Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-12-2010, 21:05   #102
baltazar
 
baltazar's Avatar
 
Reputacja: 1 baltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znany
Gdy Helfdan dotoczył się wreszcie do biblioteki słońce dawno minęło już zenit. Velie’l nadal siedział między księgami, nie wyglądając wcale lepiej niż tropiciel - tyle że z innego powodu. Usadziwszy gościa obok siebie zaczął rozwlekle perorować na temat rodowych koligacji i polityki, zawile rozbudowując informacje zawarte w listach, jednak półelf uprzejmie acz stanowczo sprowadził go do parteru. Zdecydowanie nie był w formie na szukanie sensu w tej plątaninie. Bibliotekarz zaburczał coś na temat niedoceniania jego całodobowych wysiłków, przeszedł jednak do rzeczy.

Dwóch z trzech potencjalnych ojców Helfdana było wysokiej klasy magami, specjalizującymi się - jak większość z rodu - w wytwarzaniu magicznej broni i nowych zaklęć. Gdyby żyli byliby teraz w wieku Velie’la, czyli około sześćsetki. Innymy słowy już w czasach wojny byli doświadczonymi czaromiotami - co potwierdzało również przeżycie tejże - z drugiej strony jednak ich wiek nie predystynował do łatwego rozpłodu. Nie było zapisków by którykolwiek z nich obnosił się z rodowym klejnotem. Trzeci z elfów, zaginiony Herafel, w kronikach określony był jako podróżnik, łatwo (jak na elfa) dostosowujący się do zmian, wysyłany często w poszukiwaniu dawnych artefaktów czy rzadkich składników do zaklęć, nawet i poza Królestwo. Velie’l dodał, iż mogło się tak dziać zarówno ze względu na wybitną wiedzę młodzieńca (obecnie miałby ok. 450 lat) jak i niepokorny charakter, który powodował odsunięcie go od spraw głównego domu. To oczywiście były tylko domysły, po wojnie zresztą wszystko się zmieniło.

No to tropicielowi wysunął się na prowadzenie faworyt w wyścigu o ojcostwo. Dwóch magusów wykluczył bo magia raczej go o dreszcze przyprawiała i chyba nie została mu w genach przekazana. A może miał jaki uraz do niej i dlatego tak na nią reagował. Pies to trącał. Póki co to ten młody podróżniczek wydawał się jak najbardziej odpowiedni. Jurny, ciekawski i niepotrafiący usiedzieć w jednym miejscu. – No to trzeba by było się przyjrzeć temu panu. Chętnie dowiedziałbym się coś o nim jeszcze. Może natkniesz się kiedyś na jakieś wzmianki o nim w dziennikach albo gdzieś. W sumie to sam siebie zadziwiał bo po co takiemu staremu wałkoniowi jakim był półelf wiedza o starym… tym bardziej, że nic ich nie łączyło. Żeby nie wyjść na jakiegoś sentymentalnego płaczka zapytał o linię dziedziczenia. W końcu pomimo, że był w połowie złotym elfem nie srał pół złotymi jeleniami. Zagadnął więc elfa o to jak tam wyglądałby jego pretensje do rodzinnej schedy, niewiele tego było i zrujnowane na amen... ale fanty to fanty. Przyglądając się drzewku jakie rozrysował minionego dnia. Velie’l parsknął śmiechem. Jego zdaniem nawet nieliczna młodzież rodu, która wżeniła się w inne linie nie chciałaby mieć nic wspólnego ze znaleziskami z dworu w Levelionie; dzieci wysłane na Evermeet tym bardziej. Były to tylko przypuszczenia, natomiast jego zdaniem jedyną wartościową rzeczą, o którą warto by się bić byłby rodowy klejnot... No i magiczne księgi o wytwarzaniu broni, ale te spłonęły w wojnie.

Helfdan miał jednak odmienne zdanie. Jak to zwykle bywało nikt nie interesował się spadkiem, który wydawał się nic nie wart… jednak jak tylko okazywało się, że to co wszyscy spisali na straty odnalazło się i jest cenne szybko robiła się kolejka chętnych. Dlatego Tropiciel wolał mieć pewność, że jak już się ma z czymś natrudzić to nie dla wzbogacenia innych.

