Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-01-2011, 18:49   #204
echidna
 
echidna's Avatar
 
Reputacja: 1 echidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemu
Inspektor widząc zaistniałą sytuację nie przejął się zbytnio. Kątem oka spojrzał jedynie na Diakona. To oczywiste, że opiekun Fundacji nie dopuści do kaźni. Sam oczywiście też się tego nie dopuści, musi to przecież opisać i przekazać dalej.

- Jon, odłóż to, bo sama zawiążę ci palce na supeł.Ravna podczas odczytywania wyznań Roberta pochylała głowę coraz niżej i niżej, teraz też jej nie podniosła, przełykając pospiesznie gorzkie łzy. – Albo oddaj tę zabawkę – wyciągnęła dłoń, głos miała już mocniejszy – jeśli ma cię kusić. Chcesz go kropnąć nad stołem obrad, nie dopuszczając do głosu? Czy tak się go boisz, że w towarzystwie całej fundacji, musisz trzymać go na muszce? Nie upadlaj jego, siebie i nas. To niepotrzebne. No już, oddaj...

Robert twierdził, że myśl jest szybsza niż słowo, i szybsza niż ręka, Ravna za grosz nie chciała uwierzyć w tę okrągłą i po hermetycku nadętą sentencję, i wtedy, i teraz. Dlatego, oprócz myśli, które mogły sparaliżować palce przed zaciśnięciem się na spuście, ale mogły też odpaść od kości i ścięgien Jona, ześlizgnąć się po wzorcu – oprócz tego szykowała się do może i prostackiego, ale często jakże skutecznego podbicia w górę uzbrojonej dłoni.

Ama zdawała się nie zwracać uwagi na to całe zamieszanie, nawet nie uniosła głowy znad teczki. Jedynie na chwile jej wzrok spoczął na oskarżonym, zaraz jednak opuściła go na splecione dłonie. To nie jej sprawa, przyszła tu, bo nie miała innego wyboru, niech robią co chcą, jeżeli wszystko pójdzie dobrze niedługo już niczym nie będzie musiała się przejmować.

Jon zmieszanym wzrokiem wpatrywał się w dal. Usta miał mocno zaciśnięte. Inni magowie milczeli, acz czuć było wyraźne napędzie. Diakon nic nie mówił. Lekko stukał palcem o trzonek swej laski.

- Nie mam zamiaru go zastrzelić, póki będzie grzeczny. W tej chwili jest wrogiem na terenie fundacji i naszym więźniem. Tacy skurwiele zasługują tylko...

Przerwał. Dalej milczał. Oskarżony w dalszym ciągu się nie odzywał pomimo ogólnego oczekiwania.

- W tej chwili został oskarżony - odparła twardo szamanka. Nie opuściła dłoni wyciągniętej po broń. – Nic jeszcze nie czyni z niego wroga ani więźnia. Nic jeszcze nie przesądza o jego winie prócz twoich słów. Nie będziesz trzymał go na muszce. Oddaj broń, Jon, i powiedz, co masz przeciwko niemu - jej palce otoczyły lufę – Niech się broni, przyznaje lub milczy, według własnej woli. Nie w ten sposób, Jon, nie pod bronią, bo to uwłacza wszystkiemu, czym jesteśmy jako fundacja. Wiesz, że ci na to nie pozwolę.

Jon milczał. Milczał w sposób iście upiorny. Girogirij otworzył usta aby coś rzec, lecz nie uczynił nic. Wtrącił sięDiakon.

- Adeptko, trwa wojna, ludzie giną. Jeśli już teoretyzujesz, to procedura zakłada traktowania podejrzanego z góry jako obiekt wrogi. Między nami – zwrócił się do zbiorowości – Michaił jest winny. Chciałby coś jeszcze rzec?

Chłopakowi popłynęła jedna łza z oka, jedna łza Dołmatowa nim nie ukrył twarzy w dłoniach.

"Więc mają zdrajcę, też mi nowina, jakby od początku nie było to wiadome..." - z tą myślą amerykanka roztarła skroń, unoszącą wzrok na "winnego", choć w jej oczach nie było potępienia. Być może gdyby dokonała innych wyborów byłaby na jego miejscu... Choć zapewne z zupełnie innych niż on powodów. “Ciekawe czy zna tego całego “Jurija”... cóż, jeżeli chcą z niego wydostać informacje będzie można zapytać.” Wzruszając w myślach ramionami ponownie wpatrzyła się w blat.

