Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 31-12-2010, 10:31   #162
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Jak nie urok, to...
Na szczęście to drugie zostało mu oszczędzone, bo z tą dolegliwością raczej nie zdołałby zbyt wiele podróżować. Co prawda cała podróż przypominała bardziej chowanie się po krzaczkach, niż normalną jazdę, ale szukanie ustronnych miejsc miało jednak inny cel, niż załatwianie potrzeb fizjologicznych.
Co nie znaczyło, że było dobrze. I nie chodziło tu wcale o kose spojrzenia, które od czasu do czasu rzucał mu Kosma. Ale pewnie nawet ten kretyn doszedł w końcu do wniosku, że gdyby Peter był zdrajcą to cała grupka znalazłaby się w łapach ludzi du Pointa nim minęłaby pierwsza godzina ucieczki.

Kolejny postój był dłuższy. Coś przegryźć, coś wypić...
- Ten medyk, co lorda opatrywał - Peter zakończył wiązanie ostatniego supła na nowo założonym bandażu - wart jest w złocie tyle, ile waży. Jeszcze nie widziałem takiej dobrej roboty. Nawet woda nie zaszkodziła ranom.
Co prawda byli tacy co powiadali, iż woda morska umie odkazić rany, lecz były to zwykłe bajania, jako że woda ta była równie skuteczna, co okłady z krowich placków. Jeśli nie zaszkodziła, to z pewnością nie pomogła.
- Możemy jechać - powiedział.

- Sucze syny - szepnął do Yavandira, gdy po raz kolejny skryli się w głębokim jarze, unikając następnej grupy jeźdźców w żółto-niebieskich kubraczkach. - Zabawę w polowanie sobie urządzają.
Aż dziw, że psów nie wzięli, dodał w myślach. Na głos wolał tej myśli nie wypowiadać. A nuż by wykrakał...
Byle kretyn wiedział, dokąd muszą się skierować. Wystarczyło na granicy postawić kilka oddziałów. Gonienie ich po lasach było tylko i wyłącznie oznaką nienormalnego poczucia humoru. Bawili się z nimi niczym kot z myszą.
- Wolałbym nie wpaść żywy w ich łapy - dodał na zakończenie.


Krowi Bród miał to do siebie, że ślepe i kulawe krówsko mogłoby się przedostać na drugi brzeg bez zbędnego wysiłku. Ale będąc po drugiej stronie można było nieco pogoń na chwilę zatrzymać. I osłabić, zwłaszcza gdy się miało po swojej stronie takiego łucznika, jak Yavandir.
- Kosma!
Przywołany podszedł. Nieco niechętnie, ale podszedł.
- Jak bród przekroczymy, weźmiesz lorda Berengera i popędzisz dalej, nie oglądając się za siebie - powiedział Peter.
- Ale... - Kosma zda się przetrawiał coś we łbie. Niezbyt sprawnie mu to szło, bo myślenie nie należało do jego najmocniejszych stron. Podrapał się po głowie.
- Pojąłeś? - Yavandir poparł Petera.
- Ano tak... - Kosma wreszcie skinął głową.


Wsi spokojna...
Poeta, nie żyjący już od lat pary, może miałby i rację, gdyby nie kundle, którym się zdało, że wróg jakiś nadciąga. I nagle przestało być cicho i spokojnie.
- W koń!
Okrzyk Yavandira był zgoła zbędny. Wypierając z koni ostatni dech ruszyli galopem w stronę brodu. Galop wnet przeszedł w cwał, gdy po obu stronach nieco zapuszczonej drogi pojawiły się ciemne cienie zmierzające również w stronę rzeki.
Peter wbił pięty w boki wierzchowca, błogosławiąc głupotę tego, co nie dopilnował odpowiednio wcześnie zabezpieczenia tej drogi.

Świst strzał i bełtów zmieszał się z okrzykami i pluskiem wody, protestującej przeciw tratowaniu jej przez końskie kopyta.
Jeden z koni zwinął się w pół kroku i z chlupotem runął w toń rzeki. Jeździec wyleciał jak z procy, ale pozbierał się i nie zważając na tkwiącą w ramieniu strzałę ruszył przedzierając się przez sięgającą nieco powyżej kolan wodę.
- D'Arvill! - wrzasnął na całe gardło. Widać rana nie odebrała mu sił. - D'Arvill!
- D'Arvill! - krzyknął kolejny, ledwo unosząc głowę przyklejoną niemal do szyi wierzchowca.
- Berenger! - zawtórował mu następny.
Minąć tych, co stali na drugim brzegu, nie można było. Niech więc wiedzą, z kim mają do czynienia...
 
Kerm jest offline