Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-12-2010, 00:36   #38
Sam_u_raju
 
Sam_u_raju's Avatar
 
Reputacja: 1 Sam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputację
podziękowania dla Cohena

Grający dotychczas chłopak po chwili odpoczynku w którym zmoczył sobie gardło piwem wziął gitarę i ponownie zaczął grać

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=plmaU-l-hjA[/MEDIA]

Przypomnienie przyszło w momencie kiedy urocza niespełna dwudziestoletnia kelnerka przyniosła zamówienie Silenta. Herbatę o smaku pomarańczy.
Jakże był głupi. Nie powiedział.
Alvaro nie powiedział Cohenowi gdzie mają się spotkac. Przypomniał sobie tamta rozmowę toczoną przez telefon kiedy nagi mknął w kierunku Red Hook.

- Pan tez się nie poddał, Patricku Proszę swojej odwagi tez nie marnować. Wytłumaczę wszystko jak się spotkamy

- Kiedy i gdzie? – zapytał wówczas Cohen ani trochę bardziej sympatycznym tonem - Wieczorem będę gotowy. Miejsce zostawiam Panu do wybrania. Proszę mi jednak powiedzieć gdzie jest teraz Andy i Malcolm

- Wieczorem w centrum NY, zadzwonię i wskaże ci miejsce. – rzekł wówczas zdawkowo Alvaro rozłączając rozmowę.

Był przekonany, ze podał nazwę a jednak, jego własna pamięć go zawiodła. Możliwe, że ta intensywna myśl o tym lokalu tak się wryła w pamięć Rafaela, że ten był pewien, że przed wydarzeniami na Red Hook a zaraz po tym jak stał się Czującym krew powiedział Cohenowi gdzie chciał się z nim spotkac.
Jednak nie.
Nie zrobil tego.
Tym samym ta cala zabawa, podchody do tego by się zobaczyć z Patrickiem i pomóc sobie nawzajem w kwestii Astarotha była na nic. Rafael schrzanił sprawę. Ubzdurał sobie coś co nie miało miejsca. Siedział i czekał tutaj nadaremnie. Cohen nie przyjdzie bo nie wie gdzie ma przyjść. Gorący łyk herbaty, który poparzył język Alvaro przywrócił jego zmysły pogrążone od chwili w otępieniu i beznadziei sytuacji. Wtedy otworzyły się drzwi do lokalu.

Pamiętał kiedy weszła. Otwarcie przez nią drzwi do lokalu wpuściło ostre mroźne powietrze. Powiesiła swój płaszcz na pełnym już od wierzchniego odzienia wieszaku i przeciągnęła tym swoim drapieżnych wzrokiem po sali. Powietrze jakby zafalowało, do nozdrzy Silenta doszedł zapach drogich perfum i coś jeszcze coś na granicy zmysłów, zapach który powodował ciarki na plecach wampira i mimowolne przymknięcie powiek. Nie czuł już nic ponad to. Nie było już aromatu owocowej herbaty jaką zamówił do picia, znikął również ciężki zapach spoconego mężczyzny siedzącego kilka stolików od Alvaro, oraz zapach tabaki trzymanej w woreczku w wewnętrznej kieszeni marynarki mężczyzny siedzącego po prawej stronie byłego księdza. Kiedy otworzył na nowo powieki skupił się tylko na jej zapachu. Kobieta w czerwieni stała pochylona nad nim. Opierała się ponętnie o jego stolik. Alvaro poczuł wzbierające w nim podniecenie. Czuł jak jego męskość reaguje na krągłości schowane pod skąpo opinającym ciało czerwonym materiałem sukienki.



Kobieta delikatnie oblizała wargi, co spowodowało dodatkowo suchość w ustach. Krew pulsowała przyjemnie w jego żyłach. Alvaro nie był w stanie się ruszać. Nie chciał się ruszać. Kobieta obeszła stolik i pochyliła się nad wampirem szepcząc do jego ucha.

- Zerżnij mnie. Tu i teraz.