Przez cały ten czas Natalya nie odezwała się, nawet się nie poruszył i tylko ruch gałek ocznych oraz miarowe unoszenie się klatki piersiowej świadczyły o tym, że żyje. Siedziała sobie z rękoma założonymi na głowę, z wyrazem głębokiego znudzenia na twarzy i kołaczącą się po głowie myślą “Kiedy to się wreszcie skończy?

Wyciągnięta dłoń Ravny zacisnęła się w pięść i opadła, jęknęło drewno stołu. Cała sytuacja zaczynała być coraz bardziej żenująca. Nawet nie z powodu pochlipującego Dołmatowa. Nawet nie z powodu jego zdrady. Zdrady i zdrajcy są wszędzie, istotne, co ci, którzy mają się za "prawowiernych" czynią w ich obliczu. Czy potrafią zachować twarz. W osądzie Ravny Kruki właśnie upadali jako fundacja. Diakon sądzący z góry, jak zwykle rzucający w powietrze krótkie zdania o charakterze prawdy objawionej, bo wytłumaczenie czegokolwiek innym - nie hermetykom - równałoby się przecież zniżaniu do ich marnego poziomu. Do tego wymachujący bronią Jon, ostentacyjnie milcząca Amy i Natalya, której nawet nie chciało się maskować swojego znudzenia. Milczenie innych. Ravna dostrzegła teraz jedną jasną stronę nagłego odmienienia Roberta - nie było go tu teraz, nie musiał patrzeć i słuchać. "I dobrze, serce by mu chyba pękło".

- Moje zdanie jest takie - obróciła się w stronę Diakona, starannie wymawiała każde słowo – że trzymanie go pod bronią nie jest konieczne w naszej sytuacji. Czy uczestnicząc w wojnie, mamy stawać się bydlakami? Dla innych, wobec samych siebie? Czy każdy żołnierz ma być bestią, Aureliuszu? - przymrużyła wściekle oczy, odwróciła się do oskarżonego. – Dołmatow, mów, albo posłuchamy wersji Diakona.

Diakon posłał wymowne spojrzenie w kierunku Abrahama. Wirtualny Adept tylko trochę się rozluźnił, oddalił rękę od broni, lecz ta cały czas leżała kilka centymetrów od jego dłoni, jak widmo śmierci. Mistrz Rasputin westchnął ciężko, naprawdę ciężko, jakby pod ciężarem czegoś nienamacalnego na plecach. Michaił nieśmiało podniósł wzrok. Drżącym, pełnym strachu głosem – i, co bardziej przerażające, tylko strachu, bo poczucie winy, nawet jeśli było, zepchnięte zostało gdzieś głęboko w strachu o swój byt; wszyscy magowie prócz Amy to czuli – odezwał się:

- Zaczęło się dwa miesiące temu. Kazali mi, grozili... Że skrzywdzą babcie. Ale nie mówiłem co się u nas dzieje! Ja tylko... Chcieli adresy, kto gdzie pracuje, kiedy zbiorowo gdzieś wyjeżdżamy... Udawali, że mi płacą...

Przerwał mu Girigorij A Oczmułenkowie? Ich też wydałeś?

Milczenie, milczenie. Spojrzenie strachu w oczach. Wiktoria prychnęła po końsku zaciskając pięść. Rubielewski skrzywił się. Było pewne, wydał. Najciszej siedziała rada fundacji oraz Gustaw, który nie mógł wciąż uwierzyć w to, co się stało z jego mentorem. Michaił przygryzł wargę, perlista kropla krwi spłynęła po brodzie.

- Chcesz coś jeszcze powiedzieć? - zapytał Diakon głosem wciąż słabym, współgrającym ze stanem osłabionego ciała. Michaił spuścił głowę. Szlochał.

W sumie Richy ma racje, biedny dzieciak, cóż w jakiś sposób wszyscy jesteśmy tu ofiarami” – przemknęło przez myśl Amarylis na widok łzy spływającej po policzku chłopaka.

- Pewnie nie słyszałeś, żeby wspominali coś o jakimś Juriju? – odezwała się po chwili unosząc wzrok, w końcu co miała do stracenia, jeśli będą chcieli stracić swojego “zdrajcę”, to raczej drugiej okazji do zadania pytania nie będzie miała. Niespiesznie zaczęła przesuwać kartki szukając fragmentu o domniemanym Technokracie.
- O kkkkim? Nie.

