Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 17-12-2010, 16:53   #91
 
Lynka's Avatar
 
Reputacja: 1 Lynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemu
Przez większość czasu, jaki podróżnicy spędzali wszyscy razem Kario był gdzieś niedaleko Tui. A to próbując jej pomóc w czymkolwiek, a to po prostu mając ją w zasięgu wzroku. Na samym początku dziewczyna po prostu była wdzięczna za pomoc i tak serdeczne okazanie, że jednak są w tej grupie, przynajmniej przez niektórych, mile widziani. Później jednak, gdy zauważyła uśmieszki na twarzach innych zwróciła uwagę na często pojawiający się rumieniec na twarzy chłopaka i reszty już się domyślając zaczęła się czuć skrępowana i zawstydzona. Zaś po sytuacji w lesie zaczęła się nawet odrobinę bać... No bo kto normalny tak się zachowuje? Kto normalny łazi za tobą usługując i nie mówiąc przy tym jednego nawet słowa? Dziewczyna starała się go unikać, ale w tak nielicznej grupie nie było to takie łatwe.

Rankiem, mimo opuszczenia podróżników przez tropiciela Tua miała dobry humor. Sherin miał więcej swobody i chociaż wymagał przez to więcej uwagi to widać było jak bardzo mu nowa sytuacja odpowiadała, jak się cieszył i dokazywał. Czarodziejka zafascynowana obserwowała małego, bawiła się razem z nim, choć jednocześnie, z pewnym niepokojem, wypatrywała reakcji innych na widok pseudosmoka. Na szczęście wszyscy traktowali zwierzaka albo jak przerośniętą jaszczurkę - Kerstan burknął nawet coś o gulaszu - albo zupełnie nie zwracali na niego uwagi. No, chyba że mościł się akurat w okolicach biustu Tui, bo to zawsze było interesujące miejsce do "reakcji".

Gdy ujrzała miasto była zafascynowana. Pierwszy raz widziała tak piękne miasto. Rozglądała się przejęta chłonąc wspaniałe widoki. Miała ochotę wszystkiego dotknąć, sprawdzić czy to prawdziwe i ile jest w tym magii. Onieśmielona jednak nie odważyła się i tylko patrzyła. Ciekawość wzbudziły w niej dzieci. Takie piękne, delikatne, małe i wesołe. O ile dziesiątek lat mogą być od niej starsze?

Rozmowa ze Starszyzną miasta ją bardzo zmęczyła. Zdobyli trochę informacji, kilka nawet, zdaniem Tui, dość istotnych, ale większość z nich to były jednak domysły. Brak twardych faktów, które mogłyby wskazywać tylko jedno, właściwe wytłumaczenie, irytował ją. Wróżby można czytać najróżniej, nie wiadomo, która z interpretacji jest tą najtrafniejszą, tą najważniejszą. Rozpatrując tą zagadkę czuła się jakby patrzyła na ogromne, stare drzewo. Z jednego zdania można odczytać różne informacje, a gdy dołączy się do tego kolejne wiadomości znów liczba znaczeń jednego słowa wzrasta. Gałęzie drzewa jej się teraz poplątały. Znużyła ją ta zagadka.

No i co z Meave? Tua domyślała się z jakiego powodu jej przyjaciółka została zawołana na stronę, ale martwiła się o nią. Długo nie wracała. A co jeśli to, co na nią tam czekało było dla niej jakoś szczególnie przykre? Już wystarczająco dużo wycierpiała, a czekają ją jeszcze Pyły. Tam też pewnie będzie jej ciężko...
 
__________________
"A może zmieszamy wszystko razem i zobaczymy co się stanie?"
Lynka jest offline  
Stary 18-12-2010, 11:35   #92
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Mimo, że Helfdan się nudził jego ciało odpoczywało. Wymoczone w gorących źródłach, czerwone jak rak i pomarszczone jak skóra noworodka parowało zmęczeniem. Kondycja kondycją, siła siłą, ale jednak czasami człowiek musiał wrzucić na luz, rozprostować kości i rozluźnić mięśnie. Blizna na klacie trochę się rozlazła, ale z boków zakrywały ją gęste włosy, koniec końców nie wyglądała więc tak źle. Nie żeby Helfdana specjalnie to obchodziło, zawsze lepiej jest jednak mieć lepiej niż gorzej.

Wracając z łaźni i zakupów zajrzał do biblioteki - Velie’l siedział na ziemi pomiędzy stosami ksiąg, a obok stała taca z zimnym już posiłkiem. Zaczytany nie odpowiedział nawet na powitanie. Nieopodal dwóch młodszych elfów kopiowało coś w skupieniu. Sądząc po ilości tomiszczy Velie’l prawdopodobnie coś znajdzie... za rok lub dwa... a tropiciel dostanie swoje informacje, o ile elf w ferworze pogoni za wiedzą nie zapomni mu ich wysłać.

Tyle dobrze, że zawczasu dorwał innych pracowników tutejszego zbiorowiska kurzu i moli, a to, czego się dowiedział było dość uspokajające. W Lesie Północnym żyło bardzo niewiele agresywnych potworów, a i te głównie u podnóża gór. Większość leśnych stworzeń pilnowała tu swoich spraw i atakowała tylko sprowokowana lub głodna. Wyjątkiem były złowieszcze zwierzęta, ale te spotykało się wszędzie. Rozmówca Helfdana zaznaczył, żeby ten uważał jak obchodzi się z drzewami, zarówno ze względu na driady jak i inne spokrewnione z nimi stworzenia. Należało również uważać na gorące źródła, zwłaszcza te w dalszych częściach lasu. Biły one z Podmroku i nierzadko spotykano w ich pobliżu podziemne stworzenia, a z rzadka nawet drowy (choć raczej nie w zimie). Na koniec dodał, że w promieniu kilku kilometrów od Levelionu można się natknąć na nieumarłych i liczne wynaturzenia. Tamta okolica przyciąga również na wskroś złe istoty, jednak - tu rozmówca roześmiał się szczerze - przecież nikt o zdrowych zmysłach tam przecież nie pojedzie!

Co do dalszych osad informacje nie były zbyt wartościowe. Istniały jeszcze dwie. Trzeba było jechać najpierw jakieś 20 dni drogi traktem, potem zaś odbić w prawo lub w lewo (przesieki były naprzeciw siebie) i jechać kolejny dekadzień lub więcej. Tu elf nie potrafił dokładnie określić, bo ich myśliwi zwykle jeździli na przełaj. Mieszkały tam głównie dzikie elfy, niezbyt chętne do przyjmowania gości.

W gospodzie Helfdan zastał większość najemników oraz Kalela i Sorg, również różowiutkich po parowej kąpieli. Bardka zaraz też poinformowała tropiciela o planowanej na wieczór zabawie. Gospodarz, Cefid, nie miał nic przeciwko - jedna ze ścian okazała się przepierzeniem, za którym znajdowała się scena oraz spory parkiet. Było gdzie balować. Niestety szybko wspólne przekomarzania i przepijania przerwało przybycie reszty gromady, która z nieco kwaśnymi minami wróciła na obiad.


***

Wiadomości od Velie’la tropiciel dostał dopiero wieczorem... a raczej ich zapowiedź. Posłaniec przyniósł naręcze pergaminów, na które skrupulatnie przekopiowano drzewo genealogiczne rodu z ostatnich pięciu setek lat. Osoby, które zginęły w wojnie były przekreślone; imiona odesłanych na Evermeet miały u góry małe E, zaginione - Z. Z prawdopodobnych ojców bibliotekarz wytypował trzy osoby, z czego dwie zginęły z rąk tajemniczego zamachowca; o trzeciej słuch zaginął. Żyjących obecnie dorosłych można było policzyć na palcach jednej ręki. Elf zaznaczył również, że są to dane sprzed kilkudziesięciu lat.

Rozrysowano również koligacje z innymi rodami - zarówno genetyczne jak i handlowe oraz polityczne, a plątanina symboli i imion przyprawiała o ból głowy. Wynikało z nich, iż rodzina tropiciela żyła w kruchej równowadze ze wszystkimi rodami, najgorsze stosunki miała jednak z rodem Vel’te’nel, z którym - paradoksalnie - była najbliżej spokrewniona. Konkurowali ze sobą zarówno na płaszczyźnie politycznej jak i gospodarczej; zanotowano nawet kilka sporów o ziemie i śmiertelnych pojedynków. Najlepsze układy mieli z Lapeli, z którymi współpracowali przy tworzeniu co bardziej skomplikowanych przedmiotów. Bibliotekarz na koniec stwierdził, że znalazł coś interesującego z czasów bezpośrednio poprzedzających wojnę, jednak to tylko wzmianki i potrzebuje więcej czasu, by złożyć je w całość.
 
Sayane jest offline  
Stary 19-12-2010, 00:01   #93
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Z mętlikiem w głowach wróciliście do “Smoczego Kwiatu”. Dzięki osobliwej burzy mózgów udało wam się scalić większość posiadanych informacji, a z niektórych wyciągnąć jakie-takie wnioski, od tych najbardziej abstrakcyjnych począwszy.

Obie interpretacje wróżby Meyai dawały jakieś korzyści. Co prawda nikt nie rzekł tego głośno, jednak w głowach wszyscy przewijali sobie symbole bóstw... własnych bóstw. Nie każdy z Was obnosił się ze świętym symbolem, jednak każdy w skrytości ducha od czasu do czasu modlił się - do Corellona, Lathandera, Mystry, Tyra i Torma... Wróżba była jedynie potwierdzeniem “prawidłowego przydziału” do grupy. Druga interpretacja zaś - pogoń za sprawiedliwością, Sorg i ród Helfdana - również wskazywała właściwą, pasująca do innych informacji i wydarzeń, drogę.

Niektóre fragmenty wróżby były bardziej mistyczne i te sprawiały problem. Czy pięć stron świata oznaczało pięć miast Królestwa, czy może pięć rodów Levelionu? Czy najbardziej niejasne fragmenty nawiązywały - tak jak sugerowała Amakia - do magicznych praktyk, potrzebnych by ożywić Urgula? Czy coś groziło Sorg? Czy to wyznawcy Shar potrzebowali “śpiewających dusz” by wyzwolić wystarczająco dużo magii dla swoich potrzeb? Czy moc, która was zaatakuje będzie pochodzić z Cienistego Splotu? Tego nie byliście w stanie przewidzieć.

Zaprezentowane przez Laure listy również budziły niepokój, były jednak bardziej namacalne w swej treści. Co prawda nikt - również i Ymiel - nie kwapił się by jednoznacznie określić Tulipa “Panem na Wzgórzach”, jako że żadne wzgórza nie wchodziły w skład jego posiadłości, nie przeszkadzało to jednak bardowi mieć swoich podejrzeń. Starszyznę o wiele bardziej niepokoił fakt swobodnego przemieszczania się po Królestwie jednego (czy tylko jednego?) z kamieni dusz. To, że z rąk Kalela trafił on prosto do Elethieny można było przypisywać tylko łutowi szczęścia - lub woli bogów.
Niezależnie od sposobu interpretacji list do “Pana na Wzgórzach” wskazywał jedno: uwaga obydwóch paladyńskich zakonów została skierowana na inne tory, zbyt ważne by je ignorować na rzecz nieokreślonego zagrożenia z Pyłów. Czy to zmamione magią, czy podstępem - teraz nie miało to wielkiego znaczenia, jako że i tak nic na to nie mogliście poradzić; podobnie jak na drowy - mogące być zarówno narzędziem, jak i prowodyrami nadchodzącej katastrofy.

Osobną sprawą były zrabowane artefakty i ich przynależność do dawnych rządzących rodów Levelionu. Księżycowe drzwi - realne czy nie - mogły stanowić przejście do ich ważnych tajemnic; tyle że potencjalny klucz został stracony. Niestety wedle Ymiela samo gromadzenie broni rodowych mogło być niebezpieczne. On też zwrócił uwagę na “złodzieja”, którego nadawca zamierzał posłać do Wilczego Lasu - ostatniej ostoi złotych elfów w Królestwie. Alehandra zapewne nie była owym mistycznym zabójcą, który dybał na życie słonecznych potomków - chodziło jej tylko o artefakty. Nie wiedzieliście nic o skarbach pozostałych dwóch rodów, potomek trzeciego jednak powiózł już swój klejnot do Pyłów...


***

Do gospody dotarli wszyscy prócz Maeve i Laure - mężczyzna odbił w stronę centrum miasta, ciekaw sklepów, składów, a przede wszystkim - świątyni i biblioteki. Zwłaszcza w tej ostatniej zabawił nadzwyczaj długo, spędzając w niej całą noc, omijajac zarówno obiad jak i wieczorną potańcówkę.

Z braku Asdila zmuszeni byliście wynająć tutejszego artystę - a raczej artystkę, młodą bardkę, która za niewygórowaną opłatą zgodziła się przygrywać do rana bardziej “ludzkie” utwory, co spotkało się z ogólnym entuzjazmem mężczyzn. Elfka przyprowadziła ze sobą innych grajków, a popis jaki dali przewyższył oczekiwania słuchaczy. Nogi same rwały się do tańca.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=qmfGf1DMz8Y[/MEDIA]

Kolejny ranek przywitał wszystkich słońcem wysoko stojącym na firmamencie, a w wielu przypadkach również solidnym kacem. Przy śniadaniu zastał was list od Starszyzny, w którym znajdowało się zaproszenie na spotkanie późnym popołudniem. Mieliście więc dzień dla siebie. Helfdan nie otrzymał od Velie’la żadnych nowych wieści - nestor tutejszych bibliotekarzy albo sobie o nim zapomniał w ferworze lektury, albo zwyczajnie w końcu zasnął.
 
Sayane jest offline  
Stary 19-12-2010, 15:33   #94
 
baltazar's Avatar
 
Reputacja: 1 baltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znany
Wino, kobiety i śpiew.

