Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-12-2010, 20:32   #117
Ajas
 
Ajas's Avatar
 
Reputacja: 1 Ajas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie coś
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=lO6eHDuN1wg[/MEDIA]

Głowa upadłego kapłana potoczyła się po ziemi w momencie gdy Szajel wylądował. Spojrzał na to swymi zielonymi oczyma i lekko pokręcił głową zasmucony. Nie zobaczył broni tego kapłana, a wszak mogła być taka wspaniała. Teraz już na pewno jej nie zobaczy bo nawet tak potężne stworzenie jak Upadły nie przeżyłoby utraty własnej głowy. Tancerz podszedł do truchła i pochylił się przeszukując je. Nie znał kapłana, a więc nie czuł smutku z powodu jego śmierci, wolał sprawdzić czy ten ma coś przydatnego. Arlekin znalazł mieszek wypełniony Neveradami, oczy artysty zabłyszczały gdy zajrzał do środka. Tyle monet! Była to suma niezwykle wielka dla biednego chłopaka. Szybko ukrył mieszek i odsunął się od ciała, życie na ulicy nauczyło go by nie pokazywać innym swoich skarbów. Poparzone ciało zaczynało dawać się we znaki, jak i inne rany na jego ciele. Różowoskrzydły ruszył w stronę gdzie znajdowała się ich łódź. Musiał zaznać odpoczynku...

Przy ich wodnym wehikule podszedł do maga i odebrał od niego worek ze swymi rzeczami.
- Dziękuje, że tego przypilnowałeś. – powiedział uśmiechając się. Gdy jego spojrzenie padło na truchła wężoczłeków cos jak gdyby sobie przypomniał. Podleciał do jednego z nich i dokładnie go przeszukał, po chwili trzymał w ręce dziewięć zielonych listków. Trzy wsadził sobie do ust i zaczął je żuć, a reszta wylądowała szybko w jego worku. Były one ostre w smaku ale gdy tylko je przełknął poczuł niezwykle miłe ciepło na całym ciele. Rany po poparzeniach zaczęły się goić, dziura w skrzydle zarosła świeżym pierzem, nawet przypalone końcówki włosów odrosły tancerzowi. Szajel wydobył z swego bagażu piżamę w kolorze delikatnie różowym. Składała się z luźnych spodni i koszuli, zarzucił ją na siebie i wszedł do łodzi. Na jego ciele nie było ran, jednak był on strasznie zmęczony. Oparł głowę o krawędź łodzi i przymknął zmęczone oczy. Po chwili znalazł się już w krainie snów które przeniosły go daleko w przeszłość. Czasy o których nie pamiętał przez całe życie, a dopiero czarna maź Hyldeńskiego czarownika wydobyła je na powierzchnię jego umysłu. Chwile w których był niezwykle szczęśliwy...

~*~

Szajel leżał w drewnianej kołysce, miał zaledwie kilka miesięcy. Czarne włosy na jego małej główce były niesamowicie zmierzwione, a on płakał. Mimo, że ktoś delikatnie kiwał kołyską malutki Gentz nie przestawał głośno płakać.
- Noe nie płacz już, zaśnij, no nie płacz. – mówił do chłopaka czułym głosem Aster Gentz, ojciec młodzika. Mężczyzna szybko odwrócił głowę i szepnął do osoby która była poza zasięgiem wzroku dziecka.
- Długo jeszcze? On bez tego nie zaśnie.
- Chwila, już kończę. – odpowiedział mu ciepły męski głos.
Coś szczęknęło cicho i dało się słyszeć zwycięskie „Ha” skrytego przed wzrokiem maleństwa mężczyzny. Wręczył on coś Asterowi, a ten szybko zaczął obracać pokrętło w drewnianym pudełku, które właśnie zostało mu podane. Ojciec Szajela uśmiechnął się i postawił pudełeczko na stoliku koło kołyski.
- No mały pora spać.- powiedziawszy to otworzył wieko tej malutkiej skrzyneczki, co zaowocowało wyzwoleniem muzyki.


