Cichy
Gdyby Marcus go nie powstrzymał pewnie wylazłby na tych tutaj przed resztą i musiał sam się bić o życie. Gdy tylko wyobraził sobie obraz własnego gardła rozprutego i ciała lezącego trupem jak ten tutaj gnom od razu ucieszył się, że jednak nie rwał się do bitki, w dodatku towarzysze załatwili za niego całą brudną robotę. Idealnie się składa, a scenka na zewnątrz jeszcze przez chwilę obserwowana była przez Cichego w milczeniu. No cóż ... przynajmniej mają jakiegoś żywego - No to sobie, kurwa, pogadamy... – syknął wściekle Woody, spluwając w ognisko. - Żebyście wiedzieli, że tak... – odezwał się nagle znienacka jakiś głos, gdzieś z boku.
Marcus i Cichy wynurzyli się z namiotu niemal bezszelestnie, kompletnie zaskakując zatopionych w ogniu walki towarzyszy. Ich niespodziewane, ale całkiem spokojne pojawienie się... W zasadzie zwykłe jak drapanie się po tyłku wyjście z namiotu stawiało pod znakiem zapytania słowa Jeffa. Skoro obaj byli tu już wcześniej i jakby nigdy nic sterczeli obok tej dwójki to wychodziłoby na to, że Baldwin zginął na darmo, a leżący na ziemi najmici dostali w pizdy za samą gościnność. - Zdaje się że chcecie wiedzieć skąd się tu, kurwa, wzięliśmy? - Rzucił beztrosko do zdyszanych mniej lub bardziej walką towarzyszy. - Gdybym szybciej przecinał więzy, to sam bym się tymi tu zajął. Chyba już rozumiecie sytuację, prawda?. A teraz wracajmy do ustalania czemu w ogóle musiałem te jebane więzy przecinać.
Szybkie przesłuchanie i ustalenie potencjalnego zagrożenia ze strony koleżków tych tutaj patałachów pozwoliło szybko ocenić szanse i potencjalne korzyści z sytuacji. Miał pewien pomysł i w tej chwili najlepiej pasowało to do jego umiejętności, o dziwo znał się na tym lepiej niż na obijaniu pysków i wypruwaniu flaków. - Wezmę jednego konia, na zwiad. - Przypomniał sobie szybko kierunek wskazany przez jednego z poobijanych cwaniaczków. - Jakby ich kumple mieli nam zrobić niespodziankę na pewno nie dowiecie się ostatni.
Odjechał zastanawiając się nad wszystkimi możliwościami, nad tym skąd zaraz mógł dostać bełt między żebra i skąd sam mógłby obserwować drogę żeby nikt go za szybko nie zauważył. W dodatku słowa o "kumplach z burdelu" wcale a wcale mu się nie podobały. Ktokolwiek to był na pewno nie wróżył nic dobrego. "Albo cholerna straż, albo komuś rozjebaliśmy lokal płacący spore haracze ... tak czy siak przejebane" - pomyślał. |