Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-12-2010, 11:16   #97
Vantro
 
Vantro's Avatar
 
Reputacja: 1 Vantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie coś
Zanim się bardka obejrzała dzień schylił się ku zachodowi. Wracając z Kalelem do karczmy jak zwykle machała mu przed nosem rękoma coś opowiadając, albo pokazując raz po raz ciekawe miejsce, które mijali i na które chciała aby i on zwrócił uwagę. Mimo iż dzień był dla niej pełen emocji wracała do karczmy uśmiechnięta, całe zmęczenie zostawiła za sobą. Weszła do środka i zaczęła rozglądać się za Laure. Nie mogąc go nigdzie odnaleźć podeszła do Atoliego i powiedziała:
- Chyba nic nie będzie z naszych tańców, bard nie wrócił. Mogę wam pograć jak chcecie.
- To co to będzie niby za zabawa? - prychnął Atoli, poszedł do karczmarza i w krótkich słowach załatwił grajków na wieczór. Wkrótce też w karczmie zjawiło się trzech zamówionych artystów, którzy rozlokowali się w rogu sali i zaczęli grać.

Sorg zerknęła z ciekawością w stronę głównej bardki, która zgodziła się przygrywać im do tańców. Usiadła na pierwszej wolnej miejscówce i z uwagą obserwowała oraz słuchała jak zaczynają grać. Zerknęła w stronę Atoliego któremu obiecała taniec, ale widząc go odwróconego tyłem u baru pomyślała, że nie będzie się pchać na siłę, bo może się rozmyślił i jednak woli jakąś elfkę w tańcu obracać - choć przecież żadnej w karczmie nie było. Rozejrzała się po izbie i zaczęła zastanawiać do kogo podejść i porwać do tańca. Przesunęła wzrokiem po siedzącym w kącie Halfdanie, ale widząc z jaką miną utkwił on wzrok w trzymanym przez siebie kuflu postanowiła go nie zaczepiać, przynajmniej na razie. Po chwili jej wzrok przesunął się na paladyna. “On mi chyba nie odmówi, bo Kalela chyba też nie powinnam męczyć. Zresztą jak go poproszę to znowu będą pytania o narzeczeństwo czy coś”, pomyślała bardka podnosząc się z ławy i ruszając w stronę gdzie siedział na ławie Raydgast.
- Te, wystawiła cię - mruknął Kerstan, podchodząc do Atolego i trąceniem zwracając uwagę na dziewczynę. - Dobrze gadałeś, że tylko nas podpytać chciała, a teraz już do swoich lezie.
- Pewno... Lepiej być kochanicą rycerza niż zbója
- zgrzytnął zębami Atoli, ściskając w dłoniach kubki z miodem, który zamówił dla siebie i półelfki.

