Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 30-12-2010, 14:37   #101
 
Callisto's Avatar
 
Reputacja: 1 Callisto wkrótce będzie znanyCallisto wkrótce będzie znanyCallisto wkrótce będzie znanyCallisto wkrótce będzie znanyCallisto wkrótce będzie znanyCallisto wkrótce będzie znanyCallisto wkrótce będzie znanyCallisto wkrótce będzie znanyCallisto wkrótce będzie znanyCallisto wkrótce będzie znanyCallisto wkrótce będzie znany
Łzy, które wylała nad listem od Houruna ciągle paliły ją niemal żywym ogniem. Stara rana, która wydawała jej się już lekko zasklepiona znowu zaczęła się babrać, to było jedyne porównanie, które przychodziło Maeve do głowy. Cały czas trzymała w ręku wisior, zastanawiając się, co za słowo może aktywować zawarty w nim czar. W liście ukochany napisał,że nie będzie dla niej problemem, ale ona miała kompletną pustkę w głowie, nic oprócz pytań nie przychodziło jej na myśl. Głupiec, gdyby nie odszedł... wszystko byłoby inaczej. Jednak on musiał zgrywać bohatera, łamiąc jej serce. Wiedziała, że tego nie chciał, w końcu na swój sposób oboje się kochali, choć okazywali to często inaczej niż zwykłe zakochane pary. Nie byli jednymi z tych ludzi, którzy okazują sobie uczucie poprzez słowa czy przydomki. Oboje preferowali okazywać sobie czułość poprzez drobne gesty. Maeve często krzywiła się na kochanków zbyt jawnie okazujących sobie uczucia. Stanowczo wolała ich sposób od tego, co tak często widywała. Zresztą, to Hourun w nią wpoił, że słowa często nie mają znaczenia, są tylko wygodną przykrywką dla prawdziwych intencji. Maeve jednak była zbyt temperamentna, zbyt niecierpliwa by przykładać do tego wagę.

Oczywiście z wiekiem się uspokoiła i gdy Hourun odszedł nie była już tym samym narwanym rudzielcem, którego poznał. A teraz, gdy zbliżały się jej dwudzieste pierwsze urodziny na pewno nie była taka sama. Wydawało jej się, że ten czas spędzony z Tuą, Kalelem i całą resztą bardzo ją zmienił, wpłynął na nią w jakiś sposób. Wiedziała, że teraz ktoś polega na niej, nie mogła już podejmować decyzji kierując się głównie swoim dobrem. Oni jej ufali, wierzyli w nią i wspierali w trudnych momentach. Zwłaszcza Tua, w ciągu tego czasu bardzo zbliżyła się z młodą czarodziejką, czasami czuła, jakby ta mała była bliska jej niczym siostra, której nigdy nie miała. Ona i Lidia były chyba pierwszymi dziewczętami z którymi poczuła tak silną więź. Do tej pory, rudowłosa zawsze trzymała się raczej w towarzystwie mężczyzn, od dziecka bawiła się w towarzystwie chłopców. Miała dwóch braci, których kochała ponad życie. Zwłaszcza młodszego, tego łobuza. W końcu jak można go było nie kochać?
- Nie wolno ci się rozklejać. Musisz się pozbierać. To nic nie znaczy. - Powiedziała do siebie ocierając łzy i pozwalając by wisior spokojnie zawisł na jej szyi, tak jak powinien. W jej głowie było tysiące pytań, ale niewiele z nich potrafiła sformułować. Dlaczego? Co takiego przymusiło go tej decyzji? Co powiedział elfom dokładnie? Postanowiła więc uspokoić się na tyle by zapytać jednego z nich. Wstała ze swojego siedziska i poszła po odpowiedź, której tak bardzo pragnęła. Chciałaby poznać szczegóły, ale znając naturę Houruna było to raczej niemożliwe. Nigdy nie należał do osób, które dzielą się wszystkim, co dzieje się w ich wnętrzu. Tak jak się spodziewała, odpowiedź była krótka – Hourun dowiedział się od jakiegoś elfa u którego miał zamiar ich nająć (w końcu nie można wybrzydzać jak chodzi o pracę, za coś jeść trzeba), tam dowiedział się o misji, potem były wróżby, które wyraźnie wskazywały na to, że Maeve będzie zamieszana w sprawę Pyłów i zdecydował się ją zastąpić, zrobić to za nią. Najwyraźniej bogowie jednak mieli inne plany. Przeklęta niech będzie to jego bohaterstwo. Przed niczym jej nie uchronił, a tylko ściągnął na siebie kłopoty. Zostawił ją samą sobie, zapewne uważając to za najlepsze rozwiązanie.
- Hourun, ty stary durniu. - Mruknęła pod nosem, ponownie gładząc prezent od niego. Mimo wszystko nie potrafiła się na niego wściekać. Była zła bardziej na siebie niż na niego, choć wiedziała, że to nie ma to najmniejszego sensu. W jej głowie kłębiło się tysiące myśli, którymi jeszcze nie była gotowa podzielić się z towarzyszami.


Maeve podjęła decyzję – dopóki się nie uspokoi, będzie unikać towarzystwa współpodróżnych, pokazując się jedynie na posiłkach, by się nie martwili. Nie siadała wtedy jednak z nimi, tylko pokazywała się, że jest. Unikała ich do tego stopnia, że zdecydowała się na nocleg w stajni. Zanim jednak do niego doszło zdecydowała się trochę zwiedzić miasto. Miała nadzieję, że może uda się jej natrafić na jakiś jeszcze ślad po Hourunie, coś, co dałoby jej choć odrobinę nadziei. Wałęsała się więc tak po mieście, niemal bez celu, unikając przy tym wszelkich znajomych twarzy. Ciągle nie czuła się na siłach stanąć do rozmowy. Gdy zrobiło się już późno poszła do stajni by ułożyć się do snu. Tam zobaczyła widok dla innych normalny, ale ją w jakiś sposób poruszający. Była to kotka w biało-czarne łaty z równie łaciatymi młodymi. Zajmowała się po kolei każdym ze swych dzieci, oprócz jednego, biednego malca.


Był on chyba najmniejszy ze swojego rodzeństwa i widocznie przez nie i matkę odrzucony. Gdy z ciekawością spojrzał w jej stronę Maeve dostrzegła,że kociak ma dwa różne oczka – jedno szare, drugie zielone. To chyba było przyczyną jego odrzucenia przez matkę i rodzeństwo. Widać nie tylko ludzie źle traktowali tych, którzy od nich odstawali. Ten maluch przypominał jej nią samą. Podobnie jak ona z ciekawością patrzył na świat i jak ona przed laty, został odrzucony przez tych, którzy powinni go kochać najbardziej – własną rodzinę. Rudowłosa zaklinaczka wyobrażała sobie, że maleństwo musi być smutne z tego powodu. Zaczęła się zastanawiać, czy ma coś nadającego się do jedzenia albo picia dla tego maleństwa. Właściwie to nie bardzo wiedziała, czy taki maluch zje to, co ona, ale zostawiła mu resztki tego, co miała. Jeśli zje to dobrze, jeśli nie to trudno. Gdy zostawiła to pod jego noskiem, zwierzątko najpierw cofnęło się z nieufnością, ale po chwili, gdy odwróciła się, zaczęło jeść. Maeve tego jednak nie widziała, bo położyła się już, próbując usnąć.

Nad ranem kociak leżał koło niej, z ciekawością przyglądając się owej rudowłosej istocie, co poprzedniego wieczora wykazała nim zainteresowanie. Zaklinaczka uśmiechnęła się delikatnie i z czułością pogłaskała mięciutkie futerko kotka, który pomruczał z zadowoleniem. Gdy wstała, by pójść coś zjeść, kociak podreptał za nią. Ze zdumieniem Maeve stwierdziła, że on też musiał poczuć tą wspólnotę. Oboje byli tak samo samotni, tak samo zagubieni. On jej potrzebował, tak jej się przynajmniej wydawało. Od dzisiaj więc należeli do siebie, ten mały kocurek i ona. Oczywiście, należało wpierw spytać karczmarza, czy może go wziąć, jednak nie sądziła by stanowiło to jakiś problem.
- Jeśli karczmarz się zgodzi bym cię wzięła, mój mały, nazwę cię Hourun. Co ty na to? - Zapytała spoglądając na malca, który prychnął z niezadowoleniem. Zaklinaczka uśmiechnęła się lekko. - Rozumiem, że się nie podoba. No dobrze, a co powiesz na Łobuz? - Powiedziała, zanim zorientowała się, że gada z kotem, który przecież jej nie odpowie. Nie wiadomo było też, czy karczmarz rzeczywiście się zgodzi. Kotu jednak chyba spodobało się imię Łobuz, bo miauknął, jakby chciał wyrazić swoje zadowolenie.

Gdy zaklinaczka weszła do karczmy, od razu udała się do karczmarza by uzyskać pozwolenie na zajęcie się tym kotkiem. W końcu poczuła jakąś więź z nim, zupełnie jakby to kociątko ją wybrało. Dwa wyrzutki. Bardziej dobranej pary chyba być nie mogło.
 
Callisto jest offline  
Stary 30-12-2010, 21:05   #102
 
baltazar's Avatar
 
Reputacja: 1 baltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znany
Gdy Helfdan dotoczył się wreszcie do biblioteki słońce dawno minęło już zenit. Velie’l nadal siedział między księgami, nie wyglądając wcale lepiej niż tropiciel - tyle że z innego powodu. Usadziwszy gościa obok siebie zaczął rozwlekle perorować na temat rodowych koligacji i polityki, zawile rozbudowując informacje zawarte w listach, jednak półelf uprzejmie acz stanowczo sprowadził go do parteru. Zdecydowanie nie był w formie na szukanie sensu w tej plątaninie. Bibliotekarz zaburczał coś na temat niedoceniania jego całodobowych wysiłków, przeszedł jednak do rzeczy.

Dwóch z trzech potencjalnych ojców Helfdana było wysokiej klasy magami, specjalizującymi się - jak większość z rodu - w wytwarzaniu magicznej broni i nowych zaklęć. Gdyby żyli byliby teraz w wieku Velie’la, czyli około sześćsetki. Innymy słowy już w czasach wojny byli doświadczonymi czaromiotami - co potwierdzało również przeżycie tejże - z drugiej strony jednak ich wiek nie predystynował do łatwego rozpłodu. Nie było zapisków by którykolwiek z nich obnosił się z rodowym klejnotem. Trzeci z elfów, zaginiony Herafel, w kronikach określony był jako podróżnik, łatwo (jak na elfa) dostosowujący się do zmian, wysyłany często w poszukiwaniu dawnych artefaktów czy rzadkich składników do zaklęć, nawet i poza Królestwo. Velie’l dodał, iż mogło się tak dziać zarówno ze względu na wybitną wiedzę młodzieńca (obecnie miałby ok. 450 lat) jak i niepokorny charakter, który powodował odsunięcie go od spraw głównego domu. To oczywiście były tylko domysły, po wojnie zresztą wszystko się zmieniło.

No to tropicielowi wysunął się na prowadzenie faworyt w wyścigu o ojcostwo. Dwóch magusów wykluczył bo magia raczej go o dreszcze przyprawiała i chyba nie została mu w genach przekazana. A może miał jaki uraz do niej i dlatego tak na nią reagował. Pies to trącał. Póki co to ten młody podróżniczek wydawał się jak najbardziej odpowiedni. Jurny, ciekawski i niepotrafiący usiedzieć w jednym miejscu. – No to trzeba by było się przyjrzeć temu panu. Chętnie dowiedziałbym się coś o nim jeszcze. Może natkniesz się kiedyś na jakieś wzmianki o nim w dziennikach albo gdzieś. W sumie to sam siebie zadziwiał bo po co takiemu staremu wałkoniowi jakim był półelf wiedza o starym… tym bardziej, że nic ich nie łączyło. Żeby nie wyjść na jakiegoś sentymentalnego płaczka zapytał o linię dziedziczenia. W końcu pomimo, że był w połowie złotym elfem nie srał pół złotymi jeleniami. Zagadnął więc elfa o to jak tam wyglądałby jego pretensje do rodzinnej schedy, niewiele tego było i zrujnowane na amen... ale fanty to fanty. Przyglądając się drzewku jakie rozrysował minionego dnia. Velie’l parsknął śmiechem. Jego zdaniem nawet nieliczna młodzież rodu, która wżeniła się w inne linie nie chciałaby mieć nic wspólnego ze znaleziskami z dworu w Levelionie; dzieci wysłane na Evermeet tym bardziej. Były to tylko przypuszczenia, natomiast jego zdaniem jedyną wartościową rzeczą, o którą warto by się bić byłby rodowy klejnot... No i magiczne księgi o wytwarzaniu broni, ale te spłonęły w wojnie.

Helfdan miał jednak odmienne zdanie. Jak to zwykle bywało nikt nie interesował się spadkiem, który wydawał się nic nie wart… jednak jak tylko okazywało się, że to co wszyscy spisali na straty odnalazło się i jest cenne szybko robiła się kolejka chętnych. Dlatego Tropiciel wolał mieć pewność, że jak już się ma z czymś natrudzić to nie dla wzbogacenia innych.

Na pytanie o porównanie zamordowanych elfów Velie’l z dumą wyciągnął opasły raport ze śledztwa. Wynikało z niego, że z rodu Helfdana nie przeżył nikt pamiętający czasy wojny (przynajmniej aktywnie, bo dzieci się nie liczyły). Z Lapeli również. Pozostałe dwa rody zostały zaatakowane później, toteż były lepiej przygotowane i zginęło tylko kilku młodszych elfów. Z Vel’te’nel natomiast zamordowano jedynie nestorkę rodu - matkę elfa, który wybrał się wraz z Hourunem do Levelionu. Miał on swój klejnot, zapewne więc został głową rodu.

Na sugestię współpracy któregokolwiek z słonecznych elfów Velie’l zareagował świętym oburzeniem. Stwierdził natomiast, że znalazł wzmianki o jakimś wspólnym projekcie pięciu rodów - raczej domyślał się go, gdyż wspólne spotkania najpotężniejszych z elfów były nazbyt częste, a wydatki na magiczne utelsylia zwiększyły się kilkunastokrotnie. Między wierszami zdołał wyczytać, że początkowo wszystko szło dobrze, po czym Elten'vel zaczął się wycofywać a w koncu ostro sprzeciwiac, a za nim kolejno poszła reszta rodow za wyjątkiem rodu Vel’te’nel, który forsował ów tajemnicy projekt. Było to bezpośrednio przed wojną.

- Czego się jednak tyczył ów “projekt”?
- Skoro był tajny to skąd mam wiedzieć?! - burknął bibliotekarz, dodając, że w zgromadzonych tu kronikach zamieszczono jedynie oficjalne historie rodów, nie plotki czy domysły... Te zamieszczano z rzadka na marginesach, mrugnął do tropiciela z lisim uśmiechem, po czym rzekł, stukając w jakiś niewielki tomik: To podrzucił mi dziś z rana Tyrion, dziennik który znalazł w swoich księgach. Jego autor, kapłan, już nie żyje, jednak wspominał coś o połączeniu mocy wszystkich rodów by otworzyć drzwi do Większej Potęgi i nie był tym zachwycony. Zapewne chodziło o coś związanego ze zwiększeniem ich magicznych mocy, bo cóżby innego? Jednak nigdzie wcześniej ani później nie spotkałem się z takim stwierdzeniem.

Właściwie to Helfdan z miłą chęcią zamieniłby miesiąc nieustannego kaca może nawet zwielokrotnionego by mu to wszystko zostało oszczędzone. Spiski, plany, projekty... pierdolety. Jakby tego było mało to wszystko na koniec dnia sprowadza się do jednego do WIELKIEJ MOCY czy też jakichś tajemniczych wrót. Jeżeli jeszcze mógł być wdzięczny za poświęcony czas... czy też próbę odnalezienia płodziciela to reszta stawiała go w co najmniej dziwnej sytuacji. Bo co on miał do licha ciężkiego z tym wspólnego! Eh, zdecydowanie ten dzień nie będzie lepszy od poprzedniego. Przynajmniej wszystko na to wskazywało.

- Niepokoiło to tego kapłana czy Tyriona? I kto to jest ten Hourun, żył z wami czy zjawił się w mieście jakoś niedawno? Podjął już temat z widocznym na twarzy zrezygnowaniem.
- Autora dziennika. A co do Houruna - zrozumiałem, że to mąż jednej z twoich towarzyszek... Nie wiem, nie interesowałem się szczególnie ich przybyciem; wiosną chyba przejeżdzali w stronę Levelionu - wzruszył ramionami Velie’l.

