Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 31-12-2010, 10:21   #161
 
Icarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Icarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputację
Profesor również udał się za potrzebą. Jak wszyscy to wszyscy... Zahaczył też o karocę i wziął kilka swoich szpargałów dyskretnie chowając je pod tuniką.

Gdy dowiedział się że czujki nie stawiły się na spotkanie zaczął się martwić. Co prawda był pewien że dwójki doświadczonych ponad miarę jego ludzi trapera i tropiciela nie ubito. Ale z drugiej strony "coś" uniemożliwiło im dojście tu i temu "czemuś" profesor miał zamiar przytrzeć nosa. Jeśli mają uderzyć na nas to tu pod osłoną nocy. Ewentualnie przy przejściu przez bród. Jednak niefrasobliwość kolektora dawała im większe szanse teraz gdy część ludzi podpita była a i osłona nocy dawała możliwość ucieczki.

Profesor ostrzegł drania lecz ten go zignorował.

-Napad na nas? Na mnie? Na KSIĄŻĘCEGO kolektora? Wybacz panie ale twoi ludzie pewno sami się spili i jakieś zwidy mieć musieli.

Profesor próbował też u oficera dowodzącego zbrojnymi. Ten już zareagował trochę lepiej. Co prawda ten też do końca mu nie uwierzył ale też nie zignorował.

-Prócz straży połowa ludzi dostanie rozkaz trzeźwa być. Pod groźbą surowej kary. Co prawda na moje oko bredzicie panie na kolektora nikt by się nie poważył. Ale to moja głowa poleci jeśli coś by się stało. Moja i moich ludzi ten opasły wieprz koneksje ma. Zwali na nas bo to my dbać o jego bezpieczeństwo mamy. Zatem wątpię ale środki ostrożności będą większe niż zawsze. Ale jeśli się panie mylicie to na odchodne beczułkę Ale jesteś winien tym co dziś straż pełnić będą. Zgoda? - kapitan zapytał badawczo. Chciał zapewne wiedzieć czy starszy szlachcic który przyszedł z ostrzeżeniem jest w stanie zaryzykować kilka złotych monet. Jeśli jest znaczy sam w to wierzy jeśli nie znaczy paranoik.

-Zgoda niech kusze będą w pogotowiu.

Opowiedział towarzyszom o swoich środkach zaradczych.
-Opór ludzi kolektora da nam trochę czasu. Najpewniej straż zdejmą napastnicy bez strat z zaskoczenia. Potem runą kupą na orszak... Tam napotkają niespodziewany opór ludzi kapitana. Dojdzie do krwawej walki. Na ich miejscu wysłałbym też grupę której wyłącznym celem będzie przejęcie złota i wozu z nim. I tej my pomożemy tfu znaczy przeszkodzimy.- ostatnie zdanie wypowiedział z iście szelmowskim uśmiechem. Rozdrażnili go utrudnili przejazd szykują zasadzkę. Więc spotkają się nie z dobrotliwym profesorem. Lecz takim jakim musiał być w Rosenborgu. A teraz wrócimy panowie po kolei. Zawiadomcie naszego bretończyka i się szybciutko ulatniamy....
 
Icarius jest offline  
Stary 31-12-2010, 10:31   #162
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Jak nie urok, to...
Na szczęście to drugie zostało mu oszczędzone, bo z tą dolegliwością raczej nie zdołałby zbyt wiele podróżować. Co prawda cała podróż przypominała bardziej chowanie się po krzaczkach, niż normalną jazdę, ale szukanie ustronnych miejsc miało jednak inny cel, niż załatwianie potrzeb fizjologicznych.
Co nie znaczyło, że było dobrze. I nie chodziło tu wcale o kose spojrzenia, które od czasu do czasu rzucał mu Kosma. Ale pewnie nawet ten kretyn doszedł w końcu do wniosku, że gdyby Peter był zdrajcą to cała grupka znalazłaby się w łapach ludzi du Pointa nim minęłaby pierwsza godzina ucieczki.

Kolejny postój był dłuższy. Coś przegryźć, coś wypić...
- Ten medyk, co lorda opatrywał - Peter zakończył wiązanie ostatniego supła na nowo założonym bandażu - wart jest w złocie tyle, ile waży. Jeszcze nie widziałem takiej dobrej roboty. Nawet woda nie zaszkodziła ranom.
Co prawda byli tacy co powiadali, iż woda morska umie odkazić rany, lecz były to zwykłe bajania, jako że woda ta była równie skuteczna, co okłady z krowich placków. Jeśli nie zaszkodziła, to z pewnością nie pomogła.
- Możemy jechać - powiedział.

- Sucze syny - szepnął do Yavandira, gdy po raz kolejny skryli się w głębokim jarze, unikając następnej grupy jeźdźców w żółto-niebieskich kubraczkach. - Zabawę w polowanie sobie urządzają.
Aż dziw, że psów nie wzięli, dodał w myślach. Na głos wolał tej myśli nie wypowiadać. A nuż by wykrakał...
Byle kretyn wiedział, dokąd muszą się skierować. Wystarczyło na granicy postawić kilka oddziałów. Gonienie ich po lasach było tylko i wyłącznie oznaką nienormalnego poczucia humoru. Bawili się z nimi niczym kot z myszą.
- Wolałbym nie wpaść żywy w ich łapy - dodał na zakończenie.


Krowi Bród miał to do siebie, że ślepe i kulawe krówsko mogłoby się przedostać na drugi brzeg bez zbędnego wysiłku. Ale będąc po drugiej stronie można było nieco pogoń na chwilę zatrzymać. I osłabić, zwłaszcza gdy się miało po swojej stronie takiego łucznika, jak Yavandir.
- Kosma!
Przywołany podszedł. Nieco niechętnie, ale podszedł.
- Jak bród przekroczymy, weźmiesz lorda Berengera i popędzisz dalej, nie oglądając się za siebie - powiedział Peter.
- Ale... - Kosma zda się przetrawiał coś we łbie. Niezbyt sprawnie mu to szło, bo myślenie nie należało do jego najmocniejszych stron. Podrapał się po głowie.
- Pojąłeś? - Yavandir poparł Petera.
- Ano tak... - Kosma wreszcie skinął głową.


Wsi spokojna...
Poeta, nie żyjący już od lat pary, może miałby i rację, gdyby nie kundle, którym się zdało, że wróg jakiś nadciąga. I nagle przestało być cicho i spokojnie.
- W koń!
Okrzyk Yavandira był zgoła zbędny. Wypierając z koni ostatni dech ruszyli galopem w stronę brodu. Galop wnet przeszedł w cwał, gdy po obu stronach nieco zapuszczonej drogi pojawiły się ciemne cienie zmierzające również w stronę rzeki.
Peter wbił pięty w boki wierzchowca, błogosławiąc głupotę tego, co nie dopilnował odpowiednio wcześnie zabezpieczenia tej drogi.