Czyli środowisko naturalne dla brodacza z Althgar. Właśnie tak spędzał większą część czasu kiedy nie przebywał z dala od cywilizacji. Na uganianiu się za skórkami bądź bandziorami albo kiedy nie prowadził jakiejś karawany przez dzikie ostępy. Takie zabawy to dla niego chleb powszechni, nic tak nie zmywało trosk z barków człowieka jak właśnie hulanki i swawole. Helfdan przywitał się z powracającymi z rozmów na szczycie towarzyszami jednak nie wypytywał ich o sprawy wyprawy. Nie miał takiej wewnętrznej potrzeby… nie chciał też być źle odebrany. W końcu to już nie jego sprawa, a im mniej wie o tym, to mniej powie gdyby to kogoś bardzo interesowało. Zdziwiła go nieobecność dziewczyny i elfa. Może elfa mniej bo on nie miał w zwyczaju przepuszczać takich okazji. Niczym ascetyczny mnich mógł poświęcić wszystko dla zdobycia strzępka informacji. Potańcówka nawet w najlepszym wydaniu musiała przegrać z zajrzeniem do zakurzonej książki. Ale Maeve chyba nie była lepiona z tej glinki. Jednak gdy zweryfikował obecność wszystkich najemników nie zaprzątał nią sobie głowy. Podejrzewał, że jeżeli coś mogło jej grozić to właśnie z ich strony… ale wszyscy byli tutaj. Więc najwyraźniej nie szukała towarzystwa. Rozmowa średnio się kleiła, jadło średnio mu pasowało, a te słodkie nalewki i miody były wręcz mdłe… a może problem był w elfie. Właśnie, cholernie dużo było tego dnia w półelfie elfa. I to nic, a nic mu to nie pasowało.

Nie było tutaj kwaśnego zapachu potu i gryzącego w oczy dymu taniego tytoniu. Nie było przygnębienia i poczucia porażki. Nie była smrodu i brudu. Nie było nieszczęścia i typowych ludzkich problemów. Nie było nędzy i chorób. Nie było płatnej miłości i hazardu. Nie było wszystkiego tego co pozwalało czuć Helfdanowi jak wiele ma szczęścia zostawiając te problemy za sobą, żyjąc z boku… z dala od ludzkiej codzienności. Im więcej pytań zadawał elfowi tym był dalej. Zamiast musieć dowiadywać się coraz mniej to zdawał sobie sprawę, jak wiele jeszcze nie wie. Każde pytanie rodziło trzy kolejne, każda odpowiedź niby przybliżała a tak naprawdę niewiele mu dawała. Im był bliżej swoich elfich korzeni tym był dalej starego, ludzkiego tropiciela. Przeszłość wysysała radość jaką czerpał z życia. W dodatku nie jego przeszłość. Ponoszenie odpowiedzialności za swoje czyny i słowa rozumiał i nie unikał tego. Ale za to co wydarzyło się lata temu bez jego udziału to go irytowało najbardziej. Musiał się pozbyć tego z siebie nim zmarnuje wieczór do reszty albo na kimś wyładuje swoje frustracje.

Pogadał z Cefid’em co mu nie pasuje i jakie widzi rozwiązania aby pobyt w jego gospodzie był przyjemniejszy. Nie chciał przelecieć jego córek czy żonki, nic z tych rzeczy chciał zjeść coś czego by nie uświadczył w elfiej kuchni i zapić to czymś co by mu przywróciło znajome klimaty. Wyprosił zatem polędwicę z daniela, który jak się okazało już kruszał w piwniczce od dwóch tygodni, a do tego młode czerwone wino. W ocenie elfów jeszcze zbyt młode i zbyt cierpkie by można je było serwować gościom. Jednak zdaniem tropiciela po zaprawieniu odpowiednią ilością wódki było smaczne jak w portowej spelunie w Uran. Z polędwicy wyszykował bardzo krwiste befsztyki, które tylko dosłownie były liźnięte przez ogień, a soczysta krew wypływała przy każdym nakłuciu widelcem. Oczywiście jak to tropiciel miał w zwyczaju nie odmawiał tym co mieli ochotę skosztować jego specjałów. Znajome smaki, alkohol i odrobina wyobraźni pozwalała mu skierować humor na właściwy tor.

Już mu się wydawało, że ta elfia muzyka jednak odczaruje jego nogi. Które były przez cały wieczór jak dwie sztaby stali. Już myślał, że pośpiewa jakieś sprośne piosenki. Już prawie… jeszcze jeden może dwa kielichy. Może wróci mu ochota na sikoreczki. Może już w następnej pokaże jak wywija na parkiecie. Wtedy zjawił się posłaniec z biblioteki. I się zesrało doszczętnie. Koniec imprezy dla tropiciela.

Przeczytał list. Jak zwykle niby odpowiedź na pytanie i znowu poruszenie kilku nowych kwestii. Zamknięcie czegokolwiek w rozmowie z Velie’l Frose’lem zakrawało na cud. Dzisiaj już tego nie załatwi. Dzisiaj tego nie zamknie… cóż, chyba ten stary bibliotekarz za cel postawił sobie nauczenie cierpliwości i pokory.

Wieczór był jeszcze młody, zabawa się rozkręcała to jednak dla Helfdana była już skończona. Jedyne czego teraz potrzebował to towarzystwa dzbana pełnego wina. Posadził swój zad z boku i w spokoju wlewał w siebie kolejne kielichy z krwistą cieczą. Przegryzając co jakimś mięsnym specjałem przyrządzonym niezwykle pikantny sposób. Siedział tak sobie i obserwował jak inni się bawią, jak zmywają troski z siebie. Dłużej przyglądał się najemnikom, może szukał powodu do zaczepki, jednak ostatecznie zostawił ich w spokoju.

Wlał w siebie dostatecznie dużo. Ciało przyjemnie mu drętwiało. Ciepło przechodziło przez wszystkie jego fragmenty. Myśli spowalniały i zostawały z tyłu głowy. Zapominał o czym nie mógł zapomnieć przez cały dzień…

***

Dzień zaczął się dla niego później niż ostatnio. Dużo później. Głowa pękała, a gardło trawiła suchość. Przez krótką chwilę przeszło mu przez myśl, że mógł raczyć się jakimś mocnym trunkiem zamiast winem. Jednak miał wczoraj ochotę na upicie się w ciszy i spokoju… tak by ukojenie przychodziło powoli i potulnie. By myśli były zatruwane niezauważalnie. By siły opuszczały stopniowo. Wódka podnosiła mu ciśnienie, nim przychodził ten moment odrętwienia myśli kłębiły się w głowie jak oszalałe a ciało przepełniał wigor. Zdecydowanie wieczór sprzyjał nostalgii niż rozróbie… a jednak to rodziło przykre konsekwencje kaca.

Długo dochodził do siebie. Długo mu zajęło nim zdecydował się zwlec z łóżka. Jeszcze dłużej nim zdecydował się na klina… a potem jakąś strawę. Przez kolejne godziny dogorywał. Zaproszenie na spotkanie rady, o którym obiło mu się o uszy nie zaprzątał sobie głowy. Nie było imienne więc jego nieobecność nie będzie afrontem. Miał swoje sprawy i nie widział powodu by omawiać je na forum tak samo nie widział potrzeby słuchać o wyprawie do Pyłów.

Nim zdecydował się zebrać do bibliotekarza znieczulił się jeszcze paroma głębszymi dla zabicia kaca i rozjaśnienia umysłu. Sporo było jeszcze do obgadania.
 
baltazar jest offline  
Stary 20-12-2010, 13:51   #95
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
część 1

Gorące źródełka służyły tu do kąpieli, część z nich została odgrodzona od świata drewnianymi parawanami, dając kąpiącemu się luksus komfort prywatności.
I takież to miejsce Raydgast wybrał na obmycie swego ciała.


Paladyn wszedł do wody, powoli zanurzając swe ciało w ciepłym jeziorku. Przyszedł tu się zrelaksować, a przede wszystkim zapomnieć na chwilę o wielu sprawach. O misji o kłopotach, o magii, wróżbach i przepowiedniach. Na tych sprawach się nie znał i nie bardzo miał je ochotę je zgłębiać. Chciał odpocząć od przeznaczenia, od współtowarzyszy, problemów z podróżą i najemnikami, od energicznego Laure ( na szczęście elf skupił swe zainteresowanie na Tui i Sorg, co paladyna szczególnie cieszyło). Zanurzył się w wodzie opierając plecami o brzeg i zamiast myśleć o naznaczonej piętnem śmierci wyprawie, skupił się na wspomnieniach... tych miłych wspomnieniach z przeszłości. Był sam, ale tylko przez chwilę.

Sorg jak zwykle pełna zapału, entuzjazmu jak tylko dobrnęli do łaźni zrzuciła z siebie ubranie i owinąwszy się płótnem wparowała za pierwszą zasłonę jaka jej wyrosła przed nosem. Kiedy weszła do środka stanęła jak wryta patrząc na zażywającego kąpieli paladyna. Przełknęła ślinę i chciała się po cichu wycofać widząc jego przymknięte oczy i już miała nadzieję, że jej się to udało kiedy Raydgast otworzył oczy i spojrzał w jej stronę. Stanęła jak zamurowana i mocniej zacisnęła dłonie na okrywającym ją płótnie.