Helfdan popił coś z manierki i przełknął z głośnym grymasem. Potem powoli przetarł twarz dłonią i zwrócił się do sędziwego elfa. - Velie’lu tyś elf oczytany i niejedno żeś już w swoim życiu widział. Pewnie trzykroć tyle żeś przeczytał. Co to ma wspólnego wszystko ze mną? Począł sugestywnie wyliczać na palcach. - Klejnot już nie jest w mym posiadaniu. Ci co za mordami stali chyba jednak mnie olali bom nic na tej szachownicy nie wart pionem. Ojca szukać to jak wiatru w polu gdyby on jakąś wartość dla mnie miał. Elfia rodzina pewnikiem ma mnie głębiej w zadku niż ja ją. A obrońca Królestwa czy ładu i porządku na świecie to taki ze mnie jak z kozy kurtyzana.

Velie’l parsknął śmiechem na ostatnie stwierdzenie. A po co żeś tu przybył tak właściwie - w tym szukaj odpowiedzi. Może jak znajdziesz morderce, znajdziesz i ojca. Jeśli żyje. Klejnot możesz zawsze odzyskać, skoro tak zaciekle go broniłeś. W Królestwie nie jesteś nawet rok, a wieści wolno się rozchodzą. Poza tym... czy zrobienie w konia tych wszystkich nadętych słonecznych, osiągnięcie tego, czego oni przez lata nie mogli nie przyniesie ci satysfakcji? - elf uśmiechnął się krzywo, aż Helfdan zastanowił się komu tak na prawdę przyniosło by to satysfakcję.

- A w trzy dupy to wszystko. - Machnął ręką i począł zbierać się powoli. - Dzięki elfie za twą pomoc. Jednak chyba to coś powiedział nie dla mych uszu. Przynajmniej nie wiem co z tą wiedzą mam począć. Tropiciela rozbawiła perspektywa udania się do Pyłów gdzie nikt o zdrowych zmysłach nie chadza tylko po to by spuścić trochę powietrza z nadętych balonów.
- Lepsza wiedza niż jej brak - wzruszył ramionami bibliotekarz. - Przynajmniej wiesz, że co w Levelionie to twoje... Tym bardziej jeśli pierścień cię zaakceptował; a na to mi wyglądało. Pewnie przeżyłeś bo żaden elf przy zdrowych zmysłach nie uwierzyłby, że klejnot zaakceptował mieszańca.

- Niby zaakceptował, niby nie. Miecz, w którego posiadanie wszedł Złocisty jak twierdzisz w innych okolicznościach niż zwykły handel nie wykończył go. Wręcz przeciwnie, pozwolił na swobodną walkę. Czy to znaczy, że też go zaakceptował? Zainteresował się Helfdan. - Ta lodowa zdzira wiedziała komu odbierała pierścień i kto był moim ojcem. Dlatego się zdziwiłem, że nie zadbała o to bym na wieki wieków nie spoczął pod ziemią. Mimo, że był krótko w Królestwie co nieco już nawywijał i jak mniemał do tych, których interesowały sprawy elfów z Levelionu informacja powinna już dojść.

- To że raz czy dwa nim pomachał niewiele znaczy. To złośliwe bestie, zwłaszcza oręż - za dużo widziały krwi i zgaszonego życia, jeśli mnie pytasz o zdanie. Mogę się założyć, że w najmniej odpowiednim momencie zwróciłby się przeciwko niemu. Wyssał krzepę tak, by nie miał sił nawet krzesiwa podnieść na przykład, albo wyrwał się z ręki w czasie parady - Velie’l pokiwał z przekonaniem głową, po czym spojrzał czujnie. - Skąd wiesz, że wiedziała, skoro nie zdradziła ci jego imienia i sam go nie znasz?

- A wiesz jak to z tymi babami, mają za długie jęzory i już. Pozwoliła sobie na jedną kąśliwą uwagę za dużo niż powinna. - Stwierdził zadziwiająco spokojnie, zupełnie jakby nie mówił o kobiecie, która rozbebeszyła mu żywot i zaglądnęła co miał w środku. – Takie niepozorne, „jesteś uparty jak swój ojciec” a jednak coś tam mówi. No nic przy następnym spotkaniu będą musiał ją o to dopytać.

- W takim razie to twój najlepszy trop ojca jest. Tak poza tym... jak dla mnie dziwnie się zbiegło twoje przybycie, Vel’te’nela i ta cała kradzież - postukał się w zamyśleniu w brodę i łypnął na tropiciela. - Choć z drugiej strony mogła to być zwykła kolekcjonerka i tyle.
- Mówisz o kradzieży mojego klejnotu? - Ten przytaknął tylko. - Wiesz jak się na dupie siedziało przez tyle lat i się gromadziło wiedzę i fanty to w końcu trzeba z niej zrobić użytek. A może ku temu czas był odpowiedni bo jakieś konstelacje są w ułożeniu najodpowiedniejszym. Bo to wiesz jak nie wiesz... Wzruszył ramionami półelf. - Chyba nic innego mi nie pozostaje jak porozmyślać o tym co mi powiedziałeś.

- Ponoć myślenie nie boli... Zazwyczaj - mrugnął elf i wyciągnął do tropiciela rękę na pożegnanie. - Gdybyś jeszcze czegoś potrzebował, wiesz gdzie mnie znaleźć.

Uściskał mu dłoń i smętnie powiedział - Tego czego bym potrzebował to raczej u was nie uświadczę. Niby takie rozwinęte społeczeństwo, a płatnej miłości nie uświadczysz. - Popatrzył i pierwszy raz w jego wzroku pojawiła się nadzieja.

Velie’l zaskoczony spojrzał na tropiciela, po czym lekko zakłopotany rzekł: Cóż mogę rzec... Cenimy raczej celebrowanie przyjemności niż szybkie folgowanie namiętnościom. Jednak gdybyś został w mieście do wiosennego przesilenia, z pewnością niejedna panna podzieliłaby się z tobą swoimi wdziękami. Elfy może nie kupczą fizyczną miłością, jednak mają o wiele mniejsze opory przed... pozamałżeńskimi związkami niż ludzie.

- Do wiosny to ja tutaj uschnę... chyba, że akurat będę tędy wracać. Roześmiał się głośno na swój dowcip. - Ale chyba za oddawanie się tym namiętnościę nikogo za obrazę moralności tutaj nie karzecie jak w niektórych dziwnych ludzkich miastach?

- Nie tylko opory ale i restrykcje są mniejsze - uśmiechnął się Velie’l, po czym ulitował się nad Helfdanem i ściszywszy nieco głos pochylił się nad jego uchem. - Jesli takiś zdesperowany, to może któraś z łaziebnych zechce zasmakować w rozkoszach włochatego ciała - wskazał na wystające spod koszuli półelfa kędziory. - Ale musisz być bardziej... nieco... no, elfi. Bez chamstwa i pogardy dla kobiet, które zbyt często prezentują nam przyjezdni.

- Dzięki za podpowiedzi jednak myślę, że radę sobie dam zdając się na własne doświadczenie w tej materii. A jeżeli nawet moje starania zostaną uznane za niestosowne to dostanę w pysk i też przeżyją. Roześmiał się. Baba to baba, a dziwka to dziwka. Nie bez powodu szukał płatnej przyjemności... rach ciach i wszyscy są zadowoleni. Czysty układ i czysty zysk, niestety nie zawsze dało się to osiągnąć gdy w grę wchodziło nieco więcej niż zaspokojenie żądz. Jednak coś się w głowie tropiciela układało kiedy po mimo kaca ochota mu wracała...

- Twój pysk, twoja sprawa - elf klepnął go przyjaźnie po plecach. - W tym czasie przejrzę jeszcze kilka tomów; ten bard z twojej karawany wynalazł jakiś dziennik, którego wcześniej nie widziałem - w jego głosie zabrzmiało lekkie niedowierzanie. - Poza tym mnie samemu zaczyna się nie podobać sprawa Vel’te’nelów w Levelionie, zwłaszcza że to chyba ich potomek zorganizował ostatnią wyprawę... - Velie’l zadumał się, mamrocząc coś pod nosem.

- Właśnie - odpowiedział półelf. – coś za dobrze tym Vel’ me’nelom się darzy po tej całej wojnie i jeszcze taki gagatek się tu zjawia. Dziwnie, dziwnie.

- Aha, widzisz zapomniałem spytać z tego wszystkiego co było w tym pamiętniku, który odnalazł Złocisty? - Wyciągnął manierkę w stronę bibliotekarza, bo było mu bardzo żal, takiego nieustannego siedzenia w książkach. - Pytam teraz, bo potem może znowu się okazać, że nagle coś niespodziewanie wpadnie mu do torby.

- Hę? Rozumiem, że mam przeliczyć sobie księgi, czy tak? - zdumiał się Velie’l, po czym ostrożnie powąchał wlot do manierki i pociągnął łyk. Oczy zaszły mu łzami, zakaszlał i szybko oddał naczynie. Co prawda elfie wino słynęło z mocy, ale helfdanowy wynalazek nie ustępował mu procentami, za to smakiem na pewno. - Dziękuję - wychrypiał, po czym pogrzebał w stosie książek podał tropicielowi przypalony, rozmazany, niemiłosiernie wymiętolony - ale na szczęście cieniutki - dziennik.

Cytat:
- […] Elten’vel znów się sprzeciwiają, niech ich Otchłań pochłonie! Najgorsze, że inni również zaczynają wątpić. Pani robi się coraz bardziej niecierpliwa. Dzięki temu projektowi mieliśmy stać się najpotężniejszym rodem Królestwa, a to oni ponownie grają pierwsze skrzypce! Uparli się przy podziale i teraz nawet nie możemy wejść do podziemi bez ich cholernej pomocy! [...]
[...] Kilka dni temu Pani dostała list i humor jej się poprawił, mimo że Lapeli wsparli Elten’vel i odmówili współpracy. Przeklęci wiedzący, chyba coś przeczuwają. Widziałem ich łowców kręcących się na naszej granicy, ale Pani mówi, że to nic. List śmierdział trupem. [...]
[...] Kryształ świeci coraz jaśniej. Wczoraj wybuchł, zabijając dwie służki. Z ich ciałami zaczęło dziać się coś dziwnego, ale spalono je zanim zobaczyłem co. Jaskinię zapieczętowano, ale Pani jest zadowolona. Mówi, że to dowód na prawdziwość jej teorii i że niedługo dostaniemy wparcie. Znów przyszedł list. Pani odesłała syna do Marathiel. Ich asperi zbuntowały się kilka dekadni temu i odleciały. Pathox musiał wziąć zwykłe konie. A niech mu się tyłek w siodle odbije, zarozumiały szczeniak. [...]
[...] Wczoraj Pani wraz z nadwornymi magami próbowała złamać pieczęcie Elten’velów, ale bez powodzenia. Musieli uciekać, włączył się alarm. Dobrze, że nikt ich nie złapał. [...] Dziś z gór zeszła dziwna, śmierdząca mgła. Pakujemy się. [...]
[...] Zostawiła mnie, suka! Zabrała tylko elitę straży, magów, osobiste służki i odjechała! Cały dom w panice, obrona w strzępach. Dobrze, że nasz dom jest najdalej od gór. [...] Właśnie nad domem przeleciało stado banshee, strzelcy padli [...] Uciekamy...
- Sprawdziłem już, mowa o Vel’te’nelach. Pathox to obecna głowa rodu i to on zorganizował ostatnią wyprawę do Levelionu. A przez to szukanie przyjemności nie zapomnij przyjść na naradę. Może reszta Starszyzny też coś odkryła.
- Nie miałem zamiaru się tam udawać... chyba moja obecność jest tam niewskazana. Odpowiedział zgodnie z prawdą. Póki co nie bardzo zbliżył się do Pyłów, a perspektywa debaty z udziałem części jego towarzyszy była na liście rzeczy bez których mógł żyć.
- Nie widzę powodu dla którego miało by cię tam nie być, skoro - o ile wiem - jednym z omawianych punktów będzie owa wyprawa, ale jak tam sobie chcesz - wzruszył ramionami Velie’l. - Ja osobiście nie znajduję przyjemności we wspominaniu wojny, ale jak mus to mus.

- Właśnie za dużo musu za mało przyjemności. To już jest zaplanowane co będzie mówione... wow... dostrzegam w tym złocistą rączkę. Skinął głową na znak podziękowania za okazaną pomoc. - Być może wpadnę i przycupnę na moment. Do czasu aż mnie cholera nie strzeli.

- To jest nas dwóch. Powodzenia - roześmiał się Velie’l i poszedł liczyć księgi.
 
baltazar jest offline  
Stary 31-12-2010, 01:13   #103
 
Epimeteus's Avatar
 
Reputacja: 1 Epimeteus nie jest za bardzo znanyEpimeteus nie jest za bardzo znanyEpimeteus nie jest za bardzo znanyEpimeteus nie jest za bardzo znanyEpimeteus nie jest za bardzo znanyEpimeteus nie jest za bardzo znanyEpimeteus nie jest za bardzo znany
No i zanim się obejrzał było po tańcach. To był chyba jeden z tych wieczorów, że choć wszystko jest idealnie to nic nie gra. Była zgrabna sala, byli nieźli muzycy, nawet damsko-męskie towarzystwo w odpowiednich proporcjach. Lecz jakoś... nie kleiło się. Parkiet był pusty przez większość czasu, a jego towarzysze zamiast tańczyć podzielili się na grupki (w tym i jednoosobowe) i ze sobą gadali (bądź zatapiali się w myślach). Rekord chyba pobiła Sorg, która choć wszystkich namawiała na potańcówkę, to pierwsza czmychnęła z sali za Atolim. Kalel ze zdumieniem pokręcił głową zastanawiając się, czy kiedykolwiek uda mu się zrozumieć kobiety. “Na pewno nie” pomyślał przyglądając się z kolei Tuai próbującej zrobić wrażenie na Krio. Westchnął i z ciężkim sercem nalał wina po samą krawędź kielicha, cóż więcej mógł zrobić.
Dzięki trunkowi czas tak jakby przyśpieszył. Łyczek po łyczku mijały kolejne utwory grane przez grajków, robiących co tylko w ich mocy by rozruszać zabawę. Do Kalela zaś coraz bardziej przemawiały uroda i talent wokalny elfiej bardki, tak że wkrótce podziwiał w niej wszystko - czarne, aż lśniące gęste włosy, migdałowy kształt zielonych oczu, kształtne spiczaste uszy przyozdobione roziskrzonymi kolczykami i usta które choć pełne i zmysłowe to wyrażające zdecydowaną wolę. Skrzywił się, gdy przy kolejnym uniesieniu pucharu do ust spotkało go niemiłe rozczarowanie. Przechylił naczynie wysoko do góry wytrząsając z niego ostatnie krople wina, po czym z rozmachem odstawił na blat i natychmiast zaczął rozglądać się za czymś, co uzupełniłoby ten bolesny brak. Nie musiał daleko szukać, gdyż od razu potrącił ramieniem stojącą obok niego butelkę i cudem, w ostatniej chwili uratował ją przed upadkiem i roztrzaskaniem się na miliony kawałeczków i mokrą plamę. “Uff” z ulgą odetchnął, odruchowo pociągnął łyk z gwinta, po czym spiekł buraka. Ukradkiem rozejrzał się, ale nikt chyba nie dostrzegł tego, po czym uczciwie nalał wino do kielicha i wrócił do kontemplowania talentu bardki. Gdzieś pomiędzy czwartym a piątym pociągnięciem czerwonego trunku muzyka umilkła - to grajcy zrobili sobie dobrze zasłużoną przerwę. Wtedy zdarzył się cud. Bardka tanecznym krokiem ruszyła w kierunku wyjścia, a tak się złożyło że miała przejść obok stolika Kalela. Niemal wywracając kielich poderwał się od stołu i ośmielony sporą porcją wina i szumem w głowie odezwał się:
-Pięknie śpiewasz, żałuję że nie będę miał okazji więcej usłyszeć twojego głosu
- Mile prawisz młodzieńcze, lecz dziś jeszcze nie jedną pieśń ode mnie usłyszysz. - Słowa te chociaż niewinne zabrzmiały w uszach Kalela niczym obietnica, więc jak spięty ostrogą pośpieszył za nawet na chwilę nie przystającą bardką i kontynuował: - Nie klei się dziś zabawa, lecz wina to zabawianych a nie zabawiających, a Tobie z pewnością nic nie można zarzucić. Nie ukrywając zachwytu kontynuował z komplementami, tak że elfka w końcu się roześmiała i pół serio, pół poważnie zadała pytanie - Widzę, że masz wielką chęć poznać mnie bliżej. Nie mogę teraz dłużej rozmawiać, zaraz wracam do gry, ale co powiedz na spotkanie, gdy będzie już po tym wszystkim? - Mówiąc te słowa zatoczyła ręką wskazując niemal już opustoszałą salę. Nie mogąc wykrztusić słowa przez nieoczekiwanie wyschniete gardło po prostu skinął głową.

