Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-12-2010, 08:50   #209
Irmfryd
 
Irmfryd's Avatar
 
Reputacja: 1 Irmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie coś
Lekko uniesione kąciki ust, którym towarzyszyły uwydatniające się w policzkach dołeczki. Uśmiech Jasmine … ciepły, serdeczny. Leciutko poruszające się wargi, jakby szeptały … już czas, chodź do mnie … Było mu dobrze, był szczęśliwy, że to już teraz. Dokładnie tak sobie ten moment wyobrażał. Było mu ciepło, wygodnie i sennie.

Albo Arwid był zbyt słaby albo zbyt mocno omamiony by zauważyć, że spod lekko rozchylonych ust jego Jasmine wyglądają pożółkłe zęby a gdzieniegdzie pod słomianymi włosami prześwituje nieosłonięta skórą kość czaszki.

Gdy czyjeś dłonie chwyciły go pod ramiona, gdy ktoś krzyczał, że trzeba uciekać nagle omam zmienił oblicze. Oczy zaświeciły wściekłym blaskiem, uniesione wargi odsłoniły zęby szykującego się do ataku zwierza.

- … Mistrzu … - ze stanu otępienia wyrwał go głos Lutfryda.

Arwid nie wiedział co się z nim dzieje, nie rozumiał dlaczego jego Jasmine przemieniła się w upiora. Nie pojmował dlaczego go prowadzą, zabierają … i to wtedy gdy było już tak blisko. Stary Daree zaciskając kłykcie dłoni na rękojeści laski, wsparty na Liselotte i swym uczniu potykając się pozwolił się prowadzić. Tylko dokąd? Było mu to obojętne. Mogli go tu nawet zostawić w ciemnościach karidoru. Tuż za progiem komnaty natrafił laską na duży przedmiot. Kątem oka spojrzał w tamtym kierunku … ciało strażnika. Pamiętał jak zwykł był go strofować … teraz leżał uśpiony … martwy. Po kilku krokach Arwida puszczało zesztywnienie w nogach, ale i tak był zbyt słaby by poruszać się samodzielnie. Dalej natrafili na kolejne trupy.
Gdzie oni mnie prowadzą – wolno, jak we śnie dochodziło do świadomości Mistrza. Łamanym głosem, przerywanym przy każdym mocniejszym szarpnięciu Lutfryda Stary Daree odezwał się:

- Nie chodźmy tam – abyśmy nie byli splamieni
Trupa się dotykając … i tych ścian okropnych,
Krwią poplamionych … Niechaj egzekutorowie
Wchodzą sami … z tym oto …nieszczęsnym człowiekiem …
Macie powrozy? – Czyście obejrzeli haki? …

- Jest wszystko … * - głosem Jasmine odpowiedział gdzieś za nimi upiór.

- Mistrzu dosyć, tylko przyciągasz ich takimi słowami – z przerażeniem w głosie wyszeptał Lutfryd. – Musimy iść, iść dalej … są blisko …

- Tak … musimy, musimy iść, do Jasmine … zaprowadźcie mnie do niej dzieci.
- Mistrzu nie czas żegnać się z tym światem, musisz walczyć, wszyscy musimy …
- Śmierci nie uciekniesz mój synu …
- Śmierci może i nie … ale upiorom można i spróbować … choć to prawie niemożliwe – dukał zasapany Lutfryd.
- Upiorom …? Czemu upiorom? Przecie … tylko … jednego … Jaspera … Jaczemir … sprowadził ...
- Oj Panie widać, że gorączka cię dopada, przecie panicza Jaspera z wieży ktoś wypchnął ...
- To ty … bredzisz … aleś młody … wolno ci …

Utrudzony Lutfryd nie miał siły na dalszą rozmowę. Dopiero teraz zauważył, że zajęty rozmową pozwolił by Panienka Liselotte drogę obierała. Tymczasem zamek jakby zmieniał oblicze. Przysiąkłby, że w miejscu drzwi przez które właśnie przeszli, jeszcze niedawno mur kamienny stał. Z kolei korytarz który zwykł w górę prowadzić teraz schody na dół prowadzące odsłonił. Kiedy na kilka uderzeń serca do zimnych murów przywarli aby oddech wyrównać Lutfryd wyczuł na plecach dziwne drgania jakby całym zamkiem dreszcze targały. Poza tym szczegółem w karidorze zapanowała cisza, a mur zamku choć wilgotny to pozbawiony lodu był. Luftryd czuł, że są bezpieczni, przynajmniej do czasu aż wiedzione ciepłem ludzkiego ciała upiory trop wyczują.

* J. Słowacki
 
Irmfryd jest offline