Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-12-2010, 20:21   #121
Endless
 
Endless's Avatar
 
Reputacja: 1 Endless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodze
Szajel Gentz i Chichiro Hope:



[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=hkDXNSWJLuo[/MEDIA]

Różowowłosy Tancerz wraz z Tkaczką Pieśni byli niezwykłą parą, o czym przekonali się dość szybko, przy pierwszej uliczce wypełnionej wszelkiej maści tłumem. Powodem, dla którego wszystkie napotkane istoty obrzucały ich ciekawskimi spojrzeniami bynajmniej nie były skrzydła na plecach tej dwójki. Panującą w Evanalain modę, możnaby określić mianem tradycyjnej i oficjalnej. Ciała większości elfów odziane były w bogate szaty z szerokimi rękawami, wykonane z delikatnego materiału, a barwami dominującymi były wszystkie odcienie złota, połączone z prostą bielą. Idąc dalej przez miasto, młodzi Nieskończeni spotykali przedstawicieli rasy ludzkiej i innych, bardziej egzotycznych. Ludzie byli drugą, najczęściej spotykaną rasą, pomimo tego, iż Ecleasia nie była ich ojczystym światem. Ludzie i pozostała część elfów mieli na sobie proste, zwiewne koszule i skórzane spodnie, co z całą pewnością nie świadczyło o wysokiej pozycji w społeczeństwie tego drzewnego miasta. Tak więc głównym powodem zainteresowania i ciekawości przechodniów było niecodzienne, luźne odzienie skrzydlatych. W Minas'Drill panowała większa różnorodność strojów. Do Wiecznego Królestwa przybywali przedstawiciele najróżniejszych ras, a wraz nimi nowe trendy mody, zatem dla dwójki mieszkańców stolicy przebywanie w różnorodnym środowisku stało się rzeczą najzwyklejszą pod słońcem, a taka ciekawość tutejszego społeczeństwa nie była dla nich jasna.

Szajel i Chichiro idąc do karczmy "Rudy Ork", zboczyli trochę z prostej trasy, przedłużając swoją drogę o kilka niepotrzebnych dzielnic, wzniesionych na potężnych gałęziach poskręcanego drzewa, rosnącego na samym środku pustego drzewa. Nieskończeni zdawali się być pod jakimś niesamowitym urokiem, rzuconym na nich przez olśniewające piękno tego miasta, kryjące się w jego architekturze i sposobie, w jaki je wzniesiono. Z budynków, wykonanych na wpół z drewna, na wpół z kamieni, pięły się w górę mniejsze i większe wieże, zakończone strzelistymi dachami. Takie wieżyczki przyozdabiały nie tylko większe budowle, ale i zwykłe, mniejsze domostwa. Ze szklanych okien, drewnianych latarń (wyglądających niczym zdrewniałe pnącza, wyrastające z drewnianych platform) i lampionach zawieszonych na gałęziach sączyło się złociste światło, dołączając do tańczącej i migotającej gry świateł tego miasta. Platformy były połączone ze sobą poprzez liczne mosty linowe, a na środku, pomiędzy nimi, na szczycie centralnego, poskręcanego drzewa wznosiła się wspaniała budowla, będąca siedzibą elfickiej władzy. Na jednej z gałęzi tego tworu postawiono równie imponującą konstrukcję, o wielu strzelistych wieżach - Dom Światła, Chichiro przypomniała sobie słowa jej przewodnika. Domostwa elfów i inne dzielnice znajdowały się także wewnątrz drewnianego muru, otaczającego miasto, a świadczyły o tym liczne plamy światła, migające z kory tego olbrzymiego drzewa. W kilku miejscach wykonane były specjalne otwory, przez które przelewały się wodospady wody, niknące na dnie pustego drzewa.

