Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-01-2011, 16:57   #124
BoYos
 
Reputacja: 1 BoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputację
Chłopak sączył pomału wywar, przesiadując sam. Głowa bolała go od myśli, a ciało było wykończone. Mimo, że jego umysł był w innym wymiarze, odczuwał ten sam ból, którego doznał tam. Najbardziej piekła go dłoń.
Sasha draniu...
Pomyślał ślepo wlepiając wzrok w stolik.
Cisza wydawała się najlepszą rzeczą, jaka mogła go spotkać. Sącząc po cichu, siedział i myślał...aż w końcu pojawiły się pierwsze osoby.

Gdy delegacja weszła, znał prawie wszystkich. Vanille. Podstępna bestia. Jednak takie osoby najlepiej atakować ich metodą. Wybić się dzięki jej reputacji. Taki był jego mały plan. Przez cały czas, gdy delegacja rozmawiała z Generałem, on utrzymywał kontakt wzrokowy z Vanille. Dowiedział się o balu. Musiał załatwić jakiś strój, bo jako podartuch wejść raczej nie powinien.

Gdy Generał ogłosił koniec narady, Yue wstał i wyszedł z budynku. Było ciepło. W jego szatach zaczęło być mu gorąco. Rozejrzał się i ruszył jedną drogą. Miał zamiar znaleźć krawca, albo przynajmniej sklep z szatami. Po drodze idąc, zauważył wodospad spadający z drzewa. Podszedł i zamoczył głowę. Woda leciała mu po karku i włosach.
Bo się PRZEZIĘBISZ! - głos w jego głowie odbił się echem. Sam Yue podskoczył i upadł na tyłek. Złapał się ręką za głowę.
Jak To! Przecież...walczyliśmy...jak on się odzywa...
Jego źrenice powiększyły się nieznacznie. Nie mógł zrozumieć.
Mówiłem Ci. Odbieram Ci ciało. Minęło 100 lat.
Czemu ten głos tak huczał w jego umyśle. Przecież to jego dusza. Jak dusza chce przejąć ciało. Było to jakieś ciało obce. Musiał się go pozbyć. Ale...Sasha był dużo potężniejszy od niego samego. Nie miał nawet pojęcia jak go pokonać. Bez uwolnienia...wydawało się to niemożliwe.
Spojrzał przed siebie. Przechodni patrzyli na chłopaka siedzącego na ziemi, jednak generalnie przechodzili dalej nie przyglądając się dłużej niż 5 sekund. Podniósł ręce i spojrzał na nie. Były brudne od piachu. Podniósł się po chwili i podszedł jeszcze raz do wody. Opłukał ręce i głowę, a następnie ruszył przed siebie.

Chodził oglądając różne sklepy. Krawca nie znalazł, lecz znalazł sprzedawcę szat. Sklep nie różnił się od innych, poza tym, że na wystawie był manekin ubrany w szatę balową. Chłopak bez większego namysłu pchnął drzwi i wszedł do środka. Chłód zagościł na jego ciele. Było tam dość zimno jak na warunki panujące na zewnątrz. W środku było wiele stoisk z szatami, od różnych krojów i kolorów. Za ladą siedział stary Elf. Jego oczy wiekowe, mówiły o doświadczeniu życiowym.
- Witam. - przywitał się Yue.
- Dzień Dobry. - odparł Elf, który badał bacznie chłopaka.
Zaczął przeglądać szaty, jednak nie znał się za bardzo na nich. Wszystkie wydawały mu się dobre. Musiał jednak znaleźć coś niezwykłego. Po 10 minutach poszukiwań, poddał się. Nie miał pojęcia, jak Nieskończone potrafią chodzić i przebierać w ciuchach całymi dniami.
- Czy ma Pan jakąś szatę dla mnie? Która by pasowała?
Elf podniósł się z miejsca i ruszył w stronę chłopaka. Z kieszeni wyjął miarkę, którą zmierzył Yuego od dołu do góry i w szerz.
- Jest jedna...niechciana. Zapomniana. Jednak Ty jej pasujesz. Ona Cie wybrała. - odrzekł swoim grubym, ciężkim głosem.
Odwrócił się i ruszył w stronę wiszących szat. Odsunął je ręką i oczom Yuego ukazała się biała szata wyjściowa z dodatkami niebieskiego koloru.
Chłopak ucieszył się. Jego wyprawa do sklepu kończyła się. Jednak pozostawał jeden niewyjaśniony do końca temat.
- Ile się Panu należy? - zapytał podchodząc do lady za mężczyzną.
- 60 Neveronów. - odparł.