W końcu było już po wszystkim. Kalel nie do końca pewien, czy to żarty były ze strony bardki, czy na serio mówiła, udając pewność siebie ruszył w jej stronę. Tak jakby na to czekała, uniosła rękę i zamachała nią przywołując do siebie, a młody łotrzyk lekkim krokiem niemalże podbiegł do niej. Zaśmiała się na ten widok i dała buziaka w policzek nie zważając na zdumione spojrzenia kolegów z zespołu jak i na minę Kalela, po której łacno było wywnioskować, że nie wie o co chodzi. - Poradzicie sobie! - powiedziała do pozostałych i trzymając pod rękę chłopaka wyszła z karczmy. - Mam na imię Iris, co powiesz na to, żebyśmy poszli do mnie? - Oczywiście nie miał nic przeciwko temu i choć na miękkich nogach to ochoczo szedł ciemnymi uliczkami coraz bardziej tuląc się do bardki. Niemal całkowicie zapomniał już o swoich towarzyszach i o tym co czekało na niego w pyłach. Teraz ważne było tylko jedno - ciepło idącej obok niego kobiety i oczekiwanie na to co miało sie zdarzyć. Iris wyraźnie zadowolona z towarzystwa kalela śmiała się do niego rozradowanymi oczami i niecierpliwie ciągnęła za sobą. Nie od razu zdał sobie sprawę z gwałtowności jej poszarpywań, z tego, że coraz mniej przypominają czułe popchnięcia, czy poklepywania - alkohol i podniecenie zrobiły swoje. Że coś jest nie tak zorientował siędopiero wtedy, gdy bardka szarpnęła go i wciągnęła na dach. Alkohol, podniecenie wyparowały w mgnieniu oka, gdy tylko poczuł jak zwiewna i delikatna Iris zamienia się w splot stalowych mięśni. Na dodatek z pazurami, które bezceremonialnie zaczęły rozdzierać jego skórę. Nie miał pojęcia co się dzieje, lecz konwulsyjnie wygiął się, szarpnął z całej siły, co choć zaowocoewało głębszym rozoraniem jego ramienia, to choć na tyle poluzowało uścisk potwornej bardki, że udało mu się z niego oswobodzić. Błyskawicznie odturlał się na bok nie zwracając nic a nic uwagi na to, że znajduje się na dachu. Szybko to zaowocowało przechyleniem się przez krawędź i zanim jego ręce zdążyły się czegokolwiek złapać poleciał w dół. Tym razem miał szczęście. Grzmotnał o jedną gałąź, łomotną o drugą, tak że gdy w końcu sięgnął bruku nie miał zabójczego pędu. Ot tyle żeby zabolało. Całe szczęście nie stracił przytomności, i choć ledwie na oczy widział, to natychmiast popełzł byle dalej od miejsca upadku. Szczęście mu dopisało, gdyż całkiem nieświadomie trafił na wlot rynsztoku, który może niezbyt zachęcająco pachniał nawet w tej chwili, to dał mu możliwość niemal doskonałego wpasowania się i ukrycia. Wtulony w granit i nieczystości zamarł w bezruchu czekając na to co będzie dalej. Po chwili usłyszał głuche tąpnięcie. To Iris zeskoczyła z dachu. Poczuł jak na jego skórze podnoszą się włoski, a serce bije w coraz szybszym nierównym tytmie.
Bał się, że bestia usłyszy to. Ze wszystkich sił próbował powstrzymać reakcje swojego organizmu, lecz bezskuterznie. Jedyne co udało mu się osiągnąć, to wyciszenie oddechu urwanym rękawem, po za tym czuł się jakby był źródłem wielkeigo hałasu. Stąpnięcia zatrzymały się, za to dobiegł go oddech wąchania. Głośne sapanie było coraz bliżej, tak że ponownie cały się sprężył gotując do nagłego wyskoku.
- Tam jest! Nasza jest! - głośne okrzyki z drugiego końca ulicy diameralnie zmieniły sytuację. Drapieżca nagle stał się zwierzyną łowną i nie czekając długo zerwał się i umknął w kierunku przeciwnym do pogonii. Po chwili nie było po nim śladu. Kalel cierpliwie odczekał aż straż się oddali, po czym wrócił do hotelu i swojego pokoju. Właśnie świtało, a poranna szarówa ułatwiła mu dojście do pookoju hotelowego. Nie zdążył się porządnie rozłożyć, gdy rozległo się pukanie do drzwi - Kalel pobudka! Pora wstawać już - Głos Sorg wwiercił się w jego głowę niemal rozłupując na pół. Łotrzyk poderwał się gwałtownie, lecz jeszcze szybciej opadł na łóżko. Głowa łupała go potężnie i to z pewnością nie od ran zadanych przez potwora. Powoli docierało do niego, że to kac tak go męczy "Rany... ile ja wypiłem? To był tylko sen?" Uniósł do oczu rękę na której nie było ani śladu obrażeń, po czym zwlókł się z łóżka i otworzył drzwi dla bardki. Tej wystarczył jeden rzut oka na Kalela żeby zaczęła chichotać Kalel, ależ się zaprawił!
 
__________________
Nie pieprz Pietrze Wieprza pieprzem.

Ostatnio edytowane przez Epimeteus : 31-12-2010 o 10:16.
Epimeteus jest offline  
Stary 31-12-2010, 10:16   #104
 
Romulus's Avatar
 
Reputacja: 1 Romulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputację
Złocisty opuścił budynek w którym przyjmowała grupę Starszyzna zdeterminowany. Długie roztrząsanie wątków wróżb, przeznaczenia, snów i tym podobnych pozostawiło mu paskudny posmak na języku. Z jakiegoś powodu był przekonany że “przeznaczenie” sprowadzi się do krwawego starcia, gdzie o kant dupy będzie można potłuc całą tą gadkę. Instynkt sprawił że zamiast do karczmy ruszył przed siebie. Odwiedzał sklepy jubilerów zachwycając się wyrobami ich rąk. Zaczepiał rzemieślników wypytując o szczegóły ich pracy, jakże odmiennej w szczegółach niż u ludzi. Uśmiechał się do dzieci, mile zaskoczony i zdumiony ich liczbą, bawił je Sztuczkami i żonglerką, do której miał niezły dryg. Co śmielszym pozwalał Kulla posadzić na skórzanej rękawicy, chwaląc się pięknem skrzydeł i reszty upierzenia chowańca. Nade wszystko jednak bezwiednie wypatrywał czegoś. I znalazł to za niedługi czas i w miejscu wcale nie zaskakującym. Na wzgórzu, gdzie o obronę łatwo...


Majestatyczny budynek, pełen łuków, kolumn i arkad wznosił się przed Aesdilem, zachwycając swym pięknem. Misterne płaskorzeźby pokrywały zarówno wewnętrzne jak i zewnętrzne ściany świątyni. Zewnętrzne ukazywały historię rodu Corellona: narodziny jego dzieci, zdradę Araushnee, walkę elfiego boga z Gruumshem, narodziny Angharradh, królowej Arvadoru i wygnanie Lolth wraz z dziećmi do Otchłani. Wewnętrzne zaś ciągnęły się między arkadami, opowiadając o przybyciu pierwszych elfów na Toril i ich najstarszej historii, oraz opisując piękno Arvadoru, do którego trafiły po śmierci.
W przeciwieństwie do większości tego typu świątyń, tutejsza zbudowana była głównie z drewna, nie kamienia. Hebanowa posadzka ciągnęła się w półmroku, prowadząc do głównej sali z majestatycznym posągiem pierwszego z Seldarinów, na który padało światło księżyca; i wąskim ołtarzem. Pomiędzy rzędami kolumn niknęły przejścia do mniejszych kaplic i sal, w których odprawiano różne rytuały i modlono się do pomniejszych bóstw, których alabastrowe rzeźby połyskiwały w półmroku.

Choć bardzo go to korciło, Laure nie zwiedzał długo świątyni. Zamiast tego zatrzymał się przed posągiem Stworzyciela Elfów i wpatrzył w rysy twarzy bóstwa. Długo przyglądał się, czerpiąc otuchę z niewzruszonego spokoju odwzorowanego w kamieniu. Zdał sobie sprawę jak bardzo ostatnie wypadki nim wstrząsnęły. Stąd też wzięła się jego niechęć do wyprawy do Pyłów. Problem z czarami, słowa Britty, zranienie przez Alehandrę, widok nieumarłej istoty w Zapomnianej Fortecy - to wszystko zdławiło jego ducha, rzuciło cień zwątpienia na jego umysł. Posąg emanował taką siłą i pewnością siebie że na nowo przypomniał sobie triumfy i to czego się dowiedział. Smocze dziedzictwo, pokonanie “fali”, widma, drowów i skrzydlatego potwora, odkrycie spisku - to nie było mało. “Poradzimy sobie” - przypomniała mu się maksyma drużyny z Lasu Ostrych Kłów i powtórzył ją w myślach parę razy, zdeterminowany tak jak już od dawna się nie czuł.
- Poradzę sobie - powiedział na głos i skłonił głowę przed posągiem Obrońcy Elfów. Miał wielką chęć wejść do środka, ale zamiast tego odwrócił się na pięcie i niecierpliwie ruszył przed siebie, czując jak gorzeje, zupełnie jakby Płomień obrócił się przeciwko niemu i pożerał go od środka.

Tym razem Laure skierował swe kroki ku bibliotece - wysokiemu budynkowi, co wzbudziło pierwsze obawy elfa. W przeciwieństwie do większości tutejszych budowli ta była na planie nie koła a sześciokąta. Wysokie piętra wzbijały się w niebo, a liczne balkony łączyły się niemal z rosnącymi wokół drzewami, zapewniając możliwość lektury na świeżym powietrzu. Połyskujący na szczycie przeszklony dach sugerował istnienie obserwatorium. Biblioteka była podzielona na wiele sal, wszystkie zaś były dwupoziomowe i wypełnione aż po sufit księgami i zwojami. Po korytarzu kręciło się kilku elfów, toteż jeden z nich skierował Aesdila do Velie’la Frose, członka Starszyzny i głównego bibliotekarza.

Obawy na widok budowli potwierdziło spotkanie z Velie’lem Frose’, który siedział pomiędzy stosami ksiąg, czytając coś zapamiętale. Bibliotekarz cudownie posługiwał się elfią mową co wzbudziło niekłamany podziw Laure - jego elfi był co prawda bezbłędny i płynny, ale odrobinę jednak twardy i swego czasu Veyelis a nawet półelf, Ukochany przez Kruki, bezbłędnie rozpoznali że nie jest to jego rodzinny język. Jak zwykle w takich sytuacjach wspomnienie niebieskookiej Veyelis wywołało ból. Aesdil nie pogodził się z tym co przydarzyło się jego drużynie w Nonthalu, jednak był już w stanie opanować emocje gdy myślał o wydarzeniach w Turmish. Co nie znaczyło że nie miał ochoty zobaczyć ukochanej. “Najwyższy czas dokończyć tu sprawy i wrócić do Ziem Zachodnich” - pomyślał.
- Proszę o dostęp do zbiorów biblioteki. Wraz z towarzyszami wybieram się do Pyłów, z błogosławieństwem Amakii Nailon i reszty Starszyzny Atmeeil - powiedział po pierwszych uprzejmościach - Obawiam się że moja wiedza o Levelionie jest zbyt mała bym mógł spokojnie myśleć o podróży. Oto co mnie interesuje... - Aesdil jął wymieniać kolejne tematy, a brwi bibliotekarza unosiły się coraz bardziej do góry. Sporo było tych tematów, różnorodnych - poczynając od magii przez Levelion na przepowiedniach i bóstwach kończąc. Młodzik zorientował się co jest powodem reakcji bibliotekarza gdy Velie’l Frose’ zaprosił go gestem do następnej sali.
- Może czegoś konkretnego szukasz, młodzieńcze? - zapytał wskazując dziesiątki regałów z setkami … nie, tysiącami tytułów! Nawet tak typowe dla elfich społeczności, czyli niewielkie miasto jak Atmeeil po setkach lat istnienia było w stanie zgromadzić imponujący księgozbiór...

Aesdil drgnął na widok tego bogactwa. I zaprzągł umysł do pracy. “Najważniejsze rzeczy najpierw” - pomyślał.
- Relacje z ataku Urgula na Levelion. I wszystko co się wiąże z nekromantą, najlepiej z ust naocznych świadków. Jak został pokonany. Efekt starań kapłanów i paladynów by oczyścić miasto Pyły, i co sprawiało że były nieskuteczne. Upiory i ich moce - dorzucił po namyśle.
- Proszę - westchnął bibliotekarz i poprowadził barda pomiędzy regałami. Wskazywał kolejne półki lub wręcz całe regały i serce Złocistego opadło gdy zobaczył jaki to ogrom słowa pisanego.
- Raportów wojennych i z sakralizacji miasta tu nie znajdziesz; są rozsiane po Twierdzy Topora, świątyniach w Darrow i w zbiorach Biblioteki. Zresztą nie wiem czy znalazłbyś tam coś przydatnego. Porażka odpędzenia nieumarłych nie była kwestią mocy - wyglądało raczej jakby coś przyciągało duchy na powrót w to miejsce, a wyrwy w Splocie dodatkowo utrudniały magom ochronę kapłanów. Straty w ludziach były niewspółmierne do potencjalnych zysków.
Co się tyczy specyficznych analiz nekromancji - nie znajdziesz nic; zapewne nie wiesz że w Królestwie jest to obecnie zakazana dziedzina magii. Historię wojny znajdziesz tu - wskazał konkretną półkę. - To głównie historyczne podręczniki. Tam - wskazał kilka innych - są kroniki prowadzone przez kapłanów i bardów, ale to bardzo postrzępione informacje, w zależności od tego kto gdzie służył na froncie i kiedy zginął. Jeszcze coś? - zapytał Velie’l i nieco rozczarowany Aesdil potrząsnął głową.
- Na dziś wystarczy, dziękuję. Powodzenia w tym nad czym pracujesz - dorzucił uprzejmie po namyśle.
- Przyda się - westchnął bibliotekarz i zagłębił się w swoich tomiszczach.

- Atak na Levelion, atak na Levelion, atak na Levelion … - młodzik powtarzał te słowa jak mantrę. Podręczniki zostawił sobie na później, skupiając się na bezpośrednich przekazach. Po pół godzinie nie odnalazł ani jednej pozycji konkretnie opisującej szturm Urgula na dawne Pyły! Zupełnie jakby nikt nie był na tyle zainteresowany - albo odważny - by spisać upadek Gwiezdnego Miasta Corellona Larethiana! Wszystkie kroniki zaczynały się kilka dekadni po pierwszym ataku. W sumie nie było nic dziwnego, że żaden z ocalałych nie miał ochoty ani analizować, ani opisywać przeżytej grozy, niemniej jednak Laure był rozczarowany. Powoli tracił nadzieję, gdy w luce powstałej przez wyciągnięcie kilku tytułów dostrzegł okładkę wsuniętego pod samą ściankę regału niewielkiej książki... notesu wręcz. Miejscami przypalonego, zalanego, niemiłosiernie wymiętolonego dziennika.

- […] Elten’vel znów się sprzeciwiają, niech ich Otchłań pochłonie! Najgorsze, że inni również zaczynają wątpić. Pani robi się coraz bardziej niecierpliwa. Dzięki temu projektowi mieliśmy stać się najpotężniejszym rodem Królestwa, a to oni ponownie grają pierwsze skrzypce! Uparli się przy podziale i teraz nawet nie możemy wejść do podziemi bez ich cholernej pomocy! [...]
[...] Kilka dni temu Pani dostała list i humor jej się poprawił, mimo że Lapeli wsparli Elten’vel i odmówili współpracy. Przeklęci wiedzący, chyba coś przeczuwają. Widziałem ich łowców kręcących się na naszej granicy, ale Pani mówi, że to nic. List śmierdział trupem. [...]
[...] Kryształ świeci coraz jaśniej. Wczoraj wybuchł, zabijając dwie służki. Z ich ciałami zaczęło dziać się coś dziwnego, ale spalono je zanim zobaczyłem co. Jaskinię zapieczętowano, ale Pani jest zadowolona. Mówi, że to dowód na prawdziwość jej teorii i że niedługo dostaniemy wparcie. Znów przyszedł list. Pani odesłała syna do Marathiel. Ich asperi zbuntowały się kilka dekadni temu i odleciały. Pathox musiał wziąć zwykłe konie. A niech mu się tyłek w siodle odbije, zarozumiały szczeniak. [...]
[...] Wczoraj Pani wraz z nadwornymi magami próbowała złamać pieczęcie Elten’velów, ale bez powodzenia. Musieli uciekać, włączył się alarm. Dobrze, że nikt ich nie złapał. [...] Dziś z gór zeszła dziwna, śmierdząca mgła. Pakujemy się. [...]
[...] Zostawiła mnie, suka! Zabrała tylko elitę straży, magów, osobiste służki i odjechała! Cały dom w panice, obrona w strzępach. Dobrze, że nasz dom jest najdalej od gór. [...] Właśnie nad domem przeleciało stado banshee, strzelcy padli [...] Uciekamy...

