Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-12-2010, 10:05   #37
deMaus
 
deMaus's Avatar
 
Reputacja: 1 deMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumny
Słysząc wołanie zakapturzony mężczyzna zatrzymał się i odwrócił:

- Pomóc w czym? - kaptur dość dobrze skrywał jego twarz i przynajmniej z odległości pięciu metrów jaka dzieliła mężczyzn nie można było jej dostrzec.

- Mam umówione ważne spotkanie w gospodzie Pod czerwoną jarzębiną, ale obawiam się, że zabłądziłem i już jestem spóźniony, miałem tam być na śniadanie, jednak najpierw było jakieś zamieszanie ze strażą, a potem kiedy postanowiłem zjawić się później zgubiłem drogę. - Wyjął z sakiewki 5 złotych monet - Gdyby zechciał pan wskazać mi drogę, z przyjemnością się odwdzięczę. - Maroco liczył, to że mężczyzna skusi się na pięć złotych monet, inaczej spali przykrywkę mieszkańca. Ale wtedy albo zacznie się pościg, albo walka, a oba byłyby niekorzystne, jeśli zaszkodzi tym Lidze.

- Spotkanie? - mężczyzna podniósł trochę głowę, jakby chcąc samemu zobaczyć rozmówcę. Wtedy Maroco zauważył twarz, którą widział poprzedniego wieczoru w karczmie, Tobin.

- Tak, spotkanie. Byłbyś mnie łaskaw doprowadzić do tej karczmy? - Przyglądał się chłopakowi zastanawiając się, jaki związek ze strażą może mieć ten człowiek, skoro to on rzucił takie zaklęcie. - Czy też od razu zdejmiemy maski? Panie Tobin o ile dobrze pamiętam? - Wyszeptał, po czym podniósł ręce w geście przyjaźni - I spokojnie, bo to ja wczoraj kryłem twój tyłek u Talboota. -
Sroka podejdzie w miarę blisko i wtrąci się w rozmowę.
- Przepraszam bardzo - powiedziała z uśmiechem - może ja mogłabym panu pomóc?

- Wspaniałe miasto, - odpowiedział z uśmiechem - sami życzliwi ludzie. Z przyjemnością skorzystam, ale widzę, że nie nosi pani, żadnych pierścieni, a tak śliczna pani powinna je wręcz Kolekcjonować - Cóż dwie pieczenie za jedną ogniska kulą jak mawiał jego nauczyciel czarów.

Sroka była zdziwiona, ale ukryła to uczucie pod maską kurtuazyjnego uśmiechu. Skąd mógł wiedzieć o pierścieniu? - pomyślała.

Tobin wygląda na zaskoczonego nie włącza się jednak w rozmowę czekając na rozwój sytuacji.

Mierzył Tobina wzrokiem, zastanawiając się czy ta specjalna jednostka straży nie jest podejrzana.
- W takim razie chodźmy - powiedział do pięknej elladrin, a do Tobina dodał ściszonym - Teraz jak się przyjrzałem twarzy tego mężczyzny, z chęcią spędzę czas na drodze do karczmy z miłą i piękną Elfią panią. Nazywam się Theodor Hess, podróżny kupiec. - spojrzał jeszcze raz na Tobina i wyszeptał, jednak elfka powinna to usłyszeć. - Proszę powiedzieć swojemu kapitanowi, że Pan Maroco Ribiera będzie chciał z nim jeszcze pomówić. - Wyciągnął rękę do elfki - Idziemy? -

- Dziękuję, chętnie do pana dołączę - Sroka zaciekawiona postanowiła towarzyszyć mężczyźnie z laską.

- Mojemu kapitanowi? Obawiam się, że pan mnie z kimś myli. Skoro znalazł pan pomoc... - skinął lekko głową i poprawił kaptur. Odwrócił się odchodząc. Po zrobieniu kroku zatrzymał się i nie odwracając się dodał: - Jakbyście spotkali trzeciego to... Zresztą nieważne... nie jestem waszym opiekunem.

Więc to tak, Liga urządziła tu sobie werbunek.
- Wiesz, że na nas polują i że są to ludzie ze straży? To element testu czy przypadkowa komplikacja? Tylko tyle chcę wiedzieć. - rzucił za odchodzącym młodzieńcem.