Szajel natychmiast przestał płakać wsłuchując się w dźwięki wydobywające się z pozytywki. Spokojna muzyka rozlała się po niedużym pokoju przynosząc ukojenie i spokój. Maluch przymknął swoje oczy i zaczął oddychać miarowo niczym rażony jakimś usypiającym czarem. Pozytywka zaś wciąż grała wprawiając w ruch dwie malutkie drewniane figurki, które znajdowały się na powierzchni pudełeczka. Przedstawiały one dwójkę nieskończonych, kobietę i mężczyznę obejmujących się i tańczących wolno. Przemierzali z góry wyznaczoną przez mechanikę trasę, w swym niekończącym się i schematycznym tańcu. Wciąż obracali się wpatrzeni w swe nieruchome drewniane twarze. Wiecznie uśmiechnięte, wiecznie z tym samym wyrazem, wiecznie szczęśliwe.
Aster Gentz nakręcił pozytywkę jeszcze raz i wyszedł z pokoju cichutko zamykając drzwi. Jego syn słodko spał ssąc własny kciuk i wsłuchując się w dźwięki pozytywki.
- Nie umie bez tego zasnąć – powiedział Aster zamykając za sobą drzwi.
- Cóż nie dziwie mu się, to piękna melodia. – odpowiedział mężczyzna których przed chwilą naprawiał pozytywkę. – To ta którą dostaliście na ślubie?
- Ta sama. Estera uwielbiała patrzeć na te dwie drewniane figurki tańczące ciągle ten sam taniec. – odparł ojciec Szajela, a głos mu się załamał gdy wspomniał zmarłą żonę. – Teraz ta drewniana figurka to jedyna rzecz która wygląda tak jak ona.
- Tak, stolarz się postarał, podobieństwo jest niewiarygodne. – odparł mężczyzna i zarzucił nogę na nogę.- Radzisz sobie jakoś Asterze?
- Jakoś tak. – odpowiedział i zaśmiał się sztucznie.- Nie jest lekko, warsztat przynosi mało pieniędzy no i muszę zajmować się Szajelem- powiedziawszy to Gentz zasiadł naprzeciwko swego rozmówcy.
- Przecież wiesz, że możemy go przyjąć...- zdania jednak mężczyzna nie dokończył gdyż Aster mu przerwał.
- Już o tym mówiliśmy. Wiesz że niezbyt popieram to co robicie. Jesteś bratem Estery i Lubię Cię, ale to nie jest zawód dla mojego syna. Ona chciała bym wychował go na człowieka takiego jakim ja jestem.
- Rozumiem... – mówiąc to mężczyzna westchnął i powstał z krzesła. – Cóż na mnie już czas, wpadnę tu jeszcze do was.
- Zawsze jesteś tu mile widziany. – powiedział Aster i podał rękę swemu rozmówcy.
- Zapamiętam to.- mówiąc to mężczyzna odwrócił się na pięcie i wyszedł z małego domku w najbiedniejszej dzielnicy kasty powietrza.

~*~

Szaje przewrócił się na drugi bok na łodzi i śnił dalej. W tym czasie Rozi usiadła na ramieniu Yuego i przysłuchiwała się jego rozmowie z pokutnikiem. Droga do miasta świateł była jeszcze długa.

~*~

Harl szedł przez dzielnicę należąca do kasty powietrza. Długi czarny płaszcz powiewał na delikatnym wietrze przy każdym jego kroku. Maska jak zawsze przysłaniała jego twarz, a kroki były pełne gracji. W dłoniach trzymał bukiet kwiatów. Kierował się on w stronę cmentarza w biednej części tej dzielnicy. Było to malutkie i ciche miejsce, gdzie spoczywało wielu Nieskończonych, których rodzin nie było stać na dogodniejsze miejsce pochowku dla ich bliskich. Harl przekroczył starą metalową bramę, dokładnie wiedział gdzie idzie. Po chwili zatrzymał się przy skromnym grobie. Mogiła była mała acz zadbana, znajdowało się na niej kilka starych kwiatów które tancerz uprzątnął jednym ruchem ręki. Wywołał malutką trąbę powietrzną zabierająca zeschłe liście. Harl przyklęknął przez grobem i położył na nim świeży bukiet. Spod maski spojrzał na napis na nagrobku.

