Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-12-2010, 21:56   #12
stega
 
stega's Avatar
 
Reputacja: 1 stega jest po prostu świetnystega jest po prostu świetnystega jest po prostu świetnystega jest po prostu świetnystega jest po prostu świetnystega jest po prostu świetnystega jest po prostu świetnystega jest po prostu świetnystega jest po prostu świetnystega jest po prostu świetnystega jest po prostu świetny
Ernest, Ankarian

Kiedy grupa dotarła na Hebrenstrasse elf rozejżał się dokoła. Dostrzegł pozostałości po budynku, który jakiś czas temu spłonął i nie czekając na to co postanowią inni ruszył w jego kierunku. Chwilę później dołączył do niego Ernest. Dawniej musiał tam stać piętrowy dom. Elf i czlowiek przekroczyli zwęglony próg i obrzuciłli wzrokiem wnętrze spalonego domostwa. Pomiędzy gruzami dostrzegli pozostałości sprzętów, mebli a nawet kilka zniszczonych zabawek: wystruganą w lichym drewnie głowę, która mogła być częścią konia na biegunach i nadpaloną lalkę. Trudno było orzec, czy pożar pogrzebał domowników pod gruzami czy też udało im się ujść z życiem. W tej części miasta nie było na dużych szans. Po rozejrzeniu się Ernest wrócił do karczmy.

Ankarian

Gdy tak przechadzał się po pogorzelisku powróciły wspomnienia z przeszłości. Ciepła letnia noc. Mannslieb w pełni zlewał srebrzystym blaskiem całą okolicę w tym również posiadłość, która była wówczas jego domem. Pamiętał krzyki dochodzące z zewnątrz. Zbudziły go ze snu i zmusiły do opuszczenia sypialni. Przed rezydencją zastał grupę strażników dobijających się do wrót. Szorstki głos jednego z nich, oznajmił:

- Ankarianie Nevard, jesteś oskarżony...

Potem wypadki potoczyły się szybko. Walka pomiędzy ochroną rezydencji a oddziałem żołnierzy była z góry skazana na przegraną. Zadrżał na wspomnienie o tym gdy jego żona padła rażona ciosem przeznaczonym dla niego. Trzymał ją w objęciach przez te kilka ostatnich chwil. Zdruzgotany obserwował jak uchodzi z niej życie. Zabił wtedy trzech żołdaków zanim reszta zdołała go obezwładnić. Tej nocy spalili całą rezydencję nie zabierając z niej ciała jego żony.

Zastanowił jakie wydarzenia mogły rozegrać się tutaj. Napaść od razu wykluczył. Ci, którzy tu mieszkali nie mieli nic cennego. Może ktoś zaprószył ogień przez przypadek? Albo kilku zwyrodnialców szukało rozrywki. Dość tych rozmyślań, powiedział sobie w duchu. Nie chcąc już dłużej rozdrapywać starych ran ruszył w stronę „Trzech Wron”.

Sharlene

W chwili gdy Sharlene podeszła do grupki mężczyzn debata na temat życia intymnego małżonki jednego z nich sięgnęła zenitu.

- Udo stary matole, jak pilnujesz baby?! Toć przecie nie dalej jak wczoraj widziałem ją ze starym Kochem. Przez ostatni tydzień ten cap przychodził do niej co najmniej trzy razy. Ty zapieprzasz przy budowie katedry a ta gruba świnia posuwa ci kobitę. Chyba coś z tym zrobisz nie?

Mniej więcej w tym momencie dyskutanci zorientowali się, że nie są sami. Największy z nich - niemal dwumetrowy drab o twarzy usianej śladami po ospie burknął w jej kierunku:

- A ty tu czego?

- Zastanawia mnie, o czym mogą dyskutować tacy przystojni gentlemani tak głośno - uśmiechnęła się zalotnie.

- Szukasz towarzystwa na noc dziecinko? Jeśli tak to znam jedno miejsce gdzie możemy pobyć przez jakiś czas sami - odezwał się autor zasłyszanej przez Sharlene tyrady na temat wierności małżeńskiej. Staruch uśmiechnął się pokazując rząd poczerniałych od próchnicy zębów - Nie widziałem cię wcześniej w okolicy. Jesteś jedną z dziewczyn Bauera? A może robisz u Kocha, chociaż nie. Za każdym razem jak jestem w “Kucyku” widzę te same stare krowy. Nie pamiętam czy ten dusigrosz kiedykolwiek zatrudnił jakąś młodą.

Z jej twarzy nie zniknął uśmiech, ale miała ochotę zwymiotować.

- Właściwie, to szukam miejsca, o którym powiedział mi Kemper, jeśli znacie takiego. Mówił, że gdzieś w tej okolicy mogłaby znaleźć się dla mnie robota - zamrugała rzęsami.

