Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 31-12-2010, 07:16   #14
Raeynah
 
Raeynah's Avatar
 
Reputacja: 1 Raeynah jest po prostu świetnyRaeynah jest po prostu świetnyRaeynah jest po prostu świetnyRaeynah jest po prostu świetnyRaeynah jest po prostu świetnyRaeynah jest po prostu świetnyRaeynah jest po prostu świetnyRaeynah jest po prostu świetnyRaeynah jest po prostu świetnyRaeynah jest po prostu świetnyRaeynah jest po prostu świetny
Sharlene, Ankarian, Oskar


30 Jahrdrung 2524

Opuścili „Trzy Wrony” późnym wieczorem, kiedy w lokalu pozostała już tylko ta część jego klienteli, która nie była w stanie wyjść na zewnątrz o własnych siłach. Na zewnątrz było chłodno. Jeszcze do niedawna na padał rzęsisty deszcz. Z czasem ulewa przeistoczyła się w lekką mżawkę. Cały Altdorf tonął w błocie. Dotarcie na Hebrenstrasse zajęło trójce mniej czasu niż ostatnio, w końcu znali już drogę. Na miejscu zastali opustoszałą ulicę. W zasięgu wzroku nie widać było żywej duszy. Wymarzone warunki, biorąc pod uwagę ich zamiary. Co prawda chmury okrywające gęstym kożuchem całe niebo przepuszczały jedynie nieliczne promyki księżycowej poświaty Mannslieba, jednak cała trójka nie wyglądała na takich, których tego rodzaju niedogodności mogły łatwo zniechęcić.

Ankarian po ostatnim piciu nie był w najlepszym stanie, ale przynajmniej jego głowy nie zaprzątały żadne wspomnienia. Miał założony kaptur, aby jego biała czupryna nie była dostrzegalna w tym mroku i nie zdradzała jego obecności.

- Macie pomysł skąd mam wszystko obserwować? - zapytał po chwili, i zdawać się mogło, że nie ma nawet zamiaru wysilać mózgu, by samemu coś wymyślić. Dziewczyna spojrzała na elfa spod kaptura.

- Dasz radę wgramolić się na dach? - wyszczerzyła się. Pytała głównie z ciekawości. Ankarain nie wyglądał najlepiej po tych paru piwach, a wchodzenie na dach w takim stanie wydało jej się po prostu śmieszne

- Z zamkniętymi oczami – odparł elf niemal natychmiast.

- Dobrze, to mogę się nie martwić - bardziej naciągnęła kaptur. Albo wypił tyle, że już nie wyczuwa w jej głosie ironii, albo jest niebywale dumny. Westchnęła cicho, po czym zwróciła się do Oskara. - Pójdziemy na podwórze, z tyłu domu.

Oskar od samego wyjścia z oberży wydawał im się nieobecny. Idąc obok zdawał się zaledwie przytakiwać spod kaptura, okalającego jego oblicze. “Wejść na dach? Dosyć nowoczesny pomysł. Niestety również niemądry, biorąc pod uwagę położenie domostw “ -pomyślał od razu niemal spostrzegając, że najwidoczniej ma większe od pięknej białogłowy doświadczenie w tego typu akcjach.
Ciekaw był co kryło się w środku budynku. Informacje wydają się na wyciągnięcie ręki jednakże nie mogą dać się zwieść. “Muszę być czujny” powtarzał w myślach niziołek wyciszając się tak bardzo, jak to tylko możliwe.

Ankarian rozejrzał się dokoła. Gdyby rzeczywiście miał obserwować całą akcję z góry to było kilka opcji skąd to może zrobić. Naprzeciw domu Kempera stał sklep, który podobnie jak domostwo zaginionego miał dwie kondygnacje. Po obu jego stronach wzniesiono parterowe domki kryte strzechą. Co prawda wejść na nie byłoby o wiele łatwiej jednak Ankarian nie miał pewności czy sklepienie nie runie pod naporem jego ciała. Sklep był kryty dachówką i sprawiał wrażenie solidniejszego. Oczywiście pozostawała jeszcze opcja wejścia na dach domu Kempera lub któregoś z przylegających doń budynków. Te jednak sprawiały wrażenie równie lichych jak chatki pobudowane obok sklepu.