Na pytanie o porównanie zamordowanych elfów Velie’l z dumą wyciągnął opasły raport ze śledztwa. Wynikało z niego, że z rodu Helfdana nie przeżył nikt pamiętający czasy wojny (przynajmniej aktywnie, bo dzieci się nie liczyły). Z Lapeli również. Pozostałe dwa rody zostały zaatakowane później, toteż były lepiej przygotowane i zginęło tylko kilku młodszych elfów. Z Vel’te’nel natomiast zamordowano jedynie nestorkę rodu - matkę elfa, który wybrał się wraz z Hourunem do Levelionu. Miał on swój klejnot, zapewne więc został głową rodu.

Na sugestię współpracy któregokolwiek z słonecznych elfów Velie’l zareagował świętym oburzeniem. Stwierdził natomiast, że znalazł wzmianki o jakimś wspólnym projekcie pięciu rodów - raczej domyślał się go, gdyż wspólne spotkania najpotężniejszych z elfów były nazbyt częste, a wydatki na magiczne utelsylia zwiększyły się kilkunastokrotnie. Między wierszami zdołał wyczytać, że początkowo wszystko szło dobrze, po czym Elten'vel zaczął się wycofywać a w koncu ostro sprzeciwiac, a za nim kolejno poszła reszta rodow za wyjątkiem rodu Vel’te’nel, który forsował ów tajemnicy projekt. Było to bezpośrednio przed wojną.

- Czego się jednak tyczył ów “projekt”?
- Skoro był tajny to skąd mam wiedzieć?! - burknął bibliotekarz, dodając, że w zgromadzonych tu kronikach zamieszczono jedynie oficjalne historie rodów, nie plotki czy domysły... Te zamieszczano z rzadka na marginesach, mrugnął do tropiciela z lisim uśmiechem, po czym rzekł, stukając w jakiś niewielki tomik: To podrzucił mi dziś z rana Tyrion, dziennik który znalazł w swoich księgach. Jego autor, kapłan, już nie żyje, jednak wspominał coś o połączeniu mocy wszystkich rodów by otworzyć drzwi do Większej Potęgi i nie był tym zachwycony. Zapewne chodziło o coś związanego ze zwiększeniem ich magicznych mocy, bo cóżby innego? Jednak nigdzie wcześniej ani później nie spotkałem się z takim stwierdzeniem.

Właściwie to Helfdan z miłą chęcią zamieniłby miesiąc nieustannego kaca może nawet zwielokrotnionego by mu to wszystko zostało oszczędzone. Spiski, plany, projekty... pierdolety. Jakby tego było mało to wszystko na koniec dnia sprowadza się do jednego do WIELKIEJ MOCY czy też jakichś tajemniczych wrót. Jeżeli jeszcze mógł być wdzięczny za poświęcony czas... czy też próbę odnalezienia płodziciela to reszta stawiała go w co najmniej dziwnej sytuacji. Bo co on miał do licha ciężkiego z tym wspólnego! Eh, zdecydowanie ten dzień nie będzie lepszy od poprzedniego. Przynajmniej wszystko na to wskazywało.

- Niepokoiło to tego kapłana czy Tyriona? I kto to jest ten Hourun, żył z wami czy zjawił się w mieście jakoś niedawno? Podjął już temat z widocznym na twarzy zrezygnowaniem.
- Autora dziennika. A co do Houruna - zrozumiałem, że to mąż jednej z twoich towarzyszek... Nie wiem, nie interesowałem się szczególnie ich przybyciem; wiosną chyba przejeżdzali w stronę Levelionu - wzruszył ramionami Velie’l.

Helfdan popił coś z manierki i przełknął z głośnym grymasem. Potem powoli przetarł twarz dłonią i zwrócił się do sędziwego elfa. - Velie’lu tyś elf oczytany i niejedno żeś już w swoim życiu widział. Pewnie trzykroć tyle żeś przeczytał. Co to ma wspólnego wszystko ze mną? Począł sugestywnie wyliczać na palcach. - Klejnot już nie jest w mym posiadaniu. Ci co za mordami stali chyba jednak mnie olali bom nic na tej szachownicy nie wart pionem. Ojca szukać to jak wiatru w polu gdyby on jakąś wartość dla mnie miał. Elfia rodzina pewnikiem ma mnie głębiej w zadku niż ja ją. A obrońca Królestwa czy ładu i porządku na świecie to taki ze mnie jak z kozy kurtyzana.

