Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy

Sesje RPG - Fantasy Czekają na Ciebie setki zrodzonych w wyobraźni światów. Czy magią, czy też mieczem władasz - nie wahaj się. Wkrocz na ścieżkę przygody, którą przed Tobą podążyły setki bohaterów. I baw się dobrze w Krainie Współczesnej Baśni.


Odpowiedz
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 30-12-2010, 21:53   #51
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Wspólny posiłek z Ginarim przyniósł więcej pytań niż odpowiedzi. Przyniósł też zgodę łowców, trójka z nich zgodziła wyruszyć do zamku w którym siedzibę miał daimyo Hachisuka. A pozostała dwójka zgodziła się udać w inne miejsca ziem tego klanu.
Najmocniej to rozdzielenie przeżywał Kirisu, ale nie mógł nic w tej sprawie uczynić.
Reszta posiłku upłynęła w spokojnej atmosferze. Ginari oznajmił że trojkę łowców będzie eskortować jego bratanek Yasuro i czwórka podległych mu bushi. Pozostałą dwójkę, Hirami Kasan.
Uczta była smaczna, acz gospodarze milkliwi, poza Kasanem. Ów samuraj z ironicznym uśmieszkiem z chęcią odpowiadał na pytanie. I równie chętnie opowiadał o walkach z okresu wojny w której najwyraźniej brał udział. Yasuro wydawał się być nieśmiały, zaś Kirisu przygnębiony rozstaniem i często zerkał na Leiko. Także Sakura była milkliwa i nieco onieśmielona całą sytuacją. A może to przez strój i fryzurę maskujące jej rany i wydobywające na wierzch całą jej urodę. Przez co jej zachowanie było zdecydowanie mniej śmielsze. Jak i bardziej kobiece. Tak więc przyciągała spojrzenia wielu bushi, podobnie jak Leiko. Dwa klejnoty tego wieczoru.

A potem...

Patrol. Sogetsu ruszył sam. Co prawda z boku wyglądało to jakby jounina i youjutsushę poróżniła właśnie Sakura, lecz... różniło ich podejście do życia. Kazama na patrol wyruszył pierwszy.
Kirisu drugi... bez Leiko, która okazała się być bardzo religijną kobietą. Ale cóż w tym dziwnego. Płeć słabsza zawsze szukała wsparcia u Kami. Tak to sobie naiwnie tłumaczył Płomień. Dziewczyna obiecała mu spotkanie w uliczkach Nagoi, więc wyruszył samotnie.
W karczmie zostali jedynie Sakura oraz Kohen.
Kobieta, przebrana w swój strój sączyła sake, wyraźnie rozluźniona. Lepiej czuła się w swoich łaszkach, niż w kimonie i fryzurze którą zrobiła jej łaziebna w „Tańcu Zmysłów”


-Wydajesz się zmartwiony Takami.- łyknęła nieco alkoholu z czarki. I dodała ze śmiechem. –Nie masz o co. Nie gniewa mnie to, że nie dostąpię zaszczytu spotkania samego daimyo.
Spojrzała na Kohena dodając z figlarnym wysunięciem języka.- A może będziesz za mną tęsknił, ne? Nie czyń tego. Spotkamy się prędzej czy później. Wszak łączy nas ta sama karma, ne? Dziś też zdasz się na me towarzystwo?

Soen nie spodziewał się odwiedzin Sogetsu. Tym bardziej o tej porze. Niemniej była to idealna pora by zajrzeć i porozmawiać. Zwłaszcza, że łowca nie zauważył niczego groźnego w cieniach nocy. Godziny upływały spokojnie i cicho... i nudnie.
-Witaj Kazama-sama, co cię sprowadza o tak późnej porze?- rzekł nieco zdziwiony, po czym krzyknął głośniej.- Yuuuki, chodź tu.
I po chwili pojawiła się obok młoda, na oko szesnastoletnia dziewczyna.


-Moja wnuczka, Yuki.- przedstawił dziewczynę i rzekł.- Zrób nam herbatę, wypijemy ją w ogródku ziołowym.
Dziewczyna skinęła głową i oddaliła się, a starzec gestem dłoni zaprosił łowcę na tyły domostwa.

Leiko schodziła po schodach, wędrując palcem po swych ustach i zerkając od czasu do czasu, za siebie. Kojiro stał tam nadal odprowadzając ją wzrokiem.
Oboje byli uroczy w tych gestach i słowach, jak zwodząca się zakochana para, acz we wszystkim było obecne drugie dno. Po tej krótkiej znajomości kobieta już wiedziała, że Kojiro był za sprytny na wpadnięcie w jej sidła. Ale i Leiko taką cechą się odznaczała, więc oboje brali udział w tej gierce wielu znaczeń i niedomówień zrozumiałych jedynie dla osób o podobnym poczuciu realności. On chciał od niej czegoś więcej niż tylko jej ciała. Ona zaś próbowała odkryć jego sekrety, które choć wydawał jej się zdradzać to nie mówił całości, albo zaraz potem wykonywał uniki. A tego wieczora nazbyt przejął kontrolę...
Czy jej to przeszkadzało, czyż nie był bezczelny całując ją? Czy jego usta były wyjątkowe? Tak... bo to były jego usta. Rozpalał na całkiem innym poziomie niż Kirisu. Więcej, intrygował ją. A bycie kimś zaintrygowaną było dla Leiko prawdziwym wyzwaniem. Oznaczało to zagrożenie sięgnięciem swą relacją z danym osobnikiem dalej niż tylko do granic jej profesjonalizmu i obrębu aktualnego zadania. Mogła zacząć się nieodpowiednio interesować. Mogła nawet zacząć czuć zgubne przywiązanie. Potrafiłoby być szkodliwe, gdyby kobieta przestała rozróżniać swoje obowiązki od osobistych sympatii.
A jednak... tym razem warto było zaryzykować. Bo obowiązki i osobiste sympatie splatały się w jedno. No i czyż nie był najciekawszym odkryciem, jakie poczyniła w Nagoi.
Palcem wędrowała po swych ustach. Nie było nic niezwykłego w pocałunku, doświadczonego mężczyzny. Ale za pocałunkiem, kryła się gra pozorów i umysłów. No i... Kojiro nie był brzydkim mężczyzną. Za to śmiałym. Tego była pewna.

Znalezienie Kirisu nie było trudne. Ani wysłuchiwanie jego miłosnych zapewnień i narzekań na pomysły Dasate. Wystarczyło kiwać głową i uśmiechać się. Tym bardziej, że myśli same odpływały gdzie indziej i dłonie wędrowały po miejscach, które muskały palce i usta Kojiro.
Można by to uznać za romantyczny przejaw uczucia do ronina. Nie do końca to była prawda. W myślach bowiem Leiko układała już różne strategie, mające na celu osiągnięcie przewagi. Od rozkochania go w sobie, poprzez użycie jego własnych metod przeciwko niemu, do omotania go komplementami tak, by naiwnie uwierzył w swój triumf. Od czasu do czasu spoglądała na Kirisu nieco zamglonym wzrokiem. Wspomnienie przyjemnego masażu i świeże wspomnienia spotkania z Kojiro, sprawiały że i tym razem Płomień może mieć szczęście. I tym razem może czekać go upojna noc... Może, ale nie musi.
Wędrowali uliczkami, a Leiko rozglądała się po okolicy. Wypatrywała zarówno oni, jak i ronina. Może i tej nocy zdoła go spostrzec? Uśmiech błądził bo jej twarzy, gdy takie myśli przychodziły jej do do głowy.

A noc była długa i spokojna i przyjemna. Dla jednych bardziej, dla innych mniej.

***

Gdzieś w oddali. W innym miejscu. W komnacie należącej do wielmoży. Ktoś spał niespokojnie, kogoś morzył ciężki sen. Przeszłość wracała w koszmarnym odbiciu. Sceny bitwy, krew, umierający ludzie, strach... ludzki czysty strach. I słowa wypowiadane tuż przed śmiercią. „Nie chcę umierać”.- skarga pasująca bardziej do małego dziecka, niż do dzielnego samuraja. Ale... czyż w obliczu śmierci, jest różnica pomiędzy nimi.
Krzyk... Obudził się z krzykiem, oblany potem. Jego krzyk wywołał jedynie lekki poruszenie pięknej nagiej kobiety. Jego konkubiny. Jednej z wielu.
Ona nie przejmowała się jego krzykami. Z wielu powodów.
Ale przybiegli wierni mu bushi i ktoś jeszcze, starzec. Wielmoża spoglądał wybałuszonymi oczami i próbował coś powiedzieć. Ale zaschnięte ze strachu gardło odmawiało mu posłuszeństwa.
-Już wkrótce, panie. Pozbędziesz się wszystkich wątpliwości i słabości. A póki co...- starzec wyjął z sakiewki jakieś zioło i podał mu do połknięcia.-... To ci pomoże, mój panie.
Nikt z obecnych nie dostrzegł ironicznego uśmieszku, gdy wymawiał słowa „mój panie”.
Twarz starca skrywała ciemność.

***

Opuszczona świątynia. Ona modli się przy świętym ogniu, on czuwa na ich bezpieczeństwem przy drzwiach. Dłonie trzymał na katanie i rozglądał się bacznie szepcząc.- Nie możemy tu długo zostać. Pospiesz się.
Nie zwracała uwagi na jego słowa, skupiając się na kolejnych słowach , układzie dłoni i ruchach ōnusy.
Pośpiech nie był wskazany przy wróżeniu.
Nagle ogień wybuchł z dużą siłą i ona.... ujrzała złowróżbne znaki w jego płomieniach.
- Nie. Tylko nie to... My.... musimy się spieszyć.- wyjąkała przerażona, tym co zobaczyła.

***

Wyruszyli wczesnym rankiem. Leiko i Kirisu wymienili ciche słowa, i delikatne gesty. Kirisu zapewnił kobietę o swym głębokim oddaniu. O czym ona doskonale wiedziała. Oplotła bowiem młodzieniaszka, wokół swego małego palca.
Co innego Sakura. Ona tam się nie kryła, chwyciła kimono Kohena przyciągnęła do siebie. Pocałowała namiętnie i lubieżnie jego usta, nie szczędząc przy tym zwinnego języczka. Po czym puściła zaskoczonego czarownika dodając ze śmiechem.- Abyś o mnie nie zapomniał.
I po tym wydarzeniu trójka łowców opuściła Nagoję. Nie wszystkie jej sekrety zostały rozwiązane. Nadal nie wiadomo co tam robił czarownik, który zesłał mgłę. Nie wiadomo było, skąd się wziął obcy Jiang Shi w Nagoi. A dokładniej, nie wiadomo było czy trafił tam przypadkiem czy celowo. A jeśli celowo, to po co został tam umieszczony?
Ruszyli we trójkę, eskortowani przez czterech samurajów i Dasate Yasuro.


Młody samuraj okazał się być uprzejmym i oczytanym bushi. Miał bardzo przenikliwy umysł i niewielką wiedzę o płci niewieściej. Niemniej był też dworski wobec kobiet. Jako jedyny dysponował wierzchowcem, lecz oddał go dla niej. Leiko na nim siedziała, a on prowadził konia za uzdę. Co nie spotkało się bynajmniej z niczyimi sprzeciwami. Yasuro co prawda nie nawiązywał rozmów, ale się przed nimi nie wzbraniał. I zazwyczaj odpowiadał na pytania.
Był też dobrym dowódcą, jego czterej podwładni : Masame, Huro, Tsume i Tasade wyrażali się o nim z najwyższym szacunkiem. I bez szemrania wykonywali jego rozkazy.
Yasuro zresztą był dobrym organizatorem i dbał, by cała wyprawa przemieszczała się od gospody do gospody. Płacił też za pokoje, w karczmach dopóki byli na ziemiach lorda Hizuke. A potem już nie musiał.
Trzęsawisko Zapomnianej Dziewicy, było godne swej niesławy. Bagno było ponurym miejscem i pełnym pułapek, na tych którzy się w nie zagłębiali. Na szczęście Yasuro znał chyba dobrze ten szlak, choć raczej z opowieści innych niż z własnego doświadczenia. Póki co jednak, to wystarczało. Tym bardziej, że bardziej objeżdżali mokradła, niż w nie się zagłębiali. Niemniej skończyło się zatrzymywanie w gospodach, a zaczęło biwakowanie pod gołym niebem. I podróżowanie przez pół nocy.
I właśnie podczas takiej nocy natknęli się na niecodzienny widok.


Wilki... ucztowały na padlinie, na środku drogi.


Gdy podróżni zbliżyli się z pochodniami... zwierzęta zawarczały, ale ustąpiły przewadze liczebnej i strachowi przed ogniem. I można się przyjrzeć trupowi.
To był samuraj... mony jasno określały przynależność klanową. Hachisuka. A grymas twarzy świadczył o gwałtownej śmierci. Ale najgorsze było coś innego. Dziura w brzuchu i... brak wnętrzności. Płuca, wątroba, trzustka, jelita, coś wyżarło mu całe wnętrzności, nie ruszając mięśni. Jedynie rozrywając je by dotrzeć do przysmaku.
To było zatrważające. Zwierzęta nie bywają tak wybredne. A w dodatku, ów samuraj zginął najwyżej dzień wcześniej.
Nadszarpane mięśnie ud i ramion nieboszczyka, poznaczone były kłami wilków. Ale to nie wilki zabiły tego samuraja.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 01-01-2011 o 19:56. Powód: byki :(
abishai jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 07-01-2011, 18:45   #52
 