- Kręcisz z Kemperem? Kto by pomyślał, stary moczymorda jednak ma gust - odrzekł staruch po tym jak przez dobrą minutę on i jego koledzy bacznie lustrowali figurę dziewczyny, dłużej zatrzymując wzrok na dekolcie. - Aż dziw bierze, że ten dziadyga jeszcze może, z drugiej strony ja też może i nie jestem młodzieniaszkiem ale takie cuda bym ci pokazał, że zapomniałabyś o tej łajzie. A miejsc, gdzie może być dla ciebie robota jest w okolicy kilka. Tyle, że na twoim miejscu nie powoływałbym się w żadnym z nich na znajomość z Kemperem.

- Oh? -
uniosła brwi. - A co z nim? Nie widziałam go od jakiegoś czasu, nie udało mi się z nim skontaktować. Wiecie może, gdzie mogę go znaleźć?

- Spróbuj poszukać wzdłuż rzeki albo w rynsztokach - Kemper jest dłużny pieniądze większości karczmarzy w dzielnicy oraz paru innym typkom. A możesz mi uwierzyć na słowo kochaniutka, ci ludzie odzyskują swój brzęk nawet jeśli mieliby go wydrzeć z dłużnika. Dosłownie.

- Ojej... Aż tak się wpakował? - oparła dłoń na biodrze przywołując na twarz wyraz zmartwienia. - Bardzo zależy mi, żeby się z nim spotkać. Z pewnością moglibyście powiedzieć mi coś więcej, proszę - spojrzała błagalnie na jednego z dziadów, po czym złapała go za ramię. - Jeśli go nie znajdę, to nie będę miała powodu, żeby tu jeszcze kiedyś przyjść... a skoro obiecuje pan takie rzeczy, to chciałabym mieć powód, żeby tu trafić.

Stary dziadyga i dwaj pozostali biegali po niej wzrokiem odkąd podeszła. Cóż, do tego dążyła. Poprowadzenie tej konwersacji z głową może pozwoli jej dowiedzieć się paru istotnych rzeczy, a manipulacja płcią przeciwną to rzecz, która zapewniała jej przeżycie.

Tym razem nie dbała też o ryzyko takiej rozmowy. Ich jest trzech, ona - jedna, ale w pobliżu kręcili się przyjaciele. Z tego, co widziała kątem oka, elf poszedł w stronę pierwszego, zrujnowanego domu. Z pewnością usłyszałby jej wołanie, gdyby potrzebowała pomocy z natrętami. Poza tym, w jej cholewach ukryte były sztylety, broń, która parę razy uratowała jej skórę. Polegała też na swoich umiejętnościach władania nimi i dzięki temu czuła się pewnie, pomimo faktu, że pijusy rozbierali ją wzrokiem.

- Masz pecha złotko. Ostatni raz widziałem Kempera jakieś dwa tygodnie temu. Spal z ryjem w rynsztoku, pewnie po wizycie w “Damie”. A wy chłopaki? - zwrócił się do pozostałych.

- Mniej więcej w tym samym czasie - odrzekł Udo.

- Czekaj chwilę... - powiedział drągal, którego imienia Sharlene do tej pory nie poznała - co prawda dawno go nie widziałem ale jestem pewien, że jakiś tydzień temu, czy może kilka dni wcześniej dziadyga był w domu. Wiem bo wracałem wtedy z doków. Jak przechodziłem tamtędy usłyszałem jego wrzaski. Może to Ichering wysłał do niego kilku swoich chłopaków. Słyszałem, że jakiś czas temu sporo przegrał na tych jego walkach. Chłop musiał się wkurwić. W końcu nawet gdyby Kemper zamierzał spłacić dług to nie miałby z czego przynajmniej teraz. A hycel nie lubi czekać.

- Możesz powiedzieć coś więcej? Miałeś na myśli walki psów? -
zwróciła się do draba. Poszło łatwo. Jeden uśmiech i od razu dryblas stał się gadatliwy.

- Jak sobie chcesz kochaniutka, chociaż moim zdaniem to nie miejsce dla ciebie - odpowiedział staruch - Ani to, ani żadne inne, w których bywał Kemper. Ichering organizuje walki psów gdzieś na pogorzelisku. Nie wiem dokładnie gdzie, musisz popytać w okolicy. Na twoim miejscu bym się tam nie ruszał. Po pierwsze wstęp kosztuje, po drugie hycel zaprasza tylko tych, którym ufa.

- Hmmm, jeśli tak, to nic tam po mnie - objęła się za ramiona. To nie problem, wystarczy parę gestów, żeby hycel i jej zaufał. - A dom Kempera? Który to?

- A tamten - staruch wskazał na piętrowy budynek położony mniej więcej w połowie Hebrenstrasse, naprzeciwko sklepu.