No i bęc. Miał przy sobie 50.
- Mam tylko 50...nie da się spuścić? - zapytał z nadzieją.
Elf pokiwał głową.
- Niestety. I tak ciężko o takie szaty, a ceny jedzenia rosną. Nie mogę.
Yue skrzywił się. No nic. Odwrócił się na pięcie i zaczął iść do wyjścia. Nagle jego uwagę przykuł płacz. Mała elfka wybiegła zza drzwi, które były za Elfem. Cała się trzęsła.
- D..D..Dziadku! Mó..mój słonik! - powiedziała z płaczem. Trzymała w ręku słonika z porcelany. Był pęknięty w połowie.
- Oh. Kochana...klej się skończył...Ale dziadek coś wymyśli. - powiedział cicho i z troską.
- D..dziadku! - jąkała się dalej. Ale To mój ulubiony słonik! Ja chce...Ja chce taki sam! Bo to od mamy! - powiedziała z przekonaniem. Dziadek wyglądał na zakłopotanego.
Yue odwrócił się i podszedł do lady. Wyciągnął rękę do młodej elfki i powiedział.
- Witaj młoda Damo. Jestem najlepszym twórcą słoników w całym Minas'Drill. - przedstawił się Yue dziewczynce. Ta przestała płakać i patrzyła swoimi okrągłymi oczami na chłopaka.
Yue podniósł rękę. Nagle zaczęła pojawiać się woda. Gdy uformował kulę, ta upadła na blat rozlewając się. Następnie zamachnął się ręką i woda złączyła się z powrotem tworząc słonika.
- Twój słonik będzie niezwykły. Będzie posiadać duszę! - Elfka patrzyła jak zaczarowana na cały ten proces. Jej oczy przypominały 5 zł.
- Dusza już jest. Teraz damy mu ciało! - Yue przystawił rękę. Woda zaczęła zamieniać się w lód. Jednak był to bardzo ciasno zbity lód, białego koloru. Po krótkiej chwili zaczął przypominać porcelanę. Złapał słonika i podał dziewczynce.
- Nazwij go jak chcesz i opiekuj się nim.
Elfka nie czekając dłużej złapała słonika i na jej twarzy pojawił się uśmiech.
- Dziękuję Bardzo! Jest Pan bardzo dobrym człowiekiem! - powiedziała zadowolona.
- Idź już do siebie. - polecił jej dziadek. Dziewczynka poszła machając Yuemu. Dziadek zamknął za nią drzwi.
- Nie prosiłem Cie o pomoc. Jednak...dziękuję. Niech będzie te 50 Neveronów. - powiedział stary Elf.


Yue bywał już na balach, więc nie był jakoś zdziwiony. Musiał dostać się do delegacji. Musiał zdobyć ich zaufanie. Ubrany w swoją szatę, ruszył przed siebie.
Generał z niemałym wysiłkiem przedarł się przez tłum dostojnych par, aby stanąć przed obliczem emisariuszy Wiecznego Królestwa i starszyzny elfów. Mężczyzna wymienił uprzejmości z rodakami, po czym Vanille Shiro'Ahk przedstawiła mu swą towarzyszkę - piękną, młodą elfkę o długich, złotych włosach, w szkarłatnej sukni balowej. Zheng ukłonił się nisko przed nią, po czym nawiązał rozmowę z piękną niewiastą i jej elfickimi towarzyszami.
Yue słuchając Ojca wziął z tacy od chodzących tam kelnerów lampkę wina i ruszył w stronę Generała. Nie czuł się dobrze w szacie, którą kupił, ale lepsza taka niż jego, podarta. Stanął w ich kręgu spojrzał na wszystkich. Rozmowa umilkła i stał się skupiskiem uwagi wszystkich.
- Witam, Springwater Yue. - przedstawił się ukłaniając nisko głowę.
Spojrzenia elfów były zaskoczonę tą śmiałością i bezpośrednością, ale na całe szczęście zachowanie maga nie wywołało w nich oburzenia.
- Witaj, drogi przyjacielu. - elfka odwzajemniła ukłon. Jestem Anatarel Viso'Eri.
- Księżniczka Viso`Eri. - poprawił ją jeden ze starszych elfów, o długich do pasa, rudo-złotych włosach.
- Ten śmiały chłopiec to syn Mizoira Springwater'a, Naczelnego Arcymaga Minas'Drill i przywódcy Kasty Wody. - odezwała się Shiro'Ahk, przymrużając swe srebrne, harpie oczy.
Usmiechnął się w stronę księżniczki i spojrzał w oczy Vanille.
