Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-01-2011, 11:58   #123
Cold
 
Cold's Avatar
 
Reputacja: 1 Cold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputację
Dziewczyna nie odpowiedziała. Uznała to za początek walki i nie zamierzała dłużej czekać na jakiekolwiek ruchy ze strony Szajela. Był to jej przeciwnik, i tak musiała go potraktować.
Sięgnęła po flet przypięty do paska i dmuchnęła po chwili w ustnik. Z instrumentu wydobyła się mistyczna melodia, która pognała w kierunku Nieskończonego. Zwodniczy Rapsod miał na celu uwięzienie Szajela w iluzji. Nieskończony nagle znalazł się w sporym pomieszczeniu, wypełnionym po brzegi wieszakami z kolorowymi strojami do tańca, z masą stojaków na ozdoby nie tylko do ciała, ale także z przeróżnymi spinkami i innymi pierdółkami, które Szajel mógł użyć do wczepienia we włosy. Gdyby tego było jeszcze mało, do zagłębienia się w tym pomieszczeniu zapraszały istotki łudząco przypominające jego przyjaciółkę - Rozi. Tańczyły one radośnie, przebiegając pomiędzy regałami.
Korzystając z okazji, że Szajel uwięziony był w iluzji, Chichiro chwyciła pewniej za swój flet i zaczęła wygrywać kolejną melodię, która tym razem brzmiała znacznie mniej przyjemnie, niż Zwodniczy Rapsod.
Tym razem przyszła kolej na wypróbowanie Miażdżącej Pieśni. Chichiro wiedziała, że nie mogła przesadzić z tym zaklęciem, aczkolwiek musiała pokazać Generałowi, na co ją stać i że wcale nie jest bezbronną istotą. Rozpoczęła grę na flecie
Szajel stał w miejscu z rozmarzonym spojrzeniem. Jednak w głowie przechadzał się między regałami trzymając małe stworzonko za łapkę i przeglądając coraz to nowe stroje i błyskotki. Nie wiedział jak się tu znalazł. Ale był naprawdę szczęśliwy.
Gdy tylko Chichiro rozpoczęła grę, by utkać nowe zaklęcie, iluzja zniknęła w mgnieniu oka, a Szajel powrócił do rzeczywistości. Stroje, błyskotki i małe Rozi wyparowały, a Chichiro wygrywała już melodię Miażdżącej Pieśni.
Szajel zamrugał wracając do może nie szarej, acz do rzeczywistości.
- Gdzie się podziały stroje i Rozi? - spytał głośno, a odpowiedziało mu "Piii" z ramienia generała. Dopiero teraz arlekin poczuł, że coś go ściska, póki co nie była to jakaś potężna siła, acz było to kłopotliwe. - Czemu już nie ma tu tych ubrań... - mruknął rozczarowany. Postanowił użyć do ucieczki Bajecznej eskorty, jednak siła naciskająca na niego była na tyle kłopotliwa, że wytrącony z rytmu pomylił kroki i szybki taniec nie zadziałał.
Chichiro wciąż wygrywała melodię na swoim instrumencie.
Szajel był lekko zirytowany, zwłaszcza, że ucisk był strasznie denerwujący. Tancerz uniósł dłonie i wykonawszy kilka piruetów zaczął tworzyć pod swymi stopami słup wiatru. Pilar powietrza rósł bardzo szybko wynosząc tancerza poza obszar uciskającej go muzyki. Szajel spojr
zał z góry na Chi po czym z gracją zeskoczył ze słupa i... wbił w niego sztylet rozcinając filar powietrza na dwie części uwalniając tym samym wichurę o potężnej mocy. Silne podmuchy wirującego wiatru wydobyły się spod stóp Tancerza, porywając ze sobą Chichiro i wysyłając ją poza granice platformy, gdzie niechybnie groził jej upadek z wielkich wysokości. To samo stałoby się z generałem, gdyby w porę nie chwycił się gałęzi podpierającej platformę. Lecz od czego były skrzydła? Dziewczyna spróbowała jak najszybciej złapać kontrolę nad własnymi ruchami i wzbić się pospiesznie w powietrze, unikając tym samym roztrzaskania się o twardy grunt. Gdy tylko udało jej się wrócić na pole walki, klasnęła dłońmi, by dźwięk o niewielkiej sile uderzył w Szajela.
Szajel zamachał skrzydłami z niezwykła energią i z szaleńczym uśmiechem ruszył w stronę dziewczyny. Leciał niezwykle szybko robiąc piruety, wirując i niemal skacząc w powietrzu.
- Pokaż mi swoją broń! - krzyknął głośno i nagle wystawił przed siebie rękę wystrzeliwując z niej wyładowanie elektryczne w stronę dziewczyny.