Świst strzał i bełtów zmieszał się z okrzykami i pluskiem wody, protestującej przeciw tratowaniu jej przez końskie kopyta.
Jeden z koni zwinął się w pół kroku i z chlupotem runął w toń rzeki. Jeździec wyleciał jak z procy, ale pozbierał się i nie zważając na tkwiącą w ramieniu strzałę ruszył przedzierając się przez sięgającą nieco powyżej kolan wodę.
- D'Arvill! - wrzasnął na całe gardło. Widać rana nie odebrała mu sił. - D'Arvill!
- D'Arvill! - krzyknął kolejny, ledwo unosząc głowę przyklejoną niemal do szyi wierzchowca.
- Berenger! - zawtórował mu następny.
Minąć tych, co stali na drugim brzegu, nie można było. Niech więc wiedzą, z kim mają do czynienia...
 
Kerm jest offline  
Stary 31-12-2010, 11:00   #163
 
Mike's Avatar
 
Reputacja: 1 Mike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputację
Yavandir
- Ratujcie, zbójcy lorda Berengara usiec zamiarują! - wydarł się Yavandir - Pomocy!
Wjechał na płyciznę i przepuściwszy towarzyszy obrócił konia pyskiem do pościgu gotując łuk. Jeśli pościg nie zatrzyma się to do wody koń wwiezie tylko trupy.
- Osłońcie lorda, strzelać mogą - warknął do pozostałych.
Jeśli by mimo widoku straży pościg nie zaniechał i chciał zaatakować w akcie rozpaczy, elf planował nie wpuścić żadnego z nich do wody żywcem.
 

Ostatnio edytowane przez Mike : 31-12-2010 o 11:02.
Mike jest offline  
Stary 01-01-2011, 14:33   #164
 
Komtur's Avatar
 
Reputacja: 1 Komtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputację
"Co tu do cholery jest grane?" - pomyślał Zygfryd gdy dowiedział się o nadaniu szlachectwa Tupikowi - "Raz nizioł jest w niełasce, a za chwilę staje się szlachcicem i to do kurwy nędzy dowódcą straży. Albo panicz sfiksował, albo ten cwany maluch karmi go jakimiś grzybkami. Kurwa!!!"

W tym momencie jego rozważania przerwały odgłosy larum i smuga dymu znad stajni. Rycerz pobiegł pędem w miejsce zdarzenia. To co zobaczył nie napawało go optymizmem. Stajnia paliła się w trzy dupy, służba biegała w tę i z powrotem próbując gasić płomienie, a chaos potęgowało niezdecydowanie zbrojnych. Zygfryd musiał zareagować.

- Nie wpuszczać nikogo do zamku! - krzyknął do żołdaków, którzy z takim pomysłem się nosili. Wtedy nagle zawrzało, ni stąd ni zowąd wśród służby pojawiły się ostrza i polała się krew. - Straż do mnie, do kurwy nędzy! - krzyczał rycerz - Rozbroić skurwysynów!
I sam z wyciągniętym mieczem rzucił się w wir zamieszania, płazując kogo popadnie.
 
Komtur jest offline  
Stary 01-01-2011, 21:56   #165
 
Trojan's Avatar
 
Reputacja: 1 Trojan jest jak klejnot wśród skałTrojan jest jak klejnot wśród skałTrojan jest jak klejnot wśród skałTrojan jest jak klejnot wśród skałTrojan jest jak klejnot wśród skałTrojan jest jak klejnot wśród skałTrojan jest jak klejnot wśród skałTrojan jest jak klejnot wśród skałTrojan jest jak klejnot wśród skałTrojan jest jak klejnot wśród skałTrojan jest jak klejnot wśród skał
Jean Pierre de Crecy


Był wykończony i ledwie trzymał się w siodle, ale wiedział, że jego ludzie są w jeszcze gorszym stanie. On, bądź co bądź od lat żył niemalże w siodle. Oni…

Musieli teraz zatrzymywac się na popas często. I tak dwóch ludzi już odpadło na ochwaconych wierzchowcach a tym, którzy zostali wiele do tego stanu nie brakowało. Jean chciał jednak by tych siedmiu ludzi było gotowych do walki, bo że będzie bitka, tego był pewien. Trzymał swoich ludzi w zagajnikach, kępach, gajach i chaszczach. Krył się, bo obława szła szeroko. I tak miał szczęście, że do Point du Mer Diable dotarli spóźnieni. Gdyby przybyli kilkanaście pacierzy wcześniej obława by ich ogarnęła a tak jedynie obserwowali ją bezsilni skryci za wzniesieniem. Musieli mieć pewnośc co się stało z tymi, którzy wyruszyli na poszukiwanie Lorda Berengera. Co prawda Frank wydał Jeanowi zupełnie inne polecenia, jednak rycerz wiedział swoje. Gdyby został na miejscu z całą pewnością nie odpuścił by okrągłookiej Białki a tak powoli uwalniał się spod jej uroku. I pluł sobie w brodę z powodu pochopnie złożonej przysięgi. Choc z drugiej strony zawsze smakował w tak słodkich okowach. Może…

- Panie, już czas. Konie złapały oddech a i ludzie gotowi. Może by teraz spróbowac? Zmierzcha. – stary wiarus przerwał puste rozmyślania Jeana. Ten obrzucił oddanych mu ludzi powłóczystym spojrzeniem oceniając ich stan. Strudzeni, zmizerniali na twarzach, mieli jednak w sobie tę zaciętośc, która sprawiała, że należało ich traktowac bardzo serio. Gdyby Du Ponte mniej mieli ludzi spróbowali by przebic się do swojaków i dac im osłonę już wcześniej. Jednak obława rozpoczęta szeroko szła coraz wężej wyraźnie zaganiając uciekinierów. Jean chciał zrozumiec o co w tym wszystkim chodzi. Widział jak na dłoni, że ścigający już dawno mogli ogarnąc ludzi z D’Arvill. Jednak pozostawili im „wolną wolę” co samo w sobie budziło zastanowienie rycerza. Coś musiało być na rzeczy a on chciał wiedziec co. I wiedział, sądząc po ruchach ludzi Du Ponte, że dowie się niebawem. Rozbita początkowo na kilkukonne oddziały obława zbijała się w coraz większe kupy. Teraz o zmierzchu widzieli jedną taką na horyzoncie, idącą na południe wzdłuż rzeki. Na Krowi Bród i Fungi jak mówili znający okolicę. Jean czuł, że sprawa ma się ku końcowi. Niebawem dowie się o co w tym wszystkim chodzi. Czuł przez skórę, że nie spodoba mu się to.

- Każ ludziom na koń wsiadac. Upewnijcie się, że nikogo nie ma w okolicy i ruszymy za tymi, cośmy ich widzieli. Ich trop będzie wyraźny a na nim i nasz ślad się straci. I bądźcie gotowi, bo bic się dziś będziemy. – musiał swoich ludzi przestrzec. Człek winien być gotowy na śmierc.

