Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-12-2010, 20:26   #13
Harard
 
Harard's Avatar
 
Reputacja: 1 Harard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwu
Echo flashbangu jeszcze nie przebrzmiało, kiedy zasłaniał wejście do krótkiego systemu wentylacyjnego kratką. Przepychał się z mozołem przed siebie, byle szybciej, przesuwając przed sobą plecak ze zgarniętym sprzętem. Zatrzymał się tuż przed wylotem na klatce schodowej. Cisza. Ojczulek miał aż tak dobrych ludzi? Może rejwach w głównej sali Dołu był po to, aby go wypłoszyć „tylnym wyjściem” i rozwalić prawie bezbronnego? Nie mógł czekać dłużej. Pchnął silnie i wyrzucił plecak przez otwór, po czym sam wydostał się sprawnie na zewnątrz. Zaklął w duchu dopiero gdy lądował na schodach i kolano odezwało się tępym bólem. Chwycił plecak i zbiegł dwa piętra niżej omiatając okolicę Glockiem. Nikogo, parę głów wohnblockowców wysunęło się nieśmiało zza drzwi mieszkań w długim korytarzu. Strzelanina w pobliżu, może będzie ciekawie…
Zatrzymał się w pół piętra i uklęknął przy plecaku. Ściągnął podkoszulek i założył kamizelkę. Armoplast ukształtował się błyskawicznie gdy szarpnął za linkę przy jednej ze sprzączek, dopasowując się z grubsza do jego kształtów. Po sekundzie plastyczny materiał okrzepł, zastygając w niewielkie płytki, przylegające do ciała i dające dobrą ochronę jednocześnie nie krępujac za bardzo ruchów. Najdroższa rzecz w posiadaniu Wilhelma, kilka razy już niemiecka technologia uratowała mu dupsko. Założył zaraz na nią koszulkę i krótką, skórzaną kurtkę. Kolejna zaleta wojskowego gadżetu do zadań specjalnych, nawet z dziesięciu kroków niespecjalnie było widać co ma pod spodem. Przepakował kilka magazynków do kieszeni kurtki i zarzucił plecak z resztą sprzętu na ramię. Po minucie znowu gnał na dół, przystając co pięć pięter i nasłuchując. Długa droga na dół, obejrzał się za siebie tylko raz. Łezka nie dawała mu spokoju… Co się tu kurwa działo? Kto poszczuł na niego tego skurwiela Ojczulka?

Wejście główne musiało być obstawione. Nie ma siły, nawet amator taki jak Warner nie jest kretynem. Gdy tylko wychylił się zza rogu chcąc spojrzeć jak się ma sytuacja, seria z peemki sypnęła odłamkami cegieł i tynku po oczach. Cofnął się za winkiel ściskając mocniej Glocka. Tylko jeden cel? Czy to tylko wab, a reszta siedzi i flankuje, czekając kiedy się wychyli ponownie? Odszedł jeszcze trzy kroki i wziął rozpęd, nie było czasu. Krótkim ślizgiem na boku przejechał po podłodze. BABABAM! Trzy szybkie kule wyplute przez pistolet, zanim przetoczył się na plecach i poderwał na równe nogi z bronią podniesioną do oka. Mierzył na korpus, dwa razy trafił. Faceta okręciło wokół własnej osi, ale nie rąbnął martwy o ziemię, tylko jęknął krótko, po czym osunął się na kolana i już podnosił broń do strzału. Glock załadowany hollowpointami niezbyt dobrze sobie radził z opancerzonymi celami, facet zaś najwyraźniej używał wynalazku podobnego do tego co WiFi. Fingst nie dał mu jednak szansy na ponowny atak. Ugiął nogi i przymierzył szybko mierząc tym razem w głowę. Trzy kolejne szybkie strzały, już pierwszy trafił. Czaszka rozprysła się w fontannie krwi i tkanek, Wilhelm zaś przyskoczył do ściany i schował się za rogiem, zwalniając opróżniony do połowy magazynek i wciskając pełny. Przeładował broń i wychylił się znowu, minęło góra pięć sekund. Karminowa kałuża rosła wokół nieruchomego ciała. Był sam?

Przeszukał szybko cel, automat marki Heckler und Koch wraz z trzema magazynkami zasilił arsenał Wifiego. Palmtop, włączony na szczęście, nie było czasu na bawienie się w łamanie haseł. Zresztą nie było w pobliżu Łezki, która umiała to robić. Szybkim krokiem wyszedł z budynku i skierował się na jego tyły. Wśród betonowego labiryntu zniszczonych kamieniczek znalazł ustronne miejsce by przeglądnąć jego zawartość.
Kurwa mać! Moldtke… a więc od początku miał rację. Ale zaraz, o co w tym wszystkim… Zamarł słuchając nagrania. Jego koszmary dręczące go prawie co noc, tabletki to wszystko było jakimś pierdolonym eksperymentem? Rok czasu, likwidowanie tych z cywila, włamują się do głowy, długość fal, jakiś syf pod Kopułą, wyładowania… Słowa odbijały się od Wilhelma jak od ściany. Wszystko się waliło. Co się do kurwy nędzy z nim dzieje? Kręciło mu się we łbie, usiadł na jakiejś kupie gruzu i odsłuchał wszystko jeszcze raz. Inwigilacja jego i Łezki, do ciężkiej kurwy a ona miała z tym wszystkim wspólnego? Dwa pozostałe nazwiska nie mówiły mu nic. Kolejne cele do likwidacji, przez poszczutych zbirów takich jak Ojczulek? Jakie kurwa tunele, kto się dokopał i do czego? Nie mógł się skupić, wściekłość aż wibrowała w nim czekając na jakieś uwolnienie, komendę. Wyszarpnął fiolkę z tabletkami z kieszeni, kurwa ile czasu już to łyka? I dostaje to od nich… Ja pierdolę, ja pierdolę, ja pierdolę! Złapał się za głowę i zaczął się kiwać jak w sierocej chorobie. Zabierzcie to ze mnie, zabierzcie, wyciągnijcie to kurwa ludzie! Przyciskał dłonie do skroni i opierał łokcie o kolana kiwając się w stuporze, wprzód i w tył, wprzód i w tył…
Nie wiedział ile trwał w takim stanie, ale w końcu podniósł się, zacisnął parę razy oczy jakby starał się wybudzić ze swojego kolejnego koszmaru. Skup się, znajdź cel, zaplanuj, wykonaj. Użalał się nad swoim zasranym losem będziesz później. Moldtke.

