Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-12-2010, 14:37   #101
Callisto
 
Callisto's Avatar
 
Reputacja: 1 Callisto wkrótce będzie znanyCallisto wkrótce będzie znanyCallisto wkrótce będzie znanyCallisto wkrótce będzie znanyCallisto wkrótce będzie znanyCallisto wkrótce będzie znanyCallisto wkrótce będzie znanyCallisto wkrótce będzie znanyCallisto wkrótce będzie znanyCallisto wkrótce będzie znanyCallisto wkrótce będzie znany
Łzy, które wylała nad listem od Houruna ciągle paliły ją niemal żywym ogniem. Stara rana, która wydawała jej się już lekko zasklepiona znowu zaczęła się babrać, to było jedyne porównanie, które przychodziło Maeve do głowy. Cały czas trzymała w ręku wisior, zastanawiając się, co za słowo może aktywować zawarty w nim czar. W liście ukochany napisał,że nie będzie dla niej problemem, ale ona miała kompletną pustkę w głowie, nic oprócz pytań nie przychodziło jej na myśl. Głupiec, gdyby nie odszedł... wszystko byłoby inaczej. Jednak on musiał zgrywać bohatera, łamiąc jej serce. Wiedziała, że tego nie chciał, w końcu na swój sposób oboje się kochali, choć okazywali to często inaczej niż zwykłe zakochane pary. Nie byli jednymi z tych ludzi, którzy okazują sobie uczucie poprzez słowa czy przydomki. Oboje preferowali okazywać sobie czułość poprzez drobne gesty. Maeve często krzywiła się na kochanków zbyt jawnie okazujących sobie uczucia. Stanowczo wolała ich sposób od tego, co tak często widywała. Zresztą, to Hourun w nią wpoił, że słowa często nie mają znaczenia, są tylko wygodną przykrywką dla prawdziwych intencji. Maeve jednak była zbyt temperamentna, zbyt niecierpliwa by przykładać do tego wagę.

Oczywiście z wiekiem się uspokoiła i gdy Hourun odszedł nie była już tym samym narwanym rudzielcem, którego poznał. A teraz, gdy zbliżały się jej dwudzieste pierwsze urodziny na pewno nie była taka sama. Wydawało jej się, że ten czas spędzony z Tuą, Kalelem i całą resztą bardzo ją zmienił, wpłynął na nią w jakiś sposób. Wiedziała, że teraz ktoś polega na niej, nie mogła już podejmować decyzji kierując się głównie swoim dobrem. Oni jej ufali, wierzyli w nią i wspierali w trudnych momentach. Zwłaszcza Tua, w ciągu tego czasu bardzo zbliżyła się z młodą czarodziejką, czasami czuła, jakby ta mała była bliska jej niczym siostra, której nigdy nie miała. Ona i Lidia były chyba pierwszymi dziewczętami z którymi poczuła tak silną więź. Do tej pory, rudowłosa zawsze trzymała się raczej w towarzystwie mężczyzn, od dziecka bawiła się w towarzystwie chłopców. Miała dwóch braci, których kochała ponad życie. Zwłaszcza młodszego, tego łobuza. W końcu jak można go było nie kochać?
- Nie wolno ci się rozklejać. Musisz się pozbierać. To nic nie znaczy. - Powiedziała do siebie ocierając łzy i pozwalając by wisior spokojnie zawisł na jej szyi, tak jak powinien. W jej głowie było tysiące pytań, ale niewiele z nich potrafiła sformułować. Dlaczego? Co takiego przymusiło go tej decyzji? Co powiedział elfom dokładnie? Postanowiła więc uspokoić się na tyle by zapytać jednego z nich. Wstała ze swojego siedziska i poszła po odpowiedź, której tak bardzo pragnęła. Chciałaby poznać szczegóły, ale znając naturę Houruna było to raczej niemożliwe. Nigdy nie należał do osób, które dzielą się wszystkim, co dzieje się w ich wnętrzu. Tak jak się spodziewała, odpowiedź była krótka – Hourun dowiedział się od jakiegoś elfa u którego miał zamiar ich nająć (w końcu nie można wybrzydzać jak chodzi o pracę, za coś jeść trzeba), tam dowiedział się o misji, potem były wróżby, które wyraźnie wskazywały na to, że Maeve będzie zamieszana w sprawę Pyłów i zdecydował się ją zastąpić, zrobić to za nią. Najwyraźniej bogowie jednak mieli inne plany. Przeklęta niech będzie to jego bohaterstwo. Przed niczym jej nie uchronił, a tylko ściągnął na siebie kłopoty. Zostawił ją samą sobie, zapewne uważając to za najlepsze rozwiązanie.
- Hourun, ty stary durniu. - Mruknęła pod nosem, ponownie gładząc prezent od niego. Mimo wszystko nie potrafiła się na niego wściekać. Była zła bardziej na siebie niż na niego, choć wiedziała, że to nie ma to najmniejszego sensu. W jej głowie kłębiło się tysiące myśli, którymi jeszcze nie była gotowa podzielić się z towarzyszami.