Podążyła wzrokiem za ręką starca. Dom Kempera nie różnił się niczym od pozostałych.

- Widzę - kiwnęła głową. Spojrzała na dziada badawczo. - Myślicie, że ten Ichering istotnie mógł nasłać na niego zbirów? Przedstawiliście to bardzo poważnie, zaczynam się naprawdę martwić.

- Słyszałaś kolegę - staruch wskazał na wielkoluda - hycel nie lubi czekać.

- Ojej - westchnęła zbiegając brwi nad nasadą nosa. - No nic. Niezmiernie dziękuję wam za pomoc - uśmiechnęła się i z genialnie ukrywanym obrzydzeniem obiegła ich wzrokiem. - Jak tylko go znajdę, to postaram się wynagrodzić wam waszą pomoc.

Odwróciła się i odeszła od nich szybkim tempem kierując się w stronę stojącego pod murem Eugena.

Sharlene, Eugen

- Namierzyłam dom Kempera - powiedziała podchodząc do Eugena. Wskazała dom, przy którym bawiła się grupka dzieci. - Trzeba jakoś pozbyć się ich, żebym mogła się rozejrzeć. - Pomożesz mi?

- Pewnie - odpowiedział mężczyzna - nawet mam już pomysł jak to zrobić.

To mówiąc ruszył w stronę sklepu. Po spędzeniu kilku minut wewnątrz wyszedł trzymając w ręku niewielki worek. Podszedł do chłopca, który z całej grupki dzieci wyglądał na najstarszego i pokazał mu co kryła w sobie sakiewka.

- Hej mały, widzisz te ciastka? Dostaniecie je wszystkie jeśli tylko pójdziecie się bawić gdzie indziej.

Dzieciakom nie trzeba było dwa razy powtarzać. Chłopak niemal wyrwał Eugenowi torbę z ręki i pobiegł w kierunku sąsiedniej ulicy ciągnąc za sobą resztę. Oboje jeszcze przez kilka minut spacerowali po Hebrenstrasse dopóki kłócąca się para nie zniknęła za drzwiami swego domostwa a grupka stojących nieopodal pijaków ruszyła zapewne w kierunku najbliższej oberży celem dopicia się. Korzystając z okazji, że chwilowo ulica świeciła pustkami przystąpili do rozpoznania.

Dom Kempera miał dwie kondygnację i był wykonany z kamienia powleczonego białym tynkiem. Tynk w wielu miejscach odpadł i sprawiał wrażenie zaniedbanego do wielu lat. Trudno było orzec czy zaginiony nabył domostwo w takim stanie czy też sam je tak zapuścił. Mimo wszystko budowla po dokładniejszym obejrzeniu prezentowała się znacznie solidniej niż otaczające ją domostwa. Z przodu można było dostać się do środka przez drzwi wykonane z drewna okutego żelazem. Trudno było na pierwszy rzut oka ocenić stopień skomplikowania chroniącego je zamka. Sharlene nie mogła sobie przypomnieć czy kiedykolwiek miała do czynienia z tego rodzaju mechanizmem. “No cóż, może Oskar będzie mógł coś na to poradzić”. Zawsze mogli wyłamać drzwi, choć w ten sposób, nawet wziąwszy pod uwagę reputację tej części miasta, ryzykowali zwrócenie czyjejś uwagi. Po obu stronach drzwi znajdowały się okna zasłonięte okiennicami, również wykonanymi z drewna. Celem zabezpieczenia się przed wizytą nieproszonych gości (a przynajmniej tak jej się z początku wydawało) je również zabezpieczono zamkiem. Ten z łatwością rozpoznała - zwykły skobel, z którego podważeniem nie powinno być większych problemów. Jej nadzieje, że w ten sposób dostaną się do środka rozwiały się gdy tylko uważniej wejrzała w szczelinę pomiędzy skrzydłami okiennic. Musiały one służyć bardziej jako zabezpieczenie przed chłodem niż jako przeszkoda dla potencjalnego włamywacza ponieważ od wewnątrz okien założono kraty. Dziewczyna zaczynała dochodzić do wniosku, że Kemper albo cierpiał na ciężki przypadek paranoi albo miał powód by obawiać się o swoje życie.

- Nie najlepiej to wygląda prawda? - spytał Eugen.

- Nie ma co płakać dopóki nie sprawdzimy całej reszty.


Zwróciła wzrok ku górze. Na piętrze również znajdowały się dwa okna, zabezpieczone w podobny sposób. Oboje przeszli ze wschodniej ściany domu, skierowanej w stronę ulicy, pod północną. Budynek od sąsiedniego domu dzielił niecały metr co mogłoby im pomóc gdyby zdecydowali, że spróbują się tam dostać od góry. Od tej strony domostwo wyposażono w dwa okna - po jednym na piętrze i na parterze. Oba zabezpieczono w ten sam sposób co okna od frontu.