Krotkie słowa ale niosace ze soba jakże potezną moc. Podniecenie Silenta sięgnęło zenitu. Uwolnione zostały wszelkie emocje jakie targały Silentem od momentu kiedy zobaczył kobietę. Zwierzęce instynkty. Złapał ją za tył głowy i wpił się ustami w jej usta. Jego język łapczywie szukał jej języka. Nic się ponad tą nieznajomą i jej ciałem nie liczyło dla Alvaro. Zapomniał się. Zapomniał gdzie jest. Zapomniał, tych wszystkich ludzi, którzy teraz gapili się na nich oniemiali, wzburzeni albo z głupkowatymi uśmieszkami na twarzach. Chłopak dotychczas uderzający w struny klasycznej gitary przestała grać. Dla Alvaro była teraz tylko ta nieznajoma pełna seksu kobieta i wypływające z niego żądze. Sprawnym ruchem posadził kobietę na stoliku zrzucając z niego kubek z herbata która rozlała się po podłodze i niewielkich rozmiarów świecznik z niezapaloną na prośbę Silenta świeczką. Gwałtownym ruchem zwierzęcego pożądania rozerwał materiał sukienki uwalniając nie spięte stanikiem piersi. Nie przerywając pocałunków jego dłoń powędrowała w kierunku kobiecego sutka, który natychmiast stwardniał. Kobieta siedząc na stoliku oddawała pieszczote dotykając jego nabrzmiałego członka poprzez materiał jeansów. Silent pragnął by go w końcu uwolniła by mogł w końcu oddać się najdzikszemu i najstarszemu z tanców. Tańcu miłości. Pożądania. Materiał został zerwany do konca odchylając również czerwone koronkowe majteczki. Dłoń Alvaro z niechęcia przerwała pieścić pierś i powędrowała wzdłuż brzucha ku jej wzgorkowi łonowemu. Alvaro zanurzył palec w jej łonie co spowodowało jęk rozkoszy wydobywający się z jej ust. Była wilgotna. Przegryzła warge na ktorej pojawiła się odrobinka krwi. Jakiś facet na Sali zaczął klaskać. Nowy zapach dotarł do nozdrzy Silenta. Smak życia. Zapach krwi.

- Ugryź mnie – szepnęło uwodzicielsko kobieta

- Co? – sapnął Silent

- Napij się mej krwi – ten słodki głos pełen grzechu. Słodki głos będący grzechem.

„Słodki Boże… Co się dzieje. Opanuj się!!!” – Alvaro wrzasnął w myślach i otworzył oczy.
Stała nad nim ubrana w obcisłą czerwona sukienkę. Jej piersi ponętnie prosiły o uwagę. Alvaro niechętnie uniósł wzrok i skupił na jej twarzy. Ścisnął mocniej kubek pełny ciepłej jeszcze herbaty

- Można się dosiąść, milusi czujący.

Alvaro dał się prawie omamić. Prawie dał się oczarować sukubowi. Czy był zdziwiony, że i ta część opowieści o demonach jest prawdziwa. Pewnie nie, mimo wszystko dał się zaskoczyć. Dał się omamić. Sięgnał w kierunku tej cześci wiedzy, która z lubością gromadziła fakty na temat aniołów i demonów. Nałożnica. Demon przybierający postać nieziemsko pięknych kobiet, nawiedzających meżczyzn we śnie i kusząc ich współżyciem seksualnym. Inne znowu źródła mówiły o tym, że sukuby istniały po to by zabierać od skuszonych mężczyzn nasienie, które potem używały do zapłodnienia kobiet by z kolei narodzone z tej mrocznej praktyki dzieci miały być szczeólnie podatne na wpływ szatana. Znowu inne źródła mówiły o tym, że królowa szatana była pierwsza żona Adama – Lilith, która po odejsciu od niego stala się jedną z siedmiu żona Lucyfera. Inne z kolei do ogólnie znanego mitu dodawały pierwiastek opętania, walki o dusze ofiary poprzez stopniowo pogłębiającą się w niej demoralizację na tle seksualnym. Jak widać cześć tak jak w przypadku wampirów okazała się faktem a cześc nie. Przynajmniej tak wynikała po pierwszej randce. Trzeba było dodać, że jedno wampiry i sukkuby miały wspólne. Polowały.

- Polujesz tutaj, czy jesteś ... w celach towarzyskich ? – zapytała wyciągając papierosa i podsuwając pod nos Alvaro.

- Czekam na kogoś – odpowiedział po dłuższej chwili wpatrywania się w dekolt dziewczyny i kiwając przecząco głową odmówił używki

- Polowanie z nagonką, czujący. Już się zaczęło?

- To nie tak jak myślisz - przeniosłem wzrok na jej twarz - nie chce Tobie wchodzić w paradę... jeżeli tutaj pracujesz to mną się nie przejmuj zaraz się zbieram – rzekł zrezygnowany

- Powiedz swojemu stwórcy, żeby przestał – przeszła do meritum sprawy i uśmiechnęła się a jej uśmiech był obietnicą. Grzechu - On jest nasz.