On swojej szukał od dawna…
 
Trojan jest offline  
Stary 02-01-2011, 18:22   #166
 
Akwus's Avatar
 
Reputacja: 1 Akwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie coś
Frank Kress

Leżał oddychając równo w na dolnym poziomie wartowni na głównej miejskiej bramie. Kilka metrów nad nim dowódca kuszników dał właśnie znać swoim ludziom, aby zaprzestali ostrzału. Za ciężkimi dębowymi drzwiami Serafin szykował zaś pieszych do ostatniego boju, którego hufiec D`Arvile nie miał szans ustać bez cudu.

Ci, którzy po latach przy kominku opowiadali swoim potomkom o wydarzeniach z Wielkich Zamieszek co kilka zdań wspominali o najróżniejszych cudach, które wydarzyć się nie powinny. Na równi stawiano fakt, że kilka mniejszych i większych gangów broniło, zamiast łupić kupieckie składy z tym, że nie wiadomo skąd przybyłą drużyna krasnoludów natarła na tyły szturmujących ratusz zbirów skutecznie odciągając ich od niechybnego sforsowania wrót. Jedne z zaskakujących zajść miało zaś miejsce właśnie przy głównej bramie miasta...

Serafin Mera

Krzątał się niczym w ukropie starając się ustawić niedobitki swojego oddziału w jakimkolwiek szyku, jako zaprawiony w bojach weteran pochodzący dodatkowo z rodu ze starymi korzeniami, w których wojaczka była przekazywana z mlekiem matki na równi z honorem wiedział, że jeśli nie chcą zostać po prostu rozdeptani, muszą utrzymać dyscyplinę jak długo się da.
- Wskakujcie na koń i galopem na rynek, pod ratusz, nim odetną wam drogę.
- Przecież nie dacie sami rady?
- Z wami nasze szanse nie rosną, na szarżę macie za mało miejsca i czasu, więc nie dyskutuj, tylko zabieraj ludzi i gnaj walczyć pod ratuszem!
- Tak jest.


Jeźdźcy nie czekali po raz drugi na rozkaz, wiedzieli, że odjeżdżając osłabiają i tak zbyt szczupłe siły obrońców bramy, z drugiej jednak strony aż nazbyt zdawali sobie sprawę, że stwierdzenie "zbyt szczupłe" jest jak najbardziej na miejscu. Tu i tak nie mieli szans, pod ratuszem ponownie mogli zaś wykorzystać efekt zaskoczenia uderzając na łotrów. W przeciwieństwie do pieszych mieli też w ogóle szanse uciec przed nadciągającą zgrają.
- Nie będzie łatwo, co?
Mera odwrócił się zdziwiony słysząc niski bas Hektora, który winien wedle jego wiedzy odjechać razem z resztą zamkowej straży.
- Co ty tu jeszcze robisz, przecież kazałem wam bronić ratusza.
- Bo to mało naszych bez konia tu było? Oddałem Jabłkosa innemu, niech go niesie w tej ostatniej godzinie.
- Wolisz zginąć tu?
- Wolę zostać przy kapitanie.

Serafin skinął głową, rozumiał przywiązanie żołnierza do swojego złożonego w wartowni dowódcy.

Frank Kress

- Muszę iść kapitanie, nadchodzą z obu stron, to koniec, ale nie poddamy się łatwo.
- Stój -
łamiącym się głosem Kress zatrzymał trójkowego, którego imienia nie umiał sobie nawet przypomnieć. - Ilu naszych?
- Nie więcej jak dziesiątka, reszta ciężko ranna, lub..
.
Młody żołnierz opuścił wzrok nie mogąc dokończyć zdania.
- Co na gościńcu, zatrzymaliśmy tamtych?
- Zaraz spojrzę.

Trójkowy wolał podejść do wąskiego lufciku, by nie pokazywać swojemu dowódcy zapłakanej twarzy.
- Skryli się, boją się łotry ostrzału, na bramie siedzi sam Tell, pierwszy wśród miejskich kuszników, potrafi zdjąć wiewiórkę skaczącą pomiędzy gałęziami na maksymalnym zasięgu.
Frank zakaszlał próbując się zaśmiać, lecz robił to tylko dla tego, aby dodać młodemu otuchy. Nawet gdyby mieli kusznika trafiającego z zawiązanymi oczami w oczko od igły, to przy tej ilości wrogów zdałoby się to na nic.
- Panie! - Krzyknął nagle wciąż stojący przy lufciku trójkowy - Nasi przybyli, proporce D`Arvillów! To chyba Gerard, prowadzi dwie dziesiątki jazdy!
Kres obrócił szybko głowę w stron swojego podkomendnego. - Mów!
- Przystanęli - relacjonował rozentuzjazmowanym głosem chłopak - jakby wyglądają czegoś, czemu nie uderzają na zdrajców!? Panie, oni podchodzą do siebie, rozmawiają na bramę wskazują. Gerard się złości, pomstuje w naszą stronę. Panie oni chyba są razem...
Kress nie słuchał już końcówki, w momencie, gdy trójkowy powiedział mu, że zamkowi przystanęli do razu zrozumiał, że padli ofiarą szerszej zdrady. Podstępny niziołek musiał poczuć się już na tyle pewnie, że skierował jego własnych ludzi, podstępnie wmawiając im, że tylko zbratanie się ze zbójami może ocalić lorda.
- Gustavo - powiedział spokojnie do trójkowego - Idź do Serafina i powiedz, że żołnierze za bramą, to zdrajcy, których umysły zatruł ten pies Tupik. Pod żadnym pozorem nie wpuszczać ich do miasta...
Być może kapitan rzec chciał więcej, lecz ogólny stan dodatkowo zaogniony emocjami nie pozwolił mu dłużej pozostać świadomym. Osunął się w senne majaki nieświadom tego co dalej dziać się w mieście miało...
 
Akwus jest offline  
Stary 03-01-2011, 18:38   #167
 
Akwus's Avatar
 
Reputacja: 1 Akwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie coś
Miasto

Ciemne burzowe chmury zbierające się nad miastem były ukoronowaniem chaosu, który trwał w nim od świtu. Część budynków straszyła już tylko sczerniałymi belkami konstrukcji, część dopiero co rozpoczynała swoją walkę z ogniem, który po strawieniu jednego składu nie zamierzał dać za wygraną i korzystając z coraz to silniejszych podmuchów wiatru przeskakiwał na kolejne dachy niczym rabuś chcący zagarnąć dla siebie jak najwięcej korzystając z ogólnego zamieszania. Zamieszania w którym ani drużyny strażaków, ani ochotnicy ustawiający ludzkie węże wzdłuż których niczym przełykane przez stwora paciorki przemieszczały się jedno za drugim wiadra, cebry, misy, słowem wszystko co mogło przenieść choć trochę wody.
- Nie zatrzymywać się! Nie zwalniać ni o jotę!
Krzyknął Arms, któremu Hektor powierzył dowództwo nad resztą konnicy D`Arvil. Konni wypadli właśnie z Czarnokruczej o kilka kroków od jednego z takich węży, który słał kolejne galony wody na dopiero co rozpalającą się piekarnię. Oddział spiął jednak konie nie zważając na ludzi walczących z żywiołem i zaraz za swoim dowódcą gnali przed siebie z nadzieją, że tamci będą mieli dość oleju w głowie, by uskoczyć przed dziesiątką koni.

