Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-01-2011, 17:22   #205
Irmfryd
 
Irmfryd's Avatar
 
Reputacja: 1 Irmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie coś
Kanały … ciemność, szczury, smród fekaliów, rozkładających się cząstek jedzenia, butwiejącego drewna, martwych ciał i ukrytych tajemnic Wolfenburga. Musieli się tu schronić. To miejsce, które miało być kryjówką z każdą uciekającą klepsydrą stawało się grobem. Jasper wiedział, że zabłądzili. Widział oświetloną ostatnią pochodnią twarz Tupika … rozbiegane oczy, mimochodem oblizywane wargi, błysk w oku kiedy natrafiali na prowadzące ku górze schody i trwogi mars na czole gdy okazywało się że przejście jest zablokowane. Błądzili … wracali do rozwidleń, obierali inną drogę. Niestety bezskutecznie. Zupełnie stracili kierunek, nie mieli pojęcia gdzie jest wschód, zachód oraz południe. Na szczęście nie słyszeli odgłosów walki ani triumfalnych krzyków najeźdźców, mogli więc liczyć, że północna część Wolfenburga została z tyłu. Brodzili w czeluściach kanałów, przemoknięci, cuchnący, coraz słabsi.

Jasper spojrzał na słomiane włosy ukochanej. Wciągnął głęboko w nozdrza ich zapach … Z rezygnacją patrzył na Tupika wbiegającego po śliskich stopniach dopiero co odkrytego wyjścia. Jednego z wielu, jakie ostatnio znaleźli. Niestety zapewne jak i pozostałe zagruzowanego od góry. Było mu smutno, mieli cholernego pecha … i to wszystko przez kamień. Gdyby nie on nikt nie uprowadziłby Marietty i nie trafiliby do tego przeklętego miasta w samo serce wojny. Ile razy ryzykowali życiem … jak często przyciągali prześladowców … jak wielu z nich jest … było na ich tropie. Jedynym pocieszeniem dla Jaspera w obecnej sytuacji było możliwość zatarcia za sobą śladów, puszczenia fałszywego tropu no i wreszcie szlag trafił ten cholerny kamień. Teraz tylko wyplątać się cało z tego miasta. I uciekać. Dokąd? Północ … trzeba by być samobójcą. Południe i powrót? Przecież tam jest ścigany. Zachód … wschód … może Kislev? Zresztą jakie to ma znaczenie. I tak wprzódy trzeba wyplątać się z oblężenia a najpierw znaleźć wyjście z labiryntu kanałów.

- Na brodę Markusa, kurwa … ale z nas głupcy – zaklął pod nosem Jasper gdy spojrzał na płynący ściekiem kawałek drewna. Stało się dla niego jasne, że ścieki uchodzą do najniższego punktu, który w tym wypadku stanowił koryto rzeki. Wystarczyło obserwować, w którą stronę płynie woda aby dotrzeć do rzeki. Pierwszy promyk powodzenia zajaśniał w jego głowie. Nie mogło być też żadnej pomyłki. Źle postąpili na samym początku. Miast obserwować szukali wyjścia kierując się … właśnie czym?

Tymczasem Tupik nie wracał. Znaczyło to, że albo znalazł wyjście … mało prawdopodobne … albo mozoli się z przywalonym włazem. Nagle do uszu Jaspera doszedł zgrzyt. Czyżby Niziołek znalazł wyjście … czy też raczej wyjście znalazło ich? Pełen nadziei Jasper z uwieszoną na szyi Mariettą ruszył po oślizgłych stopniach w kierunku odgłosu. Nie wierzył własnym oczom. Szarpany przez Tupika właz puszczał. Ciemnowłosy patrzył ku górze. Widział prostokątną kamienną płytę z przymocowanymi od spodu dwoma metalowymi okrągłymi uchwytami. W razie czego – pomyślał … jeśli na górze będzie kocioł można w uchwyty wsadzić kawałek deski uniemożliwiając poderwanie klapy z góry.

Nie będzie żadnego w razie czego … nie może być … wszystko będzie dobrze … znaleźliśmy wyjście … a potem znajdziemy drogę do opuszczenia miasta … tak jak zrobiliśmy to we młynie … - powtarzał w myślach Jasper. Teraz już będzie wszystko dobrze … musi być dobrze …
 
Irmfryd jest offline