Odchrząknęła i spytała pierwsze co jej przyszło do głowy: - I jak, ciepła woda?
Raydgasta wpierw zamurowało, przesunął spojrzeniem po półelfce, gorączkowo się zastanawiając nad tym, co tu ona robi? Nie znał zwyczajów elfiej społeczności, więc... może to było tu normalne? Obrócił się do dziewczyny, plecami, by nie pokazywać jej zbyt...wiele.-Gorąca. Jak to u gorących źródeł.
Bardka widząc jego plecy zapytała z przekorą zanim zdążyła ugryźć się w język - Umyć ci plecy? - czuła jak na policzki wpływa jej rumieniec. “Zawsze coś palnę zanim pomyślę.” - A gdzie reszta? - dodała rozglądając się.
-Jeśli chcesz... bo nie musisz.- wspomniał krótko na temat pleców i dodał w odpowiedzi na drugie pytanie.- Co do reszty... pewnie jeszcze radzą.
Słysząc odpowiedź paladyna zaciekawiona dziewczyna usiadła na brzegu i zanurzywszy stopy w ciepłej wodzie pytała dalej zerkając na niego - Dowiedzieliście się czegoś ciekawego? Długo was nie było a mówisz, że jeszcze radzą. To czemu ty tutaj wodą namiękasz zamiast wiedzą tam?
-Dopóki mówili o planach byłem zaciekawiony, dopóki mówili o wróżbach mogłem być pomocny. Ale magia to sprawa, która ani mnie nie ciekawi, ani... nie mogę przy niej pomóc.-paladyn wyraźnie nasłuchiwał jej ruchów i chlupotu wody.-Więc się oddaliłem, a ty? Robiłaś coś ciekawego z Kalelem?
Dziewczyna uśmiechnęła się na wspomnienie tego co robiła i obserwując stopę przesuwającą wodę odparła: -Najpierw porozmawiałam z chłopcami w karczmie. Umówiliśmy się nawet na potańcówkę jeżeli Laure się zgodzi nam zagrać wieczorem. Potem pozwiedzaliśmy z Kalelem miasto, zaprowadziłam go do elfiego ogrodu. Obejrzeliśmy miasto też z wierzchołka jednego z drzew, jak chcesz to ci pokaże z którego abyś sobie też popatrzył. - po czym odwracając głowę w stronę zasłony dodała: - A Kalel pewnie zaraz przyjdzie też gdzieś się tutaj pluskać ma zamiar. Czy giermek myje plecy swojego rycerza?- zadała na koniec pytanie, które ją zaciekawiło.
-Nie. To należy do obowiązku łaziebnej.- odparł paladyn i następnie spytał.- A więc Kalel jest twoim narzeczonym, czy coś w tym stylu?
Bardka spojrzała zdziwiona na plecy paladyna - Że jak?
-Wyglądacie razem jak dwie turkaweczki. Jakbyście byli parą zakochanych.- paladyn błędnie ocenił położenie Sorg i delikatnie pochylił się do tyłu. Niestety zamiast twardości brzegu owego baseniku, poczuł pod głową miękkość kobiecego uda, oplecionego materiałem i zaczerwienił się na twarzy bąkając.- Przepraszam.
Speszona słowami a także dotykiem paladyna dziewczyna ujęła w dłonie stojący obok cebrzyk z wodą i polała mu nią plecy, nie zdając sobie sprawy jaka ona jest zimna i odparła równocześnie: Jak wyglądamy? Czemu tak sądzisz? Jesteś pierwszą osobą, która coś takiego zauważyła, albo raczej, która tak to określiła
- Jak ładnie to stwierdziłaś...- rzekł paladyn nie bardzo przejmując zimnym prysznicem, acz odsuwając się od Sorg, nadal będąc plecami do niej.- Jestem pierwszy który tak to określił. Ale pewnie inni to zauważyli. A ty, powinnaś się zastanowić. Jakie uczucia żywisz do Kalela? Kochasz go?
Bardka w skupieniu oglądała cebrzyk, który obracała w dłoniach. Nerwowo przesuwała stopą pod wodą. Po chwili uniosła wzrok na plecy paladyna i odparła pytaniem na pytanie; Czemu o to pytasz?
-Skoro Kalel ma być moim giermkiem, to muszę wiedzieć takie sprawy.- paladyn zerknął przez ramię na dziewczynę spoglądając jej w twarz.- Nie żebym... miał stać ci na przeszkodzie. Ale, żeby wiedzieć. Poza tym... -Nie dodał co się miało kryć za tymi słowami. Odwrócił z powrotem oblicze.
- Toć on ma być giermkiem to jego zapyta. -odparła bardka po czym dodała mimowolnie - - Wujo mnie uczył, że nie ładnie komuś plecy pokazywać jak się z nim rozmawia - i wystawiła język na cała długość świadoma, że paladyn go nie dojrzy.
-Jego też zapytam. A nie pytam się ciebie, o to czy on kocha ciebie, tylko czy ty...jego.-odparł paladyn, po czym wzruszając ramionami.- W przeciwieństwie do ciebie Sorg, nie mam na sobie ręcznika, ani też nie jestem eunuchem. A ty jesteś kusząca.
Ależ mi nie przeszkadza, że nie masz, wszak siedzisz w wodzie trudno abyś go miał. -odparła mu bardka złośliwie uśmiechając się pod nosem i wracając do jego pytania dodała - - A jakie ma to znaczenie czy go kocham czy też nie do jego giermkowania.
-Skoro ci nie przeszkadza, to czemu sama siedzisz w ręczniku? Łatwo to gapić się na innych samemu będąc ubranym. -odgryzł się paladyn i dodał.- Dla mnie ma znaczenie... I dla niego ma.
Jak dla niego ma to on powinien zapytać o to, a nie ty? Nie sądzisz? Czemu dla ciebie ma czy go kocham czy nie? - dopytywała się, przypomniawszy sobie co jej zarzucił dodała: - Toć ja nie siedzę w wodzie, to w ręczniku, a gapić się nie gapię... najwyżej sobie... pooglądam, jak będzie co
-Jak każdy człowiek, mam dwie nogi, dwie ręce i jak każdy mężczyzna...-tu paladyn zamilkł, by po chwili dodać ciszej.-... przyrodzenie. Reszta to kwestia rozmiarów i umiejętności korzystania z tego co się ma.
Westchnął nie odwracając się do dziewczyny rzekł żartobliwym tonem.-No to może powiedz mi, jaki jest ten twój idealny wybranek. Może ma spiczaste uszy, śpiewny głosik i nadmiar energii?
Nooooooooooooooo Kalelowi na nadmiarze energii nie zbywa - odparła bardka wykrętnie, nic nie dodając na temat wymienionych przez paladyna elementów budowy, a tym bardziej ich zastosowania.
-Dziwne, że znowu kwestię Kalela poruszyłaś.- odparł żartobliwie paladyn i dodał.-Podoba ci się tu?
- Wychowałam się wśród elfów. Wujostwo mnie wychowywali, ojca nie znam, oddalił się w bliżej nie określonym kierunku po tym jak się o mnie postarał. Matka zostawiła mnie bratu i sama ruszyła czy to za nim czy też nie. Jest tu podobnie a zarazem inaczej. Przypomina mi to miejsce mojego dzieciństwa. - odparła dziewczyna w zamyśleniu ponownie lekko kołysząc wodę stopą.
-Miejsca z dzieciństwa są zawsze najpiękniejsze, nieważne jak brzydkie były w rzeczywistości.-odparł paladyn i dodał.- Nie musisz się krępować moją obecnością, nie będę podglądał.
Bardka zerknęła na niego niepewnie po czym chwilę podumała i zsunęła się do wody pozostawiając płótno na brzegu. Odwróciła się plecami do pleców paladyna i z błogim uśmiechem poruszyła dłonią, aby wzburzyć lekkie fale na wodzie, które ich trącały. A Ty Rayd... - zająknęła się jak zawsze gdy miała wymówić jego imię - Raydgaście... gdzie się wychowałeś?
-Ray...wystarczy. Co prawda nikt tak mnie nie mówił od czasów straży. Ale jeśli chcesz.- -plecy odwróconego do niej paladyna ruszyły się nieco.- W ludzkim mieście. W Browntown, dużym i ludnym, brudnym i hałaśliwym mieście. Pewnie dlatego, ta osada wydaje mi się taka... pozbawiona życia. Jest za cicho, za schludnie.
- Masz rodzeństwo? Jaki był twój ojciec? Jaka matka? -podpytywała o to czego jej samej zawsze mimo całej miłości wujostwa i kuzynostwa brakowało. I na koniec dodała z zapałem - Tu jest życie... tylko trzeba umieć patrzeć Ray... a wtedy... wtedy, ujrzysz, że jest. Miasto nie musi być brudne i hałaśliwe aby żyło.
-Wątpię... Nie zmienię swojej natury i tego co lubię. A to co dla mnie żyje, jest poza tym miejscem.- odparł cicho paladyn, i dodał.-Rodzice... ojciec jest szewcem, mateczka jego żoną. Byli dla mnie mili, dobrzy, wybaczający i troskliwi. Nadal są. Jako dziecko nie mogłem narzekać na surowe wychowanie. Byłem urwisem i beztalenciem jeśli chodzi o ...rodzinny interes.
A jak rodzeństwo? -spytała się mimowolnie odwracając do niego przodem aby zerknąć na jego twarz, po czym przypomniała sobie, że nie okrywa ją już płótno i wzbijając większe fale wody odwróciła ponownie plecami.
-Coś się stało?- paladyn spytał zauważając jej nagłe poruszenie, sam będąc obrócony do niej plecami.
- Pośliznęłam się - skłamała gładko.
-Stało ci się coś? Myślę że dziś mogę szafować leczniczą mocą.-odparł nadal nie odwracając się do dziewczyny.
- Yhmmmmmmmmmmmmmmmm... stało... -odparła uśmiechając przekornie pod nosem a w oczach zapaliły jej się chochliki przekory. Ale nie wiem czy ta twoja lecznicza moc coś tutaj zaradzi
Paladyn wstał, nadal obrócony, do dziewczyny, ale ta zerkając za siebie mogła dostrzec nie tylko plecy, ale i pośladki, oraz twarde uda doświadczonego jeźdźca.-Myślę, że pomoże. Gdzie cię boli?
Ekhem... - odchrząknęła już mniej pewna czy dobrze zrobiła mówiąc że się “stało” - No... duma mnie boli, żem taka niezdarna
Paladyn usiadł gwałtownie w wodzie, oplatając kolana rękami.- Sikoreczki i ich żarty. Gdybym młodszy i nie żonaty. Pokazałbym ci... jak się kończy takie żartowanie.
Bardka uśmiechnęła się na jego słowa. Oparła plecami o jego plecy i zapytała: - A tobie się nic nie stało? Tak pacnąłeś do tej wody, ze aż fontanna się wzbiła mocząc mi włosy
-Nic a nic... nie podejrzałem cię to i nic się nie stało.-odparł dość enigmatycznie paladyn opierając się szerokimi plecami o jej ciepłe plecy.
- No wszak obiecałeś. A paladyni dotrzymują przecie słowa - odparła dziewczyna z pewnością w głosie. -Poza tym jak sam powtarzasz, jesteś żonaty, więc po co ci podglądać.
-Toć i nie podglądam. Ale małżeństwo nie czyni mężczyzny eunuchem.-wytłumaczył paladyn spoglądając w niebo.
Sorg przygryzając wargę aby się nie roześmiać spytała niewinnym głosikiem - A kto to taki ten eunuch Ray? Cały czas o nim wspominasz... pewnie to jakiś twój dobry znajomy - z całej siły próbowała się nie śmiać aby nie poczuł drżenia jej ramion.
-Nie wiesz... nie słyszałaś o tym co się wyrabia na dalekim południu?- zdziwił się paladyn po czym dodał.-Wiesz co to wałach? Eunuch to taki wałach wśród mężczyzn. Nie odczuwa pożądania i pilnuje haremów władców krain, którymi rządziły dżiny. Tak przynajmniej bardowie opowiadają.
Bardka nie wytrzymała słysząc jego tłumaczenia i wybuchła perlistym śmiechem. Próbowała go powstrzymać ale co sobie przypomniała jak jej tłumaczył poważnie kim jest “eunuch” to na nowo ją ogarniała fala śmiechu. Kiedy wreszcie udało jej się opanować wydukała: - Przepraszam... wiedziałam, ale ty... ty tak chętnie mi wszystko tłumaczysz, że nie umiałam się powstrzymać i po prostu cię podpuściłam. Nie gniewaj się proszę.
-Nie rozumiem co w tym śmiesznego.- odparł całkiem poważnie paladyn.- Osobiście... mnie sama taka wizja, nieco przeraża. No ale... nie ma kobiet eunuchów.
- Nie eunuch jest śmieszny, tylko to jak tłumaczyłeś kim on jest. Jestem bardką więc musiałam słyszeć o eunuchach, wszak sam mówiłeś... bardowie o nich śpiewają. - odparła dziewczyna zerkając przez ramie.
Paladyn miał zamknięte oczy i szepnął.- A ty masz miękką skórę i za karę... za karę wyobrażę sobie, jak wyglądasz nago.
Zaczerwieniła się, ale odparła mu butnie - Póki sobie to wyobrażasz... to... to nie wiem czy to kara dla mnie czy dla ciebie... nie eunuchu
- Te miękkie piersi, lekko ugniatające się pod dotykiem mych dłoni, te usta delikatne i słodkie, do których przywieram ustami.-oparty plecami o Sorg paladyn gestami dłoni pokazywał owo “dotykanie”, nie dbając za bardzo czy półelfka to widzisz, czy nie.-Na pewno nie jest to karą dla mnie, bo masz piękne ciało...-
Westchnął cicho i wybuchł śmiechem.
- Poetycko prawisz Ray... przypomniało mi to, że mam dla twej żony balladę ułożyć. Ale może ty sam to zrobisz a ja melodię dopasuję i nauczę cię jej śpiewać? - odparła mu dziewczyna zerkając przez ramię w jego kierunku.
Żony mej tutaj nie ma. Będziesz moją nagą muzą, co bym rymy mógł układać?- zażartował paladyn i wzruszając ramionami dodał.- Ani ze mnie poeta, ani śpiewak. Próżny twój trud.
- Lepiej niech ci za muzę żona posłuży, bo jeszcze z rozpędu nie ten kolor włosów dasz czy oczu - odcięła mu się dziewczyna znów wywalając jęzor na brodę. Po chwili zastanowienia dodała:- Sama ci tą balladę ułożę o tych piersiach, skórze i tym podobne. A o śpiewanie się nie martw, mamy dużo czasu na naukę, a ja cierpliwa jestem - dodała lekko się odwracając i poklepując go pocieszająco po barku.
-Piersi zaiste masz mięciutkie.-odparł paladyn, gdy podczas poklepywania, otarła się nimi o jego plecy. I mruknął.- Ballada, nie jest konieczna. Poza tym mogłabyś pomyśleć trochę o własnym szczęściu i pragnieniach.
- Ależ ja myślę... myślę... - odparła z zapałem kiwając głową - A ballada nie jest koniecznością, to coś co mi łatwo przychodzi. Chcę ci coś ofiarować, za to, że uczysz mnie mieczem się posługiwać, za to że dałeś możliwość Kalelowi na paladyna się szkolić. Aaaaaaaaaaaaaaa... wiesz, że jeden z tych twoich najemników nauczy mnie kuszą się lepiej posługiwać. Podobno jest w tym bardzo dobry, tak jego towarzysze mówili. Mam nadzieję, że się zgodzi, z kuszy też bym się chciała dobrze nauczyć strzelać, to też mi się może przydać prawda? - dodała z zapałem nowinę.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 06-01-2011 o 13:28.
abishai jest offline  
Stary 20-12-2010, 13:53   #96
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
część 2