- Jakieś rady co do tego na który dach mam wejść?- zapytał cicho, po przyjrzeniu się budynkom wokół. Na kacu jakoś specjalnie nie miał ochoty, aby nad czymkolwiek się zastanawiać

- Możliwie jak najwyżej – odparła Sharlene, dziwiąc się w duchu, że on naprawdę ma na to ochotę. - Kiedy pada nikt nie będzie podnosił głowy tak wysoko, a tobie będzie wygodniej obserwować okolicę. Z dachu sklepu widziałbyś dobrze dom Kempera…

- Hmm... – halfling jednak postanowił się wtrącić. - Jako, że byłem w tym sklepie stanowczo odradzam. Mimo, iż z zewnątrz wygląda solidnie cała budowla jest przegnita i spróchniała. Jej budulec jest wiekowy, a do tego teraz dość mokry. Pewnie jeszcze przecieka... Na dachu nie będzie widział osoby przechodzącej tuż pod budowlą, na której sam się znajduje. Poza tym, jakiś z domowników mógłby go zobaczyć, co jest wprawdzie wątpliwe. Ja wybrałbym jakąś alejkę, żeby widział wejście do domu Kempera oraz większość okolicy. Dach nie jest moim zdaniem dobrym wyborem. Ale cóż... zrobisz jak zechcesz. Pamiętaj, liczymy na Ciebie, Ankarian - to mówiąc hobbit na chwilę podniósł wzrok patrząc na elfa.

- Zdecydujcie się na bogów, bo ja nie nadaje się teraz do podejmowania takich decyzji - mruknął cicho w odpowiedzi, na co Sharlene uniosła brwi.

- A mówiłam, żeby tyle nie pił? Trzeba teraz jeszcze za niego myśleć – mruknęła z niezadowoleniem. - Może lepiej nie wchodź na ten dach. Nie wiadomo, jak bardzo ci to piwo uderzyło do głowy. Jeszcze spadniesz i wtedy to już do niczego się nie nadasz – mimowolnie uśmiechnęła się spod kaptura.

- Muszę wtrącić, że gdybym to ja robił rozpoznanie, taki detal jak miejsce dla czujki znalazłbym idealne przed akcją. Ankarian, wejdź w jakąś alejkę żebyś widział wejście do domu Kempera i mógł obserwował najbliższą część ulicy. Nie jest zbyt długa więc znajdziesz miejsce, skąd wzrok elfa obejmie całą Hebrenstrasse. - rzekł malec cicho.

- Niech będzie - odparł po chwili Ankarian i już miał ruszyć w kierunku alejki, ale widocznie o czymś sobie przypomniał. - Jaki mam dać wam znak, jak coś będzie nie tak? - zapytał szybko.

- Jakikolwiek, bylebyśmy zareagowali. Czy może mam dać ci więcej wskazówek? Walnij głową w mur i zacznij trochę myśleć! Rozdzielamy się! Nas tu nie będzie! Najwyższy czas oprzytomnieć - klepnęła elfa w ramię. - Chodź, Oskar. Bo całą noc przegadamy na wymyślaniu mu kryjówki.

- Spokojnie, nic się nie dzieje – hobbit uśmiechnął się do elfa. - Nie prostuj się jak do musztry. To proste rozpoznanie. Jak będziesz nas chciał powiadomić wołaj na przykład: “Kulas! Kulas!”, że niby duży pies Ci uciekł i obawiasz się o niego... no i mieszkańców, których może wpitrasić. - Chichocząc szyderczo halfling ruszył za swoją partnerką.

Ankarian westchnął cicho i ruszył w stronę alejki. Wybór elfa padł na wąski zaułek pomiędzy sklepem a domem znajdującym się po jego prawej stronie. Mógł stamtąd obserwować niemal całą Hebrenstrasse samemu pozostając niewidocznym. Już nawet nie miał zamiaru kłócić się o to, w jaki sposób miał ich ostrzec, ale był z irytowany pomysłem niziołka.