Feataur's Avatar
 
Reputacja: 1 Feataur jest po prostu świetnyFeataur jest po prostu świetnyFeataur jest po prostu świetnyFeataur jest po prostu świetnyFeataur jest po prostu świetnyFeataur jest po prostu świetnyFeataur jest po prostu świetnyFeataur jest po prostu świetnyFeataur jest po prostu świetnyFeataur jest po prostu świetnyFeataur jest po prostu świetny
Kohen spoglądnął na Sakurę, zastanawiając się sam, czym się tak martwi. Czy może nad czym zastanawia. Bo miał dziwne wrażenie, jakby coś przeoczył. Coś, co w Nagoi było na wyciągnięcie dłoni. Uśmiechnął się lekko, słysząc jej słowa o tęsknocie.
- Z pewnością będzie mi brakować twego towarzystwa, Sakuro - powiedział po chwili wpatrywania się w kobietę – I tego, że przynajmniej na chwilę mogłem się poczuć jak zwykły człowiek. I wierzę, że karma sprowadzi nasze ścieżki w jedną. Być może nie na długo, lecz mam nadzieję, że wystarczającą chwilę, by przynajmniej powtórzyć wczorajszy wieczór.
- Albo uczynić przyjemniejszym.
-zaśmiała się kobieta i spytała. – Jak wyglądałam... po tej całej wizycie w “Tańcu zmysłów”?
- Jednocześnie oszałamiająco, jak i całkowicie inaczej
- powiedział Takami, uśmiechając się – Swoją urodą przyćmiłaś nawet Maruiken-san. Aż dziwne, że Płomień nie zaczął ubiegać się o twoje względy.
Wypowiadając ostatnie zdanie, roześmiał się serdecznie.
- Czarujesz coraz lepiej Takami. - skinęła głową i czarką, nieco rozlewając alkohol. – Nie bardzo wierzę w to przyćmiewanie Mauriken. Ale miło to usłyszeć. A kimono zatrzymam. Może mnie jeszcze kiedyś w nim zobaczysz. Wiesz... to dziwne uczucie. - spojrzała w gwiazdy.
- Bycie... kobiecą? - spytał z wahaniem w głosie, wiedząc, że może lepiej było nie poruszać takich tematów. Jednak ta noc wydawała się idealna do rozmów o tym, o czym się zazwyczaj milczało. Nawet Kohen zdawał sobie z tego sprawę. Szczególnie, jeśli towarzystwo było tak przyjemne – To masz na myśli?
Przybliżył się nieco do kobiety, by nie rozmawiać z nią na dalszą odległość, jak i by spojrzeć w niebo.
- Od dzieciństwa nie nosiłam takich kimon. To zabawne, ale nie wiem jak być kobietą - odparła Sakura.
Podejrzewał, że tak mogło być, więc nawet nie komentował słów Sakury, tylko spoglądnął na nocne niebo.
- Mamy dziś piękną noc. Dziwnie spokojną, w porównaniu do ostatnich - powiedział cicho, jakby z nutką melancholii w głosie – Przypominają się czasy, kiedy wszystko było prostsze.
- To były czasy?
- spytała Sakura zamykając oko. Westchnęła cicho – Wydaje mi się, że to był sen, miły i cichy... spokojny sen przeszłości.
- To wtedy by znaczyło, że trzeba się było obudzić...
- odparł cicho Takami – Nie, to nie mógł być sen, gdyż zapomnielibyśmy o nim również szybko, jak o corocznym śniegu. Bo przecież tylko ów sen popycha nas ku walce z oni. A przynamniej mnie...
Zamilkł, jakby szukał jeszcze jakiś słów, którymi mógłby wyrazić to, co go niepokoiło.
- Świat się zmienia, Sakura - powiedział w końcu – Nic nie jest takie, jakie było wcześniej. Obawiam się również, że mimo naszych starań, tamten sen nas już nie dogoni. Że pozostaniemy w tym koszmarze, zwanym tu i teraz. W tym, jak i w następnych życiach.
- Za dużo wypiłeś Takami, albo za mało.
- wybuchła śmiechem kobieta. Westchnęła. – Nie chcę marnować tak pięknej nocy, na ponure myśli. Idziemy na spacer.
- Obawiam się, że nie starczy mi ziół, aby leczyć dolegliwości picia
- odparł również śmiechem Kohen – Ale co do przechadzki, masz rację. W końcu to może ostatnia noc w Nagoi. Gdzie chcesz iść?
- Nie wiem.
- wstała i podeszła na Kohena, nachylając się i znowu prezentując swój dekolt w pełnej okazałości. – Najpierw robota, a potem zapewne przyjemność. A skoro pić nie możesz, to jakie przyjemności ci chodzą po głowie?
Biorąc pod uwagę położenie w jakim obecnie się znalazł, głowe Takamiego zaczęły wypełniać tylko jedne przyjemności. Starając się jednak tego nie okazywać, rzucił krótko.
- Może jakieś pobliskie wzgórze? Z widokiem na miasto? Do tej pory nawet nie miałem okazji obejrzeć go w całej swojej okazałości... - ostatnie zdanie niemal wyjąkał, starając się nie patrzeć w dekolt Sakury.
- Czemu nie. Wolałabym inne przyjemności. Na szczęście nie jestem dość pijana. - wyprostowała się kobieta. Potarła dłonią po karku. – Ten “Taniec Zmysłów”, przypomniał mi o moich wygłupach. No to ruszamy?
- Oczywiście
- pokiwał głową i ruszył do wyjścia.
***
Pilnowanie spokoju miasta, byłoby zdecydowanie monotonnym zajęciem, gdyby nie Sakura idąca obok, raz żwawiej raz wolniej, pochylając się nad kwiatkami i wypinając dumnie pierś. Nieświadomie prezentując przez czarownikiem wszystkie swe krągłości. I będąc dla niego swego rodzaju rozrywką. Miasto było ciche. Żadnych żywych, trupów, żadnej mgły, żadnej magii w powietrzu, żadnych oni. Cisza i spokój. I nieliczni przechodnie. Nagoja spała.
Spokój... normalnie mogłoby to Kohena zdenerwować, ale dziś?
Dziś nie. Dziś Takami uważał, że to niemal łaska od kami, że może cieszyć się spokojem tego miasta. Obserwował Sakurę, jej zachowanie, gesty, najprostsze czynności, jakie wykonywała, ucząc się ich, jakby chcąc zapamiętać każdy jej szczegół. Nie wiedział tylko dlaczego. Nie zdawał sobie sprawy, że to, co mógł teraz odczuwać, zwykły człowiek nazwałby zauroczeniem. Ba! Nawet Kirisu wiedziałby co to znaczy. Dla Takamiego jednak, który niemal całe swoje życie spędził wśród ascetycznych mnichów, lub uganiał się po cmentarzach za oni, to uczucie było całkowicie obce, jak i jego definicja. Niemniej jednak, chłonął je niczym gąbka, ciesząc się z tych krótkich chwil spokoju. Niedługo też stanęli na stóp jednego z okolicznych pagórków. Droga na jego szczyt była prosta, stopnie zadbane i wykute w kamieniu. Słyszał o nim, kiedy wypytywał o miejsca, w których można widzieć całe miasto. Miał to być jego punkt, z którego miał wypatrywać oni, jednak... nadałoby się i na miejsce nocnego spotkania.
- To już niemal tutaj - powiedział, wstępując na pierwszy stopnień.
- Łażenie po górkach. No cóż... oby widoki były tego warte. - Sakura wyminęła szybko Kohena, więc on już miał na co patrzeć. Na jej zgrabne łydki i uda, czasem całkiem dobrze widoczne, o krągłych pośladkach nie wspominając.

Pierwsze widoki, choć niekoniecznie miasta, Takami podziwiał już od samego podnóża. Wędrując za Sakurą, starał się utrzymywać stosowną odległość, by w razie nagłego zatrzymania się kobiety, nie wylądować nosem w jednej z piękniejszych części jej ciała...
Droga na szczyt, ku niesłychanej rozpaczy Takamiego, była krótka. Jednakże widok, jaki rozciągał się na miasto niemal w pełni zrekompensował zawód maga.
Kiedy znaleźli się na szczycie, pierwsze co rzuciło im się w oczy to mały sad wiśniowych drzew. Co więcej, w pełnym rozkwicie. Lekki powiem podnosił opadające na ziemię płatki rozkwitających wiśni, powodując, iż wzlatywały one w olśniewającym tańcu. Szczególnie, kiedy to księżyc kierował swoje srebrzyste odbicie pomiędzy dwa rzędy drzew.
- Piękne... - powiedział mimowolnie Takami, podziwiając ów magiczny taniec natury. Nie sądził, że pytając o miejsce widokowe, ludzie będą skłonni wskazać mu tak uroczy punkt. Domyślał się, że gdyby nie obawa przed pojawieniem się oni, z pewnością wzniesienie to stałoby się miejscem podziwiania kwiatów wiśni. Lecz w tej chwili wydawało się, że byli tu jedynie we dwoje.
- W zashadzie... thak. - uśmiechnęła się Sakura, nabijając fajeczkę. Zapaliła, pociągnęła kilka dymków i rzekła. – W święto kwitnącej wiśni musi tu być tłoczno. Hanami... zabawne. Nie pamiętam kiedy ostatnio obchodziłam to święto..
- Hanami... tak samo jak i yukimi
- powiedział stojący obok mag – było w klasztorze czasem, kiedy to mnisi bawili się, podziwiając piękno świata i dziękując za łaskę Buddy. To był też jedyny czas...
Mówiąc te słowa zrobił kilka kroków do przodu
- ...kiedy mnisi pozwalali mi użyć magii, by...
Kilka przerywanych słów, kilka dość ciężkich do zauważenia ruchów dłoni maga...
Silny podmuch wiatru, pochodzący jakby od dwóch stron otaczających ich drzew wzbił leżące na ziemi płatki wiśni. Wystrzeliły one w powietrze, unosząc się wysoko nad koronami drzew. A w następnej chwili stało się coś, czego raczej kobieta się nie spodziewała. Kohen klasnął w dłonie, a setki małych płatków i liści zajęło się leciutkim ogniem. Niektóre grupowo, inne zaś pojedynczo, tak że stworzyły mozaikę na tle drzew i gwiazd.
- ...zapłonęły Niebiosa. Hotarubi no hikari - Blask Świetlików.
Odwrócił się do Sakury, a na jego twarzy widniał spokojny uśmiech. Nawet nie był on tak paskudny jak zazwyczaj. Szczególnie, kiedy dookoła opadały, to wznosiły się tlące, to zapalające się na nowo płatki wiśni. O dziwo, żadne z drzew nie zajęło się płomieniem, żadne z liści czy płatków, tkwiących jeszcze w matczynym drzewie, nie było narażone na głodne płomienie ognia.
Kobieta była zdecydowanie zaskoczona, ale w pozytywnym znaczeniu tego słowa. Uśmiechała się radośnie ćmiąc fajeczkę. – Zdecydowanie, łowy na oni nie są twoim przeznaczeniem Takami. Mógłbyś być artystą.
Spojrzała na Kohena i szybko dodała.
-Gome... uznaj to za komplement. Bynajmniej nie umniejszam skuteczności twych czarów, tam na cmentarzu.
Skłoniła się lekko, by podkreślić wagę swych przeprosin.
Takami oddał ukłon.
- Kiedyś mogłoby tak być - powiedział z uśmiechem – A jeśli kiedykolwiek uznam, że mój czas polowań dobiegnie końca, rozważę to co powiedziałaś.
Uśmiechnął się i spojrzał za siebie, na opadające “świetliki”.
- Taaak... magia to nie tylko zniszczenie i destrukcja - powiedział, zbliżając się do kobiety – To również tworzenie rzeczy, o jakich można tylko zamarzyć.
- A co marzysz stworzyć, Takami ? - spytała spoglądając mu wprost w oczy i ćmiąc fajkę.
- Własne, normalne życie - powiedział, po czym ze śmiechem dodał – Plus oczywiście odwdzięczyć się tym, którzy okazali mi dobroć. A nie było ich zbyt wielu.
- Normalne życie... żona, dzieci.
- spojrzała na niego uśmiechając się nieco lisio. – Teraz wiem, czemuś był taki opanowany “Płatku Sakury”. Ty już masz wybrankę serca. W takim razie głupio mi za te... spoufalanie wobec ciebie. Gomen nasai Takami.
Kohen zaśmiał się głosno.
- Ja i wybranka mojego serca? - te słowa rozbawiły maga niemal do łez – Nie, Sakuro, nie... To nie życie przeznaczone dla Kohen Takamiego. Być może gdzieś tam tkwi takie marzenie, ale jest one niemal równie nieosiągalne, co zostanie kami.
Rozejrzał się dookoła, szukając miejsca, gdzie mogliby usiąść. Nieopodal znajdowała się trawiasty kawałek ziemi, pod jednym z drzew. Wskazał je kobiecie i po chwili sam już siedział, opierając się plecami o pień drzewa.
- Moim marzeniem jest normalne życie, lecz nie wymagam od siebie za dużo - powiedział, wpatrując się w gwiazdy – Dom? Dzieci? Wątpię. Chciałbym po prostu osiąść gdzieś, gdzie mógłbym do końca życia cieszyć się spokojem, czy to poświęcając się medytacjom, czy po prostu czerpiąc z życia ile się da. Jeśli przydarzy mi się ta łaska zostania obdarowanym kobietą, z pewnością będę wdzięczny kami za ich dar. Jednak...
Zastanawiał się przez chwilę. W tym czasie Sakura siadła obok, otrzepując fajeczkę.
- Pytałaś o moje opanowanie w “Płatku Sakury” - powiedział po chwili milczenia – To jest coś, czego każdy mnich musiał się nauczyć. Być niewrażliwym na otaczające nas pokusy ciała i duszy. Bo szczerze mówiąc, jesteś pierwszą kobietą, z którą rozmawiam tak swobodnie.
Ukłonił się jej w podziękowaniu.
Uśmiechnęła się w odpowiedzi i spytała.
- Długo broniłeś się przed tymi pokusami w “Tańcu Zmysłów” Takami? O ile się orientuję, Płomyczek dość szybko skapitulował, mimo wzroku zawieszonego na swej partnerce.
- Na tyle długo, by nie dać się poznać, jako człowiek o rozpustnej naturze
- zaśmiał się Takami – lecz nie aż tak długo, by urazić uczucia tej dziewczyny. Podstawą jest utrzymanie harmonii nawet w tak przyziemnych sprawach. Co zaś tyczy się Kirisu... Podejrzewam, że nie umrze on śmiercią naturalną, jeśli jego zwierzęca natura będzie aż tak łatwa do przejrzenia.
- Kto wie.
- położyła się na trawie i spoglądając w gwiazdy. – Ja mu mimo wszystko zazdroszczę. Wydaje się być... szczęśliwy.
- Szczęście bywa ulotne, niczym życie motyla
- powiedział Takami, jednak nie zaprzeczył do końca słowom Sakury – Jest wciąż młody, i pełen zapału.. To po nim widać.
- Lepiej być szczęśliwym chwilę, niż...
- Sakura spojrzała na swoją dłoń, na swoją jedyną dłoń.- …wcale, ne? Byłeś szczęśliwy w klasztorze Takami?
- Czy mógłbym to nazwać szczęściem?[/i] - zastanowił się na głos – Pewnie tak. W swoim specyficznym podejściu, życie wśród mnichów było szczęśliwe. Byłem tam akceptowany,. choć wiedziałem, że to życie nie jest do końca dla mnie. Sam Rennyo nawet tak uważał. I nie żałuję lar spędzonych wśród tych ludzi. Jedynie wojny, która mi ich odebrała.
Spojrzał na Sakurę i powędrował za jej spojrzeniem.
- Ty najwyraźniej nie uważasz się za szczęśliwą - powiedział po chwili.
- A czy można być szczęśliwą? Z jedną ręką i okiem? Oszpeconą? Bez rodziny czy przeszłości do której można by wrócić? Gome... - wstała i spojrzała w niebo. – Za mało wypiłam, robię się melancholijna. Za dużo wspominam. Nie chcę psuć tej chwili moim marudzeniem.
- Nie doceniasz się, Sakuro
- powiedział Takami – Czy dziś nie byłaś damą wieczoru? Wzrok wszystkich mężczyzn spoczywał na tobie. Po prostu nie dopuszczasz do siebie takiej ewentualności. Czym zaś jest dom? Mój spłonął, gdy miałem trzynaście lat. Razem z ciałem mojej matki i demona, który ją zabił. Dom to tylko przenośnia, Sakuro. Tak naprawdę, jedynie to, co nosimy we własnym wnętrzu stanowi o naszym uroku i miejscu, w którym owe To zasadzimy.
- Możliwe.
-uśmiechnęła się i dodała. – Może i byłam, ale nie czułam się damą wieczoru. Myślisz, że będą jakieś oni tej nocy?
Pokręcił głową.
- Nie czuję w ogóle magii dzisiejszej nocy - odparł Takami – Być może ten, kto wzywa demony, wie, że jeśli dziś się one nie zjawią, to my jutro opuścimy miasto.
-Tak. Trochę szkoda, nieprawdaż? - przeciągnęła się uśmiechając. – Całkiem nieźle się tu pracowało. Jedzenie dobre. Miejsce do spania, lepsze niż... w wioskach.
- Pan dał, pan zabrał, jak zwykli mawiać wyzyskiwani chłopi
- wzruszył ramionami – Więc gdzie teraz się udasz? Kolejne zlecenie i pogoń za oni?
- Hai. Jak i ty.
- mruknęła, uśmiechnęła się dodając. – Na tych samych ziemiach.
I zmieniła temat.
- Ładnie się prezentowałeś w ich kimonie, Takami.
Pochyliła się nad nim, tak że znowu jej dekolt był dobrze widoczny w świetle księżyca. A zapach pachnideł, którymi ją natarto w “Tańcu Zmysłów” otoczył czarownika niczym mgiełka.
- Jak naprawdę przystojny mężczyzna.
“Raczej jego truchło”
, przemknęło mu przez myśl... Jednak może się mylił? Nie wiedział, gdyż nigdy nie został tak oceniony przez kobietę. Nawet wśród mężczyzn ze względu na swoją fizjonomię budził odrazę. Jednak ten komplement mile poprawił nastrój maga.
- Przesadzasz, Sakuro... - powiedział cicho, gdyż kobieta była bardzo blisko – Nie dla mnie te dworskie przywileje...
- Może tak.
- zachichotała i pogłaskała go po twarzy dłonią. Zaczęła chichotać, po chwili zanosząc się śmiechem dodała. – Gome Takami, masz taką zabawną minkę, gdy się peszysz. Przepraszam, nie powinnam tak żartować, ale jesteś taki uroczy, gdy cię dotykam. Jak bezbronne dziecko. Gome.
“A ja nie powinienem być bezbronny”
, pomyślał mimochodem. Jednak przy niej wydawał się być szczególnie podatny na takie działania.
- Nic nie szkodzi... - wybąkał, wpatrując się w nią i chłonąć każdy dźwięk jej głosu.
- Szkodzi, szkodzi. - wyprostowała się mrucząc pod nosem. – Wiem, że czasami potrafię być okropna.
Spojrzała na miasto i spytała.
- To wracamy?
Pokiwał głową, choć wcale nie miał ochoty stąd się ruszać.
- Najwidoczniej dziś obędzie się bez większych przygód z oni - powiedział, wstając i otrzepując się z płatków wiśni – Zdążymy dojść do karczmy i zażyć nieco snu, nim nastanie świt - zauważył, również spoglądając na miasto.
Podała mu dłoń.
- No to chodźmy Takami, bądź delikatny dla mnie.
I zachichotała tak jakoś ...nieśmiało, dziewczęco. Po czym dodała.
- To była miła noc, ne?
Chwycił ją za rękę.
- Owszem, warta zapamiętania - odparł z uśmiechem i skierował się w stronę schodów.
Dotarli po niedługim spacerze do karczmy, gdzie rozdzielili się, by na następny dzień każde z nich ruszyło w swoją stronę.
***
Las.
Las był tym, co Kohen lubił. Spokój, cisza, harmonia.. Nie licząc ciała, i wilków, które owo truchło niemal rozwłóczyły.
Takami zbliżył się do zwłok, ignorując zarówno zapach padliny, jak i kłótnię, jaka rozpętała się za jego plecami, a której powodem były owe zwłoki. Korzystając z chwili nieuwagi reszty towarzyszy, Takami uklęknął przy ciele i szybko zbadała wzrokiem oraz dotykiem rany zmarłego. Zmarszczył brwi, po czym w ciszy wyciągnął sztylet tanto, nacinając dłoń tak, że strumyczek krwi pokapał na czoło bushi. Następnie wypowiedział kilkanaście skomplikowanych głów oraz wykonał parę gestów. Wzywał ducha zmarłego, aby odpowiedział mu na jego pytanie.
Twarz zamarła dotąd w odruchu bólu i przerażenia, ożyła na moment, oczy spojrzały na czarownika, szczęki poruszyły się. A z ust trupa wyrwał się szept.
- Kto wzywa? Kto narusza porządek rzeczy?
- Miłosierny Buddo - powiedział Kohen, aby ulżyć bólowi duszy zmarłego – Jestem Kohen Takami, uczeń wielkiego Rennyo-sama. Wzywam cię, abyś powiedział, kto lub co jest odpowiedzialne za twoją śmierć.
- Potwór, straszliwa poczwara i jej dzieci. Strzeż się potomstwa, uciekaj przed bestią. Przejrzyj maskę i...
- z ust trupa wylała się krew, a głowa zaczęła charczeć i martwe zwłoki rzucały się przez chwilę w drgawkach. Cokolwiek zabiło tego nieszczęśnika, nie tylko ciało uszkodziło.
Kohen spojrzał na znieruchomiałe już ciało.
- Równie dobrze mógłby to być różowy królik z małymi... - warknął z przekąsem. Jednak słowa zmarłego utkwiły mu w podświadomości. Więc nie powinien być to człowiek, lecz coś... czego dokładniej określić nie potrafił. “Przejrzeć maskę? “, pomyślał. Ale o jaką maskę chodziło? Czyżby to był kolejny oni z białą maską na twarzy? Takami tego nie wiedział i na razie obawiał się, że to, co dowiedział się od trupa, musi zostać jego tajemnicą. Tym bardziej sposób, w jaki otrzymał informację. Nie czekając jednak na nikogo wrócił do oględzin ran.
Mięśnie brzucha zostały rozerwane na boki, najwyraźniej stwór, bądź stwory nie lubiły mięsa. Z małym wyjątkiem. Bowiem nie pogardziły sercem. Wyjadły wszelkie narządy wypełniające jamę brzuszną. Od jelit poprzez płuca, wątrobę, trzustkę, do serca właśnie. Na ciele widać było ślady zaschniętego błota. A tuż obok trupa, ślady ciągnięcia zwłok. On tu nie zginął. On tu został przyciągnięty i porzucony. I co gorsza, był ciągnięty z kierunku w którym zmierzali.
Kohen spojrzał w kierunku, w którym zmierzali. Cokolwiek go tu przytargało, jest wielce prawdopodobne, że czeka na nich gdzieś w oddali. Przejechał jeszcze palcem po brzegach ran, starając się znaleźć coś, co mogłoby należeć do owej bestii. Wątpił, że coś znajdzie, lecz nigdy nic nie wiadomo...
“Jest!”, niemal wykrzyknął Takami, wyczuwając coś pod palcami. Niemal wyrwał to wraz z częścią ciała, jednak kiedy odkrył co znalazł, niezmiernie się ucieszył. Przynajmniej z początku. Czarny pazur, przypominający drapieżny, koci szpon, czy może bardziej dość duży gadzi pazur. Mag przyglądał mu się przez chwilę w skupieniu, po czym schował go do jednej z sakw. Na chwilę obecną nie zamierzał dzielić się jeszcze ze swoimi przemyśleniami i odkryciem. Szczególnie, że towarzystwo jeszcze na to nie zasłużyło. Odwrócił się i skierował w stronę Kazamy i Yasuro.
 