-Tak... przydać się może. Ale... co ma szkolenie Kalela do ciebie? Przecież jak cię spytać czy kochasz to... a zachowujesz się jak jego żona.-odparł pokrótce paladyn tuląc się do pleców bardki, swymi plecami.
Dziewczyna przymknęła oczy i zapytał z ciekawością - Jesteś żonaty, to wiesz jak to jest. Jak zachowuje się żona?
-Tak jak ty wobec Kalela. Czasami przypominasz mi... moją żonę.- odparł paladyn.
- Mhmmmmmm... - mruknęła bardka w zamyśleniu.
-Opowiedz o swoim dzieciństwie.- spytał paladyn przerywając niewygodną ciszę.
Wyciągnęła dłoń przed siebie i zaczęła przelewać przez nią wodę i cichym głosem wspominać: - Wychowywałam się u wujostwa jak ci już mówiłam, wśród kuzynostwa. Nie mogę powiedzieć, że źle mi było bo to byłoby kłamstwo, ale byłam inna. Nie tylko ze względu na wygląd- machnęła ręką zapominając, że on jej nie widzi - Często umykałam z domu do lasu na polanę i tam zapominając o czasie i wszystkim innym grałam sobie na lutni starając się ułożyć balladę. Wujo miał do mnie dużo cierpliwości, w sumie chyba też byłam urwisem. Zaniedbywałam naukę, obowiązki domowe, aż wreszcie... - zawahała się czy mu powiedzieć, ale sama nie wiedząc czemu ciągnęła dalej - Uciekłam z domu bo chciałam zostać bardką. Wiem teraz, że zrobiłam źle bo na Srebrnym Jarmarku jak wygrałam konkurs i zaśpiewałam ze słynnymi bardami z Królestwa to mnie wujo złapał i powiedział, że posłał by mnie do szkoły bardów. Jednak wtedy wydawało mi się że słusznie robię, nie chciałam, aby mnie wydali za mąż, abym zajmowała się domem i... no i dziećmi. Spotkałam Sticka... ale to już słyszałeś - zakończyła ściszając głos jeszcze bardziej.
-Tak... a co zrobisz? Jak już tego Sticka spotkamy?-spytał spokojnym tonem głosu paladyn ciekaw jej odpowiedzi.
- Natłukę go? - spytała w zamyśleniu bardka, po czym dodała: - Sama nie wiem co zrobię... po prostu nie wiem
-Tak, życie potrafi być skomplikowane. Powinnaś się cieszyć dzisiejszym dniem. To zapewne ostatni taki przyjemny przed tobą. Następne będą, o ile...-paladyn przerwał wypowiedź, przez chwilę milczał nim rzekł ciepłym tonem.-... jak wrócimy z Pyłów.
- Aaaaaaaaaaa... będzie potańcówka wieczorem... przyjdziesz? - spytała kiedy jego słowa przypomniały jej o wieczornych planach.
-To pewnie będziesz miała z kim tańcować.-odparł paladyn pogodnym tonem głosu.
- Chyba, że grać będę musiała, ale grać też lubię. Jak sam powiedziałeś to może być już ostatnia taka okazja. - odparła mu dziewczyna.
-To prawda.-potwierdził paladyn.-Cóż...taka dola barda, być rozrywką dla innych, nie dla siebie.
- Lubię grać i śpiewać, taką samą przyjemność mi to sprawia jak tańczenie czy słuchanie gdy inny bard gra - ponownie zaczęła poruszać dłonią w wodzie i patrzeć na powstające fale.
-Cóż... każdy ma coś co lubi.-odparł paladyn.
- A ty lubisz potańcówki? A twoja żona? Jak spędzacie czas jak jesteś w domu? Poświęcasz go choć trochę dzieciom? Co w nich lubisz najbardziej? - pytanie goniło pytanie.
-Lubiłem z żoną. Dawno na żadnej nie byłem. A w domu, są polowania z sokołem. Są małżeńskie przyjemności.- oparł paladyn.- No i zabawy z dziećmi na świeżym powietrzu i nie tylko.
Ooooooooooo to tańcować potrafisz. Znajdziemy ci jakąś elfkę do tańcowania i będziesz sobie mógł przypomnieć jak to jest - zaczęła na głos się zastanawiać Sorg.
-Poradzę sobie bez szukania. Poza tym, po co elfki do zmuszać do tańców z kimś, z kim nie chcą tańczyć. Zabawy to nie przymus.- odparł paladyn wzruszając ramionami.
- Elfki lubią tańcować, przymuszać przecie ich nie będziemy... - zapewniła go pospiesznie bardka.
-Tańcować lubią... ale tym z kim chcą, a nie z tym z kim muszą. - odparł Raydgast, potarł palcami po policzku.- Nie szukaj partnerów innym na siłę. To nie przysłuży się zabawie.
- Oj przecie nie szukam... tak sobie rozważam po prostu. - obruszyła się dziewczyna.
-To dobrze.--potwierdził paladyn, po czym dodał bardzo cichym głosem jakby do siebie, spoglądając w dół.- Oj nie przysłużyło mi się to całe żartowanie... a może przysłużyło, za bardzo?
Sorg popatrzyła na swoje pomarszczone opuszki i pomachała mu ręką przed nosem pytając: - Myślisz że się skurczę jak dłużej tu posiedzę?
-To przesąd.-odparł Raydgast.-Co najwyżej możesz zemdleć od nadmiaru gorąca, ale jest na dwoje, więc... nic nam nie grozi. W razie czego jedno z nas zawoła pomoc.
- A jak zemdlejemy oboje? - roześmiała się dziewczyna - Wyobrażasz to sobie... przyjdzie tu ktoś a my sztywni utopieni pluskamy się w ciepłej wodzie - zaczęła się śmiać wyobrażając sobie minę osoby co ich by znalazła.
-Raczej mało prawdopodobne...gorzej jak ty zemdlejesz. Chciała byś się obudzić, naga w mych ramionach?-zażartował paladyn.
- To może od razu się umówmy, że jak zemdleje, to najpierw mnie okryjesz, a potem weźmiesz w te ramiona - zaczęła się śmiać dziewczyna zerkając przez ramie na paladyna.
-Dla twojej wygody, choć i tak by cię opatulić... zobaczę twą nagość w pełnej krasie.- odparł Raydgast lekko uśmiechając.
- W takim razie lepiej ty zemdlej, a ja cię opatulę zanim ta pomoc zawołam - zapewniła go bardka z chochlikami w oczach.
-Tak cię korci do zobaczenia gołego mężczyzny. Zapewne już widziałaś paru, co? Ja w … gdy wyglądałem na tyle lat, na ile wyglądasz, gdybyś była człowiekiem. Zresztą nieważne...- Raydgast nagle przerwał wypowiedź.
- A na ile wyglądam? -podchwyciła dziewczyna.
-Gdybyś była człowiekiem dałbym ci osiemnaście, dwadzieścia lat góra.-odparł Raydgast.
Roześmiała się słysząc ile lat jej daje mężczyzna. - Pomyliłeś się i to dużo się pomyliłeś, nie wiem czy się z tego powodu cieszyć czy smucić
-To zależy... ile masz naprawdę. Kobiety zawsze wolą wyglądać na mniej niż mają.-odparł paladyn.
- To ja według twoich słów wyglądam na mniej. W tym roku minęła 25 wiosna jak się pojawiłam na tym świecie. Młodość zapewnia mi krew matki. U was ludzi to już stara dziewczyna ze mnie chyba? U nas elfów to jeszcze za dziecko mnie uważają. - nie zauważyła nawet jak określiła się jako elfka, a przecież całe życie uważała że nie pasuje do elfów.
-Cóż...u nas ludzi, to byłabyś świetną partią do ożenku.-zastanowił się paladyn- Moja żona jest nieco starsza od ciebie. O kilka lat jeno. Ma dwadzieścia osiem lat.
- A długo już jesteście po słowie? - spytała zaciekawiona.
-Dziesięć lat.-odparł Raydgast uśmiechając się do siebie.-A ty...masz już kogoś, kto sprawia że twe serce bije mocniej. Kto wypełnia twe sny?
- Mhmmmmmmmmm... jest ktoś taki. - odparła bardka uśmiechając się pod nosem.
-Domyślam się nawet... kto.- odparł paladyn śmiejąc się.
- Nieraz domysły mogą się okazać mylące. - odparła mu dziewczyna pospiesznie. Po czym zerwała się na równe nogi i chwyciła płótno owijając się nim. Nie zauważyła, ze paladyn, który opierał się o jej plecy niebezpiecznie przechylił się przez to do tyłu.- Chyba powinnam wyjść zanim zemdleje i postawię cię w niezręcznej dla ciebie sytuacji. odparła ze śmiechem zerkając przez ramie do tyłu,
Poradzę sobie.- odparł paladyn nie odwracając się do niej, nie mówiąc jednak co dokładnie ma na myśli. Dziewczyna odwróciła się w stronę paladyna i zanim wyszła z wody rzuciła jeszcze w jego stronę - Chciałam ci plecy umyć, ale jak sam rzekłeś to obowiązki łaziebnej. To po pierwsze nie chcę jej obowiązków zabierać, a po drugie ciebie tej przyjemności pozbawiać. Miłej kąpieli ci życzę Ray i idę poszukać Kalela, mam nadzieję, że się gdzieś tu nie utopił jak zemdlał od gorącej wody. W razie czego słuchaj, jak zacznę wrzeszczeć to na ratunek ruszaj. - roześmiała się i zwinnie wyskoczyła z wody.
-Elfy nie mają dziewcząt łaziebnych.- odparł krótko paladyn, ale też i nie zamierzał w żaden sposób zatrzymywać bardki. I jak tylko się oddaliła wygodnie rozłożył się na brzegu tego jeziorka. Przypomniawszy sobie coś Sorg ponownie wcisnęła głowę za zasłonkę i rzuciła w stronę rozłożonego paladyna: - To nie zapomnij o potańcówce.
-Nie zapomnę.-odparł Raydgast, machając dziewczynie na pożegnanie, przezornie odwrócony plecami do wejścia.
Sorg podeszła do niego na palcach i przykucając rzekła mu do ucha; - I o lekcjach śpiewu też nie zapomnij
-O ty bestyjko!- mruknął paladyn, dziewczynę za jej ramię i pociągnął do przodu, przerzucając przez swój bark. Przy czym wykorzystując obie swe ręce dopilnował, by bardce nic się nie stało. Dziewczyna, z pluskiem wpadła do wody, lądując miękko plecami na nogach Raydgasta. Nieco zaczerwieniony paladyn spoglądał na dziewczę. Gdyż mokre płótno przylegając do jej ciała obnażyło przed nim jej kształty. Wybąkał w końcu- Kara musi być.
- Ej! Za co kara? Wszak to w dowód wdzięczności to śpiewanie ma być! - starała się wyplątać z jego ramion, zastanawiając się jak to zrobił, tak szybko.
-Nie szarp się tak...i...po ptakach.- westchnął paladyn patrząc jak energiczne ruchy dziewczyny sprawiły, że nim się wydostała, okalające jej ciało płótno zostało w ramionach paladyna, a Sorg odsunęła się już od niego naga. Paladyn odwrócił spojrzenie i dodał czerwony na twarzy.- Kara za straszenie szeptami do ucha.
Bardka zaczerwieniła się kiedy okalające ją płótno zostało w rękach mężczyzny, widząc jednak, że ten odwrócił wzrok, wyskoczyła z wody i owinęła się płótnem, które było przygotowane dla niego. Po czym kiedy już się nim dokładnie owinęła prychnęła mu udając nadąsaną minę: - Taki duży, a boi się szeptów
-Bać nie boję...nie lubię jak mi się szepce. Chyba, że miłosne sekrety...i to przez żonę, najlepiej.- odparł paladyn, wzruszył ramionami.- Taki już los żartownisiów, czasem padają ofiarą własnych żartów.
- To już wiem... na drugi raz ci się do tego ucha wydrę - odparła bardka wywalając po raz kolejny język na brodę i przezornie odsuwając się poza zasięg rąk mężczyzny.
-Wtedy też wylądujesz naga w kąpieli.- odparł żartobliwie paladyn i spytał.- Czy uważasz mnie za przystojnego mężczyznę?
Sorg zerknęła na niego z uwagą przesuwając po nim wzrokiem, otworzyła usta, a z nich wydostały się słowa: - To czyś przystojny czy nie powinna ci żona szeptać? po czym ze śmiechem zwiała za zasłonkę poszukać Kalela.
-To lepiej że cię przystojny zobaczył, niż stary brzydal! - krzyknął, choć wątpił, by go usłyszała. Ale jego słowa nie miały chyba znaczenia, bo humor już się bardce poprawił. Wzruszył więc ramionami i wrócił do relaksowania się kąpielą...oby już spokojną.

Kąpiel pozwoliła odnowić nieco siły zarówno fizyczne, jak i przede wszystkim psychiczne.
Cała frustracja jaką odczuwał paladyn odpłynęła od niego. Nawet i czarne myśli, które co noc wracały do niego. Rozumiał powagę misji, ale bał się. Obawiał się, że siły które wyruszyły na walkę ze złem, okażą się zbyt słabe. W opowieściach bardów herosi często pokonywali złe siły, ale też i cena jaką płacili za to zwycięstwo była wysoka... Czasem i śmierć, perfidnie nazywana przez poetów „heroiczną”. Ale paladyn uważał to za kłamstwo, śmierć nigdy nie bywa heroiczna. Czasem najwyżej bywa tragiczna.
A teraz... miał wrażenie, że prowadzi taką grupę właśnie w tym celu. Niemniej, „obowiązek ponad wszystko”. Miał do zlecenia zadanie, które miał wykonać. Niemniej, Torm mu świadkiem, nikogo przymusem na śmierć prowadzić nie będzie. Tak więc Raydgast nie miał za złe tym banitom, którzy zdezerterowali. Ani Helfdanowi, że się obraził i oddzielił od grupy. Każdy kto szedł w tej wyprawie, szedł z własnej woli, kierowany własną pobudką i z pełną wiedzą co czeka. Herso pewnie poinformuje ustaleniach z narady swoich towarzyszy.
A do starszyzny elfów, paladyn nie miał już żadnych pytań, jego prośbę i sugestię.
Prośbę u wystawienie wart na drogach i ścieżkach do Pyłów. I sugestię co by pomyśleli o planie ewakuacji tej osady, na wypadek gdyby jakieś Zło rzeczywiście wypełzło tej zimy z tego przeklętego miejsca. I poinformowanie innych osad elfów w okolicy. I w razie, przekazanie wieści do Twierdzy Złamany Topór. Królestwo i Zakony powinny zostać uprzedzone o nadchodzącym zagrożeniu.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 20-12-2010 o 14:20. Powód: poprawki matematyczne XD i wiekowe
abishai jest offline  
Stary 25-12-2010, 11:16   #97
 
Vantro's Avatar
 
Reputacja: 1 Vantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie coś
Zanim się bardka obejrzała dzień schylił się ku zachodowi. Wracając z Kalelem do karczmy jak zwykle machała mu przed nosem rękoma coś opowiadając, albo pokazując raz po raz ciekawe miejsce, które mijali i na które chciała aby i on zwrócił uwagę. Mimo iż dzień był dla niej pełen emocji wracała do karczmy uśmiechnięta, całe zmęczenie zostawiła za sobą. Weszła do środka i zaczęła rozglądać się za Laure. Nie mogąc go nigdzie odnaleźć podeszła do Atoliego i powiedziała:
- Chyba nic nie będzie z naszych tańców, bard nie wrócił. Mogę wam pograć jak chcecie.
- To co to będzie niby za zabawa? - prychnął Atoli, poszedł do karczmarza i w krótkich słowach załatwił grajków na wieczór. Wkrótce też w karczmie zjawiło się trzech zamówionych artystów, którzy rozlokowali się w rogu sali i zaczęli grać.

Sorg zerknęła z ciekawością w stronę głównej bardki, która zgodziła się przygrywać im do tańców. Usiadła na pierwszej wolnej miejscówce i z uwagą obserwowała oraz słuchała jak zaczynają grać. Zerknęła w stronę Atoliego któremu obiecała taniec, ale widząc go odwróconego tyłem u baru pomyślała, że nie będzie się pchać na siłę, bo może się rozmyślił i jednak woli jakąś elfkę w tańcu obracać - choć przecież żadnej w karczmie nie było. Rozejrzała się po izbie i zaczęła zastanawiać do kogo podejść i porwać do tańca. Przesunęła wzrokiem po siedzącym w kącie Halfdanie, ale widząc z jaką miną utkwił on wzrok w trzymanym przez siebie kuflu postanowiła go nie zaczepiać, przynajmniej na razie. Po chwili jej wzrok przesunął się na paladyna. “On mi chyba nie odmówi, bo Kalela chyba też nie powinnam męczyć. Zresztą jak go poproszę to znowu będą pytania o narzeczeństwo czy coś”, pomyślała bardka podnosząc się z ławy i ruszając w stronę gdzie siedział na ławie Raydgast.
- Te, wystawiła cię - mruknął Kerstan, podchodząc do Atolego i trąceniem zwracając uwagę na dziewczynę. - Dobrze gadałeś, że tylko nas podpytać chciała, a teraz już do swoich lezie.
- Pewno... Lepiej być kochanicą rycerza niż zbója
- zgrzytnął zębami Atoli, ściskając w dłoniach kubki z miodem, który zamówił dla siebie i półelfki.