Ankarian

Kiedy kobieta i niziołek zniknęli za węgłem domu Kempera elf schronił się przed deszczem pod strzechą domostwa przylegającego do sklepu. Przez następne kilkanaście minut jego wzrok błądził po ulicy wypatrując śladów czyjejkolwiek aktywności. Bez rezultatów. Kac po wczorajszym piciu jeszcze w pełni nie przeszedł. W głowie lekko mu szumiało i momentami czuł, że zawartość jego żołądka lada chwila spróbuje wrócić na świat tą samą drogą, którą dostała się do środka.

Nagle usłyszał odgłos kroków. Dźwięk dochodził z północnego krańca Hebrenstrasse. Niedługo potem dostrzegł odzianą w płaszcz z kapturem postać. Elf cofnął się w głąb alejki by pozostać niezauważonym. Gdy nieznajomy przechodził obok jego kryjówki przystanął na chwilę. Ankarian przywarł mocniej do ściany. Spróbował przyjrzeć się zakapturzonej postaci, jednakże odzienie przybysza skutecznie zasłaniało jego twarz. Po chwili tajemnicza postać ruszyła w dalszą drogę. Elf odprowadził ją wzrokiem aż zniknęła za zakrętem.

Przez następne pół godziny nic się nie wydarzyło. Wtem z zamyślenia wyrwał go dochodzący z tyłu odgłos kroków. Ankarian ocenił, że ma do czynienia z jedną osobą. Elf odwrócił się, dobył miecza i zaczął powoli cofać się w stronę Hebrenstrasse. Na zastanawianie się czy to ta sama osoba, która przechodziła tędy niedawno czy też ktoś inny nie było czasu. Wybrał odwrót na ulicę ponieważ zagłębianie się w ciemną alejkę, gdzie mogło się kryć jeszcze kilku innych napastników byłoby równoznaczne z samobójstwem. Poza tym gdy miało dojść do starcia, jego towarzysze znajdujący się w pobliskim domu usłyszeliby walczących i mogliby ruszyć mu z pomocą. Ankarian dotarł do ulicy. Przyczaił się za węgłem chaty gotowy zadać cios niczego nie spodziewającemu się napastnikowi.

Po chwili jednak odgłos kroków ustał. Elf odczekał minutę po czym zajrzał w głąb alejki. Parę metrów przed sobą dostrzegł w błocie ślady po butach. Tak jak przypuszczał – należały do jednej osoby. Sęk w tym, że trop biegnący z głębi zaułka urywał się nagle. Tak jakby ten, który próbował go zajść od tyłu rozpłynął się w powietrzu. Być może wrócił po swoich śladach choć wydawało mu się to mało prawdopodobne. Nagle usłyszał szelest. Źródło dźwięku musiało się znajdować nad nim. Zanim zdążył się odwrócić poczuł rozsadzający czaszkę ból. Potem ogarnęła go ciemność.



Oskar, Sharlene

Chwilę później Oskar i Sharlene dotarli na podwórze za domem Kempera. Nie dostrzegli światła w żadnym z pobliskich domostw. Droga do wnętrza domu stała przed nimi otworem.

- Dobra, wejdę pierwsza. - Powoli, ostrożnie zaczęła się wdrapywać na górę tą samą drogą, co ostatnio. Potem rozejrzała się po korytarzu i wychyliła się przez okno. - Dasz radę? - mruknęła do hobbita.

- Nie sądzę. Obawiam się, że będziesz musiała mnie tam zanieść - powiedział z uśmiechem Oskar i spojrzał do góry z radością obserwując efekt swojego żartu.

- Niech ci się nie marzy, Mały – uśmiechając się szeroko wyrzuciła mu jeden koniec liny, którą przyniosła ze sobą. – Trzymaj. Wspinaj się.

Pokręciwszy głową do Sharlene Oskar jedynie spojrzał na swój własny egzemplarz, na końcu którego wiernie zwisał hak do wspinaczki. Spoglądając po raz ostatni przed wejściem na okno halfling upewnił się, że jest niemal idealnie pod nim i sprawdził wytrzymałość drewnianych okiennic, na których miał polegać przy wspinaczce. Dni ich chwały dawno minęły więc nieco niepewnie, ostrożnie halfling wspinał się do góry mocno trzymając się mokrego, drewnianego tworzywa. Docierając do okna, dość lekko, malec uchylił jedno skrzydło ich wejścia i cicho wślizgnął się do wnętrza budynku.