- Nie do końca chyba mówimy o tej samej osobie daemonie - Alvaro ponownie uniósł wzrok z jej piersi na jej twarz.

- Przekaż mu ostrzeżenie. To nasze polowanie i nasza zwierzyna. Już raz wszedł nam w paradę. Na Red Hook. Teraz tego nie będziemy tolerować.

- Zrozumiałem. Przekażę

- To ciao, loverboy. Nie przeszkadzam ci w twoich łowach.

- Ciao Succuba – mimo wszystko pożegnanie wypowiedział z niechęcią. Tak łatwo zgrzeszyć. Tak ciężko się przed grzechem bronić.

Alvaro nie wyszedł jednak. Dopijając herbatę, obserwował ukradkiem jak kobieta dość szybko uwodzi samotnie siedzącego mężczyznę i wychodzą razem. Widział również jak dziesięć minut po tym jak ta dwójka wyszła z lokalu do stolika podchodzi kobieta i rozgląda się po lokalu szukając kogoś. Z krzesła obok tego na którym siedział uwiedziony mężczyzna podniosła bukiet kwiatów. Na pierwszy moment ucieszyła ale po kolejnych minutach bezowocnych poszukiwań swego, jak Alvaro podejrzewał ukochanego, zaczęła się wyraźnie martwić i wypytała kelnera o mężczyznę którego szukała. Kiedy dowiedziała się, że wyszedł z ubraną seksownie kobietą w czerwieni w gniewie cisnęła kwiaty do stojącego przy wyjściu kosza i z płaczem wybiegła z lokalu w mroźną toń Wielkiego Jabłka. Rafael współczuł dziewczynie. Ostatanim łykiem dopił herbatę. Już miał się zbierać do wyjścia kiedy zauważył Cohena. Zdziwienie wypełzło na jego twarz. Dotarł. Jakim cudem?! Co za człowiek. Cohen nadal go zadziwiał.
Patolog rozejrzał się po lokalu, na szczęście nie zauważając Alvaro i ruszył w kierunku toalet. Rafael rzucił odliczone wcześniej monety, które zatrzymały się niedaleko kubka. Ubierał się na szybko wychodząc z lokalu. Odczekał jeszcze chwile by dać czas Patrickowi na znalezienie ukrytego przez niego w spłuczce toalety, telefonu komórkowego po czym zadzwonił na niego. Po chwili telefon został odebrany.

- Wejdź do metra – rzucił do słuchawki - Wejście po drugiej stronie lokalu. Kierunek na Brooklyn – zanim rozłączył komórkę usłyszał jeszcze potwierdzenie przyjętej wiadomości i zduszone przekleństwo policyjnego patologa.

Silent ruszył za Patrickiem kiedy ten zanurzył się w wejściu do stacji metra. Szedł oddalony od niego o kilka metrów. Rozglądał się czy mężczyzna nie jest śledzony. Na peronie poczekał, aż pociąg wjedzie na stację i dopiero wtedy stanął tuż za rozglądającym się wokoło detektywem. Poczekał aż drzwi wagonu się rozsuną.

- Wchodź do środka Patrick - rzekł stając obok detektywa - nic ci nie grozi – zapewnił go.

– Wiedział pan, że "nic ci nie grozi" figuruje na liście najczęściej powtarzanych kłamstw? Niewiele ustępuje dwójce faworytów: "możesz mi zaufać" i "kocham cię" – rzekł Cohen dziwnie spokojnym głosem, po czym nasypał sobie na dłoń parę tabletek i wrzucił do ust. Wszedł do wagonu i dopiero wtedy odwrócił się twarzą do Alvaro. Chwilę spoglądał na niego oczami pozbawionymi wyrazu, jakby skanował twarz i porównywał każdą zmarszczkę z jakimś wzorcem zakodowanym w pamięci. – Dobry wieczór, będziemy tak zwiedzać Nowy Jork, czy gdzieś w końcu usiądziemy