Paladyn tymczasem siedział przy stole i pił wiśniową nalewkę, samotnie. Kapłan Iulus pognał nagabywać kapłana, Laure utknął w księgach. A Helfdan nie wydawał się być w nastroju do towarzystwa, nawet żeńskiego... o męskim nie wspominając. Zapewne wieści jakie otrzymał, nie były dobre.
Raydgast w sumie był ciekaw, co takiego nurtuje tropiciela, ale nie zwykle wściubiał nosa w czyjeś sprawy, z samej tylko czystej ciekawości. A dziewczęta, bawiły się przednio mając wystarczająco dużo adoratorów woków siebie. Tak więc sam ograniczał się do roli widza i był z tej roli zadowolony. Osłonięty jedynie napierśnikiem (bo po cóż miał w elfim mieście zbroję płytową zakładać?), z przymkniętymi oczami i uśmieszkiem na twarzy przysłuchiwał się granej melodii.
Zrobiła jeszcze jeden krok i dostrzegła Atoliego. Zatrzymała się i spytała z uśmiechem:
- Obiecany taniec?
- Daj spokój, panna, przecież widzę do kogo cię ciągnie
- skinął głową w stronę paladyna, uśmiechając się ponuro. - Za wysokie progi na moje nogi. - dodał, po czy trzasnął kubkami o kontuar i z hukiem wyszedł z karczmy.
Zaskoczona bardka spojrzała na zatrzaskujące się za nim drzwi, nie namyślając się wiele pognała co sił w nogach za mężczyzną. Wybiegła na dwór i dogoniwszy mężczyznę chwyciła go za ramię mówiąc:
- Obiecałeś mi taniec. Nie mówiłeś czy pierwszy czy kolejny. Do nikogo mnie nie ciągnie, jak nie chcesz tańczyć to po prostu powiedz, a nie się obrażasz na mnie. Ja progów przed nikim nie stawiam. Skąd mogę wiedzieć czy ty aby się przez ten czas nie rozmyśliłeś co do tańców ze mną?
- To po co miałbym bardów załatwiać? Masz mnie za idiotę, czy co? Czy tylko za kurka na wietrze?
- wściekł się Atoli. - Na sekundę żem się odwrócił a ty już do rycerza poleciałaś. Zresztą codzień cię szkoli, to nie dziwota. - opanował się i wyprostował. - Zresztą nieważne. Nic mi winna nie jesteś, ani ty moja ani przyobiecana. Skoro moje słowo tak mało dla ciebie znaczy, to i się nim przejmować nie muszę. Wracaj się bawić do karczmy, a ja do stajni pójdę, gdzie moje miejsce.
- Nigdzie bez ciebie nie wracam. Obiecałam ci taniec i obietnicy dotrzymam. Nie ciągnie mnie do rycerza. Jak nie chcesz iść do karczmy spowrotem to ja idę z tobą do stajni najwyżej se pogadamy.
- zadarła brodę z uporem nie mając zamiaru popuścić. - To jak z tym tańcem?
- Pewnie, a do niego to szłaś popatrzeć, jak gice do ognia wyciąga, nie? Bujać to my, ale nie nas
- parsknął z pogardą Atoli, po czym chwycił bardkę mocno za rękę i obrócił parę razy w miejscu. - Raz, dwa, hej! Starczy? To teraz spadaj - i ruszył by ją wyminąć.
Zastąpiła mu drogę i odparła: - To był taniec dla ciebie a teraz po proszę o swój. To prawda ruszyłam w jego stronę, bo on żonaty i ma dzieci, więc pewnie mu żadne sikoreczki nie są w głowie jak sami to często podkreślacie. Mój błąd mogłam poczekać aż wrócisz od karczmarza, nie poczekałam to prawda, ale czy to znaczy, że nie chcę z tobą zatańczyć? To za tobą wyszłam a nie za nim. No nie złość się proszę... Jak nie chcesz tańczyć to możemy pogadać. Wybór zostawiam tobie, aaaaaaaaaa i dziewczyny się tak za rękę mocno nie ściska, bo będzie miała siniaki. - dodała rozmasowując rękę.
- Żonaty! - najemnik zaniósł się zaprawionym goryczą śmiechem. - A od kiedy chłopu to przeszkadza, co? Wejdź mu naga do łóżka, przytul się, dotknij tymi swoimi jedwabistymi, cholera, rączkami, to zobaczysz ile z jego przysiąg zostanie. Może być twardy póki się gapi, ale na dłużej żaden się nie oprze.
- Nigdzie nie mam zamiaru włazić, czy to naga czy ubrana, a zwłaszcza do jego łóżka! Zapamiętaj sobie to raz a dobrze!
- wydarła mu się w twarz bardka. - Taniec poproszę.

- Cóżeś się tak uczepiła, babo! Tak bardzo chcesz być w porządku w swoim własnym mniemaniu!?
- jęknął Atoli z bólem w oczach. - Kerstan miał rację, wszystkie baby takie same, nieważne czy z rynsztoka czy z elfiej sadyby, tylko łypią i oceniają, który facet najlepszą zdobyczą jest. Niby mam uwierzyć naraz, żeś inna? Że ci nagle zależy? A jakbym nie wyszedł to co? NIC właśnie, NIC!
- Wierz sobie w co chcesz, nawet w to, że na twój majątek lecę. Uczepiłam się bo obiecałam taniec, nie mam zamiaru z niego zrezygnować. Może i Kerstan ma rację, że wszystkie baby takie same, nie będę się spierać i zastanawiać czym taka sama czy inna. Jakbyś nie wyszedł to byśmy właśnie teraz tańczyli, a tak stoimy tutaj i jęzorami mielemy jak przekupki na jarmarku. Taniec... poproszę
- dodała już ciszej ale akcentując mocno ostatnie słowo. - Możesz mnie traktować jak rzep na psim ogonie... nie pozbędziesz się mnie tak samo jak biedna psina jego. Nie obrażaj się jak jakaś panna co ma muchy w nosie. Przepraszam. - dodała głośniej ostatnie słowo.
- Przeprasza tylko winny, inaczej nie ma to wartości - burknął Atoli, po czym chwycił bardkę lekko w pasie i za rękę. Widać było, że wcale jej nie uwierzył i uważa, iż gdyby nie jego reakcja to pląsała by teraz z Raydgastem. - No, dalej, miejmy to już za sobą.
- Przepraszam, bo poczułeś się urażony, a tego nie chciałam. Winna się nie czuję, raczej mi wstyd, że mogłam cię urazić swoim zachowaniem, bo wcale tego nie chciałam. Gdybym nie chciała z tobą zatańczyć to powiedziałabym ci to od razu zaraz po tym jak się na te tańce umawialiśmy. Gdzie nauczyłeś się tańczyć?
- spytała z ciekawością dając się prowadzić w tańcu mężczyźnie i przyznając, że dobrze mu to wychodzi.
- Wszystko jedno - mruknął, patrząc gdzieś w bok. - A tańczyć każdy umie, to jedyna rozrywka dla takich jak my.
- Dla jakich jak wy? Ciągle to podkreślasz... “my”, “wy”. Czym jesteście gorsi od innych, albo czym inni lepsi od was? Zobacz, Kalela on mógłby być chyba określany jako “wy”, a paladynem podobno może zostać. Czy jako najemnik jesteś kimś gorszym? Jeżeli tak to czemu... wytłumacz mi bo tego nie rozumiem. - pytała bardka patrząc na Atoliego. - Czy nie tak samo czujesz się zraniony, jak ktoś ci dopiecze? Czy nie tak samo czujesz się zły? Czy to, że jesteście najemnikami od razu musi was przekreślać czy też oddzielać. Wszak sam mówiłeś, że jedziecie teraz do Pyłów bo Królestwo jest ważne i dla was.
- No i co z tego? Czy od tego nas bardziej szanują? Czy mniej pilnują swoich kiesek? Czy straż mniej za nami łazi?
- wskazał w stronę stojących nieopodal strażników. - Ludzie oceniają co widzą. I zwykle mają rację. Mógłbym cię teraz zawlec do stajni i zgwałcić i nikt by się nie zdziwił - przyciągnął ją naraz mocno do siebie tak, że nie mogła się ruszyć i przysunął jej twarz do swojej. - I co ty na to?

Bardka nerwowo przełknęła ślinę, spojrzała mu w oczy i odparła: - Pewnie byś mógł, ale czy zrobisz? I właściwie po co? Sam mówisz, że strażnicy nie spuszczają z ciebie oka, myślisz, że daleko byś mnie zaciągnął? Wiesz... ja w sumie nie wierzę, że chciałbyś to zrobić. Toć przecie ty kazałeś mi wracać do karczmy, a mogłeś poczekać aż wejdę za tobą do tej stajni i wtedy zrobić to czym teraz mnie starasz się nastraszyć. Wiesz, zaczynam się zastanawiać, czy to, że tak się zachowujecie to nie jest specjalne. Dla wszystkich, aby was omijali z daleka, aby od razu patrząc na was iść w odwrotnym kierunku niż wy. Po co mnie zaprosiłeś na tańce?
- Nawet jakbym mógł, to ruchać mi się odechciało z babą, której się jadaczka nie zamyka
- odepchnął ja od siebie. - Myślisz, że żeśmy nie słyszeli co reszta o nas mówi? Jak was ostrzegali? Zapomniało im się, że płachta namiotu to nie ściana i wszytko słychać. Zresztą słusznie. A zaprosiłem bo mi się podobałaś. Ale już mi przeszło. Dasz mi wreszcie spokój, czy nie?
- Nie mogę odpowiadać za to co inni o was mówią. To oni z wami podróżowali a nie ja. Jednak jak sam widzisz ich opowiadanie o was nie miało na mnie wpływu. To ja do was zagadałam a nie wy do mnie. Bo chciałam was poznać, sama sobie wyrobić swoje zdanie. Nie muszę ci się podobać, ale porozmawiać ze mną możesz. I nie uważam wcale, że słusznie prawili, bo czemu?
- odparła mu bardka - A to, że jadaczka mi się nie zamyka jak to sam określiłeś to u mnie normalne, nawet mój wujo miał mnie dość. Mnie też ścigali, bo uważali, że jestem zła, albo raczej, że ze złem się skumałam w osobie Sticka, a jednak zdanie zmienili, to czemu o was nie mogą? I nie popychaj mnie, bo ja nie jestem worek kartofli!
- To się nie lep. Nie mogą bo mają rację. A ty skończ te swoje dywagacje, bo następnym razem nie trafisz na kogoś, kogo łatwo zagadać
- warknął i ruszył w stronę miasta, nie dając się już zatrzymać. - A na nas faktycznie uważaj. Zwłaszcza na Karia - rzucił przez ramię. - Czasem nie jest sobą.
- Dobrze nie będę się lepić, wszak przeciem cię obraziła, a to, że ty mną pomiatasz to nie istotne.
- rzuciła jeszcze bardka za oddalającym się mężczyzną. - Dziękuję za ostrzeżenie, choć dziwię się że mi go udzieliłeś! A mówią tak o was bo im na to pozwalacie i wiesz cooooooooooooooo... myślę, że robicie to specjalnie!!!
Odwróciła się na pięcie i zła zarówno na siebie jak i na Atoliego weszła do karczmy. Przemaszerowała przez izbę, wbiegła po schodach na górę i w złości zatrzasnęła z hukiem drzwi od swojego pokoju. Nie rozbierając się rzuciła na łózko i leżała patrząc w sufit.

Jej ostatencyjnego pochodu poprzez salę nie można było nie zauważyć, Raydgast tylko spojrzał na wzburzone dziewczę, po czym rozejrzał się dookoła. Czemuż miał się wtrącać w nie swoje sprawy? Może dlatego, że traktował Sorg jak... córkę? No, może nie córkę, ale kogoś kim się zaoferował zaopiekować. To w sumie była skomplikowana zależność. Wzruszył ramionami, westchnął, wstał i ruszył za nią. Ostatecznie, nic się wielkiego nie stanie jeśli zapyta ją o to, czy wszystko jest w porządku.

Helfdan większe zainteresowanie wykazał na zamieszanie i trzaskanie drzwiami. Najpierw najemnika potem bardki. Tego typu ruch w pobliżu nie mógł umknąć jego uwadze. Wstał by napełnić dzban winem i korzystając z okazji chwilę obserwował zajście na majdanie przez okno. Wprawdzie dźwięki do niego nie dochodziły przez ścianę ale widział, że jednak nie wszystko było w porządku. Specjalnie go to nie dziwiło, bo tam gdzie podróżują wojacy i dziewczyny tam dochodziło do różnych sporów. Jednak gdy bardka wróciła tylko odprowadził ją wzrokiem na górę i wyszedł na zewnątrz się przewietrzyć... i rzucić okiem na najemnika. Ale zobaczył tylko jego plecy znikające między domami.
 
__________________
W chwili, kiedy zastanawiasz się czy kogoś kochasz, przestałeś go już kochać na zawsze.
Vantro jest offline  
Stary 28-12-2010, 20:23   #98
 
Lynka's Avatar
 
Reputacja: 1 Lynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemu
Po obiedzie uradowana pomysłem potańcówki Tua postanowiła najpierw trochę odpocząć. Wzięła długą kąpiel, wyprała ubrania i wyszła do miasta. Powinna zakupić materiały do wykonywania zwojów, a wciąż jeszcze nie ustalili z towarzyszami jakie zaklęcia kto z nich powinien przede wszystkim przygotować. W tej sytuacji nie mogła jeszcze zrobić wszystkich zakupów, ale niezbędne pergaminy, atramenty i inne konieczne rzeczy chciała już mieć. Cefil wytłumaczył jej drogę do odpowiedniej dzielnicy, toteż wkrótce dziewczyna znalazła się w krótkiej alejce dużych, parterowych domów, z których kominów wydobywał się gdzieniegdzie barwny lub dziwnie pachnący dym. Sklepy były dość wąsko wyspecjalizowane; widać nikt nikomu nie wchodził tu w paradę. Był sklep zielarza, z wiszącymi nawet na zewnątrz pękami ziół i licznymi roślinami rosnącymi na parapetach; był sklep z zaklętą biżuterią, magicznymi strojami, bronią i zbrojami, które zachwycały kunsztem wykonania i kosztownymi materiałami. Był nieduży domek, w którym barwne eliksiry o różnej konsystencji migotały do przechodnia, przelewając się w fiolkach. Był obszerny sklep z artykułami dla zwierząt - a więc zapewne i dla chowańców. Był sklep z różdżkami, laskami i berłami, połączony wąskim przejściem ze zbrojmistrzem. Sklep z składnikami do czarów zachwycał różnorodnością leżących w pudełkach, na półkach i witrynie przedmiotów - od najprostszych jak srebrny dzwonek czy korzeń wiciokrzewu aż do smoczych łusek, platynowych obrączek, diamentów czy pyłu ze skrzydeł wróżek. Był też sklep z księgami, zwojami i pergaminami, i do tego właśnie weszła Tua.