Złocisty długo wpatrywał się w karty notatnika. “I co, na Fetha, mam z tym zrobić?” - zastanawiał się, zaraz jednak spojrzał na mapę by zidentyfikować ród o którym była mowa - wzmianka o największej odległości od gór była jedyną chyba konkretną i do sprawdzenia na miejscu informacją...
Przepisał starannie ocalałe fragmenty, w dwóch egzemplarzach, jak zwykle. Zastanowił się. Nie chciał wykradać książki, poza tym doszedł do wniosku że najprędzej w bibliotece uzyska jakiekolwiek wyjaśnienie. Odszukał więc Velie’la i uprzejmie oderwał go od pracy. Pokazał mu dziennik i cierpliwie poczekał aż ten zapozna się z zawartością. Ciekawie obserwował bibliotekarza badając jego twarz w poszukiwaniu reakcji.
- Mości Velie’lu - powiedział wreszcie - racz mnie oświecić w kilku kwestiach. O czym mowa? Przedstawiciel którego rodu mógł spisać te słowa? Kim jest lub była Pani i Pathox? I czym są asperi? - to ostatnie dorzucił z prawdziwą ciekawością w głosie.
- Górskie latające rumaki - wymruczał Velie’l, skrobiąc delikatnie jakiś przypalony fragment. Zaklął brzydko, gdy kawałek strony (na szczęście malutki) ukruszył się i spadł na ziemię, po czym podrzucił książkę do góry i wskazał na nią palcem. Dziennik rozłożył się jak wahlarz i widowiskowo zawisł w powietrzu, a zniszczone strony zaczęły powolutku prostować się i sklejać. Bibliotekarz tymczasem ukląkł pomiędzy stosami ksiąg i zaczął w nich grzebać mrucząc: - Była, była... gdzie ja to dałem... że też nie mogliście przychodzić na raty, każdy coś chce.... O, mam! - wyciągnął triumfalnie szeroki zwój pergaminu i rozłożył go na pobliskim stole. Przedstawiał drzewo genealogiczne, choć - zważywszy na to, że było elfie - zapewne niekompletne. - O, tu... wiedziałem.... W takim razie pani musi odnosić się do... Cequi Vel’te’nel... Ciekawe co zrobiła, że asperi się jej wyparły, to bardzo praworządne stworzenia... - zwinął pergamin i wyprostował się. - Przed wojną była najstarsza z rodu; po wojnie zresztą też. Zginęła w Marathiel, w zamachu; jej pozycję przejął Pathox, który obecnie przebywa... - zawiesił głos - ... w Levelionie.
- Dziękuję - powiedział młodzik i zamyślił się nad treścią dziennika, na później zachowując sobie pytania na które bibliotekarz nie odpowiedział.
 
__________________
Why Do We Fall? So We Can Rise
Romulus jest offline  
Stary 31-12-2010, 10:17   #105
 
Romulus's Avatar
 
Reputacja: 1 Romulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputację
Potem Laure zabrał się za kroniki i podręczniki. Elfia proza, zgodnie z naturą ludu który ją tworzy, jest zgrabna, przyjemna dla oka - i ucha gdy jest czytana - pięknym alfabetem spisana. Ma tylko jedną wadę - jest fethowo rozwlekła i obfitująca w opisy i przywykły do ludzkiego tempa życia Laure musiał się mocno pilnować by nie przeklinać pobratymców za poetyckie opisy blanków kruszejących pod dotykiem nekromantycznej magii niczym drewniana rzeźba niszczejąca pod ciężarem wieków - oczywiście w przyspieszonym odpowiednio tempie - i tak dalej i tym podobnie... Całe szczęście że Velie’l nie przeszkadzał, skoro już pomóc nie mógł, i zaklinacz wypatrzył kilka interesujących tytułów - tyle że na jutrzejszy dzień. Dzisiaj zagłębił się w opisy upadku Levelionu i osoby Urgula...
"... ostatni bastion upadł ...”, “... nieumarli z piwnic wyciągnęli ciała kobiet i dzieci, a poddane mrocznej magii truchła powstały z martwych …”, “... Czarny Pan maszerował w ogromnym pochodzie, otoczony rojami zniewolonych dusz ...”

- Jak? Czego szukałeś? Co miało dla ciebie taką wartość? I dlaczego nie użyłeś tego wcześniej? - szeptał Złocisty usiłując wydrzeć z kart księgi wskazówki - Jak poprowadziłeś atak? Dlaczego ludne, dumne, pełne kapłanów i adeptów sztuk magicznych miasto nie mogło się oprzeć jednemu nekromancie...?

Wyraźnej odpowiedzi jednak nie było. Nieliczne wzmianki o tym, że Urgul przybył zza gór, z zimnych wschodnich pustkowi nic elfowi nie mówiły, podobnie jak aluzje do jakiejś zapomnianej, szamańskiej magii. Wszystko to były domysły. O wiele łatwiej było dostrzec dlaczego Levelion tak łatwo upadł - zresztą było to dobitnie wyjaśnione w podręczniku. Pyły nie były ufortyfikowanym miastem jak obecnie Atmeeil czy ludzkie miasta, które Laure mijał po drodze. Wyizolowane dwory głównych rodów i w większości ogrodowe dzielnice nie były przystosowane do obrony przed zmasowanym atakiem. Magowie nie mieli wyuczonych bojowych czarów, a ci, którzy pełnili w tym dniu straż byli zbyt nieliczni; podobnie jak i wojownicy. Rozsiane po mieście, zajęte codziennymi sprawami elfy nie zdążyły się zmobilizować; wiele wpadło w panikę - i nic dziwnego; w ich stronę maszerowało przecież największe bluźnierstwo, jakie miłujący życie i równowagę elf mógłby sobie wyobrazić. Według przekazów wyszli z mgły spływającej z gór - falanga za falangą, od najbardziej prymitywnych szkieletów, duchów ludzi, orków i goblinów na które obrońcy zużyli większość strzał i magii; aż po upiory i zjawy stworzone nie tylko z istot dwunożnych, ale również z olbrzymich potworów. Zanim Urgul dotarł do obrzeży miasta większość mieszkańców była albo zmasakrowana, albo uciekła. Nielicznych magów i kapłanów, którzy zabarykadowali się w strategicznych budynkach wytruto lub nasłano na nich eteryczne istoty, zdolne przenikać przez ściany. Nekromancie wyraźnie nie zależało na niszczeniu miasta; wprost przeciwnie. Jedynie mieszkańcy mu przeszkadzali.

Odnośnie magii więcej było domysłów niż faktów. Najbardziej popularna teoria głosiła, że Splot nad miastem już wcześniej był osłabiony nadmierną eksploatacją, a pojawienie się władającego Cienistym Splotem Urgula spowodowało konflikt i niekontrolowane wybuchy magii, dodatkowo osłabiające moc elfich czarnoksiężników. Druga pod względem popularności teoria stwierdzała, że sama Shar postanowiła zniszczyć miasto, w którym dzięki mocy jej siostry tworzono tyle cudownych przedmiotów i zaklęć. W kronikach powtarzały się relacje o trzech wyjątkowo pięknych kobietach stanowiących osobistą straż Urgula - pięknych ale w spaczony, nieziemski sposób. Kapłani sugerowali, że były one opętane przez Dawczynie Nocy, elitarne duchy w słudze Shar. Żadnej z nich nie ujęto jednak żywej, a ich ciała po śmierci rozpadły się w zastraszającym tempie. Teoria pozostała więc tylko teorią. Dla wychowanego wśród ludzi Aesdila przywiązanie elfów do boskich interwencji było ciężkie do przyjęcia, czytając księgi po raz kolejny jednak widział, że jego pobratymcy traktują bóstwa jako integralną część tego planu, mieszające się w jego sprawy tak samo jak żyjące tu istoty.

Faktem było, że po wojnie znaleziono wiele artefaktów kompletnie wysączonych z mocy i właśnie poszukiwanie dodatkowych źródeł magii uznano za główny powód ataku na Levelion; podobnie jak wielomiesięczne badania Urgula prowadzone w podbitym mieście. On sam stworzył wiele nekromatycznych artefaktów, którymi wspomagał się później w walce, na bieżąco wskrzeszając poległych sojuszników i wrogów. Wiele budynków zapadło się w głąb ziemi, jak gdyby ryto pod nimi korytarze; zwłaszcza w centralnej części miasta. Niestety próby ich penetracji okazały się zbyt niebezpieczne i spełzły na niczym.

Czas płynął niezauważenie. Dopiero głód sprawił że Aesdil oderwał się od równych rządków pisma. Z westchnieniem spojrzał na Złotoczerwonego. Ku jego lekkiemu zaskoczeniu ten nie marudził specjalnie - a mimo że był ptakiem, potrafił zadziwiająco wiele przekazać ekspresją ruchów.
“Ach, rozumiem, miałeś ostatnio wystarczająco dużo ruchu...” - Złocisty uspokojony pokiwał głową, ale tak czy siak sięgnął do kieszeni. Wyjął co mu tam płaszcz sprezentował, spojrzał krytycznym okiem na znalezisko, wydłubał kawał mięsa. Rudopióry drapieżca uważnie spoglądał na niego z wysokości regału i Laure ruchem szybkim jak myśl cisnął mu pieczeń. Złotoczerwony schwycił kęs i przytrzymał go sobie łapą, by się z nim rozprawić. Elf przyglądał mu się, samemu żując kanapkę i zapijając ją herbatą. Beznamiętnie układał plan na następny dzień, świadom że czeka go sporo do zrobienia. Wrócił do lektury, ze znalezionego zbioru książek wybierając tym razem pozycję o upiorach. Z westchnieniem spojrzał na równe rządki ksiąg traktujących o różnych dziedzinach magii, powstrzymał się jednak od podejścia do nich, zamiast tego wstał by rozprostować kości, pogładził łepek jastrzębia i pieszczotliwie chwycił go za dziób, zaraz samemu unikając ciosu. Wrócił na miejsce i przekartkował księgę. Opisy nienaturalnych koszmarów kłuły w oczy, jednak Aesdil przedzierał się przez nie bez wytchnienia, szukając słabości nieumarłych potworów. Nawet nie zorientował się gdy po kilku następnych godzinach powieki jęły mu opadać...

… Obudziło go potrząsanie za ramię. Odruchowo sięgnął do tarczki na rzemyku, zaś oczy mu rozbłysły. Na szczęście dzięki spokojowi myśli już rozbudzonego Kulla powstrzymał się przed użyciem Płomienia. Velie’l ostrożnie cofnął dłoń, nagle świadom że i drapieżnik dziwnie zimno spoziera na niego z regału.
- Nie lepiej było nocować w gospodzie? - zapytał lekko kpiącym tonem. - A ptakowi na drzewie? Nie mam nic przeciwko zwierzętom, jednak to ty będziesz sprzątał jeśli tutaj napaskudzi.

Złocisty spojrzał za okno. Wstawał świt. A jego bolały plecy i głowa. “Fethuj się, skrybo” - rzucił w myślach, jednak rozmasował tylko czoło i odpowiedział spokojnie:
- Zapewne. Za parę godzin powrócę, chciałbym jeszcze rzucić okiem na parę pozycji. Velie’lu, potrzebowałbym dowiedzieć się czegoś o magii zimna - jeśli taka osobna dziedzina istnieje. Może to po prostu były wybrane czary, pasujące jej... - mruknął do siebie wspominając moce użyte przez Alehandrę, zaraz się jednak ocknął i skupił na bibliotekarzu - Czary związane z zimnem. I coś na ten temat... - podał Velie’lowi medalion z runą Magicznego Ognia - Jeśli mogę prosić - dodał uprzejmie.
- Jakie rodziny stanowiły pięć najważniejszych rodów w Levelionie? - zapytał - I spotkałeś się może w literaturze z określeniem “pięć stron świata”? Zwykle mowa jest o czterech...
- Co wy wszyscy z tymi rodami - zirytował się lekko Velie’l. -Lapeli, Vel’te’nel, Elten’vel, Nasce i Odali’s. Jeśli chcesz wiedzieć o nich więcej to tam są informacje - wskazał na stosy ksiąg, pomiędzy którymi wcześniej siedział. - A o magii jest całe piętro wyżej. Choć na pewno ciekawsze informacje znalazłbyś w mieście magów - tam trzymane są najcenniejsze woluminy.
Laure spojrzał na bibliotekarza. “Może Starszyzna dokopała się do czegoś ciekawego” - pomyślał słysząc wzmiankę o elfich rodach.
- Dziękuję - powiedział. - Daire - rzucił na koniec i Złotoczerwony spłynął na naramiennik.

Elf wyszedł przed bibliotekę. Wczoraj między księgami utracił poczucie czasu, nie wiedział czy Starszyzna nie chce ich widzieć z rana, a słońce już tkwiło na niebie. Dlatego szybkim krokiem, acz popatrując ciekawie na poczynania mieszkańców, ruszył do karczmy. Tam dowiedział się że przynajmniej na razie ich obecność nie jest żądana przez Starszyznę Atmeeil, dlatego zjadł coś szybko, pochwalił wyśmienitą kuchnię, kupił butelkę owocowego wina i zapytał o drogę do łaźni. Miał zamiar porozmawiać z Tyrionem, uznał jednak że zanim odwiedzi świątynię musi przemyśleć sobie kilka spraw. I odświeżyć się.

Rychło też dotarł do ogrodów-łaźni i zrzucił z siebie ekwipunek i ubranie. Nauczony doświadczeniem na wszelki wypadek miał na swe rzeczy oko, zresztą Kull przycupnął sobie na gałęzi i rozglądał się ciekawie, jednak ciepła woda miała na Złocistego kojący wpływ i ten ani się obejrzał kiedy przysnął. Gdy już się ocknął poczuł że zmęczenie po nocy spędzonej na lekturze minęło, a fajka i wino dodatkowo poprawiły mu humor. Korzystając z tego przypomniał sobie i zanucił kilka pieśni, tyle dla przyjemności co i dla odtworzenia dostępnych czarów. W trakcie treningów wieczorami niemal nigdy nie przywoływał więcej jak dwóch czy trzech zaklęć, na wszelki wypadek, bowiem licho nie śpi.

“Urgul...” - posmakował to imię na języku, bowiem od wczoraj żgało go niczym szydło. Zastanowił się. Jeśli prawdą było że już jeden z kamieni pozwalał obudzić potwora, a w ręce “bliżej-niezidentyfikowanej-grupy-chcącej-obudzić-Mrocznego-Pana” wpadło ich więcej, kula wręczona dziewczętom i Kalelowi przez Elethienę Froren nie mogła być zastosowana - czy raczej nie powinna zostać zastosowana w pierwszym rzędzie. Powinni ją oszczędzić na naprawdę rozpaczliwą sytuację, gdy każdy inny sposób zawiedzie i Laure miał szczerą nadzieję że upiora w Pyłach uda się pokonać w sposób … bardziej konwencjonalny. I że to on będzie miał okazję dopaść go i zmienić w chmurę cząstek elementarnych. Ambicja? Zastanowił się i przemyślał to. “Tak” - uznał. Ciągle jednak nie był pewien czy Płomień wystarczy. I po raz kolejny myśl o Alehandrze kradnącej być może jedyną broń zdolną uśmiercić potwora - a pamiętał efekt który wywarła na “fali” - wywołała złość. Ale zimną i kontrolowaną. Na razie najważniejszą kwestią stało się uzyskanie jakiegoś substytutu Przerażacza i Laure z westchnieniem zdał sobie sprawę z tego że najwyższy czas rozmówić się z Tyrionem. Powtórzył na głos Litanię Strzał, dziwiąc się że wcześniej nie podobała mu się tak jak teraz - ale może powodem było to że zmierzał do Levelionu, Gwiezdnego Miasta Corellona Larethiana i hymn-modlitwa zdawał się jak najbardziej na miejscu?

To nie moja dłoń mierzy do celu,
Bowiem ten, kto dłonią go szuka
Zapomniał twarzy swego Ojca,
To me oko poszukuje celu.

