Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-12-2010, 11:47   #105
Ryo
 
Ryo's Avatar
 
Reputacja: 1 Ryo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputację
Niedaleko Drużyny Pięścienia znalazła się dziwna istota, zwana często chimerą, a poprawniej rzecz ujmując homunculusem...

Kod:
...produkt uboczny uprawiania czarnoksięstwa bądź innych bezeceństw. Konkurencja na rynku magicznym, dźwignia przywoływań i alchemii.
Rzekła zatem pani Magini do dziwactwa, które najwyraźniej świadome nie było tego, cóż to za interes się tutaj kręcił:
- Ma pan nas ponoć gdzieś, więc nie widzę potrzeby odpowiadania na takie pytanie - Magini odpowiedziała na to równie spokojnie, jakby nieco olewając Obcego... w sensie zignorowania.
Do kapitana niebawem posłała pytanie:
- Czy mógłby pan nam wyjaśnić, kim był owy Faenim?

Krraaaak!, wydarło się kolorowe ptaszysko, należące do celów R., siedzące nieopodal na drzewie. Pani Magini musiała zdobyć taką papugę. Kiedy znudzi się jej studiowanie ksiąg magicznych, ślęczenie nad kręgami i rzucanie czarów, zostanie największym piratem Siedmiu Mórz i Oceanów. Wtenczas każdy będzie musiał się jej pokłonić, by nie oberwał fajerbolem, a poza tym - ileż można wtedy złota zdobyć! Tacy kapitanowie bywają często bogaci jak króle i wiodą dużo ciekawsze życie od możnowładców, których życie ogranicza się do siedzenia na stołku oprawionym w skóry, futra i inne klejnoty, uczestniczenia w nudnych naradach i innych, równie nieciekawych zajęciach (odliczając jednak istotę rządzenia państwem). Piraci rządzili morzami, a morza wszakże o wiele większy zasięg miewały niźli lądy.
Ale wystarczyło fantazji - należało wracać na ziemię i nie opijać się wyobraźnią.

- Faenim był moją białą panterą - odparł niechętnie. - Moim towarzyszem i przyjacielem. Wciąż mam wrażenie, że kiedyś go odnajdę. Ale nie mówmy już o nim... Przedstawiłem się - skłonił się lekko. - Kim zaś wy jesteście, pani?
- Jestem Er, Magini, drogi panie.
- Bardzo mi miło - odparł grzecznościowo i spoglądał na wyjście z groty, oczekując na swych kompanów.
- Kim jest ten mag, panie...? - wskazała na trzymanego w ryzach maga. Wiedziała, że jest czarodziejem, ale jej chodziło o coś innego. - Znacie go?

Aby Dirithowi uwaga się nazbyt nie rozproszyła w pilnowaniu uprowadzonego czarnoksiężnika, R. postanowiła zasięgnąć języka o nowym 'towarzyszu' i zagadała bezpośrednio do gościa nie z tej ziemi, stosując odrobinę środka zabezpieczającego zwanego dystansem.
- Źle się zrozumieliśmy. Mam gdzieś was, a nie aktualne wydarzenia. Z resztą nie chcę się kłócić. Macie przewagę liczebną.

"To dziwne", stwierdziła w myślach Magini. Homunculus mentalnie sterczał na niewidzialnej nitce między ziemią, a niebem. Nie tyle mógł mieć gdzieś te wydarzenia czy postaci, co raczej nie wiedział, co tu się naprawdę kroi. Mógł być robotą maga, mógł być również gościem z innego świata ("Ufffooo!" - wtrąciła się papuga pana kapitana Rosy, potwierdzając swe stanowisko w sprawie przybysza z kosmosu... to znaczy: nie z tej ziemi). Albo mógł być nawet przebranym pomocnikiem maga.
Kimkolwiek by jednak nie był, rozsądkiem to on nie grzeszył. Wszak jeśli nie interesowały go 'aktualne wydarzenia', to czemuż on nie pójdzie dalej własną drogą? I oczywisty był fakt, że ferajna w sumie z żeglarzami przeważała liczbowo nad jednym 'homusiem'. Czy szukał towarzystwa? Nie, jeśli orzekł, iż ten ich obecność ma w wielkim poważaniu. Jednak jednoznacznie się to kłóciło z jego zachowaniem. Czy nie wiedział, co ze sobą począć? Cóż... homunculusy problemów miały niemało, jeśli biegało o ich naturę. Jedne spokojne, drugie wojownicze, a bywały też i takie, u których w swym jestestwie przeważała chaotyczność.