Wędrówka dwójki Nieskończonych trwała dopóki po przejściu do nowej dzielnicy, nie zatrzymał ich patrol, składający się z trójki strażników w lśniących napierśnikach i długich, zielonych płaszczach.
- Do tej części miasta gościom nie wolno przybywać. Prosimy, abyście zawrócili. - w tych uprzejmych słowach kryła się groźba.
Elfy odprowadziły dwójkę aż do Dzielnicy Gościnnej, gdzie upewniwszy się, że Nieskończeni trafią do karczmy, zawrócili. To zdarzenie przywróciło oczarowanej dwójce pamięć o ich celu. Bez żadnych już przeszkód, trafili do lokalu przyozdobionego szyldem z wymalowanym łbem Orka, o bujnych, ułożonych w loki, rudych włosach. Generała nie było wewnątrz izby, więc zapewne przebywał w swoim pokoju. Dwójka nowych przyjaciół udała się na piętro przybytku, gdzie zatrzymały ich głośne dźwięki. To był donośny głos generała Zhenga, dobiegał zza drzwi jednego z pokojów. Towarzyszył mu czyjś równie głośny i uparty głos, ale należący do kobiety. Szajel chciał zapukać we drzwi, ale głosy ucichły wraz z ostatnim głośnym przekleństwem. Drzwi natychmiast się otworzyły i stanął w nich generał Thornhead, z czerwoną od złości twarzą. Prawie wpadłby na Szajela, ale ten w porę się odsunął. Gdy generał wyszedł, w głębi pokoju ukazała się ciężko oddychająca, również zdenerwowana Shakti. Podbiegła do drzwi i zamknęła je z głośnym trzaśnięciem. Generał zniknął zaś za drzwiami swojej komnaty. Nieskończeni postanowili mu nie przeszkadzać i porozmawiać z nim, kiedy nieco ochłonie. Ten silny i doświadczony wojownik miał wiele powodów, przez które mógł się wściec. To było naturalne. Skrzydlaci zeszli na dół, gdzie poprosili o trunek, aby ugasić swoje pragnienie. Generał zszedł na dół dopiero wieczorem i zamówił kufel wina. Thornhead pojawił się bez zbroi i miecza, miał na sobie lnianą, zieloną koszulę i spodnie z brązowego materiału. Jego długie włosy spływały opadały mu na ramiona i plecy. Dopiero teraz można było zwrócić uwagę na jego przystojną, gładko ogoloną twarz, o silnych, wyrazistych rysach.

Urizjel Blackhearth:


Kiedy wróciłeś do karczmy, w wejściu wpadłeś na Yue, któremu widocznie gdzieś się spieszyło. Przeprosiliście się nawzajem za zderzenie, po czym Yue poszedł w swoją stronę, a ty wszedłeś do karczmy. Generał wciąż siedział przy zastawionym stole, zamyślonym wzrokiem wpatrując się we wnętrze swojego kufla. Jedzenia było jeszcze sporo - zostały dwie pieczenie, kilka żółtych, soczystych jabłek, jasnożółte pieczywo i inne, bardziej egzotyczne, nieznane ci potrawy. Zjadłeś w towarzystwie milczącego Thornhead'a, który wstał po pewnym czasie i życząc ci smacznego, udał się na piętro lokalu. Zjadłeś, napiłeś się i wróciłeś do swojego pokoju, gdzie niczym zahipnotyzowany ległeś na miękkim łóżku. Ślady po ranach odniesionych w bitwie, pomimo iż wyleczone, dokuczliwie dawały o sobie znać. Znaczyło to, iż były one poważniejsze niż zdawało ci się. Zrobiłeś się senny i postanowiłeś zasnąć. We śnie odzyskałeś siły, a magiczna moc eliksiru przywróciła twoje ciało do pełnej sprawności, przywracając ci twój dawny wygląd.

***


Noc w Evanalain była niesamowicie cicha i spokojna, a jej wyznacznikiem były wygasłe światła. Miasto zapadało sen miarowo, bez pośpiechu. Wszystkie złociste plamki światła gasły jedna po drugiej, aż w końcu elfie miasto spowiła ciemność, rozrzedzona jedynie przez siedzibę Rady, z której roztaczało się łagodny, rdzawo-złoty blask, najpewniej o magicznym pochodzeniu. Od czasu do czasu, zaciemnione aleje przekraczały patrole elfów z latarniami, dbające o bezpieczeństwo mieszkańców oraz gości.