To nie moja dłoń wypuszcza strzałę,
Bowiem ten, kto uwalnia nią zabójczy grot
Zapomniał twarzy swego Ojca,
To mój umysł kieruje szypami.

To nie moja dłoń zabija,
Bowiem ten, kto zabija swą dłonią
Zapomniał twarzy swojego Ojca,
To me serce odbiera życie.
 
__________________
Why Do We Fall? So We Can Rise
Romulus jest offline  
Stary 31-12-2010, 10:18   #106
 
Romulus's Avatar
 
Reputacja: 1 Romulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputację
Zastanawiał się jak to było - jak to było w dniu gdy Urgul zaatakował. Dlaczego zaskoczenie było tak całkowite? W takim mieście? Nie pierwszy raz skrzywił się z pogardą na myśl o wszelkiej maści jasnowidzach, wróżach i im podobnych szarlatanach. Jedyną wróżbą w jaką wierzył było jego własne zaklęcie Celnego ciosu - a i w nim nie pokładał całkowitej ufności. Jeśli zaś o moce bojowe chodzi...
“Zaraz!” - pomyślał gorączkowo. Zawsze intrygowało go dlaczego pieśń będąca odpowiednikiem zaklęcia Zbroja maga działa … jednakowo skutecznie - mniej lub bardziej skutecznie, zależy jak na to spojrzeć. “A gdyby nasączyć ją dodatkowo emocjami? Jak nienawiść, gniew, odraza? Może jej skuteczność byłaby większa?!” - nowa myśl sprawiła że Laure poczuł przypływ entuzjazmu. Znowu miał nad czym kombinować. Co prawda pomysł był raczej do zastosowania gdzie indziej niż w Królestwie, ale dobrze było poszukać nowych możliwości. Zaraz jednak się zasępił. “Cienisty Splot...” - kolejna niewiadoma. Aesdil nie wiedział wiele o tym nowym rodzaju magii, przez chwilę zastanawiał się czy to nie on jest odpowiedzialny za niepowodzenia w splataniu zaklęć, ale rychło odrzucił ten pomysł - czary Maeve ujawniły że przyczyną były jego własne błędy.
- Będę się musiał bardziej starać - powiedział na głos, tłumiąc złość.

Ubrał się powoli i skierował do świątyni. “Kim są ci którzy pragną przywrócić Urgula? Co ich motywuje?!” - głowił się przez całą drogę, dopóki akolici Corellona nie skierowali go do ascetycznego gabinetu, który zajmował Tyrion.

Aesdil ukłonił się kapłanowi Corellona Larethiana.
- Witam cię, panie, mam nadzieję że zechcesz poświęcić mi parę minut - powiedział uprzejmie - Zapewne wnioski do jakich doszła przez noc Starszyzna Atmeeil lepiej będzie przedstawić w szerszym gronie, nie wypytuję więc o nie. Zamiast tego chciałem prosić o pomoc w paru kwestiach i porozmawiać o Tiistrillu i jego towarzyszach.
Laure już od dłuższej chwili zastanawiał się jak to rozegrać. Korciło go by zacząć dalszą rozmowę od poprzedniej wyprawy - mieszkańców Atmeeil, ale byłoby to nieuczciwe. Jeśli Tyrion miałby pomóc, niech będzie to z jego własnej i nieprzymuszonej woli, a nie jako rodzaj łapówki. Tyrion zmarszczył brwi, ale gestem wskazał bardowi siedzisko i słuchał dalej.
- Próbując ratować Helfdana o którym była wczoraj mowa, utraciłem dobrą broń - bard westchnął - kto wie, może na tyle potężną by zranić i upiora wskrzeszanego w Pyłach - Laure w złości zacisnął pięści, zaraz jednak się opanował - Całą gotówkę wydałem wcześniej na przygotowania do wyprawy, a z tego co dowiedziałem się w nocy w bibliotece … warto będzie mieć jakąkolwiek magiczną broń. Proszę cię Tyrionie o użyczenie z zasobów świątynnych dobrego miecza a jeszcze lepiej łuku, zdolnego razić nieumarłe istoty. Upiora taka broń nie pokona, ale żeby pokonać jego sługi - byłaby jak znalazł...
Drugie, to moja córka, Alariele - Aesdil sięgnął do szyi, rozwiązał rzemyk ze srebrnym wisiorkiem i podał kapłanowi - jeśli nie wróciłbym z Pyłów, prześlij proszę ten wisior do świątyni Lathandera w Scornubel w Ziemiach Zachodnich, by tamtejsi kapłani wręczyli go Alariele, Larili Alariele z domu Rhinn Anga, wraz z dobrym słowem o mnie, by mogła być dumna w przyszłości że jej ojciec nie zginął w jakiejś karczemnej bójce, lecz próbując dokonać czegoś dobrego. Wiele to dla mnie znaczy. Ten przedmiot otrzymałem od osoby której imię nadałem córce, dlatego jest mi drogi - wyjaśnił bowiem sama wartość srebrnego medalika nie była wielka.
- Przekażę medalion - zgodził się Tyrion, chowając przedmiot do niewielkiego pudełka wraz z kawałkiem papieru, na którym zapisał dane adresatki.

- Proszę również o księgi traktujące o nekromancji, magii elfów, artefaktach, upiorach czy wreszcie Shar i innych bóstwach które mogą być łączone z wydarzeniami w Pyłach. Przyznam ze wstydem że moja wiedza na te tematy nie jest wielka - a w ciągu jednego wieczora i poranka zwyczajnie nie dam rady przejrzeć wszystkiego co czcigodny Velie’l Frose’ byłby w stanie dla mnie wyszukać. Obawiam się zaś że wiedza będzie tym czego potrzeba w Pyłach...
- Skoro byłeś już w bibliotece, to nie wątpię, iż Velie’l oświecił cię w sprawie braku dostępności ksiąg o nekromantycznych praktykach, podobnie jak my dzisiejszego dnia - sucho zauważył Tyrion. - Nie pojmuję zresztą jaką korzyść miałbyś z nich wyciągnąć. Wiedza jak ożywiać zmarłych nie daje automatycznie wiedzy o tym jak ich unicestwiać; zresztą miesiąc to za mało by cokolwiek zrozumieć... Aaach... zacznę może od innej strony - odchylił się na oparcie i potarł palcami skronie. Najwyraźniej również nie spał tej nocy. - Levelion... To, co się tam wydarzyło wymyka się podręcznikowym schematom. To, co zaatakowało Gwiezdne Miasto to nie były szkielety, ghoule czy upiory jakie spotyka się czasem na cmentarzach, bagnach czy w miejscach gwałtów. Oczywiście one również stanowiły część armii, najsłabszą jednak - znów zamilkł. - Pytasz kim jest Shar... To bliźniacza siostra bogini magii, Selune, lecz jest jej kompletnym przeciwieństwem. Zawsze zazdrosna o Splot, zawsze dążąca do władzy stworzyła własną wersję Splotu, który jest wypatrzoną wersją oryginału. Podczas naszej poprzedniej rozmowy widziałem, że idea koegzystencji z bogami nie jest ci bliska. Musisz jednak zrozumieć jej wagę by zrozumieć to, co dzieje się na świecie. Wielu bogów, zwłaszcza złych bogów, czerpie swą moc z istot, które jej służą. Z paktów, modlitw i czynów. Shar jest jednym z takich bóstw. W zamian za czczenie jej lub określone przysługi obdarza swego maga możliwością korzystania z Cienistego Splotu, dzięki czemu staje się on w krótkim czasie bardzo potężny... o wiele bardziej niż czarodziej Splotu. Pola dzikiej czy martwej magii również na niego nie wpływają, gdyż są to jedynie wyrwy w prawdziwym Splocie.
Nekromancja i mentalizm - tak, jeśli ktoś chce się w nich specjalizować kosztem innych i gotów jest zapłacić odpowiednią cenę, Shar chętnie przyjmie go w swe progi. Cena jest jednak wysoka - większość magów wcześniej czy później traci rozum; a nawet jeśli nie, to Shar w każdej chwili może odmówić magowi praw korzystania z Cienistego Splotu i pozbawić go mocy. Dziwiłeś się, że Levelion tak łatwo padł... jednakże jeśli chodzi o cienistą magię trudno zarówno rozpoznać używane zaklęcia, jak i je skontrować. Dlatego na nic ci zwykłe podręczniki. Nawet stworzeni dzięki niej nieumarli są inni - potężniejsi, rozumni, składają się bardziej... ze wszystkiego. Są nie tylko większe i silniejsze, ale częstokroć zatruwają otoczenie na wiele metrów wokół siebie. Na szczęście większość tych aberracji została zniszczona w czasie wojny. Obecnie większość zagrożeń stanowią duchy i ciała poległych; nie napotkacie więc nieumarłych smoków, olbrzymich czerwi czy gigantów. Nie mówię, że nie ma ich zupełnie, jednak zwykle kryją się gdzieś na granicy gór lub w podziemiach. Czego musicie się na prawdę strzec, to nieumarłych władających magią - wielu czarodziei, zaklinaczy i kapłanów poległo w czasie i po wojnie. Na szczęście większość duchów elfów pozwoliła odesłać się do Arvadoru - automatycznie wykonał znak błogosławieństwa - niestety inne rasy nie są tak związane ze światem swoich przodków jak my i wielu pozostało; zarówno przyjaciół jak i wrogów... choć obecnie wszyscy są naszymi wrogami - zakończył ze smutkiem.

Laure nie skomentował słów o braku dostępu do źródeł traktujących o nekromancji, wątpliwych korzyściach wiedzy na ten temat, niemocy Selune wobec tworu jej siostry, czy o swym braku znajomości realiów. Skoro stary kapłan tak uważał i z tej strony nie otrzyma pomocy - niech tak będzie. I tak czegoś nowego dowiedział się z przemowy Tyriona.
- Rozumiem - powiedział powoli - Czy magiczne bronie utworzone z wykorzystaniem Splotu działają w takim razie na utworzonych dzięki Cienistemu Splotowi nieumarłych? I czy mogę liczyć na użyczenie takiej broni?
- Nie rozumiesz! - zirytował się lekko kapłan. - Działanie i przeciwdziałanie określonemu rodzajowi magii i jej tworom polega na zrozumieniu zarówno zasad jej działania jak i źródła. W przypadku zwykłych czarów jest to łatwe - znasz Splot i wiesz czego możesz się spodziewać. Gdybyś podstawił naprzeciw siebie dwóch magów Splotu, mieli by mniej więcej równe szanse. Jednak by zrozumieć ideę tak nienaturalnego tworu jakim jest Cienisty Splot potrzeba pomocy Shar. Wtedy i tylko wtedy mag jest w stanie opanować lub przynajmniej pojąć arkana tego rodzaju magii. Nie ma możliwości studiowania jej w teorii; ci, którzy próbowali stracili rozum.
Ponadto Splot i Cienisty Splot nie neutralizują się, a tylko wykluczają. My nie potrafimy pojąć magii Shar, a jej wyznawcy - magii Selune. Ich walka jest jak starcie dwóch gigantów, z których żaden nie ustępuje drugiemu siłą - ostatnie zdanie nawyraźniej przyszło mu z trudem. - Trudno nam walczyć z nimi ale, na szczęście, im z nami również. Ponadto cieniści magowie mają duże problemy z opanowaniem czarów transmutacji oraz wywoływania. Niestety przeklęte błogosławieństwo Shar sprawia, że ich talent w nekromacji, iluzjach oraz zaklinaniu niweluje te braki z nawiązką... aż nazbyt wielką... - potarł swój bok, po czym zamilkł.
“Użycz mi broń, użycz mi broń” - sparodiował po chwili elfa. - Widzę, że w przeciwieństwie do swoich towarzyszy myślisz tylko o sobie zapominając, że... Ech, mniejsza z tym. Gdy będziecie odjeżdzać zgromadźcie cały swój oręż w świątyni; pobłogosławię go do walki z tworami Levelionu.
- Dobrze wiedzieć - rzucił elf - a jeśli chodzi o mój egoizm to nie spodziewam się by Atmeeil, a szczególnie świątynia, były w stanie zaopatrzyć każdego z nas w odpowiednią broń. Tą utraconą, o której mówiłem, przykazałem użyć kapłanowi w razie gdybym mi się coś przytrafiło, więc swoje oburzenie możesz … - młodzik odczekał chwilę opanowując nerwy - Pobłogosławienie broni na pewno się przyda i jeśli moje słowa skłoniły cię do tego by poświęcić nasz oręż to mogę się tylko cieszyć - powiedział lodowato.
- Oczywiście... przecież jesteśmy tylko bezbronnym, zaściankowym miastem, które nie jest w stanie sprostać wymaganiom tak światowego barda i jego olbrzymiej armii - uśmiechnął się sarkastycznie elf. - Na dodatek przez własne widzimisię skąpimy ci cennych informacji i torpedujemy pomysły, czyż nie? Nie musisz komentować, widać to w twoich oczach aż nazbyt dobrze. Cóż... magia Levelionu będzie miała na tobie używanie. Pozostaje mieć nadzieję, że Iulusowi starczy mocy by cię chronić.
- Skoro tak twierdzisz - Laure uśmiechnął się w odpowiedzi, jeśli uśmiechem można nazwać odsłonięcie zębów - zapewne wiesz co mówisz. A zdajesz się wiedzieć wiele, sądząc po tym jak mnie nazwałeś w czasie rozmowy ze Starszyzną. Obrażać też potrafisz, co w trakcie tej rozmowy było wyraźnie znać, kapłanie, szczególnie gdy do kobiety się zwracałeś. A skoro Królestwa nie stać na więcej czy jest zbyt omamione by wysłać do Levelionu kogoś więcej niż świeżo nobilitowanego paladyna i garść najemników to nic dziwnego że bard, przybyły spoza granic tego pięknego kraiku, tam musi jechać. Szkoda że nie będziesz miał okazji zobaczyć “używania” na mnie przez magię Pyłów - nie musisz komentować, widać to w twoich oczach aż nazbyt dobrze. Szkoda też że … - teraz jednak Złocisty powstrzymał się - jakim by nie był arogantem zmusił się by milczeć o impotencji Starszyzny w przypadku wyprawy Houruna, Tiistrilla i innych. To mu jednak przypomniało o ostatniej rzeczy.
- Jeszcze jedno - w miarę możliwości postaramy się uratować Tiistrilla i jego towarzyszy. Natomiast … - na chwilę odwrócił wzrok, bo chyba obaj czuli że szanse na ratunek są mizerne - jeśli byłoby za późno, być może natkniemy się na ich szczątki. Co z nimi począć? Czy jest coś co chciałbyś by dostarczyć jego rodzinie na pamiątkę?
- Oczywiście, że jest już za późno, a ich szczątki co najwyżej mogą was zaatakować. Zniszczcie ich i przywieźcie wiadomość o ostatecznej śmierci Tiistrila. To najlepsze co możecie zrobić. Dziękuję.
- Ja również dziękuję za wszelkie informacje. Będę w bibliotece gdybyście zechcieli nas widzieć - Aesdil powiedział na koniec, ukłonił się formalnie i wyszedł. Dzięki technikom wpojonym przez Ukochanego przez Kruki zmusił się do spokoju zanim uczynił cokolwiek innego.
Ruszył do biblioteki. Miał zamiar wypytać Velie’la o Magiczny ogień, którego runę pokazał mu wcześniej, o magię zimna, jak również o smoczą krew. Nie zależało mu na encyklopedycznych informacjach - tych poszuka później w “mieście magów” jak bibliotekarz był łaskaw to określić, na razie szukał … czegokolwiek. I tak miał całą listę spraw do załatwienia, pozostawało jak zwykle odhaczać kolejne punkty z tej listy...
 
__________________
Why Do We Fall? So We Can Rise
Romulus jest offline  
Stary 31-12-2010, 14:29   #107
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Popołudnie i wieczór minęły jednym na pracy, innym na odpoczynku. Wyczekiwana przez większość impreza okazała się niemalże katastrofą i nawet Kalel, który jak zwykle przeholował z alkoholem, zakończył ją przewracając się na łóżku, dręczony koszmarami o “elfiołakach” i zranionej ręce. Rankiem chłopak obudził się z wielkim kacem, wspomnieniem Sorg wołającej za nim “Kalel Bezręki” oraz Madraga, który przedstawiał go duchowi utraconej kończyny.

Śniadanie minęło w ponurych nastrojach. Kario i Atoli nie przyszli wcale. Iulus pojawił się z głębokimi cieniami pod oczyma (podobnie jak Aesdil, który zaraz znów zniknął) i od razu poszedł spać. Całe szczęście Maeve wróciła już między ludzi - do tego z dwumiesięcznym kotkiem na rękach, co od razu przyciągnęło uwagę Tui. Co prawda czując smoka kociak zaczął prychać i parskać, ale miała wreszcie okazję i pretekst, by poradzić się zaklinaczki odnośnie zwierząt i Pyłów. Raydgast pokrótce streścił nieobecnym przebieg spotkania, więc wszyscy zostali wprowadzeni w temat.

