Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-12-2010, 21:53   #51
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Wspólny posiłek z Ginarim przyniósł więcej pytań niż odpowiedzi. Przyniósł też zgodę łowców, trójka z nich zgodziła wyruszyć do zamku w którym siedzibę miał daimyo Hachisuka. A pozostała dwójka zgodziła się udać w inne miejsca ziem tego klanu.
Najmocniej to rozdzielenie przeżywał Kirisu, ale nie mógł nic w tej sprawie uczynić.
Reszta posiłku upłynęła w spokojnej atmosferze. Ginari oznajmił że trojkę łowców będzie eskortować jego bratanek Yasuro i czwórka podległych mu bushi. Pozostałą dwójkę, Hirami Kasan.
Uczta była smaczna, acz gospodarze milkliwi, poza Kasanem. Ów samuraj z ironicznym uśmieszkiem z chęcią odpowiadał na pytanie. I równie chętnie opowiadał o walkach z okresu wojny w której najwyraźniej brał udział. Yasuro wydawał się być nieśmiały, zaś Kirisu przygnębiony rozstaniem i często zerkał na Leiko. Także Sakura była milkliwa i nieco onieśmielona całą sytuacją. A może to przez strój i fryzurę maskujące jej rany i wydobywające na wierzch całą jej urodę. Przez co jej zachowanie było zdecydowanie mniej śmielsze. Jak i bardziej kobiece. Tak więc przyciągała spojrzenia wielu bushi, podobnie jak Leiko. Dwa klejnoty tego wieczoru.

A potem...

Patrol. Sogetsu ruszył sam. Co prawda z boku wyglądało to jakby jounina i youjutsushę poróżniła właśnie Sakura, lecz... różniło ich podejście do życia. Kazama na patrol wyruszył pierwszy.
Kirisu drugi... bez Leiko, która okazała się być bardzo religijną kobietą. Ale cóż w tym dziwnego. Płeć słabsza zawsze szukała wsparcia u Kami. Tak to sobie naiwnie tłumaczył Płomień. Dziewczyna obiecała mu spotkanie w uliczkach Nagoi, więc wyruszył samotnie.
W karczmie zostali jedynie Sakura oraz Kohen.
Kobieta, przebrana w swój strój sączyła sake, wyraźnie rozluźniona. Lepiej czuła się w swoich łaszkach, niż w kimonie i fryzurze którą zrobiła jej łaziebna w „Tańcu Zmysłów”


-Wydajesz się zmartwiony Takami.- łyknęła nieco alkoholu z czarki. I dodała ze śmiechem. –Nie masz o co. Nie gniewa mnie to, że nie dostąpię zaszczytu spotkania samego daimyo.
Spojrzała na Kohena dodając z figlarnym wysunięciem języka.- A może będziesz za mną tęsknił, ne? Nie czyń tego. Spotkamy się prędzej czy później. Wszak łączy nas ta sama karma, ne? Dziś też zdasz się na me towarzystwo?

Soen nie spodziewał się odwiedzin Sogetsu. Tym bardziej o tej porze. Niemniej była to idealna pora by zajrzeć i porozmawiać. Zwłaszcza, że łowca nie zauważył niczego groźnego w cieniach nocy. Godziny upływały spokojnie i cicho... i nudnie.
-Witaj Kazama-sama, co cię sprowadza o tak późnej porze?- rzekł nieco zdziwiony, po czym krzyknął głośniej.- Yuuuki, chodź tu.
I po chwili pojawiła się obok młoda, na oko szesnastoletnia dziewczyna.


-Moja wnuczka, Yuki.- przedstawił dziewczynę i rzekł.- Zrób nam herbatę, wypijemy ją w ogródku ziołowym.
Dziewczyna skinęła głową i oddaliła się, a starzec gestem dłoni zaprosił łowcę na tyły domostwa.

