Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-12-2010, 20:29   #99
Lynka
 
Lynka's Avatar
 
Reputacja: 1 Lynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemu
Wieczorne tańce wydały się Tui fantastycznym pomysłem. Zmęczona bardziej psychicznie niż fizycznie potrzebowała, jak i chyba wszyscy, odrobiny zabawy. Ostatnio na tańcach była przy okazji dużego festynu w sąsiednim miasteczku i bardzo dobrze się tam bawiła. W czasie tańców dożynkowych była już daleko od domu...
Mimo, że mogła to być ich ostatnia potańcówka, to jednak nie wszyscy chcieli się bawić i wkrótce Tua została jedyną partnerką dla trzech najemników i Karia. Toteż dość szybko się zmęczyła, a i mężczyznom ochota na tańce przeszła, przy tak małej ilości partnerek. Dziewczyna wyszła przed karczmę wdychając zimne powietrze. Chociaż nie była to najlepsza zabawa jej życia, to jednak trochę potańczyła, dzięki czemu miała bardzo dobry humor. Zadowolona wpatrywała się w gwiazdy nie myśląc o niczym.

Już po chwili znalazł się przy niej Kario nieśmiało usiadł na drugim krańcu ławki. Dziewczyna zamyślona przyjrzała się najemnikowi. Tak z bliska - zwłaszcza gdy nie rumienił się, albo nie patrzył gdzieś w bok - był całkiem przystojny. Choć, gdy już o tym mowa, niczego sobie był zarówno Herso jak i Iulus, choć klasztorna mowa, jaką ten ostatni się posługiwał sprawiała, że człowiek - automatycznie niemal - dodawał mu z dziesięć lat, a przecież kapłan był chyba w wieku zbliżonym do najemnika. Kario natomiast był na oko kilka lat starszy od Kalela. Dawno już zatracił chłopięce rysy, ale rosnący uparcie zarost golił z sumiennością godną niemal Raydgasta. O głowę wyższy od Tui, szczupły ale nie wychudzony, z łatwością podnosił ciężkie bagaże a równocześnie łagodnie obchodził się ze zwierzętami. Nie uczestniczył w polowaniach, choć chętnie pomagał w oprawianiu przyniesionych zdobyczy. Nie wyróżniał się niczym specjalnym, choć raz, gdy podwinął mu się płaszcz (którym zawsze okrywał się szczelnie, jakby mu było wiecznie zimno), dziewczyna zobaczyła wiszących u jego paska wiele wąskich sztyletów, schowanych w wytartych, skórzanych pochwach i kilka mieszków. Nigdy jednak nie widziała, by ich używał. Zwykle w towarzystwie był milczący, gdy się do niego mówiło przechylał zwykle głowę na bok i spoglądał na ziemię, a nawet gdy się śmiał wraz z towarzyszami, wyglądało jakby nie zawsze wiedział do końca o co chodzi.

A może niepotrzebnie się go obawiała ostatnio? Nic nie mówi, bo jest nieśmiały, to przecież całkiem normalne, a wtedy w lesie może był nawet bardziej zaskoczony niż ona sama? Może to dlatego stał wtedy jak słup soli? Przecież on jest ledwo od niej starszy, czego tu się bać?
Wciąż go uważnie obserwując zapytała się z ciekawością:
- Kario, a skąd ty w ogóle pochodzisz?
- Z zachodu, spod Futenberg - wymamrotał młodzieniec, jak zwykle czerwieniejąc jak burak.
- O, na prawdę? - zdziwiła się Tua. Całkowicie zignorowała rumieniec oblewający twarz chłopaka - to ja trochę na północ od Futenberg. Co tam robiłeś? I jak to się stało, że w końcu nająłeś się u paladyna?
- Nooo... mieszkałem. Trochę owce pasłem. Eee... A potem do Uran. No i tu.
- A czemu z domu do Uran wyruszyłeś? - dziewczyna nie zrażała się małomównością chłopaka. Czuła, że wcześniej może za bardzo go unikała. Kiedyś trzeba to nadrobić.
- Po kapłana... do świątyni Illmatera. - odparł.
- Po kapłana? - powtórzyła zdziwiona czarodziejka - A po co?