Dwie magiczne energie skrzyżowały się, emitując przy zderzeniu skrzące wiązki i dźwięk ścierającego się żelaza. Bitewna Nuta Chichiro okazała się słabsza, gdy Iskra Szajela sforsowała ją i pomknęła do dziewczyny. Skrzący pocisk uderzył błyskawicznie, nim dziewczyna zdążyła go uniknąć. jej ciało przeszło lekkie wyładowanie eleketryczne, na sekundę obezwładniając jej skrzydła.
Niemy okrzyk wydobył się z ust dziewczyny, kiedy to dostało jej się z wyładowania elektrycznego. Przez sekundę, która wydawała się trwać o wiele dłużej, straciła kontrolę nad swoimi skrzydłami i zaczęła spadać w dół. Nim jednak rozbiła się na miazgę, jej skrzydła powróciły do 'życia'. Wzbiła się pośpiesznie w powietrze.
Taniec Szajela w tym czasie zmienił się, zaczął poruszać się z większą dzikością, stalowe sztylety błyszczały w słońcu gdy arlekin wirował na niebie. W momencie gdy Chichiro na powrót odzyskała władzę w skrzydłach młody tancerz wystawił przed siebie doń w której trzymał jedno z ostrzy. Z broni nieskończonego wystrzeliła smuga różowej elektryczności, formując się w dziewięć elektrycznych motyli, które ruszyły w stronę dziewczyny.
- Pokażesz mi ją w końcu!? - krzyknął to już lekką irytacją w głosie.
Chichiro, kiedy zorientowała się, co się święci, szybko klasnęła ponownie dłońmi. Postanowiła ponownie użyć Bitewnej Nuty, w końcu nie miała innego wyboru. A zauważyła, że Szajel coraz bardziej irytował się faktem, iż nie może zobaczyć odpieczętowanej broni Chichiro. A jak wiadomo, poirytowanego przeciwnika łatwiej pokonać. Różowe motyle w zetknięciu z potęgą dźwiękowego czaru zostały rozproszone, znikając w powietrzu. Zaskoczenie tancerza pozwoliło Chichiro na wykonanie kolejnego ruchu.
Dziewczyna ponownie sięgnęła po swój flet, lecz nie zamierzała odpieczętować broni. Mistyczna melodia Zwodniczego Rapsodu znów zaczęła dźwięczeć w uszach Szajela, a Chichiro powoli zbliżała się do przeciwnika. Miała nadzieję, że gdy znajdzie się wystarczająco blisko, będzie mogła ponownie użyć Miażdżącej Pieśni. Oczy tancerza stały się nieobecne, wyglądał jakby spoglądał w bardzo daleki punkt. Jego ruchy ustały, a ciało zastygło w swej pozycji. Tancerz nieubłaganie spadał w dół, gdzie czekało na niego czołowe zderzenie z drewnianą platformą jednek z biedniejszych dzielnic miasta. Chichiro poleciała za nim, przytykając do ust swój instrument, gotując się do decydującej gry.
Iluzja podziałała, a Szajel znalazł się na środku wielkiego placu. Wokół niego ponownie zebrały się malutkie Rozi, lecz tym razem ze złośliwymi uśmieszkami na malutkich buźkach. Wszystkie, jedna po drugiej, zaczęły wytykać Nieskończonego łapkami, śmiejąc się głośno. Gdzieś w oddali różowowłosy usłyszał odbijające się echem nazwisko tak dobrze mu znane, bo jego własne. A istotki śmiały się coraz głośniej...
Szajel pierw przywitał wiele klonów Rozi z uśmiechem, jednak po chwili wszystko się zmieniło. Zaczęły się z niego śmiać, jego przyjaciółki, jego jedyny przyjaciółki. Śmiały się z nazwiska które brzęczało w jego głowie głośniej i głośniej. Tancerz opadł na kolana i zaczął ciągnąć swoje włosy jak gdyby chciał je wszystkie powyrywać. Stopniowo łzy zaczęły napływać do jego oczu a w raz z nimi pojawiały się wspomnienia. Deszcz, krew, ojciec, dzieci z amfiteatru, głód, ból... Szajel krzyknął głośno i w tym momencie wizja została przerwana. Spadał na drewnianą platformę ledwo zasłaniając się skrzydłami. Nie to teraz było ważne. Wzrokiem wypełnionym szaleństwem Szajel rozejrzał się. I nigdzie nie zobaczył swojej Rozi... czy ona tez odeszła? W tym momencie jakaś potężna siła ścisnęła go blokując wszystkie ruchy. Coś chce go dopaść. Jest tylko jedno wyjście, tylko jedna osoba do której może się zwrócić, on sam, tak on sam.
Tancerz próbował się wyrwać jednak pieśń tylko mocniej go ścisnęła, zabłąkane oczy pełen szaleństwa i wewnętrznego bólu spojrzały na sztylety. Jedyna osoba, jedyna...