Ratusz

Pamiętający jeszcze czasy dziada sir Berengara budynek równie dobrze mógł właściwie przywitać szturmujących z otwartymi podwojami, bo wielkie okna najniższej kondygnacji będące od lat ozdobą i wizytówką miejskiego ratusza stanowiły dla miejskich szumowin więcej niż zaproszenie. Wielu z tych, którzy jeszcze przed godziną zakuci czekali na wyrok w lochach kordegardy wiedziała, że w środku skrywają się ich najskrytsze marzenia, wielu snuło dalece artystyczne plany co zrobią z burmistrzem, sędzią, rajcami, ale też ich córkami i żonami. Co bardziej pomysłowi mieli też plany tyczące się synów, służby i przypadkowych mieszczan, których znaleźliby w towarzystwie swych ciemiężycieli.
Tych którzy zamieszki wzniecili nie interesował widać ratusz, lub uznali, że mogą zająć się niem już po uporaniu się ze strażą i zamokwymi, bo szturmująca ratusz hołota nawet jeśli składająca się z największych miejskich szubrawców, morderców, gwałcicieli, podpalaczy i łajz, które sprzedałyby własną matkę za worek srebrników daleka była jednak od regularnej formacji, którą kierowałby ktokolwiek, kto choć raz w życiu stał koło stratega. Gdyby zaś kiedykolwiek mieli do czynienia z prawdziwym wodzem być może któremukolwiek z nich obiłoby się o uszy pradawne stwierdzenie zawarte w wojennych traktatach, że nigdy nie wolno przyprzeć do muru wroga nie pozostawiając mu drogi ucieczki - doprowadzony do ostateczności będzie on z całą zaciętością walczył o życie i może wygrać.
Zebrani w ratuszu wiedzieli doskonale jaki los czeka ich i ich rodziny jeśli więźniowie dostaną się do środka, niespodziewanie znaleźli więc w sobie dość sił i męstwa, by stanąć naprzeciw tym, których na co dzień baliby się spotkać w ciemnej uliczce.

Ragnar ze swoimi krasnoludami wpadł na rynek dokładnie w momencie, gdy bandyci przystąpili do głównego szturmu bijąc jednocześnie wszystkie z tuzina okien i przerzucając ponad ustawionymi w nich barykadami płonące brewiona. Terminatorzy i czeladnicy z kuźni Grima mieli aż nadto broni i pancerzy by stanąć do walki wyglądając niczym pancerny oddział krasnoludzkiech tarczowników. Ta walka była dla nich szansą, gdyby udało im się uratować rajców mogliby liczyć na przywileje dla nieludzi, o które tak ciężko było w spokojnych czasach. Ludzie, którzy uważali się za światłych i cywilizowanych potrafili docenić jedynie chwalebne czyny niespokojnych czasów, pomimo więc zagrożenia Ragnar postanowił poprowadzić swoich na pomoc ludziom. Ryk jaki wydobył się z jego gardła nie mógł pozostać niezauważony nawet w obliczu krzyków szturmujących, których nieformalny dowódca zatrzymał się w biegu odwracając w stronę nowo przybyłych i ze śmiechem kierując w stronę opancerzonych wojowników niemal połowę swoich ludzi.

Tawerna "Pod dorodną flądrą"

Stary karczmarz charczał ciężko z wbitym głęboko w żebra nożem. Bogowie świadkiem, że wolałby już umrzeć niż męczyć się z życiem, które nie chciało z niego ujść i serwowało mu kolejne koszmary zmuszając do patrzenia jak dwóch oprychów bierze siłą Zofiję, tę samą kelnerkę, której cześć przed paroma godzinami Hektor obronił przed dwójką najemników będących pierwszymi ofiarami zamieszek. Nie wiedział, czy dwóch pryszczatych wyrostków jest kompanami tamtej leżącej gdzieś w kanałach dwójki, czy też po prostu tragedie takie jak ta budziły w ludziach najdziksze instynkty.
Rudzielcy byli najpewniej braćmi, bo pokryte licznymi wypryskami twarze były do siebie łudząco podobne.
- Nie chciałaś mnie dziwko po dobroci - śmiał się większy z nich przytrzymując szeroko jej uda i rozwiązując jednocześnie sznurek u spodni - to zanim słońce zajdziesz zasmakujesz mojego kutasa we wszystkich swoich szparkach!
Mniejszy wyginający brutalnie ręce kelnerki zawtórował mu rechotem. - A potem ja, też cię zerżnę suczko - wyszeptał je na ucho.
- Zawrzyj pysk Bruto - od razu skarcił go ten który masował już swoją miękką jeszcze fujarę nim miał wedrzeć się pomiędzy drżące uda dziewczyny - Ja tu rządzę! Rozumiesz! Ja powiem w co i kiedy możesz wpakować swojego fiuta!
- Dobrze Sergio, wybacz.
Młody spuścił wzrok nie chcąc widać konfrontacji z bratem.
- No na chuja pana, co jest, stawaj!
Dziewczyna płakała rzewnymi łzami tak długo, że niemal nie miała już w sobie ani jednaj by spłynęła po jej zbitej twarzy. Nie miała nadziei, że zbiry odpuszczą jej, znała obu jeszcze z dzieciństwa, kiedyś przyjaciele bawiący się razem podrzucając na patyku zdechłego szczura, poróżnieni w związku z odrzuceniem oświadczyn pryszczatego Sergia, teraz połączeni nową więzią ofiary i oprawcy.
- Stawaj kurwa! - Krzyczał rudzielec spoglądając na swój wciąż miękki instrument. Niepowodzenie tylko wzmagała w nim złość, której ofiarą nie mógł być nikt inny jak rozłożona przed nim dziewczyna.
- Nie chcesz tak, co? Nie chcesz? To załatwię to inaczej!
Sięgnął po leżącą obok na ławie butelkę z której wylewał się jeszcze czerwony słodki płyn. Podrzucił ją w ręku warząc jej masę po czym pokiwał głową z zadowolenia - zerżnę cię tak czy inaczej rozumiesz suko! Trzeba było mnie nie odtrącać kurwo!
Mówiąc ostatnie słowa wcisnął wąską szyjkę butelki pomiędzy jej nogi. Krzyknęła.
Opór tylko nakręcał go jeszcze bardziej, śmiejąc się wpychał ją raz za razem coraz mocniej, coraz głębiej, naciskając tak, by dziewczyna krzyczała z bólu za każdym pchnięciem. Dopiero teraz czuł jak jego obnażona wciąż fujara twardnieje, lecz zbyt dużo przyjemności czerpał z zdawania jej bólu butelką by zmienić narzędzie.

