Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 31-12-2010, 16:19   #108
Ryo
 
Ryo's Avatar
 
Reputacja: 1 Ryo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputację
Papużka okazała się najsympatyczniejszym stworzeniem, jakie dotychczas spotkała na tym zapomnianych przez bogów (czy aby na pewno?) i (cywilizowanych, prawie wszystkich) ludzi lądzie.
Magini wciąż gwizdała do ptaka, przy okazji nie zamierzała poskąpić jadła w celu oswojenia nowego przyjaciela. Z torby jejmość wyjęła dużą pomarańczę, jak po obraniu okazało się soczystą, i rozdzieliła ją na kawałki. Używając przy okazji katalizatora zwanego cierpliwością, podzieliła się ze zwierzątkiem częścią pysznego owocu.

Wtenczas ptak radośnie reagował na takie gesty sympatii. Zlatywał z gałęzi na gałąź i odbierał pyszne kąski. W końcu nadeszła chwila, kiedy to spokój i spora doza cierpliwości zaowocowały naprawdę wspaniałym rezultatem: papuga weszła nareszcie na ramię pani czarnoksiężnik i zaczęła rozkoszować się smakołykami.

R. natychmiast przyszedł do głowy pomysł, jak może nazwać swego pupila (o ile nim zostanie, ale w końcu zawsze należało być dobrej myśli, więc - "chowańca").
- Roger, chcesz owocka? - zawołała do papużki i zagwizdała do niej. Niebawem w palcach dobrodziejki pojawiło się mango.

Roger wesoło pogwizdywał i kiwał się rytmicznie. Pokręcał zabawnie łebkiem, po czym zaczął delektować się nową przekąską. Czarny dziób był mocny, ptak mógł ponadto dziobnąć boleśnie, dlatego Magini szczególnie uważała, by owej papugi nie rozdrażnić ani nie spłoszyć. Od czasu do czasu korciło granatowowłosą, by ulubieńca pogłaskać po skrzydłach, jednak czuła, że na takie zabawy jeszcze nie czas. Dodatkowo zaś niedługo ferajna wraz z załogą Rosy oraz facetem w sukien... szacie ("I rajtuzach!" - wtrącił się złośliwy narrator) mieli się zbierać i iść dalej.

Roger nadal pozostał na "uczcie" na opiekuńczym ramieniu niewiasty, która odkryła w sobie nowy talent. Może nie była zaklinaczem papug, jednak dzięki dobremu podejściu do podopiecznego pierzasty przyjaciel pozostał na dłużej niż chwila. Podczas wędrówki przez gąszcze papuga nie odleciała w siną dal, ponieważ konsumował wtedy kawałki tropikalnego owocu zwanego jabłkiem. "Prezesik" był zadowolony, bo kiedy Magini chciała tym razem sama zakosztować rajskiego przysmaku, Roger polazł na bark czarodziejki i próbował dobrać się do czerwonego, soczystego owocu.

- Ale z ciebie łakomczuszek - rzekła z rozbawieniem do ptaka. - Jeszcze chcesz? - przy okazji pogwizdała do Rogera, który najwyraźniej uwielbiał gwizdy.
- AAAR! - pierzasty towarzysz zaskrzeczał i zgarnął sobie część jadła czarodziejki.

Cóż, o przyjaciół należało w końcu dbać. Również o tych nowych. Magini nie skrzywiła się z powodu lekkiej zachłanności Rogera, wyjątkowo nie narzekała, że zwierzątko nieco "pasożytuje" na jej zapasach jedzenia. Proces oswajania ptaka powiódł się na tyle dobrze, że tym razem ten dał się pogłaskać delikatnie po skrzydłach. Roger, najedzony i zadowolony, pogwizdywał melodyjnie. Zdarzało się nawet, że przedrzeźniał niektórych żeglarzy i towarzyszy R. Szczególnie upodobał sobie jednak przedrzeźnianie swojej pani.
- RaaaRARARAAA fiuu! - szczebiotał po własnemu ptaszek. Swoją wypowiedź zakończył gwizdem.

- Roger - Magini zagwizdała do pupila.
- RRROOO-ARRR! - ptak zaczął naukę nowych słówek.
- Ro-ger.
- RRRRROOO-ARARARAAAA! [I wanna some fruits, Missy!] - pupil chyba szybko się zniechęcił. Powrócił do gadania we własnym, papuzim języku. - FIIUIUIUIU ARRR! - [I know you have'at!]