Feataur jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 07-01-2011, 23:13   #53
 
Cytryn's Avatar
 
Reputacja: 1 Cytryn jest po prostu świetnyCytryn jest po prostu świetnyCytryn jest po prostu świetnyCytryn jest po prostu świetnyCytryn jest po prostu świetnyCytryn jest po prostu świetnyCytryn jest po prostu świetnyCytryn jest po prostu świetnyCytryn jest po prostu świetnyCytryn jest po prostu świetnyCytryn jest po prostu świetny
Kazama nie był zadowolony z odpowiedzi Ginariego ale nic z tym nie mógł zrobić, wykpił się on głupim stwierdzeniem że może się dowie na miejscu. Nie był to ani zaprzeczenie ani potwierdzenie jedyne co Sogetsu mógł teraz uczynić to przytaknąć i czekać co będzie dalej. Może w przyszłości wyda się czego nie powiedział im Dasate, a był pewien że coś przed nimi ukrył. Chociaż może wezwanie ich do zamku Miyaushiro było tylko trywialnym kaprysem daiymo klanu Hachisuka. Resztę uczty przemilczał co jakiś czas jedynie skubiąc coś z talerza i popijając do smaku sake. Opowieści jednego z przybocznych Ginariego nużyły go. Mimo że bushi ten wkładał w te opowieści sporo serca to wszystkie dworskie uprzejmości które w tym towarzystwie należało zachować nie były odpowiednie do tego typu historii. Z niecierpliwością czekał na zakończenie uczty i możliwość odetchnięcia świeżym powietrzem. Dlatego też gdy pojawiła się pierwsza możliwa okazja , jako pierwszy wyruszył na patrolowanie ulic Nagoi. Ukłonił się gospodarzowi oraz jego przybocznym dziękując mu przy tym za gościnę. To że nie przepadał za tego rodzaju ucztami nie znaczyło ze mógł okazać się gburem i wyjść bez podziękowania. Człowiek taki jak on, już dawno nauczył się doceniać takie rzeczy jak dobry posiłek dlatego jego podziękowania były jak najbardziej szczerze .

Gdy znalazł się na ulicy, wziął od razu głęboki oddech. Miasto mimo że zdawało się ciche to ciągle czuć je było strachem. Pochowani w swoich domach ludzie ciągle nie czuli się bezpiecznie, zwłaszcza po wydarzeniach ostatniej nocy. Mimo że mgła ustąpiła to przez nią przybyło miastu sporo nowych tragedii. Bez mgły on też był spokojniejszy, głosy w jego głowie były całkowicie znajome. Był to tylko jak zwykle Jinbei, ale nawet on w tak spokojną noc nie mógł znaleźć powodu by sprowokować szermierza. Noc taka jak ta sprzyjała medytacji i wyciszeniu, dlatego Sogetsu bez problemu odciął głos demona od swoich myśli. Po szybkim rekonesansie ulic postanowił udać się na miejsce wczorajszej tragedii, gdzie przez roztargnienie i wybuch złości maga zapomnieli spalić ciała opętanego. Patrząc na nie zmytą jeszcze przez deszcze plamę krwi po ciosie który miał uśmiercić mordercę swojej żony, spokojnie analizował swój czyn. Bez cienia wątpliwości jednak doszedł do wniosku że teraz uczyniłby tak samo, zbrodni takie jak ta nie można było wybaczyć. Uspokoił tym wnioskiem swoje sumienie gdyż już był pewien że to nie podszepty Jinbeia kazały mu uśmiercić tego człowieka ale jego własna zbrodnia którą popełnił. Jeszcze raz powtórzył sobie w myślach „Jedyną okolicznością łagodzącą dla morderstwa jest niewinność” po czym bez słowa ani żadnej krótkiej modlitwy odszedł od tego miejsca. Był już pewien że postąpił słusznie i nie żałował ani trochę tego człowieka ani swojego czynu. W mieście nie wyczuwał demonów, coś się zmieniło w aurze tego miejsce ale nie mógł wyczuć co dokładnie. Jednak miał przeczucie że demony już dziś nie zaatakują. Po krótkim patrolu po uliczkach miasta który miał za zadanie po prostu upewnić ludzi ze są bezpieczni i że ktoś nad nimi czuwa, postanowił udać się do tajemniczego zielarza którego zawdzięczał swoje wyzdrowienie po walce z Hario. Spotkanie z dziwnymi typkami spod ciemnej gwiazdy zasiało u niego sporo wątpliwości oraz postawiło kilka pytań na które chciał uzyskać odpowiedź.