Z tyłu zastali ogrodzone płotem podwórze przeznaczone do wspólnego użytku kilku sąsiadujących ze sobą budynków. W jego centrum znajdowała się studnia i kilka słupów, pomiędzy którymi przeciągnięto sznur, na którym rozwieszono pranie. Szczęśliwie dla obojga z nich nikt nie kręcił się w pobliżu mogli więc w spokoju kontynuować zwiad. Dom Kempera nie miał tylnych drzwi. Został za to wyposażony w klapę wiodącą do piwnicy. Podobnie jak drzwi wykonana była z drewna okutego żelazem. Chroniącego ją zamku dziewczynie również nie udało się rozpoznać. Z oknami sytuacja wyglądała podobnie jak od frontu - po dwa na parterze i piętrze. Jedno z okien na piętrze było pozbawione lewego skrzydła okiennic. Najwyraźniej lokator postanowił zaoszczędzić na ich ochronie, gdyż nie zamontowano tam krat. Wyglądało na to, że mają potencjalną drogę wejścia. Dla porządku jednak postanowili obejrzeć jeszcze południową ścianę.

Tak jak od północy dom Kempera dzielił od sąsiedniej budowli niecały metr. Po tej stronie również znaleźli po parze okien na każdej z kondygnacji. Podobnie jak z tyłu okiennice jednego z górnych zostały uszkodzone i to niedawno - oderwane skrzydło wciąż leżało na ziemi.

- Spróbuję zajrzeć przez to okno z tyłu - mruknęła do Eugena. - Nie będziemy na razie robić zbędnego hałasu z wyważaniem czegokolwiek.

Poszła na tyły i rozejrzała się dookoła. Istniało jeszcze ewentualne zagrożenie, że któryś z sąsiadów zechce akurat teraz wyjrzeć przez okno.

- Daj znak, jeśli kogoś zobaczysz.

Sharlene wykorzystując okiennice za punkt oparcia zaczęła się wspinać. Stare drewno skrzypiało pod naciskiem, jednak utrzymało ciężar dziewczyny. Po niecałej minucie była na górze. Kurczowo trzymając się prawego skrzydła zajrzała do wnętrza budowli. Widok rozciągał się na korytarz. Kątem oka dostrzegła po lewej stronie schody wiodące na parter. Na wprost znajdowały się drzwi prowadzące jednego z pokoi ulokowanych na piętrze. Musiało być ich więcej gdyż z prawej strony korytarz skręcał. Z miejsca, z którego patrzyła nie można było dostrzec co znajduje się na jego końcu.

- Stój na czatach, zaraz wrócę - rzuciła przez ramię do Eugena i wgramoliła się do środka.

Znalazła się na korytarzu. starając się wywołać możliwie najmniej hałasu ruszyła w kierunku pomieszczenia znajdującego się na wprost. Nacisnęła klamkę, lecz drzwi nie ustąpiły. rozejrzała się po korytarzu. Prowadził wgłąb domu. Po lewej stronie były kolejne drzwi a na przeciwko jeszcze jedne.

Ruszyła ku pierwszym z brzegu. Jeśli i te będą zamknięte, wróci tu jutro z hobbitem.

Wybór padł na drzwi po prawej. Te nie były zamknięte więc weszła do środka. To do tego pomieszczenia prowadziło okno z uszkodzonymi okiennicami na południowej ścianie. Obejrzała dokładnie wnętrze pokoju. Musiał służyć właścicielowi za sypialnię. Pod ścianą stało łóżko, nieopodal mała szafka, a pod oknem stół i komoda. Wszystkie meble sprawiały wrażenie wysłużonych.

W pierwszej kolejności sprawdziła niewielką szafkę postawioną obok łóżka. W środku nie znalazła jednak niczego interesującego - miskę służącą pewnie do porannych ablucji, grzebień, ręcznik oraz brzytwę. W komodzie złożono ubrania należące do właściciela - zresztą nie najwyższej jakości. Dziewczyna miała już wychodzić gdy rzucił jej się w oczy pewien szczegół.

Na stole dostrzegła kilka granatowych plam. Potarła jedną z nich palcem. Substancja pozostawiła na jej skórze ciemną smugę. To mógł być atrament a jeśli tak to by oznaczało, że ktoś, najpewniej sam Kemper, niedawno pisał na tym stole. Dochodząc do wniosku, że nic więcej nie uda jej się ustalić opuściła budynek tą sama drogą, którą dostała się do środka.
 
__________________
Nie możesz być pewien swej racji, jeśli o argumentach swoich oponentów nie będziesz wiedział więcej od nich samych.

M. Friedman

Ostatnio edytowane przez stega : 29-12-2010 o 20:34.
stega jest offline