Maeve podjęła decyzję – dopóki się nie uspokoi, będzie unikać towarzystwa współpodróżnych, pokazując się jedynie na posiłkach, by się nie martwili. Nie siadała wtedy jednak z nimi, tylko pokazywała się, że jest. Unikała ich do tego stopnia, że zdecydowała się na nocleg w stajni. Zanim jednak do niego doszło zdecydowała się trochę zwiedzić miasto. Miała nadzieję, że może uda się jej natrafić na jakiś jeszcze ślad po Hourunie, coś, co dałoby jej choć odrobinę nadziei. Wałęsała się więc tak po mieście, niemal bez celu, unikając przy tym wszelkich znajomych twarzy. Ciągle nie czuła się na siłach stanąć do rozmowy. Gdy zrobiło się już późno poszła do stajni by ułożyć się do snu. Tam zobaczyła widok dla innych normalny, ale ją w jakiś sposób poruszający. Była to kotka w biało-czarne łaty z równie łaciatymi młodymi. Zajmowała się po kolei każdym ze swych dzieci, oprócz jednego, biednego malca.


Był on chyba najmniejszy ze swojego rodzeństwa i widocznie przez nie i matkę odrzucony. Gdy z ciekawością spojrzał w jej stronę Maeve dostrzegła,że kociak ma dwa różne oczka – jedno szare, drugie zielone. To chyba było przyczyną jego odrzucenia przez matkę i rodzeństwo. Widać nie tylko ludzie źle traktowali tych, którzy od nich odstawali. Ten maluch przypominał jej nią samą. Podobnie jak ona z ciekawością patrzył na świat i jak ona przed laty, został odrzucony przez tych, którzy powinni go kochać najbardziej – własną rodzinę. Rudowłosa zaklinaczka wyobrażała sobie, że maleństwo musi być smutne z tego powodu. Zaczęła się zastanawiać, czy ma coś nadającego się do jedzenia albo picia dla tego maleństwa. Właściwie to nie bardzo wiedziała, czy taki maluch zje to, co ona, ale zostawiła mu resztki tego, co miała. Jeśli zje to dobrze, jeśli nie to trudno. Gdy zostawiła to pod jego noskiem, zwierzątko najpierw cofnęło się z nieufnością, ale po chwili, gdy odwróciła się, zaczęło jeść. Maeve tego jednak nie widziała, bo położyła się już, próbując usnąć.

Nad ranem kociak leżał koło niej, z ciekawością przyglądając się owej rudowłosej istocie, co poprzedniego wieczora wykazała nim zainteresowanie. Zaklinaczka uśmiechnęła się delikatnie i z czułością pogłaskała mięciutkie futerko kotka, który pomruczał z zadowoleniem. Gdy wstała, by pójść coś zjeść, kociak podreptał za nią. Ze zdumieniem Maeve stwierdziła, że on też musiał poczuć tą wspólnotę. Oboje byli tak samo samotni, tak samo zagubieni. On jej potrzebował, tak jej się przynajmniej wydawało. Od dzisiaj więc należeli do siebie, ten mały kocurek i ona. Oczywiście, należało wpierw spytać karczmarza, czy może go wziąć, jednak nie sądziła by stanowiło to jakiś problem.
- Jeśli karczmarz się zgodzi bym cię wzięła, mój mały, nazwę cię Hourun. Co ty na to? - Zapytała spoglądając na malca, który prychnął z niezadowoleniem. Zaklinaczka uśmiechnęła się lekko. - Rozumiem, że się nie podoba. No dobrze, a co powiesz na Łobuz? - Powiedziała, zanim zorientowała się, że gada z kotem, który przecież jej nie odpowie. Nie wiadomo było też, czy karczmarz rzeczywiście się zgodzi. Kotu jednak chyba spodobało się imię Łobuz, bo miauknął, jakby chciał wyrazić swoje zadowolenie.

Gdy zaklinaczka weszła do karczmy, od razu udała się do karczmarza by uzyskać pozwolenie na zajęcie się tym kotkiem. W końcu poczuła jakąś więź z nim, zupełnie jakby to kociątko ją wybrało. Dwa wyrzutki. Bardziej dobranej pary chyba być nie mogło.
 
Callisto jest offline