Po chwili dotarł do domostwa starca jednak jeszcze przez godzinę patrolował okolicę jego domu chcąc się upewnić że okolica jest całkowicie bezpieczna. Gdy zapukał już do domu, starzec wydał się całkowicie zaskoczony jego wizytą. Patrząc jednak na godzinę i okoliczności nie mógł mu się dziwić. Nim zdążył się przywitać starzec go ubiegł :
- Witaj Kazama-sama, co cię sprowadza o tak późnej porze?- rzekł nieco zdziwiony Soen, po czym krzyknął głośniej.- Yuuuki, chodź tu.
Kazama ukłonił się na przywitanie i odpowiedział -Bądź pozdrowiony czcigodny Soenie. Widzę że drugi raz zaskakuję cię swoim towarzystwem jednak sprowadza mnie do ciebie kilka pytań i wątpliwości które mógłbyś pomóc mi rozwiać. -Po chwili zjawiła się dziewczyna która starzec przedstawił jako swoją wnuczkę Yuki, jej również Sogetsu się ukłonił, uśmiechając się przy tym szczerze. Cieszyło go, że domostwo zielarza ominęło wczorajsze szaleństwo oraz wizyty oni. Nie przedstawił się jednak dziewczynie, wiedział że dziadek albo sam jej powie albo nie chce żeby jego wnuczka wiedziała z kim się zadaje. Soen szybko posłał dziewczynę po herbatę ziołową oraz zaprosił jounina gestem na tyły domostwa. Z tyłu domu Kazama ujrzał zadbany ogródek który wyglądał zjawiskowo pięknie w taką noc jak dziś. Szybko się domyślił że to stąd starzec bierze składniki do swoich mikstur. Gdy zielarz spokojnie rozsiadł się widocznie na swoim ulubionym miejscu w ogródku szermierz po chwili podziwiania roślin dołączył do niego. Patrząc w księżyc który był bardzo dobrze widoczny tej nocy rzekł - Jutro wyjeżdżam do zamku Miyaushiro – rzucił bez ogródek przez moment zerkając jednak na twarz starca by ujrzeć jak ten na to zareaguje – Chciałbym byś przed wyjazdem jeszcze raz zerknął na moją ranę oraz byś udzielił mi kilku odpowiedzi na pytania które zasiały mi w sercu niepokój. Zaczepiło mnie na ulicy kilku opryszków, chyba byli to członkowie miejscowej yakuzy. Dali mi do zrozumienia że uratowałeś mnie na prośbę ich aniki-sama. Czy to prawda mości Soenie ? Czy bez tego pozostawiłbyś mnie tam gdzie padłem bym umierał powoli ? – nie patrzył na twarz zielarza gdy to mówił, nie chciał usłyszeć że został uratowany tylko dlatego żeby mógł zostać pionkiem w czyjejś grze, wykorzystując jego wdzięczność. Bał się takiej odpowiedzi, dlatego bał się że odczyta to z twarzy starcza.
Staruszek zachichotał cicho i kiwając na boki głową.- Jesteś bystrym mężczyzną, a nie zauważyłeś? W moim wieku, siły opuszczają już ciało. Naprawdę uważasz, że mógłbym cię samotnie przytargać przez kilka ulic do mego domostwa?
Spojrzał na ogródek ziołowy dodając.- Zostałeś przyniesiony do mnie, właśnie przez członków yakuzy. Nagoja to smakowity kąsek Kazama-sama. I prawo nie jest tu zbyt mocno przestrzegane. Nic więc dziwnego, że oplata ją sieć nieformalnych połączeń, ne? Nic więc dziwnego że Sotsu Kuzai-san, wie co się dzieje we wszystkich uliczkach Nagoi. Że zabiłeś człowieka, który, zabił w okrutny sposób, kilku jego podwładnych. I że sam leżysz umierający, na ulicy.- na moment przerwał gładzą się po swej siwej bródce i spoglądając na ogród. Zamyślił się. Po czym po dłuższej chwili kontynuował.- Pytasz mnie czy bym cię uratował, bez ich prośby? Hai. Uratowałbym cię. Ale gdyby cię do mnie nie przynieśli, to... nie wiedziałbym, że gdzieś tam umierasz.
Słowa przerwało wejście Yuki, podeszła drobnymi kroczkami i postawiła tacę pomiędzy nimi dwoma. Starzec uśmiechnął się do swej wnuczki dodając.- I zapewne nie byłbym w stanie uratować cię bez pomocy Yuki. Bardzo mi pomogła przy twych ranach Kazama-sama.
-Ojiisan.- odparła speszona dziewczyna, oblewając się rumieńcem i szybko dodała.- Nie słuchaj go Kazama-sama. Lubi przesadzać.
Po czym szybciutko się oddaliła. A staruszek spojrzał na Sogetsu.- Jesteś silnym i samodzielnym wojownikiem, ne Kazama-sama? Zawsze czynisz to co uważasz za słuszne i myślisz, że twe czyny są tylko twoimi czynami. Jesteś w błędzie. Każdy czyn, każdy nasz wybór, ma jakiś wpływ na otaczający nas świat. Czasami nawet nie zdajemy sobie sprawę, jak wielki to wpływ.
Słowa starca potwierdziły to czego Sogetsu sam się domyślał jednak nie zmieniło to jego stosunków co do zielarza. Ciągle go szanował, widać było że jest to człowiek tak samo poczciwy jak wydał mu się przy ich pierwszy spotkanie, a że ma konszachty z yakuzą to co innego. Sam nie był lepszy, więc nie jemu było oceniać znajomości i konszachty staruszka. Radowała go również wiadomość że ktoś uznał że zasługuję na życie mimo że sam się już dawno pogrzebał. Uśmiechnął się nawet przez chwilę z tego powodu jednak, po chwili przypominając sobie okoliczności tego ratunku wrócił do ponurego tonu .
- Morderca zabija mordercę, nie jestem wcale lepszy od ludzi i rzeczy które zabijam. Popełniłem w życiu masę okropnych rzeczy. - zrobił krótką przerwę i wziął do reki herbatę z tacy podanej przez dziewczynę po czym mruknął cicho niemal szeptając - Nie zasługuję żeby żyć - po czym momentalnie wrócił do normalnego tonu jakby tego wyznania nigdy nie było - Ci sami ludzie którzy przynieśli mnie do ciebie prosili mnie o odnalezienie niejakiego Senzo-sama. Czy wiesz coś o tym człowieku ? Czy jest on wart ratowania ? - upił łyk herbaty zastanawiając się nad znaczeniem słów staruszka - Jak zwykle znaczenie twoich filozofii jest pogmatwane niczym boskie proroctwa ale zarazem płynie z nich wielka mądrość. Jednak moje czyny to tylko nikła kropla na tafli wydarzeń świata. Dlatego własne czyny pozostawię ciągle swojemu osądowi i niech martwi się o to moje własne sumienie. Kiedyś może i odpowiem przed własną karmą, pozostaje mieć nadzieje że nieprędko. A ich wpływ na inne wydarzenia na razie pozostawię do rozważań mędrca równym tobie mości Soenie. - upił drugi łyk herbaty tym razem dłużej kontemplując jej smak i aromat. Uśmiechnął się po wypiciu nie tylko dlatego że była to naprawdę wyborna herbata ale również dlatego że miał zamiar przejść do przyjemniejszego tematu - Wiesz może w jaki sposób mogę się odwdzięczyć twojej wnuczce za okazaną mi dobroć ? Sam mówisz że niczego ci już nie trzeba ale może chociaż jej będę mógł w jakiś sposób pomóc ? Może życzy sobie złota ? Pięknych sukien ? Egzotycznych kwiatów ? Serca lub skalpu demona ? - roześmiał się lekko wypowiadając ostatnią propozycję.
-Tego co ona by chciała. Nikt nie jest w stanie jej dać. Nawet Kami. Rodzice Yuki...nieważne zresztą.- tu zamilkł, przez skubiąc krótką bródkę, wzruszył ramionami.- Złoto jest dobre na posag, ale dziewczęce oko bardziej cieszą błyskotki: złote szpile, kolorowe jedwabie, piękne suknie.
Starzec przesunął wzrokiem po ogródku ziołowym.- Rośnie tu wiele roślin, pożyteczne i chwasty i zwykła trawa. Nie mnie jednak oceniać wartości każdej z nich. Co ja uznam za chwast, ktoś inny uzna za użyteczne zioło. Taaak... wszystko ma swój cele miejsce. Tak samo, jest z ludźmi. Nie mnie oceniać, czy warto ratować Senzo-san. Nie wiadomo wszak nawet, czy potrzebuje ratunku. - uśmiechnął się do Kazamy.- Nie mnie oceniać, bo mędrcem nie jest, a jedynie za starym człowiekiem.
Spojrzał znów na ogródek ziołowy.- Skoro pytasz o brata Kuzai-san, znaczy się że ruszasz na ziemie klanu Hachisuka. A co dalej? Po uporaniu się z ich problemami, kolejna wędrówka w kierunku kolejnego oni?
- Tak jak wspominałem na początku wyruszam z rana do zamku Miyaushiro, sam jeszcze nie wiem dokładnie w jakim celu. A dalej ? Na razie nie zastanawiam się nad tym, co będzie dalej. Żyje z zabijania demonów i nie zastanawiam się nad przyszłością. Może kiedyś... - zawiesił na chwilę głoś wiedząc że jego misja skończy się z śmiercią Jinbeia - może uda się z tym skończyć - w głowie słyszał drwiny demona “Prędzej ty umrzesz” i jego złowieszczy śmiech - Jak się uda to wtedy będę się martwić co ze sobą począć. - spojrzał jeszcze raz na księżyc i niebo by określić ile czasu zajeła mu rozmowa z zielarzem oraz spokojnei dopił herbatę - Miło się z tobą rozmowia szanowny Soen-san ale powoli czas mi się zbierać. Czeka mnie jeszcze ostatni patrol po ulicach Nagoi i chwila na wypoczynek przed podróżą. Jak spotkam na swej drodze jakiś odpowiedni prezent dla Yuki bądź pewny że go do ciebie wyślę lub dostarczę osobiście. Jeszcze raz dziękuję ci za twą dobroć i bywaj zdrów - po tych słowach ukłonił się starcowi i skierował się ku wyjściu na ostatnio patrol po mieście.

****
Gdy wyruszali wczesnym rankiem Sogetsu nie marnował czasu na zbędne pożegnania zdawał sobie sprawę że nikt tu na niego nie czeka. Po prostu kolejne miasto na mapie trupów które po nim zostawały. Zostawił tu martwego olbrzyma oraz opętanego mordercę nie były to zbyt chwalebne zwycięstwa, jednak wiedział że gdzieś w głębi umysłu zostaną zapamiętane by jątrzyć go niczym gangrena tocząca go od środka. On będzie się starał zapomnieć o kolejnych zabójstwach, jednak Jinbei będzie o tym pamiętał i w odpowiednim czasie mu o nich przypomni. Demon jego wieczny kompan i przeciwnik, byt przez który Kazama nigdy nie mógł powiedzieć że jest sam.
Jounin podróżował w charakterystycznej dla niego ciszy, jego czas zajmowały próby okiełznania demona jak i ciągłe kłótnię z nim. Na postojach jednak pozwalał sobie na chwilę ćwiczeń na sucho, gdzie wykonywał różnego rodzaju pozy, wymachy i cięcia by nie wypaść z formy. Zazwyczaj udawał się na bok obozu lub za karczmę w której przebywali by nikomu nie przeszkadzać oraz by nikt nie skusił się na sparing z nim. Nie odczuwał potrzeby na ćwiczenia z żywym przeciwnikiem oraz zdawał sobie sprawę że przez demona mógłby nie zatrzymać ręki na czas przed zadaniem ostatecznego ciosu.
Gdy podczas nocnej podróży po trzęsawiskach zapomnianej dziewicy napotkali na stado wilków ucztujących na środku drogi, wyczuwał że coś się nie zgadza. Powoli zbliżając się do padliny skupiał się bardziej na otaczającym go lesie niż na samych wilkach. “Niebezpieczeństwo o którym nie wiemy jest dużo gorsze niż te nam znane” wiele razy powtarzano mu to by skutecznie wbiło mu się do głowy jak i zachowania. Gdy wilki ustąpiły spokojnie przyjrzał się ciału, odchylił lekko mieczem poszarpane żebra by spokojnie przyjrzeć się tej już pustej w środku skorupie. Po krótkich oględzinach odwrócił się w stronę Yatsuro mówiąc - Widzę że pański wuj jednak nie powiedział nam wszystkiego. Czy teraz powiesz nam o co chodzi dokładnie w tej wyprawie ?
-Mój wuj powiedział wszystko o czym powinniście wiedzieć. Ja sam jestem zaskoczony.- odparł Yasuro, kciukiem potarł dolną wargę, jak zwykł czynić, gdy nad czymś rozmyślał. Następnie rzekł, patrząc wprost w oczy Kazamy.- Mam was doprowadzić całych i zdrowych do zamku, a droga przez bagna jest najszybszą, choć rzadko używaną trasą.
- Wierzę ci - odpowiedział nie spuszczając wzroku z młodzieńca. Nie widział żadnego powodu by Yasuro miał ich okłamywać zresztą nie sądził żeby i on został wtajemniczony we wszystkie szczegóły. - Zakopmy ciało i ruszajmy dalej - rzucił po czym bez dalszych słów złapał trupa za kołnierz kimona i zaczął ciągnąc trupa na skraj drogi by tam go pochować -
-To bardziej zadanie dla eta.-odparł Yasuro, po czym znów zamyślił się.- O ile dobrze obliczyłem odległość, to wedle mapy którą pokazywał mi mój wuj, niedaleko stąd powinna być wioska. Dotarcie do niej zajmie nam najwyżej z pół godziny.Tyle, że nikt w niej nie był od zakończenia czasu wojny. Tam też powinni być eta i tam znajdziemy pomoc i informacje. O ile jeszcze istnieje.
- Pół godziny do wioski ? To znaczy, że chcesz zostawić tu ciało tego nieszczęśnika by wilki dokończyły uczte ? Czy też dźwigać je razem ze sobą do wioski by eta się nimi zajęli ? - rzekł Sogetsu nie przerywając swojego próby odciągnięcia ciała na skraj drogi - Zmarłym należy się szacunek, oddamy mu go godnie go chowając.
-Ktoś może zostać, by czuwać przy zwłokach, a reszta uda się do wioski, tak będzie najlepiej. Chowając go poza cmentarzem, bez należytego ceremoniału, nie okażemy mu żadnego szacunku.- podsumował sprawę Yasuro.
- Niech i tak będzie - zgodził Kazama przerywając swoją pracę.
- Masame i Tasade, przypilnujecie zwłok do czasu przybycia eta. I dopilnujecie by poległy bushi został odpowiednio potraktowany.- rozkazał Yasuro. Obaj samuraje skłonili się rzekli niemal chórem.- Hai Dasate Yasuro-sama.
 
__________________
I wiedzie nas siedem demonów, co nami się karmią...
Cytryn jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 09-01-2011, 05:04   #54
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
Noc minęła bez większych ekscesów. Także i bez tych mniejszych, przynajmniej dla Leiko.
Ni jeden oni nie dał o sobie znać w trakcie jej wspólnego z Płomieniem patrolowania uliczek.
Także i ilość zawiadamiających o swojej obecności roninów wynosiła krągłe zero.
A chociaż wiele znaków na niebie i ziemi wskazywało na możliwość zaistnienia kolejnych upojnych, rozpalających ciała i dusze chwil pomiędzy tym dwojgiem.. to i nic takiego nie miało miejsca. Kobieta wigor i płonące już chęci młodziana ugasiła tłumaczeniem o potrzebie posiadania sił na poranną podróż. Połechtała przy tym jego ego, jakoby miałby jej odebrać całą energię będąc całonocnie w jej ramionach. Jedynym co Kirisu otrzymał i co umiejętnie, a nawet dosłownie zamknęło mu usta na kolejne próby rozpalenia w niej pożądania, był pocałunek. Uroczy, niewinny. Tak podobny temu, którym ona sama niedawno została obdarzona. Łączący ich wargi w tym przypływie ostatnich czułości Leiko względem niego. Nie tyle kierowała się romantycznymi sympatiami, a po prostu kontynuowała swoją subtelną grę o pełne zajęcie miejsca w jego myślach i snach. Czy była potworem przez to bawienie się emocjami Płomienia? A może swym zachowaniem i rozumieniem jego prostych pragnień dała mu odczuć zalążek szczęścia, jakiego nie dostarczyła mu żadna inna kobieta? Zamknęła go w iluzji, acz.. jakże słodkiej iluzji. Na cóż się w tym doszukiwać jakichś jej złych intencji? U tej kobiety, przecież tak w swych gestach i słowach jak kwiat subtelnej.
Kobiety, która rankiem nie zapewniała swego partnera o niczym, ale skwapliwe odciągała jego uwagę od tego faktu. Słuchając słów wypowiadanych z dala od nazbyt ciekawskich uszu, policzek jego pieszczotliwie głaskała dłonią, do której ten tulił się jak mały chłopiec. I tylko wspomnienie tego dotyku oraz spędzonych z nią kilku dni i nocy mu pozostało. A także pożegnalne mignięcie tych jej łydek smukłych, gdy uśmiechając się w podziękowaniu samurajowi usadowiła się na grzbiecie wierzchowca, przyjmując pełną wdzięku pozę z nogami po jednej stronie zwierzęcia.

Sama podróż od jednej gospody ku kolejnej nie dostarczała nadwyżki atrakcji. We dnie poruszali się do przodu, pokonywali następne kawałki drogi, by zaś wieczorami zatrzymywać się na spoczynek. I tak też wykorzystywała ten czas Leiko. Mimo tego, że nie miała prawa czuć się zmęczona trudami podróży dzięki uprzejmości Yasuro, to możliwością zmycia z siebie kurzu i zapachu konia ni razu nie pogardziła. Zwyczajowo bliżej jej było do damy niż łowczyni, przy czym ani jedno słowo narzekania nie padło z jej ust. Nie sprawiała też żadnych wymyślnych problemów o jakie pełne ignorancji umysły mogłyby posądzać przedstawicielki płci pięknej. Nie łamała paznokci, a nawet jeśli to nie zawiadamiała o tym całego świata. Nie utyskiwała na boleści swych krągłości od końskiego siodła, a rankami nie trzeba było na nią czekać aż się przygotuje do dalszej drogi.
Relacje jej z innymi łowcami w żaden sposób się nie zacieśniły. Każde z nich miało całkiem indywidualne sposoby na zajmowanie sobie czasu i nie było konieczności zmiany tego stanu rzeczy. Wszak nie byli drużyną, a zaledwie trójką obcych sobie osób, które dziwnym kaprysem i przymusem ze strony Bogów zostały pchnięte w tym samym kierunku i z tym samym celem. Póki co zbytnia współpraca szczęśliwie nie była konieczna, więc i Leiko ku komu innemu mogła skierować swe zainteresowanie. Skoro nie było w pobliżu Kojiro, jako idealnego przykładu łączenia przyjemnego z pożytecznym, ani Płomienia dla samej przyjemności, zatem dzięki jakże ostrej selekcji Leiko wybrała z ich niewielkiej grupy osobnika mogącego spełnić tą drugą, pożyteczną rolę w jej planach. Osobnika, z którego mogła wyssać trochę potrzebnych informacji, a tym samym wynieść coś użytecznego z ich przeprawy ku zamkowi Miyaushiro.


