-Brzęknij grosza szlachetny panie
Bard spojrzał z uśmiechem na biedaka. - Ach! Drogi panie! Sam czułem niedolę biedy. Przyjmij ten skromny podarunek!
Rzucił mu jedną monetę i roześmiał się perliście. Dawno nie miał sposobności otworzyć do kogoś gęby. Mimo, że zaledwie kilka dni temu opuścił rodzinny dom, to od tamtego czasu rozmawiał jedynie z jedną osobą: sobą samym. Mam nadzieję, że znajdę tu robotę dla kogoś z moją profesją.
Zauważył nagle wojownika z czteroramienną gwiazdą na kirysie i wielkim dwuręcznym toporem w równie wielkiej dłoni. Nie wyglądał na człowieka. Prędzej na jakiegoś półkrwi trolla. Zresztą pachniał podobnie. - Hej, kolorowy człowieczku! Chodź no tu!
- O mnie mowa, drogi... ekhm... panie?
- A myślisz, że o kim? O moim ojcu? Hłe hłe hłe.
Jego śmiech był równie paskudny jak twarz. Trubadur miał pewność - ten żołnierz nie był czystej krwi człowiekiem. - Czego potrzebujesz?
- A tego, że w Sindrell pojawił się pewien pan, Claudis. Poszukuje on śmiałków, którzy chcieliby wziąć udział w pewnej wyprawie.
- Jaki to ma związek z moją osobą? Chcą mnie zatrudnić do brudnej roboty... Zobaczymy jaka stawka... - Każdy, kto przybywa do jakiejś zapchlonej wioski musi być poszukiwaczem przygód. A Ciebie nie widziałem, odkąd tutaj jestem.
- Może masz słuszność, a może nie. Zobaczymy. Gdzie znajdę tego Claudisa?
- "Pod Zbitym Orkiem"
- Dzięki. Szczerze mówiąc mam nadzieję, że się więcej nie zobaczymy.
Półczłowiek prychnął dziwnie pod nosem i odwrócił się patrząc w stronę jakiegoś jeźdźca w kapturze.
Galantis ruszył natomiast do karczmy i kiedy tylko przekroczył jej próg, w oczy od razu rzuciła mu się błękitna płachta. Bard podszedł do drzwi z tą płachtą i wcześniej uprzejmie pukając wszedł. - Witam jaśnie pana. Więc o co chodzi?
__________________ Kiedyś ludzie byli sobie bliżsi...
Musieli...
Broń miała krótszy zasięg... |