Estera Gentz.
Żyła tak jak chciało jej serce, w życiu kierowała się tylko sercem, zmarła dla innego serca.

Harl patrzył na nagrobek na klęczkach w głowie odmawiając modlitwę. Po czym wstał prostując się i skierował swoje słowa do bukietu kwiatów.
- Kocie możesz już wyjść. Umiem poznać odcień kwiatów które kupiłem
Coś zabulgotało, a z rzuconego na mogiłę bukietu wypłynęły kolory. Odcień roślin zmienił się nieznacznie, a barwy które niczym rozlana farba płynęły po ziemi zaczęły formować się w kształt. Już po chwili koło Harla stał „Zmiennobarwny” Kot.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=VO6MJo35v9o[/MEDIA]

- Wiesz, że nie cierpię kiedy to robisz? Czy Ciebie da się jakkolwiek podejść Harl? – spytał zamaskowany mężczyzna, a pędzel który trzymał w dłoni przemienił się w pierścień a on zaśmiał się cicho. Szybko jednak spoważniał i zapytał już całkowicie poważnym głosem.- Zazwyczaj przychodzisz tu raz w miesiącu, zawsze tego samego dnia czemu dziś jest inaczej?
- Pamiętasz tego nowego którego przyprowadziłem do amfiteatru jakieś trzy dni temu?
- Ten dzieciak o różowychwłosach oraz skrzydłach? Nie trudno go przeoczyć. Zachowuje się co najmniej dziwnie. I to nie w pozytywnym tego słowa znaczeniu... Ale co on ma do tego?
- To grób jego matki.- odpowiedział krótko Harl.
-O... – mruknął tylko kot i spochmurniał jeszcze bardziej.- Jesteś tego pewny? No wiesz nie widziałeś się z nimi szmat czasu...
- Dom był pusty, pełen butelek po alkoholu, zużytych strzykawek i tego typu rzeczy. Wyglądał na dawno opuszczony.- odpowiedział bez emocji tancerz wpatrując się w grób.
- Eh... – westchnął Zmiennobarwny i przestąpił z nogi na nogę.[/i] – Stary Aster pogrążył się do reszty? Słyszałem, że zaczął pić ale żeby aż tak...
- Jest to niemal pewne. – odpowiedź Harla znowu była szybka i beznamiętna.
- Czyli wyrzucił młodego na ulicę? To kawał sukinsyna... – mówiąc to Kot podrapał się po włosach. – Powiedziałeś Szajelowi kim jesteś?
- Nie powinien wiedzieć... Rodzina sprawiła mu w życiu już dość bólu... Lepiej będzie dla niego gdy nigdy się nie dowie. – w głosie Harla po raz pierwszy w czasie tej rozmowy pojawiło się jakieś uczucie. Był to smutek, głęboki smutek wprost z dna serca.- Widziałeś zresztą w jakim jest stanie, taki szok mógłby sprawić ze zatraci się do reszty.
- Na wszystkie świętości jesteś jego wujem! Powinien o tym wiedzieć! – oburzył się Kot, ale nie trwało to długo. Wziął głęboki oddech i spokojnym tonem zapytał.- Rozmawiałeś z kapłanami?
- Tak. Nic nie da się zrobić. Jego umysł całkowicie się zmienił, żaden kleryk nie podejmie się leczenia, jest to zbyt ryzykowne. Jedyne co możemy zrobić to zadbać by nie zatracił się w odmętach swej świadomości jeszcze bardziej.
- Biedny dzieciak... – mruknął kot pod nosem.- Będziesz szukał Astera?
- Tak... Chociaż mam bardzo złe przeczucia... – odpowiedział Harl i po raz pierwszy w czasie tej rozmowy oderwał wzroku od grobu swej siostry by spojrzeć na Kota spod swej maski.- Wiesz co jest najgorsze? Szajel się obwinia za to co ojciec mu zrobił, myśli że to on zrobił coś złego. Wczoraj mi powiedział, że chciałby uszczęśliwić ojca by ten do niego wrócił. On naprawdę szczerze w to wierzy, wierzy, że Aster kiedyś do niego wróci.- Zamaskowany spojrzał na nagrobek ponownie. – Nigdy mu nie wybaczę. Mimo że był mężem Estery, mimo, że dał jej szczęście w tych ciemnych dniach. Nie jestem w stanie mu wybaczyć tego co zrobił Szajelowi.- Gdy Harl mówił to delikatnie zacisnął swoją dłoń. Kot spojrzał na niego i zobaczył łzę płynącą po policzku mężczyzny. Zmiennobarwny poklepał przyjaciela po ramieniu i rzekł.
- Znajdziemy tego starego durnia. Szajelowi natomiast możemy teraz tylko zapewnić schronienie i rodzinę której tak ostatnio mu braknie. – Kot raz jeszcze spojrzał na łzy płynące po policzku Harla.- Lepiej się zbierajmy, zaczyna padać.
- Tak chodźmy. Szajel ma mieć dziś swój pierwszy trening. – odpowiedział zamaskowany ocierając twarz rękawem. Wraz z kotem odeszli z cmentarza, a wiatr delikatnie poruszał liśćmi na zostawionym bukiecie.