***


-Jakże dbasz o każdy szczegół naszej podróży. Nie tylko przewodzisz naszej wesołej gromadzie, ale także rozpieszczałeś nas pobytami w gospodach i pilnujesz by wszystko szło gładko. Nawet teraz prowadzisz nas wytrwale przez te nieprzyjazne tereny, chociaż niewielu odważyłoby się na nie wkroczyć..
Najpierw był głos, który przedarł się przez nocne odgłosy mokradeł i dotarł do uszu mężczyzny stojącego przy ognisku oświetlającym środek obozowiska. Dopiero potem z mroku, spoza zasięgu blasku płomieni wyłoniła się postać Japonki nienagannie eleganckiej i przez to tak niepasującej do rozmokłej okolicy. Mimo to w jej ruchach i krokach widoczna była niezachwiana gracja, kryjąca w sobie drugą, drapieżną stronę. Dłonie jej wysuwały się z rękawów kimona i każda z nich dzierżyła skarbik. Jedna na wewnętrznej części balansowała parką małych czarek, druga zaś w swym posiadaniu miała niewielką buteleczkę, która trzymana była pomiędzy dwoma palcami za wąską szyjkę. Z pewnością szczęścia byłoby już dość niejednemu lubującemu się w alkoholu i kobietach mężczyźnie.. ale to przecież nie było ni miejsce na popadanie w tak błogi stan, ni też do grona tak prostych osobników nie wydawał się zaliczać samuraj, przy którym Leiko przystanęła. Uśmiech malował się na jej wargach, a jego czar był tylko odrobinę przygaszony przez nieprzystępne, ponure otoczenie Trzęsawiska -Czyżbyś w ogóle nie odczuwał zmęczenia, Yasuro-san?
-Nie można sobie pozwolić na odpoczynek przy mokradłach Mauriken-san.- odparł spokojnym tonem Yasuro, skinąwszy wpierw na powitanie kobiety.- Jeśli nawet oni nie podejdą naszej grupy, to... bandyci nie będą mieli skrupułów. A piękna kobieta to dla nich, niewątpliwie interesująca zdobycz.
Spojrzał na czarki w jej dłoniach i rzekł.- Nie powinienem pić na straży, ale ty się tym nie krępuj Mauriken-san.
-Nawet wody, Yasuro-san? – zapytała, a w oczach spoglądających na samuraja uwydatniał się bolesny zawód – Wprawdzie rozcieńczoną drobiną sake, acz.. nie na odurzenie umysłu, tylko na osłodę nocy. I odgonienie posępnych myśli, jakie to miejsce ze sobą niesie.
Opuściła głowę, jak gdyby mężczyzna tym jednym stwierdzeniem odebrał jej nieco pewności siebie. Wzrok skupiła na buteleczce, którą od niechcenie wprawiła w kołysanie i powiedziała -Ośmielę się stwierdzić, że bandyci mieliby nie lada zaskoczenie, gdyby nazbyt sobie zlekceważyli naszą grupę, postrzegając ją za.. dla przykładu.. damę i jej świtę, która nieopatrznie lub dla wygody skrócenia czasu podróży zapuściła się głupiutko na bagna, ne?
Yasuro spojrzał na bagna, potem na dziewczynę i przez chwilę rozmyślał.

Uśmiechnął się delikatnie.
-Hai - rzekł po chwili milczenia.- Byłaby to dla nich bolesna niespodzianka.
Oparł lewą dłoń na daisho drugą wyciągnąwszy do Leiko.- Dwie czarki najwyżej Mauriken-san.
Cofnął nagle dłoń do ust pocierając kciukiem dolną wargę i żartując.- Nie chciałbym się ośmieszyć, gdybym z powodu odurzenia alkoholem jako jedyny przespał atak bandytów. Poza tym...-tu jego głos był stanowczy.- moim obowiązkiem, powierzonym mi przez Dasate Ginari-san jest dowiezienie waszej trójki całej i zdrowej. Nawet małe zagrożenie jakim są bandyci, nie jest warte utraty czujności. Nawet najpotężniejszych mocarzy może powalić przypadkowa strzała.
Prawa dłoń samuraja ponownie wysunęła się w kierunku kobiety, jakby prosząc o czarkę.
Leiko zaśmiała się cicho i wdzięcznie na jego żart powracając do swego poprzedniego nastroju. Dłoń uniosła, następnie przechyliła ją, aby czarka gładko spłynęła w uścisk Yasuro. Przy ruchu tym opuszki palców kobiety musnęły ledwo co wyczuwalnie, jak przypadkiem zupełnie, jego skórę.
-Oh, Yasuro-san, bardzo dobrze wypełniasz swoje zadanie. Jak dotąd opiekujesz się nami bardzo troskliwie, a przecież w razie zagrożenia i nasza trójka potrafiłaby zadbać o swoje bezpieczeństwo. Ale możesz czasami, w tajemnicy, jak nikt nie widzi, powierzyć i innej osobie trochę ze swoich obowiązków.. – mówiła kiedy po ujęciu buteleczki zaczęła rozlewać trunek do naczynek. Kolejnym jej słowom towarzyszyło bardziej figlarne brzmienie i zerknięcie na mężczyznę zza pasma włosów -Wszak co dwie pary oczu i uszu to nie jedna, czyż nie?
-Hai. To prawda.- odparł samuraj spoglądając to na Leiko, to na bagna.- Zwłaszcza tutaj. Opowiadają bowiem, że bagnisko to powstało z łez kobiety, którą ukochany zdradził w noc przed ich zaślubinami. A jej mściwy duch krąży na nim i zabija wszystkie piękne kobiety jakie napotka.-łyknął sake, dodając żartobliwie.- Więc powinnaś być ostrożna Mauriken-san.
Znów przesunął kciukiem po dolnej wardze dodając.- Mimo wszystko samuraj nie powinien ulegać luksusowi powierzania obowiązków innym. To źle wpływa na hart ducha. Niemniej...- uśmiechnął się lekko do kobiety, przechylając głowę nieco na prawo, by lepiej przyjrzeć się grze świateł i cieni rzucanych na jej twarz przez blask ogniska.- Nie mogę zabronić nikomu czuwać wraz ze mną. Ne?
-Im więcej słyszę o Trzęsawisku, tym bardziej mój pobyt tutaj wydaje się być najmniej odpowiednim z całej naszej grupy. Z jednej strony zjawa pragnąca wyrwać życie z mego ciała, a z drugiej zaś bandyci chcący mojego.. mojej.. – zająknęła się, gdy takie nieprzyjemne wizje jęły się kreować w jej umyśle, tak niewinności pełnym przecież. Niewinności wymieszanej z wiecznie się przeplatającymi, groźnymi w swej bystrości i licznymi jak młode węże w gnieździe myślami -Z pewnością też sporą rolę odegrałoby ciało, ale w zgoła inny sposób. Nie, to nie jest dla mnie zbyt korzystne miejsce.
Pokręciła głową z westchnieniem, a ręką z trzymaną w niej buteleczką ku tańczącym płomieniom sięgnęła, by ciepła z pocieszeniem trochę uchwycić. Czarka trzymana w drugiej dłoni powędrowała do umalowanych fioletem ust, które zamoczone zostały w sake. Oczy Leiko w tym czasie zapatrzyły się na wargi mężczyzny, jak przyciągnięte tym jego odruchem. Moment później już przesuwały się po jego twarzy, aż lśniące ognistą, pomarańczową barwą tęczówki skrzyżowały się z tymi ciemnymi, należącymi do samuraja -I mógłbyś zabronić. Dowodzisz w tej podróży, więc mógłbyś taką osobę wysłać na spoczynek, aby następnego dnia ze zmęczenia, z braku snu nie spadła z konia. Gdyż mogłaby się potłuc, a wtedy już nie byłaby cała i zdrowa.
- Trzęsawisko to tylko przystanek po drodze Mauriken-san.- uśmiechnął się samuraj i szybko dodał.-A do splendoru zamku Miyaushiro, do którego zmierzamy, twoja osoba zdecydowanie pasuje. To piękne miejsce, tak jak i ty pani.- po czym Yasuro skłonił się kobiecie przepraszając.- Gomen nasai, jeśli moja opowieść cię zatrwożyła. Nie miałem takiego zamiaru. Po prawdzie, legenda jest tylko starą opowieścią. Owego mściwego ducha, nikt tak naprawdę nie widział. A jeśli coś ma nam grozić to raczej błotne kappa. Mniejsze od tych znad rzek, acz atakujące w liczniejszych grupach. Ale i one rzadko są widywane blisko dróg i ludzkich siedzib.- jego chłodne spojrzenie powędrowało w kierunku bagien.- Choć... ostatnia wojna mogła zmienić ich nawyki.
-Zatrwożyć? Nie, nie, nie.. – czarna i będąca na podobieństwo smugi od pędzelka brew uniosła się w reakcji o taki zarzut, a zaraz i zawtórował jej krótki, życzliwy śmiech Leiko -Jakaż byłaby ze mnie łowczyni oni, gdybym drżała na zaledwie wspomnienie jakiegoś ducha? Mniemam, że niegodna bycia teraz tutaj.
Także zerknęła ku ciemnościom mokradeł, które w tak bezpośrednim sąsiedztwie płomieni zdawały się niemile gęstnieć. Kobieta obróciła się i kroków kilka postąpiła z pełną świadomością przechodząc tuż przy samuraju i pytanie w powietrze posyłając -Ale Yasuro-san.. czyżby i schlebianie mi zostało Ci zlecone wraz z resztą obowiązków w tej podróży?
-Iye. To co powiedziałem, to szczera prawda. A nie żadne schlebianie.- odparł Yasuro, do słów dołączając gwałtowny, przeczący ruch głową.
Nie zaszła daleko, bo i takiego zamiaru nie miała, więc wędrówkę swą pełną w poruszanie się jej miękkich w kształtach bioder zakończyła tylko trochę bliżej ognia.
-Czy zatem póki karma nam dopisuje i noc jest spokojna, pozbawiona nieoczekiwanych wizyt demonów, bandytów lub duchów, to uprzyjemniłbyś mi ją jeszcze bardziej opowiedzeniem o zamku i klanie? Nigdy nawet nie byłam w tamtych okolicach, a ciekawa ich jestem. Kami rzucają mnie w różne miejsca, ale niestety zwykle wiedzę o nich zatrzymują dla siebie, pozostawiając mnie tak małą w wielkim świecie, prowadzoną ku nieznanemu – ponad czarką ustawioną do upicia kolejnego łyku, Leiko posłała mężczyźnie uśmiech i szept przeznaczony tylko dla niego -Obiecuję, że nie będę Cię już bardziej odciągać od Twej straży.
-Nie musisz składać takich obietnic Leiko-san.- odparł równie cicho i z lekko zaczerwienionymi policzkami młody samuraj. Trudno było stwierdzić, czy to sake tak na niego wpłynęła, czy też były inne powody. Przez chwilę milczał, jakby szukając odpowiednich słów.- Klanowi przewodzi najstarszy syn poprzedniego daimyo, Hachisuka Sonoske-dono. Pod jego przewodnictwem klan podźwignął się z upadku pod koniec wojny Onin. Kontroluje prowincję Owari i Mina, ale odciął się od spokrewnionego z nami klanu Shiba. Nasze ziemie nawiedza plaga oni, ale o tym już wiesz. A obecnie udajemy się do zamku Miyaushiro, jednego z dwóch najważniejszych zamków klanu. Zdecydowanie jednego z piękniejszych zamków jakie widziałem.
Pocierając palcem wskazującym skroń Yasuro spojrzał w kierunku Leiko.- Nie wiem, co uznajesz za interesujące pani, więc zadaj pytanie, a postaram się odpowiedzieć.
-Życie poświęcone polowaniom na demony nie daje nazbyt wielu okazji przebywania w gościnie klanów, stąd też brak porównania i wiedzy u mnie, acz… Daimyo Hachisuka sprawia wrażenie bardzo dobrego i rozsądnego przywódcy. Zamki, z których jak mówisz ten jeden jest wyjątkowo piękny, a podobno i zapłata za nasze skuteczne usługi ma być wysoka ponad moją skromną satysfakcję.. – mówiąc to obracała w dłoni gliniane naczynko, co rusz rozświetlone od blasku ognia oczy unosząc na samuraja. Nie okazywała sobą przesadnego zainteresowania mogącego zostać negatywnie lub podejrzanie odebranym. Bliżej temu było do uprzejmej ciekawości z drobną dawką rozmarzenia, jakby kobieta myślami odpływała do murów zamkowych, ku znajdującym się w nim luksusom tak odległym od Trzęsawiska -Klan nie tylko został podźwignięty, ale i wzniósł się na skrzydłach bogactwa, ne? Daimyo musi być potężną osobą na ciele i rozumie.
-Ma zaufanych doradców z Chin i dzięki nim klan Hachisuka rzeczywiście jest chyba najbogatszym klanem w Japonii. -Yasuro wyraźnie się nad czymś zamyślił po tych słowach. Przez chwilę pocierając kciukiem wargę spoglądał w ogień.- Ponoć się zmienił od czasu wojny, ale...- uśmiechnął się do kobiety.- Ale nie mnie wydawać takie osądy. Nie bywam tak blisko przy Hachisuka-dono, by móc rzetelnie opowiedzieć o jego osobie.
-Oh, Yasuro-san.. czyżbyś właśnie umniejszał swą rolę? – spytała Leiko z mieszaniną rozbawienia i skarcenia w głosie. Obeszła ogień i znowu znalazła się przy samuraju. Czarka zachybotała się na wnętrzu jej dłoni, gdy koniuszkami palców dotknęła jego ręki ustawiając ją do nalania trunku.
-Czyż to nie Tobie została powierzona nasza cenna dla klanu trójka? Gdybyś nie był ważny, gdyby Ci nie ufał zarówno Ginari-san jak i Sonoske-dono to nie byłoby Cię tutaj. Ale jesteś, ku mojemu zadowoleniu.. – kiedy ostatnie jej słowa zabrzmiały to skrępowanie, które zakwitło po nich na porcelanowych licach Leiko i zmusiło ją do opuszczenia spojrzenia, świadczyło o ich nieplanowanym wymknięciu się spomiędzy jej warg. Uporczywie zatem przyglądała się wypełniającej naczynko sake, dodając przy tym -I z pewnością jesteś też o wiele bardziej kompetentny, aby opowiadać o daimyo niż wielu, upojonych alkoholem bushi rozsiewających tylko fałszywe plotki jakich wiele w karczmach..
-Iye Leiko-san.- młody samuraj zaczerwienił się jeszcze bardziej i szybko wypił sake. Następnie rzekł cicho wpatrując się w pustą czarkę.- Wiem tylko tyle, że oddalił od swego ucha część starych rodzin w tym i rodzinę Dasate. Obecnie inni ludzie mają u niego względy od czasu... wykrycia spisku.
-I nie sposób teraz nie zapytać.. spisku, Yasuro-san?- imię samuraja słodko układało się w ustach kobiety, a do jego uszu dolatywało z sugestią kociego pomruku, na którego podobieństwo mogłoby się zmienić. Leiko trwała w pozycji lekkiego pochylenia się ku niemu, by móc usłyszeć jego ciche słowa. W oczach jej zaś igrało inne pytanie, mające powiązanie z buteleczką, pustymi otchłaniami naczynka i chęciami mężczyzny na wypełnienie ich sake.
Yasuro jednak nie zwrócił się z tą prośbą, przezornie nakrywając czarkę trzymaną w dłoni, drugą dłonią. Samuraj przez chwilę patrzył na Leiko, potem na ogień, aż rzekł. - Spisek to dawne dzieje. Część przywódców rodzin, od dawna służących daimyo Hachisuka, zawiązało spisek mający obalić Hachisuka Sonoske-dono i wynieść na to stanowisko jego młodszego brata. Spisek wykryto, spiskowców zabito i brat jego, Hachisuka Yokimura-san zdołał zbiec.- wzruszył ramionami.- I koniec historii.