Nie był to jednak zwyczajny sklep, przypominający bibliotekę. Każda książka miała swoją własną półkę, a każdy zwój przegródkę. Żaden z woluminów nie dotykał drugiego, wszystkie stały okładkami do klienta, a powietrze wibrowało wprost od magii. Również i wybór był niesamowity - od pustych ksiąg (zarówno prostych jak i z bogato zdobionymi okładkami), poprzez podstawowe podręczniki do magii, aż do specjalistycznych tomów na temat różnych szkół magii, dodatkowo podzielonych na stopnie zaawansowania. Wiele tytułów było w nieznanych Tui językach. Prócz tego były księgi o teorii lub praktyce różnych autorów, historyczne, opisujące znanych magów, artefakty, magiczne stworzenia, przybyszów, tworzenie magicznych przedmiotów, et cetera, et cetera. Ku swej lekkiej zgrozie czarodziejka dostrzegła kilka tomów koncentrujących się na jednym, jedynym czarze! Wiele okładek pokrywały runy i ryciny, część była również zabezpieczona skomplikowanymi zamkami.
W osobnej gablocie leżały czyste pergaminy, tuby, pióra i utrwalacze potrzebne do zapisania czarów; również w wielkim wyborze. Co prawda wysadzane drogimi kamieniami kałamarze czy tubusy nie były zbyt praktyczne na podróż, cieszyły jednak oko.

Tua aż otworzyła usta z zachwytu. Przyglądała się wszystkiemu z zaciekawieniem aż wreszcie widząc, że elf stojący za ladą wyraźnie czeka aż dziewczyna wreszcie rozpocznie zakupy, podeszła do lady i nieśmiało poprosiła o odpowiednie przedmioty. Sprzedawca wyłożył wszystkie towary na ladę w oczekiwaniu aż czarodziejka sprawdzi ich jakość, po czym zapakował w solidną, nieprzemakalną torbę.
Mając już niezbędne przedmioty podeszła jeszcze do półki z książkami tęsknie spoglądając na księgę poświęconą sztuce przywoływania.
- Ile kosztuje ten tom?
- Pięćset sztuk złota -
odparł elf, biorąc gruby tom z półki i rozkładając go na ladzie. - To bardzo pożyteczny podręcznik dla początkujących magów. Zawiera historię szkoły, teorię przyzywania, pomocne wytłumaczenie działania wszystkich podstawowych zaklęć i ich możliwych efektów, różnice między sprowadzaniem a przyzywaniem, opis składników oraz miejsc ich zdobycia (jeśli występują w stanie naturalnym). Ale przede wszystkim... - zawiesił głos dla lepszego efektu - szczegółowy opis istot, które najczęściej są sprowadzane z innych planów - otworzył księgę na rysunku jakiejś niebiańskiej istoty - oraz sposoby postępowania z nimi jeśli posiadają wyższą inteligencję. Zawiera również spis miejsc w Królestwie, w które bezpiecznie można się teleportować oraz ogólny opis Planu Astralnego. Ma miejsce na notatki i magicznie wzmocnioną obwolutę - zachwalał.



- Och, to... faktycznie ciekawa księga
- szczerze powiedziała Tua, a ton jej głosu jednoznacznie zdradzał żal - nie mogła sobie pozwolić na taki wydatek, a tom z pewnością by się jej przydał.
- Bardzo pomocna - zgodził się sprzedawca, ale widząc żal w oczach dziewczyny zlitował sie i odłożył ją na półkę. - Tutaj nie cieszy się zbyt duża popularnością, więc może jeszcze będzie, gdy następnym razem odwiedzisz nasze miasto.

- A czy wie pan może, czy są w mieście pseudosmoki? - zapytała z nadzieją dziewczyna. Jak cudownie by było gdyby Sherin mógł mieć choć chwilowy kontakt z kimś swojego gatunku...
- Pseudosmoki? Są, oczywiście że są. Kilka osób ma je za swoich towarzyszy, czasem przylatują też z gór w poszukiwaniu ciekawostek. Najlepiej gdybyś, pani, spytała w sąsiednim sklepie - wskazał na dom z artykułami dla zwierząt. - U Altui mieszka stara smoczyca, a i z pewnością wie gdzie można znaleźć inne.
- O, dziękuję bardzo. - skłoniła głowę i ucieszona wyszła ze sklepu ze swoimi zakupami kierując się od razu do wskazanego przez sprzedawcę budynku.


Sklep był zbudowany na planie sześciokąta; bardzo obszerny, zagracony i... gwarny. Prawą stronę zajmowały liczne pakunki, transportery dla chowańców, siodła dla przeróżnych rodzajów zwierząt, uzdy, przyrządy do pielęgnacji, książki, suszona żywność i tym podobne. Po lewej, nieopodaj drzwi zajmowały witryny z lekami i środkami opatrunkowymi, natomiast nieco w głębi, za przepierzeniem ścianę zajmowały obszerne wnęki, w których coś kwiliło, posapywało, skamlało i warczało. Najwyraźniej sklep pełnił również rolę szpitala dla zwierząt.

- Przepraszam, czy wie pani, gdzie w miasteczku mogłabym spotkać... jakiegoś pseudosmoka? - zdając sobie sprawę, że nieco dziwnie mogło zabrzmieć to pytanie, postanowiła wyjaśnić dokładnie z czym przychodzi - Bo widzi pani... Od kilku dekadni mam pod opieką małego pseudosmoczka - rozpięła kurtę pokazując drzemiącego w swoim nosidełku Sherina - Trafił do mnie niedługo po swoim wykluciu i staram się nim opiekować najlepiej jak umiem, ale mały nie ma kontaktu z nikim ze swojego gatunku... A to niedobrze przecież, prawda? - Głos Tui nieco drżał. Bała się, że może właścicielka sklepu zgani ją, że niedoświadczona zabrała się za opiekę nad takim stworzeniem, albo może nawet każe jej oddać Sherina w lepsze ręce?

- Och, pisklę! - wysoka elfka poprawiła druciane okulary, które miała na nosie i energicznie podeszła do Tui, po czym bez pytania wyjęła Sherina z nosidełka. Smoczek pisnął zaskoczony, ale nim zdążył bardziej zaprotestować Altua zręcznie obejrzała go ze wszystkich stron, po czym oddała właścicielce. - Zdrowy jak rydz! Nieco tłuściutki, ale na zimę to dobrze. Cały czas go nosisz? W takim razie powinnaś mu przyciąć pazurki, bo nie ma gdzie ścierać i będzie cię drapał. Prawda malutki? - podrapała smoczka pod brodą. - Ciekawe jaki będziesz miał kolor, pewnie biały lub niebieski... - zastanowiła się na głos, po czym zawołała - Emi! Wychodź, ty stara zgredo! Chyba że się boisz konkurencji? - elfka ostentacyjnie podrapała Sherima za uchem, a gdzieś na górze rozległ się szelest, po czym spomiędzy paczek dostojnie wypełzła starszawa pseudosmoczyca ze srebrnym kolczykiem na uchu i leniwie zleciała elfce na głowę.
~ Sama jesteś zgreda. Uważaj bo uwierzę, że wymienisz mnie na takiego smarkacza ~ burknęła, po czym - ku zaskoczeniu Tui - bezceremonialnie przesiadła się na jej ramię i nachyliła nad nosidełkiem. Przez chwilę obydwa smoki obwąchiwały się w skupieniu, wymieniając szereg pomruków i parskań. W końcu Emi machnęła skrzydłami i majestatycznie uniosła się nad głowę dziewczyny, w milczeniu zataczając niewielkie koła. Sherin zaskrzeczał podniecony, wypełzł Tui na ramię, przysadził się, zamachał nerwowo skrzydełkami, po czym nagle skoczył... i spadł jak kamień. Elfka parsknęła śmiechem, a zanim wystraszona Tua zdążyła się schylić smoczek podbiegł do niedużej paczki, wdrapał się na nią i znów przysadził się do skoku. Tym razem udało mu się chwiejnie przelecieć jakieś pół metra zanim znów pacnął o ziemię, zahaczając przy tym o paczkę siana.
- Nie martw się, nic mu się nie stanie - uśmiechnęła się sprzedawczyni. - Jest jeszcze troszkę na to za mały, ale ćwiczenia mu się przydadzą. Musi rozciągać mięśnie. Pseudosmoki zwykle chowają się w stadach więc mają towarzystwo do zabawy; dzięki temu nabierają siły i umiejętności potrzebnych do przeżycia. Brak towarzystwa mu nie zaszkodzi, ale jesli masz możliwość to znajdź mu towarzyszy do zabawy, obojętnie jakiego gatunku. Może być nawet pies, byle by mu krzywdy nie zrobił. Pseudosmok oczywiście - pamiętaj, że są jadowite. Potrzebujesz czegoś dla niego?

Młoda dziewczyna z zachwytem przyglądała się smoczkowi i jego wybrykom. Ostrożnie odpowiedziała elfce:
- W tej chwili jestem w podróży i... zastanawiałam się... Jak bardzo pseudosmoki są wytrzymałe na wpływy magiczne takie jak na przykład... w Pyłach?

- Chyba nie chcesz tam jechać moja droga! - oburzyła się elfka. - No cóż... Z pewnością nie czułby komfortowo; jak każde normalne stworzenie. Ale wszystkie smoki, niezależnie od gatunku, są bardzo odporne na magiczne emanacje i czarami ciężko zrobić im krzywdę. W teorii więc na pewno miałby lepiej od ciebie. W teorii oczywiście.
Tua zastanawiała się czy wyznać prawdę o ich podróży. A jeśli sprzedawczyni będzie kazała jej zostawić tu smoczka, bo tam może być zbyt niebezpiecznie? Tam przecież będzie bardzo niebezpiecznie. Zbyt niebezpiecznie. Czy czarodziejka ma prawo brać małego w miejsce, gdzie będzie zagrożone jego życie, w miejsce gdzie mogą zginąć nawet wszyscy, którzy mogliby się ewentualnie zając? Wcześniej jakoś o tym nie myślała. Cieszyła się, że uratowała Sherina przed śmiercią i, że może się nim opiekować. Teraz, gdy się do niego już bardzo przywiązała miała możliwość oddać go i zapewnić mu dorastanie w lepszych warunkach z innymi pseudosmokami, w tak pięknej okolicy, ale... bez niej.
Westchnęła tylko i zapytała sprzedawczyni:
- A te pazurki to czym mu obcinać?
- Nożyczkami, albo czymś podobnym
- wzruszyła ramionami elfka. - Tylko tą jasną część, bo dalej jest już ukrwiony i mu zrobisz krzywdę.
Tua podziękowała, pożegnała się i wyszła ze sklepu. Chciała jeszcze pospacerować po mieście, obejrzeć też inne sklepy.

 
__________________
"A może zmieszamy wszystko razem i zobaczymy co się stanie?"
Lynka jest offline  
Stary 28-12-2010, 20:29   #99
 
Lynka's Avatar
 
Reputacja: 1 Lynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemu
Wieczorne tańce wydały się Tui fantastycznym pomysłem. Zmęczona bardziej psychicznie niż fizycznie potrzebowała, jak i chyba wszyscy, odrobiny zabawy. Ostatnio na tańcach była przy okazji dużego festynu w sąsiednim miasteczku i bardzo dobrze się tam bawiła. W czasie tańców dożynkowych była już daleko od domu...
Mimo, że mogła to być ich ostatnia potańcówka, to jednak nie wszyscy chcieli się bawić i wkrótce Tua została jedyną partnerką dla trzech najemników i Karia. Toteż dość szybko się zmęczyła, a i mężczyznom ochota na tańce przeszła, przy tak małej ilości partnerek. Dziewczyna wyszła przed karczmę wdychając zimne powietrze. Chociaż nie była to najlepsza zabawa jej życia, to jednak trochę potańczyła, dzięki czemu miała bardzo dobry humor. Zadowolona wpatrywała się w gwiazdy nie myśląc o niczym.

Już po chwili znalazł się przy niej Kario nieśmiało usiadł na drugim krańcu ławki. Dziewczyna zamyślona przyjrzała się najemnikowi. Tak z bliska - zwłaszcza gdy nie rumienił się, albo nie patrzył gdzieś w bok - był całkiem przystojny. Choć, gdy już o tym mowa, niczego sobie był zarówno Herso jak i Iulus, choć klasztorna mowa, jaką ten ostatni się posługiwał sprawiała, że człowiek - automatycznie niemal - dodawał mu z dziesięć lat, a przecież kapłan był chyba w wieku zbliżonym do najemnika. Kario natomiast był na oko kilka lat starszy od Kalela. Dawno już zatracił chłopięce rysy, ale rosnący uparcie zarost golił z sumiennością godną niemal Raydgasta. O głowę wyższy od Tui, szczupły ale nie wychudzony, z łatwością podnosił ciężkie bagaże a równocześnie łagodnie obchodził się ze zwierzętami. Nie uczestniczył w polowaniach, choć chętnie pomagał w oprawianiu przyniesionych zdobyczy. Nie wyróżniał się niczym specjalnym, choć raz, gdy podwinął mu się płaszcz (którym zawsze okrywał się szczelnie, jakby mu było wiecznie zimno), dziewczyna zobaczyła wiszących u jego paska wiele wąskich sztyletów, schowanych w wytartych, skórzanych pochwach i kilka mieszków. Nigdy jednak nie widziała, by ich używał. Zwykle w towarzystwie był milczący, gdy się do niego mówiło przechylał zwykle głowę na bok i spoglądał na ziemię, a nawet gdy się śmiał wraz z towarzyszami, wyglądało jakby nie zawsze wiedział do końca o co chodzi.