~*~

Szajel przebudził się gdy dobijali już do miasta świateł. Wpatrywał się z wielkim zainteresowaniem w piękne miasto. Jak nazwa wskazywała osada aż skrzyła się od blasku. Szajel wyskoczył z łodzi zawczasu odbierając Rozi od Yuego. Szedł tuż za ich przewodnikiem zupełnie go nie słuchając, całkowicie oddając się podziwianiu miejscowości. Nim tancerz się obejrzał byli już w karczmie, a Generał zamówił im spory posiłek. W czasie jedzenia Szajel zagadnął dowódcę wyprawy.
- Ile czasu mamy zamiar tu zostać?- mówiąc to zwrócił swe spojrzenie na generała a palcami głaskał główkę Rozi.
- Conajmniej dwa dni. Musimy odpocząć, nabrać sił i przygotować się do wędrówki po kolejnym świecie - odparł, rozpoczynając ucztę.
Szajel zastanowił się chwilę przeżuwając kawałek jadła.
- Czemu tak krótko? Nie możemy zostać dłużej? - zapytał z nadzieją w głosie.
- Nie możemy zwlekać z odnalezieniem Valerii Brightfeather. Mam złe przeczucia, zwłaszcza po zasadzce, którą zaskoczyli nas w Neverendaarze. Ktokolwiek ją zorganizował, musiał znać dokładne cele, trasę i liczebność eskpedycji, a to oznacza, że tej osobie może zależeć na nieszczęściu panny Brightfeather. Trudno się temu dziwić... Tańcząca Błyskawica, jako jedna z Arbitrów, ma wielu wrogów.
- Ale to będzie nudne... - mruknął pod nosem Szajel sam do siebie.- A co z Shakti? - zapytał już głośno generała uśmiechając się do niego.
- Nic mi nie jest, Szajelu. Miło by było, gdybyś zwracał się do mnie, pytając o me zdrowie. - Shakti odpowiedziała z nutą sarkazmu.
- Sam widzisz. - dodał generał, wzruszając ramionami. Cała i zdrowa.
Szajel który zbyt zaaferowany był pięknem miasta nie zwrócił uwagi na dziewczynę.
- Rzeczywiście. - mówiąc to zaśmiał się wesoło.- Czemu ten kapłan się tak zmienił? - spytał całkowicie zmieniając temat.
Thornhead pogrążył się w krótkotrwałej zadumie, przy przeżuwaniu kęsa pieczonego mięsa.
- Palladyn musiał być dla niego ważną osobą, najpewniej krewnym, albo jedyną bliską jego sercu istotą. Śmierć takiej osoby jest wystarczającym powodem do Upadku.
- To było ciekawe przeżycie. - stwierdził Szajel jak gdyby nigdy nic. - Szkoda tylko że nie pokazał nam swojej broni, upadli na pewno mają wspaniałe oręże. - mówiąc to rozmarzył się na chwilkę i pociągnął łyk z kielicha.- Długo pan trenował by odpieczętować broń tak silnie? - zapytał tancerz mając na myśli drugi poziom odpieczętowania.