Velie’l parsknął śmiechem na ostatnie stwierdzenie. A po co żeś tu przybył tak właściwie - w tym szukaj odpowiedzi. Może jak znajdziesz morderce, znajdziesz i ojca. Jeśli żyje. Klejnot możesz zawsze odzyskać, skoro tak zaciekle go broniłeś. W Królestwie nie jesteś nawet rok, a wieści wolno się rozchodzą. Poza tym... czy zrobienie w konia tych wszystkich nadętych słonecznych, osiągnięcie tego, czego oni przez lata nie mogli nie przyniesie ci satysfakcji? - elf uśmiechnął się krzywo, aż Helfdan zastanowił się komu tak na prawdę przyniosło by to satysfakcję.

- A w trzy dupy to wszystko. - Machnął ręką i począł zbierać się powoli. - Dzięki elfie za twą pomoc. Jednak chyba to coś powiedział nie dla mych uszu. Przynajmniej nie wiem co z tą wiedzą mam począć. Tropiciela rozbawiła perspektywa udania się do Pyłów gdzie nikt o zdrowych zmysłach nie chadza tylko po to by spuścić trochę powietrza z nadętych balonów.
- Lepsza wiedza niż jej brak - wzruszył ramionami bibliotekarz. - Przynajmniej wiesz, że co w Levelionie to twoje... Tym bardziej jeśli pierścień cię zaakceptował; a na to mi wyglądało. Pewnie przeżyłeś bo żaden elf przy zdrowych zmysłach nie uwierzyłby, że klejnot zaakceptował mieszańca.

- Niby zaakceptował, niby nie. Miecz, w którego posiadanie wszedł Złocisty jak twierdzisz w innych okolicznościach niż zwykły handel nie wykończył go. Wręcz przeciwnie, pozwolił na swobodną walkę. Czy to znaczy, że też go zaakceptował? Zainteresował się Helfdan. - Ta lodowa zdzira wiedziała komu odbierała pierścień i kto był moim ojcem. Dlatego się zdziwiłem, że nie zadbała o to bym na wieki wieków nie spoczął pod ziemią. Mimo, że był krótko w Królestwie co nieco już nawywijał i jak mniemał do tych, których interesowały sprawy elfów z Levelionu informacja powinna już dojść.

- To że raz czy dwa nim pomachał niewiele znaczy. To złośliwe bestie, zwłaszcza oręż - za dużo widziały krwi i zgaszonego życia, jeśli mnie pytasz o zdanie. Mogę się założyć, że w najmniej odpowiednim momencie zwróciłby się przeciwko niemu. Wyssał krzepę tak, by nie miał sił nawet krzesiwa podnieść na przykład, albo wyrwał się z ręki w czasie parady - Velie’l pokiwał z przekonaniem głową, po czym spojrzał czujnie. - Skąd wiesz, że wiedziała, skoro nie zdradziła ci jego imienia i sam go nie znasz?

- A wiesz jak to z tymi babami, mają za długie jęzory i już. Pozwoliła sobie na jedną kąśliwą uwagę za dużo niż powinna. - Stwierdził zadziwiająco spokojnie, zupełnie jakby nie mówił o kobiecie, która rozbebeszyła mu żywot i zaglądnęła co miał w środku. – Takie niepozorne, „jesteś uparty jak swój ojciec” a jednak coś tam mówi. No nic przy następnym spotkaniu będą musiał ją o to dopytać.

