Droga wydawała się prosta, przynajmniej tak wygląda na mapie, jednak jeśli będą szli wzdłuż rzeki, po całonocnej ulewie...cóż, różnie to może wyglądać.
Milcząc słuchał przekomarzań reszty, po czym wstał i udał się do swojego "pokoju". Mimo wszystko klitka metr na metr, z rozpadającym się łóżkiem, stolikiem, krzesłem i imitacją szafy była lepsza niż cela w Waterdeep.
Szybko odpiął pas i zawiesił go na oparciu krzesła. Olbrzymie chmury z każdą chwilą ciemniały i narastały, z dworu słychać było przytłumione głosy, najprawdopodobniej maga i jego pomocnika, przy wyładowywaniu wozu, gdy głosy ucichły zaryglował drzwi, do których klucz wepchnął do buta, po czym zdjął płaszcz i zabrał się do rozpinania klamer trzymających ciasno przylegającą do ciała skórznie.
Chmury, które zdawały się wstrzymywać nadchodzącą burzę, zostały w końcu pokonane. Deszcz, z początku lekki, powoli zamieniał się w ulewę.
Ian jednym susem przesadził futrynę i wylądowawszy dość zgrabnie trzy metry niżej, ruszył pędem w kierunku ostatniej noclegowni...
Przemoczony, z uwieszoną na plecach lutnią i wiadrem drewna w ręce wszedł do opustoszałej już karczmy.... łóżko, mimo swojego wyglądu, okazało się całkiem wygodne, na tyle wygodne, aby uśpić nawet wypoczętego podróżnika...
Cytat:
Z dziennika Rosehooda: +622, Flamerule, Cienisty Zakątek.
Zadanie wydaje się banalne. najpewniej jutro zacznę też poszukiwania jego kryjówki w lesie, spróbuję też wypytać wieśniaków o nowo przyjezdnych...na pewno coś wiedzą, jeden z członków bractwa tu był, też go szukają |