Leiko schodziła po schodach, wędrując palcem po swych ustach i zerkając od czasu do czasu, za siebie. Kojiro stał tam nadal odprowadzając ją wzrokiem.
Oboje byli uroczy w tych gestach i słowach, jak zwodząca się zakochana para, acz we wszystkim było obecne drugie dno. Po tej krótkiej znajomości kobieta już wiedziała, że Kojiro był za sprytny na wpadnięcie w jej sidła. Ale i Leiko taką cechą się odznaczała, więc oboje brali udział w tej gierce wielu znaczeń i niedomówień zrozumiałych jedynie dla osób o podobnym poczuciu realności. On chciał od niej czegoś więcej niż tylko jej ciała. Ona zaś próbowała odkryć jego sekrety, które choć wydawał jej się zdradzać to nie mówił całości, albo zaraz potem wykonywał uniki. A tego wieczora nazbyt przejął kontrolę...
Czy jej to przeszkadzało, czyż nie był bezczelny całując ją? Czy jego usta były wyjątkowe? Tak... bo to były jego usta. Rozpalał na całkiem innym poziomie niż Kirisu. Więcej, intrygował ją. A bycie kimś zaintrygowaną było dla Leiko prawdziwym wyzwaniem. Oznaczało to zagrożenie sięgnięciem swą relacją z danym osobnikiem dalej niż tylko do granic jej profesjonalizmu i obrębu aktualnego zadania. Mogła zacząć się nieodpowiednio interesować. Mogła nawet zacząć czuć zgubne przywiązanie. Potrafiłoby być szkodliwe, gdyby kobieta przestała rozróżniać swoje obowiązki od osobistych sympatii.
A jednak... tym razem warto było zaryzykować. Bo obowiązki i osobiste sympatie splatały się w jedno. No i czyż nie był najciekawszym odkryciem, jakie poczyniła w Nagoi.
Palcem wędrowała po swych ustach. Nie było nic niezwykłego w pocałunku, doświadczonego mężczyzny. Ale za pocałunkiem, kryła się gra pozorów i umysłów. No i... Kojiro nie był brzydkim mężczyzną. Za to śmiałym. Tego była pewna.

Znalezienie Kirisu nie było trudne. Ani wysłuchiwanie jego miłosnych zapewnień i narzekań na pomysły Dasate. Wystarczyło kiwać głową i uśmiechać się. Tym bardziej, że myśli same odpływały gdzie indziej i dłonie wędrowały po miejscach, które muskały palce i usta Kojiro.
Można by to uznać za romantyczny przejaw uczucia do ronina. Nie do końca to była prawda. W myślach bowiem Leiko układała już różne strategie, mające na celu osiągnięcie przewagi. Od rozkochania go w sobie, poprzez użycie jego własnych metod przeciwko niemu, do omotania go komplementami tak, by naiwnie uwierzył w swój triumf. Od czasu do czasu spoglądała na Kirisu nieco zamglonym wzrokiem. Wspomnienie przyjemnego masażu i świeże wspomnienia spotkania z Kojiro, sprawiały że i tym razem Płomień może mieć szczęście. I tym razem może czekać go upojna noc... Może, ale nie musi.
Wędrowali uliczkami, a Leiko rozglądała się po okolicy. Wypatrywała zarówno oni, jak i ronina. Może i tej nocy zdoła go spostrzec? Uśmiech błądził bo jej twarzy, gdy takie myśli przychodziły jej do do głowy.

A noc była długa i spokojna i przyjemna. Dla jednych bardziej, dla innych mniej.

***

Gdzieś w oddali. W innym miejscu. W komnacie należącej do wielmoży. Ktoś spał niespokojnie, kogoś morzył ciężki sen. Przeszłość wracała w koszmarnym odbiciu. Sceny bitwy, krew, umierający ludzie, strach... ludzki czysty strach. I słowa wypowiadane tuż przed śmiercią. „Nie chcę umierać”.- skarga pasująca bardziej do małego dziecka, niż do dzielnego samuraja. Ale... czyż w obliczu śmierci, jest różnica pomiędzy nimi.
Krzyk... Obudził się z krzykiem, oblany potem. Jego krzyk wywołał jedynie lekki poruszenie pięknej nagiej kobiety. Jego konkubiny. Jednej z wielu.
Ona nie przejmowała się jego krzykami. Z wielu powodów.
Ale przybiegli wierni mu bushi i ktoś jeszcze, starzec. Wielmoża spoglądał wybałuszonymi oczami i próbował coś powiedzieć. Ale zaschnięte ze strachu gardło odmawiało mu posłuszeństwa.
-Już wkrótce, panie. Pozbędziesz się wszystkich wątpliwości i słabości. A póki co...- starzec wyjął z sakiewki jakieś zioło i podał mu do połknięcia.-... To ci pomoże, mój panie.
Nikt z obecnych nie dostrzegł ironicznego uśmieszku, gdy wymawiał słowa „mój panie”.
Twarz starca skrywała ciemność.