- Na...- powiedział cicho jak gdyby wystraszony a jego broń zaczęła świecić różowym światłem. - Na.. sie...- wymruczał jeszcze głośniej, a sztylety zaczęły jasno świecić. Pojawiło się coś jeszcze, gdzieś na granicy świadomości wszystkich zebranych, jakiś dźwięk, póki co jeszcze nie zidentyfikowany. Czuć było tez wyraźny przypływ mocy jaka wędrowała ku broni. Nie była to moc jak w przypadku uwolnienia Urzjela upadłego. Jednak było w niej coś dziwnego.Chichiro nie przestawała grać, choć otworzyła oczy i spojrzała na Szajela. Działo się coś dziwnego, ale co takiego? Miała przestać czy kontynuować? Jej wzrok skierował się ku Generałowi, jakby szukając u niego odpowiedzi na wszystkie pytania. Nie, nie mogła szukać u niego pomocy. By udowodnić jemu, sobie, a nawet Yasu, że jest najlepszym Tkaczem Pieśni młodego pokolenia, musiała podjąć decyzję sama. Jeśli Szajela wybrano do tak niebezpiecznej misji, to powinien sobie dać radę z magią dziewczyny, która tylko ukończyła Akademię.
Z każdym różowym błyskiem oczy tancerza wyrażały coraz większy strach,smutek oraz obłęd. Jak gdyby sam obawiał się tego co ma zaraz nastąpić.
- Dosyć! - za Szajelem wylądował generał, a gdy Chichiro odjęła flet od ust, generał schylił się nad Szajelem, ręką głaszcząc go po włosach.
Na ramię, wyzwolonego spod wpływu pieśni, tancerza przeskoczyła Rozi, która wydając z siebie lękliwe popiskiwania przytuliła się do jego skroni.
- Już koniec... - powiedział cicho Thornhead. Wszystko dobrze.
Jego głos... Był taki ojcowski i cierpliwy...
- Porozmawiamy w karczmie. - powiedział do Chichiro, puszczając do niej oko.
Obecność Rozi zadziała niczym kojący eliksir na nerwy Nieskończonego. Ta prawdziwa nie śmiejąca się Rozi. Broń zgasła momentalnie, a dźwięk który gościł na granicy świadomości każdego z tu obecnych wraz z nią. Szajel objął się rękoma i zaczął delikatnie kiwać się w przód i w tył mrucząc pod nosem.
- Harl zabronił,, Harl zabronił... Harl zabronił...
- Przepraszam - mruknęła Chichiro, przechodząc tuż obok Szajela. Co dziwne, wcale nie była z siebie zadowolona. Czuła, że przesadziła z tą iluzją. - Przepraszam - powtórzyła, po czym ruszyła bez słowa w stronę karczmy.
Tam spotkała się z generałem. I choć było jej głupio z powodu swojego wcześniejszego zachowania, okazało się, że mężczyzna wcale nie o tym chciał rozmawiać.
Thornhead przyjął niebieskowłosą Nieskończoną do drużyny, widząc w niej coś więcej niż tylko ładne ciało. Czyżby zobaczył w niej potencjał? Talent? Coś, czego inni nie zauważali, zaślepieni przez ciało Skrzydlatej?
W końcu jednak przyszedł wieczór, czas balu. Yasu, jak obiecał, zjawił się na czas. Nawet pokwapił się, by zapukać po nią.
Gdy tylko otworzyła drzwi, Nieskończony stanął jak wryty. Jeszcze nigdy dotąd nie widział w Chichiro pięknej dziewczyny - była dla niego tylko rywalem, a na dodatek wywodzącym się z arystokratycznej rodziny.
W końcu jednak tylko się uśmiechnął i wyciągnął ramię, by poprowadzić swoją towarzyszkę na miejsce.



Chichiro przechadzała się po głównej sali, przyglądając się z ciekawością wszystkim zebranym. Od czasu do czasu zagadywała do nieznajomych, powalając ich swoją charyzmą i seskapilem.
Gdy skończyła krótką rozmowę z przypadkowym Elfem, naciągnęła rękawiczki i rozejrzała się dookoła. Miała wielką nadzieję, że wśród tych wszystkich osobistości nie natrafi na swojego własnego brata.
Kątem oka ujrzała gdzieś w oddali znajomą postać. Zaczęła baczniej rozglądać się w poszukiwaniu owej persony, ale jak się miało okazać, szybko pożałowała.
- Yue?! - nieświadomie krzyknęła, a gdy zdała sobie z tego sprawę, zaczęła się chować za innymi, by tylko Nieskończony jej nie zauważył. Przecież nie mogła dać się przyłapać na łamaniu obietnicy.
Wyszczerzyła zęby do jakiegoś mężczyzny, który zorientował się, że dziewczyna próbuje się za nim skryć, po czym jak gdyby nigdy nic odsunęła się na bok, udając, że zauważyła kogoś znajomego po przeciwnej stronie sali.
 
__________________
Jaka, sądzisz, jest biblia cygańska?
Niepisana, wędrowna, wróżebna.
Naszeptała ją babom noc srebrna,
Naświetliła luna świętojańska.
Cold jest offline