Igan obudził się wczesnym rankiem, po czym pomamrotał coś pod nosem, ziewnął i zasnął znów. Naprawdę mu się nie chciało, nie o tej porze... W końcu jednak trzebabyło się ruszyć, głownie dlatego, że wrzawa z sali pod pokojem stawała się zbyt głośna, aby wyczulony słuch Igana był sobie w stanie z nią poradzić i ją ignorować. Zszedł na dół i zjadł nieśmiertelną jajecznicę o smaku pomyj z kawałkami czegoś co wczoraj zapewne było gulaszem, a przedwczoraj - pieczenią. Powiew świeżego powietrza na zewnątrz był bardzo miła odmianą po zatęchłym powietrzu w budynku. Mimo wszystko trzeba się było brać za robotę. Poszedł w okolice karczmy Jana Dwa Topory i zauważył, że nie dzieje się wokół niej nic szczególnego. Wnętrze chwilowo go nie interesowało - oczywiście nie osobiście - dość szybko udało się nawiązać wzmocnioną złotem znajomośc z synkiem rymarza, który miał się wszystkiego wywiedzieć. Umówili się na pobliskim placu targowym, który dawał Iganowi możliwość w miarę spokojnego czekania na informacje.
Występy grajków zawsze dawały możliwość stania i gapienia się, bez ryzyka podpadnięcia zbyt czujnym strażom miejskim czy zbyt przejętym mieszkańcom. Gapienia się i obserwacji. W zbiorowisku widzów Igan doś cszybko wypatrzył dziewczę urodziwe, zwinne i jak mawiano w fachu, z długimi palcami. Mało wprawne jeszcze, ale... z czasem. Igan uśmiechnął się i zaklaskał w dłonie wraz z innymi - bynajmmniej nie w wyniku akrobacji błazna. Kilka lat temu... Kilka lat temu on musiał tak wyglądać. Zastanawiał się przez chwilę, czy dziewczę jest członkiem trupy... Bardzo często wędrowne trupy współpracowały z jakimś kieszonkowcem, który wzmacniał zysk z przedstawienia. Cóż każdy orze jak może.
Powstał jakiś rozgardiasz i Mardock szybko ocenił, że palce dziewczęcia nie były dostatecznie długie. Dziewcze przemykało pomiędzy ludźmi ścigane przez szacowną matronę, jej syna i wrzaski "złodziejka, łapać złodzieja!". Igan przeszedł szybko kilka kroków mierząc idealnie pomiędzy dziewczę, a goniącego ją chłopaka. Chwilę później obaj leżeli na ziemi, a matrona sapała nad nimi jak piekarski piec przy wypieku. Straż zamajaczyła na horyzoncie, ale było już po wszystkim... Igan pozbierał się, otrzepał z przesadną dokładnością i powędrował do stoiska piekarza.
Było już koło południa, a małego nie było. Kiedy Igan zaczynał już myśleć, że mały był jednak z tych, którzy biorą kasę i dają dyla - chłopak pojawił się z całkiem pokaźnym i przydatnym zbiorem informacji. Najważniejszym pytaniem stawało się co radca Wisdbrom robił w okolicy? Coś planował? Czy po prostu również robił jakiś wywiad? Cholera go wie... Mnich z drowem gdzieś wywędrowali - miło, że zostawili informacje co robią i gdzie ich szukać w razie draki. Jednak przynajmniej żyli, to już było coś. Więc ich ekipa - co prawda w kilku różnych miejscach - ale funkcjonowała. To było coś. Coś z cyklu - banda cholernych indywidualistów... W każdym razie Mardock uśmiechnął się do małego:
- Masz dobry słuch i wzrok... Miej go dalej. Będę wieczorami, w okolicach karczy. Jak będziesz miał jakieś nowe informacje to mnie znajdź. - Chłopak chował monetę i zniknął w targowym tłumie.
*****
Igan powędrował na nabrzeże. Mimo wszystko coś trzeba było zrobić z bhaalitą. Dostał już trochę za swoje i wypadało przynajmniej go napoić... Okazało się jednak, że problem więźnia sam się rozwiązał... Dość drastycznie się rozwiązał. Ktoś go pobił, a na dokładkę zrobił z dupy dziurę wielkości kufla do piwa. Zakrwiawiony kawał kija leżał nieopodal. Igan odwrócił się z niesmakiem nie zajmując nawet badaniem od kiedy mężczyzna nie żyje. Pojęcie sprawiedliwości nie miało tu specjalnego zastosowania, ale oprócz sprawiedliwości było jeszcze kilka innych spraw. Zemsta była jedną z nich... W każdym razie rozdział pojmanych bhaalitów można było uznać za zamknięty - jeden spłynął z miasta, drugi nie żył; co znaczyło, że jeżeli ten podczas przyjemności z drągiem nie spiewał za głośno to sprawa była czysta. Ten zresztą nie wiedział za wiele, a i wielkość drąga nie nastrajała do koncentracji na jakimkolwiek temacie z wyjątkiem wszasków... Igan skrzywił się ponownie i wyszedł z rozwalającej się chaty. Na wszelki wypadek zrobił małe koło i wszedł z powrotem w "cywilizowane miasto". Było po południu, może koło trzeciej dziennej straży. Do wieczora było jeszcze sporo czasu, ale plan dnia Igana się wyczerpał. Postanowił jeszcze pojawić się u lady Yllaatris i ewentualnie uzupełnić informacje lub ustalić plan działań na dalsze godziny.