Nazajutrz wszystkich obudziły złote promienie światła, wpadające do karczmy poprzez okna. Yue siedział przy szynkwasie od wczesnego ranka i popijał ciepły wywar z elfickich ziół. Karczma była pusta, jedynym towarzyszem Yue'go był pulchny elf-karczmarz, który gwiżdżąc sobie tylko znaną melodię, wycierał lady dopóki nie błyszczały niczym lustra odbijające światło. Goście przybytku powoli zaczynali się schodzić na dół. Pierwszy pojawił się generał Thornhead, który czuł się już lepiej, a po nim zeszli pozostali Nieskończeni. Drużyna Thornhead'a zjadła wspólny posiłek, podczas którego dowódca podzielił się swoim żalem po stracie tylko dobrych wojowników. Nie wierzył, aby ktokolwiek oprócz nich przeżył i wyjawił swoje podejrzenia, co do zasadzki w Neverendaarze. Wytłumaczono wszystkim jeszcze raz, że przeniesienie do tego świata było spowodowane przerwaniem zaklęcia Hyldena, które miało wyzwolić na nich śmiertelną energię, a w konsekwencji wymknęła się ona spod kontroli i doprowadziła do nieoczekiwanych skutków. Wszyscy słuchali jego słów z uwagą, dodając swoje komentarze, dzieląc się uwagami, odczuciami i podejrzeniami odnośnie sytuacji. Nieskończony jeszcze raz powiedział swoim towarzyszom, że udają się do Ludonii, a dopiero stamtąd do Raikilii, aby zyskać na czasie.
- Kiedy ostatni raz byłem w Ludonii, świat wyglądał na spokojny i ustabilizowany. Zamieszkują go głównie ludzie, ale nie powinniśmy mieć z nimi problemów, jeżeli zdematerializujemy swoje skrzydła. Będziemy mieli przez to słabsze możliwości bojowe, ale staniemy się trudniejsi do wykrycia przez istoty wrażliwe na aury. No i ludzie są bardziej ufni wobec sobie podobnych. - mówił. Istnieje tam magia, ale nie jest ona silna. Ma raczej subtelny charakter. Tamtejsi ludzie są wyznawcami Wszechojca, boga życia i światła. Kapłani nie wpływają na władzę, ani nie są jej rządni. To spokojni mnisi, wiodące skromne życie pomagając potrzebującym. Tak to przynajmniej wyglądało jakieś 58 lat temu. Wątpię, żeby dużo się zmieniło, ale na wszelki wypadek musimy być czujni.

Po skończonym posiłku Nieskończeni mieli dokończyć swoje przygotowania do wyprawy, ale nim to zrobili, do karczmy zawitali wyjątkowi goście. Czwórka uskrzydlonych osób weszła do karczmy dostojnym krokiem, z ciekawością rozglądając się po wnętrzu i przyglądając każdemu szczegółowi.