Paladyn tymczasem siedział przy stole i pił wiśniową nalewkę, samotnie. Kapłan Iulus pognał nagabywać kapłana, Laure utknął w księgach. A Helfdan nie wydawał się być w nastroju do towarzystwa, nawet żeńskiego... o męskim nie wspominając. Zapewne wieści jakie otrzymał, nie były dobre.
Raydgast w sumie był ciekaw, co takiego nurtuje tropiciela, ale nie zwykle wściubiał nosa w czyjeś sprawy, z samej tylko czystej ciekawości. A dziewczęta, bawiły się przednio mając wystarczająco dużo adoratorów woków siebie. Tak więc sam ograniczał się do roli widza i był z tej roli zadowolony. Osłonięty jedynie napierśnikiem (bo po cóż miał w elfim mieście zbroję płytową zakładać?), z przymkniętymi oczami i uśmieszkiem na twarzy przysłuchiwał się granej melodii.
Zrobiła jeszcze jeden krok i dostrzegła Atoliego. Zatrzymała się i spytała z uśmiechem:
- Obiecany taniec?
- Daj spokój, panna, przecież widzę do kogo cię ciągnie
- skinął głową w stronę paladyna, uśmiechając się ponuro. - Za wysokie progi na moje nogi. - dodał, po czy trzasnął kubkami o kontuar i z hukiem wyszedł z karczmy.
Zaskoczona bardka spojrzała na zatrzaskujące się za nim drzwi, nie namyślając się wiele pognała co sił w nogach za mężczyzną. Wybiegła na dwór i dogoniwszy mężczyznę chwyciła go za ramię mówiąc:
- Obiecałeś mi taniec. Nie mówiłeś czy pierwszy czy kolejny. Do nikogo mnie nie ciągnie, jak nie chcesz tańczyć to po prostu powiedz, a nie się obrażasz na mnie. Ja progów przed nikim nie stawiam. Skąd mogę wiedzieć czy ty aby się przez ten czas nie rozmyśliłeś co do tańców ze mną?
- To po co miałbym bardów załatwiać? Masz mnie za idiotę, czy co? Czy tylko za kurka na wietrze?
- wściekł się Atoli. - Na sekundę żem się odwrócił a ty już do rycerza poleciałaś. Zresztą codzień cię szkoli, to nie dziwota. - opanował się i wyprostował. - Zresztą nieważne. Nic mi winna nie jesteś, ani ty moja ani przyobiecana. Skoro moje słowo tak mało dla ciebie znaczy, to i się nim przejmować nie muszę. Wracaj się bawić do karczmy, a ja do stajni pójdę, gdzie moje miejsce.
- Nigdzie bez ciebie nie wracam. Obiecałam ci taniec i obietnicy dotrzymam. Nie ciągnie mnie do rycerza. Jak nie chcesz iść do karczmy spowrotem to ja idę z tobą do stajni najwyżej se pogadamy.
- zadarła brodę z uporem nie mając zamiaru popuścić. - To jak z tym tańcem?
- Pewnie, a do niego to szłaś popatrzeć, jak gice do ognia wyciąga, nie? Bujać to my, ale nie nas
- parsknął z pogardą Atoli, po czym chwycił bardkę mocno za rękę i obrócił parę razy w miejscu. - Raz, dwa, hej! Starczy? To teraz spadaj - i ruszył by ją wyminąć.
Zastąpiła mu drogę i odparła: - To był taniec dla ciebie a teraz po proszę o swój. To prawda ruszyłam w jego stronę, bo on żonaty i ma dzieci, więc pewnie mu żadne sikoreczki nie są w głowie jak sami to często podkreślacie. Mój błąd mogłam poczekać aż wrócisz od karczmarza, nie poczekałam to prawda, ale czy to znaczy, że nie chcę z tobą zatańczyć? To za tobą wyszłam a nie za nim. No nie złość się proszę... Jak nie chcesz tańczyć to możemy pogadać. Wybór zostawiam tobie, aaaaaaaaaa i dziewczyny się tak za rękę mocno nie ściska, bo będzie miała siniaki. - dodała rozmasowując rękę.
- Żonaty! - najemnik zaniósł się zaprawionym goryczą śmiechem. - A od kiedy chłopu to przeszkadza, co? Wejdź mu naga do łóżka, przytul się, dotknij tymi swoimi jedwabistymi, cholera, rączkami, to zobaczysz ile z jego przysiąg zostanie. Może być twardy póki się gapi, ale na dłużej żaden się nie oprze.
- Nigdzie nie mam zamiaru włazić, czy to naga czy ubrana, a zwłaszcza do jego łóżka! Zapamiętaj sobie to raz a dobrze!
- wydarła mu się w twarz bardka. - Taniec poproszę.

