Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-12-2010, 15:19   #13
xeper
 
xeper's Avatar
 
Reputacja: 1 xeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputację
Irg

Białe Sale Kappernull. Ciekawe co to za miejsce, zastanawiał sie Irg, idąc jednym z korytarzy wychodzących z wielkiej kawerny. Korytarz ten wskazał mu mieszkaniec wyspy, Smigol. Niestety poza wskazówką odnośnie kierunku podróży, dziwaczna istota nie powiedziała nic więcej. Irg i tak nie miał wyjścia, zupełnie nie orientował się w skomplikowanym układzie jaskiń. Ta droga była tak samo dobra jak każda inna, a obiecywała na swoim końcu coś wartego zobaczenia.

Irg mozolnie parł naprzód wciąż opadającym korytarzem. Robiło się coraz bardziej wilgotno i parno. Na ścianach, suficie i podłodze zaczęły pojawiać się, z początku rzadko a potem coraz częściej, jakieś jaskiniowe rośliny. Blade kłącza wydzielały słaby, słodkawy zapach, od którego krasnoludowi zaczęło się robić niedobrze. Początkowo rośliny nie przeszkadzały w marszu. Gdy ich przybyło, Irg musiał zdzierać je z siebie i torować przejście. Zwisające z sufitu i kłębiące się na ścianach roślinki, zaopatrzone były w miniaturowe kolce, którymi czepiały się ubrania i brody krasnoluda. Tempo marszu znacznie spadło, ale na szczęście korytarz wyrównał się a roślin nie przybywało. W oddali słychać było stłumiony huk. Irg dostrzegł bladą poświatę emanującą z przodu. Jeszcze tylko kilkadziesiąt metrów i musiał gwałtownie zatrzymać się. Korytarz kończył się i przechodził w wąską, skalną półkę zawieszoną nad przepaścią. To właśnie z niej dobiegał huk i poświata.

Ostrożnie podszedł do krawędzi i spojrzał w dół. Skały poniżej jego stanowiska przybierały białą barwę i wydzielały delikatne światło, wzmożone przez zalegającą w dole mgłę, a może raczej parę. Było niezwykle gorąco. Z czoła Irga co rusz spływały kropelki potu. Półka skalna wiła się wzdłuż przepaści, opadając miarowo, a jej koniec ginął gdzieś w mlecznym oparze. Krasnolud nie mając wyjścia ruszył przed siebie. Już po chwili ciepła, wirująca mgła spowiła go i ograniczyła widzenie do zaledwie kilku stóp. Huk narastał, ale Irg szedł nadal starając się trzymać jak najbliżej mokrej od wody, ściany. Dotarł do miejsca, w którym nie widział nic i nie słyszał nic poza hukiem. W końcu jednak odkrył źródło hałasu. Potężna struga wody wypływała ze skalnej szczeliny i z łoskotem ginęła we mgle. Wodospad miał kilka metrów szerokości, a skalny występ, którym szedł niknął dokładnie pod nim. Cały mokry wszedł za strugę wody.

Znalazł się w wąskiej, długiej grocie. Przed sobą w poświacie rzucanej przez białe kamienne ściany zobaczył potwora o wielkim, ociekającym trucizną pysku, pełnym pożółkłych zębów. Trzy macki, zaopatrzone w jadowite wypustki wiły się szaleńczo, gdy potwór podniósł się ze swego łoża i ryknął przeciągle.


Argena
Podróż ciągnęła się niemiłosiernie. Od jednej wioski do drugiej, od miasteczka do miasteczka, od zapadłej dziury do zadupnej dziury. Dzień za dniem, ciągle na południe. Całe szczęście, że Derguś zapewniał godziwe rozrywki, inaczej Argena umarłaby z nudów. Podążanie tropem czarnego jeźdźca nie było zbyt trudne. Był on na tyle charakterystyczną postacią, że ludzie, czy to mieszkańcy mijanych wsi i miast, czy karczmarze w przydrożnych zajazdach, zapamiętywali go. Chyba pustelnik miał rację, gdyż jeździec cały czas kierował się na południe.

Argena wraz ze swoją świtą cały czas zbliżała się do widocznego w oddali, na horyzoncie, postrzępionego łańcucha górskiego. Teren, do tej pory w miarę równinny, zaczynał przechodzić w pofalowane pagórki, z każdym przejechanym dniem, coraz dziksze i stromsze. Trakt wiodący ku górom wił się między wzgórzami, wzdłuż wartko płynącej rzeki. Pola uprawne i pastwiska zaczęły ustępować wrzosowiskom i zagajnikom. Osad ludzkich i śladów osadnictwa ubywało z każdą chwilą. W końcu nie pozostało nic innego jak nocować pod gołym niebem i podążać na południe, licząc na to, że jeździec również jedzie tą drogą i nie ma zamiaru skręcać w dzicz.

Podczas jednego z noclegów, wartującego Dergo zaniepokoiły jakieś hałasy dobiegające z leżącego nieopodal lasu. Zerwał się na równe nogi, z mieczem w garści i ostrożnie, tak aby nikogo nie obudzić ruszył w stronę źródła hałasu. Nie przeszedł więcej niż dziesięciu kroków, gdy spomiędzy drzew wyskoczyło coś wielkiego i włochatego. Odruchowo zasłonił się trzymanym w ręku mieczem i krzyknął przestraszony. Wielka rycząca kupa futra, roztaczająca wokoło siebie zapach zgniłych liści, obaliła go na ziemię i wpadła w krąg jasności rzucany przez płonące ognisko. Argena obudziła się. Włochate stworzenie w dwóch susach znalazło się przy jukach i porwało jedną z sakw. Wydało z siebie odgłos tryumfu, ni to ryk, ni to śmiech. Zamachało włochatymi łapami i w podskokach ruszyło z powrotem do lasu. Argena już zupełnie rozbudzona patrzyła z niepokojem, jak potwór staje na przeciw zastawiającego mu drogę Dergusia.

- Z drogi! - ryknął potwór i zamachnął się torbą. Dergo chciał się uchylić, ale nie zdążył. Sakwa wyrżnęła go i posłała dobre pięć metrów w tył. Lądując na ziemi, nakrył się nogami. Chochliki wybuchnęły śmiechem.
- Jeszcze ktoś? - ryknął stwór. - I zamknąć jadaczki, kurduple. Nie należy się śmiać z cudzego nieszczęścia!
 
xeper jest offline