- Ojciec polecił mi zatroszczyć się o bezpieczeństwo delegacji Minas'Drill. Dlatego pozwoli Pani, że będę towarzyszyć jej przez bal. A nóż wie, co się ma dziać.
Szlachcianka spojrzała zdumionym wzrokiem na Springwater'a.
- Delegacja to nie tylko moja osoba. - powiedziała wskazując dłonią swych towarzyszy, którzy wraz z nią wyglądali wśród elfów niezwykle egzotycznie. Doceniam pańskie zaoferowanie, ale z całą pewnością w tak dostojnym towarzystwie nie poczuję się samotnie. - uśmiechnęła się słodko do wszystkich w koło.
- Yue, Yue... ile to czasu już minęło. - powiedział beztrosko stojący Flaurent Imil. Nie widzieliśmy się od czasów ukończenia Akademii. - jego zamknięte oczy otworzyły się, spoglądając wyzywająco na Springwatera.
Flaurent Imil, syn jednego z najbogatszych Nieskończonych, już w Akademii był zdolnym czarownikiem, który podążał ścieżką Przyzywacza. Mimo iż od zawsze był zadufany w sobie, to bardzo często ironizował i krytykował małostkowe zachowanie arystokracji. Ten Nieskończony był typowym indywidualistą, i choć w czasie nauki w Akademii znał się z każdym, nie utrzymywał z nikim zażyłych stosunków. Traktował te znajomości wręcz z obojętnością, ale nie miał wśród uczniów żadnych wrogów.
- Mówię o wszystkich, droga Pani. - zwrócił się pierw do Vanille. Następnie spojrzał na Imila. Nigdy nie wchodzili sobie w drogę. Dwa różne charaktery, dwie różne osobowości. Nie wiedział, czy zamienili ze sobą więcej niż 2 zdania podczas roku szkolnego.
- Widziałem, że zdałeś egzaminy pomyślnie. Słyszałem, że ciężkie są początki Przyzywaczy. W sumie tak jak każda profesja... - zniżył ton.
- Magia Nieskończonych jest wspaniała. - powiedziała z zachwytem elfia księżniczka. Nasze rasy tak bardzo się różnią mimo wielu podobieństw. - przyznała.
W tejże chwili do towarzystwa podszedł elegancko ubrany sługa, niosący na tacy dziesięć kryształowych kieliszków z winem. Wszystkie dziesięć powędrowało do rąk elfów i czlonków delegacji. Generał Thornhead dostarczał rozrywki i towarzystwa Księżniczce Rodu Viso`Eri, opowiadając historie swoich przygód. Vanille Shiro'Ahk stała wśród swoich towarzyszy, z których żaden nie kwapił się do rozmowy i spoglądała na tłum zamyślonym wzrokiem, od czasu do czasu unosząc kieliszek do swych ust.
Wyłapując moment, kiedy rozmowy ucichły zwrócił się do Viso'Eri.
- Czy będzie Pani łaskawa wyjawić mi część historii powstania tego pięknego miasta?
Rozejrzał się po sali, w geście pokazując i mając na myśli całe miasto.
- Jestem pod wrażeniem. Pewnie nie jednego już zaczarowało, w ten sposób, że przeprowadził się tu na stałe.
Anatarel uśmiechnęła się.
- Ma pan rację. - powiedziała z radością błyszczącą w jej oczach. Evanalain jest bardzo wiekowym miastem... Nasi dalecy przodkowie zbudowali je, kiedy odnaleźli te nietypowe, puste drzewo. Wszystkie platformy miasta oparte są na gałęziach stworzonego przez nich, centralnego drzewa.
- Uczyłem się o tym rodzaju architektury. Typowe dla rasy Elfickiej. - odwzajemnił uśmiech.
- Czy Evanalain miało jakieś problemy z trasami kupieckimi? Albo z transportem wodnym? Jakieś napady i takie sprawy? - zadał kolejne pytanie.
Księżniczka zamyśliła się.
- Co prawda, zawsze były pewne problemy z innymi rasami zamieszkujące bagnistą część Ecleasii, ale ostatnio szczególnie naprzykrza się nam pewne plemię wężoczłeków.
- Właśnie o to mi chodziło. Nie wiem czy Generał zdążył powiedzieć, ale zostaliśmy przez nich zaatakowani. Nie powinienem się wtrącać bo to nie moja sprawa...ale stanowią one zagrożenie dla osób podróżujących i nie znających się na walce. Może powinniście w jakiś sposób ostrzec takie osoby? Przykładowo jakiś znak. Albo wynająć grupę, która załatwi problemy z wężoczłekami.
