Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-12-2010, 19:58   #510
Zapatashura
 
Zapatashura's Avatar
 
Reputacja: 1 Zapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputację
do Francesci de Riue

lipiec, gdzieś w Rivii

Na samym początku było jednak dość nudno, bowiem Francesca została zostawiona sama na dłuższą chwilę. Mogłaby co prawda się wymknąć i przeczesać budynek, ale co jakby ktoś ją zobaczył? Sprawy by się skomplikowały, a w głowie wampirzycy układał się przecież taki ładny plan. Po co go więc marnować? Na skradanie i rabowanie zawsze znajdzie się przecież czas.
Pokój w którym Francesca zmuszona była czekać wystrojony był minimalistycznie- stół, parę krzeseł, jakiś regał który wprost świecił pustką. Jakby się tutaj mościł jakiś szlachcic to pewnie było bardziej bogato, ale żołnierze zawsze odznaczali się kompletnym bezguściem. Nie mając nic lepszego do roboty de Riue zastanawiała się co się mogło zaraz stać. Co jeśli kapitan wróci i każe jej iść precz? Przecież Angus mógł sobie nie życzyć żadnych "prezentów", choć nie wiedziałby co traci. Albo z drugiej strony wszystko pójdzie po myśli Liska i zostanie zaprowadzona do dowódcy garnizonu. I co wtedy? Wpuszczą ją ot tak? A może najpierw przeszukają? Bardzo dokładnie zapewne, w końcu mężczyzna to mężczyzna.
Akurat kontrolą osobistą Francesca przejmowała się dość mało, ostatecznie nie było w niej za grosz purytańskości. Lecz gdyby jakiś strażnik znalazł przy niej broń, to szansa na spotkanie Angusa zmalałaby pewnie do zera. Dlatego też de Riue zdecydowała skorzystać z samotności i wolnego regału, wkładając swą broń do jednej z szuflad i zamykając ją tak, jak ją zastała. Rychło w czas zresztą, bo nie dalej jak pół minuty później wrócił pan kapitan, co sygnalizowały odgłosy ciężkich kroków.
-Ma pani szczęście- stwierdził na wejściu.- Pan Shewnington zgodził się z panią spotkać. Lecz zaznaczam, że na krótko.
Lisek była pewna, że ta decyzja się zmieni, pozostawiła jednak to przemyślenie dla siebie.
-Proszę iść za mną.
I Francesca to właśnie zrobiła. Nie mając też na chwilę obecną nic lepszego do roboty przyglądała się swemu przewodnikowi. Musiał być bardzo silny, bowiem sprawiał wrażenie, jakby ten ciężki napierśnik i wcale niewiele lżejsze nagolenniki wcale go nie spowalniały. Ciekawe jak wyglądał pod tą całą stalą, bardzo ciekawe...

Spacer po budynku doprowadził Liska na piętro, po krętych, ciasnych i stromych schodach tak typowych dla obronnego budownictwa. Pan kapitan może i był służbistą, ale przynajmniej dobrze wychowanym bowiem na tych przeklętych schodach asekurował z tyłu Francescę. Nie, żeby było jej to potrzebne, ale fakt jest faktem.
Wystrój na piętrze nie odbiegał niestety od parteru, chociaż nie wszędzie. W miarę zagłębiania się w korytarze bowiem pojawiły się na suficie skromne żyrandole ze świecami, a w końcu nawet porządny, miękki dywan wyściełający podłogę prowadzącą do małego... hallu, poczekalni? Grunt, że korytarz wychodził na dość przestronną salę z kilkoma krzesłami i obrazami na ścianach. Trzy z nich były militarystyczne i przedstawiały na płótnie różnorakie, misternie wymalowane bitwy.


Czwarty przedstawiał portret mężczyzny w koronie, o ile de Riue się nie myliła: obecnego króla konfederacji Lyrii i Rivii. Wystrój był w takim kontraście z tym co do tej pory złodziejka widziała, że gdzieś w pobliżu ani chybi musiała znajdować się komnata dowódcy. Co zresztą potwierdziło dwóch uzbrojonych w miecze strażników, których po chwili zauważyła Lisek, a którzy strzegli solidnych, dębowych drzwi.
-Stać, kto idzie- jeden z nich, krótko ostrzyżony blondyn, powoli dobiegający trzydziestki, wygłosił stosowną formułkę.
-Kapitan Nikodem- ach, więc to tak ma na imię- i prywatny gość pułkownika Shewningtona.
I jednocześnie Lisek poznała stopień swojej ofiary. Cóż, szkoda że nie generał, ale co poradzić?
-Prywatny, czy nie, trzeba będzie ją przeszukać- stwierdził strażnik, przebiegając wzrokiem po sylwetce Francesci.-Panienka wybaczy, ale takie mam rozkazy i nic się z tym nie da zrobić. Ale przeszukanie możemy przeprowadzić w osobnym pomieszczeniu, dla panienki komfortu.