- W takim razie to twój najlepszy trop ojca jest. Tak poza tym... jak dla mnie dziwnie się zbiegło twoje przybycie, Vel’te’nela i ta cała kradzież - postukał się w zamyśleniu w brodę i łypnął na tropiciela. - Choć z drugiej strony mogła to być zwykła kolekcjonerka i tyle.
- Mówisz o kradzieży mojego klejnotu? - Ten przytaknął tylko. - Wiesz jak się na dupie siedziało przez tyle lat i się gromadziło wiedzę i fanty to w końcu trzeba z niej zrobić użytek. A może ku temu czas był odpowiedni bo jakieś konstelacje są w ułożeniu najodpowiedniejszym. Bo to wiesz jak nie wiesz... Wzruszył ramionami półelf. - Chyba nic innego mi nie pozostaje jak porozmyślać o tym co mi powiedziałeś.

- Ponoć myślenie nie boli... Zazwyczaj - mrugnął elf i wyciągnął do tropiciela rękę na pożegnanie. - Gdybyś jeszcze czegoś potrzebował, wiesz gdzie mnie znaleźć.

Uściskał mu dłoń i smętnie powiedział - Tego czego bym potrzebował to raczej u was nie uświadczę. Niby takie rozwinęte społeczeństwo, a płatnej miłości nie uświadczysz. - Popatrzył i pierwszy raz w jego wzroku pojawiła się nadzieja.

Velie’l zaskoczony spojrzał na tropiciela, po czym lekko zakłopotany rzekł: Cóż mogę rzec... Cenimy raczej celebrowanie przyjemności niż szybkie folgowanie namiętnościom. Jednak gdybyś został w mieście do wiosennego przesilenia, z pewnością niejedna panna podzieliłaby się z tobą swoimi wdziękami. Elfy może nie kupczą fizyczną miłością, jednak mają o wiele mniejsze opory przed... pozamałżeńskimi związkami niż ludzie.

- Do wiosny to ja tutaj uschnę... chyba, że akurat będę tędy wracać. Roześmiał się głośno na swój dowcip. - Ale chyba za oddawanie się tym namiętnościę nikogo za obrazę moralności tutaj nie karzecie jak w niektórych dziwnych ludzkich miastach?

- Nie tylko opory ale i restrykcje są mniejsze - uśmiechnął się Velie’l, po czym ulitował się nad Helfdanem i ściszywszy nieco głos pochylił się nad jego uchem. - Jesli takiś zdesperowany, to może któraś z łaziebnych zechce zasmakować w rozkoszach włochatego ciała - wskazał na wystające spod koszuli półelfa kędziory. - Ale musisz być bardziej... nieco... no, elfi. Bez chamstwa i pogardy dla kobiet, które zbyt często prezentują nam przyjezdni.

- Dzięki za podpowiedzi jednak myślę, że radę sobie dam zdając się na własne doświadczenie w tej materii. A jeżeli nawet moje starania zostaną uznane za niestosowne to dostanę w pysk i też przeżyją. Roześmiał się. Baba to baba, a dziwka to dziwka. Nie bez powodu szukał płatnej przyjemności... rach ciach i wszyscy są zadowoleni. Czysty układ i czysty zysk, niestety nie zawsze dało się to osiągnąć gdy w grę wchodziło nieco więcej niż zaspokojenie żądz. Jednak coś się w głowie tropiciela układało kiedy po mimo kaca ochota mu wracała...

- Twój pysk, twoja sprawa - elf klepnął go przyjaźnie po plecach. - W tym czasie przejrzę jeszcze kilka tomów; ten bard z twojej karawany wynalazł jakiś dziennik, którego wcześniej nie widziałem - w jego głosie zabrzmiało lekkie niedowierzanie. - Poza tym mnie samemu zaczyna się nie podobać sprawa Vel’te’nelów w Levelionie, zwłaszcza że to chyba ich potomek zorganizował ostatnią wyprawę... - Velie’l zadumał się, mamrocząc coś pod nosem.

- Właśnie - odpowiedział półelf. – coś za dobrze tym Vel’ me’nelom się darzy po tej całej wojnie i jeszcze taki gagatek się tu zjawia. Dziwnie, dziwnie.

- Aha, widzisz zapomniałem spytać z tego wszystkiego co było w tym pamiętniku, który odnalazł Złocisty? - Wyciągnął manierkę w stronę bibliotekarza, bo było mu bardzo żal, takiego nieustannego siedzenia w książkach. - Pytam teraz, bo potem może znowu się okazać, że nagle coś niespodziewanie wpadnie mu do torby.

