Duchowny słuchał słów posłańca co chwila kiwając głową. Osobnik był ważny pod względem militarnym, jak z resztą każdy goniec. Przenosił ważne informacje, które jeśli dostałyby się w ręce niepowołanych osób, mogłyby zadecydować o losach wielkiej bitwy a może nawet całej wojny.
-Znaki świetlne?- Sigmaryta zastanawiał się w duchu. Wszak żadne z nich nie miało czasu na takie coś. Z resztą oni nawet nie wiedzieli o tym iż obok miał pojawić się goniec. Świst strzały mógł oznaczać tylko jedno. Ktoś musiał śledzić gońca i korzystając z chwilowego jego postoju postanowił w końcu dopaść to, co wiózł mężczyzna. Gdy ten ranny spadł z konia Brat Konrad błyskawicznie do niego podszedł unosząc mu głowę lekko nad ziemię. Pocisk wszedł za głęboko a zmęczony i wycieńczony organizm nie miał szans.
Duchowny zamknął oczy człeka kręcąc głową.
-Niechaj droga do królestwa Sigmara będzie dla Ciebie szybka i prosta synu.- pobłogosławił ducha nieboszczyka, po czym wstał z klęczek i wejrzał w stronę, z której nadleciał śmiercionośny pocisk. Ciekaw był czy mroczne siły walczące z Imperium tego dnia przybędą w postaci zwierzoludzi, mutantów, orków czy zwykłych barbarzyńców z dalekiej północy. Cokolwiek się nie stanie, kapłan miał świadomość iż grupę czeka walka na śmierć i życie. Wciąż odczuwał lekki ból w ranie, która pozostała po potyczce z zwierzoludźmi. Wtedy Sigmar, miał jakieś plany wobec swego wyznawcy i pozostawił go cudem przy życiu. Kleryk modlił się w duchu, aby i tym razem tak było. Nie znał tak dobrze swoich obecnych kompanów i nie wiedział na co może ich stać.
Wiedział natomiast iż sam da z siebie wszystko, aby potyczka zakończyła się zwycięstwem słusznej i sprawiedliwej potęgi Młotodzierżcy, którego wola sprawiła iż to Konrad miał w jego imię walczyć tu, na ziemskim padole.
-Obdarz mnie łaską i spraw by pod twym świętym symbolem mój wróg padał gęsto...- syknął pod nosem, a chwilę później niebiańska moc wypełniła duszę Konrada. Moc tak silna i tak wspaniała, że żaden a żyjących na świecie artystów nie byłby w stanie jej opisać słowami. Moc, która w jednej chwili ulokowała się w głowicy zabójczego, dwuręcznego młota, który dzierżył Kapłan. Moc, która przybrała jaskrawe barwy żywego ognia. Moc, dzięki któremu Konrad będzie mógł przekuć słowa swej modlitwy w czyny.
__________________ A na sektorach, śląski koran, spora sfora fanów śląskiej dumy, znów wszyscy na Ruch katować głosowe struny! |