- Dwie przecznice dalej jest karczma "Złoty Kur". - ciężko było powiedzieć czy to zaproszenie, czy ostrzeżenie, czy po prostu informacja.

Cóż było robić. Odczekał aż mężczyzna odejdzie i powiedział do elfki.
- Cóż nie wiem, jak Pani, ale ja zamierzam sprawdzić jakie wino podają pod "złotym kurem" - mówiąc do schował do sakiewki monety i wyjął pierścień Ligi - mniemam, że rozpoznaje pani ten pierścień. Obecnie nie jest go dobrze nosić, więc lepiej go schować - dodał wkładając go na swoje miejsce. - To pani pierścień wyczułem w tej alejce? - mówił dalej wskazując na miejsce gdzie wcześniej stała, a przynajmniej w pobliże tego miejsca. - Domyślam się, że czeka nas test, zwłaszcza, że jest nas podobno trzech. Z tego co wiem to Liga ceni umiejętności współpracy, więc raczej na pewno nie mamy się pozabijać. Ale aby nie zwracać na siebie uwagi, proponuję wycieczkę do karczmy wskazanej, przez naszego miłego byłego rozmówcę. -

A więc pierścieni było kilka. Coraz więcej zagadek... liga... test przyjęcia... coraz ciekawiej...
- Wygląda na to, że mój... panie Hess. - dodała - On również spoczywa w bezpiecznym miejscu, za radą tego młodego człowieka - Ellandriel uśmiechnęła się do obcego. - Bezbronna kobieta nie powinna obnosić się z tak drogocenną biżuterią po mieście - podkreśliła żartobliwie i podając ramię powiedziała - Ellandriel Aletha Danaan, do usług.


Maroco ruszył w kierunku wskazanym przez Tobina, szedł wolno, spacerowo, jakby spacerował z dama polną drogą wokół jeziorka.
- A więc co sprawiło, że zaczęła pani szukać Ligi? - zastanawiał się czy powiedzieć o powodach, dla których on zamierzał dołączyć, ale uznał, że może z tym jeszcze chwile poczekać. Zwłaszcza, że jak na razie to on ryzykował, a jego nowa towarzyszka była mocno zamknięta, więc pora dać się jej wykazać.


- Hmmm... przypadek? Zrządzenie losu? Poszukiwanie nowych możliwości? Jest wiele powodów dla których podejmuje się ryzyko. - odpowiedziała Sroka - Dla mnie sens życia panie Hess stanowi ... pewnego rodzaju zbieractwo - a widząc jego zdziwioną minę dodała - Kolekcjonuję wszystko co niezwykłe i trudne do zdobycia. Niezależnie od tego czy to przedmiot materialny, zjawisko, wiedza czy cokolwiek innego. A jakie są pana motywy? - spytała po chwili

- Ja lubię władzę droga pani, władzę którą może oferować tylko taka organizacja jak Ligia, nikt inny nie daje tylu możliwości co oni - Uśmiechnął się, cóż można było zrobić, z jednej strony można rozmawiać dalej o Kolekcjonerach, a z drugiej należy być ostrożnym - Jednak jak to zwykle z kolekcjonerami bywa. Wszystkim zależy na tajności. Dlatego porozmawiajmy na inny temat. Wie może Pani coś na temat tych wzmożonych działań straży? Podobno choć ostatnio nie przejawiali żadnej aktywności i pojawiali się tylko od święta poza murami, nagle są codziennie, aresztują różnych ludzi. Dziś w karczmie "pod czerwoną jarzębiną" poszukiwali kogoś z naszych, mieli maga, który potrafił wykryć pierścień, gdyby nie moje zdolności, to pewnie dopadli by i mnie. -

- Zgadzam się w tej kwestii. Słowa mogą być równie niebezpieczne jak i czyny. - zastanowiła się przez chwilę - Właściwie to za krótko jestem w mieście i jedyne zajście, jakie miałam okazję widzieć to napaść na straż miejską przed Tawerną Talboot. Miał pan zatem wiele szczęścia -

- Cóż, szczęście szczęściem, a głupota straży to druga rzecz. - uśmiechnął bo dostrzegł już karczmę do której zmierzali, a szczerze powiedziawszy zastanawiał się, już co tam zastaną. Ligę, czy zasadzkę. - Oczywiście wie pani, że możemy spotkać się w środku z niemiłym przyjęciem? Skoro chce pani dołączyć do Ligi, to zakładam, że potrafi pani walczyć. -

- Poradzę sobie, jeśli o to pan pyta. - odpowiedziała lakonicznie myśląc intensywnie w co się wpakowała.