- Hę? Rozumiem, że mam przeliczyć sobie księgi, czy tak? - zdumiał się Velie’l, po czym ostrożnie powąchał wlot do manierki i pociągnął łyk. Oczy zaszły mu łzami, zakaszlał i szybko oddał naczynie. Co prawda elfie wino słynęło z mocy, ale helfdanowy wynalazek nie ustępował mu procentami, za to smakiem na pewno. - Dziękuję - wychrypiał, po czym pogrzebał w stosie książek podał tropicielowi przypalony, rozmazany, niemiłosiernie wymiętolony - ale na szczęście cieniutki - dziennik.

Cytat:
- […] Elten’vel znów się sprzeciwiają, niech ich Otchłań pochłonie! Najgorsze, że inni również zaczynają wątpić. Pani robi się coraz bardziej niecierpliwa. Dzięki temu projektowi mieliśmy stać się najpotężniejszym rodem Królestwa, a to oni ponownie grają pierwsze skrzypce! Uparli się przy podziale i teraz nawet nie możemy wejść do podziemi bez ich cholernej pomocy! [...]
[...] Kilka dni temu Pani dostała list i humor jej się poprawił, mimo że Lapeli wsparli Elten’vel i odmówili współpracy. Przeklęci wiedzący, chyba coś przeczuwają. Widziałem ich łowców kręcących się na naszej granicy, ale Pani mówi, że to nic. List śmierdział trupem. [...]
[...] Kryształ świeci coraz jaśniej. Wczoraj wybuchł, zabijając dwie służki. Z ich ciałami zaczęło dziać się coś dziwnego, ale spalono je zanim zobaczyłem co. Jaskinię zapieczętowano, ale Pani jest zadowolona. Mówi, że to dowód na prawdziwość jej teorii i że niedługo dostaniemy wparcie. Znów przyszedł list. Pani odesłała syna do Marathiel. Ich asperi zbuntowały się kilka dekadni temu i odleciały. Pathox musiał wziąć zwykłe konie. A niech mu się tyłek w siodle odbije, zarozumiały szczeniak. [...]
[...] Wczoraj Pani wraz z nadwornymi magami próbowała złamać pieczęcie Elten’velów, ale bez powodzenia. Musieli uciekać, włączył się alarm. Dobrze, że nikt ich nie złapał. [...] Dziś z gór zeszła dziwna, śmierdząca mgła. Pakujemy się. [...]
[...] Zostawiła mnie, suka! Zabrała tylko elitę straży, magów, osobiste służki i odjechała! Cały dom w panice, obrona w strzępach. Dobrze, że nasz dom jest najdalej od gór. [...] Właśnie nad domem przeleciało stado banshee, strzelcy padli [...] Uciekamy...
- Sprawdziłem już, mowa o Vel’te’nelach. Pathox to obecna głowa rodu i to on zorganizował ostatnią wyprawę do Levelionu. A przez to szukanie przyjemności nie zapomnij przyjść na naradę. Może reszta Starszyzny też coś odkryła.
- Nie miałem zamiaru się tam udawać... chyba moja obecność jest tam niewskazana. Odpowiedział zgodnie z prawdą. Póki co nie bardzo zbliżył się do Pyłów, a perspektywa debaty z udziałem części jego towarzyszy była na liście rzeczy bez których mógł żyć.
- Nie widzę powodu dla którego miało by cię tam nie być, skoro - o ile wiem - jednym z omawianych punktów będzie owa wyprawa, ale jak tam sobie chcesz - wzruszył ramionami Velie’l. - Ja osobiście nie znajduję przyjemności we wspominaniu wojny, ale jak mus to mus.

- Właśnie za dużo musu za mało przyjemności. To już jest zaplanowane co będzie mówione... wow... dostrzegam w tym złocistą rączkę. Skinął głową na znak podziękowania za okazaną pomoc. - Być może wpadnę i przycupnę na moment. Do czasu aż mnie cholera nie strzeli.

- To jest nas dwóch. Powodzenia - roześmiał się Velie’l i poszedł liczyć księgi.
 
baltazar jest offline