Po omówieniu powyższych spraw nadszedł czas na relację, na którą wszyscy - prócz Maeve - czekali z niecierpliwością. Wyprawę Houruna. Amakia porozumiała się wzrokiem z zaklinaczką, a gdy ta potwierdziła, że chce podzielić się z resztą całością historii, skinęła na Espeę i wojowniczka zaczęła mówić. Historia ta zaczęła się niemal rok temu, w chwili gdy Hourun opuścił Maeve. To głównie on był źródłem posiadanych przez Starszyznę informacji. Ich fragmentaryczność zapewne rozczarowała niektórych słuchaczy - jednak elfy nie miały ani prawa, ani obowiązku wypytywać przybyszów o szczegóły, czy też zabraniać im czegokolwiek. Prowodyrem wyprawy był Pathox Vel’te’nel, słoneczny elf z Marathiel. Hourun natknął się na niego poszukując kolejnego zlecenia odpowiedniego dla siebie i swojej towarzyszki; elf szukał zaś doświadczonych czaromiotów. Zadanie wydawało się proste, acz niebezpieczne - pogoń za zabójcą matki Pathoxa. Według szlachcica morderca zwał się Stick i był niebezpiecznym magiem spoza Królestwa, który szukał tu informacji o skarbach Levelionu i Urgulu. W tamtym też kierunku miał podążać pościg. Sama destynacja skłoniłaby Houruna do rezygnacji z zadania, jednakże na nieszczęście jeden z potencjalnych najemników okazał się obdarzony, a jego wróżba (niestety tu nieprzytoczona) skłoniła zaklinacza do podjęcia pracy, w obawie o dobro swej podopiecznej. Wcześniej dla Maeve taka wersja zdarzeń wydawałaby się nieprawdopodobna, gdyż mężczyzna nie przepadał zarówno za nieokreślonymi wieszczbami, jak i służeniu bogom. Jednakże Pathox - podobnie jak inne obecne na spotkaniu elfy (i jak ameetielskie) potraktował słowa wieszcza bardzo poważnie, a ich niezachwiana wiara sprawiła, że Hourun wolał nie ryzykować. Kolejne dekadni grupa spędziła na podróżowaniu i zbieraniu informacji. Jeden z obecnych w drużynie elfów, Elidor, jeszcze pierwszego dnia wysłał wiadomość o przepowiedni i wyprawie do Biblioteki - ku (jak zauważył Hourun) skrywanemu niezadowoleniu Pathoxa. Mężczyznę dziwiło, że po drodze odwiedzali wiele ludzkich dworów. W jednych byli przyjmowani bardziej, w innych mniej przyjaźnie. Sporo czasu spędzili w stolicy, gdzie Vel’te’nel bezskutecznie próbował otrzymać dokładny adres Elethieny Froren. Wyjechał wściekły i ruszyli na północy wschód, potem do Sielskiego Sioła i wreszcie Levelionu, po drodze werbując kolejnych najemników. Elf rozważnie dobierał pracowników, choć nigdy nie brał zorganizowanych drużyn; oraz więcej niż dwóch-trzech osób z jednego miasta. Drużyna była bardzo zróżnicowana zarówno pod względem fachu jak i ras, z przewagą jednak czaromiotów różnego typu. Jednych zachęcał wizją skarbów i potężną zaliczką, u innych - jak u Houruna - grał na poczuciu obowiązku. Zabity w Pyłach mag to nadal niebezpieczny mag, a historia morderstw elfów spędzała sen z powiek wielu osobom. To Hourun nalegał, by zboczyli z drogi i odwiedzili wróża Henryka (Hi’liela, jak nazywały go elfy). Elidor opowiadał o nim wiele dobrego; w czasie podróży obaj mężczyźni zaprzyjaźnili się. To elf właśnie zwrócił uwagę zaklinacza na dziwne zachowania i nieścisłości w opowieściach Pathoxa, wiadomości wysyłane nocą, czy niechęć do powiadamiania Gildii Magów o obcym czarodzieju. Upierał się, że sam chce dorwać Sticka - i Elidor rozumiał, że to sprawa honoru - ale w Darrow kazał im szukać jakiegoś kupca, Arkeha. Hourun podsłuchał kiedyś, jak zostawia listy do wysłania w określonym czasie, mimo że sami jechali w podanych kierunkach. Do elfa często przylatywały magiczne ptaki Qualla - wiadomości, które nie posuwały jednak sprawy na przód, a cel wyprawy był wciąż jeden - Levelion. Dopiero wizyta u Henryka zmieniła nieco obraz rzeczy. Starzec wyraźnie przepowiedział im, że zginą, a na ich ciałach - tu Espea sprawdziła notatki - “zakiełkuje zło, które zapuści korzenie głęboko w stronę księżyca, a zrodzony z niego kryształ wyniesie mrok na wyżyny chwały”. Owa wróżba wywołała wyraźną wściekłość Pathoxa, a kilka osób zwróciło zaliczki i odjechało. Chcąc nie chcąc elf musiał uzupełnić zapasy jedzenia i magii w Atmeeil, tu zaś Elidor i Hourun podzielili się swoimi wątpliwościami z Tyrionem. Elidor ponad to zostawił list zaadresowany do “Scarlet spod Wilczego Lasu oraz Lidii, siostrzenicy Oratisa z Pięciu” - niezbyt dokładny adres, ale jedyny jaki miał. Niestety rozmowę usłyszał siostrzeniec Tyriona - utalentowany kapłan zresztą - który uparł się, że pojedzie w grupie w roli szpiega i nie dał się od tego odwieść. Na takie rozwiązanie nalegał zresztą Hourun, gdyż w grupie nie było żadnego kapłana. Triistil dostał do pomocy dwóch akolitów, którzy dobrowolnie zgłosili się do wyprawy i pojechał. Niestety ani jedna wiadomość nie dotarła do miasta po ich odjeździe. |