Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-12-2010, 18:08   #122
Arvelus
 
Arvelus's Avatar
 
Reputacja: 1 Arvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputację
Urizjel pochylił głowę w geście szacunku gdy weszła grupka arystokracji. Może nie wywarli na nim jakiegoś wielkiego wrażenia, a o nieudolności intryg różowej pani nawet on słyszał, co było swoistym osiągnięciem, bo on z całych sił unikał mieszania się w życie wyższych klas, a nawet niechętnie o tym słuchał. Jednak był pokornym pokutnikiem. Duma, mimo że nie obca jednak nie przysłaniała mu życia. Skrzywił się gdy Thornhead zgodził się na ich obecność na balu. Priorytetem było odnalezienia Tańczącej Błyskawicy, a nie zabawa, ale on na pewno o tym wiedział. Czyli chyba nie miał wyjścia... ach...
"Jak ja nie cierpię tych gierek" pomyślał jednak nic nie odpowiedział. Własnie dla tego, że to nie on był najmądrzejszy to nie on był generałem.


-Generale!- Półupadły dobiegł do Thornheada gdy ten wychodził
-Generale, chciałbym prosić o pozwolenie na odpuszczenie balu. Z kilku powodów. Raz, jestem żołnierzem absolutnie nieobeznanym w dworskiej etykiecie, w najlepszym wypadku cały czas bym podpierał ściany unikając jakichkolwiek rozmów, w najgorszym...- tu przerwał bo przeleciała mu przez myśl scena jak jakiś szlachcic go prowokuje, a on daje się ponieść Gniewowi -... Po drugie - nie dokończył wątku -... mimo że ciało wyleczone, to wciąż nie posiadam ani włoska, a bez brwi nadaję się jedynie na błazna. Ponadto nie posiadam żadnego ubrania godnego balu. A na dodatek źle się czuję w tak licznym towarzystwie.
- Doskonale wiem, w jakim jesteś stanie, żołnierzu. - odparł. Ciąganie na bal kogoś z takim wyglądem, byłoby trochę nietaktowne. Możesz zostać, Urizjelu. Do czasu naszego powrotu masz wolną rękę. Zrelaksuj się, odpocznij... Ale nie narozrabiaj... - generał poklepał pokutnika po ramieniu.
Urizjel pochylił się w półukłonie
-Dziękuję generale, obiecuje nie zwracać na siebie uwagi

* * *

Sarhi posłała swoją marionetkę do boju, wielki stalowy wąż poleciał z wielką szybkością w upadłego walczącego z Urizjelem. W locie z węża wysunęły się ostrza i zaczął on wirować. Blackhearth zobaczył to i odskoczył w tył. Leberris obejrzał się i zobaczył pędzącą chmurę stali. Machnął skrzydłami wznosząc się w górę. O cal minął jeden z mieczy. Lalka błyskawicznie wykręciła i znów uderzyła. Sinoblandy nieskończony złożył jedno skrzydło i potężnie machnął drugim, co błyskawicznie skręciło go tak bardzo, że znów minął rozpędzoną chmurę stali. Z gracją wylądował na ziemi i ukłonił się przed władczynią marionetek. Ta z zaciętością pociągnęła rękami nici magii które kontrolowały jej węża, a ten znów ostro wykręcił celując w upadłego. Odwrócił się kręcąc włócznią nad głową. Przez ułamek sekundy przyjrzał się sytuacji. Lalka rzeczywiście była potężna, z drugiej strony szarżował ten nieskończony o brązowych skrzydłach który zabił Samaela. Swoją bronią nie uszkodzi stali... przynajmniej nie teraz. Machnął drzewcem w twarz Urizjela, jednak napotkał jedynie blok no-dachi. Uśmiechnął się i z całej siły odbił się od niego wzmacniając ruch machnięciem skrzydeł. Wytrącił Blackheartha z równowagi niemal wrzucając go pod wirujące ostrza. Na szczęście skulił się, a Sarhi też zdążyła zareagować. Jednak upadły doskonale uniknął ataku. Dziewczyna zerwała połączenie z wężem widząc szarżującego w nią Lebberisa. Błyskawicznie wyciągneła ręce do podbliskiego drzewa łapiąc je swoimi nićmi, odczekała aż upadły będzie blisko i szarpnęła przyciągając się do dębu. W połączeniu z machnnięciem skrzydłami okazała się potwornie szybka, na tyle, że bladoskrzydły nie zdążył zareagować i jedynie zwinął się by uderzyć w inne drzewo plecami a nie głową. Odwrócił się idealnie by zobaczyć ukośne cięcie z góry Urizjela który cały czas był tuż za nim. Złapał się lewą ręką zasłaniając nią szyję i skroń. Poczuł jak ostrze wchodzi w ciało jak w masło, a potem tnie wgryzając się w kość. Na szczęście uniknął przecięcia ścięgien. Urizjel odwrócił ostrze i już chciał znowu ciąć wykorzystując fakt bliskiego dystansu, a katana jest bronią znacznie lepszą w nim niż długa włócznia upadłego, ale upadły był znacznie groźniejszym przeciwnikiem niż Urizjel przypuszczał. Nim się zorientował otrzymał kilka uderzeń w twarz i wisiał w powietrzu wniesiony przez rękę upadłego zaciskającą się na jego szyi.
-Nawet nie wiesz ile mi się przysłużysz- warknął i odrzucił go w bok unikając kolejnego marionetki, choć teraz to było co innego. Przypominała bardziej człowieka o 4 rekach zakończonych ostrzami. Błyskawicznie ominęła Urizjela gdy został przestawiony by służyć za żywą tarczę więc upadły musiał unikać konwencjonalnie, a 100 kilo nieskończonego nie ułatwiało szybkiego ruchu...

