Kiedy gospodarz powtórnie wskazał ręką położenie ruin,
Kaldor przez chwilę rozważał możliwość by po prostu wstać i wyjść stamtąd.
Jednak pokazana chwilę później mapa przekonała go jednak, że zadanie jest wykonalne. Już wiedzą gdzie należy iść, teraz tylko trzeba tam się udać i przyprowadzić kobietę żywą.
Jednak w obliczu atmosfery, która nastała niedługo potem, tropiciel chciał udać się czym prędzej na górę, by w spokoju spędzić resztę wieczoru. Jednak...
-
Kto mi pomoże rozpakować wóz na noc? - rozległ się nagle głos
Gerarda. -
Nie chcę, by mi wszystko przemokło.
-
Mogę pomóc z wozem - zaoferował się
Kaldor, kiedy
Xander wymiękł dowiedziawszy się, że nie ma tam nic ciekawego.
Jak obiecał tak zrobił: przy okazji przenoszenia rzeczy rozmowa z magiem układała się całkiem przyzwoicie i
Kaldor myślał już, że znalazł "godnego" towarzysza podróży, gdy nagle...
-
Tylko mi nie mów, że chcesz do ruin iść z tym wozem. - powiedział nagle tropiciel.
-
Oczywiście, że idę tam ze swoim wozem! – odpowiedział pewnym głosem
Gerard patrząc w oczy łowczego.
Idiota.
Wkrótce potem
Kaldor udał się wreszcie do swojego pokoju. Żałował trochę, że na dworze padało i ogólnie było zimno. W takich przybytkach lubił wchodzić na dach i... leżeć wpatrując się w gwiazdy. Nie wiedząc czemu, gospodarzom nigdy się to nie podobało.
Tym razem jednak musiał się zadowolić siedzeniem w oknie. Krople deszczu miarowo, prawie spokojnie padały na ziemię, ściany gospody, a okazjonalnie nawet na twarz tropiciela.
Za nimi szum lasu grający w harmonii z deszczem. Zaś w tle tego wszystkiego, całej muzyki którą słyszał nie tylko z otoczenia, ale i ze swojego umysłu... ona.
Widział jej twarz w spadających kroplach, słyszał jej głos...
Tęsknił.
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=qJLYuc0mX2Y[/MEDIA]
-
Cristin... - powiedział cicho wciąż wpatrując się w dal. Niedługo później z wściekłością zatrzasnął okiennice i poszedł spać.