Był w stanie uwierzyć w jakieś gówniane eksperymenty. To by nawet tłumaczyło, dlaczego korpus mu tyle był w stanie zapomnieć. Królik doświadczalny jest użyteczny dopóki spełnia swoje cele. Kurwa mać, ale na taką skalę? Likwidacja cywili od roku? Powoli… Skup się. Dopadli Łezkę, a raczej dopadł ją Moldtke, żyje jeszcze bo jest im potrzebna. Przeskoczył jeszcze do pliku z adresem. Jednostka operacyjna, Aßdt. S. 148-122. Nicht vergessen. Nie, nie zapomnę skurwysynu. Teraz jednak do Rutgera.

Wszedł do mieszkania i zamknął drzwi, Elysium zamieniało się w pole walki. Udało mu się przedostać bez szwanku choć kilka razy było blisko. Meta doktorka była wyjątkowo blisko wydarzeń, które Wilhelm chciał omijać szerokim łukiem najdłużej jak się dało. Nie jego problem. W ciągu ostatnich godzin zdążył sobie naskładać swoich własnych. Pierdolone powstanie... Był rozproszony, o mały włos nie dałby sobie odstrzelić dupy snajperowi. Instynktowi i szkoleniu zawdzięczał to że nie dołożył od siebie trochę posoki, do tej którą spływały ulice.
Wyciągnął dłoń do znajomego Rutgera. Pakowanie go nie zdziwiło nawet, doktorek zawsze był ostrożny i przewidujący, dlatego zdążył się doczekać siwizny w krótko przystrzyżonych włosach. WiFi nie komentował przeprowadzki, podziękował skinieniem głowy za piguły, Wolf od wielu dni pracował nad recepturą. Ulga jaką poczuł Wilhelm była tak ogromna, że prawie przedarła się przez grubą maskę, za którą się chował przy obcym. Dziesięć tabletek, półtora tygodnia… Jedną łyknął od razu, speedy schował do kieszeni. Ufał Rutgerowi już na tyle by wiedzieć że to świetna i przydatna rzecz
- Dzieciaku? Wyglądasz tak, jakby ci pociąg spierdolił. Coś się stało?
- Dół jest… wyłączony z obiegu. – spojrzał spokojnie na bioinżynieria i po chwili przeniósł wzrok na przyjaciela. – Nie pokazuj się tam w najbliższym czasie. Jest pewien problem, Łezka zniknęła. Gdyby się skontaktowała, zabunkruj ją z sobą w tych podziemiach, co? Powiedz jej że bardzo, bardzo ją proszę, aby nie wystawiała stamtąd głowy, aż was nie odwiedzę.
Zerknął znowu na obcego i odprowadził kilka kroków Rutgera w stronę hydroponicznego ogródka, tak by mogli porozmawiać swobodniej.
- Wpadłem w gówno po uszy i aby wypłynąć, muszę zanurkować i odbić się od dna. Moldtke się objawił, zdaje się że ktoś miesza mi w głowie i to od dawna. Nie tylko mnie, nie ogarniam tego wszystkiego. Przejrzyj to w wolnej chwili – zgrał zawartość palmtopa na kość, pomijając pornosy. Odczekał chwilę, aż stary kumpel przetrawi wieści – Ja muszę rozejrzeć się za Łezką. Pilnuj się, Bizon jest skurwysynem, ale nikt nie twierdzi że to idiota. W razie czego kontaktuj się na to – pomachał palmtopem. – Tylko dyskretnie, nie wiadomo kto słucha.
Rutger prawie się obraził. Fingst wysłuchał cierpliwie, że pierdoli i niech nie uczy ojca dzieci robić, i że w łączności nauczył się szyfrować kanały wcześniej niż przemądrzały WiFi zaczął dupczyć panienki. Kiwał głową i wypytał jeszcze dokładnie gdzie zamierzają się z tym całym bimbrem zakopać. Unterstadt było dość… przestronne dla tych którzy nie chcieli aby ich znaleźć. Bioinżynier i cybernetyk… hmm, może będzie coś wiedział o tym co nosi pod czaszką.

Na razie jednak razwiadka. Sprawdził sprzęt i skierował się z powrotem na ulice. Wszyscy do piachu, tak? Głos z nagrania ciągle brzmiał mu w głowie. Jednostka operacyjna, ilu tam będzie? Łezka będzie z nimi? Dotrze tam w ogóle przez miasto ogarnięte pieprzoną rewoltą? Cichy zwiad, rozpoznanie, co gdzie i jak. Powoli, po kolei… Bez nerwów. Gott im Himmel, dzięki za krótką pamięć i niecelną pierwszą serię nieboszczyka z HK... Rozejrzał się i wyszedł z bramy.
 
Harard jest offline