Kario zawahał się przez chwilę, rozejrzał czujnie czy nikt nie patrzy, po czym zdjął kaptur i odgarnął włosy. Ponad uchem w stronę czoła we włosach ciągnęła się ukryta we włosach poszarpana blizna. Chłopak zerknął na Tuę i szybko opuścił włosy, naciągając z powrotem kaptur.
- Och... - Tua była zaintrygowana. Zaczęła powoli podchodzić do najemnika by przyjrzeć się bliźnie, ale ten, zasłoniwszy ją, uświadomił dziewczynie, że chyba jednak nie tak powinna się zachować. - Co ci się stało, jeśli mogę wiedzieć? - zapytała już z mniejszą pewnością siebie.
- Owca zdechła. To ociec mi sztachetą przyłożył, że niedopilnowałem. - mruknął ze wstydem w głosie - raczej z powodu owcy niż bicia.
Czarodziejka pokiwała delikatnie głową. Jej udało się wychować w domu, w którym takie coś byłoby niewyobrażalne, ale we wsi sporo znała takich ojców i matek co to dzieci tylko siłą roboczą były.
- I co potem? Do kapłana? Żeby co? - spytała delikatnie. Bo chyba nie po to żeby uleczył, to przecież za daleko było by w takim stanie taką podróż odbywać.
- No... bo - ściszył głos i rozejrzał się. - potem to ten... słyszeć na to ucho przestałem. I... no... - tu wykonał gest, jaki często wykonuje się wobec ludzi niesprawnych umysłowo. - To uciekłem... chciałem wyzdrowieć... a zwykłe modły to mało.
- Ach... - "To może dlatego jest taki dziwny?" Przeszło jej przez myśl, ale zganiła się za nią. Zdziwiła się też, że chłopak aż tak wiele o sobie opowiedział, ale może niewielu osobom to wyznał i mu to ciążyło? - A co było potem? Dawno to było?
- Dawno... kapłani rzekli, że to bardzo drogie leczenie... za drogie na darmowe... To ten... no... zarabiałem... i zarabiałem... - spuścił głowę i zaczerwienił się. - Potem... jak już zarobiłem... to powiedzieli, że rana za stara. Że głowa delikatna i jak za stara rana to się już pomóc nie da. Trochę ten... trochę pomogli, dobrzy dla mnie byli... ale nie całkiem.
- Ale... Jak oni tak mogli?! Powinni od razu ci pomóc, a pieniądze przecież mógłbyś im potem oddać. - Była oburzona. W końcu to kapłani, nie powinni tak ludzi traktować. I czując, że wkracza na niepewny grunt, spytała - I jak się teraz czujesz?
- To bardzo, bardzo drogie było... - poważnie rzekł Kario. - Dużo drogich składników, klejnotów czy takich rzeczy... Nie powinnaś się złościć, oni nie mieli, a dla innych potrzeba też... - zawstydził się nagle i spuścił głowę.
Tua uśmiechnęła się słysząc jak najemnik broni kapłanów. Pewnie miał rację. Zmartwiła się, że tylko tym nagłym zawstydzeniem... Nie chciał jej powiedzieć jak się teraz czuje, więc pewnie ciągle miał problemy z uchem albo... z czym innym. Nie chciała wymuszać odpowiedzi, ale martwiąc się o niego zapytała jeszcze:
- A czy... twoje problemy... zdrowotne nie przeszkadzają ci tak na co dzień?
- Ja... - Kario zgarbił się i znów rozejrzał, po czym nagle doskoczył do Tui i chwycił mocno za rękę. Sherim pisnął przestraszony. - Ale obiecasz, że nikomu nie powiesz?
Czarodziejka była niemal tak przestraszona jak pseudosmok, a na pewno tak samo zaskoczona. Mało brakowało, a by krzyknęła! Wolną rękę pogłaskała smoczątko chcąc je uspokoić i nieco drżącym głosem odpowiedziała chłopakowi:
- Taak, nikomu nie powiem.
- Jaaa... - znów strzelił wokół oczami - ja widzę... rzeczy. Ludzi. Zmarłych ludzi... Twojego dziadka na przykład widzę... co wieczór za tobą łazi - ścisnął jej mocniej rękę po czym spojrzał w oczy wzrokiem zbitego psa, oczekując najwyraźniej, że zaraz go wyśmieje i odtrąci.
- To... ee... - Nie wiedziała co odpowiedzieć. Dobrze, że Kario nie zauważył, że Madrag z nią rozmawia, choć pewnie i tak nie powiedziałby tego nikomu. Próbując zebrać myśli powiedziała chcąc zyskać nieco na czasie - Taki bez oka, tak?
- Ano... pilnuje cię przede mną - odparł.
- Pilnuje? Przed tobą? - uśmiechnęła się w myślach. Jej mistrz był wspaniały - Duchy wiedzą, że ty je widzisz?
- Eee... chyba nie... Ja udaję, że ich nie widzę... nie patrze im w oczy. Nie wolno patrzeć złu w oczy, to przynosi nieszczęście.
- Dlaczego złu? Wszystkie duchy są złe?
- Eee... -
to było chyba zbyt trudne pytanie. Ale czyż jeszcze do niedawna Tua nie myślała podobnie? - Nooo.. chyba nie... Mia nie była... Ale ten... jak za długo nie odchodzą, to im się miesza w głowach. Wydaje im się, że dalej żyją. I wtedy szkodzą.
- Mia? Jaka Mia?
- Moja... siostra - wydukał Kario, po czym zacisnął usta, najwyraźniej nie mając zamiaru powiedzieć nic więcej.

