Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-01-2011, 19:03   #84
Johan Watherman
Moderator
 
Johan Watherman's Avatar
 
Reputacja: 1 Johan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputację
Iblis pozostawał naprawdę zmieszany. Na pewno chciał odzyskać swą własność... W tej chwili ponownie wejście w posiadanie siostry Manfreda i ocalenie własnej skóry – to pozostawało priorytetami. Cóż, miał pewien emocjonalny stosunek do Anastazji. Stanowczo za często towarzyszył mu gniew. Ten ognisty gniew, nie pasja która ogniem zamiecie świat i stworzy piekło, a zwykły, zwierzęcy, krwawy gniew. Nie cieszyło to wampira. Ciemność miała zawsze być czysta. Zimna. Spokojna. Wielcy zawsze są spokojni. Ale ogień, ogień, nie morze! Powtarzał w myślach szaleniec ciągle słysząc odpowiedź rwącej wody.
Tak, drobna kobieta. Iblis nie potrzebował objawień, przybycia aniołów. Nie potrzebował, chciaż widział aniołów na niebie i siódmych trąb brzmienia. Nie potrzebowski ściekającej po drodze w jego szaleńczej wizji, purpury na krzewach i śpiewu. Drobny ślad stup. Małe stópki. Ślad broni na ziemi. Porwanie Anastazji. ”A masz ci krowę chędożoną, pies zajebał w ciemnym lesie, pod starym dębem!” – zaklną w myślach Iblis pewien z kim ma do czynienia. Do całej kampanii Dante Sorel, głupiec w mniemaniu Iblisa. Jak wszyscy jego rodzaju. I oczywiście kulka gnijącego mięsa. Bo tylko tak mógł określić trzeciego jeźdźca. Wszyscy trzej mieli zielone oczy. Nie sądził aby kobieta porywała Anastazje samodzielnie, tacy jak ona raczej nie łamią ram pracy. To znaczyło jedno. Za porwaniem Anastazji stał Celestin. Ten parszywiec! Iblis poczuł na skórze bryzę morską. Wraz z szumem w głowie tworzyło to naprawdę podłe, irytujące wrażenia zmysłowe.
Iblis zawsze myślał dość szybko. Może nie miał refleksu godnego niepozazdroszczenia lecz zazwyczaj to ciało nie nadążało z myślą. Wyszedł z ukrycie. Nie wyskoczył, po prostu wyszedł rozpościerając dłonie. I czuł jak nigdy w tej dekadzie czarne, smoliste skrzydła ciążące mu u barków, lecz ciążące przyjemnie, czuł żar pod skóra i ziąb nad nią. Kiedy tak po prostu wyszedł, mroźny wicher przetrwał oblicza wszystkich. Tak przychodził Iblis, wampir od którego czuć było złem.


Najpierw wzrok skierował na drobną kobietę. Uśmiechnął się diabelnie, w taki sposób jaki zwykły człowiek wystraszyłby się. W sposób mówiący, że ja wiem, więcej niżeli widzisz, bo my, Malkavianie jesteśmy niosącymi światło. Odezwał się do niej i tylko do niej.

-Za słuszne uznasz - dokonane;
Możliwe tylko - nazwiesz złem.
I nie obudzi Cię nad ranem
Wątpliwość, która targa snem.
Iblis wpadł w coraz większe tempo mowy, jak wystrzały z cięciwy wprawne łucznika.
-Rozważysz wszystko na swą korzyść,
Co panów twych korzyścią jest.
Nie zdarzy się, ażeby ożył
Ten, komu ty przeznaczysz kres.
Przerwa, krótka przerwa na oddech śmiertelnych i znowu, cichutko.
-Pogardzisz katem i ofiarą,
Dla Ciebie z obu płynie zysk.
Kara - jedyną twoją wiarą,
Wyrok - stalówki krótki błysk.
Klasnął w dłonie nagle. Szybko obrócił się w stronę Dantego, spoglądając nań ukosem. Do niego zwrócił się spokojnie, palcem wykazując jego pierś.
-Powróci wystrzelona strzała,
Nie będziesz wiedział kiedy - skąd.
Że za nic miałeś ofiar ciała,
Za nic policzą skórę twą.
Mogiły znaczą twoją drogę,
Lecz z krzyżem rzadko która z nich.
Przekładasz wszystkożerny ogień
Nad twarzą w twarz uczciwy sztych.
Kochasz fanfary i rozkazy,
Bo nie rozumiesz sensu słów.
Słowo kamieniem jest obrazy,
Więc masz kolekcję niemych głów.
Ostatnie słowa akcentował mocniej, tak, że głów wydało się rozciągniętym”główww”. Spojrzał spokojnie na ostatniego z jeźdźców, uczynił parę kroków. Świat śpiewał dla Iblisa, harfy na niebie grały, pora na czarnych skrzydłach trzepotały.
-Ty... Znam Cię. Znam, opowiadały mi gwiazdy podczas swego lotu. Tak, pamiętam tą pieśń. Jak to było?
-Przed wszystkim cofaj się przezornie,
Nic nie jest tym, czym miało być.
Groźne - co zdaje się bezbronne,
Siła się umie w słabym skryć.
Przyjaciół nie masz, mieć nie będziesz
Z wrogów najgorszych - to ty sam.
Niebezpieczeństwa szukasz wszędzie,
Tylko nie tam, gdzie jest - nie tam.
Stamtąd też koniec twój nadejdzie
Niesławny, jak dni twoich bieg.
I nikt ci nie pomoże w biedzie,
Z którą na ciebie czeka Brzeg.

Następnie Iblis raz jeszcze zrobił zadziorną minę acz minę kogoś wiedzącego. Spojrzał na nich wzrokiem złym, acz odrobinę zbłąkanym. Na pewno ich zdezorientował, acz sam był równie splątany. Rzucił pokątne spojrzenie na księcia.

-Tak śpiewały gwiazdy. Mówiąc szczerze, tak śpiewały gwiazdy Celestina gotując się do spalenia wam łbów. Mistrz zmartwychwstały chyba nie wyraził się jasno?

Iblis nie miał zamiaru powtarzać jaki sposób nie wyraził się jasno – tak robią tylko nędzni kłamcy. Nie miał zamiaru się zbytnio panoszyć. Uważał, że mit Malkavianów, słowa które podeszły mu z głębi serca i śpiewu nieba który dalej słyszał w swym wielkim szaleństwie – wystarczy. Ich zaskoczenie. Chciał pokierować ich losami.
Prawdę powiedziawszy, sam nie wiedział jeszcze jak. Ideałem byłoby maznąć księcia we własnej ciemnicy. Lecz nawet ten pomysł nie podobał się Iblisowi.

*fragmenty wierszy Kaczmarskiego z tomiku „Mój Zodiak”
 
__________________
Otium sine litteris mors est et hominis vivi sepultura.
Johan Watherman jest offline