- Dobry wieczór. Usiądziemy Patricku - Silent również lustrował stojącego na przeciw niego mężczyznę zastanawiając się czy ten wierzy w to co widzi czy raczej uznaje go za swego wroga którego najpierw trzeba poznać - ale dopiero jak wysiądziemy stąd a to planuje dopiero za kilka przystanków. Chcę mieć pewność, że nikt cię nie śledzi. Przepraszam za to wszystko ale to są niezbędne środki ostrożności. Proszę cię również o wybaczenie co do tej całej komedii z liścikiem. Minęło już tyle czasu od Red Hook a ja byłem przekonany, że podałem Tobie adres gdzie mieliśmy się spotkać. Siedząc jednak dzisiaj na miejscu uświadomiłem sobie, że chyba tak nie było. Tym bardziej kłaniam się twym umiejętnościom czytania ludziom w myślach i trafienie do celu - od czasu do czasu rozglądał się po wagonie wypatrując mieszkańców Miasta Miast, którzy ewentualnie mieli śledzić Cohena. Na szczęście nie było żadnego

- Chodźmy - rzekł kiedy drzwi się ponownie otworzyły

Cohen ograniczył się do skinięcia głową i podążaniu za Silentem, do momentu gdy nie osiągnęli miejsca, do którego mieli dojść. Nie odezwał się już ani słowem, tak jak jego towarzysz.

Alvaro po wyjściu z metra szybko zlokalizował pub, który był jeszcze otwarty. Weszli, rozdziali się z kurtek i Rafael złożył dla nich zamówienie.

- Nie powiem - odezwał się po chwili kiedy już wygodnie siedzieli trzymając w rękach kufel grzanego piwa - mimo wszystko ciężko mi zacząć. No dobrze... nie ma co zwlekać. Jeżeli będziesz miał w trakcie jakiś pytania to proszę, śmiało możesz mi przerwać. - łyknął pieniste ciepłe piwo i wytarł chusteczką pianę, która osiadła mu na wąsach - Po pierwsze cieszę się, że cię widzę. Pewnie powinienem powiedzieć coś więcej na temat wydarzeń jakie miały miejsce w rezydencji mieszczącej się niedaleko New City kiedy ruszyłem jednym z tropów sprawy Astarotha, ale skoro jak widzę i tak nie jesteś w stanie uwierzyć mi, że ja to ja to myślę, że to chyba nie jest w tej chwili istotne. Zdradzę tobie jedynie, że leżąc bezwładnie w szpitalu dano mi pewien wybór z którego skorzystałem. Od razu uprzedzę, że nie wyszedł on od Astarotha. Moim celem nieustannie jest przeszkodzenie Upadłemu w tym co zamierza zrobić. Teraz jednak jestem jakby to powiedzieć - zamyślił się na chwilę szukając odpowiednich słów - bardziej do tego przygotowany. Pojawił się jednak problem. Wydaje mi się, że zmienił się wzór jego poczynań i potrzebuje byś udostępnił mi akta obecnej sprawy bym mógł się szybciej do niego dostać. W zamian - dodał od razu nie czekając na odpowiedź detektywa - oferuje swoją dotychczasową wiedzę i co najważniejsze ochronę przed kimś pokroju Warchilda.. - Silent zamilkł czekając reakcji Cohena. Bał sie, że ten parsknie śmiechem i po prostu wyjdzie.

- Prosisz o bardzo dużo, oferując mi w zamian luksus bez którego jakoś udało mi się do tej pory przeżyć i możliwy do zastąpienia dwoma dobrze przeszkolonymi mundurowymi. - powiedział Cohen po dłuższej chwili milczenia, odstawił piwo i nachylił się nad stolikiem spoglądając Alvaro prosto w oczy - W ten sposób to nie zadziała. Nie potrzebuję niańki, potrzebuję informacji. Dużo cennego czasu i energii poświęciłem, by doszło do tej rozmowy. Chętnie pogadam o Astarocie, nie wykluczam, że możemy sobie pomóc, jeśli wiesz cokolwiek, co może się okazać dla mnie przydatne. Jednak najpierw muszę wiedzieć z KIM rozmawiam. Nie chcę, byś mi udowadniał, że znaliśmy się przed Red Hook - jak słusznie zauważyłeś, to nie jest teraz istotne. Dla mnie liczy się czym jesteś teraz i dla kogo pracujesz? W czyje ręce trafią potencjalnie przekazane ci informacje? Rozumiesz problem? "Nie Astarot" to dla mnie za mało.

Przez chwilę Alvaro lustrował twarz swojego rozmówcy. Westchnął
- Wierz mi, że mundurowi już tutaj nie pomogą, choćby nie wiem jak się starali. Takich Warchildów jest o wiele więcej a sam wiesz, że są silniejsi niż zwykli ludzie. Zresztą zapytaj Baldricka o to jak zakończyło się jego ostatnie spotkanie w magazynie z jednym z rezydentów Miasta Miast...