- To, że Upadły nie uwolnił swojej broni, było nam na rękę. Tak właściwie to nawet gdyby chciał to zrobić, nie potrafiłby. Broń po Upadku także się przeistacza, a co ważniejsze, zmienia się jej imię, a siła ulega zwielokrotnieniu. Upadli po wyjściu z otępienia muszą na nowo poznawać swój oręż... Z resztą, to nie jest istotne. - mężczyzna wychylił zdobiony kielich, kosztując elfickiego trunku.- Masz na myśli Wojowniczą Dumę? Jej ostateczną formę odnalazłem 300 lat temu, po 250-letnim treningu i medytacji. Bronie Dusz są bardzo kapryśne. Jedni poznają ich moce wcześniej, drudzy później. Ta sfera pozostaje dla nas zagadką, bowiem każda jest inna i ma swą własną, nie do końca od nas zależną, wolę.
- Widział Pan już wcześniej jakieś uwolnienie Upadłego? - zapytał Yue podnosząc głowę znad kubka herbaty.
- Owszem, zdarzyło się mi kilka razy stawić im czoła. - powiedział poważnie.- Bronie Upadłych są jeszcze bardziej potężne niż zwyczajnych Nieskończonych, ale brak im ogłady. Upadli po uwolnieniu swoich mocy bardzo często ulegają pokusom i zachętom swoich Dusz. Kiedy są w szale, lub brak im doświadczenia, nie stanowią jednak dużego zagrożenia.
- A co z doświadczonymi Upadłymi? Potrafią je kontrolować? To wtedy przestają być Upadłymi. Definicja podręcznikowa Upadłego jest taka, że ten nie potrafi kontrolować swoich emocji i uczuć. Chyba, że mówimy o...Mecenasach Mroków. Z tego wynika, że...- zatrzymał się.- Sam się pogubiłem...Niech Pan powie, czy Upadły, który potrafi kontrolować broń, jest groźny? Jest on nadal Upadłym?
- Jest tym bardziej groźny, gdyż skupia się na swoim pierwotnym celu. Ale nawet ci doświadczeni ulegają insktynktom. Raz byłem świadkiem sytuacji, w której Upadły nieoczekiwanie przerwał walkę, żeby tylko pocałować jednego z moich podkomendnych. Żądza to niebezpieczny instynkt... I zdaje się, że nawet najpotężniejsi nie potrafią nad nim zapanować.
Szajel posmutniał wyraźnie, słysząc odpowiedź generała na swe pytnie.- To znaczy że mi do tego jeszcze daleko... Moja broń bardzo późno zdradziła mi swoje imię... więc pewnie tą formę też zdradzi późno. - tancerz westchnął i ponownie niczym błyskawica zmienił temat. - Jak pan poznał Harla?
- Harla Stormwave'a? Wraz z nim i Valerią Brightfeather wykonywaliśmy wiele karkołomnych zadań. Znamy się od dawna... Powiedz mi, jak się czuje ten stary wyjadacz? Z tymi całymi Arlekinami nigdy nie można się skontaktować, zawsze działają skrycie i cenią sobie prywatność...
- Harl jest miły... - powiedział Szajel uśmiechając się do swojego napoju.- Dużo wyjeżdża i często nie ma go w amfiteatrze, ale gdy jest zawsze ze mną tańczy. Jest moim nauczycielem od dawna. Dba o mnie i to on mnie tu wysłał. - była to średnia odpowiedź na pytanie generała ale zawsze jakaś.- Harl nie mówił mi, że pana zna.