-Tak oczywiście rozumiem, nie mam żadnej broni - uśmiechnęła się - jednak mam maluteńką prośbę, jeśli to oczywiście nie problem - żołnierze popatrzyli na nią pytająco. -Chciałabym, aby przeszukał mnie kapitan... - Francesca chwyciła go za ramie - proszę wybaczyć, ale się czuje bezpieczniej przy panie kapitanie... - zwróciła się do blondasa.
Nikodem uniósł w zdziwieniu brew, ale nie protestował. Zwrócił się jedynie do strażnika:
-Ty stój na posterunku żołnierzu, skoro panienka prosi nie będę odmawiał.

Nie odeszła jednak wampirzyca z kapitanem zbyt daleko, ot kilkanaście metrów z powrotem do korytarza i do pierwszego pokoju jaki się napatoczył. Umeblowanie było jeszcze gorsze niż w poprzednim, o ile to w ogóle możliwe. Parę stojaków, chyba na broń, lecz zupełnie pustych. Jakaś spora skrzynia, zabita gwoździami i to wszystko. Z wąskiego okienka sączyło się światło uwidaczniające unoszący się w powietrzu kurz.
-Może się panienka rozebrać i dać mi do sprawdzenia swój ubiór, jeśli tak by panienka wolała.
- Sama sobie nie poradzę... wie pan te gorsety... - odwróciła się tyłem i odgarnęła włosy, aby było łatwiej mężczyźnie. - Ale rozumie pan, muszę oszczędzać siły, więc proszę nie wykorzystywał tej sytuacji - odwróciła głowę, aby spojrzeć mu w oczy. Kapitan miał chłodny obojętny wyraz. Teraz dopiero zaczęła wątpić w to czy, aby nie woli on bardziej chłopców. Stała wyprostowana bawiąc się lokami, kiedy to niewprawiony Nikodem trudził się ze skomplikowaną plątanina sznurków. Westchnął w końcu i zdjął rękawice, które w żaden sposób czynności manualnych mu nie ułatwiały. Rzucił je niedbale na skrzynie i teraz, gołymi dłońmi, radził sobie znacznie sprawniej. Jego place przesuwały się powoli wzdłuż kręgosłupa Francesci, a kolejne sznurki coraz bardziej się rozluźniały.
- O wiele swobodniej będę się czuła jeśli i pan zrzuci trochę okrycia, ta zbroja chyba jest bardzo niewygodna- w pewnej chwili Francesca odwróciła się i spojrzała na rękawice.
-To prawda- zgodził się kapitan, a Lisek dostrzegła w jego oczach jakiś blask. Niestety obowiązek dalej brał nad nim górę.-Ale to panienka ma zostać przeszukana, nie ja- dodał, a jego spojrzenie odruchowo spłynęło na doskonale widoczny w rozluźnionym gorsecie dekolt.

Francesca zasłoniła dłonią odkryte miejsce. - Przepraszam, ale ja tak nie mogę. Praca, pracą... ale zawsze jeśli ja jestem naga to i mój towarzysz również... taką mam zasadę - mówiła chodząc po pomieszczeniu.
-Naprawdę, proszę nie utrudniać procedury- rzekł Nikodem, bacznie wodząc wzrokiem za Francescą.
- Ależ niczego nie utrudniam, to pan właśnie utrudnia. Oczywiście mogę się rozebrać, ale pan również - Francesca bawiła się doskonale, mała ochotę wybuchnąć śmiechem, ale wtedy wszystko by popsuła.
-Możemy obyć się bez rozbierania, jeśli taka panienki wola- stwierdził kapitan.-Wystarczy, że odwróci się panna do mnie plecami i oprze o ścianę.
- Dobrze - zgodziła się od razu - proszę w takim razie zawiązać mi gorset... nie mogę przecież pójść do pana Angusa taka... rozwiązana...
-Proszę bardzo- z miejsca odparł Nikodem podchodząc do Liska i sięgając do zapięć.