- Ależ wysyłaliśmy ludzi. - powiedziała zmartwiona elfka. Żaden oddział jednak nie wrócił. Próbowaliśmy też ze znakami, ale te łuskowate stwory sukcesywnie się ich pozbywali. Problemem jest ich znajomość tamtejszych terenów.
- Ciężka sprawa. - zamyślił się Yue - A zamierzacie coś z tym jeszcze zrobić? - spytał po chwili.
- Za pewne będzie to temat następnych obrad rady. - odparła.
- Rozumiem...- zakończył temat.
Odwrócił się i podszedł do samotnie stojącej Vanille.
- Czemu nie przyłączy się Pani do rozmów? - spytał
Kobieta spojrzała na maga.
- Czekam, aż ktoś mnie poprosi do tańca. - uśmiechnęła się kusząco.
Odwzajemnił uśmiech i pokłonił się, jak na balach się kiedyś robiło, zawijając ręką w koło.
- Czy zechce Pani uszczycić mnie tańcem? - zapytał z gracją.

Usłyszał swoje imię. Lampka wina mogła poczekać. Bardzo smakował mu tutejszy przysmak. Miał nawet w planach przyjechać to kiedyś jeszcze i zakupić więcej. Być może nawet na swoje urodziny, aby ugościć wszystkich których zaprosi. Odwrócił się w kierunku przyjścia dzwięku. Nic tam nie było. Dużo osób, które tańczyły. Także osobne, które stały i nic nie robiły. Jednak po chwili dostrzegł, kogoś kto się gwałtownie odwrócił za siebie. Możliwe, że zakradł się jakiś złodziej. Musiał zbadać sytuację. Obiecał przecież, że będzie miał na wszystko oko. A w obecnej sytuacji, większość jest już na poziomie upojenia alkoholowego. Ruszył więc w tamtą stronę.
Chichiro spojrzała za siebie i ujrzała przyjaciela idącego w jej stronę. Zaklęła cicho pod nosem i zaczęła przeciskać się pomiędzy gośćmi, próbując tym samym zniknąć z pola widzenia. Pech chciał, że źle stanęła i obcas utknął w podłożu.
- O nie, tylko nie to... - mówiła sama do siebie, próbując wydostać się z pułapki.
Goście odwracali się za siebie. Yue przyśpieszył kroku. Coś zaczęło mu się nie zgadzać. Gdy ostatnia para gości odwróciła się, chłopak przecisnął się miedzy nimi. Zobaczył dziewczynę, z dosyć ładną kreacją. Na tyle ładną, na chwilę się zamyślić. Jednak nie czekając dłużej, podszedł do niej i kucnął.
- Pomóc z tym? - zapytał patrząc na jej plecy.
Chichiro znieruchomiała. Było już po niej. Nie, jeszcze mogła wyjść z tej sytuacji cało. Byleby tylko nie spojrzeć za siebie. Byleby tylko nie zorientował się, że naprawdę niewiele Nieskończonych ma niebieskie włosy.
- Nie, ale dziękuję za chęci - odparła pośpiesznie, próbując wyciągnąć obcas ze szczeliny.
Ten głos skądś znał. Nieznajoma zbyt się spieszyła. Nie chciał jednak się narzucać.
- W takim razie musiałem się przesłyszeć. - powiedział i wstał. Odwrócił się i zaczął iść w drugą stronę.
Byłem pewny, że coś słyszałem...a ten głos...
Dziewczyna niespodziewanie wyciągnęła w końcu obcas, ale skończyło się to krótkim lotem w tył oraz nieprzyjemnym upadkiem na tyłku.
- Auć - jęknęła, ignorując fakt, że wszyscy się w nią wpatrywali.
Nagle stanął jak wryty. Wiedział kim jest owa osoba. Zaczął pomału, tak jak na horrorach, odwracać głowę. Gdy skończył ten proces wyciągnął rękę przed siebie i pokazał palcem na osobę siedzącą.
- Chichiro Hope! - niemalże krzyknął.
- Yue! - odparła, uśmiechając się i udając zaskoczoną. - Co za niespodzianka!
Podszedł do niej szybko i podał rękę, pomagając wstać.
- Co tu robisz? - zapytał
Ukrywam się przed tobą, ale coś mi nie idzie - cisnęło się na usta, lecz Chichiro powstrzymała się od takiego komentarza.
- Zostałam zaproszona - odpowiedziała, stając na równe nogi i poprawiając sukienkę. - A ty?