Po posiłku paladyn mimo wszystko udał się do Starszyzny, by przedłożyć swoje taktyczne sugestie: wystawienie wart na drogach do Pyłów, planie ewakuacji tej osady i poinformowanie innych osad w okolicy o zagrożeniu. Trafił akurat na Tyriona, który jego uwagami był po części zaskoczony, po części zwyczajnie obrażony. Docenił jednak dobre chęci Raydgasta, toteż sucho wyjaśnił, że spotkany przez nich pierwszy z elfów nie był przypadkowym myśliwym a strażnikiem, zaś patrole ze wszystkich osad regularnie przeczesują las. Elfy od dziecka szkolone były w walce i magii, a fortyfikacje miasta, straż oraz pokaźna zbrojownia - którą z mieszaniną irytacji i dumy zaprezentował elf - nie były tylko na pokaz. Zapominasz paladynie, że wojna, która dla was, ludzi, jest już zamierzchłą przeszłością, dla nas, elfów, jest świeżym wspomnieniem. - dodał krótko. - Nadal opłakujemy poległych, a niektóre z otrzymanych ran nie zagoiły się do tej pory. Nie zapomnieliśmy o powodach porażki i potrafimy uczyć się na błędach. Mimo tych słów nadal wydawał się nieco urażony sugerowaną bezmyślnością, a pokłosie tego zebrał Aesdil, jasno dając kapłanowi do zrozumienia, iż Atmeeil jest biednym, bezbronnym miastem, którego nie stać na wyposażenie marnej dwunastki ludzi.

Tyrion przyznał jednak, że skoro Elethiena dookreśliła okres rozwoju zagrożenia, należy powiadomić o nim pozostałe dwie osady, by podwoić straże. Wieści miał zamiar również wysłać do Biblioteki, gdyż tamtejsi magowie byli najbardziej predestynowani do zajęcia się tego typu problemem. Poprosił natomiast by Silvercrossbow sformułował co, konkretnie, chce przekazać zakonowi. Póki co nie wydawało się, by jakiekolwiek wieści były dla nich przekonywujące, a uzyskane informacje nie były przecież poparte namacalnymi dowodami. Osobiście uważał ponad to, że sprawa jest bardziej dla czarodziei i kapłaństwa, nie dla wojska, które i tak miało teraz pełne ręce roboty z zimową obroną północnych granic Królestwa przed realnym zagrożeniem.

***

Poobiednie spotkanie ze Starszyzną - na którym zjawili się już wszyscy - przeciągnęło się aż do wieczora. Najpierw przedstawiono nieobecne poprzednio osoby, oraz Velie’la Frose’, który okazał się jednym ze Starszych i Espeli Ame, nieco młodszą od reszty elfkę, która prócz pełnienia funkcji w radzie była również najwyższym rangą wojownikiem w mieście. Wszyscy wyglądali jakby również spędzili pracowitą dobę. Służba rozniosła wino i słodycze, po czym zniknęła w przedsionku.

Główną część spotkania rozpoczął Aedsil od listy spraw, pytań i sugestii. Po części dla zaspokojenia własnej ciekawości przedstawił spotkanie z “falą” na równinach środkowej części Królestwa. Opowieść bardzo zainteresowała jednak Ymiela i Tyriona, którzy po burzliwej dyskusji, uzupełnianej jeszcze opowieścią Tui, doszli do zaskakującego wniosku. Owymi “niosącymi zło” nie były drowy, ale wy! - Ymiel wskazał na młodzież. - To niesiony przez was kamień duszy przebudził żyjące w Fortecy duchy i zmusił do podążania za wami. Łącznie się słabych nieumarłych w jedno, potężniejsze stworzenie było często spotykane w czasie wojny. Mieliście szczęście, że cały czas się przemieszczaliście i to traktami. Gdybyście trafili na jakiś cmentarz... - pokręcił z niedowierzaniem głową.

Potem Ymiel rozłożył na stole rozkodowane listy drowów, a rezultat pracy elfa wprawił Raydgasta w doskonały humor. Z listów jasno i dobitnie wynikało, że Gardar Tulip współpracuje z drowami... i to jak! Znienawidzony przez pół Królestwa władyka zajmował się czarnorynkowym handlem, głównie magicznymi przedmiotami, kosztownościami, artefaktami oraz - co za niespodzianka! - księgami magii, w tym o zakazanej nekromancji! List zawierał również spis ostatnio przekazanych dóbr, oraz kolejnych zamówień. Drowy pełniły tu rolę złodziei i kurierów, zarówno w Królestwie jak i poza nim. Sieć jaskiń Podmroku ułatwiała transport, a Zapomniana Forteca była jednym z punktów kontaktowych.
Z listów nie wynikało, by Tulip był prowodyrem przebudzenia Urgula, natomiast jego możliwości “handlowe” ściągnęły zainteresowanie innych osób. Dla nich to Tulip ściągał z południa Faerunu nekromatyczne księgi oraz polował na artefakty z czasów wojny. Niestety drowy chroniły interesy klientów i nazwisk nie było.

- Ten wasz list do “Pana na wzgórzach”... w tym kontekście jest on zapewne od, nie do Tulipa... - zadumał się Ymiel - Skoro jest łasy na pieniądze, zapewne chętnie współpracowałby przy tej sprawie, skoro ma do swej dyspozycji złodziei... chociaż może nie jest aż tak zdemoralizowany...
- A ten fragment? - wtrąciła się Tua - "Do rudej wiewiórki czarne już posłałem, by jej orzech skradły [...]. Powodzenia nie wróżę, lecz i z porażki korzyść wyciągnąć możemy"? Gdy byliśmy u Elethieny Froren, ktoś próbował napaść na jej dom. Byli wśród nich i czarodzieje. Ale co miało być tym orzechem? Mógł to być jeden z fragmentów duszy Urgula czy może coś innego? I jaką korzyść mogli wyciągnąć z porażki?
- Jeśli nie były to drowy to niekoniecznie musiał ich wysłać Tulip - rozczarował się elf. - Też sądzę, że orzech to kamień; teoria że Elethiena ukrywa je u siebie jest równie powszechna, co błędna. A korzyść? Jeśli by im się udało, znaczyło by to, iż czarodziejka nie stanowi już zagrożenia. Jeśli nie - że nadal jest silna. Elethiena nadaj najpotężniejszym magiem Królestwa, więc ją pierwszą należałoby wyeliminować.
- Skoro takich patałachów wysłano do Elethieny, może “rezerwowym” celem był wróż, by wybadał z kim Elethiena skontaktuje się w celu wzmożenia ochrony kamieni? - zastanowił się Laure.
- Możliwe, że byli z góry spisani na straty - stwierdziła Espea, nie komentując w jakim świetle stwierdzenie barda stawiało zabójców owych "patałachów".
- Mówiłem już wczoraj, że domenę Elethieny chronią potężne zaklęcia i nie sposób jej spenetrować wieszczącymi czarami - rzekł Tyrion, zastanawiając się, czy bard powtarza pytania w nadziei, że uzyskana odpowiedź za którymś razem będzie inna. - Najwyraźniej mylisz wróżbitów z osobami korzystającymi z wieszczących czarów. Wróż przepowiada przyszłość, a i to nie na zawołanie. Zaś magia jest bardziej... szpiegująca, że tak to ujmę.

- A to: “Pięć mrocznych pieśni w pięć stron świata śpiewają uwięzione dusze”? - zmienił temat Aedsil. - zwykle mówi się o czterech stronach świata, ale kluczem może być liczba części na które Ugrul został podzielony.
- Może. Choć śpiewanie w kierunkach ukrycia kamieni - jeśli weźmiemy to dosłownie - nie wydaje się szczególnym pomysłem - skrzywiła sięAmakia.
- Piątą stroną mogą być zaświaty. Lub domena Shar - dodał Tyrion, najwyraźniej forsując swoją boską teorię. - Obie są związane z nekromancją, więc mogą mieć znaczenie w rytuale ożywienia... czegokolwiek. Bo tak na prawdę nie trzeba wskrzesić Urgula by wywołać kolejną wojnę. Wystarczy, że ktoś posiądzie choć część jego wiedzy i umiejętności, zawrze pakt z Shar lub znajdzie pozostałości jego badań.
- Na mapie zaznaczyłam wam wszystkie strategiczne punkty Levelionu - wtrąciła Espea. - Jeśli waszego przestępcę będą interesować badania Urgula będzie kierował się do centrum; jeśli zaś łupy - do dworów słonecznych elfów mieszczących się wokół miasta.
- Ale kto może być zainteresowany wskrzeszeniem Urgula, czy w ogóle przejęciem jego schedy? - cisnął Laure.
- Gdybyśmy to wiedzieli nie było by problemu, czyż nie? - sarkastycznie odparł Tyrion, a Velie'l puścił do siedzącego na uboczu Helfdana oko.

- Czy gdy już tam pojedziemy... - Tua skinęła głową w stronę mapy - to naszym zwierzętom... chowańcom nie stanie się krzywda?
Elfy spojrzały po sobie.
- Ciężko oczekiwać, by mag rozstał się ze swoim chowańcem; ale im mniej inteligentny tym mniejszy wpływ spaczonej magii na jego umysł. Jeśli masz więc ptaka lub szczura to nie powinno mieć znaczenia - rzekła Espea. - Co do wierzchowców nie zmusicie ich by tam weszły. Jakiś kilometr przed granicami miasta jest zbudowana niewielka strażnica. Znajdziecie tam nieco prowiantu dla wierzchowców oraz świeże źródło. Tam je zostawcie niespętane. Strażnica chroniona jest magiczną kopułą, nic im się więc nie stanie. Jeśli nie wrócicie w ciągu pięciu dni, bramy automatycznie się otworzą i zwierzęta wyjdą na wolność.
 
Sayane jest offline  
Stary 01-01-2011, 20:30   #108
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Po omówieniu powyższych spraw nadszedł czas na relację, na którą wszyscy - prócz Maeve - czekali z niecierpliwością. Wyprawę Houruna. Amakia porozumiała się wzrokiem z zaklinaczką, a gdy ta potwierdziła, że chce podzielić się z resztą całością historii, skinęła na Espeę i wojowniczka zaczęła mówić. Historia ta zaczęła się niemal rok temu, w chwili gdy Hourun opuścił Maeve. To głównie on był źródłem posiadanych przez Starszyznę informacji. Ich fragmentaryczność zapewne rozczarowała niektórych słuchaczy - jednak elfy nie miały ani prawa, ani obowiązku wypytywać przybyszów o szczegóły, czy też zabraniać im czegokolwiek.

Prowodyrem wyprawy był Pathox Vel’te’nel, słoneczny elf z Marathiel. Hourun natknął się na niego poszukując kolejnego zlecenia odpowiedniego dla siebie i swojej towarzyszki; elf szukał zaś doświadczonych czaromiotów. Zadanie wydawało się proste, acz niebezpieczne - pogoń za zabójcą matki Pathoxa. Według szlachcica morderca zwał się Stick i był niebezpiecznym magiem spoza Królestwa, który szukał tu informacji o skarbach Levelionu i Urgulu. W tamtym też kierunku miał podążać pościg. Sama destynacja skłoniłaby Houruna do rezygnacji z zadania, jednakże na nieszczęście jeden z potencjalnych najemników okazał się obdarzony, a jego wróżba (niestety tu nieprzytoczona) skłoniła zaklinacza do podjęcia pracy, w obawie o dobro swej podopiecznej. Wcześniej dla Maeve taka wersja zdarzeń wydawałaby się nieprawdopodobna, gdyż mężczyzna nie przepadał zarówno za nieokreślonymi wieszczbami, jak i służeniu bogom. Jednakże Pathox - podobnie jak inne obecne na spotkaniu elfy (i jak ameetielskie) potraktował słowa wieszcza bardzo poważnie, a ich niezachwiana wiara sprawiła, że Hourun wolał nie ryzykować.

Kolejne dekadni grupa spędziła na podróżowaniu i zbieraniu informacji. Jeden z obecnych w drużynie elfów, Elidor, jeszcze pierwszego dnia wysłał wiadomość o przepowiedni i wyprawie do Biblioteki - ku (jak zauważył Hourun) skrywanemu niezadowoleniu Pathoxa. Mężczyznę dziwiło, że po drodze odwiedzali wiele ludzkich dworów. W jednych byli przyjmowani bardziej, w innych mniej przyjaźnie. Sporo czasu spędzili w stolicy, gdzie Vel’te’nel bezskutecznie próbował otrzymać dokładny adres Elethieny Froren. Wyjechał wściekły i ruszyli na północy wschód, potem do Sielskiego Sioła i wreszcie Levelionu, po drodze werbując kolejnych najemników. Elf rozważnie dobierał pracowników, choć nigdy nie brał zorganizowanych drużyn; oraz więcej niż dwóch-trzech osób z jednego miasta. Drużyna była bardzo zróżnicowana zarówno pod względem fachu jak i ras, z przewagą jednak czaromiotów różnego typu. Jednych zachęcał wizją skarbów i potężną zaliczką, u innych - jak u Houruna - grał na poczuciu obowiązku. Zabity w Pyłach mag to nadal niebezpieczny mag, a historia morderstw elfów spędzała sen z powiek wielu osobom.

To Hourun nalegał, by zboczyli z drogi i odwiedzili wróża Henryka (Hi’liela, jak nazywały go elfy). Elidor opowiadał o nim wiele dobrego; w czasie podróży obaj mężczyźni zaprzyjaźnili się. To elf właśnie zwrócił uwagę zaklinacza na dziwne zachowania i nieścisłości w opowieściach Pathoxa, wiadomości wysyłane nocą, czy niechęć do powiadamiania Gildii Magów o obcym czarodzieju. Upierał się, że sam chce dorwać Sticka - i Elidor rozumiał, że to sprawa honoru - ale w Darrow kazał im szukać jakiegoś kupca, Arkeha. Hourun podsłuchał kiedyś, jak zostawia listy do wysłania w określonym czasie, mimo że sami jechali w podanych kierunkach. Do elfa często przylatywały magiczne ptaki Qualla - wiadomości, które nie posuwały jednak sprawy na przód, a cel wyprawy był wciąż jeden - Levelion.

Dopiero wizyta u Henryka zmieniła nieco obraz rzeczy. Starzec wyraźnie przepowiedział im, że zginą, a na ich ciałach - tu Espea sprawdziła notatki - “zakiełkuje zło, które zapuści korzenie głęboko w stronę księżyca, a zrodzony z niego kryształ wyniesie mrok na wyżyny chwały”. Owa wróżba wywołała wyraźną wściekłość Pathoxa, a kilka osób zwróciło zaliczki i odjechało. Chcąc nie chcąc elf musiał uzupełnić zapasy jedzenia i magii w Atmeeil, tu zaś Elidor i Hourun podzielili się swoimi wątpliwościami z Tyrionem. Elidor ponad to zostawił list zaadresowany do “Scarlet spod Wilczego Lasu oraz Lidii, siostrzenicy Oratisa z Pięciu” - niezbyt dokładny adres, ale jedyny jaki miał. Niestety rozmowę usłyszał siostrzeniec Tyriona - utalentowany kapłan zresztą - który uparł się, że pojedzie w grupie w roli szpiega i nie dał się od tego odwieść. Na takie rozwiązanie nalegał zresztą Hourun, gdyż w grupie nie było żadnego kapłana. Triistil dostał do pomocy dwóch akolitów, którzy dobrowolnie zgłosili się do wyprawy i pojechał. Niestety ani jedna wiadomość nie dotarła do miasta po ich odjeździe.
 
Sayane jest offline  
Stary 02-01-2011, 18:37   #109
 
baltazar's Avatar
 
Reputacja: 1 baltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znany
Na spotkaniu z radą tropiciel zjawił się jako ostatni… żeby nie powiedzieć nieco spóźniony. Tylko delikatnie, w granicach przyzwoitości. Był jeszcze przed prezentacją nowych osób to jednak już po tym jak wszyscy zajęli swoje miejsca. Przywitał się krótkim, sztywnym ukłonem z elfami poświęcając nienaturalnie długą chwilę Espei. Nie otaksował jej od stóp do głowy jak to miał w zwyczaju, wpatrywał się w jej oczy przez dłuższą chwilę a potem na jego twarzy wykwitł półuśmieszek referujący zadowolenie. Towarzyszom poświęcił milczące skinienie głowy. Poczym zajął wolny stołek z boku stołu… rozglądnął się za czymś do picia i milcząco trzymał się z boku.