Ravna zdjęła ołowiane spojrzenie z Jona.
- Położenie fundacji jest już im znane, czy to udało ci się zachować dla siebie? - zapytała Dołmatowa, bawiąc się wyprutą z rękawa nitką.
- Nie. Wiedzą tylko, że dysponujemy dwoma węzłami.

Diakon pokręcił głową w dezaprobacie. Wciąż miał oczy wlepione w kartki notatek które czytał.

- Powiedziałeś im o wszystkich? Czy o kimś jeszcze nie wiedzą? Na przykład... - szamanka wskazała głową na najnowszy fundacyjny nabytek – ... o inspektorze?
- Pytali sięMichaił zrobił przerwę, szukał słów – o niego, ale jeszcze wtedy go nie było... Wszyscy.
- Czego nie powiedziałeś? - zapytał Diakon..
- O funkcjonowaniu wewnątrz fundacji i tego, czego nie wiem.

Zamilkł. Wyglądało jakby już nic nie dało się z niego wycisnąć. Girogij mruczał pod nosem po rosyjsku przekleństwa, coś o tym, co można zrobić mężczyźnie z jego jajami skoro i tak ich nie użył. Robił to cichutko, dając upust swemu wzburzeniu.

W tym momencie Nana nie wytrzymała i parsknęła. Najpierw jakby ze wstydem, więc śmiech był zduszony, po chwili jednak zabrzmiał w całej okazałości. Widząc zdziwienie i wzgardę na twarzach swych towarzyszy, odezwała się:

- No co... Dzięki temu przyjemniaczkowie jesteśmy w dupie tak głęboko, że niedługo ujrzymy przełyk. Nie pozostaje nam nic innego jak tylko się z tego śmiać.

Ogólna konsternacja tylko pogłębiła się po śmiechu Nany. Bo o ile dla ludzi z zewnątrz pozostawała wyłącznie przyszła groza, to dla będących tutaj – wspomnienie trupów, śmierci i tego który był chociaż po części winny ofiar. O dziwo Mistrz Rasputin odpowiedział magini delikatnym, trochę smętnym uśmiechem.

- Jest czas na radośćRavna skrobała zawzięcie na kartce wyrwanej z notesu. – I jest czas na smutek.

Podała kartkę Adamowi, gestem wskazała na Diakona. Na złożonym papierze wędrowała może nawet nie sugestia, a pytanie, nakreślone mocnymi, kanciastymi literami.

Ich wtyka, nasze informacje?

Inspektor widząc iż wątek zbliża się do zakończenia postanowił tym razem osobiście poruszyć problem winowajcy..
- Niechybny jest los zdrajcy, nie może polegać ani na swoich, ani na tych, którzy go przekupili. Czasem może jednak odkupić swe winy. Nie mamy bowiem tak dobrej wtyczki wśród Technokratów jak oni u nas do tej pory, ale zawsze można wykorzystać to, że Jon rozpracował tą maskaradę. – Spojrzał na Jona niby z uznaniem, ale jedynie skontrolował, czy broń jest na swoim miejscu. – Jesteś tchórzem Michaile, ale nas będziesz się bał bardziej od Technokracji. My możemy dać Ci życie, a u nich zawsze będziesz popychadłem, pierwszym do usunięcia. Jeżeli reszta się zgodzi, chciałbym byś zajął się dezinformacją. Oczywiście nie licz na wolną rękę. Nie wiem jak Ci grozili, ale jestem gotów osobiście przetrząsnąć całą bibliotekę, byś w chwili zdrady dowiedział się jak wielką moc miały Alekto, Tyzyfone i Megajra, a każdy z tu obecnych przyłoży do tego rękę wspominając poległych towarzyszy. Oczywiście musi to wynikać z twojej skruchy, bo jeśli nie, to zdrajców czeka jeden los.

O ile Ama pokiwała z aprobata głowa słysząc słowa Inspektora na temat “wtyki” u Technokracji, to jednak jego zapewnienia związane z “wszystkimi obecnymi” skwitkowała tylko uniesieniem brwi.

Natalya znów się uśmiechnęła, darowała sobie jednak głośny śmiech, podobnie jak dzielenie się z resztą swoimi przemyśleniami na temat tej „propozycji nie do odrzucenia”. Chcieli zaufać zdrajcy, ich rzecz. Przy odrobinie szczęścia ona i tak nie będzie miała okazji przekonać się, jakie przyniesie to konsekwencje.

* Post jest wynikiem wspólnego wysiłku wszystkich graczy i MG
 
__________________
W każdej kobiecie drzemie wiedźma, trzeba ją tylko w sobie odkryć.
echidna jest offline