W końcu. Drobny, acz jeden z ważniejszych fragmencików potrzebnych do wypełnienia układanki Leiko zaistniał i wpadł w jej sieci od czasu przybycia do Nagoi. Może i to było jeszcze niewiele, ale kobieta niewątpliwie zdołała zdobyć informację godną jej starań. Reszta wymagała dalszego stopniowego odkrywania, aby nic nie zdołało umknąć przez jej możliwe zniecierpliwienie.
Grzbiet swój smukły zgięła w pokłonieniu się z szacunkiem - Gomen nasai, że myśli naprowadziłam na tak niemiłe ścieżki. Ale jednocześnie dziękuję, że podzieliłeś się tym ze mną i dałeś się trochę nakarmić mojej, może nazbyt dającej się we znaki, ciekawości.
Odstąpiła na mniej zagrażającą przekroczeniu granicy przyzwoitości odległość. Dotąd powoli sączony trunek wypiła kilkoma łyczkami z naczynka, a po zlizaniu z warg ostatnich kropelek uśmiechnęła się do samuraja -Intrygi, intrygi.. to chyba nieodłączna część dworskiego, pełnego uroków życia, ne?
-Hai. Choć jeśli chodzi o intrygi, to Dasate Ginari-sama ma ten kłopot. Jako głowa naszej rodziny to on musi w nich uczestniczyć. Ja jestem tylko jego bratankiem.- potwierdził Yasuro spoglądając na Leiko.- To zrozumiałe czyż, nie? Intrygi, romanse, czy to nie rozpala kobiecej wyobraźni? My wolimy szczęk oręża i opowieści wojenne.
-Oi Yasuro-san, historie z pola bitew równie dobrze mogą rozpalić jakie dziewczę, choć na dość innym poziomie niż opowiadającego je samuraja. Zaś intrygi i romanse, o których wspomniałeś postrzegam jako.. – uniosła głowę i w zadumie powieki opuściła, wyglądając jakby z błogością czerpała ciepło z płomieni oświetlających jej twarz i igrających w ozdobach włosów - ..miłą odmianę dającą mi poznać zalążek innego życia, pozbawionego gardłowego wycia zarzynanych moimi dłońmi demonów.
Niewinny uśmieszek oraz równie niewieści chichot przywołało stwierdzenie Leiko, co stworzyło dziwnie makabryczne wrażenie z roztoczoną przez nią wizją. Niezrażona tym ponownie sięgnęła ku mężczyźnie ręką, ale tym razem tylko po to by jedną czarkę w drugą włożyć. Potem wszystko razem wraz z buteleczką zaczęła układać wygodnie w swej jednej dłoni, mówiąc przy tym z pozorną obojętnością -Na cóż mi samo rozpalanie wyobraźni, skoro są o wiele przyjemniejsze sposoby działające nie tylko na umysł, ale i na ciało tęsknie skryte pod kimonem?
-To znaczy?- spytał samuraj patrząc na ruchy dłoni dziewczyny, po czym nerwowo poprawił daisho. Czerwoność na jego licach, podsycona przez alkohol, jakoś nie ustępowała.
-Przyjemniejsze – powtórzyła tylko enigmatycznie Leiko, niby to więcej swego skupienia poświęcając trzymanym przedmiotom niż swym słowom i ciągnącym się za nimi rozkosznym znaczeniem.
Moment tak trwali w ciszy przerywanej tylko trzaskami drewna w ognisku i głuchymi brzdękami uderzających o siebie nieopatrznie naczynek. Te ostatnie ustały, gdy kobieta w końcu ułożyła wszystko stabilnie w dłoni i zwróciła się do towarzysza -Powiedz, czy po dostarczeniu nas do daimyo Hachisuka pozostaniesz jeszcze trochę w zamku, czy może kolejne obowiązki będą Cię gdzieś gnały?
-Nie mogę cię zapewnić pani, że zostanę. Moje życie wszak należy do mego klanu i daimyo nim rozporządza. Ale ja sam... zapewne zostanę, jeśli to będzie zależało od mojej woli.- odparł Yasuro, przyglądając się kobiecie i mówiąc.- Jeśli zmęczenie cię morzy, to nie przejmuj się mną. Miła to rozmowa, ale twój odpoczynek ważniejszy jest od mego samopoczucia.
-Ah, właśnie miałam zamiar dotrzymać mej obietnicy i pozwolić Ci wrócić do pilnowania nas – odpowiedziała Leiko z ciągłym uśmiechem.
Choć poruszyła się nieznacznie jakby już do odejścia się zbierała, to jednak nadal stała przy samuraju. I z zaskoczenia wolną dłonią pogładziła jego przedramię. A gdyby tego było mało, to jeszcze głos zniżyła do szeptu, aby żaden z ewentualnie cierpiących tej nocy na bezsenność członków grupy nie posłyszał ni słowa jednego -Zatem jeśli zostaniesz, to będę mogła liczyć na Ciebie w kwestii oprowadzenia mnie po zamku i pokazania mi najcudowniejszych jego zakątków?
-Hai.- odparł Yasuro zerkając na gładzącą go dłoń. Pokiwał głową dodając.- Jeśli będzie okazja pokażę ci te zakątki, do których mam dostęp.
Położył swą dłoń na jej dłoni i rzekł z uprzejmym uśmiechem na twarzy.- Oby twe sny, przyniosły wypoczynek twemu ciału i spokój twemu duchowi.
-Dziękuję, że pozwoliłeś mi spełnić ten mój kaprys dotrzymania Tobie towarzystwa na warcie – zsunęła leniwie dłoń ku nadgarstkowi mężczyzny, acz także wtedy ją cofnęła i lekkim strzepnięciem ręki sprawiła, że ukryła się w długim rękawie kimona – Spokojnej nocy, Yasuro-san.
Z tymi słowami tak samo jak się pojawiła, tak też się oddaliła niczym zjawa wychodząc poza granicę światła rzucanego przez ogień i zostawiając samuraja znowu samego przeciwko złu czającemu się w ciemnościach mokradeł.
 

Ostatnio edytowane przez Tyaestyra : 05-10-2014 o 02:09.
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 10-01-2011, 14:44   #55
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Masame i Tasade pozostali czuwając nad zwłokami członka ich klanu.
A reszta grupy pod przywództwem Yasuro ruszyła dalej. Zarówno Dasate-san, jak i jego dwa podwładni zrobili się czujniejsi, a ich dłonie opierały się na daisho.
Znalezione zwłoki, oznaczały bowiem groźnego drapieżnika, kryjącego się na bagnach.Drapieżnika który mógłby uderzyć ponownie. A to skłaniało do czujności. Na szczęście odgłosy dziczy nie milkły, więc chyba nic groźnego w tej chyba się nie czaiło.
Jednak ostrożności, jak się okazało, nigdy za wiele.

Leiko zauważyła że Yasuro coś nurtowało. Niewątpliwie widok martwego samuraja nim wstrząsnął, bardziej niż powinien. Jednak młody bushi, starał się zatuszować to przed swymi podwładnymi jak i osobami, którymi się opiekował. Stąd też to pozornie spokojne podejście do sprawy zwłok. Dasate Yasuro nieźle maskował niepokój, ale nie dość dobrze, by Leiko nie przeniknęła przez tą fasadę. Był wszak jeszcze dość młody i niedoświadczony.

Ku uldze trójki eskorty, wędrowcy odnaleźli na końcu zaniedbanej drogi osadę.


Pogrążone w mroku i dość zaniedbane budynki, sprawiały upiorne wrażenie. Osada wydawała się być wymarłą. Co sprawiało, że sytuacja wydawała się ponura. Groza wojny Onin nigdy tu nie dotarła. Ukryta wśród bagien wioska powinna być bezpieczna. Jeśli więc nie wroga armia wybiła tutejszych, to co?

Na szczęście ponure myśli odpłynęły w dal, na widok pierwszych światełek. Zapalane lampiony i wybiegający wieśniacy tchnęli w podróżników nadzieję. Osada nie była wymarła. Jedynie noc nadała jej taki mroczny wygląd.
Na widok nadchodzących samurajów, wieśniacy kłaniali się nisko przybyszom.
Oraz prowadzili ich do żony nie dawno zmarłego naczelnika wioski i właścicielki gospody, o imieniu Sumiko.
Zachowywali się uprzejmie, acz niewiele mówili na temat sytuacji w okolicy, dodając iż właścicielka gospody odpowie na wszelkie ich pytania.
Często zerkali na siedzącą na koniu Leiko, ale ich spojrzenia...


... nie były przyjazne. Choć kobieta przywykła, że zwraca na siebie uwagę mężczyzn. To jeszcze nigdy nie spoglądano, na nią w ten sposób. Także i na jej towarzyszy heimini spoglądali z dziwną mieszaniną gniewu, odrazy, lęku i czegoś jeszcze... i nie tylko kobieta to zauważyła. Także i Kohen oraz Sogetsu.
Ta wioska była dziwna, ci wieśniacy byli dziwni. Nie było słychać żadnego psa. A któryś powinien zaszczekać na powitanie obcych.
Nie było widać wśród heiminów gnących swe karki w pokłonie, ani jednego dziecka czy kobiety.

Niemniej wkrótce wszyscy dotarli do gospody. Na ich powitanie wyszła kobieta o klasycznej urodzie. Ciemne włosy miała upięte w tradycyjny kok, a skromne w kroju kimono, podkreślało jej szczupłą sylwetkę.


Skłoniła się natychmiast, po zauważeniu przybyszów, mówiąc.-Witajcie w naszych skromnych progach. Hachisuka samuraj-sama. Nie spodziewaliśmy się nikogo o tak późnej porze. Pozwólcie więc, że zaprowadzę was do sali jadalnej, a sama udam się przygotować posiłek i pokoje dla ciebie i twych ludzi.
-Po drodze tutaj zauważyliśmy zwłoki samuraja na drodze. Pilnując ich moi ludzie, Poślij eta, by je przynieśli i zaczęli przygotowania do ich pogrzebu.-odparł Yasuro, a kobieta rzekła pełnym zimnego gniewu głosem.-Oczywiście panie. Kusaro-san, słyszałeś samuraj-sama. Zajmij się tym.
-Hai. Sumiko-san.- odparł szczerbaty wieśniak z lekkim przestrachem w tonie głosu i pognał by wykonać polecenie samuraja.

Gospodyni wskazała gościom, stojaki na broń i zaprowadziła w głąb karczmy. Po drodze mówiła.- Wybaczcie proszę, zły stan tego miejsca. Ale od śmierci męża, nie ma kto zadbać o gospodę. A i mało kto nas odwiedza. To dość odludne strony niestety.

Sala gościnna była dość spora i lekko zaniedbana, tak jak i reszta domostwa. Trójka ochroniarzy i trójka łowców siedziała razem w zawilgoconej sali jadalnej, oświetlanej jedynie wątłymi kagankami.
-Nie podoba mi się to miejsce, Dasate-sama. Powinniśmy je opuścić jak najprędzej.- rzekł nerwowo Tsume, wyrażając mniej lub bardziej podobne odczucia każdego z nich. Niewątpliwie ta osada była podejrzana.
Zanim jednak Yasuro zdołał zganić podwładnego za jego bezczelność i wyrazić własną opinię, weszła Sumiko, niosąc tacę z ryżowymi ciasteczkami, potrawę z miejscowych ryb i sake.
-Wybaczcie proszę tak skromny posiłek, ale to biedna wioska, a i rzadko mamy gości.- odparła kobieta stawiając tacę pomiędzy nimi i przysiadając się.


Spojrzała na gości i dodała.- Jestem Yume Sumiko i po śmierci naczelnika wioski, a mojego męża przyjęłam jego obowiązki. Przepraszam, za niewygody jakie możecie odczuć w mej gospodzie. Ale taka słaba kobieta jak ja, nie jest sobie w stanie poradzić z zarządzaniem tym przybytkiem. Zresztą rzadko mamy gości, a już tak znamienici jak wy, trafiają się wyjątkowo rzadko.- skłoniła się nisko Yasuro, dotykając czołem podłogi.-Wybacz moją śmiałość samuraj-sama, ale co sprowadza cię do naszej wioski? Od dawna bowiem nikt z klanu Hachisuka, ani... w ogóle żaden samuraj nie pojawiał się u nas od dłuższego czasu. Jakiż więc jest cel tej wizyty i jak możemy służyć.
-My jesteśmy przejazdem.- odparł Yasuro.-Posiłek i pokoje na noc wystarczą.
Gospodyni uniosła głowę i dodała z delikatnym uśmiechem.- W takim razie pokoje są już gotowe, a i... jeśli chcecie się obmyć, to nakażę przygotować łaźnię do waszej dyspozycji.
Po czym spytała.- Czy jakoś jeszcze mogę pomóc?
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 17-01-2011, 03:43   #56
 
Feataur's Avatar
 
Reputacja: 1 Feataur jest po prostu świetnyFeataur jest po prostu świetnyFeataur jest po prostu świetnyFeataur jest po prostu świetnyFeataur jest po prostu świetnyFeataur jest po prostu świetnyFeataur jest po prostu świetnyFeataur jest po prostu świetnyFeataur jest po prostu świetnyFeataur jest po prostu świetnyFeataur jest po prostu świetny
Wjazd do wioski okazał się dość dziwny. Szczególnie dla Kohena. Jego wrażliwe na maho zmysły od razu dostrzegły coś, co zaniepokoiło maga. Drobne zachwiania w magii były subtelne, jednak wciąż odczuwalne. Takami zastanawiał się nad przyczyną owej dysharmonii. Domyślał się, że może to mieć coś wspólnego z martwym samurajem i bestią, która go zabiła. Odruchowo sprawdził, czy pazur tajemniczej istoty znajduje się w sakiewce.
Kiedy wjechali do środka osady, by zostać powitanym, od razu rzuciło się w oczy, iż ta wioska jest biedna. Kohenowi przypomniała się własna mura, w której mieszkał z matką. Była bardzo podobna do tej, jednak tutaj ludzie byli... dziwni?
To sformułowanie naszło youjutsusha, kiedy obserwował zachowanie mężczyzn z wioski. Wyczuwał ich wrogość, a spojrzenia, jakimi obdarzali ich świtę mogły zabijać. Nie spodziewał się takiej impertynencji ze strony wieśniaków. Szczególnie, jeśli gościli takie osoby jak Yasuro i inni z klanu Hachisuka. Mimowolnie Kohen chciał rzucić na siebie czar ochronny, jednak ze względu na wyczucie tej małej dysfunkcji magicznej, wolał nie ryzykować dopóty dopóki nie było to konieczne.
Wreszcie dotarli do chaty naczelnika. Jak dowiedział się od miejscowych, rolę wodza wioski sprawowała jego żona, gdyż sam wódz zmarł. To również było nietypowe. Zastanawiał się, czy owa dama jest aż tak potężna, by zmusić do posłuchu wioskę? Kiedy jednak zobaczył Sumiko, od razu zrezygnował z tego pomysłu. Jednak samo pytanie zostało. Nie miał mimo to najmniejszego zamiaru dochodzić do tego, jak ta kobieta zarządza innymi. Nie była to jego sprawa.
Na kolację dostali skromny posiłek, wielce różniący się od tego, co serwował im Jinzo-san w Nagoja. Takami jednak nie narzekał. Jadło może i było ubogie, ale zjadliwe. Przez chwilę przysłuchiwał się wymianie zdań. Kiedy Tsume wyraził swoją opinię, iż powinni ruszać dalej, Kohen w myślach zgodził się z nim. To miejsce było dziwne, tak samo jak i aura wioski, jak i również mieszkańcy. I cała ta okolica.
Gdy Sumiko zaproponowała kąpiel, Takami zastanowił się, czy nie skorzystać z propozycji. Po chwili jednak zrezygnował. Dziś w nocy wolał być czujny. Wrażenie nieprawidłowości w wiosce wciąż go nie opuszczało. Do tego również ta dziwna dysharmonia maho...
 