* * *

Urizjel był zamknięty w soplu lodu sięgającym mu piersi i wiążącym prawą rękę.
-Sarhi!- wrzasnął widząc, że władczyni marionetek ma kłopoty. Uderzał lewą rękę w lód starając się go skruszyć, ale był twardy. Jednak wciąż walił mimo, że pięść już mu krwawiła. Panikował. Nie, nie może być nic gorszego niż taka sytuacja, lepiej umrzeć niż nie móc pomóc...
Upadły zakręcił nad głową swoją laską, była powykręcana, pełna sęków, jak laski magów ze starych rycin. Zakończona była z obu stron szafirowymi grotami. Dziewczyna rozkazała mariontece stanąć pomiędzy nią a upadłym by przyjęła na siebie siłę uderzenia. Skrzyżowała wszystkie cztery ramiona. Lebberis machnął uderzając kryształem a wtedy eksplozja lodu objęła je i przytwierdziła do ciała czyniąc ją bezużyteczną. Sarhi odskoczyła w tył posyłając nici w drzewo by uciec przed strasznym przeciwnikiem...

* * *

Urizjel leżał przykuty do madelejowego łoża w bastionie. Było ustawione po skosie by mógł widzieć Davela i Sarhi... im także wywichnięto stawy. Teraz była jego kolej. Kobieta w czerni podeszła do niego. Była czarnoksiężnikiem, znała się na zadawaniu bólu. Trzymali ich tu drugi tydzień. Przez pierwszy próbowali inaczej. Mówili o mocy... dostępnej dla nich, dla nieskończonych. Mocy sięgającej nawet bogów a nawet przewyższającej ich. Dostępnej dla nich, dla śmiertelnych, ale odebranej im przez pychę tych nad nimi. Pokazywali i kazali czytać starożytne manuskrytpty mówiące o niej. Namawiali ich zdrady wartości. Po tygodniu znudziło im się. Urizjel nie wiedział po co tu przybyli, ale potrzebowali pomocy kogoś kto zna Minas’Drill. Skoro sami się nie złamali to postanowili ich zmusić. Ostatecznie powalić ich w głębiny upadku. Wtedy znacznie łatwiej byłoby ich przekonać...