A może niepotrzebnie się go obawiała ostatnio? Nic nie mówi, bo jest nieśmiały, to przecież całkiem normalne, a wtedy w lesie może był nawet bardziej zaskoczony niż ona sama? Może to dlatego stał wtedy jak słup soli? Przecież on jest ledwo od niej starszy, czego tu się bać?
Wciąż go uważnie obserwując zapytała się z ciekawością:
- Kario, a skąd ty w ogóle pochodzisz?
- Z zachodu, spod Futenberg - wymamrotał młodzieniec, jak zwykle czerwieniejąc jak burak.
- O, na prawdę? - zdziwiła się Tua. Całkowicie zignorowała rumieniec oblewający twarz chłopaka - to ja trochę na północ od Futenberg. Co tam robiłeś? I jak to się stało, że w końcu nająłeś się u paladyna?
- Nooo... mieszkałem. Trochę owce pasłem. Eee... A potem do Uran. No i tu.
- A czemu z domu do Uran wyruszyłeś? - dziewczyna nie zrażała się małomównością chłopaka. Czuła, że wcześniej może za bardzo go unikała. Kiedyś trzeba to nadrobić.
- Po kapłana... do świątyni Illmatera. - odparł.
- Po kapłana? - powtórzyła zdziwiona czarodziejka - A po co?

Kario zawahał się przez chwilę, rozejrzał czujnie czy nikt nie patrzy, po czym zdjął kaptur i odgarnął włosy. Ponad uchem w stronę czoła we włosach ciągnęła się ukryta we włosach poszarpana blizna. Chłopak zerknął na Tuę i szybko opuścił włosy, naciągając z powrotem kaptur.
- Och... - Tua była zaintrygowana. Zaczęła powoli podchodzić do najemnika by przyjrzeć się bliźnie, ale ten, zasłoniwszy ją, uświadomił dziewczynie, że chyba jednak nie tak powinna się zachować. - Co ci się stało, jeśli mogę wiedzieć? - zapytała już z mniejszą pewnością siebie.
- Owca zdechła. To ociec mi sztachetą przyłożył, że niedopilnowałem. - mruknął ze wstydem w głosie - raczej z powodu owcy niż bicia.
Czarodziejka pokiwała delikatnie głową. Jej udało się wychować w domu, w którym takie coś byłoby niewyobrażalne, ale we wsi sporo znała takich ojców i matek co to dzieci tylko siłą roboczą były.
- I co potem? Do kapłana? Żeby co? - spytała delikatnie. Bo chyba nie po to żeby uleczył, to przecież za daleko było by w takim stanie taką podróż odbywać.
- No... bo - ściszył głos i rozejrzał się. - potem to ten... słyszeć na to ucho przestałem. I... no... - tu wykonał gest, jaki często wykonuje się wobec ludzi niesprawnych umysłowo. - To uciekłem... chciałem wyzdrowieć... a zwykłe modły to mało.
- Ach... - "To może dlatego jest taki dziwny?" Przeszło jej przez myśl, ale zganiła się za nią. Zdziwiła się też, że chłopak aż tak wiele o sobie opowiedział, ale może niewielu osobom to wyznał i mu to ciążyło? - A co było potem? Dawno to było?
- Dawno... kapłani rzekli, że to bardzo drogie leczenie... za drogie na darmowe... To ten... no... zarabiałem... i zarabiałem... - spuścił głowę i zaczerwienił się. - Potem... jak już zarobiłem... to powiedzieli, że rana za stara. Że głowa delikatna i jak za stara rana to się już pomóc nie da. Trochę ten... trochę pomogli, dobrzy dla mnie byli... ale nie całkiem.
- Ale... Jak oni tak mogli?! Powinni od razu ci pomóc, a pieniądze przecież mógłbyś im potem oddać. - Była oburzona. W końcu to kapłani, nie powinni tak ludzi traktować. I czując, że wkracza na niepewny grunt, spytała - I jak się teraz czujesz?
- To bardzo, bardzo drogie było... - poważnie rzekł Kario. - Dużo drogich składników, klejnotów czy takich rzeczy... Nie powinnaś się złościć, oni nie mieli, a dla innych potrzeba też... - zawstydził się nagle i spuścił głowę.
Tua uśmiechnęła się słysząc jak najemnik broni kapłanów. Pewnie miał rację. Zmartwiła się, że tylko tym nagłym zawstydzeniem... Nie chciał jej powiedzieć jak się teraz czuje, więc pewnie ciągle miał problemy z uchem albo... z czym innym. Nie chciała wymuszać odpowiedzi, ale martwiąc się o niego zapytała jeszcze:
- A czy... twoje problemy... zdrowotne nie przeszkadzają ci tak na co dzień?
- Ja... - Kario zgarbił się i znów rozejrzał, po czym nagle doskoczył do Tui i chwycił mocno za rękę. Sherim pisnął przestraszony. - Ale obiecasz, że nikomu nie powiesz?
Czarodziejka była niemal tak przestraszona jak pseudosmok, a na pewno tak samo zaskoczona. Mało brakowało, a by krzyknęła! Wolną rękę pogłaskała smoczątko chcąc je uspokoić i nieco drżącym głosem odpowiedziała chłopakowi:
- Taak, nikomu nie powiem.
- Jaaa... - znów strzelił wokół oczami - ja widzę... rzeczy. Ludzi. Zmarłych ludzi... Twojego dziadka na przykład widzę... co wieczór za tobą łazi - ścisnął jej mocniej rękę po czym spojrzał w oczy wzrokiem zbitego psa, oczekując najwyraźniej, że zaraz go wyśmieje i odtrąci.
- To... ee... - Nie wiedziała co odpowiedzieć. Dobrze, że Kario nie zauważył, że Madrag z nią rozmawia, choć pewnie i tak nie powiedziałby tego nikomu. Próbując zebrać myśli powiedziała chcąc zyskać nieco na czasie - Taki bez oka, tak?
- Ano... pilnuje cię przede mną - odparł.
- Pilnuje? Przed tobą? - uśmiechnęła się w myślach. Jej mistrz był wspaniały - Duchy wiedzą, że ty je widzisz?
- Eee... chyba nie... Ja udaję, że ich nie widzę... nie patrze im w oczy. Nie wolno patrzeć złu w oczy, to przynosi nieszczęście.
- Dlaczego złu? Wszystkie duchy są złe?
- Eee... -
to było chyba zbyt trudne pytanie. Ale czyż jeszcze do niedawna Tua nie myślała podobnie? - Nooo.. chyba nie... Mia nie była... Ale ten... jak za długo nie odchodzą, to im się miesza w głowach. Wydaje im się, że dalej żyją. I wtedy szkodzą.
- Mia? Jaka Mia?
- Moja... siostra - wydukał Kario, po czym zacisnął usta, najwyraźniej nie mając zamiaru powiedzieć nic więcej.

Speszona Tua błądziła wzrokiem po okolicy, ale w końcu natrafiła na spojrzenie Kario. Chłopak nie miał łatwego życia i najwyraźniej mocno odbiło się to w jego psychice. Było jej go żal. Niepewnie poklepała chłopaka po ręce, którą ją trzymał chcąc mu dodać jakoś otuchy.
- A widujesz może i inne duchy w okolicy?
- Tu nie... w mieście czasem.
- zamilkł, po czym znów spojrzał jej w oczy. - Ale nie powiesz nikomu, co?
- Nie powiem skoro tego nie chcesz - zapewniła - ale... - w głowie zaczął jej się rodzic pewien pomysł - twój... twój dar... Wiesz jakby to mogło nam pomóc w Pyłach? - w jej głosie słychać było entuzjazm. By ona mogła choć przez chwilę coś takiego zobaczyć potrzebowałaby zaklęcia, a Kario widział to cały czas!
- Eee... tam będą same duchy... - jakby na próbę rzekł Kario.
- Same albo i nie same. A i duchy potrafią być przecież niebezpieczne, a te w Pyłach to już na pewno. My ich nie widzimy, ale ty... Będziesz mógł nas ostrzegać w razie jakby, któryś wyszedł. Tak to by nas mogły zabić, a my nawet byśmy nie wiedzieli skąd nas atakują! - poczekała na odpowiedź najemnika patrząc na niego z nadzieją.
- Dar... - Kario zamyślił się, długo nie odpowiadając.

Tua czekała w napięciu. Przedłużające się milczenie zaczęło ją już lekko irytować. Sherin też, nie słysząc niczyich głosów, zaczął znudzony drapać. Ale gdyby tak udało się go namówić do pomocy...
- A jak mnie porwą do świata umarłych? - spytał w końcu.
- Wszystkich nas przecież mogą porwać jak z nimi przegramy. I ciebie, i mnie, i całą resztę. - Odpowiedziała poważnie dziewczyna - Albo gorzej jeszcze. Nie pozwolą nam do świata umarłych pójść i bez ciał błąkać się już na zawsze po Pyłach będziemy. Dlatego potrzeba nam każdej pomocy.
- Uhm... Dobrze. Pokażę. Ale tylko tobie - po kolejnych minutach ciszy zdecydował Kario. - A twój dziadek... nas nie porwie?
W pierwszej chwili dziewczyna niemal podskoczyła z radości, ale słysząc warunek jaki postawił chłopak nieco oklapła:
- A może Iulusowi byś chociaż jeszcze pokazał? On jest kapłanem to ma większą moc by je odegnać, to mogłoby bardzo nam wszystkim pomóc, zwiększyć naszą szansę... A wiesz, że jest dobry i słowny... Na pewno nie zdradził by tego nikomu innemu! A dziadek... on jest dobry, nie ma po co nas porywać. - uśmiechnęła się uspokajająco.
- NIE! - szarpnął się do tyłu Kario. - Tylko tobie. Ty im możesz pokazać, ty magiczna jesteś. Tobie uwierzą.
- Jak wolisz - odpowiedziała niezrażona dziewczyna i znowu się uśmiechnęła. Mimo wszystko i tak jest lepiej niż wcześniej mogłaby przypuszczać. Zarumieniła się lekko i, doceniając jak trudna musiała być dla Kario ta rozmowa, nieśmiało cmoknęła chłopaka w policzek.
- Nie! - chłopak odskoczył od niej jak oparzony i wyprostował się na całą swoją wysokość, okazując się być o głowę wyższy od czarodziejki. - Nie. Nie powinnaś. Powinnaś na mnie... uważać. Jestem nie... niebezpieczny - rzekł w końcu twardo.

Zaskoczona Tua najpierw mocniej poczerwieniała na twarzy, a po słowach najemnika otworzyła usta próbując coś powiedzieć. W końcu opuściła głowę, tak, że nie było widać jej twarzy. Dziwnie się czuła. To miał być tylko gest, którym miała podziękować mu za pomoc i pokazać, że ją docenia. A on zareagował na to... jakby co najmniej jakaś stara, śmierdząca baba go pocałować chciała. Czuła się... odrzucona. I co niby ma znaczyć, że jest niebezpieczny? Mówi to tylko tak czy może faktycznie coś jest na rzeczy? Może ta deska jego ojca nie tylko widzenie duchów wywołała? Siląc się na opanowanie, wciąż ze spuszczoną głową powtórzyła:
- Niebezpieczny?
- Niebezpieczny. Kario jest niebezpieczny i należy trzymać się od niego z daleka - powtórzył głośno i wyraźnie, jak mantrę.
- Ale dlaczego? - czarodziejka podniosła głowę i zaczęła się przyglądać chłopakowi.
- Jestem niebezpieczny... - pytanie Tui zrodziło najwyraźniej uzasadnioną, ale i trudną refleksję. - bo... mogę ci zrobić krzywdę...?
Dziewczyna spojrzała na niego zdziwiona i nieco wolniej i wyraźniej zapytała:
- Ale dlaczego miałbyś mi robić krzywdę?
- Bo... jestem niebezpieczny?
- najwyraźniej pętla pytań i odpowiedzi zrobiła się zbyt trudna. - Bo jestem przestępcą! - po chwili, z wyraźną ulgą Kario odnalazł wreszcie jakiś logiczny powód.

Zaskoczeniem to dla Tui nie było. Żaden z najemników nie wyglądał na zupełnie uczciwego. Z resztą Kalel... też był przecież przestępcą. Kradł. I co z tego? Nieco przerażona własnymi myślami brnęła w tą oporną rozmowę dalej:
- A chcesz mnie skrzywdzić?
- Nie!
- zaprzeczył gwałtownie Kario, po czym przygarbił się. - Ale... no... i tak powinnaś na mnie uważać.. - zakończył błagalnym tonem.
- Ale skoro nie chcesz mnie krzywdzić to niby dlaczego miałbyś to zrobić?
- No bo... booo... ja taki jestem! - wypalił w końcu z rozpaczą w głosie, po czym odwrócił się i niemal wybiegł w stronę miasta.
Tua spojrzała na odchodzącego chłopaka. Co jest z nim nie tak? Zamyślona siedziała dalej na swoim miejscu, by po chwili samotnie wrócić do karczmy.
 
Lynka jest offline  
Stary 29-12-2010, 17:37   #100
 
Nightcrawler's Avatar
 
Reputacja: 1 Nightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemu
Nie jadł ze zbytnim smakiem. Wszystkie potrawy w zajeździe - jakoś nie śmiał w myślach nazwać tego karczmą - smakowały dziwnie. Były zupełnie inaczej przyprawione, każde mięsiwo, czy nawet pszenne placuszki niosły w sobie jakiś korzenny posmak. I nie chodziło o to, że były niesmaczne, za ostre czy cokolwiek. Były po prostu inne, egzotyczne i jakoś mu nie pasowały. Tak samo jak i całe miasto przestało go zachwycać. Wokoło widział tylko spoglądających na nich strażników. W głowie miał zamęt, którego nie potrafił poskładać w jedną całość. Obwiniał się za to bardzo i czuł, że zawiódł nie tylko, drużynę, ale i pamięć o Praxorze.