Kiedy wreszcie oboje byli w środku dotarło do nich, że zapomnieli zabrać ze sobą lamp, pochodni lub czegokolwiek co w ciemnym wnętrzu domostwa mogło im służyć za źródło światła. O ile halflinga obdarzonego zdolnością widzenia w ciemności nie stanowiło to większego problemu, o tyle dziewczyna z ledwością mogła się poruszać w ogarniętym mrokiem wnętrzu domostwa.

Dziewczyna rozejrzała się dookoła. Ledwo widziała to, co znajdowało się przed nią. Widziała tylko, że przed nią znajdują się drzwi, których wcześniej nie udało jej się otworzyć.

- Szlag - zaklęła pod nosem. - Jeśli wzrok mi się szybko nie przyzwyczai, to będę bezużyteczna... Spróbujemy znaleźć jakieś źródło światła. Na razie - ty prowadzisz.

Niziołek ruszył w głąb domu. Oprócz drzwi, które dostrzegł, gdy tylko udało mu się wspiąć do środka, znalazł kolejne po przeciwnych stronach korytarza - jedne po prawej, lekko uchylone i jedne po lewej.

Oskar, wykorzystując swą niebywale wyszkoloną umiejętność skradania, podszedł do pierwszych dostrzeżonych przez niego drzwi i cicho sprawdził czy są otwarte. Nacisnął klamkę. One jednak nie ustąpiły. Jeżeli chciał sprawdzić co znajduje się za nimi musiał poradzić sobie z zamkiem albo je wyłamać.

Jako, że od czasów pamiętnego cmentarza w Nuln Oskar nie robił tego drugiego wyciągnął swoje wytrychy i postanowił rozgryźć mechanizm zamka. Drzwi skrzypiąc przy tym niemiłosiernie odchyliły się ukazując wnętrze pokoju. Pomieszczenie miało kształt litery „L” i było wypełnione meblami, których właściciel domostwa najwyraźniej od jakiegoś czasu nie używał. Wszystkie były przykryte białymi płachtami aby chronić je przed kurzem. Od strony ulicy ustawiono wzdłuż ścian trzy niewielkie szafki, które nie były przykryte. Niziołkowi przywodziły one na myśl komody, jakie widywał czasami w domach lepiej sytuowanych mieszczan. W centrum pokoju stała nakryta płachtą sofa a nieco dalej - pod północną ścianą kilka sztuk mniejszych mebli - dwa stoliki i parę krzeseł.

- Zobacz. Meble wyglądają na o wiele lepsze niż można się spodziewać po starym pijaku - powiedział Oskar podchodząc do jednej z komód i cichutko sprawdzając czy jest pusta.

Sharlene błądząc niemal po omacku starała się nie oddalać od niziołka dalej niż na metr. Kiedy halflig zabrał się za przetrząsanie zawartości pierwszej z szafek dziewczyna oparła się o drugą. Już miała przystąpić do sprawdzania co kryje się w środku kiedy poczuła, jak deska w podłodze, na której stoi, powoli ustępuje pod jej ciężarem. Po chwili pękła z trzaskiem ukazując prowizoryczny schowek. Wewnątrz znaleźli kilka kartek papieru. Oskar przewertował je uważnie po czym odczytał zawartość dokumentu na głos tak by dziewczyna mogła się z nim zapoznać.


- Cóż, mylił się - uśmiechnęła się pod nosem, kiedy Oskar skończył czytać. - Daj mi to, przekartkujemy je jeszcze później.

- Dobrze. Myślisz, że zbiry go dorwały? Ciekawe jakie inne zabezpieczenia przygotował Kemper - odparł szeptem niziołek podając kobiecie pergamin.