Feataur jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 17-01-2011, 21:59   #57
 
Cytryn's Avatar
 
Reputacja: 1 Cytryn jest po prostu świetnyCytryn jest po prostu świetnyCytryn jest po prostu świetnyCytryn jest po prostu świetnyCytryn jest po prostu świetnyCytryn jest po prostu świetnyCytryn jest po prostu świetnyCytryn jest po prostu świetnyCytryn jest po prostu świetnyCytryn jest po prostu świetnyCytryn jest po prostu świetny
Od chwili przybycia do wioski Sogetsu wyczuwał dziwny niepokój, uczucie jakby byli obserwowani nie tylko przez wieśniaków. Nie trzeba było być żadnym wybitnym myślicielem by zauważyć brak kobiet i dzieci oraz pełnie niechęci spojrzenia wieśniaków. Jednak nie tylko wioska i dziwne wydarzenia niepokoiły szermierza, zdziwiony dużo bardziej był zachowaniem Jinbeia który sam z siebie jakby zamilkł wycofując się wgłąb własnego więzienia. W każdym innym wypadku cieszyłby się z tak niezwyczajnego zachowania demona ale takiej nocy jak ta i przy takich okolicznościach widać było jasno że nie jest to zwykły zbieg okoliczności. Jakieś silne fatum wisiało nad tą wioską musiało się tu wydarzyć coś bardzo dziwnego, co było w stanie wywołać takie zachowanie demona. Na pewno miało coś z tym wspólnego dziwna śmierć samuraja po drodze. Nie zazdrościł teraz dwóm podwładnym Yatsuro tego że dostali rozkaz pilnowania ciała, ale jeszcze bardziej szkoda mu było samego Yatsuro że wydał taki rozkaz. Jeżeli zginą oni teraz to on będzie za to odpowiedzialnym, ciągle uważał że sami powinni pochować ciało bez narażania się na zbędne niebezpieczeństwo.
Gdy wieśniacy prowadzili ich do karczmy idąc obserwował ich twarze, starał się w nich wyczytać co tu mogło się wydarzyć. Jednak zamiast strachu którego spodziewał się ujrzeć dało się widzieć tylko niechęć skierowanych na nich oczu. Widać było że obcy nie byli tu mile widziani, najciekawsze z tego było jednak to że większość nienawistnych spojrzeń skierowana była na kobietę. Na razie był to fakt bez znaczenia ale na pewno był wart zapamiętania.
Po dotarciu do gospody z uwagą wsłuchiwał się w rozmowę Yatsuro z Sumiko , w głosie kobiety dźwięczała dziwna niechęć do wykonywania poleceń samuraja. Jednak mimo lekkiej zmiany tonu nie odmówiła i wysłała ludzi by wykonali powierzone im zadanie. Teraz Kazama już był pewien że pozostawienie dwójki ludzi w środku lasu przy świeżym trupie było dużym błędem. Eta którzy pracowali przy zmarłych byli nawykli do widoku śmierci i mimo to wieśniak który został wysłany po trupa samuraja był widocznie przestraszony, widocznie wiedział jak lub czemu zginął ten człowiek.
Całkowicie zignorował stojak na broń wskazany przez kobietę i udał się od razu do głównej sali. Zły stan tego miejsca nie stanowił dla szermierza żadnego problemu, przywykł do zwykłego wiejskiego życia, a ta gospoda mimo zacieków na ścianach nie była najgorszą rzeczą jaka mogła im się przytrafić.
Z rozmowy Yasuro z Sumiko jak i ze słów Tsume dało łatwo się wywnioskować że samurajów klanu Hachisuka nie interesują problemy tej wioski. Gdy usłyszał że mają tylko przenocować i z rana wyruszają Kazama sam postanowił włączyć się do rozmowy.
- Nazywam się Sogetsu Kazama – Przedstawił się i ukłonił lekko kobiecie. Uważał że należy być uprzejmym nawet w tak nieprzyjemnych okolicznościach. – Czy możesz mi powiedzieć co się stało z waszymi kobietami i dziećmi ? – Mimo że ich przewodnik widocznie chciał zostawić problemy tej wioski za sobą to Sogetsu nie miał takiego zamiaru i choć nie spodziewał się bezpośredniej i szczerzej odpowiedzi od kobiety to postanowił dowiedzieć się co się wydarzyło w tej wiosce.
-Pochowali się Kazama-san.- odparła kobieta, kiwając głową w zamyśleniu. Po czym dodała z przepraszającym uśmiechem na twarzy.- Jest noc, a nocą trzęsawisko jest niebezpieczne. Bagienne kappa wychodzą ze swych kryjówek. Poza tym, goście zwykle przynoszą kłopoty. Pijani ronini zgwałcili kilka kobiet zeszłego roku i zabili wielu naszych sąsiadów, zanim … nie powstrzymaliśmy ich. Wojna sprawiła, że ludzie są nieufni, nawet wobec bushi nie mających nic wspólnego z roninami.
Musiał przyznać że taka odpowiedź tłumaczyła wszystkie jego wątpliwości oraz wyjaśniała taką nieufność do obcych. Nie tłumaczyła jednak czemu wieśniacy z taką nienawiścią spoglądali na Leiko, tylko tego nie wyjaśniała odpowiedź kobiety. Można była jednak wnioskować ze po prostu darzyli ją niechęcią gdyż była w świcie obcych bushi i nie było w tym jakiejś większej tajemnicy. Jednak nie tłumaczyło to dziwnego zachowania demona oraz dziwnej śmierci samuraja którego spotkali po drodze. Przeczucie mu mówiło że kobieta nie powiedziała im ciągle wszystkiego, Jinbei nie bałby się zwykłych bagiennych kappa. Postanowił więc dalej drążyć ten temat wypytując dalej Sumiko.
- Czy w wiosce często zdarzają się różnego rodzaju dziwne zniknięcia ? - popatrzył przez moment na kobieta rozważając czy wypada zadać kolejne pytanie, po czym spokojnie cedził słowa wymawiając je - Czy ci pijani ronini również zabili twojego męża ? - nie miał zamiaru pytać co się stało z roninami żeby nie sprowadzić kłopotów na Sumiko oraz na wioskę.
-Nie... nie przypominam sobie żadnych dziwnych zniknięć.- odparła kobieta w zamyśleniu. A co do drugiego pytania, zignorowała je opuszczając w dół głowę by ukryć łzy.
Łowca skierował swój wzrok na Yatsuro i jemu również zadał pytanie które chodziło mu po głowie od momentu pierwszej odpowiedzi kobiety
- Czy klan Hachisuka nie powinien dbać o wioski znajdujące się na ich ziemiach ? Nie zdarza się często by pijacy grabili wioski znajdujące się na terenach obcych klanów.
-Zapominasz się Kazama-san.- odparł zimnym acz spokojnym głosem Yasuro.- I zapominasz, że niewiele czasu minęło od wojny Onin. Klan Hachisuka włada sporym obszarem, na którym ostatnio demony są częstym problemem. A wojna zabrała życie wielu bushi.
Sogetsu spojrzał krytycznie na młodego dowódcę i uśmiechnął się lekko. Widać było że przywykł już do rozkazywania, a jounin nie był typem osoby która łatwo przyjmuje rozkazy. Przez moment zagotowała się w nim krew gdy Yatsuro wypomniał mu że “zapomina się”jego złość spotęgowały również łzy kobiety które niechcąca wywołał.
- Ja, zapominam się ? - po czym wybuchnął na moment śmiechem by po chwili momentalnie spoważnieć - Nie, to ty się zapominasz. Zapominasz że płacisz mi za zabijanie oni a nie za przytakiwanie, do tego możesz sobie wynająć karczemnego błazna lub podróżować z większą świtą. Wielu bushi też wojnę przeżyło, a pijani ronini to nie demony, byś się nimi usprawiedliwiał. Mówisz że wiele oni grasuje na ziemiach klanu Hachisuka, a mimo to że wiesz o tym że jeden z nich zabił samuraja po drodze do wioski to masz zamiar jak najszybciej stąd zwiać pozostawiając problem za sobą ? Ten demon nie przestanie zabijać tylko dlatego, że my stąd odejdziemy do bezpiecznego zamku. Czy honor samuraja pozwoli ci zostawić tych wieśniaków by sami walczyli z demonem ? - Kazama dokładnie zaakcentował słowo honor podnosząc nieznacznie głos .
-Jaki demon? -zdziwiła się kobieta. A Yasuro rzekł.- Mam swoje rozkazy, a rozkazy przełożonych to giri samuraja. Nie jest ważne to co chcę, tylko co mam zrobić. Co mam obowiązek zrobić.
Widać było że dalsza dyskusja do niczego nie będzie prowadzić, nie dało się dyskutować z giri samuraja. Sogetsu mruknął już jedynie krótkie - Nieważne... - po czym wrócił do swojego zwykłego mrukliwego usposobienia skupiając się na ryżu. Nie było sensu się kłócić, w sumie nie była to jego sprawa tylko klanu Hachisuka. Samotnie i tak nie mógł pomóc tej wiosce zwłaszcza że kobieta sama zdawała się nic nie wiedzieć o demonie, może to jednak on się pomylił w ocenie sytuacji.
 
__________________
I wiedzie nas siedem demonów, co nami się karmią...
Cytryn jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 18-01-2011, 05:05   #58
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
Napotkanie na ich drodze prawie rozczłonkowanego, a z pewnością pozbawionego wnętrzności samuraja nie wywołało u kobiety szału emocji, chociaż zdziwienie dało o sobie znać. Przecie nie mogli już wiele dla niego zrobić, a oddalenie się z tego ponurego miejsca było wyjątkowo dobrym pomysłem. Widywała ludzi w gorszym stanie, z mniejszą ilością.. możliwych do rozróżnienia części ciała po atakach oni. Ba, widywała demony w gorszym stanie po zakończeniu swych łowów. Acz jeśli na Leiko to wydarzenie nie wywarło większego efektu oprócz bardziej uporczywej chęci opuszczenia Trzęsawiska, o tyle zauważyła, że komuś innemu to nie było tak obojętne. Z wysokości jaką jej dawało siedzenie na grzbiecie konia spoglądała na Yasuro, który czując to jej spojrzenie na swym karku bądź akuratnie przyłapane na wędrowaniu po jego licach, mógł uznać za wyraz sympatii z jej strony. Szczególnie łatwo takie wytłumaczenie nasuwało się na myśl po tamtych chwilach jakie spędziła towarzysząc mu na warcie. Bo o cóż innego można było ją podejrzewać? Przecież nie o to, że przyglądając mu się spod wachlarzy rzęs Leiko analizowała każdą zmarszczkę w zamyśleniu marszczącą jego czoło. Nie o to, że w barwnych oceanach jej tęczówek wyraźnie odbijało się każde przełamanie jego bariery spokoju uzewnętrzniające się drobnymi, niechcianymi igraniami jego mimiki na twarzy. Nie było tu miejsca na postrzeganie go jako przystojnego mężczyzny będącego w stanie uprzyjemnić jej którąś z nocy, acz.. póki Yasuro nie miał dostępu do jej umysłu, póty nie wiedział jaką rolę w nim odgrywa. A to była słodka niewiedza. Zaś w ich znalezisku mogło się kryć coś ciekawszego niż tylko bushi w swej niezłomnej dumie samotnie podróżujący przez Trzęsawisko, gdzie natrafił na śmierć ku przestrodze innych. Jeśli tak było, to Leiko zamierzała poznać zmartwienia ich przewodnika, a skoro istniała jakaś przyczyna przez którą nie podzielił się on swoimi obawami z resztą, tedy subtelnie należało to z niego wyciągnąć przy pierwszej co bardziej sprzyjającej okazji sam na sam. Na taką dał nadzieję widok wyłaniający się nocą spomiędzy drzew. Nadzieję krótką, bowiem rozwianą brutalnie po ich wejściu do wioski.

Przybycie w końcu do miejsca zamieszkałego przez ludzi nie przywołało ulgi, jakiej można byłoby się spodziewać po tylu dniach i nocach spędzonych na bagnach. I nie chodziło tylko o to upiorne wrażenie, jakie tworzył księżyc rzucając swe blade światło na domy w różnych stadiach ruiny wyrastające na tych mokradłach zdających się być pozbawionymi żywego ducha. To mieszkańcy przyprawiali łowczynię o przeszywający ją na wskroś dreszcz niepokoju. Wprawdzie początkowo, na pierwsze poczynione obserwacje witali ich uprzejmie się przy tym kłaniając, ale.. potem nie kwapili się nakładać już tych masek, nie kryjąc się przy tym ze swoją niechęcią do tej niewielkiej świty, która wkroczyła do tej osady odciętej od reszty świata. Jednocześnie Leiko miała niemiłe wrażenie, że to ku niej najczęściej te spojrzenia były kierowane. Nie domagała się wiecznego podziwu, ale taka reakcja mężczyzn na jej widok spowodowała, że parasolką zawsze rozłożoną w dzień i w nocy zasłoniła się subtelnie, chowając się płochliwie przed tymi wypełnionymi przeszywającym gniewem oczami.



Sama Sumiko swym zachowaniem, gestami i wyglądem przywoływała łowczyni na myśl żonę samuraja. Może rzeczywiście nią niegdyś była i mąż jej zwykł trzymać wioskę w ryzach, a po jego śmierci pozostał jej szacunek mieszkańców, dzięki któremu teraz ona pozostawała najważniejszą tutaj osobą. Ale to były zaledwie rozważania Leiko, gdy już przyjęci zostali przez gospodynię karczmy i siedzieli przy posiłku. Takie ich miłe ugoszczenie nie zdołało odwrócić jej uwagi od tego co widziała i czuła na zewnątrz. Nawet propozycja skorzystania z łaźni nie była na tyle pociągająca. I brońcie bogowie, że nie było to powodowane złym stanem budynku. Chociaż ciało kobiety mogłoby niewątpliwie zyskać na przyjemnej, rozluźniającej kąpieli dającej zapomnieć o nieprzyjaznym otoczeniu to.. no właśnie, było ono nazbyt nieprzyjazne. I nie były to tylko bagna, na których wcześniejsze sypianie pod gołym niebem nagle wydało się być bardziej zachęcające. Nie było nic nowego w stwierdzeniu, że ludzie potrafili być bardziej bezwzględni i groźni niż najróżniejsze drapieżniki, a mieszkańcy tej wioski aż ziali do ich grupki niewypowiedzianą wrogością. Pokusa zmycia z siebie brudów i trudów dotychczasowej wyprawy przez mokradła wprawdzie kusiła, ale była równoznaczna z rozdzieleniem się oraz narażeniem na zgubne poczucie bezpieczeństwa. A zmysły Leiko już od przekroczenia granicy zabudowań były napięte i pragnęła je takimi utrzymywać. Po prawdzie, to najchętniej by wyperswadowała Yasuro ten pomysł skorzystania z tutejszej gościny, ale było już na to zbyt późno, a jednocześnie zbyt mało czasu minęło by miała mieć na niego taki wpływ. W takiej sytuacji zależało jej jedynie na przetrwaniu nocy z każdym jednym, najdrobniejszym włoskiem na głowie, aby rankiem opuścić to złowieszcze miejsce.
 

Ostatnio edytowane przez Tyaestyra : 19-05-2020 o 00:24.
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 19-01-2011, 20:42   #59
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Groza miejsca udzielała się wszystkim i wywołana nią nerwowość była po części powodem pyskówki pomiędzy Yasuro i Sogetsu. Młody jounin uraził młodego samuraja. Rzecz może i bez znaczenia, gdyby nie to w miejscu nastąpiła ta kłótnia. To nie był czas i miejsce na swary.
Leiko spoglądając na młodego samuraja potrafiła odczytać z niego nieco więcej.
Yasuro był poirytowany, ale panował nad sobą.
Był rozdrażniony, ale Kazama nie był jedynym powodem tego gniewu. Za tym kryło się coś więcej. Leiko nie wątpiła, że zwłoki znalezione na drodze, zrobiły na Yasuro piorunujące wrażenie. Przeraziły go bardziej, niż powinny. Owszem, były straszliwie okaleczone, ale... Leiko była pewna, że nie to było źródłem przerażenia i zamyślenia młodego samuraja.

Zdecydowanie większość podróżnych opuściłoby to miejsce jak najszybciej. Bowiem trudna do zidentyfikowania, ale niemal namacalna aura zagrożenia wypełniała to miejsce.
Nie mogli jednak. Dopóki Tasade i Masame nie wrócą z
Co prawda, nikomu nich nie udało się określić natury tego zagrożenia, ale wszyscy wiedzieli, że nikt nie zaśnie w tym miejscu spokojnie.
Po posiłku Sumiko zaprowadziła wszystkich do pokojów. Można było odnieść wrażenie, że gospodyni niezbyt przychylnym wzrokiem patrzy na to, że zarówno łowcy jak i samuraje woleli zatrzymać broń przy sobie. Ale nawet jeśli miała coś przeciwko. Nie odważyła się wspomnieć o tym słowem.
-Niestety wiele pokoi nie jest zdatnych do zamieszkania szanowni goście.- odparła ze smutkiem gospodyni.- Dlatego też, muszę was porozmieszczać w tych, które zostały przygotowane na wasz pobyt...- po tych słowach ukłoniła się głęboko, ze smutkiem przepraszają.- Wybaczcie mi i mej wiosce ich stan. Ale od dawna nikt nie odwiedzał mojej gospody.
Pokoje rzeczywiście były w opłakanym stanie. I widać, że Sumiko wieśniacy zrobili co mogli, by choć prowizorycznie przygotować dla gości. Niemniej i tak było zbyt mało.
Po pobycie w tylu dobrych karczmach po drodze, ów kontrast rzucał się w oczy, jak mało co.
I co gorsza, pokoje nie przylegały do siebie. Łowcy jak i samuraje byli rozdzieleni.

Jak się później okazało, nie bez powodu.

Wczesną nocą do rozsuwanych drzwi Leiko zapukała sama gospodyni. I gdy Maruiken otworzyła jej, ta z uśmiechem weszła oświetlając sobie mroki nocy kagankiem i mówiąc.- Wybacz, że przeszkadzam pani, ale uznałam, że dzisiejsza noc była dla ciebie stresująca i męcząca. Przygotowałam jaśminowy napar. Dobry na sen.
W tym całym entuzjazmie i uczynności Leiko wyczuła fałsz i uprzejmie, acz stanowczo odmówiła wypicia naparu. I spięła się niczym kocica szykująca się do obrony, acz jedynie bystre spojrzenie mogło to dostrzec. Coś w tym przybyciu tu Sumiko i w jej przyjaznej przemowie, budziło gęsią skórkę na szyi Mauriken. A to nigdy nie był dobry znak.
A Sumiko widząc, że kobieta nie chce wypić jej naparu, zrzuciła maskę dobrotliwej żony samuraja.


-Ara, ara... to niegrzeczne odmawiać poczęstunku pani. Zwłaszcza, że on wiele by ułatwił. I tobie i mnie.- uśmiechnęła się spoglądając zimnym spojrzeniem w oczy Leiko.- Masz piękną skórę pani. Taką delikatną i taką gładką. Będzie na mnie bardzo dobrze leżała.
I rzuciła się z gołymi rękami na Mauriken. Była nadludzko szybka i nadludzko silna. Nic dziwnego, że zdołała ją zaskoczyć. Leiko spodziewała się ataku, ale... żaden człowiek nie jest tak silny. Ani tak szybki.
Jej dłonie zacisnęły się na szyi Maruiken z olbrzymią siłą. I Leiko zaczęła się dusić. A kobieta z szaleńczym chichotem mówiła.- Nie martw się pani, będę dbała o twoją skórę, jakby była moją własną. Choć... w zasadzie będzie moją własną. I proszę, nie wierzgaj się. Nie chciałabym jej zadrapać.
A Leiko czując jak jej ciało walczy o kolejny łyk powietrza, wiedziała że czeka ją trudna walka o własne życie, ze straszliwą oni skrytą za maską karczmarki.
Nie zwracała uwagi na odgłosy walki dochodzące karczmy. Obecnie nie mogła wypowiedzieć słowa, a tym bardziej krzyczeć o pomoc.

Zarówno Kohena, jak i Sogetsu czekała podobna pobudka. A i obaj łowcy zdawali sobie sprawę z tego, że i innych członków ich grupy napadnięto w ten sam sposób.
Kilka pokracznych istot, zwany Yata-garasu-„pożeracze ciał”, wtargnęło do pokoju każdego z nich. Te chude pokraczne i pokrzywione stworzenia, były kiedyś ludźmi.


Lecz skuszone za pomocą mrocznej maho, popełniały grzech kanibalizmu. I z każdym zjedzonym ciałem coraz bardziej traciły człowieczeństwo. Yata-garasu były ubrane w chłopskie cerowane często szaty i uzbrojone w prostą broń, włócznie yari i kamy oraz kije jo, oraz sieci. Wygląda na to, że bestie chciały złapać łowców żywych, by wyżerać im wnętrzności, gdy będą jeszcze żyć. Odgłosy walki dochodzące z innych pokojów świadczyły, że yata-garasu natrafiły na opór.

Dziel i rządź, najprostsza acz najskuteczniejsza taktyka. A oni wpadli w jej pęta. Oddzieleni od towarzyszy, każdy z członków podróżującej grupy mógł liczyć tylko na siebie.
Zaczęła się krwawa noc samotnego wilka. Kto żywym dotrwa do świtu?
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 25-02-2011 o 14:24. Powód: poprawki
abishai jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 24-01-2011, 18:30   #60
 
Feataur's Avatar
 
Reputacja: 1 Feataur jest po prostu świetnyFeataur jest po prostu świetnyFeataur jest po prostu świetnyFeataur jest po prostu świetnyFeataur jest po prostu świetnyFeataur jest po prostu świetnyFeataur jest po prostu świetnyFeataur jest po prostu świetnyFeataur jest po prostu świetnyFeataur jest po prostu świetnyFeataur jest po prostu świetny
Noc była nieznośna. Czające się dookoła poczucie nadchodzącego niebezpieczeństwa coraz bardziej dawało się we znaki youjutsusha. Dlatego też, kiedy został sam w swoim pokoju, czuł, że tej nocy nie powinien zasypiać.
I nie pomylił się.
Sześć stworów wpadło do pokoju, napotykając wpatrującego się w nich Takamiego. Powietrze wokół maga było cieplejsze niż dookoła, co dawało do zrozumienia, że Kohen już wcześniej narzucił na siebie czar ochronny. Podniósł lekko brwi, zauważając, że dwójka potworków dzierży siatkę. Nie trzeba było Takamiemu tłumaczyć, co to oznacza. Szybko zaatakował. Wypowiadając słowa zaklęć w tempie, jakiego nie powstydziłby się prowadzący poranne mantry mnich, mag recytował najprostsze z zaklęć - Płonącą strzałę. Dłonie zaś składał w niemniej niebezpieczne i hipnotyczne znaku - kuji-kuri. Splatające się palce tworzyło to skomplikowane wzory, z których można było domyślać się znaczenia znaków. Kiedy pierwsza strzała uformowała się w kilka sekund od rozpoczętej recytacji, Kohen już planował kolejne zaklęcie. Płonący pocisk skierował się w stronę potwora, który trzymał jedną z sieci. Takami miał nadzieję, że przynajmniej pozbędzie się tych uciążliwych narzędzi, nim przejdzie do posiłku...
Uderzenie ognia spopieliło sieć i poparzyło bark yata-garasu. Ale dwa inne zdecydowały się na atak. Kije jo pognały do celu, ogłuszyć czarownika i powalić go na ziemię.
Czar defensywny zadziałał, tak jak Takami się spodziewał. Kiedy tylko kije znalazły się w zasięgu czaru, ten uaktywnił się, natychmiast spopielając drewniane drągi. Czar zaskoczył potwory, a siła ich ataku zaczęła stanowić na ich niekorzyść. Pęd ten spowodował, iż wpadli niemal całkowicie w obręb czaru, a ich plugawe ciała zajęły się ogniem.
Upadły na ziemię w desperackiej próbie ugaszenia płomieni...udało im się. Lecz poważnie poparzeni, mogli tylko jęczeć z bólu.
Tymczasem w dłoni Kohena znalazł się sztylet. Być może Takami nie był wysportowany, być może nie był silny. Jednak był zręczny. Te kilka lat życia wśród mnichów przynajmniej na tyle wyćwiczyło refleks maga, że ten bez trudu lawirował pomiędzy płonącymi ciałami. Ciosy jednak nie były już tak finezyjne. Youjutsusha ciął, by zabić jak najskuteczniej, nie najefektowniej.
Sztylet dosięgnął jednego zaskoczonych yata-garasu, przecinając krtań. Charcząc stwór upadł na ziemię. Ale czarownika nic nie chroniło przed ciosami wrogów. Zamach kija i cios spadł na jego plecy, zahaczając też o tył głowy.
Potylica zabolała, czarownikowi zadzwoniło w uszach, a żebra zaprotestowały bólem. Ostatnie trzy yata-garasu otoczyły Kohena. Dwa z nich , w tym jeden poparzony, sięgnęły po kamy. Chyba wzięcie Kohena żywcem, przestało być ich priorytetem. Umierające oni swoją wyciekającą energią życiową, złagodziły pulsujący ból pleców...ale nie znikł on do końca.
Tego już było za wiele dla maga. Stwierdził, że nie obchodzi go, co stanie się z tą gospodą. Skoro tak chcieli...
- MU GEN NI BI ZETSU SHIN I MU SHIKI SHÔ KÔ MI SOKU HÔ MU GEN KAI NAI SHI MU I SHIKI KAI MU MU MYÔ YAKU MU MU MYÔ JIN NAI SHI MU RÔ SHI YAKU MU RÔ SHI JIN MU KU SHÛ METSU - głos był teraz wysoki i syczący - DÔ MU CHI YAKU MU TOKU I MU SHO TOKU KO BO DAI SAT TA E HAN NYA HA RA MIT TA KO SHIN MU KEI GEI MU EI GEI KO MU U KU FU ON RI IS SAI TEN DÔ MU SÔ KU GYÔ NE!...
Dłoń Kohena tworzyła przedziwne wzory, w których można było rozpoznać znaki na “ogień” i “klatkę”.. Prawa ręka Takamiego utworzyła prowizoryczną klatkę, natomiast lewa wskazała na siebie. W jednej chwili dookoła Takamiego wyrosły słupy ognia. Czar mający średnicę około półtora metra i dwa wysokości. objął maga. I nie tylko...jeden yata-garasu nie zdążył uciec z obszaru zaklęcia. I spłonął wydając z siebie pisk bólu i strachu.
Kohen podniósł się, czując, że sam ból nie odszedł. Wiedział, że nie może teraz wystąpić poza próg ognistych krat, jednak yata-garasu nie wiedzieli, że lepiej nie zbliżać się do klatki. Być może mogło im się zdawać, że mag był obecnie w potrzasku, jednak...
Youjutsusha uśmiechnął się, szczerząc zęby. Prawa ręka utrzymywała kształt klatki, chroniąc przed atakami fizycznymi z zewnątrz, jak i nie wypuszczając maga. Teraz Takami mógł się skupić na przeciwniku.
Oko Takamiego zabłysło czerwienią, kiedy uruchomiła się hipnotyczna zdolność. Spojrzał w oczy zdrowego potworka, a iluzja wmówiła mu, że Takami jakimś cudem znalazł się wraz z klatką kilka kroków dalej. Kohen miał nadzieję, że oni uzna, iż mag chce uciec i rzuci się do przodu... natrafiając na prawdziwe ogniste pręty i skończy tak, jak jego towarzysz. Wtedy zostanie tylko jeden przeciwnik...
Ognista klatka była najefektowniejszym zaklęciem czarownika, ale i też wyzwalana przy tym energia, nie była czymś co mogło wytrzymać papierowo drewniane wnętrze karczmy. Ściany z ryżowego papieru i drewniana podłoga szybko zajęły się ogniem. Stwory odskoczyły, ale jeden z nich, zmącony spojrzeniem czarownika, rzucił się na iluzję. Rzucił się zbyt blisko ognia, zapalając się. Yata-garasu padł na ziemię, wijąc się opętańczo, pożerany przez ogień.
I youjutsusha został już tylko jeden przeciwnik do walki. I zaczął uciekać w panice od rozprzestrzeniającego się ognia. Na oślep i w panice. A i po Kohenie przeszły ciarki strachu, znowu był w płonącej karczmie, w płonącym budynku. Przypomniały mu się wydarzenia z Nagoi, przypomniał mu się Genba Hario. I pożar którego omal nie przepłacił życiem. Co gorsza...kaszel wstrząsnął ciałem czarownika. Przeklęty wróg z którym walczył, a którego nie mógł pokonać, choroba przypomniała o sobie. Energia umierających oni wsparła Kohena w walce ze słabością. Ale czarownikowi nadal groziło spalenie. Lepiej przeżyć, czy zginąć zabijając ostatnią pokrakę?
Kiedy tylko rozluźnił palce, skoczył do przodu, przeskakując spopielone ciała yata-garasu. W tym samym momencie podłoga w miejscu, gdzie płomienie wsiąkały w deski, zawaliła się, tworząc głęboką dziurę. Takami nie miał czasu przejmować się ostatnim potworem, jednak nie chciał też zostawiać własnych pleców niechronionych. Odwrócił się, mając przed sobą biegającą poczwarę. Wycofując się w stronę drzwi, wyszeptał szybko najprostsze zaklęcie, którego użył już na samym początku walki. Wykonująca dziwne gesty dłoń wypuściła w stronę stropu płonącą strzałę, w nadziei, że naruszy ona strukturę dachu i zawali się do pokoju, przygniatając jęczące ciała napastników. Kohen znajdował się już niemal w progu pokoju, kiedy strzała wystrzeliła.
 
Feataur jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Odpowiedz



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 09:32.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172