- Cóżeś się tak uczepiła, babo! Tak bardzo chcesz być w porządku w swoim własnym mniemaniu!?
- jęknął Atoli z bólem w oczach. - Kerstan miał rację, wszystkie baby takie same, nieważne czy z rynsztoka czy z elfiej sadyby, tylko łypią i oceniają, który facet najlepszą zdobyczą jest. Niby mam uwierzyć naraz, żeś inna? Że ci nagle zależy? A jakbym nie wyszedł to co? NIC właśnie, NIC!
- Wierz sobie w co chcesz, nawet w to, że na twój majątek lecę. Uczepiłam się bo obiecałam taniec, nie mam zamiaru z niego zrezygnować. Może i Kerstan ma rację, że wszystkie baby takie same, nie będę się spierać i zastanawiać czym taka sama czy inna. Jakbyś nie wyszedł to byśmy właśnie teraz tańczyli, a tak stoimy tutaj i jęzorami mielemy jak przekupki na jarmarku. Taniec... poproszę
- dodała już ciszej ale akcentując mocno ostatnie słowo. - Możesz mnie traktować jak rzep na psim ogonie... nie pozbędziesz się mnie tak samo jak biedna psina jego. Nie obrażaj się jak jakaś panna co ma muchy w nosie. Przepraszam. - dodała głośniej ostatnie słowo.
- Przeprasza tylko winny, inaczej nie ma to wartości - burknął Atoli, po czym chwycił bardkę lekko w pasie i za rękę. Widać było, że wcale jej nie uwierzył i uważa, iż gdyby nie jego reakcja to pląsała by teraz z Raydgastem. - No, dalej, miejmy to już za sobą.
- Przepraszam, bo poczułeś się urażony, a tego nie chciałam. Winna się nie czuję, raczej mi wstyd, że mogłam cię urazić swoim zachowaniem, bo wcale tego nie chciałam. Gdybym nie chciała z tobą zatańczyć to powiedziałabym ci to od razu zaraz po tym jak się na te tańce umawialiśmy. Gdzie nauczyłeś się tańczyć?
- spytała z ciekawością dając się prowadzić w tańcu mężczyźnie i przyznając, że dobrze mu to wychodzi.
- Wszystko jedno - mruknął, patrząc gdzieś w bok. - A tańczyć każdy umie, to jedyna rozrywka dla takich jak my.
- Dla jakich jak wy? Ciągle to podkreślasz... “my”, “wy”. Czym jesteście gorsi od innych, albo czym inni lepsi od was? Zobacz, Kalela on mógłby być chyba określany jako “wy”, a paladynem podobno może zostać. Czy jako najemnik jesteś kimś gorszym? Jeżeli tak to czemu... wytłumacz mi bo tego nie rozumiem. - pytała bardka patrząc na Atoliego. - Czy nie tak samo czujesz się zraniony, jak ktoś ci dopiecze? Czy nie tak samo czujesz się zły? Czy to, że jesteście najemnikami od razu musi was przekreślać czy też oddzielać. Wszak sam mówiłeś, że jedziecie teraz do Pyłów bo Królestwo jest ważne i dla was.
- No i co z tego? Czy od tego nas bardziej szanują? Czy mniej pilnują swoich kiesek? Czy straż mniej za nami łazi?
- wskazał w stronę stojących nieopodal strażników. - Ludzie oceniają co widzą. I zwykle mają rację. Mógłbym cię teraz zawlec do stajni i zgwałcić i nikt by się nie zdziwił - przyciągnął ją naraz mocno do siebie tak, że nie mogła się ruszyć i przysunął jej twarz do swojej. - I co ty na to?