- Ślicznie ci idzie, Roger - pochwaliła pupila R. i w nagrodę... wyciągnęła jeszcze jedno jabłko. - Chcesz jabłuszko? - zagwizdała do ptaka.
- ARRRRRARA FIUUU KRAAA! [Yeah, thazzat I want!]
Roger z radością przyjął nowy podarunek. Wkrótce papuga chrupała wyjątkowo soczysty kawałek owocu. Magini z wielką chęcią karmiła nowego zwierzaczka.
- Powiedz "Roger" - czarodziejka powróciła z równie dużym entuzjazmem do nauczania papugi.
Natomiast ptaszek z większą ochotą oczekiwał kolejnego rarytasu.
- ROOOO-AAARRR FIUFIU KRAAAAAK! [Say: I'll give ya some goody!] - zaskrzeczał i ozdobił swoją wypowiedź gwizdaniem.

Wyprawa przez dżunglę. Ekscytująca, ale również niebezpieczna. Wycieczka, podczas której szczególnie należało mieć oczy i uszy dookoła głowy. Było to bowiem miejsce, gdzie ludzka i nieludzka stopa nie zawsze mile bywała widziana. Azyl dzikich zwierząt i innych stworów, które strzegły tutaj swych legowisk.
W pewnym momencie podróżnicy zostali zaatakowani przez gobliny, lub jak też nazwał inaczej Ursuson: Naghwa. Jakkolwiek by to się zwało, oznaczało w obecnej chwili to samo: niebezpieczeństwo. Zwłaszcza, że małe, wredne i agresywne "ludziki" zaatakowały ich znienacka. Bestiariusz okazał się tym razem dużo użyteczniejszy niż wskazywało na to pierwsze wrażenie, gdyż Magini dowiedziała się, że owa rasa, która przeprowadziła szarżę na podróżnych, zwykła do sprawiania niespodzianek, nie zawsze zresztą przyjemnych. Księga nie kłamała, określając te stworki "małym kłopotem". Małym, pomnożonym razy kilkanaście, kłopotem, z którym na szczęście grupa zdołała się rozprawić.

Napad na załogę Rosy oraz poszukiwaczy fuchy (i ogromnej ilości złota) musiał obowiązkowo zwieńczyć troll. Wysoki na jakieś cztery metry stwór, na dwa i pół metra szeroki - co prawda gabarytowo na tle swych pobratymców wyglądał, jakby był na diecie, ale mimo wszystko dla pani Magini takie spotkanie nie miało w sobie za grosz uroku.
Wtenczas przewertowała Księgę Potworów, która po raz kolejny ją uratowała swą radą. Okazało się, że choć potwór mocarny był, to jednak na niego znalazła się metoda jak na głoda. Jak nawet Achilles swój słaby punkt posiadał w stopie, tak u trolla takie miejsce znajdowało się w klatce piersiowej, jak głosił bestiariusz, zanadto ścierwo ognia ani światła nie znosiło.

W tym momencie aż pragnęło by się krzyknąć: "Więcej światła!". Istota w tarapatach woła, Pan Bóg liny rzuca. Odnośnie powrozu, to jak na zawołanie z góry ktoś go właśnie rzucił. Niektórzy z ferajny skorzystali z tego koła ratunkowego; ponadto został telefon do przyjaciela oraz pytanie do publiczności.
Owa droga ucieczki prowadziła na... statek? Na Latającego Holendra? Czy to była ta Rosa, najwspanialszy statek, co nie tylko pływał po siedmiu morzach, ale też, jak pokazywała ta sytuacja, wznosił się w powietrze? R. nie miała czasu się nad tym zastanawiać. Zresztą, do stu piorunów - jest przecież Maginią. Światło chociażby potrafiła wyczarować. Wtenczas jednak musiałaby ryzykować, by skłonić draństwo do chylenia się ku ziemi (bynajmniej nie w sensie oddawania jejmości pokłonów).

A to oznaczało, że... pora się zabawić!
Ciekawe, czy ten osiłek załapał, o jaką zabawę może chodzić Magini.
- Świetnie, mi też jest ciebie... niemiło poznać! - ciemnowłosa zatrzasnęła prędko księgę, schowała ją do torby. Szybko też uskoczyła przed ewentualnym ciosem ze strony paskudy. - Co powiesz na zabawę w zabijaka!?

Swój czar wymierzyła tam, gdzie potwór mógł mieć serce.
- Ja tutaj jestem the Great Spirit, a ty pragnienie - dodała nieco zuchwale. A złoto, jak Magini wiedziała, było tylko dla zuchwałych. - Ja ci przystrzelę w serducho i dam oświecenie. Co powiesz na to!

Potwór zamruczał, a później zaryczał. Może nie spodobało mu się, co żółtooka do niego rzekła, A Może to oznaczało, że pomysł bardzo mu się spodobał.
- Widzę, że jesteś jak na lato! - pani czarnoksiężnik trzymała nadal bezpieczny dystans względem trolla. - So let's the party begin!
___
Użyty czar: Oszołomienie
 
__________________
Every time you abuse Schroedinger cat thought's experiment, God kills a kitten. And doesn't.

Na emeryturze od grania.
Ryo jest offline