Wnętrze karczmy "Złoty Kur" było praktycznie puste. Stolików nie rozstawiono zbyt wiele, gdzieniegdzie stały skrzynie. Za kontuarem było pusto jednak przy jednym ze stolików stał stosunkowo młody mężczyzna. Z postury i twarzy wydawał się bardziej najemnikiem niż barmanem. Sytuacja wyjaśniła się nieco kiedy zaczął iść w kierunku baru - pomimo iż nie chodził o lasce wyraźnie utykał na lewą nogę.

Tobin siedział przy jednym ze stolików i był jedynym klientem karczmy.





Link do grafiki


Maroco rozejrzał się, ale wydawało iż karczma jest sprawdzona, albo przynajmniej pewna co do tego iż nie będą im tu przeszkadzać. Ruszył do baru i położył na nim dwie złote monety.
- Trzy kielichy - po czym ruszył do stolika, odsunął krzesło dla Ellandriel, a następnie sam usiadł naprzeciw Tobina, z sakiewki wyciągnął butelkę wina. - Anurieńskie, osobiście uważam je za jedne z lepszych, ale należy je odrobinkę schłodzić. - trzymał wino za szyjkę prawą ręką, lewą przysunął do dołu butelki, a natychmiast z środka ręki, zaczęły unosić się podmuchy zimnego powietrza. Po kilku sekundach szkło wina zaszło lekkim szronem, w tym momencie barman przykuśtykał z kielichami, które postawił na stoliku i natychmiast odszedł. Ewidentnie nie podobało mu się iż Ribiera wyjął swój alkohol. No cóż, chyba mu to wynagrodził dostatecznie. Rozlał wino i podał reszcie kielichy - A teraz do rzeczy panie Tobin. odrobina informacji, bo ja byłem na miejscu spotkania, ale zamiast kontaktu, który chyba uciekł oknem. Spotkałem straż polującą na posiadaczy pierścieni. Do tego chyba w całym mieście jest nagonka. Z tego co się dowiedział, ostatnio straż zamiast siedzieć wewnątrz murów, jak ma w zwyczaju, wyszukuje i łapie pojedynczych obywateli. Więc jak już pan zacznie mówić, to sugeruję dodać jak mogę pomóc? - zakończył z lekkim uśmiechem.

Sroka zajęła ofiarowane jej miejsce i rozejrzała się dokoła. Nie dostrzegając niczego niezwykłego czy mogącego stwarzać zagrożenie, skoncentrowała się na towarzyszach przy stole. Magia zawsze trochę ją przerażała, ale używana przy codziennych czynnościach, takich jak choćby schłodzenie butelki wina, wydawała się zupełnie przydatna. Ellandriel uśmiechnęła się do siebie.

- Wnioski z tego co powiem wyciągnijcie sobie sami. Legenda głosi, że u początków Cruar's Cove leży sztorm, który zepchnął z trasy i rozbił w pobliżu obecnego miasta statek. Na statku podróżowało kilkadziesiąt osób, w tym Dirren i jego dwaj powinowaci czy przyjaciele. Kim byli płynący statkiem, skąd i dokąd podróżowali? Tego nikt nie wie. Nie mając możliwości kontynuowania podróży Dirren przyjął tytuł lorda i zaczął budowę wieży strażniczej, która była zaczątkiem miasta. W pobliżu powstały jeszcze dwie wieże, o których już nikt nie pamięta... i może dobrze. Jak dobrze się przypatrzeć w mieście wiele jest dziwnych, nietypowych akcentów... Nieistotne. Szybko powstało Przymierze Trzech, i trzech władców wież rządziło wspólnie, pomimo tego, że rozwijało się właściwie tylko miasto... Rozwijało się zaskakująco szybko i zaskakująco harmonijnie. Ci, którym się nie podobało otwarcie lub skrycie opuszczali miasto i nigdy nikt o nich już nie słyszał. Władca otoczył się wiernymi sługami i zamknął w Starym Mieście do którego nie jest się łatwo dostać. Kilkadziesiąt lat temu Liga, z tylko sobie wiadomych przyczyn, usiłowała spenetrować Stare Miasto i poznać jego tajemnicę. Podobno miejsce postawienia wież nie było przypadkowe... W każdym razie wysłannicy Ligi zostali schwytani i skończyli marnie. Sama organizacja została powiadomiona, że każdy kolejny posiadacz pierścienia skończy równie marnie. To, co powiedziałeś na ulicy świadczy o tym, że nie znasz tej historii.