- Czym jestem? - podjął na nowo po chwili odkładając szklankę - Czujący. Takiego właśnie określenia używają Ci którzy odchylili kurtynę niewiedzy. Czującym krew. Wydaje mi się, że służę sam sobie, ale na razie póki mamy zbieżny cel to podlegam osobie, która służy Togariniemu. Protektorowi Zdobywców Śmierci, jakkolwiek szumnie ten tytuł brzmi. Jeżeli nie wiesz o kim mowie to juz wyjaśniam. Togarini to kolejny anioł śmierci. Niektóre księgi wskazują go jako podwładnego Astarotha. Inne znowu jako jego wroga. Tak Patricku, jak mawiał Shakespeare - Piekło jest puste, wszystkie diabły są tuta., Toczą ze sobą wojnę, wojnę o potęgę, wojnę o nas, o tych których lekami się żywią. Powiadają że Bóg zrobił sobie wolne i teraz jego pierwsze dzieci biją się miedzy sobą o wpływy. Nie mogę się dostać do tyłka Astarothowi bo za mało obecnie wiem. Jeżeli zgodzisz się podzielić swoja wiedza to łatwiej będziemy w stanie mu się przeciwstawić. Będziecie chronieni. Nie znam planów Togariniego ale wiedz ze nie pozwolę by on zajął miejsce Astarotha. Moim celem jest powstrzymanie Astarotha. Potrzebny mi tylko trop Patricku – Rafael wylewał z siebie potok słów chcąc jak najszybciej podzielić się z Patrickiem swoją wiedzą i być przy tym jak najbardziej szczery.

- Dobrze, podsumowując. Jesteś wampirem na usługach Anioła Śmierci – Rafaelowi nie dało się ukryć zaskoczenia - i oczekujesz, że będę waszą wtyczką w Wydziale Specjalnym w zamian za ochronę. Coś pominąłem? - pociągnął pierwszy, bardzo długi łyk piwa nie odrywając spojrzenia od oczu rozmówcy - Otóż, Alvaro, moja odpowiedź brzmi nie. Nie mogę sobie pozwolić, by nasz zespół pozostawał na garnuszku demonów, choćby o najlepszych intencjach. Jeśli po Metropolis rozniesie się, że pracujemy dla Togariniego... sam chyba rozumiesz, że nie możemy być stroną w tym konflikcie. Mam dla ciebie inną propozycję. Od dziś pracujesz z nami. Nie dla Tagariniego, nie dla innych demonów, z nami - Jess i Terrencem, może resztą, jeśli zrozumieją. Żadnych informacji dla upadłych, ani ich sług bez mojej zgody i wiedzy. Jak ci się to podoba Alvaro?

Cohen był bezpośredni jak jasna cholera. Punktował wszystkie wątpliwości jakie drążyły Alvaro Ten odchylił się na krześle długo bijąc się z myślami. Rozumiał w jakim położeniu znajdował się Cohen i jak to wszystko wygląda z jego strony.

- Zgoda - westchnął - obawiam się tylko, że czasami trzeba sięgnąć po pomoc sił potężniejszych od nas. Możemy nie mieć żadnych szans w walce z Astarothem i innymi, którzy biorą udział w tej wojnie pomiędzy upadłymi, ale.... Zgoda - powtórzył - Może mnie to kosztować życie ale czyż nie straciłem go tam w szpitalu. Jeżeli będę chciał coś przekazać swojemu mentorowi to tylko za Twoja zgodą. Czy to cię satysfakcjonuje Patricku i wykazuje moje zaufanie względem was.

- Skąd pewność, że to Astarot? - wypalił nagle Cohen odstawiając kufel. - Skąd pewność, że inni nie maczali w tym palców? Że nie podszywają się, by zmylić trop. Mówiłeś, że nie pozwolisz by Togarini zajął miejsce Astarota... wierzę, że mówisz to szczerze, ale nie wierzę, byś był w stanie wprowadzić te słowa w czyn. Rozumiesz? Nie możesz myśleć o Aniołach Śmierci, jako o kimś, kto bezinteresownie pomoże ci zrealizować prywatną zemstę. To pycha i brak wyobraźni. - zamilkł na chwilę zbierając myśli. Punktował jak jasna cholera. Alvaro „leżał” na łopatkach
- Wszyscy ryzykujemy życiem – kontynuował dalej patolog -. I to tylko w najlepszym razie własnym. Każde z nas. Robiąc to co do nas należy. Do końca. Bez kompromisów. Myśl o nas jak o niezależnej komisji starającej się zrozumieć i rozwiązać kurewsko drażliwy problem między mocarstwami. Możemy czasem potrzebować pomocy, ale w granicach uczciwej wymiany i nie tracąc niezależności. Rozumiesz dlaczego? Myślę, że twój... mentor, też powinien to zrozumieć i pozwolić ci działać, większość demonów jakie poznałem wykazywała sporo rozsądku. Jeśli masz obawy, mogę z nim porozmawiać. Jeśli to wszystko jest jasne - witam na pokładzie. Czy masz jakieś pytania?