Był odmieniony… trochę ugrzeczniony. Jakby do cna wyssany z arogancji i targanych nim rządzy. Może to jednak jego nowy wygląd sprawiał takie wrażenie. Helfdan na spotkanie przyszedł pozbawiony swoich kłaków i delikatnie rzecz ujmując wyglądał inaczej… spokojniej i starzej. Gdy włosy tak szczelnie nie skrywały jego twarzy było wyraźniej widać zmarszczki wokół zmęczonych oczu. Zdecydowanie utrata bujnego owłosienia odebrała sporą części dzikości oferując w zamian złudzenie ogłady.


Przysłuchiwał się opowieści starszyzny sam jednak nie rozpoczynając dyskusji. Czekał na to jak się rozwinie dzisiejsze spotkanie.

A nieco wcześniej... [18+]

Po wyjściu ze świątyni mądrości tropiciel udał się po zamówiony poprzedniego dnia preparat. Kapłanowi trzeba było oddać prawdę i jeżeli chodzi o skuteczność to zabieg jakiemu poddał żywot półelfa był pierwsza klasa… jednak szew jaki mu zafundował dalece odbiegał od standardów co powodowało, iż blizna była nad wyraz okazała. Ten ścieg dużo bardziej pasował do worka z mąką. Ponieważ od samego początku nie komponowała się ona z estetyką półelfa postanowił się jej pozbyć.

Maść za parę sztuk srebra i po kłopocie… trzeba ją tylko było wetrzeć. Wedle zaleceń zielarki najlepiej tuż po kąpieli i w nieowłosione miejsce. Miało to przyśpieszyć działanie substancji. Jak mus to mus. Helfdan kąpieli nigdy się nie bał, a i tutejsze łaźnie należały do bardzo wygodnych dlatego nie miał specjalnych oporów aby po raz kolejny się tam zjawić. Tym razem miał jednak nieco większe oczekiwania od łaziebnych niż poprzednio. Oprócz brzozowych rózeg potrzebował jeszcze brzytwy… gdyż w jego ekwipunku nie było miejsca na nieprzydatne rzeczy. Sern’sal bo chyba tak nazywała się dziewczyna dostarczyła mu co trzeba. W swojej uprzejmości zaproponowała, że pomoże mu zgolić brodę. Uświadomił ją jednak, że to nie facjatę miał zamiar sobie skrobać.

Minęło ładnych parę chwil gdy już się wymoczył i odpowiednio zrelaksował. Wyszedł z wody i stanął jak go stworzono przed polerowanym posrebrzanym lustrem. Wziął brzytwę przyjrzał się misce z wodą i mydłem. Przez chwilę zastanawiał się jak się za to całe golenie zabrać. - Może potrzebujesz pomocy? Usłyszał głos za plecami. Sern’sal przyglądała mu się figlarnie. – chyba mam większą wprawę w posługiwaniu się brzytwą niż ty. Helfdan skinął głową na znak przystania na jej pomysł. Dziewczyna wzięła w delikatną dłoń brzytwę i oceniła jego muskulaturę zupełnie nieskrępowana nagością. Półelf też nie pozostał jej dłużny. Stał bez słowa i napawał się wspaniałością jej ciała przebijającego przez wilgotną od pary delikatną tkaninę - dołeczkami u podstawy jej szyi, krągłymi piersiami o wielkich, ciemnych sutkach, cudownymi krzywiznami talii i bioder. Niespodziewanie zamiast ostrej i chłodnej stali poczuł na torsie kobiecą dłoń przeczesującą gęste poskręcane włosy.


- Rzadko tacy włochacze goszczą w naszej łaźni. Szepnęła zalotnie dziewczyna, gdy jej ręka schodziła w dół umięśnionej klaty. – Być może to golenie może poczekać parę chwil.

- W moich rodzinnych stronach mówi się, że nierozsądnie jest odmawiać kobiecie z brzytwą w dłoni… a o głupotę zakrawa jeżeli do tego jest to kobieta niemająca na sobie bielizny. Niespodziewane wziął ją w ramiona po chwili ściągając już z niej ubranie.

Nim na dobre przylgnął do elfki zobaczył, iż jego dzisiejszej toalecie przygląda się znajoma twarz. Zza kotary spoglądała na niego dziewczyna, która nie po raz pierwszy miała okazję go obserwować bez ubrania... jednak i tym razem bardka wolała utrzymać bezpieczną odległość.

Helfdan wrócił do bliższego poznawania łaziebnej. Jej skóra była gładka, ciepła w dotyku i pachnąca jak kwiaty na tutejszych łąkach. Uniósł jej głowę i poszukał warg. Rozchyliła usta do pocałunku, a jej piersi wypełniły mu dłonie. Poczuł jak jej sutki sztywnieją, gdy głaskał je kciukami. Czarne gęste włosy pachniały jakimiś nieznanymi mu kwiatami… od tej woni i jej bliskości męskość mu zesztywniała tak mocno, że aż była bliska bólu. Okres jego ascezy dobiegł końca.

- Dotknij mnie, kudłaty dzikusie - wyszeptała mu do ucha. Jego dłoń powędrowała w dół, by odnaleźć słodkie, wilgotne miejsce w gęstwinie czarnych włosów. - Tak, tutaj. Szepnęła wsuwając jego palec do środka - Więcej... och... więcej... tak, mój słodki... tak, tak pragnę cię. Dłoń kobiety wprowadziła go w nią, a potem przesunęła się za plecy żeby przyciągnąć go bliżej - Głębiej - Wyszeptała. - Tak... och.

Oplotła go nogami, które wydawały się silne jak stal. Przeorała paznokciami jego plecy, gdy wszedł w nią głębiej, ale nie przestawał aż wreszcie krzyknęła i wygięła pod nim plecy. W tej samej chwili znalazła jego sutki i ściskała je palcami, aż wypuścił w nią nasienie. - Mógłbym teraz umrzeć szczęśliwy - pomyślał tropiciel. Na kilkanaście uderzeń serca zaznał spokoju.*

Zgodnie ze swoimi słowami nie odmawiał dziewczynie z brzytwą nawet wtedy gdy ta zaproponowała, iż oprócz klaty zgoli mu również zarost z gęby i skróci włosy. Cóż... taki słowny był z niego już facet. Elfka jakby zaskoczona jego obliczem nie broniła się gdy po raz drugi przybliżył się do niej. Na koniec jego pobytu w łaźni stwierdziła - Mam nadzieję, że szybko ci te kłaki odrosną bo zaczynasz się chędożyć jak... elf. Helfdan jednak nie skomentował. Włosy podobnie jak jego prącie nie miało najmniejszych problemów z gwałtownym wzrostem. Broda pewnikiem w dwa tygodnie niczym nie będzie ustępowała tej, którą nosił... a reszta czupryny pewnie gdy następnym razem się tutaj pokaże będzie wystarczająco "dzika i nieokrzesana".

* fragment zainspirowany Grą o tron i niezwykle swobodnie wykorzystany w ninejszym poście.
 

Ostatnio edytowane przez baltazar : 02-01-2011 o 20:28.
baltazar jest offline  
Stary 06-01-2011, 17:45   #110
 
Vantro's Avatar
 
Reputacja: 1 Vantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie coś
Sorg leżąc na łóżku starała się opanować wzbierającą w niej coraz większą złość. “Miały być tańce, mało być miło, a wyszły przepychance. Zawsze w coś się wpakuje, zawsze coś sknocę. Chciałam mu wyjaśnić co i jak, a chyba jeszcze bardziej go wkurzyłam.” Przewróciła się na bok i patrząc dla odmiany na ścianę przypomniała sobie ostrzeżenie jakie Atoli rzucił odchodząc w miasto. “Muszę ostrzec Tuę, aby uważała na tego Kario. Może powinnam powiedzieć o tym Madragowi aby jej pilnował przed nim? Porozmawiam rano z Tuą i zobaczę co dalej”, postanowiła. Przewróciła się z powrotem na plecy i zaczęła patrzeć w sufit, kiedy do jej uszu dobiegło pukanie do drzwi. “A to kogo niesie?” Wstała niechętnie z łóżka i poczłapała zobaczyć kto stoi za drzwiami i czego chce. Ujęła klamkę otworzyła drzwi i stanęła nos w nos z paladynem. Odchrząknęła i spytała: - Tak? Coś się stało?
Raydgast w zasadzie zaraz po pukaniu zmienił zdanie, ale... spoglądał na bardkę, zdębiały. Wreszcie odparł. - W zasadzie to nic. Wszystko w porządku?
- Nie jest w porządku! - wypaliła dziewczyna jak zwykle zamiast zastanowić się. Zrobiła krok do przodu zmuszając paladyna do wycofania się do tyłu. Jej pokój znajdował się w pobliżu schodów, więc pamiętając co mówił Atoli o pokusach i zakusach, postanowiła, że nie będzie rozmawiać z Raydgastem u siebie w pokoju. Podeszła do schodów i klapnęła zrezygnowana na najwyższym stopniu. Oparła łokcie na kolanach a brodę na splecionych dłoniach i smętnie spoglądała na znajdującą się przed nią ścianę.

-Czego się spodziewałaś po tych tańcach?- odparł cierpko paladyn opierając się o ścianę.
Na pewno, że nie będzie awantury. Czemu tak traktujecie najemników? Czemu o nich źle mówicie mimo, że mogą to słyszeć? Po co z wami jadą jak im nie ufacie i uważacie, że są źli? - pytanie goniło pytanie.
-Niech pomyślę. Może dlatego, że już raz doszło do próby gwałtu. Może dlatego, że to nie są szlachetni rycerze, a przestępcy z najgorszych zaułków Uran. A może dlatego, że to jest wyprawa wojenna, a nie spacerek po lesie. Co mam ich całować po rękach?-odparł ironicznie paladyn.-Ani ich psami nie szczuję, ani ich nie głodzę. Płacę im godnie i nie mieszkam w ładnym domku co noc, tylko w namiocie jak i oni. Dlaczego mam ich traktować lepiej niż traktuję samego siebie? Nie ufam bo część już uciekła, a podczas walki zrejterowali w panice.
- To po co ci oni? Ani im ufać nie możesz,ani być pewnym, że znów nie nawieją. A może ci co zostali nie są tacy źli? Może gdybyście ich nie przekreślali ot tak od razu za czyny innych,może nie byłoby tak źle? - dopytywała się dalej, po czym dodała - Ze mną rozmawiali dziś rano normalnie, odpowiadali na pytania. Sami zaproponowali te tańce.
-I jak to się skończyło?- spytał retorycznie Raydgast i spojrzał na najemników.-To nie kwestia zaufania, czy braku z mej strony. Ja nie mam po prostu potrzeby bratać się z nimi. Opowiadać o sobie, czy też wysłuchiwać ich historii. Od tego mają Iulusa.

- Ale czy trzeba im okazywać, że są gorsi? Lub ciągle napiętnować? Wiesz Atoli mi powiedział, że wtedy jak spotkaliśmy się na polanie w tym lesie, ostrzegaliście nas przed nimi, a oni to słyszeli. Myślisz, że to jest miłe? A może warto nie raz robić to tak, aby nie doszło to do uszu tych o których się mówi, bo wiesz... oni w sumie też może chcieliby się zmienić, a tak od razu przekreśla się ich... - zerknęła do góry na stojącego nad nią paladyna.
-Gorsi?-zdziwił się paladyn i uśmiechnął cierpko.-A czy ty nie bałaś się przypadkiem paladynów. Czyż nie uważałaś, że cały Zakon służący bogom dobra, ma zamiar cię złapać i na tortury zaciągnąć? Nie. Nie uważam ich za gorszych od siebie. Uważam ich za tych, kim są. Sorg, podczas podróży tutaj musiałem paru z nich ukarać za próbę gwałtu na kobietach. Czy to uważasz za próbę zmiany na lepsze? Jeśli chcą zmienić, to musi to wynikać z ich chęci. Ani ty do tego nie zmusisz, ani ja. Nie zamierzam ich przekreślać, czy też skreślać. Każdy może się zmienić na lepsze. Tyle, że nie jedziemy do Pyłów, by kogoś nawracać. A oni jadą do Pyłów, bo im za to zapłacono. Jeśli chcą się zmienić, to mnie cieszy. Jeśli z Pyłów wrócą odmienieni na lepsze, to tym bardziej ta wyprawa będzie udana. Ale nawracanie na ścieżkę do dobra, to robota dla kapłanów. Moją jest to, by jak najwięcej z nas wróciło żywych z tej wyprawy. Nie przestrzegałem was przed nimi, dlatego że uważałem, że są gorsi. Przestrzegałem, by uniknąć sytuacji, po której musiałbym kogoś ukarać, znów.
- I widzisz tu chyba jest ten problem, bo oni uważają, że wy ich uważacie za gorszych. I może jechali do Pyłów bo im zapłaciłeś, a może jednak i dlatego, że Królestwo coś dla nich też znaczy. Może warto by było o tym pogadać. Tam i tak chyba będzie nam ciężko, to nie lepiej wiedzieć, że to co było to było. Dać taki kredyt zaufania i to od nich będzie zależało co z nim zrobią. Wiesz... przecież sam mówisz, że można się zmienić. Może ci tacy naprawdę źli właśnie już odpadli. Może te przestrogi powinniście nam przekazać tak aby oni tego nie słyszeli, tak aby właśnie nie czuli się ci przekreśleni i gorsi. Wiesz Atoli też mnie ostrzegł. Ostrzegł abyśmy uważali na Kario, ale zrobił to tak, że tamten nie słyszał. Muszę porozmawiać o tym z Tuą. Poza tym mówisz o postrzeganiu, a wiesz do jakich wniosków oni doszli postrzegając mnie? - nawet nie zauważyła, że dla podkreślenia swojej przemowy zaczęła jak zwykle gestykulować rękami. - I nie stój nade mną bo mnie kark boli od patrzenia w górę. Paladynowi nie wypada usiąść na schodach?
-Nie wypada, tak samo jak rozczulanie się publicznie przed podwładnymi. Dowódca to skała Sorg, ma być silna trwała niezłomna. Bez względu na sytuację, ma być twardy. Jeśli dowódca nie ucieka, a podwładni ufają w jego osąd, to sami nie rzucą się do ucieczki. -odparł paladyn dodając.-Przyznaję, jestem pozytywnie zaskoczony tym, że już żaden nie uciekł. Ale od rozmów i poprawiania samopoczucia podwładnych są kapłani. To oni dbają o nastroje w oddziale. Paladyni są od dawania przykładu. Stania na przedzie i walczeniu w pierwszych szeregach. Zresztą ,są sprawy o których mężczyźni mogą rozmawiać z kobietami, tylko. I sprawy o których mężczyźni rozmawiają tylko z mężczyznami. Rozczulanie się i mówienie o tym jak się czują... nie pasuje do twardych najemników.-

- A może to jednak dowódca dając właśnie przykład powinien ich pochwalić i powiedzieć, że będą postrzegani tak jak będą się zachowywać? Co złego przy omawianiu taktyki czy nie wiem czego tam, planów na kolejny dzień, czy raportów czy co tam macie, właśnie powiedzieć o tym. Co umniejszającego jest w tym, że dowódca- skała, jak sam rzekłeś pokaże swojemu podwładnemu czy też najemnikowi, że jest z niego zadowolony? Ech... sama już nie wiem. Widzisz nie raz takie gdybanie może być gorsze, oni uważają, że chcę zostać twoją ko... - w ostatniej chwili ugryzła się w język i z powrotem oparła brodę o dłonie i zaczęła wpatrywać się w ścianę przed sobą.
-Ostatnia taka próba omawiania taktyki zakończyła się pyskówką i ostentacyjnym odejściem Helfdana. Nie kusi mnie więc kolejna próba. A co konkubiny...- niestety paladyn domyślił się co chciała powiedzieć.- Kalel nie powinien jakoś zareagować, że przypisuje się jego narzeczoną innemu?- potarł czoło.- A tak. Zapomniałem, że wy nadal macie niezbyt określone wzajemne relacje. Powinnaś poważnie rozważyć swoje związki uczuciowe z mężczyznami. Niby można być wieczną dziewicą. Ale... nie każdej to pisane.-
- I widzisz sam! Wyciągać można wnioski z różnych sytuacji, ale czy one są prawdziwe? A skąd wiesz, co było jak pojechałam z Helfdanem na tą kąpiel? Jakie wnioski z tego wyciągnęliście? No powiedz! Słucham... bardzo mnie to zaciekawiło! - zjeżyła się i nieświadomie podniosła głos zrywając się na równe nogi i stając oko w oko z paladynem.
-Żadnych. Oboje jesteście dorośli, a ja nie jestem ani twym ojcem, ani kochankiem, ani mężem, bym się miał zajmować twoimi relacjami z Helfdanem.- odparł spokojnie paladyn.
- To czemu mówisz, że Kalel powinien zareagować? Może ty też powinieneś zareagować, że nic cię ze mną nie wiąże! W sumie nikogo nic ze mną nie wiąże. Ech... nieważne... - odparła zrezygnowana opuszczając ramiona i ponownie siadając na schodach.
-Sama wspominałaś, że jest ktoś, kto gości w twoim sercu i w snach. Mnie się wydaje, że to Kalel właśnie. Zachowujesz się wobec niego, jak... Helena, wobec mnie.-odparł Raydgast spoglądając na dziewczynę. Następnie rzekł.-No i... wymyślasz, tematy zastępcze. Naprawdę tak ważne jest to, co oni myślą o mnie, a ja o nich? A to co myśli o nich Laure, Iulus... nie ma znaczenia?