- Mnie jest ona równie nieznana. Może opowie pan coś jeszcze o tych tajemniczych wieżach... i o samym władcy - Sroce przypomniał się w tym momencie fragment odcyfrowany z zakrwawionego pergaminu " Władca północnej Fortecy nigdy nie żył" -


- Oczywiście, że nie znam. Ale teraz pytanie czy tylko ty jesteś członkiem Ligi? czy reszta tego nietypowego oddziału też? Powinieneś mieć pierścień i dobrze by było abyś podał więcej szczegółów abym mógł zastanowić się jak najlepiej mogę się przydać. -


- Nie jestem członkiem Ligi. - odparł chłopak - Powtórzę jaśniej jak nie zrozumiałeś tego co powiedziałem. Posiadanie, a zwłaszcza używanie, pierścienia Ligi w tym mieście to wyrok śmierci na posiadacza. Prędzej lub później. Teraz może trochę później ponieważ napływowej ludności w mieście jest sporo i to utrudnia poszukiwania... Co zaś się tyczy historii - jak powiedziałem początkowo powstały trzy wieże - oddalone od siebie o dzień szybkiej jazdy konnej. Wieża, która obecnie stanowi część zamku lorda Dirrena nazywana była Północną, położona w lasach na południe Czarną, a ta na północny wschód - Zachodnią. Nazwy podobno miały wskazywać jakieś ukryte miejsce, czy znaczenia. Wieże poza miastem nie istnieją, a przynajmniej za takie - nieistniejące - uchodzą. Miasto rozwijało się bardzo szybko a kamień pozyskiwano z nadmorskich jaskiń. Wiele rzeczy, budynków, murów wybudowano prawdopodobnie tylko po to, aby uwiarygodnić konieczność wydobywania kamienia, czy w zasadzie kopania tuneli w jaskiniach... Ponieważ były łatwiejsze miejsca do wydobycia kamienia Przymierze Trzech musiało czegoś szukać w okolicy... Ciężko po tylu latach powiedzieć czego. Być może rozbitkowie tylko przyłączyli się do kogoś, kto już tutaj poszukiwał? Nie wiadomo czy to coś zostało odnalezione... Cała historia powoli ginie w cieniach przeszłości...


- Coś mi się przypomniało z historii o Cruar's Crove, którą czytałam czy słyszałam - zagadnęła Ellandriel - czy którąś z tych wież lub jakąś budowlę w okolicy nazywano może Czerwoną Fortecą? I jeszcze jedno... Skoro nie należysz do Ligi, to dlaczego ostrzegasz posiadaczy pierścieni?


- Czerwoną? - Tobin zastanowił się przez dłuższą chwilę - Ciekawe... Bardzo... Oryginał legendy o powstaniu miasta i Przymierzu Trzech spisano w obcym języku... Słowo "utiie" oznacza czarny, a słowo "utue" krwawy, ale także czerwony. Zapis tych słów jest na tyle podobny, że łatwo mogło dojść do pomyłki przy odczycie... To... - zamyślił się znów na chwilę po czym zaczął zupełnie inny temat - Liga? Nie robię tego dla Ligi, może dla was osobiście... Choć też nie do końca. Podejmuję w tym mieście działania, które niekoniecznie muszą ujrzeć światło dzienne. Uganianie się strażników książęcych po mieście wywołane pojawieniem się przedstawicieli Ligi nie służy moim działaniom. Mam więc dwa wyjścia - pomóc straży książęcej lub poinformować was licząc na to, że znikniecie z horyzontu wydarzeń.