* * *

Krzyk Urizjela po raz kolejny rozdarł mrok bastionu gdy upadła wkręcała mu kolejną śrubę w zmiażdżony. Czuł dokładnie jak wwierca mu się i rozszczepia kość. Miał już takie cztery wkręcone aż do dłoni. Ciało w wielu miejscach spalone na węgiel, w innych obdarte ze skóry i nasmarowane solą. Do tego czarna magia... Nieskończony nic nie mówił. Jedynie wciaż się modlił płącząc. Nie tylko z bólu...Kaguriel i Lenerus. Zginęli podczas walki, a madelejowe łoża po drugiej stronie pokoju były... puste. Oni... Sarhi i Davel... Upadli. Jego słodka Sarhi i najlepszy przyjaciel. Nie mieli siły by oprzeć się torturom. Urizjelowi też się one kończyły. Nienawisć wypełniała jego serce, ale przede wszystkim wściekłość. Złość na siebie, że do tego doprowadził. On to wszystko zorganizował, on namówił przyjaciół by urządzić rajd na upadłych. To on... jego wina... Krzyczał już nie tylko z bólu, ale z rozpaczy i wściekłości, na siebie i na nich.
Na jego ciele już zaczęły się pojawiać plugawe symbole, słowa w języku którego już nikt nie pamięta. Demoniczne pieczęcie... upadek już blisko.
-Ostatnie życzenie Blackhearth?- zapytała wiedźma splatając zaklęcie, Urizjel nie wyjawił im swojego imienia, ale Davel to zrobił po upadku... Przyszły szary strażnik nie odpowiedział, wciąż się modlił nie patrząc na kule ciemności wypełnioną mrocznymi mackami. Skończyła... z cichym okrzykiem uderzyła zaklęciem w pierś Urizjela. Ciało się naprężyło, nieskończony zacisnąłby pięści ale nie był w stanie, potworny okrzyk, najgłośniejszy z dotychczasowych rozległ się w starym budynku, a Lise’Vre wciąż naciskała wpychając zaklęcie czarnej magii wgłąb ciała. Symbole stały się wyraźniejsze...

Mała Mee nie posłuchała ojca, chciała nazbierać jagód dla chorej matki, mamusia uwielbiała je. Nagle usłyszała potworny okrzyk pełen bólu dobywajacy się z krzaków, ale jakby z daleka. Przerażona uciekła do Minas’Drill i natychmiast opowiedziała o tym swojemu ojcu... Kapitanowi straży kasty wody.

Urizjel płakał. Czuł jak zaklęcie skręca jego ciało, jak dotyka jego duszy. Czuł zbliżający sie upadek. Już był jedną nogą w nim. Walczył. Nic innego mu nie pozostało. Nie mógł sie poddać. Wtedy nie byłoby dla niego nadziei. A tak może bogowie spojrzą na niego przychylniej gdy w końcu ktoś go dopadnie i skróci przeklęty żywot. Wiedźma siedziała obok i malowała usta czarną szminką. Teraz wystarczyło czekać. Od tygodnia pracowała nad Urizjelem. Był już na skraju, stał na granicy. Sam ledwie się na niej trzymał. Nie było mowy by zaklęcie go nie pchnęło.
-Szybciej bydlaku, marnujesz mój czas- warknęła z wyrzutem widząc walkę nieskończonego. Podeszła do niego i zaczęła dokręcać śruby w palcach.
-Lebberis potrzebuj naszje pomocy, musimy szybko dołączyć do niego i twoich przyjaciół. Więc bądź łaskaw się pospieszyć.
-N-nigdyyyyyaaaa- odpowiedział i zakończył okrzykiem bólu czując jak śruba rozwala mu cały staw w dłoni. Sam nie wierzył w to co mówi. Nie miał już sił by walczyć...

Wybawienie przyszło niespodziewanie... Lise’Vre po prostu stęknęła a na jej twarzy pojawił się wyraz niewysłowionego bólu... choć w porównaniu z Urizjelem wyglądała jakby drzemała. Sekundę potem spomiędzy jej piersi wybił się miecz. Odsiecz przybyła
-Szybko! On upada!- warknął ktoś widząc przykutego Urizjela. Chwilę potem nieskończony zobaczył kogoś z Wody. Wymamrotał formułkę i położył mu dłoń na czole
-Śpij
-Dzięku...- wyszeptał jeszcze półupadły nim stracił przytomność
 
Arvelus jest offline