- Ma znaczenie, ale teraz rozmawiam z tobą a nie z nimi. Przecież, nie będę tobie mówiła co myślę, że powinien zrobić Laure czy Iulus prawda? - spytała znów zadzierając głowę aby spojrzeć na paladyna.
-Nie. Ale też tylko to cię dręczy? Ich samopoczucie? Wierz mi. Mniej ich obchodzi, to co myślę o nich ja, a bardziej twoja dramatyczna ucieczka, z potańcówki, na której byłaś główna atrakcją.-Raydgast spojrzał w dół.
- Skąd wiesz? To też twoje domysły? - zadała kolejne pytania.
-Doświadczenie. Sam też bardziej niż szacunkiem pracodawcy, martwiłem się jego wypłacalnością.- odparł z kwaśnym uśmieszkiem paladyn.-Dopóki nie będę ich otwarcie poniżał, raczej nie będą wrodzy.
- I nie uciekłam z żadnej potańcówki, zmieniłam lokal, bo partner, który miał ze mną tańczyć się z niego wyniósł. Też doszedł do wniosku, że wolę z tobą tańcować i twą kochanką zostać, bo “za wysokie progi” jak sam to określił. Jak łatwo oceniać innych co nie? - dodała zadzierając brodę.
-Możliwe... Niemniej Sorg, ciężko się tańcuje siedząc na schodach. A inni partnerzy do tańców, zostali na dole.- Raydgast spojrzał na parter karczmy. I dodał.- Łatwo oceniać, ale też... wiesz już czego chciał od ciebie ów “partner”. Nie tylko tańca.-
- Ale o niego już nie musisz się martwić. Będzie omijał mnie z daleka, nie pociągają go “baby, którym się jadaczka nie zamyka”. - rzekła i mimowolnie się roześmiała.

-Ja? Mówisz jakbym kawalerem uderzającym do ciebie w konkury.- zaśmiał się paladyn i dodał.- Nie jestem Helfdanem. Mimo że obaj brody nosimy i obaj widzieliśmy cię nago, to ja do łóżka zaciągać cię nie zamierzam.
- Mówię jak do paladyna, który obiecał mnie chronić przed niebezpieczeństwem. Z jego strony już chyba gwałt mi nie grozi. - sprostowała dziewczyna.
-Nie będę bronił cię przed takim “niebezpieczeństwem”. Zalotnicy to nie problem, którym zajmują się paladyni Torma. Gdyby siłą próbował zaspokoić swe żądze, to co innego. Ale nie będę bronił nikomu prób zdobywania twoich względów. Jak wspomniałem, ani ja twój ojciec, ani mąż, ani kochanek. Nie mam ni powodu ni prawa, by odpędzać od ciebie zalotników.- zaśmiał się paladyn, przyjacielsko czochrając włosy bardki.
- Toć sam mówiłeś, że właśnie od ich gwałtów chronić, a mój język ochronił mnie w tym przypadku i od gwałtu i od zalotów. Jak opowie swoim kamratom o tym, to będą mnie omijać wielkim łukiem - uśmiechnęła się. - Pewnie miał rację, bo w sumie jak to rzekł “gęba” mi się nie zamyka. Niepokoi mnie tylko ten Kario. Za Tuą się ogląda, a Atoli kazał się jego wystrzegać. Muszę z nią porozmawiać, powiedzieć jej, ale też tak, aby on nie słyszał, by mu nie zrobić niepotrzebnie przykrości, bo może to też takie gdybanie, jak myślisz? Ray czy paladyni zawsze muszą być tacy sztywni? Czy nigdy nie możesz zrobić czegoś co chcesz? Tylko zawsze tak na sztywno?A jak jesteś w domu to nie spędzasz czasu na zabawie z dziećmi czy śmiechu z żoną, bo paladynowi nie wypada? Zawsze musisz się zachowywać tak jakbyś był po uszy zakuty w zbroi? Co by się stało jakbyś usiadł na tych schodach przy mnie na chwilę? - zaczęła się dopytywać z ciekawością zerkając na paladyna.

-Nie chciałaś się przypadkiem uwolnić od bycia “moją kochanką”? Poza tym, po pierwsze jestem na misji, po drugie... dlaczego uważasz że nie robię tego co chcę?- spytał zerkając na dziewczynę ze zdziwieniem w głosie.
- Toć sam rzekłeś że paladynowi nie wypada siadać na schodach. Myślałam, że dlatego sterczysz, bo nie wypada. Ech.... ciężko oddzielić twe chęci od twojego wypada nie wypada. Nie raz wygląda to tak, że choć nie masz na sobie zbroi, to mimo wszystko coś ci kręgosłup na sztywno trzyma. Nie gniewaj się... bo po prostu pytam, może nie powinnam... przepraszam - zakończyła niepewnie.
-Siedzenie na schodach, nie jest przyjemnością. A poza tym, paladyn to paladyn. A ty zapominasz, że jesteś ładną kobietą.- odparł Raydgast.-A ja jestem żonaty.
- Ech... wiem... wiem.... nie wypada - dodała przekornie pokazując mu język. - Dziękuję, że przyszedłeś dowiedzieć się czy nic mi się nie stało. Nic się nie stało. Dzisiejszy wieczór pokazał, że jeszcze dużo powinnam się nauczyć. I nie dotyczy to tylko relacji damsko-męskich. Może powinnam częściej trzymać język za zębami. Nawet wujo miał nie raz dość mojego paplania. - westchnęła zrezygnowana.
-Nie ma za co.-odparł paladyn lekko kiwając głową i dodał żartobliwie.- Wierz mi. Nie jesteś nawet w połowie tak denerwująca jak niektóre elfy czystej krwi.

- Wiem... jestem mieszańcem. - dodała ze smutkiem, nic więcej nie mówiąc, aby nie zorientował się, że poruszył bolesną dla niej sprawę.
-Nie powinnaś się tym przejmować. To nie to jacy się urodzimy, czyni nas tym kim jesteśmy.-odparł paladyn pieszczotliwie głaszcząc półelfkę po głowie.
- Jakbyś miał taką wiedzę jak dziś posiadasz i miał dokonać wyboru... zostałbyś paladynem? - wyrwało jej się kolejne pytanie.
-Prawdopodobnie tak.-odparł Raydgast wzruszając ramionami.-Choć to trudna ścieżka, trudniejsza niż się z pozoru wydaje.
- Bo wiesz... patrząc tak z boku na paladyna, no nawet i na jego giermka, to ma się wrażenie, że zawsze jesteście w zbroi. Zastanawiało mnie niekiedy, czy stałoby się coś, gdyby taki paladyn pokazał, że jest po prostu ludzki. Tak jak ty niekiedy czochrasz mi włosy... jak... jak... ojciec - dodała z uśmiechem - Bo ojciec czochra tak córę jak chce ją pocieszyć prawda? Wiesz mój wujo nie czochrał, ale nie znaczy, że mnie nie kochał czy nie troszczył się o mnie... po prostu jest elfem, a ja mimo wszystko pólelfką. Nie raz mówił, że moje ludzkie cechy biorą górę, ale sam mówiłeś, nie wybieramy tego kim się rodzimy.

-Po prostu ludzki, to znaczy jaki? Mam pić piwo, gadać o dziewkach, podrywać jakieś?-odparł nieco ironicznie Raydgast.- Nie wypada mi to nie tylko z tego powodu, żem paladyn, ale i żem człek stateczny. A nie wolny.
- Nie... nie o tym prawię. Tylko właśnie o tym, że teraz ze mną rozmawiasz, tak wiesz... normalnie, nie pouczająco czy pusząco się. Po prostu... jak rozmawiałam na Srebrnym Jarmarku z giermkiem jednego z paladynów to on się też tak wiesz, nadymał, bo giermkiem paladyna jest. Pamiętam Lususa, też giermek, wolny, a jednak cały czas miałam wrażenie, że patrzy na nas z politowaniem. Na zasadzie będzie paladynem, to wie najlepiej. A przecież paladyni też popełniają błędy, tak jak każdy z nas. I zastanawiałam się czy nie jest ciężko starać się zawsze być takim nieomylnym, robić to co wypada... Ech... nie umiem ci tego wytłumaczyć. Chyba gdybyś spojrzał moimi oczami a ja twoimi, może wtedy by się wyjaśniło o co chodzi... Nie chciałam cię urazić. - dodała pospiesznie na zakończenie.
-Nikt nie powiedział, że paladyni są nieomylni.Od tego mamy kapłanów by doradzali.-zdziwił się takiemu podejściu Raydgast i dodał.- A giermkom zdarza się, że czasem bliskość ostróg za bardzo uderza do głowy. Od tego są jednak wyżsi rangą by pokazywać giermkom, gdzie ich miejsce.

- Myślisz, że Kalel też zacznie się tak puszyć- spytała nagle i dodała - Nie ręczę wtedy, że mu nie przyłożę.
-Gadasz jak jego żona. Ty wiesz, że...Iulus ma prawo udzielać ślubów?-odparł żartobliwie Raydgast, spoglądając na twarzyczkę Sorg.
- Nie... wiem, ale wiem, że... jako kapłan jest nieomylny? - - spytała przekornie zerkając na mężczyznę .
-Nieomylny niekonicznie. Ale możliwe, że mądry.-odparł paladyn i zerknął w dół.-Jeszcze możesz pójść potańczyć.
- Jakoś odeszła mi chęć na tańce. Chyba lepszym jestem bardem na takich potańcówkach niż ich uczestniczką - rzekła ponownie opierając brodę na dłoniach. - Ale ty idź jak chcesz, ja tu sobie chwilę posiedzę, a potem wrócę do pokoju.
-Chyba tak powinienem zrobić, a ty... na pewno nic cię już nie gnębi?-upewnił się paladyn.
- Nic... - westchnęła wzruszając ramionami.
Znowu pogłaskał ją po głowie dodając.-Nie brzmisz zbyt przekonująco. Może powinnaś porozmawiać z Iulusem, albo Kalelem?
- Nie dziś... porozmawiam... kiedyś - - rzekła smętnie dziewczyna. - Czy jutro też będzie spotkanie ze Starszyzną? Bo chyba nie wszystko jeszcze rzekli co chcieliście się dowiedzieć? Nie widziałam kapłana i barda, zostali jeszcze na tym spotkaniu? - spytała zerkając na paladyna.
-Zapewne tak. A co do nich. Nie wiem. Nie czekałem, aż się spotkanie zakończy.-odparł Raydgast wciąż głaszcząc po głowie bardkę.

- Heh... chyba pójdę się położyć... Na potańcówkę już i tak nie wracam. Mam nadzieję, że inni się lepiej bawią. - podniosła się ze schodów, cmoknęła go w policzek pospiesznie i rzekła zanim ruszyła w kierunku drzwi - Dziękuje Raydgaście... i dobrej nocy.
-Dobrej nocy.- odparł mężczyzna, odczekał aż dziewczyna wejdzie do pokoju, zamknie drzwi, po czym... udał się do swojego pokoju.

*****

Rankiem zwlekła się z łóżka. Usiadła na jego brzegu i zaczęła się zastanawiać co robić dalej. “Obudzę Kalela jak jeszcze śpi i pokaże mu bibliotekę. Tam wczoraj nie dotarliśmy, a na pewno znajdziemy w niej dużo ciekawości.” Podeszła do miski, nalała do niej wody z dzbanka i umyła się pospiesznie. Rozczesała włosy i ponownie zaplotła je w schludny warkocz. Ubrała się, wciągnęła na nogi buty. Rzuciwszy ostatnie spojrzenie w lustro wyszła z pokoju i skierowała się w stronę drzwi Kalela. Zapukała i nie słysząc odpowiedzi załomotała w nie głośniej, równocześnie mówiąc: - Kalel pobudka - odczekała chwilę słysząc ruch za drzwiami. Kiedy jednak w uchylonych drzwiach pojawiła się twarz chłopaka nie wytrzymała i parsknęła śmiechem komentując jego przepicie. - Chciałam Cię zabrać ze sobą do biblioteki, ale patrząc na ciebie dochodzę do wniosku, że to nie najlepszy pomysł. Wracaj do łóżka odsypiać dalej, a ja idę tam sama - i nie czekając na reakcję chłopaka odwróciła się na pięcie i raźno po maszerowała w stronę schodów. Zatrzymała się w głównej izbie zastanawiając czy coś zjeść, jednak postanowiła udać się najpierw do biblioteki, jakoś nie odczuwała specjalnie głodu. Wyszła przed karczmę i rozejrzała się wahając, w którym kierunku się udać. Po krótkim namyśle ruszyła przed siebie. Po drodze spotkała młodą elfkę, którą wypytała o drogę do biblioteki. Podziękowała dziewczynie z uśmiechem i raźnym krokiem udała się we wskazanym kierunku. Weszła do środka i z zapartym tchem przyglądała się zgromadzonym tam zbiorom.


Sorg zerknęła na elfa układającego księgi i już miała do niego podejść gdy jej wzrok zatrzymał się na kierującym się do wyjścia bardzie. Uśmiechnęła się do niego na powitanie i po rozmowie poszła poszukać zwojów które ją zainteresują. Wybrała kilka i rozejrzała się za miejscem w którym mogłaby je rozłożyć i przestudiować w spokoju.


Zagłębiona w lekturze Sorg nie zwracała uwagi na upływający czas. Jednak unoszące się w bibliotece drobinki kurzu sprawiły, że coraz częściej kichała. Po kolejnym głośnym kichnięciu zwinęła zwoje i poszła odłożyć je na miejsce. Podziękowała znajdującemu się w bibliotece elfowi skinięciem głowy, nie chcąc przeszkadzać mu w zagłębianiu się w leżące przed nim pisma. Wyszła z biblioteki i skierowała swe kroki w stronę karczmy. Po paru krokach zatrzymała się jednak i zawróciła w stronę łaźni. “Mamy spotkanie ze Starszyzną, nie wypada,abym na nie poszła taka zakurzona. Skorzystam z łaźni, a potem zmienię jeszcze ubranie i będzie dobrze”, pomyślała sobie. Weszła do łaźni i uśmiechnęła się do elfek, które w niej przebywały. Zrzuciła z siebie ubranie za jedną z kotar i rozpuściła włosy.

Owinęła się w płótno i ujęła kotarę w dłonie aby zanurzyć się w parującej wodzie. Jednak widok jaki ujrzała za nią sprawił, że stanęła jak wmurowana. Nie mogła zrobić ani kroku do przodu ani kroku w tył. Stała i obserwowała scenę która rozgrywała się przed jej oczami. Podążała wzrokiem za dłońmi elfki, które przesuwały się po owłosionej piersi znajdującego się przed nią mężczyzny. Dopiero wzrok Helfdana, który ją dostrzegł sprawił, że bardka została wyrwana z transu. Zaczerwieniła się i puściła kotarę, która zasłoniła jej widok mężczyzny i znajdującej się z nim dziewczyny. Odwróciła się pospiesznie i skorzystała z innego pomieszczenia. Wyszorowała porządnie włosy i całe ciało. Wysuszyła się, ubrała i z rozpuszczonymi wilgotnymi włosami ruszyła w stronę znajomej karczmy. Znajdując się w swoim pokoju, zmieniła ubranie, a na koniec zerkając w lustro założyła swoje ulubione kolczyki w uszy.


Przeczesała włosy palcami, zostawiając je rozpuszczone mruknęła pod nosem - Chyba jestem gotowa... i ruszyła na poszukiwanie swoich współtowarzyszy aby wraz z nimi udać się na spotkanie ze Starszyzną.
 
__________________
W chwili, kiedy zastanawiasz się czy kogoś kochasz, przestałeś go już kochać na zawsze.

Ostatnio edytowane przez Vantro : 07-01-2011 o 00:10.
Vantro jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 10:46.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172