Podtrzymując ostrze karczmarz słyszał jak dziewczyna cichła, wycieńczona kaźnią, pomimo iż pryszczaty pchał coraz mocniej chcąc zmusić ją do krzyku Zofija gasła w oczach, katowana przez swojego rówieśnika, któremu swego czasu nieopacznie odmówiła...

Ratusz

Pancerz i topór to jednak czasem za mało, by przemienić rzemieślnika w woja i Ragnar wraz ze swoimi pobratymcami miał się o tym boleśnie przekonać. Pierwsza runda należała jednak do krasnoludów, skazańcy odstąpili nie mogąc przebić się przez zasłonę z tarcz zza której mniejsi przeciwnicy wciąż kąsali ich z dziką zaciekłością. Na szczycie schodów pod którymi żywy bastion zgarniał krwawe żniwo szubrawcy również ponieśli pierwszą klęskę odparci przez obrońców ratusza, walka na dwa fronty wyraźnie im nie służyła i już po chwili samozwańczy herszt zdecydował o skupieniu swych wysiłków na krasnalach, ludzie zamknięci za wrotami ratusza i tak nigdzie się nie wybierali, a raczej mało prawdopodobne wydawało się, by przystąpili do kontrataku.

Ragnar przełknął ślinę widząc dwa tuziny więźniów otaczających ich piątkę. Krasnolud liczył, że ośmieleni ich przykładem mieszczanie wyjdą zza zaryglowanych drzwi i zawartych okiennic, lecz nic takiego nie nastąpiło. Za chwilę miało się okazać, że pancerna pięść krasnoludów będzie samodzielnie walczyć z ponad czterokrotnie przeważającymi siłami miejskiego skurwysyństwa.

Serafin Mera

Przeciwnicy nadal byli ponad sto kroków od bramy i zbliżali się bardzo ostrożnie nie chcąc wystawić się na bełty, które spoczywały w leżach wycelowanych w ich stronę.
- Będą szturmować?
- Jeszcze pół dystansu -
zawyrokował kwaśno Mera - podejdą pod słoną tarczy jak blisko się da, dopiero ostatni odcinek rzucą się biegiem, tak by kusznicy nie zdołali przeładować. Psiakrew.
- Poznaję ich szefa komendancie - głos dowodzącego ostatnimi kusznikami dziesiętnika zaskoczył Serafina - To Olko Dwa Palce, znakomity łucznik.
- No to zmienia postać rzeczy, od razu mi lepiej.
- To lokalny bohater -
kontynuował kusznik nie zważając na kpinę Serafina. - Jeśli zdołałbym go zdjąć, to ich morale posypie się tak jak naszej jazdy po upadku Kressa, to da nam wielką szansę.
- Zdejmiesz go zza tego muru?
- Wykluczone, nawet z góry.
- Potrzebujesz aby się odsłonili? -
Hektor przysłuchując się rozmowie włączył się do niej nieoczekiwanie.
- A co poprosisz ich o to? - Tym razem ironia popłynęła z ust kusznika.
- Nie. - Hektor przekręcił kilkukrotnie głowę nieprzyjemnie strzelając kościami - Ale zmuszę do tego siłą.
Ani Serafin ani kusznik nie odpowiedzieli, jednocześnie zrozumieli co zamierza potężny wojownik i choć obaj wiedzieli, że to pewna śmierć zdawali sobie jednocześnie sprawę, że to jedyne co może zmniejszyć szansę pozostałych na niechybny koniec.

Ratusz

Pierścień wokół krasnali coraz bardziej się zaciskał, tym razem przestępcy podeszli do sprawy bardziej systematycznie, zamiast atakować mur bastion z jednej strony pozwalając by nie zaangażowanie z przodu pancerni kąsali ich z drugiego szeregu postanowili zaatakować ze wszystkich stron jednocześnie zmuszając przeklętych przykurczów do walki plecami do siebie.
Zaatakowali na komendę herszta uderzając wszystkim co mieli, lecz ponownie okazało się, ze krasnoludzka zbroja jest w stanie oprzeć się pałką i wyszczerbionym mieczom. Odstąpili dopiero gdy czterech z nich leżało pod żelaznymi butami krasnali a kilku kolejnych odniosło rany, które właściwie odbierały im szansę na dalszy udział w walkach.

Ragnar dyszał jednak ciężko wycieńczony dotychczasową walką. Rzemieślnikom brakło kondycji niezbędnej do dźwigania ciężkich pancerzy i machania orężem. Blachy mogły co prawda powstrzymać uderzenia okutych pałek, lecz dwóch z jego towarzyszy aż nazbyt dobitnie przekonało się, że wąskie sztylety zabójców potrafią zwinnie prześlizgnąć się nawet pomiędzy ciasno złożonymi płytami. Zamknięci w swoich puszkach broczyli krwią z ran, których nikt nie miał szans im opatrzyć.

Stukot kopyt rozległ się nagle doskonale słyszany w ciszy która panowała na rynku pomiędzy kolejnymi atakami na pancerną piątkę. Obie strony zamarły w oczekiwaniu na to po której ze stron opowiedzą się nadjeżdżający. Tylko herszt rozparł się wygodnie opierając o rzeźbiony koński łeb wieńczący ratuszowe schody.

Jeźdźców było jedynie trzech i wyglądali bardziej jak objuczeni tragarze a nie wojownicy, dopiero gdy przejechali pół dzielącej ich od schodów długości walczący spostrzegli w rozpiętą pomiędzy końmi sieć rybacką, która prężyła się coraz szerzej wraz z tym jak konni zbliżali się do stojących. Wstał i herszt otwierając usta do krzyku w którym zawrócić chciał swoich ludzi z bruku. Musiał jednak wyczekać chwili, tak by przykurcze nie zdołały korzystając z odsłonięcia flank uciec z zaciskającej się pułapki.
- Odwrót! - krzyknął gdy jeźdźcy byli już tuż tuż.
Zbiry rzuciły się do ucieczki w każdą możliwą stronę dosłownie na ułamki oddechu jaki wydali z siebie ci którzy nie mieli dość refleksu i razem z krasnoludami zostali zagarnięci w ciężką sieć.
- Przytrzymać! - padło gdy tylko konni zatoczyli wokół nieludzi krąg zaciskając wewnątrz sieci piątkę rzemieślników oraz trzech swoich ludzi, którzy wili się próbując wyswobodzić z pęt tak samo nieporadnie jak zakute w stal krasnoludy.
- Chcieliście ognia bitwy przykurcze - zapytał herszt schodząc powoli po końskich schodach - więc w naszej pozwólcie, że pokażemy wam jak ten bitewny ogień wygląda.
Trzeci z jeźdźców odtroczył od siodła butelki podając je swoim kompanom. Wśród krzyków zarówno Ragnara i jego krasnoludów oraz trzech oprychów skazanych przez swoich na okrutną śmierć gęsta oliwa zaczęła wylewać się z kilkunastu amfor wprost na spętanych.
- Niech wasza grupka heroicznych obrońców zalśni niczym to miasto w chwili swojego zmierzchu - wycedził herszt nim cisnął w sieć tlący się element framugi i nim krzyki konających poczęły paraliżować obrońców ratusza, którzy wiedzieli już, że są następni...
 