- "Rudy Ork". Niezbyt wdzięczna nazwa, a sam lokal nie prezentuje najlepszych luksusów dostępnych w mieście. Ale jak widzę, pan generał czuje się tu jak w domu. - powiedziała to kobieta, stojąca na czele tej specyficznej grupki.
Kobieta podeszła do stołu Nieskończonych, zmysłowo kołysząc biodrami, a każdy jej krok wyglądał na głęboko przemyślany i wielokrotnie analizowany. Nieskończona miała na sobie długą, jasną suknię z lekkiego materiału, która uszyta była specjalnie tak, aby podkreślać wszystkie atuty jej właścicielki. Wyglądała co najmniej nietypowo, ale z pewnością wykwintnie. Zatrzymała się jakiś metr przed krzesłem Thornhead'a, ruszając lekko swymi białymi skrzydłami. Generał przebiegł spojrzeniem wzdłuż całego jej ciała, nie zatrzymując się w jednym miejscu nie dłużej niż kilka sekund. Zheng odsunął swoje krzesło i wstał.
- Muszę przyznać, że zaskoczony jestem tą wizytą, i gdybym o niej wiedział, bez wątpienia zadbałbym o odpowiedni wystrój tego miejsca, aby był godny dla kogoś o takiej sławie. - generał nie pozostał dłużny ciemnowłosej piękności.
Spojrzenie kobiety spiorunowało generała, ale ten wytrzymał je bez drgnięcia.
- Oh, ale gdzież są moje maniery. - udał zakłopotanie. Zheng Thornhead. - ukłonił się. A ta szlachetna panna to Vanille Shiro'Ahk. - Thornhead przedstawił kobietę swoim podwładnym, wykonując teatralny gest.
Nieskończona słysząc swoje imię i nazwisko wyprostowała się dumnie i spojrzała na towarzyszy generała władczym wzrokiem. Vanille Shiro'Ahk... Dla każdej osoby interesującej się choć trochę, arystokratycznym życiem Minas'Drill, Vanille Shiro'Ahk była bez wątpienia znaną osobą. Chociaż należała do bocznej gałęzi najbardziej wpływowego rodu, Vanille była osobą o wielkich ambicjach i planach. Pragnąc pewnego dnia przejąć rolę przywódcy klanu, Vanille aktywnie angażuje się w życie arystokracji i politykę Neverendaaru. Niestety, jest to doskonały przykład przerostu ambicji nad umiejętnościami. Vanille prowadzi swoje własne gierki, w których sama się gubi i komplikuje życie. Jest to osoba, której wiecznie wydaje się, że nikt nie wie o jej poczynaniach i porażkach towarzyskich, chociaż w rzeczywistości jest zupełnie na odwrót. Jak większość młodego pokolenia Shiro'Ahk, skrzydlata jest niezwykle dumną i zadufaną w sobie osobą, której wydaje się że nazwisko upoważnia ją do gardzenia innymi. W swoim dorobku posiada kilka niechlubnych romansów i udziałów w licznych intrygach miłosnych z udziałem innych, wpływowych szlachciców. Każdy wiedział, że lubi ona być w centrum zainteresowania i czci publiki...
Jej towarzysze także byli znanymi osobistościami - mężczyzna z umięśnionym torsem to Flaurent Imil z Kasty Wody, syn bogatego i wpływowego kupca; druga kobieta - Vansca Drammar, córka wpływowej rodziny szlacheckiej Kasty Ziemi i Florion Blindshot - także szlachcic, z Kasty Ognia

- Doszły mnie słuchy, jakoby do Evanalain przybyli inni Nieskończeni. Cóż to za fascynujące zrządzenie losu, iż trafiam właśnie na słynnego generała Thornhead'a. Niestety nie mogę tego samego powiedzieć o pańskich podwładnych... Chociaż... - spojrzała znacząco na młodego Springwatera. ... chociaż muszę przyznać, że jest to nader interesujące towarzystwo. - jej ciekawy wzrok był wbity w Yue i śledził każdy jego ruch. No cóż... ja i moi przyjaciele będziemy wracać. Ale nim odejdziemy, chciałabym wiedzieć, jak długo zostaniecie w Evanalain? Zbliża się bal, wystawiany, aby uczcić porozumienie między Neverendaarem i Ecleasią. Pańska obecność byłaby wskazana, zważając na pańską sławę i reputację, generale.
- Właśnie przygotujemy się do opuszczenia miasta...
- NALEGAM, aby pan generał zaszczycił nas dziś wieczorem swoją obecnością. To bardzo ważne wydarzenie. Chyba nie chce pan, żeby Nieskończeni byliby tu postrzegani jako zacofana i arogancka rasa...
Thornhead patrzył w oczy Shiro'Ahk głęboko nad czymś rozmyślając, aż w końcu westchnął.
- Tak, myślę że to nie jest taki zły pomysł. Przy okazji zobaczymy, jak bardzo elfy uszanowały przyjaźń z naszym ludem. Ale jest jeden warunek - moi podwładni także mają mieć wstęp na uroczystość.
Wzrok Shiro'Ahk z pogardą przeleciał po ekipie Zhenga, zmieniając się tylko przy Yue.
- Naturalnie. - odparła Vanille. Gdy nadejdzie czas, przybędzie przewodnik. A teraz proszę wybaczyć - musimy wracać.
Vanile obróciła się na piętach i szybkim krokiem opuściła karczmę. Kiedy zniknęli i jej towarzysze, generał westchnął z ulgą, siadając na krześle.
- Nie znoszę tej kobiety... - powiedział kręcąc głową z dezaprobacją.

Plany uległy zmianie i każdy miał przygotować się do balu. Generał wytłumaczył swoją decyzję, mówiąc o potrzebie relaksu i odprężenia, przed kontynuowaniem zadania. Thornhead polecił podwładnym przygotować się do uroczystości, a sam wybrał się do krawca. Zheng Thornhead był wybrednym klientem, toteż krawiec miał nie lada problemów z zadowoleniem go, aż w końcu znalazł się krój odpowiadający generałowi. Thornhead wrócił zadowolony, niosąc ze sobą doskonale dopasowaną koszulę.