Speszona Tua błądziła wzrokiem po okolicy, ale w końcu natrafiła na spojrzenie Kario. Chłopak nie miał łatwego życia i najwyraźniej mocno odbiło się to w jego psychice. Było jej go żal. Niepewnie poklepała chłopaka po ręce, którą ją trzymał chcąc mu dodać jakoś otuchy.
- A widujesz może i inne duchy w okolicy?
- Tu nie... w mieście czasem.
- zamilkł, po czym znów spojrzał jej w oczy. - Ale nie powiesz nikomu, co?
- Nie powiem skoro tego nie chcesz - zapewniła - ale... - w głowie zaczął jej się rodzic pewien pomysł - twój... twój dar... Wiesz jakby to mogło nam pomóc w Pyłach? - w jej głosie słychać było entuzjazm. By ona mogła choć przez chwilę coś takiego zobaczyć potrzebowałaby zaklęcia, a Kario widział to cały czas!
- Eee... tam będą same duchy... - jakby na próbę rzekł Kario.
- Same albo i nie same. A i duchy potrafią być przecież niebezpieczne, a te w Pyłach to już na pewno. My ich nie widzimy, ale ty... Będziesz mógł nas ostrzegać w razie jakby, któryś wyszedł. Tak to by nas mogły zabić, a my nawet byśmy nie wiedzieli skąd nas atakują! - poczekała na odpowiedź najemnika patrząc na niego z nadzieją.
- Dar... - Kario zamyślił się, długo nie odpowiadając.