Ostatnio edytowane przez Akwus : 03-01-2011 o 20:48. Powód: Literówki
Akwus jest offline  
Stary 03-01-2011, 21:46   #168
 
Akwus's Avatar
 
Reputacja: 1 Akwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie coś
Miasto

Arms spokojnie słuchał słów starszego z cechu krawców, którzy o dziwo stanęli czynnie do obrony swojej dzielnicy, prowizoryczna barykada była nawet na tyle skuteczna, że zatrzymała nie tylko grupki bandytów, ale i oddział zamkowej jazdy prowadzony na rynek zgodnie z rozkazem Serafina. Gdyby Arms nie pozwolił sobie na wysłuchanie starszego, który niemal siłą zatrzymał w miejscu jego konia, zapewne los piątki krasnoludów potoczyłby się inaczej. We wszystkich miejscach jednocześnie nie mógł być jednak ostatni konny oddział D`Arvillów, a to co jego dowódca usłyszał od rzemieślnika musiało spowodować zmianę jego planów.
- Co najmniej dwa tuziny powiadasz?
- Tak panie -
potwierdzał kłaniając się stale krawiec - przed sekundą Maurycy okrzyczał ich z baszty, okrążają miasto zmierzając do Mniejszej Bramy pewno. Ona ponoć padła już na początku zamieszek, to droga do miasta otwarta, a i uciekają nią tłumnie ludzie na zamek się kierując.
- Dobrze, przez miasto przejedziemy szybciej niźli oni je okrążą, póki są za murami, możemy dać im jeszcze opór.
Skinął w podzięce dzielnemu obrońcy nieświadom jeszcze, że więcej nie zobaczą się już żywi, po czym zakomenderował swoim.
- Za mną, do Mniejszej Bramy!

Serafin Mera

Patrzył na plecy potężnego wojownika, który wysunął się przed szereg obrońców patrząc spokojnie w stronę zbliżającego się do nich powoli muru. Hektor jednak nie oglądał się już za siebie, ruszył najpierw powoli w stronę tarcz, powoli rozpędzając się coraz bardziej. Wiedział, że ma tylko jedną szansę i nie zamierzał jej zmarnować.
Drewniana ściana zatrzymała się jak gdyby najemnicy nie rozumieli co zamierza potężny szarżujący na nich żołdak. Po prawdzie niewielu nawet z obrońców rozumiało jego zachowanie, Mera przeżegnał się tylko prosząc o spokój duszy tego człowieka, ktoś obok wzywał wszystkich świętych by ocalili głowę tego zatraceńca. Tell który w sekundy przed dotarciem Hektora do muru tarcz dopadł swojego stanowiska na brami i zdołał zdawkowo poinstruować swoich ludzi, by wywalili wszystko co mają w szczelinę. Nie było czasu na przyjęcie pozycji, ni na porządne wymierzenie.

W jednej chwili na ulicy zrobiło się śmiertelnie cicho, w drugiej powietrze przeszył ryk potężnego trójkowego D`Arvilów, który silnym ciosem złamał najpierw dwa wycelowane w niego drzewce aby nie hamując ruchu wbić or razu swój szeroki miecz w tarczę za którą skrywał się Olo Dwa Palce. W odpowiedzi na cios mocarza zza muru wystrzeliło od razu kilka innych ostrzy zagłębiając się w ciało szaleńca. Hektor zawył, lecz jednocześnie powtórzył swój cios rozłamując tarczę na pół ukazując kilku śmiertelnie wystraszonych za nią ludzi, którym wydawało się, że sam diabeł przyszedł po nich w godzinie która miała okazać się godziną ich wiktorii.
Umazany krwią Hektor, wciąż krzyczący, z wbitymi pod żebra dwoma sztychami i kolejnym zmierzającym właśnie w stronę jego odsłoniętego torsu faktycznie mógł wyglądać jak nieczuły na ciosy demon. Pomimo swej postury, siły i wielkiego serca był jednak człowiekiem, z krwi i kości. Krwi która wypływała już z niego szeroką strugą i kości, które właśnie pękały trzaskane uderzeniem młota innego ze zbirów.
Mocarz upadł najpierw na kolana, by po chwili runąć na twarz przywalony do ziemi prze drabów, którzy odzyskali śmiałość wychylając się zza tarcz dla lepszego ciosu.
- Teraz - syknął Tell gdy tylko ciało Hektora upadło na bruk a wystraszony Olo wciąż patrzył na nie ze strachem łucznika, który zazwyczaj siedział bezpiecznie za plecami osłaniających go zbrojnych.
Pięć bełtów pomknęło jednocześnie w stronę dowódcy nacierających na bramę najemników.

Na tak niewielkim dystansie, odsłoniętym i zdezorientowanym celu, powinni mieć niemal pewny strzał. Nie mieli.

Cztery z pięciu bełtów utknęły w skraju płyt pomiędzy którymi z tak ogromną ofiarą wyrąbano im przerwę. Miejscy kusznicy nie wytrzymali napięcia chybiając celu, który bezbłędnie zdejmowali podczas ćwiczeń. Nie zawiódł jedynie najprzedniejszy z nich posyłając zielonopiórą brzechwę w stronę wciąż leżącego na ziemi łucznika. Bełt skruszył czaszkę zagłębiając się w mózg, a bohater najemników dopiero wtedy wypuścił wypuścił z dłoni łuk a jego dwa ocalałe palce pozwoliły ciężkiej strzale, którą miał przeznaczoną dla Serafina wyślizgnąć się na mokry od krwi Hektora bruk. Towarzystwo za tarczami zamarło. Mera nie zamierzał zwlekać.

Kusznicy odrzucili broń sięgając bez zwłoki po te przeładowane już wcześniej przez swoich pomocników. Hektor zatrzymał napastników i odsłonił ich podbrzusze. Tell zadał cios w samo serce, teraz nie wolno było tylko odpuścić nim bydle nie padnie, lub, na co liczyli, nie zacznie uciekać na sam złowrogo miarowy odgłos posuwającej się w zwartym szyku formacji Serafina...