Patrick sprowadził Alvaro na ziemię. Brutalnie. Rafael poczuł jak jego zbrodnie choć wykonane na ludziach podłych wracają do niego w tej właśnie chwili w postaci wyrzutów sumienia. To wszystko kim był wcześniej. To kim się stał. Jego duchowa walka trwała chwilkę w ciszy. Silent szybko się otrząsnął

- Myślę, że rozumiem Patricku. Co do prywatnej zemsty to nie do końca jest tak jak myślisz i mam nadzieję, że i ty kiedyś mnie zrozumiesz - przetarł zmęczone oczy. Nie chciał zdradzać, jak bardzo podziwia siedzącego naprzeciw niego mężczyznę. Tego chuderlawego człowieka o niebanalnym umyśle i sile woli.

- Ruch na górze raczej wskazuje, że to Astaroth ale masz rację nie powinniśmy nie dopuszczać myśli, że jest to jakiś naśladowca czynów naszego znajomka bądź jakaś mistyfikacja na inne czyjeś plany. Co do mentora to tak chciałbym byś się z nim spotkał jednak jeżeli nie będziesz miał za złe to chciałbym być przy tej rozmowie. Powiedz tylko kiedy i gdzie. Najlepiej by było by odbyło się to jak najwcześniej – nagle szybkim ruchem przeniósł wzrok na mężczyznę, który wszedł do lokalu. Przez chwilę mu się przyglądał by ponownie skupić swoją uwagę na Cohenie.

- Przepraszam... – przeprosił za swoje zachowanie - Wracając do rozmowy, Tak mam pytania. Chce wiedzieć kto jest w sprawie, chce wiedzieć wszystko o tej sprawie tak jakbym był nadal członkiem zespołu a nie denatem w kostnicy. Chcę znać Twój numer kontaktowy i jakkolwiek to dziwnie zabrzmi adres twojego miejsca pobytu. Tutaj - na serwetce Alvaro nakreślił ładnym charakterem pisma adres - masz adres mieszkania w którym aktualnie pomieszkuje. Najlepiej zapamiętaj i zniszcz... Jeszcze jedno przyjacielu. Błagam Cię na wszystkie świętości, niech to kim się stałem zostanie między nami dla Twojego wyłącznie dobra.

- Zgoda – przytaknął mu Patrick - chociaż zespół powinien wiedzieć z kim pracuje. Ja im tego nie powiem, ale ty wcześniej czy później powinieneś. To nie polecenie, tylko rada. Pamiętaj, że są dociekliwi i lepiej, żeby dowiedzieli się tego od ciebie, niż z przypadkowego źródła. - Przyglądał się otrzymanej serwetce parę sekund, po czym skinął głową i dopisał na niej swój numer telefonu. Oddał ją Alvaro po raz pierwszy pozwalając sobie na krzywy uśmiech - Sam sobie żryj celulozę. Jeśli to możliwe, spotkajmy się z tym gościem jeszcze dziś w nocy. Najlepiej od razu. Obaj będziemy mieli jasność na czym stoimy i wtedy na spokojnie wtajemniczę cię w szczegóły.

- To dobra myśl - Alvaro również zerknął na serwetkę zapamiętując numer telefonu po czym wsadził ją do kieszeni - też nie jadam celulozy - uśmiechnął się – Zniszczę ją jak wyjdziemy. Co do tych „czujących”, to większość rzeczy jakie widziałeś w filmach można wsadzić sobie w buty. Postaram się jednak jak najlepiej na nowo przedstawić się członkom ekipy. No nic. Zbierajmy się. Noc jeszcze młoda.
 

Ostatnio edytowane przez Sam_u_raju : 23-12-2010 o 23:50. Powód: akapit sie zdublowął więc usunąłem ten zbędny
Sam_u_raju jest offline