Tua czekała w napięciu. Przedłużające się milczenie zaczęło ją już lekko irytować. Sherin też, nie słysząc niczyich głosów, zaczął znudzony drapać. Ale gdyby tak udało się go namówić do pomocy...
- A jak mnie porwą do świata umarłych? - spytał w końcu.
- Wszystkich nas przecież mogą porwać jak z nimi przegramy. I ciebie, i mnie, i całą resztę. - Odpowiedziała poważnie dziewczyna - Albo gorzej jeszcze. Nie pozwolą nam do świata umarłych pójść i bez ciał błąkać się już na zawsze po Pyłach będziemy. Dlatego potrzeba nam każdej pomocy.
- Uhm... Dobrze. Pokażę. Ale tylko tobie - po kolejnych minutach ciszy zdecydował Kario. - A twój dziadek... nas nie porwie?
W pierwszej chwili dziewczyna niemal podskoczyła z radości, ale słysząc warunek jaki postawił chłopak nieco oklapła:
- A może Iulusowi byś chociaż jeszcze pokazał? On jest kapłanem to ma większą moc by je odegnać, to mogłoby bardzo nam wszystkim pomóc, zwiększyć naszą szansę... A wiesz, że jest dobry i słowny... Na pewno nie zdradził by tego nikomu innemu! A dziadek... on jest dobry, nie ma po co nas porywać. - uśmiechnęła się uspokajająco.
- NIE! - szarpnął się do tyłu Kario. - Tylko tobie. Ty im możesz pokazać, ty magiczna jesteś. Tobie uwierzą.
- Jak wolisz - odpowiedziała niezrażona dziewczyna i znowu się uśmiechnęła. Mimo wszystko i tak jest lepiej niż wcześniej mogłaby przypuszczać. Zarumieniła się lekko i, doceniając jak trudna musiała być dla Kario ta rozmowa, nieśmiało cmoknęła chłopaka w policzek.
- Nie! - chłopak odskoczył od niej jak oparzony i wyprostował się na całą swoją wysokość, okazując się być o głowę wyższy od czarodziejki. - Nie. Nie powinnaś. Powinnaś na mnie... uważać. Jestem nie... niebezpieczny - rzekł w końcu twardo.

Zaskoczona Tua najpierw mocniej poczerwieniała na twarzy, a po słowach najemnika otworzyła usta próbując coś powiedzieć. W końcu opuściła głowę, tak, że nie było widać jej twarzy. Dziwnie się czuła. To miał być tylko gest, którym miała podziękować mu za pomoc i pokazać, że ją docenia. A on zareagował na to... jakby co najmniej jakaś stara, śmierdząca baba go pocałować chciała. Czuła się... odrzucona. I co niby ma znaczyć, że jest niebezpieczny? Mówi to tylko tak czy może faktycznie coś jest na rzeczy? Może ta deska jego ojca nie tylko widzenie duchów wywołała? Siląc się na opanowanie, wciąż ze spuszczoną głową powtórzyła:
- Niebezpieczny?
- Niebezpieczny. Kario jest niebezpieczny i należy trzymać się od niego z daleka - powtórzył głośno i wyraźnie, jak mantrę.
- Ale dlaczego? - czarodziejka podniosła głowę i zaczęła się przyglądać chłopakowi.
- Jestem niebezpieczny... - pytanie Tui zrodziło najwyraźniej uzasadnioną, ale i trudną refleksję. - bo... mogę ci zrobić krzywdę...?
Dziewczyna spojrzała na niego zdziwiona i nieco wolniej i wyraźniej zapytała:
- Ale dlaczego miałbyś mi robić krzywdę?
- Bo... jestem niebezpieczny?
- najwyraźniej pętla pytań i odpowiedzi zrobiła się zbyt trudna. - Bo jestem przestępcą! - po chwili, z wyraźną ulgą Kario odnalazł wreszcie jakiś logiczny powód.

Zaskoczeniem to dla Tui nie było. Żaden z najemników nie wyglądał na zupełnie uczciwego. Z resztą Kalel... też był przecież przestępcą. Kradł. I co z tego? Nieco przerażona własnymi myślami brnęła w tą oporną rozmowę dalej:
- A chcesz mnie skrzywdzić?
- Nie!
- zaprzeczył gwałtownie Kario, po czym przygarbił się. - Ale... no... i tak powinnaś na mnie uważać.. - zakończył błagalnym tonem.
- Ale skoro nie chcesz mnie krzywdzić to niby dlaczego miałbyś to zrobić?
- No bo... booo... ja taki jestem! - wypalił w końcu z rozpaczą w głosie, po czym odwrócił się i niemal wybiegł w stronę miasta.
Tua spojrzała na odchodzącego chłopaka. Co jest z nim nie tak? Zamyślona siedziała dalej na swoim miejscu, by po chwili samotnie wrócić do karczmy.
 
Lynka jest offline