą się rozpychać.
- Nam, krasnoludom, niewygody niestraszne. Ty zaś usiądziesz panu medykowi na kolanach, to i tobie, i jemu będzie przyjemnie - powiedział Drunin. - A my oczy zamkniem, co by nie podglądać - dodał.
- A może tak obok łódki popłyniesz, co? - Liliel spojrzała na niego spode łba. - Albo my z Derrickiem popłyniemy, a wy w trójkę brzegiem ruszycie. To jeszcze lepszy pomysł.

Oczywiście z każdej sytuacji było jakieś wyjście. Niekiedy nawet takie, co kilku osobom odpowiada.
Allor został na brzegu, z dodatkową zapłatą za dzień potrzebny na dotarcie do Brązowej Wody. Nie miał powodów do narzekań. A pozostała czwórka jakoś musiała się zmieścić.
Derrick, mając koło siebie Liliel, nie zamierzał narzekać. Wprost przeciwnie.
Rybacy stracili nieco czasu na zjedzenie czegoś, ale nim słońce zanurzyło się w falach jeziora ruszyli w drogę.

 
Kerm jest offline