Mniejsza Brama

Potok uciekinierów był niczym rwąca rzeka i przez chwilę Arms zastanawiał się, czy konieczna jest jakakolwiek obrona, bo napastnicy niemal nie mieli szans wedrzeć się do miasta ponad głowami uciekającego tłumu. Pani losu postanowiła jednak, że żołnierzowi przyjdzie się o tym przekonać szybciej niżby tego pragnął.
Krzyki uciekającej biedoty świadczyły o tym, że wróg jest już po drugiej stronie bramy, potok wyraźnie też zwolnił a to świadczyło, że konni zablokowali im drogę ucieczki.
- Z koni! - Zawyrokował Arms - Nie ma tu miejsca na wierzchowce, musimy zatrzymać ich pieszo!
Taką samą decyzję przyszło podjąć tym, którzy do miasta próbowali się dostać. Porzucone toboły, wywrócony wóz i ogólny potok ludzi nie pozostawiał miejsca na konie z których pierwszy niosący najroślejszego z nich, który starał się utorować reszcie przejście zwalił się stąpnowszy nieostrożnie na wnętrzności jakiegoś zadeptanego nieszczęśnika.
Z pierwszego oddziału który dotarł do Bramy pierwsza dziesiątka zajęła się torowaniem przejścia dla pozostałych sił mozolnie odpychając ciżbę na boki i wdzierając się do środka.
Arms ze swoimi tylko czekał na to aż kaprawy łeb pojawi się po obsadzonej przez nich stronie bramy, rozkaz dla ludzi był jasny, najpierw bić, nie pytać wcale, walka o miasto dawno straciła znamiona honorowej, jeśli mieli mieć szansę nie mogli oddać inicjatywy ani na jedno tchnienie.

Klasztor

Coś za co Kedgard płacił z własnej kiesy musiało być sprawą ważką, nikogo więc dziwić nie powinno, że na samą wieść o deklaracji Młokosa, która dziwnym trafem dotarła do miasta szybciej niż jakikolwiek zbrojny czy zbój obradujący jeszcze czas temu jakiś w Zajeździe pod Złotą Monetą, klasztor miał więcej obrońców niźli zwyczajowo wiernych chadzało na tygodniowe kazania.
Co jedni chcą chronić za wszelką cenę inni uznają jednak za warte zrabowania, nie ciężko było więc również przewidzieć, że kilku marnej reputacji szubrawców uzna, że warto ze sprawy ugryźć coś dla siebie i pod pozorem obrony świętego miejsca przystąpili do jego systematycznego przeszukania rozglądając się za Kedgardowym skarbem. Nikt nie przebierał jednocześnie w środkach, bo jak sądzili gra toczy się o wiele i nikt nie zamierzał zostać w tym wyścigu nawet na drugim miejscu, które dawało mniej więcej tyle co nic.
Nawet więc ci, którzy początkowo przybyli tu bronić klasztoru powoli zaczynali spoglądając na coraz to bardziej zuchwałych kamratów również niby od niechcenia, niby przypadkiem, ale jednak coraz baczniej rozglądać się dookoła szukając co też tak wartościowego Młokos kazał tu chronić.
Im bliżej zamieszki docierały do klasztoru tym mniej czujnych pozostawało przed jego podwojami a większa ilość członków gildii przeszukiwała wszystkie jego zakamarki.

Ciało księdza upadło na posadzkę niemal bezgłośnie i gdyby nie pisk małej dziewczynki ukrytej gdzieś pod ławami dla szlachty nikt nie zanotowałby zapewne tego faktu i wydarzenia w klasztorze mogłyby potoczyć się zupełnie inaczej. Wielu ze stojących za Kedgardem murem łotrów mogło przymknąć oko na rabunek, lecz śmierć księdza, nawet jeśli przypadkowa była już przekroczeniem granicy. Zadźwięczało wyciągane z pochwy ostrze, a gdzie wśród zgrai łotrów jedno ostrze zaśpiewa nie trzeba czekać długo aż zawtórują jej inne...

Mniejsza Brama

Arms po raz ostatni zwrócił się do Panienki o opiekę i widząc już w bramie cień zbrojnego podniósł miecz do zabójczego cięcia gdy tylko ten wstawi do środka swą parszywą głowę.
Syn tej ziemi, którego rodzina od pokoleń stawała w poczcie D`Arvillów nie wahał się ani chwili gdy pierwszy z tych, którzy zmierzali w inną stronę niż wszyscy przekroczył próg miasta, które ślubował bronić.
Miecz spadał równo i tylko nadzwyczajnej opatrzności Najjaśniejszej Panienki trzeba oddać to, że Arms zdołał dostrzec symbole na opończy człowieka, który nadstawił kark pod jego ostrze. Miecz skierowany z wysiłkiem na bok zazgrzytał o kamienie bramy skrząc setki iskier. Tym który jako pierwszy wszedł do miasta był jego kompan Anton Czerep, którego wraz z innymi Tupik wysłał Kedgardowi jako posiłki.
- Co do cholery?! - Wydyszał Arms.
- Wy tutaj? - odpowiedział mu równie zdziwiony Anton
- A zbóje?
- Jacy zbóje?

Arms wyjrzał przez ramię towarzysza wskazując ludzi Młokosa gramolących się tuż za jego towarzyszem.
- Z nami są. Gildia stanęła po stornie Lorda, trzeba tylko wieści roznieść gdzie się da.
Z Armsa i jego oddziału napięcie zeszło razem z wydychanym powietrzem. Gdyby zostali pod główną bramą choć kilka chwil dłużej, gdyby zdołali usłyszeć rozkaz jaki przyniósł Gustavo od Kressa zapewne nie zamieniliby ze swoimi druhami nawet słowa ginąć w obronie Mniejszej Bramy i jednocześnie zabierając ze sobą możliwie wielu z tych, którzy teraz po opanowaniu tłumy wjeżdżali pochylając się pod sklepieniem...
 
Akwus jest offline  
Stary 04-01-2011, 19:48   #169
 
Icarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Icarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputację
Profesor rozdzielił zadania. Bardziej niebezpieczne przypadło profesjonalistom. Klaus i Jerome mieli zdobyć kolaskę z podatkami. Wierzył że Klaus sobie poradzi poza tym to jemu a nie Profesorowi brakowało wyzwań. Heinrich wraz z Ryszardem poszli po konie.

- Ryszardzie zajmiemy się prostszą sprawą. Musisz jednak wiedzieć że czasami trzeba pobrudzić sobie ręce. Miejmy nadzieję że jak najrzadziej i jak najmniej czasami jednak trzeba. I dziś trochę je ubrudzimy... Wiedz jednak że nie ucierpi na tym nikt tak naprawdę prawy.