- Tobinie, nie dokończyłeś mówić o tej Czerwonej Twierdzy... gdzie można znaleźć te zapiski i o co chodzi z tym tłumaczeniem? Dlaczego różnica między czerwonym a krwawym może być ważna? - podchwyciła Ellandriel


- Ja zapoznałem się z kopią zapisków w bibliotece w Athkatla. Dokładnie różnica pomiędzy czarnym a czerwonym. Jeżeli istniałaby różnica, czy błędy w tłumaczeniu to możliwe są również inne błędy. To zmienia postać rzeczy... Dość oczywiste, że jeżeli nazwa wieży jest inna to również wskazuje na inne miejsce... W Cruar's Cove jest uniwersytet, albo coś co z niego zostało, więc zapewne tutaj również są przechowywane jakieś zapiski dotyczące historii miasta. Ja nie korzystałem z tutejszego zbioru. -


- A czy twoja... działalność, o której wspominałeś jest w jakiś sposób związana z owymi wieżami? Uprzedzam, że to nie wścibstwo, ale ewentualny wspólny interes sprawia, że pytam. - spytała obserwując chłopaka dokładnie.

- W jakiś sposób tak. -

- Hmmm... może mam co mogłoby Cię zainteresować... Oczywiście pod pewnymi warunkami. - zerknęła trochę niepewnie na drugiego maga siedzącego u boku - Panie Hess, czy pan otrzymał jakieś wskazówki... elementy jakiejś łamigłówki... cokolwiek od Ligi? -

Maroco przysłuchiwał się wymianie zdań, ale coraz bardziej wątpił, że ona prowadzi do jakiegoś celu. Dopóki nie znajdzie kogoś z Ligi, i nie potwierdzi tych informacji, cała ta rozmowa nie ma sensu, no może tylko tyle, że informacje z niej wyjęte mogą się kiedyś przydać.
- Cała Liga to jedna wielka łamigłówka, ale nie o tej konkretnej sprawie, nie dostałem, żadnych wskazówek. Zastanawia mnie tylko to, że nagle pan tego miasta ściga członków Ligi, w obronie jakichś zapomnianych wierz, to trochę za bardzo otwarte działanie. Chętnie spotkałbym się z tym władcą i zamienił kilka słów. - w głowie już układał plan i aż uśmiechnął się na myśl, jak łatwo komuś takiemu jak on przejąć władzę w mieście.


- Ha, to życzę powodzenia. W spotkaniu z władcą. Robisz założenie, że coś dzieje się nagle... Nie, nie dzieje się. Z pewnych względów to miasto i jego władca zaciekle bronią swoich tajemnic. Ligi przez długi czas ta tajemnica nie interesowała, potem z jakichś względów zaczęła i od tego czasu wszyscy członkowie Ligi, którzy do miasta przybyli w nim zginęli... Dziwi mnie, że wasza organizacja ciągle próbuje; chyba że to jakaś forma eliminacji niewygodnych członków? - zawiesił głos na chwilę jakby dla podkreślenia tego co mówił - Chyba nie muszę mówić, że nie tylko Liga jest zainteresowana pewnymi sprawami? Wszyscy są poszukiwani. Jedni maskują się lepiej, inni gorzej -


- Zadziwiająca aluzja na temat maskowania, ale spotkanie z jaśnie panem to nie taka skomplikowana rzecz Panie Tobin, nie dla kogoś takiego jak ja. Czy można poznać nazwę pańskiej organizacji? Może warto zainteresować się członkostwem w niej, zamiast w Lidze? -


- Doprawdy? Nie postawiłbym na to złamanego szeląga... Miło się rozmawia jednak muszę już was opuścić... - wstał od stołu pozostawiając nietknięte wino - Miłego dnia. -

Kiedy Tobin wyszedł, Maroco rozejrzał się powiedział szeptem.
- Nie podoba mi się to, a przynajmniej nie podoba mi się, to, że nagle każdy zna Ligię. Osobiście podejrzewam, że Tobin jest jej członkiem, a to nadal sprawdzian. Widziałem się wczoraj z szefem Tobina i chyba pora odwiedzić go ponownie. Zechce mi Pani towarzyszyć, czy może się Pani rozmyśliła co do dołączenia do Ligi? -

Nagłe wyjście Tobina zastanowiło Ellandriel. Czyżby chłopak się obraził? A może mag swoimi pytaniami sprawił, że dalsza rozmowa była dla niego niewygodna?
- Owszem, chętnie będę Panu towarzyszyć. Za dużo tutaj tajemnic i niedomówień. A ja zawsze drążę aż do sedna, nawet jeśli związane jest to z niebezpieczeństwem. - odpowiedziała z namysłem
 
deMaus jest offline