Śledztwo posuwało się naprzód, choć zleceniodawca wykazywał alarmujący niepokój, gdy zadawano mu istotne pytania.
Tymczasem nowopoznani bohaterowie mieli chwilę by porozmawiać. Zwiastun podszedł do kominka i odsłonił jedną rękę. -Z chęcią wesprę waszą wesołą kompanie. Jednak musicie wiedzieć że skrywam jeden sekret którego nie chcieli byście poznać. A tym bardziej zobaczyć.
I tu zademonstrował parę niezwyczajnych cech. Ajabu uniósł brew.
- Ekstraordynaryjne – mruknął – Mimowolna pirorezystancja i kriokineza.
Jednak nie tracił rezonu, ze zrozumieniem pokiwał magowi głową i rzekł:
- Przywilejem ludzi barwnych jest posiadać sekrety, a obowiązkiem grzecznych – uszanować je. Jeśli nie pragniesz ujawienia swej tajemnicy, będzie ona przede mną bezpieczna.
W tym momencie elfka zaproponowała: - Wybaczcie również mą zuchwałość , czy któryś ze znajdujących się tu magów posiada umiejętność lub zaklęcie zna które by otwarło to czego oczy nie widzą i czego dotknąć nie można?
Murzyn skierował na nią spojrzenie i przytaknął: - Trafna uwaga, moja damo. Taka sztuka byłaby jak najbardziej na miejscu.
Po czym rozejrzał się po obecnych myśląc. - Państwo wybaczą, że przeproszę ich na chwilę – powiedział z drobnym ukłonem i oddalił się w kąt pokoju.
Do pasa miał przytroczoną torbę widocznie kontrastującą z jego eleganckim strojem. Sakwa prymitywnie wykonana z futra jakiegoś zwierzęcia w biało-czarne pasy była bogato obszyta piórami, drobnymi kośćmi i zasuszonymi pędami. Murzyn sięgnął do środka i wydobył mały listek, który położył sobie na języku. Chwilę żuł przymykając oczy, gdy nagle jego ciało przeszył dreszcz.
- Kumbaya – powiedział cicho.
Zaczął powoli poruszać rękami, niczym niewprawny tancerz jednocześnie recytując – Mzimu Roho Kumbaya. Hoodoo Loa Kumbaya – teraz miał w rękach wykonaną z tykwy grzechotkę, jego ruchy stawały się coraz szybsze, dźwięk instrumentu zaznaczał słowa – Bondye Mungu Kumbaya. Mzimu Roho Hoodoo Loa – Oczy zaszły mu mgłą, ręce poruszały się jak węże, zdawać by się mogło, że stawy czarnoskórego wyginają się w niezgodny z naturą sposób. Zaśpiew wznosił się coraz wyżej – O Kumba Kumbaya! Mchawi Anaomba Kumbaya! – Wykrzyknął, przestał grzechotać, a jego gałki oczne przewróciły się.
Nie słyszał i nie widział, co robią towarzysze. Czarownik opuścił swe ziemskie ciało i wzniósł wysoko wysoko na sawannę pod czarnym niebem, gdzie żyją duchy przodków a sprawy świata widać z innej perspektywy.
__________________ Jestem Polakiem, mam na to papier i cały system zachowań.
Ostatnio edytowane przez JanPolak : 09-01-2011 o 08:30.
Powód: stylistyka
|