Kłamał jak z nut ale nie chciał obciążać dodatkowo sumienia kowala. Poza tym to Klaus będzie brudził w końcu to jego działka. Zresztą kto jest prawy w dzisiejszych czasach?

Zabrali konie oddali się w las. Po łuku doszli do orientacyjnego miejsca gdzie mieli spotkać się z resztą. Odgłosy walki usłyszeli już w połowie drogi. Nikt na nich jeszcze nie nastawał walki skupiły się w koło kolaski z podatkami oraz osoby kolektora. A przynajmniej tak to z daleka wyglądało w prześwitach drzew.... Strażnicy na linii drzew nawet nie jęknęli. Padli powaleni bełtami i strzałami. Na skraju polany widniał jeden z nich dostał przynajmniej dwoma. Na polanie rzecz wyglądała dość ciekawie. Napastnicy zdobyli kolaskę po zaciętej choć krótkiej walce. Ale każdy ze strażników zabrał przynajmniej jednego napastnika ze sobą. Byli czujni nie ma co.... Grupa od kolaski podzieliła się na dwie części. Ośmiu ludzi ruszyło w stronę tygla jaki utworzył się przy osobie kolektora. Gdzie kapitan najwyraźniej radził sobie nie najgorzej mimo przewagi wroga. Ostrzeżenie się przydało.... Lecz kolejni napastnicy mogli już przypieczętować jego los. Kolejnych ośmiu miało odprowadzić kolaskę jednak wypadła na nich czeladź z taboru. Prowadzona przez jakiegoś sierżanta i pijanego rycerza. Szło z nimi ośmiu ludzi. Sześciu napastników na koniach zrobiło nawrót by się z nimi rozprawić. Dwóch wyjechało kolaską z polany. W stronę brodu w stronę kolejnych jak domyślał się Profesor sił napastników.

Gdzie jest ten cholerny Klaus pomyślał Profesor. Czemu go nie ma? Może zginął? Udało im się wyprzedzić kolaskę czaili się między brodem a polaną.
Widział jak go mija..... I nagle się zatrzymała. Chwila to przecież Klaus! Jak ten szelma to zrobił? Cóż z pewnością mu wyjaśni. Klaus niósł z Jeromę jedną ze skrzyń uginali się pod jej ciężarem.

-Obie wypełnione złotem sprawdzałem. A w środku jest jeszcze jedna... -rzekł Klaus uśmiechnięty

Profesor już oczami wyobraźni widział to bogactwo ... Ich kłopoty się skończyły... I nagle usłyszał konie cholerna obstawa kolaski wracała i to najwyraźniej nie sama.

- Na mój słuch i oko 10 panie najmniej. -powiedział przełykając ślinę Jerome.

Szlak szlak zawsze komplikacje. Cóż przyjdzie im tu stawić im czoła i być może zginąć.

Nagle szarpnięcie... Co jest do cholery znów?- pomyślał Wolfbrog. Upadł zobaczył tylko oddalającego się biegiem Kowala Ryszarda. Coś mu wyrwał tak? Tak zabrał jego dynamit! Co ten dureń....

Już widział wszystko się wyjaśniło w jednej ręce Ryszard ściskał zapaloną lampę w drugiej dynami łącznie ze swoim miał tego 4 laski. Wsiadł do kolaski i popędził konie w stronę brodu.

-Tam są.

Odział popędził za nim. Jak się zorientowali nieważne.... Popędzili za tym szaleńcem. Nie dostrzegli ich. Jeromę i Klaus już przytomnie zakopywali i maskowali skrzynię. Trzeba przyznać Profesor by się nie zorietnował że coś tam było chowane. Zaznaczyli sobie to miejsce jeszcze dyskretnie. I odjechali...

-Na bohaterstwo mu się zebrało kretyn

Ale w gruncie rzeczy wiedział że uratował im życie. Po dłuższej chwili usłyszał olbrzymi wybuch. Połączony z chlustem wody jakby olbrzym wdepnął w naprawdę wieelką kałuże. I krzyki przeraźliwe krzyki....

Żal mu było Ryszarda... No i biednych koni... Jak w tej estalijskiej piosence koni zawsze żal.
 

Ostatnio edytowane przez Icarius : 04-01-2011 o 20:05.
Icarius jest offline  
Stary 04-01-2011, 21:02   #170
 
Eliasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Eliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputację
Jak to zwykle bywało nic co dobre nie trwało zbyt długo... a już na pewno nie na zamku D’Arvilów, tym razem jednak zamieszanie i zdrada przeszły same siebie... Tupik widział jednak w tym dobrą stronę medalu - kończył się czas niepewności i wyszukiwania zdrajców - ci ujawnili się sami najwyraźniej nie chcąc już dłużej czekać, lub czując się wystarczająco silnymi.

Stajnia i kuźnia stanęły w ogniu a na widok zdradzieckiej służby Tupik przeklął tak szpetnie, że nie jedna portowa dziwka zarumieniłaby się ze wstydu to słysząc.

Gdy usłyszał rozkaz wydany przez Zygfryda skinął głową i potwierdził
- Nie otwierać bram !
Służba - gasić ogień !
- Straż - słuchać Zygfryda ! - rzucił w przypływie mądrości widząc, że i rycerzowi nie w smak otwarcie bram i wpuszczenie motłochu , wśród którego musiało kłębić się od zdrajców.
- Wy dwaj, pilnować bramy jak oka w głowie - nakazał strażnikom na murze, którzy mieli strzelać w razie potrzeby do motłochu.

Skrzyknął też czterech najbliższych strażników i ruszył z nimi po Panicza, przypuszczając , że zamachowcy celowo odwrócili uwagę .
Zamierzał sprawdzić co z nim a obawy o jego stan podsuwały mu wizje kowala pozostawionego w jego pokoju. “ Czy to nie z kuźni wyszedł ogień?...” - zastanawiał się Tupik pędząc korytarzem ze skromną obstawą.
Miał zamiar go zamknąć w komnacie wystawiając obstawę, ale po prawdzie nie ufał nawet strażnikom, choć po oficjalnej zdradzie służby - im musiał zaufać w pierwszej kolejności... Właściwie to ufał jedynie sobie, ale wiedział, że sam jeden niewiele zdziała przeciw gromadzie zdrajców.
Wiedział, że gdy chaos się skończy ostro rozprawi się ze spiskowcami, o ile ktoś wcześniej nie rozprawi się z nim...
Po drodze zdezorientowaną służbę posyłał do gaszenia pożaru, licząc, że Zygfryd poradzi sobie z jawnymi buntownikami. Zastanawiał się też coraz bardziej, czy nie będzie trzeba z paniczem zwiewać z zamku tajnymi wyjściami, wiele zależało od Zygfryda i stopnia do jakiego rozbucha się pożar.
 
Eliasz jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 12:22.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172