Dru pomstując na
Sabrie i obmyślając różnego rodzaju złośliwe zemsty, pełzała po wozie, wyszukując ukrytego alkoholu.
Roger przez moment przypatrywał się tej działalności, a potem spytał:
- Szukasz czegoś? Chyba nic już nie ma. Kastus poczęstował Alison.
-
Usmażę ją żywcem z kiełbaską. A Kaktusa czeka manto!- gnomka wyrzuciła z siebie stek gróźb bez pokrycia.-
Moje winko śmieli ruszać! Porachuję im wszystkie kości. Zróżniczkuję im wszystkie włosy. Moje skarby... to ja miałam was wyduldać!
- Ależ Dru... Wszak to był gość. Trzeba było czymś ją poczęstować. -
Roger zdawał się być szczerze oburzony faktem, że
Dru nie rozumie nic z pojęcia 'gościnność'. -
A Kastus chyba nie miał już nic swojego.
-Bez pozwolenia, wtrybiać się na imprezkę i wypijać czyjeś winco... to obelga.- zagrzytała niemal zębami gnomka.
-
Się tak nie unoś, złość piękności szkodzi - Odezwała się do Gnomki Maginii.
-
Mojej urodzie, żadna złość nie zaszkodzi.- odparła
Drucilla, wyciągając z jednej kryjówek w wozie swą zdobycz.
Dobywając ze skrytki flaszkę z winem i pociągając sporego łyka mówiła.-
Tu jesteś mój skarbie, moja ambrozjo, napoju życia i bogów.
Co prawda, to prawda, pomyślał
Roger, który do urody gnomki miałby nieco uwag.
Sylphia z kolei uśmiechnęła się minimalnie pod nosem, pozostawiając swoją "awaryjną" flaszkę wybornego wina na miejscu, czyli gdzieś w magicznej torbie, przewieszonej przez ramię...
-
Oooooch...to lepsze niż orgazm. Tak słyszałam.- uśmiechnęła się
Drucilla za jednym razem opróżniając połowę flaszki.
-
Nadanie komuś postaci Kastusa to żaden problem, prawda? - Roger zwrócił się do magini, wracając przy okazji do poprzedniego tematu. Co prawda mógłby podyskutować z Dru na temat najrozmaitszych ekscytujących przeżyć, ale wolał zostawić to na kiedy indziej. Mimo interesującej tematyki.
-
Oczywiście, że nie - Odparła Sylphia, kręcąc jakoś tak głową na słowa wypowiedziane przez Dru -
A kogo masz konkretniej na myśli jako owego ochotnika?
-To kto robi za Kaktusika?- również spytała kapłanka odzyskując "siły" po małym drinku.
-
W tej chwili nikogo konkretnego nie mam na myśli - odparł Roger. -
To było pytanie ogólne, na poczet przyszłego planu.
-Aktor, potrzebujemy aktora...czy ten..Revcośtam nie był przypadkiem jakimś artystą, grajkiem?- gnomka wysiliła swój mózg opróżniając do końca butelczynę.
-
O właśnie! - rozpromienił się Roger. -
Masz rację.
-Phi...to oczywiste że mam... Wielokółkowe....eee.. wielotorowe myślenie, daje mi przewagę nad prostaczkami.- odparła Drucilla.
Sylphia spojrzała na małą Kapłankę naprawdę dziwnym wzrokiem...
A Roger doszedł do wniosku, że obcowanie z prostaczkami jest zdrowsze dla umysłu. Drucilli najwyraźniej kontakty z maszynami nieco zaszkodziły. Zakółkowało ją jakby. A Maginię korciło jeszcze, by spytać, co to są "tory", dała sobie jednak z tym spokój. Jeszcze denerwujący pokurcz będzie miał naprawdę satysfakcję, szczycąc się posiadaniem wiedzy większej niż ona.
-
Ktoś sobie pojedzie, udając Kastusa. Alison ruszy w jego kierunku. Wszystko powinno się odbyć poza zasięgiem wzroku tych z obozu. A wtedy ty, zza krzaczka, ustrzelisz kapłankę Bane'a. Przynajmniej już nigdy nie sięgnie po cudze wino - powiedział Roger.
-
Ano mogę...-machnęła łapką gnomka z wyraźną irytacją w głosie.
-
Dobrze, fajnie - Odezwała się Sylphia -
Ale czy ten "ktoś" nie powinien mieć ze sobą jakiś niewidzialnych ochroniarzy na wszelki wypadek, lub jeszcze lepiej, czy sam nie powinien zniknąć w odpowiednim momencie?.
-Tylko niech się nie pchają na linię strzału.- dodała gnomka.
I nagle ją olśniło. To, co właśnie zaproponowała, skazywało ją samą na wzięcie udziału w owym cholernym zadaniu, wszak ktoś robiący za ochronę musiał w odpowiednim momencie być blisko "Kastusa", by rzucić na niego odpowiedni czar, pozwalający bezpiecznie uciec.
Akurat.
Pewnie ich dopadną, a ona skończy na okropnych torturach u Zhentów, którzy przerobią ją na bliżej nieokreśloną, krwawą breję. Magini sięgnęła po własną flaszkę do torby, po czym napiła się prosto z butelki, aż zagulgotało. Etykietę miała w chwili obecnej głęboko w poważaniu.
-
Ochroniarze to, jak powiadają, inna inszość - uśmiechnął się Roger. -
Ustalimy później, kim będą i gdzie będą.
Ze strony Magini odpowiedziało jedynie Rogerowi "gul, gul, gul", rozmowa urwała się więc z powodów... bardziej przyziemnych?
Roger pokręcił głową.
Kolejna, która przekładała butelkę nad inne przyjemności. To już chyba przesada. Zdecydowanie wpadł w nieodpowiednie towarzystwo.