- Jeśli reszta jego zabezpieczeń była równie skuteczna, to pewnie już gryzie piach... Dobra, nie ma sensu marnować tu więcej czasu. Mamy do sprawdzenia jeszcze jedno pomieszczenie na tym piętrze, cały parter i piwnicę. Pokój z prawej strony korytarza to sypialnia Kempera. Sprawdziłam ją kiedy byliśmy tu z Eugenem. Nic tam nie znalazłam, nie ma sensu robić tego jeszcze raz.

Ruszyli w stronę kolejnego pokoju wskazanego przez Sharlene. Te drzwi podobnie jak poprzednie były chronione zamkiem. I podobnie jak wcześniej Oskar spróbował swoich sił w walce z zamkiem. Po delikatnym uchyleniu drzwi halfling spojrzał do wnętrza pomieszczenia. Jego oczom ukazał się pokój, który sądząc sprzętach, w jakie go wyposażono musiał służyć za bliblioteczkę. Wzdłuż ścian ustawiono półki zawalone książkami. Dziewczyna podążając śladami niziołka podeszła do jednej z nich.

- Możliwe, że Kemper ukrył coś również tutaj. Ten pokój wydaje się być bardziej stosowny do przechowywania dokumentów. Najlepiej będzie sprawdzić po kolei każdy z woluminów. W środku mogą być pochowane kolejne kartki z tego dziennika. – Westchnęła cicho. Choć był to jej pomysł dziwiła się, że robi to dobrowolnie. Przeglądanie każdej książki po kolei mogło zająć im sporo czasu, zaczęła jednak zdejmować z półek kolejne tomiszcza. Nagle syknęła, upuszczając trzymany w ręku wolumin. Oskar spostrzegł, że cała jej prawa dłoń pokryta jest niewielkimi ranami. Rzucił okiem na księgę. Metalowe okucia wyposażono w mechanizm, który pod naciskiem wysuwał z okutego grzbietu książki rząd metalowych kolców.
- Niech to szlag – klęła pod nosem. Po chwili oderwała kawałek koszuli, by sporządzić prowizoryczny opatrunek

- Droga Esmeraldo. Sharlene. nie przewidziałem tego - powiedział patrząc na jej dłoń. - Jak bardzo boli, jak nie dasz rady, to idź na dół do elfa, a ja zajmę się resztą - mówiąc to Oskar zaczął się zastanawiać jak unicestwić bądź ominąć działanie pułapki.

- To nie twoja wina. – Tu spróbowała się uśmiechnąć, ale jej twarz wykrzywił dziwny grymas. Rany, choć nie głębokie bolały ją jak cholera. - Zerknij no na te kolce – poleciła cicho. - Czy przypadkiem nie są czymś pokryte? Bo jeśli tak...

Niziołek spełnił prośbę. Nietrudno było się domyślić o co chodziło dziewczynie. Istniała możliwość, że kolce pokryto trucizną, tak, by ten, kto próbował ją skraść nie opuścił domostwa żywy. Oskar nie dostrzegł jednak niczego poza krwią towarzyszki. Uważnie przyjrzał się zagadkowemu woluminowi. Książka miała format octavo i była oprawiona w skórę okutą na grzbiecie i rogach metalem. Mechanizm, który zranił Sharlene umiejscowiony był na grzbiecie, i w tej chwili najeżony kolcami. Sprawiał wrażenie nieaktywnego. Dostępu do stronic woluminu bronił zamek, jakiego niziołek nigdy wcześniej nie widział. Metalowe klamry, po trzy na górze, dole i z boku, skutecznie uniemożliwiały wyciągnięcie ze środka jakiejkolwiek kartki w całości. Mechanizm odpowiedzialny za ich zwolnienie ulokowany był z przodu. Wyglądał jak tabliczka, na którą naniesiono kilkadziesiąt metalowych strzałek tworzących prostokąt. Na niektórych umieszczono cyfry, większość zaś była wyposażona w niewielkie pokrętła z wyżłobionymi cyframi od jeden do dziewięć. Na pierwszy rzut oka trudno było się domyślić w jaki sposób wydrzeć księdze jej sekret.

- Ładna zabawka. Możemy się z tego trochę nauczyć - powiedział hobbit do cierpiącej towarzyszki pieczołowicie owijając książkę w materiał worka i chowając ją do plecaka.