Kapitan doskonale kamuflował swoje uczucia. Francesca miała niezwykłą ochotę zerwać tę jego maskę obojętności i rzucić w kąt. Miała jednak plan, którego musiała się trzymać. Pętelki rozwiązuje się szybko, jednak zawiązuje nieco dłużej. Kobieta czekała chwile po czym oparła się o ścianę w oczekiwaniu na przeszukanie.
Mężczyzna zaczął od ramion, chociaż de Riue nie miała pojęcia po co, bo przecież cały czas były one odsłonięte. Potem dłonie kapitana przesunęły się płynnie wzdłuż boków kobiety, uważnie sprawdzając materiał. Następnie Nikodem przesunął dłonie na brzuch Liska i ruszył nimi w górę. Wampirzyca była pewna, że usłyszała jak w oddech żołnierza wkradały się nieregularności.
Francesca uśmiechnęła się lekko. Czujnie obserwowała reakcje kapitana, który był dla niej w pewnym sensie wyzwaniem. Nie miała nigdy problemów z wywołaniem w mężczyznach zauroczenia, z nim jednak było nieco inaczej. Czuła jego wielkie dłonie na piersiach, nie był to taki dotyk, którym obdarzają ją zwykle kochankowie, czuła się wiec co najmniej dziwnie.
Niemniej jednak kapitańskie dłonie zawitały na kształtnym biuście rudowłosej wyraźnie dłużej, niż było to niezbędne podczas przeszukiwań. To, że Nikodem okuwał się w stal, nie sprawiało że sam był ze stali. Zaraz po piersiach mężczyzna postanowił przeszukać tylne partie ciała. Jego dłonie spoczęły na jej pośladkach, po czym bardzo powoli przesunęły się w stronę łona. Na koniec obszukał nogi oraz buty, im jednak nie poświecił, aż tyle czasu.

-Czy to już wszystko? - spytała kobieta.
-Owszem- odpowiedział, przełykając ślinę.
- W takim razie proszę mnie zaprowadzić do dowódcy - powiedziała uważnie mu się przyglądając.
-Naturalnie- odpowiedział odruchowo. Światło w pomieszczeniu było marne, lecz dla wampirzych oczu dość jasne było, że mężczyzna nabrał trochę koloru. Pewnie krew w nim krążyła... albo płynęła w jedno miejsce.
Ruszyła w stronę drzwi. Nie czekając na kapitana, który wrócił się w ostatniej chwili po rękawice. -Mogę już wejść? - spytała stojącego strażnika. Ten przejechał po niej wzrokiem, a następnie spojrzał na swego przełożonego. Gdy ten skinął twierdząco głową, blondyn dwuznacznie uśmiechnął się do Nikodema -Ależ proszę...
Strażnik odwrócił się ku drzwiom i otworzył je szeroko, wpuszczając Liska do pokoju.

Wreszcie coś zaczęło wyglądać tak, jak Francesca miała nadzieję. Podłoga wyłożona dywanem (co prawda takim samym, jak w poczekalni, ale zawsze lepsze to niż goły kamień), na ścianach, naprzeciwko siebie dwa pejzaże. W jednym kącie małe łóżko, kanapa na dobrą sprawę. Najbardziej jednak w oczy rzucały się dwie rzeczy: duże, drewniane biurko, niemal idealnie czyste jeśli nie liczyć pióra i butelki inkaustu; oraz płytowa zbroja stojąca pod oknem.


Tyle, jeśli idzie o rzeczy. Trudno bowiem byłoby przegapić jedyną znajdującą się w pokoju osobę poza wampirzycą. Mężczyzna zwany Angusem nie był już młody. Na oko miał około czterdziestu lat, które pozostawiły swój ślad: kurze łapki, blizna na lewej brwi, a także siwizna, która przyprószyła skronie, a za zdwojoną siła zaatakowała równo przystrzyżoną brodę i wąsy.


Kapitan Nikodem na pewno był ładniejszym kąskiem, ale strasznie trudno było go wyłuskać z tej jego zbroi. Pułkownik Shewnington zbroję miał zawieszona na stojaku, a sam ubrany był w haftowaną koszulę ze stójką, więcej zza biurka nie było widać.
-Podobno ma panienka do mnie bardzo ważną sprawę, której nie może mi przekazać inaczej iż osobiście- odezwał się, a głos miał głęboki, basowy.-Niech więc panienka usiądzie wygodnie- wskazał na wolne krzesło naprzeciw biurka- i zacznie mówić.
 
Zapatashura jest offline