- Nie wiem czy pamiętasz takie rzeczy, ale jestem na misji. Niby miała być tajna, ale wydaje mi się, że wie o niej więcej osób niż sobie wyobrażam. TAKI BASTIAN pewnie. - dał nacisk na TAKI i BASTIAN.
- Jak to zostałaś zaproszona? - spytał
- TO jest ta NIEBEZPIECZNA misja? - również spytała, rzucając oskarżające spojrzenie chłopakowi. - Nikomu nie powiedziałam o żadnej... Chwila. Jaki był cel tej misji? - spytała zupełnie poważnie.
- Valeria. Mamy ją odnaleźć. Ładnie nas wyczyścili. Mieliśmy wielką drużynę, zostało nas 7. Z czego ostatnio...byłem świadkiem Upadku. - powiedział ciszej.
- Więc jak się tu znalazłaś?
Chichiro zaczęła sobie wszystko analizować. Czy to nie przypadkiem ta sama misja i ta sama drużyna, do której tego dnia się przyłączyła? Do której należał Szajel? Stała przez dłuższą chwilę, wpatrując się w Yuego z głupkowatą miną.
- Yasu... Yasu mnie zaprosił, ale go gdzieś zgubiłam. - Rozejrzała się dookoła, ale i tak nie znalazła swojego rywala. - Czy... Czy znasz Szajela?
- Szajela? Chodzi Ci o tancerza, który rozmawia z kwiatkami? Tak. Widziałem go w akcji. Czemu pytasz? - z ciekawością.
- Generał nic wam jeszcze nie powiedział? Dołączyłam do waszej drużyny - powiedziała, spoglądając Yuemu w oczy.
Jakby ktoś dał mu w mordę. Najpierw spojrzał na nią, oczami, nie ruszając głowy, spojrzał czy nikt go nie obserwuje. Może był w jakimś ukrytym show. Gdy ogarnął, że dziewczyna żartuje, uśmiechnął się i powiedział.
- Hehe, Nabrałaś mnie! Udało Ci się. - przyznał jej.
Dziewczyna westchnęła ze zrezygnowaniem. Nie zamierzała mu nic tłumaczyć.
- W takim razie do zobaczenia jutro rano, bo chyba wtedy wyruszamy w drogę, prawda? - powiedziała, powoli odwracając się na obcasie.
Nagle jego mina zmieniła się na poważną.
- Nigdzie nie idziesz. - powiedział stopując ją słowem w miejscu.
- Przekaże Generałowi, że wracasz do Minas'Drill. Chyba, że sama chcesz to zrobić. - jego głos był śmiertelnie poważny, a postawa jaką przyjął nie była jej znana. Tak poważny bywał bardzo rzadko.
- Słucham? - spytała, odwracając się przodem do Nieskończonego. - Nigdzie nie wracam - odparła stanowczo, a gdyby wzrok mógł zabijać, Yue z pewnością już leżałby martwy.
Zrobił krok do przodu w jej stronę.
- To, że nigdzie - nie - IDZIESZ - powiedział. Atmosfera stawała się napięta. - Widziałem zbyt dużo zgonów. A Tobie nie spadnie ani jeden włosek z główki. Bo wracasz jutro grzecznie do domu.
- Ogłuchłeś podczas swoich wielkich przygód? Powiedziałam, że nie wracam do Minas'Drill i nie będę tego powtarzać trzeci raz!
- Wielkich przygód? To nie jest jakaś zabawa! Tu chodzi o życie! Walka na śmierć i życie. Przestań traktować to jak gre. Jeszcze dziś skontaktuje się z ojcem, by zawrócił Cię do Minas'Drillu. - powiedział na koniec.
Dziewczyna tego nie wytrzymała. Zbliżyła się do Yuego i po chwili po sali, w której nagle zapanowała grobowa cisza, echem rozniósł się dźwięk dłoni uderzającej z impetem o policzek.
- A ty nie traktuj mnie jak niewinną dziewczynkę, która nie potrafi sama o siebie zadbać! - wrzasnęła, odwracając się i ruszyła szybkim krokiem przed siebie. Wszyscy zebrani wpatrywali się w chłopaka, na którego policzku pozostał czerwony, piekący ślad. Wszystkiemu towarzyszył odbijający się echem stukot obcasów Chichiro.
Chłopak nie bronił się przed jej ciosem. W jego głowie huczało od myśli. Upadki. Śmierć. Dziewczyna tam nie pasowała. Gdy oddaliła się wystarczająco, odwrócił się powolnie i podszedł do stołu. Wziął pełny kielich swojego ulubionego wina, wypił na raz i poszedł do swojego pokoju.
 
BoYos jest offline