Bardka nerwowo przełknęła ślinę, spojrzała mu w oczy i odparła: - Pewnie byś mógł, ale czy zrobisz? I właściwie po co? Sam mówisz, że strażnicy nie spuszczają z ciebie oka, myślisz, że daleko byś mnie zaciągnął? Wiesz... ja w sumie nie wierzę, że chciałbyś to zrobić. Toć przecie ty kazałeś mi wracać do karczmy, a mogłeś poczekać aż wejdę za tobą do tej stajni i wtedy zrobić to czym teraz mnie starasz się nastraszyć. Wiesz, zaczynam się zastanawiać, czy to, że tak się zachowujecie to nie jest specjalne. Dla wszystkich, aby was omijali z daleka, aby od razu patrząc na was iść w odwrotnym kierunku niż wy. Po co mnie zaprosiłeś na tańce?
- Nawet jakbym mógł, to ruchać mi się odechciało z babą, której się jadaczka nie zamyka
- odepchnął ja od siebie. - Myślisz, że żeśmy nie słyszeli co reszta o nas mówi? Jak was ostrzegali? Zapomniało im się, że płachta namiotu to nie ściana i wszytko słychać. Zresztą słusznie. A zaprosiłem bo mi się podobałaś. Ale już mi przeszło. Dasz mi wreszcie spokój, czy nie?
- Nie mogę odpowiadać za to co inni o was mówią. To oni z wami podróżowali a nie ja. Jednak jak sam widzisz ich opowiadanie o was nie miało na mnie wpływu. To ja do was zagadałam a nie wy do mnie. Bo chciałam was poznać, sama sobie wyrobić swoje zdanie. Nie muszę ci się podobać, ale porozmawiać ze mną możesz. I nie uważam wcale, że słusznie prawili, bo czemu?
- odparła mu bardka - A to, że jadaczka mi się nie zamyka jak to sam określiłeś to u mnie normalne, nawet mój wujo miał mnie dość. Mnie też ścigali, bo uważali, że jestem zła, albo raczej, że ze złem się skumałam w osobie Sticka, a jednak zdanie zmienili, to czemu o was nie mogą? I nie popychaj mnie, bo ja nie jestem worek kartofli!
- To się nie lep. Nie mogą bo mają rację. A ty skończ te swoje dywagacje, bo następnym razem nie trafisz na kogoś, kogo łatwo zagadać
- warknął i ruszył w stronę miasta, nie dając się już zatrzymać. - A na nas faktycznie uważaj. Zwłaszcza na Karia - rzucił przez ramię. - Czasem nie jest sobą.
- Dobrze nie będę się lepić, wszak przeciem cię obraziła, a to, że ty mną pomiatasz to nie istotne.
- rzuciła jeszcze bardka za oddalającym się mężczyzną. - Dziękuję za ostrzeżenie, choć dziwię się że mi go udzieliłeś! A mówią tak o was bo im na to pozwalacie i wiesz cooooooooooooooo... myślę, że robicie to specjalnie!!!
Odwróciła się na pięcie i zła zarówno na siebie jak i na Atoliego weszła do karczmy. Przemaszerowała przez izbę, wbiegła po schodach na górę i w złości zatrzasnęła z hukiem drzwi od swojego pokoju. Nie rozbierając się rzuciła na łózko i leżała patrząc w sufit.

Jej ostatencyjnego pochodu poprzez salę nie można było nie zauważyć, Raydgast tylko spojrzał na wzburzone dziewczę, po czym rozejrzał się dookoła. Czemuż miał się wtrącać w nie swoje sprawy? Może dlatego, że traktował Sorg jak... córkę? No, może nie córkę, ale kogoś kim się zaoferował zaopiekować. To w sumie była skomplikowana zależność. Wzruszył ramionami, westchnął, wstał i ruszył za nią. Ostatecznie, nic się wielkiego nie stanie jeśli zapyta ją o to, czy wszystko jest w porządku.

Helfdan większe zainteresowanie wykazał na zamieszanie i trzaskanie drzwiami. Najpierw najemnika potem bardki. Tego typu ruch w pobliżu nie mógł umknąć jego uwadze. Wstał by napełnić dzban winem i korzystając z okazji chwilę obserwował zajście na majdanie przez okno. Wprawdzie dźwięki do niego nie dochodziły przez ścianę ale widział, że jednak nie wszystko było w porządku. Specjalnie go to nie dziwiło, bo tam gdzie podróżują wojacy i dziewczyny tam dochodziło do różnych sporów. Jednak gdy bardka wróciła tylko odprowadził ją wzrokiem na górę i wyszedł na zewnątrz się przewietrzyć... i rzucić okiem na najemnika. Ale zobaczył tylko jego plecy znikające między domami.
 
__________________
W chwili, kiedy zastanawiasz się czy kogoś kochasz, przestałeś go już kochać na zawsze.
Vantro jest offline