Kiedy przybył posłaniec, był już wieczór, bowiem złote promienie słońca coraz słabiej przebijały się przez złote listowie będące dachem elfiego miasta. Posłaniec był wysokim, pięknym elfem o długich, jasnych włosach, odziany w oficjalną, bardzo ozdobną szatę. Poprowadził wszystkich przez miasto, aż do pnącego się w górę, poskręcanego drzewa. Okazało się, iż ono jest także puste, a przechodząc przez strzeżone wrota, Nieskończeni znaleźli się w niewielkiej, okrągłej komnacie. Jak się okazało, była to winda, transportująca gości w górę pustego drzewa, aż do siedziby rady elfów. Przez cały czas panowała cisza, sam przewodnik nie próbował nawiązywać rozmowy - nie wypadało mu to. Kiedy winda zatrzymała się, skrzydlaci trafili do niewielkiego, kwadratowego pomieszczenia, w którym stało pięciu strażników, z których jeden żywo dyskutował z jakimś wystrojonym elfem. Przewodnik minął ich, i doprowadził gości do dużych, drewnianych wrót. Strażnicy, którzy przy nich stali popchnęli je, tworząc dla Nieskończonych przejście. Przewodnik odsunął się na bok, oficjalnym gestem i ukłonem zapraszając gości do środka. Nieskończeni weszli do wielkiego pomieszczenia, a wrota za nimi zostały zamknięte. Przywitała ich muzyka orkiestry i słowa elfickiej pieśni.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=s10J07dgoP0[/MEDIA]

Była to wielka, prostokątna sala, oświetlona magicznie zawieszonymi w powietrzu świecami. Naprzeciw wejścia stała para schodów o kształcie łuków, które prowadziły do półpiętra, łączącego się z dwoma tarasami opartymi na kolumnach. Posadzka wykonana była z marmuru o kolorze piasku, a ściany w podobnym odcieniu zdobiły obrazy, gobeliny, freski i płaskorzeźby. Wewnątrz był spory tłum. Salę wypełniali dostojni mieszkańcy miasta, których stroje kipiały od złota i różnego rodzaju ozdób. Wszyscy poruszali się powoli i miarowo, toczyły się liczne dyskusje, rozmowy, żartowano ze sobą, wymieniano się plotkami i różnymi informacji. Mówiąc krótko - elfy także potrafiły być małostkowe, a życie ich szlachty niczym się nie różniło od tego w Minas'Drill. W głębi sali, w towarzystwie starszyzny szlachetnych rodów, stała grupa Vanille. Shiro'Ahk rozmawiała z piękną, złotowłosą elfką, odzianą w cudowną czerwoną suknię, zdobioną wzorami kwiatów, wyszytych złotą nicią. Generał ruszył w jej kierunku, zostawiając za sobą podwładnych.

Było tu tyle osób... Niejednemu mogło zakręcić się od tego w głowie. Pomiędzy tłumem bawiącej się arystokracji, kroczyli służący, niosący na tacach puchary z trunkami i przekąski. Dodatkowo, stół z jedzeniem znajdował się przy kolumnach we wschodniej części budowli. Wyglądało na to, że bal jeszcze tak naprawdę się nie zaczął...
- Łaaał, nigdy nie byłam na TAKIM balu. - powiedziała zachwycona Shakti.
Dziewczyna wyglądała niesamowicie. Miała na sobie długą suknię z gładkiego, zwiewnego, niebieskiego materiału, zawieszonym na jej ramionach cienkimi ramiączkami. Suknia w wielu miejscach zdobiona była srebrnymi i ciemniejszymi wzorami. Jej długie włosy były lekko pofalowane i spływały po plecach dziewczyny.
- W mojej rodzinie przyjęcia są częstym zjawiskiem, ale te... jest na swój sposób zachwycające. - powiedziała obracając się z uśmiechem do Yue.
 
__________________
Come on Angel, come and cry; it's time for you to die....

Ostatnio edytowane przez Endless : 29-12-2010 o 16:29.
Endless jest offline