- Może to i lepiej. - z ust generała padła krótka odpowiedź.
- Kim był ten Upadły? - zapytał po dłuższej chwili Yue . Miał nadzieję, że uczył się o nim na historii świata.
- Ten, o którym wspominałem? Nie znałem jego imienia. Byliśmy w eskorcie ważnej delegacji w jednym, z niestabilnych światów, i przyciągnęła go nasza obecność. Prawdopodobnie był to zwykły, zabłąkany nomada.
- Czemu lepiej? - zapytał Szajel delikatnie poruszając skrzydłami
Generał nie zamierzał odpowiadać na to pytanie i tak też zrobił.
- Wszyscy troje byliśmy w ciężkich sytuacjach i robiliśmy rzeczy, z których nie koniecznie jesteśmy dumni. - powiedział tylko.
Szajel zastanowił się i delikatnie przytulił do siebie Rozi.- Harl był ostatnio jakiś dziwny... Często go nie było, a raz słyszałem jak mówił, że w końcu to znalazł. Rozmawiał wtedy z Kotem i chyba nie widzieli mnie. Zna pan Kota?
- Pierwsze słyszę. Mówiąc prawdę, Harl jest jedynym Arlekinem, którego poznałem. Mimo iż jesteśmy przyjaciółmi, ma przede mną tajemnice.
- Harl ma dużo tajemnic. - odpowiedział tancerz. - Gdzie pan właściwie poznał Harla, dopiero w czasie misji?-zapytał zainteresowany a po chwili dodał z rozmarzonym wzrokiem. - Jaka była najładniejsza chmura jaką pan kiedykolwiek widział?
- Harla poznałem podczas misji w mieście Lalivero. Wraz z Tańczącą Błyskawicą mieliśmy zbadać pogłoski o rodzącej się tam sekcie czczącej bogów ciemności. Trop doprowadził nas do jej siedziby, i gdyby nie pomoc Harla obserwującego nas z ukrycia, nie przetrawilibyśmy walki z jej wyznawcami. - odpowiedział, ignorując drugie pytanie.
- Rozumiem. – odpowiedział młody Arlekin wstając.- Cóż ja pójdę do pokoju się wyszykować a potem muszę iść zakupić nowy strój do tańca. – dodał i skocznym krokiem ruszył w górę schodów.

Szajel szykował się dość długo, wziął kąpiel, zmienił makijaż. Ponownie wymalował się tak jak w dzień wyruszenia na tą misję. Zarzucił na siebie swoją piżamę, a Rozi usadowił na swym ramieniu, worek zaś jak miał w zwyczaju umieścił na plecach między skrzydłami. Z uśmiechem na swej młodej twarzy wyskoczył przez okno i poleciał w nieznanym mu kierunku.
Z powietrza szybko wypatrzył dzielnicę pełną straganów i sklepików, jednak polatał jeszcze chwilę nad miastem by podziwiać jego piękno. Z zachwytem elfów, którzy z góry wyglądali jak mrówki pędzące po wąskich liczkach, by załatwić swe sprawy. Jednak i Szajel miał swoje sprawunki do wykonania więc po dłuższej chwili wylądował na ziemi w dzielnicy handlowej.
 

Ostatnio edytowane przez Ajas : 26-12-2010 o 21:54.
Ajas jest offline