"Co tu do cholery jest grane?" - pomyślał Zygfryd gdy dowiedział się o nadaniu szlachectwa Tupikowi - "Raz nizioł jest w niełasce, a za chwilę staje się szlachcicem i to do kurwy nędzy dowódcą straży. Albo panicz sfiksował, albo ten cwany maluch karmi go jakimiś grzybkami. Kurwa!!!"
W tym momencie jego rozważania przerwały odgłosy larum i smuga dymu znad stajni. Rycerz pobiegł pędem w miejsce zdarzenia. To co zobaczył nie napawało go optymizmem. Stajnia paliła się w trzy dupy, służba biegała w tę i z powrotem próbując gasić płomienie, a chaos potęgowało niezdecydowanie zbrojnych. Zygfryd musiał zareagować. - Nie wpuszczać nikogo do zamku! - krzyknął do żołdaków, którzy z takim pomysłem się nosili. Wtedy nagle zawrzało, ni stąd ni zowąd wśród służby pojawiły się ostrza i polała się krew. - Straż do mnie, do kurwy nędzy! - krzyczał rycerz - Rozbroić skurwysynów!
I sam z wyciągniętym mieczem rzucił się w wir zamieszania, płazując kogo popadnie. |