Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-12-2010, 16:31   #24
zodiaq
 
Reputacja: 1 zodiaq jest na bardzo dobrej drodzezodiaq jest na bardzo dobrej drodzezodiaq jest na bardzo dobrej drodzezodiaq jest na bardzo dobrej drodzezodiaq jest na bardzo dobrej drodzezodiaq jest na bardzo dobrej drodzezodiaq jest na bardzo dobrej drodzezodiaq jest na bardzo dobrej drodzezodiaq jest na bardzo dobrej drodze
Kłęby pary, dobywające się z ust przy każdym oddechu świetnie dowiodły tego, iż zbliża się okres mrozów. Dogorywający ogień, przywoływał jedynie miłe wspomnienie ciepła, jakie wypełniało pomieszczenie...
Poranna sesja mająca na celu rozciągnięcie ścięgien nie była niczym miłym, z racji telepiącego się ciała i szczelękania zębów.
Ubrany jak dzień wcześniej zszedł do sali, w której zdążyło zgromadzić się kilka osób.
- W pokoju zostawiłem coś do przechowania - rzucił w kierunku karczmarza, po czym usiadł w rogu podłużnego stołu przy którym siedli, na przeciwko krasnoluda, spoglądającego na niego spode łba.

Propozycja modlitwy wydała mu się dość dziwna, podobnie jak cała sylwetka zbrojnego.
"Świetnie, jedyne czego brakowało to świętoszkowaty, machający mieczem w imię "większego dobra" paladyn...lub przynajmniej jego imitacja."
Starając się zignorować to co wyczyniała reszta spojrzał za okno - trawa pokryta szronem, zamarznięte kałuże, będące pozostałością po wczorajszej ulewie i ciemne masy chmur...zapowiadał się cudowny dzień w dziczy...
Jedno musiał przyznać karczmarzowi - chłop znał się dobrze na smażeniu jajecznicy, która smakowała nad wyraz dobrze, co nie jest rzeczą dziwną, z racji tego, iż jedynym pożywieniem, jakie miał w ustach mieszaniec były strączki i podejrzanie śmierdzące mięsiwo podprowadzone z jednego z tutejszych domów.

Mroźny wiatr bił po oczach, odganiając już zupełnie myśli o ciepłym łóżku na piętrze...pół-elf przystając przy wejściu do karczmy wymamrotał kilka słów czegoś co można by nazwać bardziej pieśnią niż modlitwą w elfiej mowie.
Droga była prosta, a mróz, w ostateczności okazał się sojusznikiem grupy - dzięki niemu nie musieli tonąć w błocie.
Pomiędzy knieją zamajaczyła mała chatka, zgadzająca się z opisem karczmarza...

- Dziwnie tu cicho - powiedział, jeden z mężczyzn.
- Może jednak zielarka, była czymś więcej niż zielarką - odpowiedział, starając opanować dygotanie: - idę pozwiedzać...
Pierwsze co poczuł, to olbrzymi natłok mieszanki przeróżnych zapachów, który czuć było już w odległości kilku metrów od wyłamanych drzwi...zamek nie był nic nadzwyczajnym, okno na ścianie z drzwiami było całe...cisza brzęczała w uszach...Ian sięgnął po ukryty w wysokim bucie sztylet, dobry obserwator z grupy mógł zauważyć zdobienia go okrywające - kilka finezyjnych, złotych linii na rękojeści i grawer w kształcie pnączy, pokrywający całe ostrze.

Po wejściu do chaty jedynym co mógł czuć to przytłaczająca woń zielska...chata była skąpana w mroku, okazało się, iż jest to jedna wielka izba, z dużym łożem w rogu pomieszczenia, tuż przy drzwiach, stołem z porozrzucanymi nań papierzyskami i księgami. pod ścianą naprzeciwko drzwi stał masywny stół uginający się pod masą przeróżnych przyrządów zielarskich. Na środku izby drugi, przy którym stały dwa krzesła, na jednym z nich uwieszona była torba zielarska. Ostatnią ze ścian zajmowała szafa zajmowana przez płaszcz i dwie sukienki, kufer bez zamknięcia, pełny skór oraz szafka z rzeczami osobistymi, kilkoma pergaminami, które szybko przejrzał i kilkoma księgami.

Po zbadaniu całego miejsca wyszedł przez chatę i machnął nieznacznie ręką, dając sygnał reszcie, aby podeszli.
- Ktoś się tu włamał...to widać, w środku za to czysto, nikt nie walczył, czyli musieli ją bardzo szybko ogłuszyć, skoro nie zdążyła zareagować albo wyszła dobrowolnie - powiedział spoglądając na pustą okolicę...brak leśnej fauny wywoływał niemiłe uczucie w brzuchu...
 
zodiaq jest offline