Nie chcąc zabrać ze sobą tylko tego dzieła Oskar ostrożnie, szukając wzrokowo ukrytej pułapki, zabrał trzy inne rzucające się w oczy książki. Dwie z nich, sądząc po tytułach, dotyczyły historii Reiklandu. Ostatnia była traktatem z zakresu wojskowości.

- Jeśli skończyłeś tutaj - powiedziała Sharlene masując przegub pokaleczonej ręki - to bierzmy się za parter.

Ruszyli na dół. Pierwszym pomieszczeniem, do którego zawitali była kuchnia. Z początku Oskar niemal zakrztusił się czując w powietrzu mieszaninę zapachu gnijącego mięsa, warzyw i taniego piwa. Po kilku minutach myszkowania po pomieszczeniu udało mu się znaleźć lampę naftową i kilka zapałek. Nareszcie Sharlene nie musiała podążać krok w krok za halflingiem.
Dokonała szybkich oględzin swojej dłoni i poprawiła prowizoryczny bandaż.
Pozostały im do sprawdzenia dwa pokoje ulokowane po obu stronach drzwi wejściowych. Pierwszy z nich stanowił magazyn rupieci. Spędzili tam niemal pół godziny nie znajdując niczego poza zniszczonymi meblami. Pozostał jeszcze jeden pokój, podobnie jak poprzedni nie został zabezpieczony zamkiem, zresztą, na pierwszy rzut oka nie było ku temu potrzeby. Pomieszczenie było puste. Oskar dostrzegł na podłodze rysy pozostawione przez meble, które niegdyś musiały tu stać.

Podejrzewając, że meble, które stąd zabrano znajdowały się na piętrze, Oskar przeszukał spokojnie pomieszczenie w poszukiwaniu innych skrytek. Jednakże mimo, iż przeczesał niemal każdy centymetr podłogi nie udało mu się znaleźć kolejnego schowka.

- Sprawdzamy piwnicę czy wychodzimy już teraz? – spytała Sharlene zaciskając dłoń na przemoczonych krwią bandażach. - Ta ręka zaczyna mi drętwieć.

- Idź do elfa. Ja muszę zobaczyć co skrywa ta piwnica. Wiem, że czujesz coś więcej niż dyskomfort, ale jak juz tu jesteśmy musimy sprawdzić i to. Co ty na to? - powiedział niziołek pytająco patrząc na Sharlene.

- Niech będzie – mruknęła po chwili. Nie chciała użalać się nad sobą, ale traciła czucie w palcach i powoli robiło jej się słabo. Nie chciała jednak, żeby przy pierwszych oględzinach musieli przedwcześnie opuszczać budynku. - Wychodzę. Szlag, będę musiała opuścić dom frontowym wyjściem. Z ręką w takim stanie nie będę ryzykowała wspinaczki.

- Słuszna decyzja. Otworzę Ci drzwi -
powiedział niziołek podchodząc z pękiem wytrychów do zamka głównego wejścia do budynku. - Jak będziesz na zewnątrz idź wprost do elfa. Ja opuszczę tą ruderę zaraz po tym jak sprawdzę katakumby - dodał z uśmiechem majstrując przy zamkniętym zamku Oskar.

Po tym jak dziewczyna zniknęła za drzwiami niziołek dla pewności zgasił lampę. Sam jej nie potrzebował a sąsiedzi mimo tak późnej pory mogli coś zauważyć. Ruszył w stronę piwnicy. W połowie drogi usłyszał krzyk Sharlene, dochodzący z ulicy.

Halfling wystartował jak szybko się dało po schodach w górę. Następnie zarzucił plecak na plecy, wziął swą linę i szybko, dziarsko zszedł na dół - tym samym sposobem jak się tu dostał. Idąc pomiędzy budynkami ruszył w kierunku miejsca, gdzie stał Ankarian. “Oby nic mu nie było” pomyślał i wychylił się z alejki patrząc w kierunku posterunku elfa.