Manorian nie byłby jednak sobą gdyby dał sobie zatonąć w morzy rozpaczy i samokrytyki.
Owszem uwielbiał analizować, rozpamiętywać. Wyciągać dłonie do zdarzeń przeszłych, wyciągać po kawałku i obracać w palcach, przyglądając się to z dala, to znów z bliska. Wierzył, że dzięki temu wysysa maksymalną dawkę doświadczenia jaka jest możliwa. Wszak każdy nowy dzień jest uczniem poprzedniego. Wielokroć powtarzał to stojąc na katedrze klasztornej scholi. Cenił sobie te chwile, gdy żądni wiedzy akolici zostawali po zajęciach i zadawali mu pytania, wciągali w dyskusję.
Mimo że Iulus był młody, jego skrupulatność i pęd do wiedzy zostały wcześnie docenione, owocując stanowiskiem nauczyciela najmłodszych kapłanów. Był z tego dumny, choć rzadziej mógł uczestniczyć w wyprawach Paladyna. Dopiero śmierć mentora zasiała w Iulusie zwątpienie. Długo wyrzucał sobie, że powinien być przy Praxorze, wspomóc go, ruszyć do boju. Wiarę i prawdę szerzyć w polu, nie zaś w czterech murowanych ścianach.

Wstał od stołu. Skinieniem i brzękiem monet podziękował za posiłek. Paladynowi jeno rzekł, iż rusza do tutejszej świątynie zaopatrzyć się w kapłańskie utensylia i poszukać wiedzy o nekromanckich praktykach Urgula. Nie mówiąc więcej, niechętny radosnemu nastrojowi zabawy, który zaczynał wirować u powały opuścił zajazd udając się na poszukiwanie Tyriona.

Znalazł kapłana w głównej kaplicy świątyni. Elf modlił się do swoich bogów w skupieniu, dlatego też Manorian nie chciał mu przeszkadzać. Usiadł w jednej z ław i poczekał aż kapłan skończy swą litanie. Mimo młodego wieku Iulus wiedział dobrze, co to cierpliwość.
Gdy elf skończył modły, mężczyzna podniósł się z ławy i delikatnie chrząknął, aby zwrócić na siebie jego uwagę. Zaraz też skłonił się starszemu kapłanów z szacunkiem i powiedział:
- Wybacz Tyrionie, iż Cię nachodzę w porze modlitwy. Trapi mnie jednak wielce sprawa potęgi i źródła mocy Urgula. Chciałbym wiedzieć, czy jesteś mi w stanie powiedzieć mi coś o naturze jego zaklęć lub poradzić jakieś źródło, z którego wiedzy mógłbym zaczerpnąć wiedzy. Czy zachowały się u was jakieś badania, przekazy, raporty z walk z nim, które rzuciłaby światło na moc, która w Levelionie może na nas czyhać?
- Mamy kilka ksiąg, są to jednak raczej pozycje bardziej historyczne, z których uczymy młodych o abominacjach tej wojny. Raporty z bitew, szczegółowe magiczne sprawozdania, czy też kwartalne raporty z sytuacji w Levelionie – to wszystko mieści się albo w Twierdzy albo w Bibliotece. Zwłaszcza do Biblioteki musiałbyś się udać szukając specyficznych wiadomości na temat nekromancji… To by jednak nic nie dało – potarł czoło. – Nie wiem czy wiesz, lecz po wojnie w Królestwie magia nekromantyczna jest ściśle kontrolowana, podobnie jak magia w ogóle – położył dłoń na ramieniu Iulusa, a ten poczuł jakby dziwne łaskotanie. – Powiem ci jednak, jeśli za swe milczenie ręczysz słowem, że nie jesteśmy głupcami, którzy wyrzekli się tej magii i nie potrafią sobie z nią poradzić. Istnieje grupa czarnoksiężników studiująca tę przekletą dziedzinę Sztuki. Każde z miast ma swojego wybrańca, który go strzeże… magowie zaś dodatkowo uważają na siebie nawzajem. Nie wiem jednak kim są owi magowie; to tajemnica znana tylko najwyższym magom Biblioteki.
Co do magii zaś… - zamyślił się. – W teorii twoje kapłańskie wykształcenie powinno wystarczyć by osłonić towarzyszy przy większości spotkań z nieumarłymi. Urgul przywiódł swoje wojska gdzieś ze wschodnich pustkowi; możliwe że tam posiadł nieznane dla nas arkana nekromancji. Może dlatego tak trudno odwrócić jego działania – a może tylko z powodu eksperymentów, jakie uskuteczniał w mieście. Tak czy inaczej, jest to magia, która sięga głęboko do serc i umysłów przebywających tam istot. Wydobywa z ich serc mrok, o który same siebie by nie posądzały, gra na najniższych ambicjach i najskrytszych lękach. To wy sami będziecie sobie tam największym wrogiem, dlatego tak ważna w wyprawie tam jest niezachwiana wiara zarówno w bogów jak i słuszność waszej misji.
- Tego się najbardziej obawiałem. Opętania duszy i rozumu naszego. Czy moja modlitwa i słowo będą jednak na tyle silne by wspomóc mych towarzyszy? By wzmocnić ich wewnętrzną siłę? Czy znany jest Ci jakiś sposób by wzmocnić efekty mych modłów i ochronić ich nawet kosztem własnej siły?
- Tego nie wiem, zależy to wszak od siły twojej wiary. Choć… - Tyrion zamyślił się, po czym spojrzał uważnie na Iulusa. – Istnieje pewna modlitwa o to, by bóg wykorzystał cię jako mentalną tarczę dla twoich towarzyszy. Jednak czy twój bóg uzna twe poświęcenie i obdarzy cię swą łaską – tego nie wiem. Taki czyn wymaga niezłomnej woli i wielkiej wiary nie tylko w boga, ale i w słuszność takiego poświęcenia. Nie możesz uznać chronionych istot za niegodnych boskiej protekcji, musisz szanować ich życie bardziej niż własne - tylko wtedy dostąpisz objawienia.
- Nie zawaham się by chronić moich towarzyszy. Moje życie jest darem, który otrzymałem od mojego Boga, a jego objawienie stało się moją misją. Jestem jeno naczyniem jego mocy i narzędziem w jego rękach. Pokładam w Nim ufność i z radością oddam swe życie by wesprzeć moich towarzyszy w misji. Moja podróż na tym padole zawsze była drogą pomocnika i nauczyciela – skromnego sługi, który udzielał cząstkę przelanej na mnie łaski ku wspomożeniu braci zakonnych; ale i latarnią prowadzącą świeżo wypływające okręty na ocean wiary. Moją rolą jest wspierać i oddać życie dla sprawy. To mój honor, to moja misja. Zdradź mi, więc proszę ową litanię i niechaj Bóg mną rozporządza wedle uznania swego, a ku zbawieniu moich towarzyszy.
- Nie jesteś tylko naczyniem – zmarszczył brwi elfi kapłan. – Tworem powołanym do życia w określonym boskim celu. Jesteś sługą, ale to nie określa twego jestestwa – jesteś także odrębną jednostką, która ma własną wolę i poglądy. Pamiętaj, że najpierw byłeś człowiekiem, potem zaś kapłanem. Teraz jesteś przede wszystkim kapłanem, jednak nie wolno ci zapominać o swoim człowieczeństwie. Droga bezwolnej marionetki prowadzi nierzadko do wielkiej pychy i jeszcze większego upadku. Spełniasz boską wolę, pamiętaj jednak, że jest to TWÓJ wybór. Bez twego wyraźnego przyzwolenia nawet bóg nie może tobą swobodnie rozporządzać. Twe słowa są pełne ognia wiary, dowodzą jednakże, iż nigdy nie spotkało cię rozczarowanie wynikające z konfliktu praw boskich z ludzkimi, rozumu i głosu płynącego z serca, sprawiedliwości i zemsty. Moc istniejąca w Levelionie nie będzie podważać twej wiary w Tyra, lecz wiarę w ludzi i siebie samego. Czy będziesz potrafił wtedy chronić kogoś, kogo uznasz niegodnego łaski Tyra? Czy nie użyjesz swej mocy w akcie spaczonej sprawiedliwości? Czy podążając z imieniem swego boga na ustach nie zatracisz w nim siebie?

To było jak kubeł zimnej wody. Oczy Iulusa rozszerzyły się w niemym przerażeniu. Nigdy tak o tym nie myślał i nagle go to przeraziło. Jednak już po chwili serce i myśli uspokoiły się. Dreszcz, który go przeszedł zdawał się rozlewać po całym ciele, jednak nie robił sobie z tego wiele. Zaakceptował go, przyjął i pozwolił spłynąć przez koniuszki palców. A odpowiedź przyszła sama.
- Masz rację, wiarę definiuję swoim rozumem i swoim sercem. Moją duszę przepełnia miłość do boga i wiara w słuszność jego praw - nigdy w niego nie zwątpię, ale też nie mam zawsze słuszności, tylko dlatego, że przepełnia mnie jego moc. Jako człowiek jestem ułomny. Jednak wiedz, że nigdy nie uznam by ktokolwiek był niegodny mojej pomocy, a proste pojęcie dobra, uczciwości i sprawiedliwości było, jest i będzie w moim sercu, nawet bez świętych tekstów i przykazań bożych. Jestem tym, czym jestem, gdyż moje istnienie współgra z boskim dogmatem, a ja to zrozumiałem i nigdy nie wyprę się siebie, jak nie wyparłem się towarzyszy, którzy nie zawsze mówili mi cała prawdę i nie zawsze się ze mną zgadzali.
- Nie wyprzesz się siebie… Czyli kogo? Kim byłby Iulus Manorian bez swego boga? Gdyby obudził się pewnego dnia z poczuciem, że łaska Tyra opuściła go, że nie może walczyć, leczyć i błogosławić w imieniu swego Pana? Co wtedy by z niego zostało?
Kapłan uśmiechnął się słabo, po czym spojrzał na elfa hardo:
- Iulus Manorian nauczyciel, niosący miecz i tarcze w imię prawdy i dobra. Nawet bez boga, jego serce pozostanie gorejące i szczere, i ten ogień będzie przekazywał do ostatniej kropli krwi.
- Nauczyciel prawdy… Jakiej prawdy bez boga? – w oczach elfa zatańczyły iskierki.
- Prawdy sumienia, prawdy miłosierdzia, ale i prawdy pomszczenia krzywd na niewinnych. Prawdy, która tkwi w nas i sprawia, że żyjemy na tym padole nie krzywdząc siebie nawzajem, nie rzucając sobie do gardeł niczym zwierzęta. Prawdy, która jest ogniem palącym żyły, gdy gwałt zadano bezbronnym, prawdy, która sprawia, że stajemy murem przeciw złu i niesprawiedliwości, naprzeciw mordu, bezzasadnej żądzy i pustemu przelewowi krwi. Prawdy, która płonie jasno wśród gwiazd i sprawia, że kochamy.
- Młody idealista… - uśmiechnął się z lekkim smutkiem wynikającym z wieków doświadczenia Tyrion i poklepał Iulusa po plecach. – Chodź. Jeśli chcesz zaznać objawienia musisz cały ten swój płomień wlać w modlitwę, a na to czasu nigdy zbyt wiele. Wspomogę cię, by Corellon wstawił się za tobą, a Tyr oświecił duszę.



Cytat:
To co ich łączy to Dobro i Wojna, dzieli ich cała reszta...

Powietrze przesyca zapach nieznanych ziół i słodko-cierpki dym kadzidła. Delikatne brzęczenie dzwoneczków przywodzi na myśl uwijające się wśród kwiatów pszczoły. Gdzieś w oddali szepcze niewidoczny strumień.
W mijanej przeze mnie alkowie dziewiątka elfich wojowników w srebrzących się misternie zbrojach, śpiewnymi głosami składa jakąś przysięgę nad drewnianą misą złocistej wody. Zapamiętali w swym poetyckim zaśpiewie nie zwracają na nas uwagi. Tyrion sunie korytarzem niby ulotny sen. Jego krok rozmywa się w melodii przepełniającej korytarze tej obcej mi kaplicy.

Hebanowe ściany prowadzą nas do niewielkiej komory. Prócz kilku pachnących odurzająco świec pomieszczenie rozświetla cienka smuga księżycowego światła obmywająca zimnym światłem misternie rzeźbioną podłogę. Cieniutkie wzory tańczą spiralami u mych stóp prowadząc mnie na sam środek, ku światłu spływającemu ze sklepienia. Tyrion nie mówi ani słowa, znika w pulsującej ciemnością alkowie, którą do tej pory brałem jeno za świecień igrający na ścianie.
Opadam na kolana i kieruję twarz ku sklepieniu. Blask obmywa mnie, zimnymi palcami błądzi po skórze, przelewa chłodnym skupieniem przez myśli. Dopiero po chwili zdaję sobie sprawę, iż elfi kapłan rozpoczął swą pieśń, tak daleką od znanych mi modlitw jak poezja od kodeksu praw. Jednak ta dziwna pieśń delikatnie wibruje mi w uszach... rezonuje w myślach... kołysze... Mimo tak wielu doznań świat stapia się w jeden harmonijny nurt wszystkich zmysłów i unosi mnie ku mojej własnej modlitwie...

Tyrze Prawodzierżco, wysłuchaj mojej prośby, choć nie jestem godzien błagać Cie o większe dary, niźli te którymi mnie łaskawie obdarzasz. Przeto wejrzyj w me serce i wolę. Dochowując przysiąg danych Tobie w młodości z ramienia zakonu błagam Cię o siłę do obrony mych towarzyszy w tej podróży. Ześlij mi swą światłość i obdarz niezłomną wolą, która niczym tarcza nad przyjaciółmi rozciągnion będzie i w czasie złym od wrogich wpływów uchroni. Ku temu pragnieniu ciało i krew swoje oddaję...

Głos Tyriona rozbrzmiewa wysoko, niczym ptasi trel i urywa się prawie w pół nuty, po czym ponawia inkant. Świat wiruje, poraża jasnością przebijającą się przez zamknięte powieki. Cichnie, zwija i gaśnie i na powrót rozwija się, jak gdyby rodząc od nowa...

Tak mija noc.
 
__________________
Sanguinius, clad me in rightful mind,
strengthen me against the desires of flesh.
By the Blood am I made... By the Blood am I armoured...
By the Blood... I will endure.
Nightcrawler jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 18:33.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172