Z tej trzeciej wymienionej grupy musieli mieć do czynienia z takim jednym osobnikiem.
- Najwyraźniej źle nas zrozumiałeś, homunculusie. Pragnę was przy tym poinformować, że my też nie szukamy kłopotów - zatwierdziła jedyne i słuszne stanowisko pani Magini.
W wypowiedzi wyszlifowała precyzyjność. Jednak najwyraźniej ta wybitna dokładność nie do wszystkich dotarła, co było niepokojące.
- W takim razie w czym problem, droga czarodziejko?
Problem polegał na tym, że problemu jako takiego nie było. Mag został schwytany, panowie statków okazali się dość pacyfistyczni, jeśli chodziło o nastawienie do rozbitków.
- Problem został omówiony. Ja zaś nie mam zwyczaju powtarzania się po raz drugi. Co wy robicie w tym miejscu? Skoro nie jesteś stworzeniem tego czarodzieja, to kim jesteście i skąd żeście się tu wzięli?

I oto odpowiedź nadeszła, odnośnie Innego:
- Jestem Habaraganath, Homunkulus Mag. Zostałem stworzony w innym miejscu i nie wiem skąd się tu wziąłem. Po prostu nagle się pojawiłem.

Ciekawość, o której niejednokrotnie się mówi, iż jest pierwszym stopniem do piekła, w pewnym stopniu została u żółtookiej niebogi zaspokojona. Pani Magini przedstawiła się podejrzanemu czarnoksiężnikowi, w którego ręce dostała się na jakiś czas księga Riktela, iż jest z piekła i "do usług". I to nie byle jakich usług, a magicznych (podteksty: wyłączone).
Czy jednak homunculus w swej naturze nie jest już wystarczająco magiczny? Jak się okazało, nie wszystkim przedstawicielom owej rasy to wystarczało. R. mimo to nie zamierzała podważać zdania rozmówcy. Pokiwała mu na to głową i stwierdziła, że "miło jest go poznać". Zaintrygowała ją wiadomość na temat jego nagłego pojawienia się. Czy mówił on o teleportacji? A może raczej o przywołaniu?

- Może to sprawka tego maga, że tak nagle się pojawiłeś - spytała się Habaraganath'a, wskazując skinieniem głowy na pilnowanego faceta w sukien... er, szacie.

Towarzysz drow w międzyczasie dowiadywał się o możliwości wzięcia reszty grupy na pokład, możliwie, że z klątwomiotaczem na dokładkę. Gdyby panowie odmówili im z powodu pojawienia się kobiet na pokładzie, bądź szukali innych, równie kiepskich wymówek, byle odmówić rozbitkom pomocy, wtedy do akcji wkroczyłaby granatowowłosa albo... hojnie by się zapłaciło dobrodziejom ("Chlip, żegnajcie, me kochanieńki, mama nigdy o was nie zapomni!"), dla dobra kompanów.
Ewentualnie wspomni im się o badaniach, które ostatecznie obaliły mit o pechu przynoszonym przez kobiety - stwierdzono natomiast, iż uciechę, a nawet zbawienie przyniosły (ostatecznie niektóre elementy się pominie).
 
__________________
Every time you abuse Schroedinger cat thought's experiment, God kills a kitten. And doesn't.

Na emeryturze od grania.

Ostatnio edytowane przez Ryo : 28-12-2010 o 11:51.
Ryo jest offline