Gdy dotarł na miejsce ujrzał Sharlene pochyloną nad ciałem elfa. Podszedł bliżej by sprawdzić co się z nim stało. Ankariana zraniono w głowę. Pochyliwszy się nad elfem dziewczyna sprawdziła mu tętno. Żył, jednak atak pozbawił go przytomności. Oskar dostrzegł nieopodal towarzysza pocisk, którym go raniono. Była to strzała, w odróżnieniu jednak od typowego uzbrojenia imperialnych łowców ten pocisk zakończono metalową kulką, tak by ogłuszał cel miast go zgładzić. Ktoś ich obserwował. Dobra wiadomość była taka, że przynajmniej na razie nie zamierza ich zabijać.

Sharlene klnąc pod nosem ułożyła sobie jego głowę na kolanach.

- Lepiej się stąd zwijać. I nie oglądaj się, Oskar. Pewnikiem ciągle nas obserwują. – Odgarnęła włosy z twarzy. Trzeba było się stamtąd zabierać. Po chwili zastanowienia warknęła do siebie. – Pomóż mi go podnieść – błagalnym wzrokiem spojrzała na hobbita.

Po paru minutach elf był postawiony do pionu. Dziewczyna trzymała go w pasie próbując jednocześnie przemieszczać się tak, żeby nie wylądował na bruku, podczas gdy Oskar szedł z boku i próbował pomagać. Był od Ankariana dużo niższy, więc na nic się zdało jego bardziej ambitne oferowanie pomocy. Ponadto od czasu do czasu odchodził od nich, żeby sprawdzić okolicę i przy okazji dobrze zapisać w pamięci komiczny obrazek taszczącej Ankariana Sharlene. A ona wlekła się mozolnie, marudząc pod nosem.

- Gdyby był w pełni trzeźwy pewnie usłyszałby łucznika, ale nie! Ważniejsze dla niego było utopienie wspomnień w szczynożółtawym płynie! Nie byłoby kłopotu, gdyby raz posłuchał, co się do niego mówi! Ja mu się jeszcze za to odwdzięczę, poczekaj no tylko, dumny, siwogłowy gadzie!

Oskar słysząc to tylko chichotał pod nosem.

Ankarian ocknął się w połowie drogi do „Wron”. Do świtu zostało parę godzin. Było chłodno, mżawka ustała kiedy byli w domu Kempera. Teraz wiało lekko, co Sharlene akurat nie przeszkadzało. Zmęczyła się wlokąc elfa ulicami dzielnicy biedoty. Kiedy tylko się obudził dziewczyna, uciszana gestami przez Oskara, puściła mu kolorową wiązankę przekleństw, nie wyglądało jednak na to, żeby którekolwiek z nich do niego dotarło. Dopiero później, kiedy skończyła, zaczął coś do nich mruczeć. Gdy dotarli to knajpy był już całkiem przytomny i powoli zaczął trzeźwieć.

Wszyscy

Oskar i Sharlene kazali mu się położyć, ale Ankarian wolał zostać z nimi na dole. Aż dziw bierze, że Ursyn był jeszcze wtedy na nogach. W knajpie było tylko parę osób, większość leżała twarzą na blacie.

Dziewczyna poprosiła oberżystę o butelkę burgunda i na zewnątrz opatrzyła dłoń ponownie, przemywając ranę trunkiem. Oddając butelkę nakazała barmanowi, żeby więcej nie sprzedawał elfowi nic procentowego i wróciła do stolika. Razem z hobbitem zgodnie przekonali Ankariana do położenia się w pokoju. Potem pożegnali się wymieniając uszczypliwości i rozeszli się do swoich kwater.

Na górze Gabriel zaopiekował się jej dłonią, troskliwie zmieniał opatrunki. Odmówiła jednak tłumaczenia mu czegokolwiek. Poszła spać.

Rano mieli się spotkać na dole z Ernestem i Eugenem, żeby przekazać sobie informacje.
 
__________________
"Jeśli płomień mnie nie oślepia i nie spala to ja jestem płomieniem"

Ostatnio edytowane przez Raeynah : 31-12-2010 o 21:52. Powód: dodałam link, żeby było wygodniej ;) fiu, kawał tekstu
Raeynah jest offline