***

Opuszczona świątynia. Ona modli się przy świętym ogniu, on czuwa na ich bezpieczeństwem przy drzwiach. Dłonie trzymał na katanie i rozglądał się bacznie szepcząc.- Nie możemy tu długo zostać. Pospiesz się.
Nie zwracała uwagi na jego słowa, skupiając się na kolejnych słowach , układzie dłoni i ruchach ōnusy.
Pośpiech nie był wskazany przy wróżeniu.
Nagle ogień wybuchł z dużą siłą i ona.... ujrzała złowróżbne znaki w jego płomieniach.
- Nie. Tylko nie to... My.... musimy się spieszyć.- wyjąkała przerażona, tym co zobaczyła.

***

Wyruszyli wczesnym rankiem. Leiko i Kirisu wymienili ciche słowa, i delikatne gesty. Kirisu zapewnił kobietę o swym głębokim oddaniu. O czym ona doskonale wiedziała. Oplotła bowiem młodzieniaszka, wokół swego małego palca.
Co innego Sakura. Ona tam się nie kryła, chwyciła kimono Kohena przyciągnęła do siebie. Pocałowała namiętnie i lubieżnie jego usta, nie szczędząc przy tym zwinnego języczka. Po czym puściła zaskoczonego czarownika dodając ze śmiechem.- Abyś o mnie nie zapomniał.
I po tym wydarzeniu trójka łowców opuściła Nagoję. Nie wszystkie jej sekrety zostały rozwiązane. Nadal nie wiadomo co tam robił czarownik, który zesłał mgłę. Nie wiadomo było, skąd się wziął obcy Jiang Shi w Nagoi. A dokładniej, nie wiadomo było czy trafił tam przypadkiem czy celowo. A jeśli celowo, to po co został tam umieszczony?
Ruszyli we trójkę, eskortowani przez czterech samurajów i Dasate Yasuro.


Młody samuraj okazał się być uprzejmym i oczytanym bushi. Miał bardzo przenikliwy umysł i niewielką wiedzę o płci niewieściej. Niemniej był też dworski wobec kobiet. Jako jedyny dysponował wierzchowcem, lecz oddał go dla niej. Leiko na nim siedziała, a on prowadził konia za uzdę. Co nie spotkało się bynajmniej z niczyimi sprzeciwami. Yasuro co prawda nie nawiązywał rozmów, ale się przed nimi nie wzbraniał. I zazwyczaj odpowiadał na pytania.
Był też dobrym dowódcą, jego czterej podwładni : Masame, Huro, Tsume i Tasade wyrażali się o nim z najwyższym szacunkiem. I bez szemrania wykonywali jego rozkazy.
Yasuro zresztą był dobrym organizatorem i dbał, by cała wyprawa przemieszczała się od gospody do gospody. Płacił też za pokoje, w karczmach dopóki byli na ziemiach lorda Hizuke. A potem już nie musiał.
Trzęsawisko Zapomnianej Dziewicy, było godne swej niesławy. Bagno było ponurym miejscem i pełnym pułapek, na tych którzy się w nie zagłębiali. Na szczęście Yasuro znał chyba dobrze ten szlak, choć raczej z opowieści innych niż z własnego doświadczenia. Póki co jednak, to wystarczało. Tym bardziej, że bardziej objeżdżali mokradła, niż w nie się zagłębiali. Niemniej skończyło się zatrzymywanie w gospodach, a zaczęło biwakowanie pod gołym niebem. I podróżowanie przez pół nocy.
I właśnie podczas takiej nocy natknęli się na niecodzienny widok.


Wilki... ucztowały na padlinie, na środku drogi.


Gdy podróżni zbliżyli się z pochodniami... zwierzęta zawarczały, ale ustąpiły przewadze liczebnej i strachowi przed ogniem. I można się przyjrzeć trupowi.
To był samuraj... mony jasno określały przynależność klanową. Hachisuka. A grymas twarzy świadczył o gwałtownej śmierci. Ale najgorsze było coś innego. Dziura w brzuchu i... brak wnętrzności. Płuca, wątroba, trzustka, jelita, coś wyżarło mu całe wnętrzności, nie ruszając mięśni. Jedynie rozrywając je by dotrzeć do przysmaku.
To było zatrważające. Zwierzęta nie bywają tak wybredne. A w dodatku, ów samuraj zginął najwyżej dzień wcześniej.
Nadszarpane mięśnie ud i ramion nieboszczyka, poznaczone były kłami wilków. Ale to nie wilki zabiły tego samuraja.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 01-01-2011 o 19:56. Powód: byki :(
abishai jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem