Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 31-12-2010, 01:13   #103
Epimeteus
 
Epimeteus's Avatar
 
Reputacja: 1 Epimeteus nie jest za bardzo znanyEpimeteus nie jest za bardzo znanyEpimeteus nie jest za bardzo znanyEpimeteus nie jest za bardzo znanyEpimeteus nie jest za bardzo znanyEpimeteus nie jest za bardzo znanyEpimeteus nie jest za bardzo znany
No i zanim się obejrzał było po tańcach. To był chyba jeden z tych wieczorów, że choć wszystko jest idealnie to nic nie gra. Była zgrabna sala, byli nieźli muzycy, nawet damsko-męskie towarzystwo w odpowiednich proporcjach. Lecz jakoś... nie kleiło się. Parkiet był pusty przez większość czasu, a jego towarzysze zamiast tańczyć podzielili się na grupki (w tym i jednoosobowe) i ze sobą gadali (bądź zatapiali się w myślach). Rekord chyba pobiła Sorg, która choć wszystkich namawiała na potańcówkę, to pierwsza czmychnęła z sali za Atolim. Kalel ze zdumieniem pokręcił głową zastanawiając się, czy kiedykolwiek uda mu się zrozumieć kobiety. “Na pewno nie” pomyślał przyglądając się z kolei Tuai próbującej zrobić wrażenie na Krio. Westchnął i z ciężkim sercem nalał wina po samą krawędź kielicha, cóż więcej mógł zrobić.
Dzięki trunkowi czas tak jakby przyśpieszył. Łyczek po łyczku mijały kolejne utwory grane przez grajków, robiących co tylko w ich mocy by rozruszać zabawę. Do Kalela zaś coraz bardziej przemawiały uroda i talent wokalny elfiej bardki, tak że wkrótce podziwiał w niej wszystko - czarne, aż lśniące gęste włosy, migdałowy kształt zielonych oczu, kształtne spiczaste uszy przyozdobione roziskrzonymi kolczykami i usta które choć pełne i zmysłowe to wyrażające zdecydowaną wolę. Skrzywił się, gdy przy kolejnym uniesieniu pucharu do ust spotkało go niemiłe rozczarowanie. Przechylił naczynie wysoko do góry wytrząsając z niego ostatnie krople wina, po czym z rozmachem odstawił na blat i natychmiast zaczął rozglądać się za czymś, co uzupełniłoby ten bolesny brak. Nie musiał daleko szukać, gdyż od razu potrącił ramieniem stojącą obok niego butelkę i cudem, w ostatniej chwili uratował ją przed upadkiem i roztrzaskaniem się na miliony kawałeczków i mokrą plamę. “Uff” z ulgą odetchnął, odruchowo pociągnął łyk z gwinta, po czym spiekł buraka. Ukradkiem rozejrzał się, ale nikt chyba nie dostrzegł tego, po czym uczciwie nalał wino do kielicha i wrócił do kontemplowania talentu bardki. Gdzieś pomiędzy czwartym a piątym pociągnięciem czerwonego trunku muzyka umilkła - to grajcy zrobili sobie dobrze zasłużoną przerwę. Wtedy zdarzył się cud. Bardka tanecznym krokiem ruszyła w kierunku wyjścia, a tak się złożyło że miała przejść obok stolika Kalela. Niemal wywracając kielich poderwał się od stołu i ośmielony sporą porcją wina i szumem w głowie odezwał się:
-Pięknie śpiewasz, żałuję że nie będę miał okazji więcej usłyszeć twojego głosu
- Mile prawisz młodzieńcze, lecz dziś jeszcze nie jedną pieśń ode mnie usłyszysz. - Słowa te chociaż niewinne zabrzmiały w uszach Kalela niczym obietnica, więc jak spięty ostrogą pośpieszył za nawet na chwilę nie przystającą bardką i kontynuował: - Nie klei się dziś zabawa, lecz wina to zabawianych a nie zabawiających, a Tobie z pewnością nic nie można zarzucić. Nie ukrywając zachwytu kontynuował z komplementami, tak że elfka w końcu się roześmiała i pół serio, pół poważnie zadała pytanie - Widzę, że masz wielką chęć poznać mnie bliżej. Nie mogę teraz dłużej rozmawiać, zaraz wracam do gry, ale co powiedz na spotkanie, gdy będzie już po tym wszystkim? - Mówiąc te słowa zatoczyła ręką wskazując niemal już opustoszałą salę. Nie mogąc wykrztusić słowa przez nieoczekiwanie wyschniete gardło po prostu skinął głową.

W końcu było już po wszystkim. Kalel nie do końca pewien, czy to żarty były ze strony bardki, czy na serio mówiła, udając pewność siebie ruszył w jej stronę. Tak jakby na to czekała, uniosła rękę i zamachała nią przywołując do siebie, a młody łotrzyk lekkim krokiem niemalże podbiegł do niej. Zaśmiała się na ten widok i dała buziaka w policzek nie zważając na zdumione spojrzenia kolegów z zespołu jak i na minę Kalela, po której łacno było wywnioskować, że nie wie o co chodzi. - Poradzicie sobie! - powiedziała do pozostałych i trzymając pod rękę chłopaka wyszła z karczmy. - Mam na imię Iris, co powiesz na to, żebyśmy poszli do mnie? - Oczywiście nie miał nic przeciwko temu i choć na miękkich nogach to ochoczo szedł ciemnymi uliczkami coraz bardziej tuląc się do bardki. Niemal całkowicie zapomniał już o swoich towarzyszach i o tym co czekało na niego w pyłach. Teraz ważne było tylko jedno - ciepło idącej obok niego kobiety i oczekiwanie na to co miało sie zdarzyć. Iris wyraźnie zadowolona z towarzystwa kalela śmiała się do niego rozradowanymi oczami i niecierpliwie ciągnęła za sobą. Nie od razu zdał sobie sprawę z gwałtowności jej poszarpywań, z tego, że coraz mniej przypominają czułe popchnięcia, czy poklepywania - alkohol i podniecenie zrobiły swoje. Że coś jest nie tak zorientował siędopiero wtedy, gdy bardka szarpnęła go i wciągnęła na dach. Alkohol, podniecenie wyparowały w mgnieniu oka, gdy tylko poczuł jak zwiewna i delikatna Iris zamienia się w splot stalowych mięśni. Na dodatek z pazurami, które bezceremonialnie zaczęły rozdzierać jego skórę. Nie miał pojęcia co się dzieje, lecz konwulsyjnie wygiął się, szarpnął z całej siły, co choć zaowocoewało głębszym rozoraniem jego ramienia, to choć na tyle poluzowało uścisk potwornej bardki, że udało mu się z niego oswobodzić. Błyskawicznie odturlał się na bok nie zwracając nic a nic uwagi na to, że znajduje się na dachu. Szybko to zaowocowało przechyleniem się przez krawędź i zanim jego ręce zdążyły się czegokolwiek złapać poleciał w dół. Tym razem miał szczęście. Grzmotnał o jedną gałąź, łomotną o drugą, tak że gdy w końcu sięgnął bruku nie miał zabójczego pędu. Ot tyle żeby zabolało. Całe szczęście nie stracił przytomności, i choć ledwie na oczy widział, to natychmiast popełzł byle dalej od miejsca upadku. Szczęście mu dopisało, gdyż całkiem nieświadomie trafił na wlot rynsztoku, który może niezbyt zachęcająco pachniał nawet w tej chwili, to dał mu możliwość niemal doskonałego wpasowania się i ukrycia. Wtulony w granit i nieczystości zamarł w bezruchu czekając na to co będzie dalej. Po chwili usłyszał głuche tąpnięcie. To Iris zeskoczyła z dachu. Poczuł jak na jego skórze podnoszą się włoski, a serce bije w coraz szybszym nierównym tytmie.
Bał się, że bestia usłyszy to. Ze wszystkich sił próbował powstrzymać reakcje swojego organizmu, lecz bezskuterznie. Jedyne co udało mu się osiągnąć, to wyciszenie oddechu urwanym rękawem, po za tym czuł się jakby był źródłem wielkeigo hałasu. Stąpnięcia zatrzymały się, za to dobiegł go oddech wąchania. Głośne sapanie było coraz bliżej, tak że ponownie cały się sprężył gotując do nagłego wyskoku.
- Tam jest! Nasza jest! - głośne okrzyki z drugiego końca ulicy diameralnie zmieniły sytuację. Drapieżca nagle stał się zwierzyną łowną i nie czekając długo zerwał się i umknął w kierunku przeciwnym do pogonii. Po chwili nie było po nim śladu. Kalel cierpliwie odczekał aż straż się oddali, po czym wrócił do hotelu i swojego pokoju. Właśnie świtało, a poranna szarówa ułatwiła mu dojście do pookoju hotelowego. Nie zdążył się porządnie rozłożyć, gdy rozległo się pukanie do drzwi - Kalel pobudka! Pora wstawać już - Głos Sorg wwiercił się w jego głowę niemal rozłupując na pół. Łotrzyk poderwał się gwałtownie, lecz jeszcze szybciej opadł na łóżko. Głowa łupała go potężnie i to z pewnością nie od ran zadanych przez potwora. Powoli docierało do niego, że to kac tak go męczy "Rany... ile ja wypiłem? To był tylko sen?" Uniósł do oczu rękę na której nie było ani śladu obrażeń, po czym zwlókł się z łóżka i otworzył drzwi dla bardki. Tej wystarczył jeden rzut oka na Kalela żeby zaczęła chichotać Kalel, ależ się zaprawił!
 
__________________
Nie pieprz Pietrze Wieprza pieprzem.

Ostatnio edytowane przez Epimeteus : 31-12-2010 o 10:16.
Epimeteus jest offline